20. NIECH HISTORIA SIĘ NIE POWTÓRZY

- Sev! Proooszę! - mała dziewczynka stukała nerwowo nogą, rzucając błagalne spojrzenia na mężczyznę i chłopca stojących za nią. - Dziadku, spóźnimy się na pociąg! - popchnęła trochę swój wózek, potem skrzyżowała ręce na piersi i znów tupnęła niecierpliwie nogą.

Chłopiec tylko przewrócił oczami i nie odpowiedział, ale wysoki mężczyzna spojrzał na nią z dezaprobatą.

- Qui, zachowuj się!

Dziewczyna wzruszyła ramionami i zacisnęła usta w cienką linię. Jej szmaragdowe oczy rzucały błyskawice. Jej dwóch towarzyszy pochylało się nad otwartym pudełkiem, gdzie mały gryzoń piszczał, jak się wydawało, z bólu.

- Jego łapa ugrzęzła tutaj, spójrz - powiedział chłopak zmartwionym głosem, kiedy mężczyzna wyjął małego oposa z pudełka podróżnego. Przednia lewa łapka zwierzęcia wyglądała na złamaną. Czarnowłosy mężczyzna rozejrzał się szybko dookoła i kiedy stwierdził, że nikt nie patrzy, wyjął z kieszeni różdżkę.

- Ferula - powiedział, a kiedy bandaż pojawił się na nodze gryzonia, włożył go z powrotem do pudełka. - Wezmę go ze sobą. Do czasu nim zajedziemy na miejsce, łapa się wyleczy.

- Jeśli nie spóźnimy się na pociąg - powiedziała znacząco dziewczynka i uśmiechnęła się drwiąco.

- Mamy ponad dwadzieścia minut i jesteśmy już na stacji. Nie ucieknie nam - warknął chłopak na swoją siostrę. - Przestań zachowywać się jak idiotka. Gdyby coś się stało Hopperowi, też chciałabyś, aby go wyleczyć.

Dziewczynka odwróciła głowę i nie odpowiedziała. Mężczyzna podszedł do niej i dotknął jej ramienia.

- Sev ma rację, wiesz o tym, Qui.

- Zawsze stajesz po jego stronie - powiedziała, obrażona.

- Nie zawsze, tylko wtedy, kiedy ma rację - głos mężczyzny brzmiał poważnie i dziewczynka nie odpowiedziała. - Teraz chodź, zanim naprawdę się spóźnimy.

Zły nastrój dziewczynki prawie natychmiast zniknął. Poprzednie podniecenie powróciło i dziewczynka ponownie popchnęła swój wózek. Mężczyzna uśmiechnął się do niej z uznaniem, patrząc na kangura na plecach jej koszulki. "Jestem z Australii" brzmiał napis. "A ty?". Koszulka jego drugiego wnuka była jasno niebieska, co pasowało do koloru dżinsów. Obydwoje dzieci miało krótkie, czarne włosy, ale czy chłopca były czekoladowe, jak u jego matki.

Kiedy doszli do bariery pomiędzy peronem dziewiątym a dziesiątym, spotkali małego, chudego chłopca, który siedział na swoim kufrze i płakał przed barierą, blokując im drogę.

Dziewczynka o imieniu Qui, zatrzymała swój wózek i podeszła do nieznajomego chłopca bez wahania.

- Co się stało? - zapytała, kucając obok niego.

Mały chłopiec podniósł głowę, w jego oczach czaiła się niepewność.

- Chyba się zgubiłem - wyszeptał i zbladł, kiedy zauważył wysokiego mężczyznę podchodzącego do nich.

- Gdzie są twoi rodzice? - zapytał mężczyzna i pochylił się. Chłopiec przełknął.

- Nie mam rodziców... - powiedział i próbował zrobić się jak najmniejszy.

W następnej chwili chłopak, zwany Sevem, dołączył do nich.

- Też jedziesz go Hogwartu? - zapytał, nie słysząc poprzednich słów.

Nagle ulga zmyła strach z twarzy chłopca.

