15. MROCZNY TUNEL
Harry był słaby. I chory. I wyjątkowo odrętwiały. Jakby wyciśnięto z niego wszystkie jego siły. Całe jego życie wydawało się takie nierzeczywiste, takie inne... Starał się udawać, że wszystko było w porządku, ale, oczywiście, nikt mu nie wierzył i wszędzie, gdzie szedł, podążały za nim zmartwione spojrzenia, a to również było denerwujące...
Powrócił na lekcje kilka dni później niż jego koledzy, ale nie potrafił znaleźć sobie na nich miejsca. Nie potrafił się skoncentrować. Nigdzie nie było Dumbledore'a. A jego nieobecność była dla Harry'ego nie do zniesienia. Czuł wewnątrz olbrzymią dziurę, jakby wszystko nagle okazało się bezcelowe - i być może naprawdę wszystko takie się stało. Jaka nadzieja im teraz pozostała? Jaką pomoc mogli teraz otrzymać?
Jak Dumbledore mógł zginąć w taki sposób? Miał być największym czarodziejem stulecia! Miał być w stanie obronić się przed całą armią Śmierciożerców! A nawet więcej - pokonać ich!
Ale on... on po prostu umarł. W bólu. Bez prawdziwej walki, prawdziwego oporu. I nawet pozwolił, aby Remus umarł przy jego boku. Jak on mógł...?
Mimo tych wszystkich śmierci, które Harry widział poprzez swoje połączenie z Voldemortem, nie był w stanie przyzwyczaić się do oglądania, jak ludzie umierają. A śmierć Remusa Lupina i Albusa Dumbledore'a ciążyła jeszcze bardziej na jego ramionach, jego duszy.
Pragnął, aby żyli. By byli tutaj, ze wszystkimi, którzy ich kochali i potrzebowali.
Harry zauważył, że nie jest w stanie spoglądać na główny stół w Wielkim Hallu, chociaż krzesło Dumbledore'a nie pozostało puste. Profesor McGonagall, jako wicedyrektorka szybko zajęła jego miejsce. Jak dla Harry'ego zbyt szybko, ale Hermiona zgodziła się z profesor: życie musi się toczyć dalej.
- Minęły już ponad dwa tygodnie od pogrzebu profesora Dumbledore'a - powiedziała kiedyś cicho Harry'emu, kiedy siedzieli razem w bibliotece. - Uczniowie, szkoła... potrzebują kogoś, kto tym wszystkim pokieruje.
Miała rację, Harry dobrze o tym wiedział, ale to wcale nie zmniejszyło jego złych przeczuć w stosunku po nauczycielki Transmutacji. Chociaż nie miała zostać nauczycielką Transmutacji na długo: Zarząd miał zamiar awansować ją na Dyrektorkę Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
Harry był całkowicie zagubiony w myślach. Jeśli Zarząd wyznaczy McGonagall, to będą potrzebowali nowego nauczyciela Transmutacji, a Harry nie czuł się gotowy na spotkanie z nową osobą, która go nie znała i która będzie do niego miała jakieś uprzedzenia czy wymagania... Nie lubił zmian. Chciał, aby wszystko pozostało tak jak było wcześniej, ale w głębi duszy wiedział, że nic nie będzie takie samo, już nigdy...
Podniecony gwar wytrącił go z zamyślenia.
- Co mogło się stać? - zapytała Parvati Neville'a, nie próbując nawet szeptać. - Lekcja powinna się zacząć ponad dziesięć minut temu, a profesor Noir nadal tutaj nie ma!
To było dziwne, naprawdę. Zazwyczaj ich młoda nauczycielka była co najmniej tak punktualna jak profesorka Transmutacji. Nigdy się nie spóźniała, nawet minutę, nie mówiąc już o dziesięciu!
Złe przeczucie ścisnęło Harry'ego za gardło. Podejrzewał, że to mogło mieć coś wspólnego ze śmiercią Dumbledore'a.
A wtedy drzwi otworzyły się z głośnym hukiem i do klasy wmaszerował Severus, w bardzo nędznym nastroju.
- Otwórzcie swoje książki na stronie 122. Zróbcie notatki - burknął, w jego głosie był wyraźnie słyszalny gniew.
Po pierwszej chwili szoku i ciszy, wszyscy poruszyli się by wykonać polecenie najmniej lubianego nauczyciela, nie chcąc irytować go jeszcze bardziej. Tylko Harry siedział nieruchomo.
- Co się stało z profesor Noir? - zapytał spokojnie, ale doskonale słyszalnym głosem.
Kiedy pytanie opuściło jego usta, nagle uderzyła go niezwykła dziwaczność sytuacji. To przypomniało mu inną lekcję Obrony, kiedy nie było Lupina (na myśl o Remusie serce ścisnęło mu się jeszcze bardziej, i coś zaczęło szczypać go w oczach) a on zapytał Snape'a - Severusa Snape'a, poprawił się w myśli - o swojego ulubionego nauczyciela. Wtedy jego pytanie pociągnęło za sobą utratę wielu punktów i grubiańskie słowa. Teraz sytuacja była nieco inna.
Mistrz Eliksirów odwrócił się do niego, wstrząśnięty.
- Jesteś tutaj...? - Było to na wpół pytanie, na wpół stwierdzenie, ale w następnej chwili zrozumienie pojawiło się na jego twarzy. - Och - dodał. - Jesteś przecież w Zaawansowanej Obronie...
W klasie zrobiło się bardzo cicho i wszyscy patrzyli na nich z ciekawością. Co Snape zrobi Harry'emu? Snape, wprost przeciwnie do oczekiwań, nie zrobił nic wstrętnego, westchnął tylko.
- Nie mogła przyjść - odrzekł i, o dziwo, nie odjął żadnych punktów.
- Dlaczego? - zapytał oschle Harry. Nie imponowała mu spokojna postawa Mistrza Eliksirów.
- Oficjalne interesy - odpowiedział Severus, nadal spokojnie. - Ale teraz rób notatki.
- Ministerstwo? - nalegał Harry.
- Panie Snape - z ust ich nauczyciela eliksirów to imię brzmiało więcej niż dziwnie - to jest lekcja. Otwórz książkę i zrób notatki.
Przez chwilę patrzyli na siebie, tocząc wojnę na spojrzenia. Później Severus opuścił oczy i dodał bardzo, bardzo cicho "proszę".
Słysząc proszący ton, Harry nie opierał się już dłużej. Otworzył podręcznik i przebiegł oczami po wersach, jednak nawet ich nie widział, myślami był gdzie indziej.