- Też jesteście czarodziejami?

Trójka przybyłych wymieniła spojrzenia i uśmiechnęła się.

- Dlaczego? Nie wyglądamy na czarodziejów? - zapytała żartobliwie dziewczynka.

- Hmmm... - chłopiec przyglądał się wszystkim po kolei. Wyglądali jak mugole, zdecydowanie: mieli na sobie dżinsy i T-shirty. Chociaż te kufry na ich wózkach... - Nie wiem... - wymamrotał.

- Rzeczywiście nimi jesteśmy. - Mężczyzna uśmiechnął się i szarpnięciem postawił chłopca na nogi. - Ale chodźmy już, bo spóźnimy się na pociąg i dyrektorka mnie zabije. Idźcie prosto przez barierkę i będziecie na miejscu.

Minutę później stali na peronie pełnym ludzi, kufrów, wózków i przeróżnych rodzajów zwierząt. Ogromna, szkarłatna lokomotywa parowa Hogwart Express już wypuszczała parę, temperatura wewnątrz kotła rosła. Mężczyzna zaprowadził dzieci w stronę końca pociągu, najwyraźniej chciał uniknąć zwracania na siebie uwagi.

Nie miał szczęścia. Kiedy się zatrzymali i mężczyzna zaczął przenosić kufry z wózków do pociągu, nagle czyjś głos odezwał się za jego plecami.

- Snape? To ty?

Mężczyzna początkowo nie zareagował, ale kiedy wepchnął kufer małego chłopca do wagonu, odwrócił się.

- Pan Diggory - powiedział uprzejmie i wyciągnął rekę. Dwaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.

- Twoje wnuki, jak podejrzewam - mężczyzna nazwany Diggorym spojrzał na trójkę dzieci. Severus uśmiechnął się.

- Nie całkiem, tylko ta czarnowłosa dwójka. Severus, Quirke, podejdźcie - przysunął oboje bliżej. - To Amos Diggory. - Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało, podczas gdy chłopiec uścisnął dłoń starszego mężczyzny.

- Był pan Ministrem Magii, prawda? - zapytał poważnie chłopiec.

- To było ponad osiem lat temu, młodzieńcze - uśmiechnął się jowialnie Diggory. - Severusie, pozwól, że ci przedstawię moją córkę, Judith...

- Miło mi poznać...

- Ten pan będzie twoim profesorem Eliksirów, jeśli się nie mylę...

Severus pokręcił głową z rozbawieniem.

- Minerva chciała utrzymać to w tajemnicy aż do uczty powitalnej. Podejrzewam, że nie chciała straszyć rodziców...

- Daj spokój, Severusie, dlaczego taka informacja miałaby wystraszyć kogokolwiek?

Uśmieszek Severusa powiększył się.

- Nie zapominaj, że to ja uczyłem rodziców tego pokolenia...

Diggory machnął lekceważąco ręką i wstawił do wagonu kufer córki.

- Idźcie już...

Severus pocałował Quirke w czoło, ale najmłodszy Snape był zbyt poważny na takie działania i w zamian wyciągnął dłoń.

- Na razie - powiedział i wszedł do pociągu.

- Na razie.

-----
Chłopcy pomogli dziewczynkom wstawić kufry do wolnego przedziału i wreszcie cała czwórka dzieci siedziała, gdy pociąg ruszył ze stacji.

- Więc wasz ojciec... - zaczęła Judith, ale Severus warknął na nią:

- Och, zamknij się. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi "tak".

Dziewczyna zaczerwieniła się, ale przestała wypytywać swoich towarzyszy.

- Jak się nazywasz? - Qui przysunęła się do małego chłopca siedzącego w rogu.

- Jestem... Thomas Warren, ale mów do mnie Tom - odpowiedział nieśmiało. - A wy?

- Quirke Snape. A to jest mój brat, Severus Snape.

- Sam mogłem to powiedzieć - wymamrotał ponuro chłopiec. - Ale dzięki. - Odwrócił się do Toma. - Nie jesteś z rodziny czarodziejów, prawda?

- Eee... - przygryzł nerwowo wargę. - Powiedziano mi, że moi rodzice byli czarodziejami, ale ja ich nie znałem. Zginęli, kiedy byłem bardzo mały i wysłano mnie do sierocińca.

Troje dzieci spojrzało na niego z przerażeniem.

- Mieszkasz w sierocińcu? - zapytała Judith. - Ale to jest...

- Nie mam żadnej rodziny. Mężczyzna, który po mnie przyszedł - taki wysoki, z brązowymi włosami, nazywał się Fletcher - powiedział mi, że wszyscy z mojej rodziny zginęli w tej samej wojnie co moi rodzice...

Sev przytaknął w zamyśleniu.

- Wielu ludzi zginęło w tamtej wojnie...

Tom spojrzał na niego.

- Uczyłeś się o tym?

Quirke zachichotała, a jej brat posłał jej zgryźliwe spojrzenie.

- Nie, po prostu przeczytał wszystkie książki, jakie znalazł w domu...

- Zamknij się, Qui...

- Dlaczego? Czy to nie ty kradłeś książki historyczne mamy i namawiałeś ją żeby opowiadała o tych sprawach?

Judith odezwała się.

- Czy to prawda, że wasza mama będzie uczyła Historii?

Qui przewróciła oczami.

- Och, taak... A dziadek będzie profesorem Eliksirów. Już po nas...

- Qui! - krzyknął gniewie Sev.

- Co? - odwróciła się do swojego brata. - Ty może trafisz do Ravenclawu, ale ja mam nadzieję, że Tiara przydzieli mnie do Gryffindoru i koniec. - Uśmiechnęła się do Toma, który patrzył na nich, zaskoczony.

- Tiara?

Sev zdecydował się wreszcie, wyciągnął książkę ze swojego kufra i przestał zwracać uwagę na rozmowę toczącą się obok niego.

Do chwili, kiedy pojawiła się czarownica z wózkiem, obie dziewczyny pogrążone były w opowiadaniu Tomowi o Hogwarcie, który siedział z szeroko otwartymi oczami i ledwo ośmielał się oddychać. Nawet Severus chwilowo porzucił lekturę dla kilku smakołyków i rozważnie kupił słodycze dla trzech osób, kładąc trzecią porcję na kolanach Toma.

- Nie mogę tego przyjąć - szepnął chłopiec. Sev wzruszył ramionami.

- To nie moje pieniądze, tylko moich rodziców. A poza tym to nic takiego - i uciął jakiekolwiek protesty, chowając się znowu za książką.

- Zawsze tak robi? - zapytała szeptem Judith.

- Taak - odparła Qui. - Zawsze zachowuje się jakby był moim starszym bratem, chociaż jesteśmy bliźniętami.

- A dlaczego nosicie mugolskie ubrania?

Qui wzruszyła ramionami.

- Prawie zawsze nosimy mugolskie ubrania. Chodziliśmy do mugolskiej szkoły podstawowej. To byłoby trochę podejrzane, gdybyśmy nosili szaty i kapelusze...

- Mugolskiej szkoły? - Oczy Judith zrobiły się wielkie z zaskoczenia. - Ale jesteście Snape'ami i czystej krwi...

- Nie zaczynaj z tymi bzdurami - zmarszczyła brwi. - Po pierwsze: nasza matka jest pochodzenia mugolskiego, po drugie: nie chciała, abyśmy mieli prywatnych nauczycieli. Powiedziała, że powinniśmy przebywać z innymi dziećmi. Myślę, że miała rację, ale było wiele kłótni na ten temat z dziadkiem.

Głos Toma przerwał dziewczynkom.

- Judith, ty nie chodziłaś wcześniej do szkoły?

- Nie - potrząsnęła głową. - Miałam prywatne lekcje i oni...