Coś się stało. Coś przerażającego i nieodwracalnego, czuł to w kościach. I Severus był taki dziwny... taki cichy i ostrożny; ostrość, z jaką wszedł do klasy, zniknęła natychmiast, kiedy zauważył obecność Harry'ego. Harry nie wiedział, co o tym sądzić. Przyglądał się ostrożnie swojemu wujowi, szukając jakichś znaków, które pomogłyby mu zrozumieć, ale mężczyzna usiadł za stołem nauczycielskim i przeglądał w milczeniu notatki nauczycielki. To sprawiło, że Harry zrobił się jeszcze bardziej nerwowy. Implikacje zachowania Severusa były oczywiste. Mężczyzna studiował notatki koleżanki, ponieważ ona miała nie wrócić. Harry poczuł, jak ręce mu drżą.
Po lekcji pozostał z tyłu. Czekał, aż wszyscy wyjdą z sali i niepewnie podszedł do stołu nauczycielskiego.
- Proszę pana..? - zapytał uprzejmym tonem.
Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony niepewnymi słowami Harry'ego.
- Tak? - odparł zmęczonym głosem.
- Co się stało z profesor Noir?
- Aresztowało ją Ministerstwo. Pod zarzutem zdradzenia Lupina i dyrektora.
Harry prawie upadł.
- Ale... to nie była ona! Gdyby Remus nie dał jej swojego portkey'a, to zginęłaby razem z dyrektorem!
Stali po przeciwnych stronach biurka, twarzą w twarz, bez typowej między nimi animozji. Ani Harry, ani Severus nie patrzyli na siebie gniewnie, stali tylko w jakby towarzyskiej ciszy. Wreszcie Severus odezwał się:
- Wiem. Ale nie mamy żadnego dowodu. A polityczne reperkusje były zbyt silne. Patil musiał coś zrobić.
- Rozumiem... - głos Harry'ego ucichł.
Severus obszedł biurko i podszedł do Harry'ego.
- Dobrze się czujesz? - zapytał lekko zmartwionym głosem. Harry cofnął się.
- Oczywiście. - Chłód powrócił do jego głosu. - Nigdy nie było lepiej - dodał i szybkim krokiem wyszedł z klasy.
-----
Był taki zagubiony... Ministerstwo aresztowało profesor Noir i Harry naprawdę
rozumiał motywy ministra. Musiał zrobić coś, aby uspokoić społeczeństwo
czarodziejów. Śmierć Dumbledore'a była dla wielu niewyobrażalnie wielkim
szokiem: wiele rodzin nie czystej krwi zdecydowało się opuścić kraj; chaos był
zbyt ogromny i jeszcze się tylko powiększał, więc Patil, oczywiście, nie chciał
aby Ministerstwo wyglądało na bezsilne. Musiał coś zrobić, więc aresztował
profesor Noir - i tak była najbardziej podejrzaną osobą. Ale ona nie mogła być
zdrajczynią - nie było jej w szkole i Zakonie w zeszłym roku, a on, Severus i
nawet dyrektor wiedzieli, że zdrajca jest cały czas pomiędzy nimi. Harry po
prostu nie mógł w to uwierzyć. Ona była w Zakonie tylko przez kilka miesięcy,
niemożliwe było, aby Dumbledore wyznaczył ją na strażnika sekretu.
Strażnik sekretu, rzeczywiście. Czasami Harry nienawidził tych wszystkich sekretów, ale potrafił zrozumieć powody. W organizacji był szpieg i Dumbledore nie wiedział już, komu ufać. To było głównym powodem, że zatrzymał w tajemnicy tożsamość strażnika sekretu. To musiał być ktoś, komu dyrektor ufał bez zastrzeżeń, ale w Zakonie było zbyt wiele podejrzanych osób. A on po prostu nie mógł zdecydować się, kogo podejrzewać. Profesor McGonagall? Był przyjaciółką dyrektora zbyt długo i to samo dotyczyło profesora Flitwicka oraz Sprout. Trelawney była zbyt głupia do tej roli - a szczerze mówiąc, Harry nie wiedział kto dokładnie spośród nauczycieli Hogwartu był również członkiem Zakonu. A może nie było konieczne, aby strażnik sekretu był członkiem Zakonu?
Harry był tak bardzo zajęty tą myślą, że prawie przegapił posiłek. To Ron zaciągnął go do stołu a Hermiona pomogła mu znaleźć sale na następne zajęcia. Pod koniec dnia miał gotowy plan: spróbuje porozmawiać z osobami przeprowadzającymi dochodzenie i zaoferuje swoje zeznanie pod wpływem Veritaserum. Będą zmuszeni zostawić Noir w spokoju, albo przynajmniej nie będą mieć wystarczających dowodów, by nadal trzymać ją w areszcie. Kiedy już zdecydował co robić, zaczął działać bez dłuższego wahania i przed pójściem do łóżka napisał do samego ministra list, w którym oferował swoją pomoc w oczyszczeniu Noir z ciążących na niej zarzutów. Kiedy list był już gotowy, odbył mały spacer do sowiarni i dał list Arturowi (Harry nie odebrał Hedwigi Hermionie, po tym jak ujawniono jego tożsamość: jego śnieżna sowa przywiązała się do dziewczyny, i pomyślał, że lepiej to tak zostawić). Duża, brązowa sowa zahukała, kiedy zobaczyła chłopca i rozciągnęła skrzydła z zadowolenia.
- Artur, zabierz ten list do Ministra, osobiście. Nie musisz czekać na odpowiedź.
Sowa zahukała ponownie i wyleciała przez okno. Kiedy Harry patrzył za nią, przypomniały mu się zeszłoroczne Święta Bożego Narodzenia w Snape Manor, jego najlepsze Święta Bożego Narodzenia - z Syriuszem, Remusem i Severusem, pamiętał jak Severus pozwolił nazywać się tatą, ale od tamtego czasu wszystko się zmieniło... Hermiona straciła rodziców, Weasley'owie utracili Freda, Syriusz nie był już czarodziejem, Remus zginął, a Severus stracił swoje wspomnienia... Wojna była okrutna dla wszystkich, ale wiele razy Harry czuł, że dla niego była najokrutniejsza. Teraz kobieta, którą lubił, również odeszła, i mógł mieć tylko nadzieję, że jego list jednak coś wskóra.
W tym momencie Harry zdecydował, że zakończy tę wojnę najszybciej, jak to tylko możliwe. Tak, nie chciał umierać, ale jego wahanie zwiększało tylko liczbę ofiar każdego dnia, a jeśli i tak musiał zginąć, to nie było sensu tego odkładać. Nadal miał pozwolenie Noir na korzystanie z Zakazanej Części Biblioteki i musiał się śpieszyć. Czas nie był po jego stronie.
Ale jeszcze nie tego wieczora. Był zbyt zmęczony, aby się uczyć, by robić badania. Powoli wrócił do swojego pokoju, do swojego łóżka. Eliksir Bezsennego Snu stał na stoliku nocnym, czekając na niego. Harry usiadł na łóżku i wpatrywał się w małą buteleczkę.
To była bitwa, którą toczył każdej nocy.
To była bitwa, którą przegrywał każdej nocy, od kiedy obudził się ze śpiączki po śmierci dyrektora i Lupina. Była druga połowa stycznia. Minął ponad miesiąc, odkąd zaczął brać eliksir przed snem. Ale nie był pewny, czy nadal był w pierwszym stadium uzależnienia. Niespiesznie dotykał palcami fiolki. Nie chciał brać eliksiru.
Ale... nie był pewny, czy mógłby go nie wziąć.
A przede wszystkim, nie był pewny, czy był gotowy na kolejne spotkanie we śnie z Voldemortem.
-----
- Quiet, Quiet! Czytałeś to? - Hermiona krzyknęła tak głośno i nagle, że Harry
podskoczył, zaskoczony.
Hermiona zazwyczaj nie krzyczała, zwłaszcza w bibliotece. Musiało się zdarzyć coś wstrętnego albo ważnego, skoro krzyczała. Podniósł oczy znad eseju, który pisał dla McGonagall - albo lepiej powiedzieć: dla następcy McGonagall, ponieważ ona, jako dyrektorka nie będzie już więcej uczyć - i spojrzał na Hermionę.
- Co się stało? - zapytał i ziewnął. Hermiona nie odpowiedziała, tylko wyciągnęła rękę i wręczyła Harry'emu numer specjalny Proroka Codziennego. - Och, nie - jęknął Harry, zanim otworzył gazetę. - Powiedz, że to nie Rita Skeeter, proszę.
- To ona - burknęła krótko Hermiona.
Harry odsunął książkę i przyjrzał się bliżej pierwszej stronie. "KTO JEST ODPOWIEDZIALNY?" napisano na niej wielkimi literami, a poniżej było zdjęcie z uroczystości pogrzebowej.
- Voldemort - wysyczał gniewnie Harry poprzez zaciśnięte zęby.
- Słucham?
Harry odwrócił się do dziewczyny.
- Powiedziałem: Voldemort. Ponieważ to on jest odpowiedzialny, jeśli ta obłąkana kobieta chce właściwej odpowiedzi na swoje pytanie.
- Cóż, ona ma inne zdanie - Hermiona kaszlnęła i usiadła na krześle obok Harry'ego. - Czytaj. Po prostu czytaj, a sam zobaczysz. - Dłonie jej drżały.
Harry spojrzał ponownie na gazetę, ale nie zajęło mu długo zrozumienie gniewu Hermiony. Puste oskarżenia, wyolbrzymione stwierdzenia, jednostronne opinie, jak zawsze. Ale cel autorki był oczywisty: pozbyć się ministra magii na dobre. Pod koniec artykułu sam również kipiał z gniewu.
- Nie wiem co myśleć - powiedział, kiedy skończył - ale mam wrażenie, że nie napisała tego z własnej inicjatywy. Ktoś ją do tego zmusił, albo szantażował, nie wiem, ale... to trochę niepodobne do niej. Atakować Ministra Magii...
- To samo pomyślałam - przytaknęła ponuro Hermiona. - I to bardzo niepodobne do Proroka wypuszczać numer specjalny i atakować w nim Ministra Magii...
Oboje siedzieli w ciszy.
- Mam złe przeczucie - powiedziała nagle Hermiona. - Nie wiem, jaka będzie reakcja Patila na ich oskarżenia, ale obawiam się, że złoży rezygnację...
- Och, daj spokój, Hermiona, to tylko artykuł - Harry spróbował poprawić jej humor, ale bez skutku.
- Jego najbardziej prawdopodobnym następcą będzie Amos Diggory - powiedziała spokojnie. Zbyt spokojnie.
Na wspomniane nazwisko Harry zadrżał.
- Ojciec Cedrika... - wymamrotał.
- I również przywódca bardzo dużej partii, która chce bardziej zdecydowanych akcji przeciwko Voldemortowi i jego sprzymierzeńcom. Oskarżają Patila, że jest zbyt słaby, waha się i jest zbyt defensywny. Mówią, że ministerstwo powinno być bardziej zdecydowane. Chcą kogoś silniejszego, kto będzie działał bez wahania...
- Więc chcą dyktatora... - wymamrotał Harry.
- ... i chcą, aby był nim Amos Diggory - dokończyła Hermiona.
- Pięknie. Dyktatura jak za poprzedniej wojny.
- Dokładnie. Mówią, że w tym momencie czarodziejski świat potrzebuje silnego, rezolutnego przywódcy.
Harry westchnął.
- A kto był wtedy ministrem?
- Mercury McGonagall - odpowiedziała natychmiast Hermiona.
Oczy Harry'ego zrobiły się wielkie z zaskoczenia.
- On był ojcem profesor? - zapytał.
- Och nie - Hermiona uśmiechnęła się lekko. - Był jej mężem.
- Och, mój Boże... - Harry'ego tak zatkało, że nie mógł nawet przełknąć. - A... co się z im stało?
- Wycofał się niedługo po tym, jak upadł Voldemort. Powiedział, że wojna nareszcie się skończyła i że nie jest już dłużej potrzebny. Nie był zbyt popularnym politykiem. To on ustanowił te sądy, które wysłały setki czarodziejów do więzienia bez właściwych procesów, a wielu później okazało się niewinnymi, jak Syriusz czy ojciec Terry'ego Boota... Później starał się wytłumaczyć swoje czyny, mówił, że była wojna, że jego jedynym celem była ochrona czarodziejskiego świata i takie tam...
Harry przytaknął cicho. Kilka minut później przyszła mu do głowy pewna myśl.
- Nadal żyje?
Hermiona wzruszyła ramionami.
- Nie czytałam nigdzie o jego śmierci, więc...
- Wspiera partię Diggory'ego. - Pojawienie się Rona było naprawdę nagłe. Harry i Hermiona odwrócili głowy w jego stronę, zaskoczeni. - Tata myśli, że to on jest prawdziwym przywódcą partii, a Amos Diggory to tylko marionetka w jego rękach. Ale z powodu swojej reputacji nie chce się pokazywać publicznie.
- A co z profesor McGonagall? - zapytała nagle Hermiona. - Nie wygląda na taki... agresywny typ.