Drzwi przedziału otworzyły się. Stanęło w nich dwóch chłopaków. Obaj byli starsi niż czwórka pierwszorocznych. Jeden z nich był dużym chłopakiem o szczeciniastych włosach, który powoli coś żuł, i nie wydawał się Qui zbyt inteligentny. Drugi chłopak był wysoki i wyglądał na obrzydliwie pewnego siebie. Obaj mieli Ślizgońskie plakietki na piersiach. Oczy wyższego wędrowały po przedziale.

- Więc tutaj są ci Snape'owie, o których wszyscy mówią - zerknął na Judith - i mała córka byłego Ministra. Ale kim ty jesteś?

Tom przestraszył się, kiedy większy chłopak pochylił się nad nim.

- Jestem... jestem... Tom Warren...

Na pewnej siebie twarzy chłopaka odmalowało się zaskoczenie.

- Tom Warren-Avery, chciałeś powiedzieć, prawda? - podszedł jeszcze bliżej, palcem podniósł brodę Toma i spojrzał mu w oczy.

Severus opuścił książkę, a jego siostra skoczyła na nogi.

- Zostawcie go w spokoju!

Większy chłopak wszedł do przedziału blokując drogę Qui do Toma.

- To nie twój pieprzony interes - wymamrotał, nadal coś żując.

- Jestem Rabastan Macnair, Tom, a to mój przyjaciel, Fidelus Goyle - powiedział wysoki chłopak, wskazując na swojego głupkowatego towarzysza. Tom uwolnił głowę i zacisnął zęby.

- Zostaw mnie w spokoju - wymamrotał przestraszony.

- Będziesz członkiem naszego domu, dzieciaku. Nie bądź taki nieśmiały. Jesteśmy po tej samej stronie...

Tom zadrżał i starał się odsunąć dalej od niego.

- Nie rozumiem...

- Och, więc powiem ci, twój ojciec...

- Silencio! - zaklęcie uciszyło Ślizgona, który odwrócił się szybko. Severus stał i trzymał uniesioną swoją różdżkę. - Nic mu nie powiecie. Ani teraz, ani później, jeśli nie chcecie zmierzyć się ze mną. I ostrzegam was: mój dziadek, który nauczył mnie walczyć, był zawsze lepszy od waszych ojców. Teraz idźcie i zostawcie Toma w spokoju. - W następnej chwili dwaj Ślizgoni leżeli ogłuszeni na korytarzu.

Qui spojrzała przerażona na swojego brata.

- Dziadek cię zabije...

Sev schował różdżkę i usiadł.

- Nie, jeśli nie puścisz pary z ust.

Qui chwyciła się pod boki i podeszła bliżej.

- Ja... - zaczęła, ale nagle urwała. - Co to była za przemowa o ojcach i dziadku?

- Nic takiego - powiedział Sev i podniósł swoją książkę.

- NIE! - Qui chwyciła książkę i zmusiła brata, aby spojrzał na nią ponownie. - To nie fair, że ty wiesz, a my nie...

- Powinnaś więcej czytać - usiłował wyrwać jej książkę, ale tym razem przeszkodził mu proszący głos Toma.

- Sev, ja nic nie wiem o swoich rodzicach...

Severus westchnął, pokonany i zamknął książkę.

- Słuchaj, to nie jest nic przyjemnego. Tu chodzi o wojnę, w czasie której wyginęła twoja rodzina.

Qui, słysząc słowo "wyginęła", przewróciła oczami. Tom przeciwnie, wydawał się nie zwracać uwagi na niby-dorosłe słowo i zachowanie.

- Nie przeszkadza mi to. I tak się dowiem, prędzej czy później, a wolałbym, żebyś ty mi powiedział...

- Proszę, Sev - głos siostry dołączył do próśb Toma, i nawet Judith patrzyła na niego z wyczekiwaniem. Sev poddał się.