Ron uśmiechnął się szeroko.
- Pytałem tatę o to samo. Powiedział mi, że rozwiedli się, kiedy profesor zaczęła pracować w Hogwarcie. W tamtym czasie Dumbledore był jego największym przeciwnikiem politycznym...
Uwaga Harry'ego odpłynęła. Jego myśli wędrowały wokół faktu, o którym dowiedział się kilka minut wcześniej. Jego profesor została nauczycielem w Hogwarcie, kiedy jej mąż był ministrem magii. Teraz profesor miała zostać dyrektorem szkoły, drugą osobą na liście najważniejszych osób, zaraz za ministrem, a jej mąż, czy raczej ex-mąż, miał znowu wrócić do ministerstwa... To był zbieg okoliczności, czy coś więcej?
To pytanie nie miało opuścić go do końca tygodnia, i nawet inne, nie mniej ważne wydarzenia, nie były w stanie odsunąć od tego jego myśli, chociaż wydarzyło się sporo nieoczekiwanych rzeczy. Jedną z nich było zatrudnienie nowego nauczyciela Transmutacji - Harry prawie zaczął skakać z radości, kiedy zobaczył Fletchera siedzącego na starym miejscu profesora Flitwicka, mały profesor Zaklęć przesiadł się bliżej dyrektorki, jako nowy wicedyrektor. Tożsamość innego nowego nauczyciela - nie nauczyciela, tylko adiunkta, natychmiast poprawiła go Hermiona - była więcej niż zaskakująca.
- I chcę powitać George'a Weasley'a, który będzie w przyszłości pomagał profesorowi Snape'owi, ponieważ profesor Snape zajmie się lekcjami profesor Noir, dopóki ona nie powróci... - Aplauz, który wybuchł w tym momencie, zmusił nową dyrektorkę do zamilknięcia. Później tego dnia, Harry dowiedział się, że George był nowym strażnikiem sekretu Syriusza i Ani.
- Naprawdę? - zapytał poważnie wyglądającego chłopaka, czy raczej mężczyzny. - Ale dlaczego? To znaczy: dlaczego ty?
George wzruszył ramionami.
- Ponieważ jestem dość bezpieczny w Hogwarcie, a Syriusz i ta dziewczynka potrzebują ochrony. Kiedy Snape zarekomendował mnie Zarządowi, wiesz: Fred i ja zawsze byliśmy całkiem dobrzy z Eliksirów, oni mnie zaakceptowali jako jego asystenta, a dyrektorka pomyślała, że najlepiej będzie jeśli zostanę nowym strażnikiem sekretu. Zgodziłem się. To dlatego.
Nagle dwa różne uczucia ogarnęły Harry'ego. Pierwszym był strach: McGonagall wiedziała, że George został strażnikiem sekretu, a nawet więcej: to ona to zasugerowała. Drugie nie było tak bezinteresowne: była nim zazdrość. Harry był zazdrosny o George'a, ponieważ Severus go zarekomendował, zaakceptował go publicznie, podczas gdy on, Harry, nadal był odrzucony, oficjalnie i publicznie...
Zadrżał z frustracji, nie mógł nic na to poradzić i odszedł najszybciej jak mógł. Chciał być sam.
-----
Severus panikował, był naprawdę przerażony.
- Ależ Minervo! Musimy coś zrobić!
- Severus, spróbuj się uspokoić, proszę. Myślę, że wypuszczą Harry'ego dzisiaj, może jutro, a my nie możemy nic teraz zrobić...
- Minervo, nie mówisz poważnie! Znasz Amosa, znasz Mercurego! Amos obwinia Harry'ego o śmierć swojego syna, a Mercury nienawidzi wszystkiego, co jest związane z tobą, czy ze mną! - krzyczał Severus, włosy falowały wokół jego głowy, kiedy chodził przy kominku. - Widzisz, co się stało w ciągu ostatnich dwóch tygodni, od kiedy zajęli ministerstwo! Uznali Armenę za winną, zamienili ją w charłaka jak Blacka, i wtrącili do Liberty! Jej proces był farsą! A kiedy Harry chciał ją bronić, nazwali go jej wspólnikiem i natychmiast go aresztowali...
McGonagall zamknęła oczy z rozpaczy.
- To był jego błąd, że zamieścił swoją opinię w gazecie...
- Patil powiedział mi, że chłopak wysłał najpierw list do niego. Dopiero po jego rezygnacji Harry wysłał ten przeklęty list do Proroka Codziennego!
- Nie wiem, co możemy zrobić, Severusie. Nie wiem, czy chcą procesu, a jeśli odpowiedź brzmi tak, to kiedy...
- Ale oni przyjęli z powrotem wielu Aurorów! Tych Aurorów, którzy zostali zwolnieni, kiedy Arcus został ministrem! Tych BYDLAKÓW, Minervo!
- Severusie! Uspokój się, proszę. Nie sądzę, aby skrzywdzili Harry'ego. A krzyczenie na mnie nie pomoże. Teraz nie możemy nic zrobić. Wiesz o tym.
Severus osunął się na sofę.
- Nie chcę tego wiedzieć, Minervo.
Nie chciał się zgodzić. Chciał coś zrobić, iść, krzyczeć, bić się, jeśli to byłoby potrzebne. Nie chciał, aby chłopak został w tamtym miejscu choćby godzinę dłużej. Severus spędził tam ponad cztery miesiące. Cztery miesiące psychicznych i fizycznych tortur, strachu, bólu... A teraz chłopak był sam na sam z tymi bydlakami, jak on przed laty - ale Harry z całkiem błahego powodu. On, Severus, był niezaprzeczalnie winny tych przeraźliwych zbrodni, o które był oskarżony, ale Harry był niewinny. Ukrył twarz w dłoniach.
- Chcesz, aby się stamtąd wydostał - powiedziała łagodnie kobieta.
- Wiesz, miałaś rację, Minervo, kiedy nazwałaś mnie głupcem - wymamrotał. - Byłem głupcem, kiedy wyrzuciłem chłopaka. Już żałuję tego, od dawna. Ale on nie chce mi wybaczyć, a ja mogę to zrozumieć. A teraz nie mogę mu pomóc.
Poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu.
- Kochasz go, Severusie?
Mistrz Eliksirów przełknął.
- Nie wiem, Minervo. Czuję niepokój. Jestem przerażony. Chcę, żeby był tutaj, żeby był bezczelny i nieznośny, ale był tutaj, gdzie mogę go widzieć, gdzie będę wiedział, że jest bezpieczny...
Cisza.
- Syriusz powiedział mi, że odwiedziłeś Harry'ego w skrzydle szpitalnym. Że zaoferowałeś opiekę nad nim podczas przygotowań do pogrzebu.
Severus podniósł głowę.
- Nie mógł pozostać w skrzydle szpitalnym, Minervo. Kostnica...
- Wiem - przytaknęła dyrektorka. - Ale Syriusz dobrze zająłby się Harrym.
- Taak... - ponownie ukrył twarz. Nie chciał, aby kobieta dostrzegła jego słabość. - Byłem przerażony, że nigdy nie będzie normalny... Taka ilość Cruciatus...
- Zależy ci na nim, Severusie.
Ale wtedy Severus nie potrzebował słów dyrektorki. Kiedy przypomniał sobie widok nieprzytomnego chłopca, leżącego znowu na łóżku w ambulatorium, a później na jego łóżku w lochach, i serce ściskające się z lęku i zmartwienia, wiedział. Zależało mu na chłopaku, nawet bardzo.
Uczucie wydawało się dość nowe i jednocześnie wyjątkowo znajome.
Chciał, aby Harry wrócił. Wrócił w każdym sensie tego słowa: wrócił do szkoły, wrócił do jego życia, do jego rodziny... Wrócił. By Severus go zatrzymał i pilnował. By pomagał mu dorastać, żeby był obecny, kiedy chłopak się ustatkuje, by pomóc mu, kiedy tylko będzie potrzebował pomocy... To uczucie wybuchło w nim, a może po prostu rozumiał to nagle?
Wszedł zamyślony do swojego gabinetu. Był tak pogrążony w myślach, że nawet nie zauważył, że był tam George, zauważył go dopiero wtedy, kiedy omal nie przewrócił się przez wyciągnięte nogi młodzieńca.
- Och, przepraszam pana - rudowłosy chłopak uśmiechnął się przepraszająco i podciągnął nogi do normalnej pozycji.
- Mów mi Severus - powiedział cicho Severus. - I to była moja wina. Nie zauważyłem cię.
- Oceniam wypracowania pierwszorocznych - George wskazał na stertę papierów leżących na sofie obok niego.
- W porządku. Nie musisz się tłumaczyć, dlaczego tutaj jesteś. To również twój gabinet - Severus usiadł na swoim krześle i przysunął sobie inną stertę kartkówek do sprawdzenia. Praca zawsze miała na niego kojący wpływ.
- Co się teraz stanie z Harry'm? - zapytał łagodnie George.
- Minerva nie ma pojęcia. Ja również. Nie wiem, co moglibyśmy zrobić.
George oparł się o sofę i spojrzał na starszego kolegę.
- Może potrzebujesz dobrego prawnika.
- Zgadzam się - westchnął Severus. - Myślę, że mógłbym się skontaktować z Andrusem.
George uniósł pytająco brwi.
- Mój kuzyn w drugiej linii - wyjaśnił Severus. - Jest prawnikiem w Australii. Ale myślę, że jeśli go poproszę, to przybędzie.
-----
Pierwszy dzień i pierwsza noc w więzieniu dla Harry'ego były dość nudne. Nikt
nie wyrządził mu krzywdy, tylko umieszczono go w celi i zostawiono w spokoju.
Cóż, cela była mała, zimna i nieco wilgotna, ale było tam coś przypominającego
łóżko - chociaż dość szybko odkrył, że nie wolno mu było usiąść, dopóki nie
dostanie na to zgody. Siedzenie na łóżku było wykroczeniem i strażnik więzienny
szybko go oświecił, że wykroczenia mogą mieć bolesne konsekwencje, więc Harry
stał i opierał się o mur.
O dziewiątej wieczorem pozwolono mu wreszcie się położyć, ale nie mógł spać. "... uzależnienie w pierwszym stadium nie wydaje się niebezpieczne. Jedynym negatywnym skutkiem jest to, że używający nie może już dłużej spać bez zażycia eliksiru." Pamiętał z książki te uwagi, dotyczące Eliksiru Bezsennego Snu, ale nie martwił się za bardzo. Brak snu oznaczał brak snów i brak wizji, więc to wydawało się w porządku. Leżał tylko, wpatrując się w sufit celi przez całą noc, i starając się domyśleć, co się jeszcze wydarzy.
Drugi dzień był jeszcze nudniejszy, a stanie pod ścianą wydawało się bardziej wyczerpujące niż treningi quidditcha. Z pewnością brak snu w nocy miał swój negatywny wpływ na wytrzymałość Harry'ego, ale Harry podejrzewał, że to bardziej miało związek z nudą niż ze słabością.
Wtedy nadeszła druga noc, Harry był śmiertelnie zmęczony. Ale nie mógł zasnąć, nawet na krótko. Leżał na łóżku i przeklinał się za branie Eliksiru Bezsennego Snu tak długo. Nad ranem był tak wyczerpany, że ledwo mógł wstać, i nieznajomy gniew rozpalił się w nim.
Od siódmej do dziesiątej jakoś zdołał utrzymać się w pozycji stojącej, ale w miarę jak mijał czas, nie mógł nie usiąść - nie na łóżku, to było zabronione, ale na podłodze, opierając się o ścianę. Mięśnie miał obolałe, w głowie mu się kręciło i gotował się z gniewu.
Nie otrzymał obiadu, ponieważ siedzenie również było zabronione, ale nic go to nie obchodziło. Siedzenie było lepsze niż stanie.
A o siódmej wieczorem przyszli i zaczęło się przesłuchanie.
Nie uderzyli go, ani zaklęciem, ani pięścią. Przywiązali go tylko do krzesła i wlali mu trochę Veritaserum do gardła.
- Jak się nazywasz? - zapytał znajomy głos. Harry zadrżał. To był ten stary Auror z zeszłego roku. Bamberg... nazywał się Bamberg, Harry nagle sobie przypomniał.
- Nie powiem ci - powiedział i wygiął się z bólu. - Nie powiem - powtórzył i przygryzł wargi zębami, kiedy jego gniew nareszcie znalazł ujście w biernym oporze.
Ktoś złapał jego głowę i otworzył mu brutalnie usta. Kolejna dawka Veritaserum.
- Jak się nazywasz? - zapytał ponownie Bamberg.
Harry nie odpowiedział. Walka z Veritaserum przypominała opieranie się Imperius, chociaż Imperius dawało odrobinę euforii osobie, na którą zostało rzucone, a Veritaserum opróżniało umysł i zmuszało jego przytomną część do pogrążenia się w tej próżni i apatii, i nie przejmowanie się dłużej słowami, czy prawdami... A opieranie się było dużo bardziej bolesne.
- NIE! - zdołał jakoś wykrztusić i niewyobrażalny ból sprawił, że zemdlał.
Później, kiedy odzyskał przytomność czuł, że jego opór pozostał stanowczy, nawet podczas omdlenia. Aurorzy wokół niego byli wściekli. Kolejna dawka serum prawdy spłynęła do jego gardła i przełknął ją.
Po kolejnej półgodzinnej bitwie znowu stracił przytomność. I znowu. I znowu.
Kiedy wrzucili go do celi, upadł półprzytomny na podłogę, pomyślał, że nigdy wcześniej nie słyszał o czymś takim. Niesłychane było opierać się Veritaserum. A on to zrobił - i mógł dodać to do listy swoich dziwactw.
Nie był w stanie zwalczyć jednak jednej konsekwencji serum. Było mu tak niedobrze, że nie mógł przestać wymiotować przez cały następny dzień.
Następny wieczór był podobny, chociaż przesłuchanie trwało dużo krócej. Najwidoczniej Aurorzy myśleli pierwszego dnia, że serum prawdy było nieprawidłowe i zamówili kolejną partię u innego Mistrza Eliksirów. Kiedy zobaczyli, że również nie działa, po prostu zabrali go z powrotem do jego celi.
Kolejny dzień, bez posiłków, wody (nic nie pozostało w jego żołądku) i snu.
Następnego dnia bardzo znajomo wyglądający mężczyzna pojawił się w drzwiach celi.
- Severus? - zapytał otumaniony Harry.
- Nie - odpowiedział mężczyzna. - Mam na imię Andrus. Jestem kuzynem Severusa.
-----
- Nie widziałem żadnych śladów fizycznego znęcania się, Severusie. Chociaż
Harry powiedział mi, że otrzymał Veritaserum i opieranie się temu było bardzo
bolesne - wysoki mężczyzna o brązowych włosach i oczach zakończył swoją
przemowę i skrzyżował ręce na piersi. - Ale to nie jest fizyczne znęcanie.
Czarnowłosy mężczyzna uderzył pięścią w stół.
- Musimy go wyciągnąć stamtąd za wszelką cenę! Nie może tam zostać, zabiją go!
Prawnik pochylił się bliżej do swojego kuzyna i zapytał cicho: - Jak długo Harry bierze Eliksir Bezsennego Snu?
Zaciśnięte pięści Severusa rozluźniły się natychmiast. Mistrz Eliksirów wyglądał na słabego i zmęczonego.
- Co? - wykrztusił.
- Widziałem u niego symptomy abstynencji, Severusie. Był w więzieniu od pięciu dni, ale wykazuje wszystkie objawy tego przeklętego... - nie dokończył.
Siedzieli przez chwilę w ciszy.
- Symptomy? - zapytał Severus zmęczonym głosem. Kiedy jego kuzyn przytaknął, westchnął. - W takim razie to muszą być przynajmniej dwa miesiące.
- On nie śpi. Ma silne zmiany nastroju. Wymiotuje wszystko co zje lub wypije. I wiesz dość dobrze, że opieranie się Veritaserum jest najsilniejszym symptomem.
- Ale to wskazuje, że Harry jest w trzecim stadium tego przeklętego uzależnienia! - wykrzyknął zdenerwowany Severus.
- To nie jest pewne, Severusie. Harry powiedział mi, że potrafił oprzeć się Imperius...
- Taak - wymamrotał Severus i jego twarz się trochę rozchmurzyła. - To znaczy, że...?
- Tak - Andrus podrapał się po karku. - Myślę, że jest na początku drugiej fazy uzależnienia. Ale Severusie, naszym priorytetem jest wydostanie go stamtąd. Kiedy już będzie wolny, będziesz mógł zająć się jego uzależnieniem. Ale teraz, muszę powiedzieć, że nie widzę żadnej szansy, aby legalnie go stamtąd wydostać. Wasz nowy minister spieprzył cały legalny system swoimi najnowszymi dekretami.
- Co możemy teraz zrobić?
- Grać w tę samą grę, w jaką oni grają. Skontaktujemy się z gazetami albo programami Magicznego Radia. Opowiesz im o waszej niewoli w więzieniu Sam-Wiesz-Kogo. Będziesz poruszający i wzruszający. Nie racjonalny. Ludzie nie lubią racjonalnych słów. Oni potrzebują wzruszających historii. Daj im ją.
- Nie jestem taki, Andrusie. I nie pamiętam naszej niewoli. Ani trochę. Nawet małego jej kawałka.
- Kochasz go, Severusie? - Andrus wstał i spojrzał na swojego kuzyna. Kiedy usłyszał ciche "tak", dokończył. - Więc zrób to dla niego.
-----
Siedzenie w celi miało jedną wielką zaletę: Harry miał wystarczająco dużo
czasu, aby przemyśleć wiele rzeczy. Jak się wreszcie dowiedział od Andrusa, był
oskarżony o zamordowanie Cedrika i współudział w zabójstwach Freda, Remusa i
Dumbledore'a. I głęboko wewnątrz, choć Andrus chciał, aby myślał inaczej, czuł
się winny części tych zbrodni.
To jego beztroska zabiła Cedrika, ale teraz, prawie dwa lata po śmierci Puchona czuł się w dużo mniejszym stopniu odpowiedzialny, niż w przypadku Freda.
Ale... miał coś na swoje usprawiedliwienie, oczywiście. Nawet Dumbledore powiedział, że to nie jego wina. Chciał tylko chronić Aresa. Ale zrobił to w niewłaściwy sposób. Nie pomyślał o możliwych konsekwencjach swojego zaproszenia. Był głupi i beztroski. Dwie rzeczy, które Severus zawsze mu wytykał w swoich "potterowych" przemowach.
Nie był swoim ojcem. Nie był tak czysty i błyskotliwy jak Quietus. Miał w sobie dużo więcej nienawiści i antypatii, i stał się uzależniony od tego przeklętego eliksiru. Właśnie to, jak wyjaśnił Andrus, pomogło mu zwalczyć Veritaserum, ale cena jaką musiał zapłacić za tę ochronę, była zbyt wysoka. Jego temperament stawał się coraz bardziej dziki. Pewnego razu, podczas sesji przesłuchania odpyskował Bambergowi tak grubiańsko, że otrzymał za to ciężką karę: był trzymany pod Tormenta przez ponad dwadzieścia minut.
Siły zaczynały go opuszczać, chociaż wreszcie udawało mu się zjeść i wypić cokolwiek bez zwracania, ale to było najwidoczniej za mało. Ale mógł tam umrzeć. Jego życie było zbyt ważne, aby zmarnować je tutaj. Musiał się zmierzyć za swoim przeznaczeniem, by powstrzymać te morderstwa, by uratować swoich przyjaciół i nawet tych ludzi, których nigdy w swoim życiu nie widział, a którzy byli celami Voldemorta.
Nie wolno mu było tutaj umrzeć.
Był załamany, kiedy dowiedział się o profesor Noir (znowu od Andrusa) i czuł się winny również w jej przypadku. Powinien być szybszy w swojej walce z Największym Bydlakiem. Do niego należało zabicie bestii - głupia przepowiednia wyznaczała go do tego zadania - więc dlaczego zwlekał tak długo? Jego życie i tak nie miało znaczenia. Severus, jego dawny Severus rozpłynął się w nicości, a nowy-stary robił coś dla niego tylko z powodu głupiego, starego rodzinnego zaklęcia, by chronić imię rodziny - ale w tym miejscu Harry musiał się z nim zgodzić. Snape było również nazwiskiem jego ojca i on nosił to nieskazitelne nazwisko. Cóż, Andrus wiele razy robił aluzje do troskliwości Severusa, ale Harry nie mógł już w to wierzyć. Tak jak nie potrzebował złośliwości Mistrza Eliksirów, nie potrzebował również jego litości. I tak musiał znosić wystarczająco dużo, mógł się obyć przynajmniej bez tego.
W miarę jak dni mijały, czasami udawało mu się złapać trochę snu. Nie za dużo: minuty nieswiadomości i jakieś krótkie drzemki, ale był to jednak sen, i często śnił o Severusie, o ich szczęśliwych dniach w piekle. Czy to sprawiała atmosfera celi? Maltretowanie? Ciemność? Coraz bardziej znajoma obecność Andrusa każdego dnia? Nie wiedział, ale witał te sny: znaki uczucia, miłości i akceptacji w swoim krótkim i mrocznym życiu. Miał swoje cudowne chwile. Poznał miłość i akceptację, a na świecie było wiele osób, które nigdy tego nie zaznały. Mógł uważać się za szczęśliwca.
- Panie Snape! - głos strażnika więziennego wyrwał go z zamyślenia. - Wstań i podejdź na środek!
Kolejne przesłuchanie w środku nocy? To było dość dziwne, ale Harry posłuchał. Opieranie się było zupełnie bezcelowe w tych warunkach. Jak zwykle dwóch Aurorów weszło do celi i złapało go za ramiona. Wyglądali na wyjątkowo wściekłych, bardziej niż zazwyczaj, więc Harry przygotował się na kolejną długą i bolesną sesję, ale jego eskorta nie prowadziła go znajomymi korytarzami: kierowali się do wyjścia. To było po prostu zbyt zaskakujące.
- Zostanę wypuszczony? - zapytał jednego z Aurorów.
Popchnął go niegrzecznie.
- Nie zadawaj pytań! - burknął i popchnął go do znajomego pokoju: tutaj właśnie zabrano mu wszystkie osobiste przedmioty, takie jak pieniądze (planował iść z Hermioną do Hogsmeade następnego dnia) i różdżka jego ojca (jego osobista różdżka była pod zmodyfikowanym Czasowym Zaklęciem, kiedy został aresztowany, a teraz leżała prawdopodobnie w pokoju Harry'ego na stoliku nocnym).
- Podpisz tutaj! - Ktoś podał mu kartkę papieru i Harry podpisał posłusznie. Zrobiłby wszystko, aby znowu być wolny. Urzędnik położył jego rzeczy na stole i Harry pośpiesznie narzucił na siebie szaty. Były czyste, a on śmierdział po ponad dziesięciu dniach w brudnej celi, ale nic go to nie obchodziło. Rzucił glamour na swoją twarz i szyję tak, aby blizna na jego czole i robota Avery'ego nie była widoczna i nie odwracając się pośpieszył do wyjścia. Kolejny Auror dołączył do niego i wypchnął go z budynku. Wydawało się, że minęła cała wieczność, zanim dotarł wreszcie do zewnętrznej bramy.
W następnej chwili Harry stał na zupełnie nie znanej ulicy Londynu, było ciemno, jego szaty były zbyt cienkie na panujące zimno i nikt na niego nie czekał. Ale nie przeszkadzało mu to: był znowu wolny! Z następnym momencie miał w dłoni różdżkę i machał nią. Po krótkiej podróży Błędnym Rycerzem będzie w Hogsmeade i wtedy... och tak, Harry nie zamierzał biec od razu z powrotem do Hogwartu. Nie chciał pytań swoich przyjaciół, litości Severusa, zmartwienia nauczycieli i tak dalej... Chciał miejsca, w którym mógłby pomyśleć, nie odludnego miejsca, ale gdzieś gdzie będzie tłok, z ludźmi i ciepłem... ale nie Trzy Miotły. To miejsce zbyt przypominało mu o zdradzie Rona.
Nie musiał czekać zbyt długo na autobus i na szczęście Stan Shunpike nie rozpoznał Harry'ego Snape'a czy Pottera w lekko cuchnącym nieznajomym o tłustych włosach, który zapłacił za podróż do Hogsmeade i poszedł prosto do łóżka.
Było koło drugiej w nocy, kiedy dotarli i kiedy Harry wysiadł z autobusu prawie natychmiast zagubił się w głębokiej ciszy. Ale nie zwlekał zbyt długo: skierował się z determinacją do Świńskiego Łba.
Mała, brudna gospoda nadal była otwarta i pełna. Nikt nie był zaskoczony, kiedy wszedł Harry (z kapturem na głowie) i zamówił ognistą whisky. Szczerze mówiąc, chciał zamówić piwo kremowe, ale zobaczył, że nikt nie pił piwa, a on nie chciał ściągać na siebie niczyjej uwagi, więc zdecydował się zamówić whisky.
Napój był mocny i prawie się zakrztusił, ale po pierwszym łyku poczuł jak do jego wymęczonego ciała wraca energia, jak ogromna część winy i smutku została zdjęta z jego ramion, więc zamówił kolejną.
Nie wiedział, kiedy tych porcji zrobiło się za dużo, nie czuł przejścia z trzeźwości do upicia, ale w pewnym momencie mógł stwierdzić, że był bardziej pijany niż kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu.
Ale whisky była taka delikatna i rozgrzewała jego zamarznięte serce i duszę...
Był tak pijany, że nie był wcale zaskoczony, kiedy Hermiona nagle pojawiła się znikąd i zabrała go stamtąd. Świeże powietrze na ulicy otrzeźwiło go trochę, ale nie był w stanie iść normalnie, by dotrzeć do zamku przed świtem. Po chwili zauważył, że pod nim rozciągnięte są nosze, i że lewituje za Hermioną w ciszy i chłodzie lutowej nocy.
Harry nie pamiętał, jak dostali się do zamku i jak Hermiona położyła go do łóżka - wszystko było takie senne, takie rozchwiane i niepewne... Złapał ramię dziewczyny i błagał ją, aby nie wychodziła, by została z nim, pociągnął ją na łóżko nie przejmując się jej narzekaniem i później drżącym głosem, kiedy błagała go, aby ją puścił, nawet nie zauważył cichych szlochów, które wstrząsały jej ciałem, zamkniętych oczu, zaciśniętych zębów, znajomej twarzy z wyrazem zdrady, oszołomienie było zbyt silne i przyjemne, i Harry nigdy nie chciał się obudzić...
Ranek był okropny, gorszy niż poprzednia noc, to było pierwszą myślą Harry'ego, kiedy starał się wydostać z łóżka. Bolała go głowa i wszystkie mięśnie, a żołądek przypominał śmietnik. Harry nigdy wcześniej nie miał kaca, ale natychmiast rozpoznał symptomy.
Najszybciej jak mógł poszedł do łazienki i stał pod prysznicem. Gorąca woda oczyściła go i rozgrzała, a później zimna obudziła go i odpędziła żal, rozwiała pozostałości mgły okrywającej jego umysł i po półgodzinie czuł się znowu normalnie - tak normalnie, jak tylko mógł się czuć ktoś, kto spędził dziesięć dni w więzieniu ministerstwa.
Ale kiedy wszedł z powrotem do swojego pokoju i spojrzał na łóżko, wspomnienia z poprzedniej nocy zaatakowały go z taką siła, że zatoczył się na ścianę.
Hermiona...
Hermiona i on...
Błagania Hermiony...
Łzy Hermiony...
Zamknięte oczy Hermiony...
Zdrada...
Co on zrobił?
Jego krew zastygła. Co on uczynił? I dlaczego? Czy to whisky? Ale dlaczego poszedł do gospody? Dlaczego nie wrócił do Hogwartu najszybciej jak mógł? Co z jego postanowieniem o nie marnowaniu swojego życia? To było kolejne nieodpowiedzialne i głupie działanie. A później to, co zrobił Hermionie... To było niewybaczalne.
Nadal drżąc z szoku wyszedł ze swojego pokoju. Pokój wspólny był prawie pełny: była sobota rano i prawie wszyscy już wrócili ze śniadania.
- Harry! - krzyknął Ron, kiedy go zobaczył. - Jesteś tutaj!
Wszyscy zerwali się na nogi i w następnej chwili Harry był otoczony przez radosne twarze, na których była widoczna ulga.
Ale nigdzie nie było widać Hermiony.
- Gdzie jest Hermiona? - zapytał Rona, ignorując wszystkich innych. - Jest tutaj?
- Nie! - krzyknął Ron, próbując przekrzyczeć tłum. - Poszła do dyrektorki, aby zgłosić twoją...
- Muszę iść! - wrzasnął nagle Harry niecierpliwie, torując sobie drogę do dziury za portretem. - Muszę ją znaleźć! - mówiąc to, wyskoczył z pokoju.
Nie musiał iść daleko. Kiedy skręcił za róg, wpadł na nią.
Wyglądała okropnie.
- Hermiona... - zaczął, ale wściekłe spojrzenie dziewczyny i obrzydzenie widoczne na jej twarzy uciszyło go.
- Nic nie powiedziałam dyrektorce - powiedziała, jej głos był zimny i odpychający. - Powiedziałam jej, że znalazłam cię w Hogsmeade. Odjęła sto punktów Gryffindorowi za przebywanie poza Hogwartem w nocy. Niech to wystarczy.
- Słuchaj, Hermiona, to co zrobiłem...
W następnej chwili był przyciśnięty do muru, a ona syczała mu do ucha:
- Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. Nie interesują mnie twoje żałosne wymówki, że byłeś pijany czy też uzależniony od Eliksiru Bezsennego Snu. Cokolwiek było przyczyną, to co zrobiłeś, wystarczająco mnie obrzydziło, żebym nie chciała spędzać więcej czasu w twoim towarzystwie. Więc zostaw mnie w spokoju. I jeśli kiedykolwiek ośmielisz się wspomnieć o tym, co się stało, to obiecuję, że rzucę na ciebie klątwę. Draniu. Nienawidzę cię! - i odeszła.
Harry nie wiedział, jak długo stał tam, patrząc w przestrzeń. Hermiona miała rację. To była jego wina, to zaczęło się od jego głupoty, od tego że pozwolił sobie na uzależnienie od eliksiru, i to zniszczyło wszystko. Severus ostrzegał go tyle razy. Gdyby nie wziął... ale to już nie było ważne. Krzywda została uczyniona. Nieodwracalnie.
Nagle zawołał go znajomy głos.
- Harry?
To był Severus.
- Miałeś rację - wyjąkał Harry. - Miałeś rację. Jestem tylko głupim, nieodpowiedzialnym idiotą...
- Jeśli myślisz o uzależnieniu od eliksiru, to jeszcze nie jest za późno.
Harry podniósł wzrok i spojrzał na mężczyznę.
- Jest za późno. Wszystko spieprzyłem.
- Chcę ci pomóc, jeśli mi pozwolisz... - głos Severusa nagle zabrzmiał niepewnie.
Harry opuścił głowę ze wstydem. W oczach Severusa, w jego wyrazie twarzy, nie widział litości. Ani chłodu. W tych czarnych oczach lśniło coś innego - coś, co przypominało Harry'emu o jego Severusie - i poczuł jak serce mu się ściska. Nie był wart tej troski i akceptacji. Nie zasługiwał na to. Już nie.
- Nie można mi pomóc - powiedział i znowu uniósł głowę. - Przykro mi.
Smutek pojawił się na twarzy mężczyzny, ale przytaknął.
- Do zobaczenia w takim razie na Obronie - powiedział Severus ochrypłym głosem i odszedł.
----- ----- -----
Krótki kalendarz wydarzeń:
Styczeń
1. Śmierć Dumbledore'a.
13. Aresztowanie Noir.
14. Powrót Harry'ego na lekcje.
15. Artykuł Skeeter, nowi nauczyciele.
17. Rezygnacja Patila.
23. Artykuł Harry'ego broniący Noir.
27. Aresztowanie Harry'ego.
29. Pierwsze przesłuchanie.
31. Pierwsza wizyta Andrusa w więzieniu.
Luty
10. Uwolnienie Harry'ego z Ministerstwa.