- No dobrze, ale tylko kilka słów, bo zaraz musimy przebrać się w szkolne szaty - poczekał, aż kiwną głowami i ciągnął dalej: - Podczas wojny, kiedy twoja rodzina zginęła, Tom, twój ojciec, matka i inni członkowie rodziny byli po tej samej stronie co Macnairowie i Goyle'owie, rodziny tych dwóch chłopaków - skinął głową w stronę korytarza - i była to przeciwna strona do naszej rodziny i rodziny Judith. Ale to wcale nie znaczy, że przynależysz do towarzystwa tych zbirów. Rodzice naszego dziadka też byli po tamtej stronie, a on z tym walczył. Wojna taka jest. Musisz podejmować swoje własne decyzje - spojrzał stanowczo na Toma. Tom przełknął głośno i spuścił wzrok na podłogę.

- Czy to znaczy, że oni byli źli?

Sev zmarszczył czoło.

- Nie wiem, Tom - powiedział wreszcie. - Podążali za złym człowiekiem, i to pewnie miało na nich wpływ, ale nigdy nie znałem ich osobiście.

Tom przytaknął.

- Co się tutaj stało? - wysoki chłopak z orlim nosem, jasno niebieskimi oczami i kasztanowymi włosami stanął przed wejściem do przedziału i zajrzał do środka. - Ktoś powiedział mi, że walczyliście. Czy to prawda?

Sev wstał.

- Tylko ja. I to nie była walka, tylko pomogłem im wyjść. Dręczyli moich towarzyszy - podszedł i wyciągnął rękę. - Severus Snape.

Chłopak uśmiechnął się.

- Snape, co? - Podniósł nieco głowę i zaśmiał się. - Przynajmniej nie będę jedynym ze zbyt sławnym nazwiskiem. - Ujął wyciągniętą dłoń Seva. - Ares... Ares Hurricus Dumbledore.

- Łał! - krzyknęła Qui. - Jesteś wnukiem Albusa Dumbledore'a?

Chłopak potrząsnął głową.

- Och, nie. Nie jestem aż takim szczęśliwcem. Moim szalonym dziadkiem jest Aberforth. Albus Dumbledore miał pięć córek, ale żadnego syna, który by dziedziczył nazwisko... A wy? - spojrzał na pozostałych.

- Moja siostra, Quirke, a to jest Judith Diggory i Tom Warren.

- Wszyscy będziecie na pierwszym roku? - Przytaknęli. - Więc witajcie. I spróbujcie być w Gryffindorze. To również mój dom. Jestem na piątym roku i jestem prefektem. Teraz przebierzcie się w szaty! Niedługo będziemy na miejscu!

-----
Severusowi ulżyło, kiedy rada pedagogiczna wreszcie się skończyła. Nigdy nie lubił tych spotkań, chociaż musiał przyznać, że z cichymi, dowcipnymi komentarzami Hermiony, szeptanymi mu do ucha, wszystko było dużo łatwiejsze do zniesienia.

Skład kadry prawie się nie zmienił. Dyrektorką nadal była Minerva, Opiekunem Gryffindoru - Fletcher, Opiekunem Hufflepuffu pozostała Sprout, a Slytherinem nadal opiekował się Vector. Sinistra, Trelawney i Hagrid nadal zajmowali swoje stanowiska, tak samo jak Filch, Poppy, Irma (Madame Pince) i Madame Hooch. Och, i był on, ale to się właściwie nie liczyło: stracił jedenaście lat, więc był jakby nowym członkiem zespołu.

Nowi byli: Hermiona jako nauczycielka Historii, McDougal - profesor Zaklęć i Opiekun Ravenclawu (chociaż on właściwie nie był nowy: uczył w szkole od dziesięciu lat) oraz nauczycielka Obrony - Erika Knight.

- Nie obawiasz się swojej posady? - Severus usłyszał, jak Hermiona pyta ją po zebraniu.

- Czemu miałabym być? - zachichotała. - Uczę tego od czterech lat. Najwyraźniej moje pokrewieństwo z Haroldem Winstonem Potterem poradziło sobie z tą głupią klątwą - odwróciła się w stronę Severusa. - Wiesz dlaczego George zdecydował się opuścić Hogwart? To nastąpiło tak nagle...

Severus uśmiechnął się.

- Ożenił się tego lata i jego żona spodziewa się dziecka. Chciał być z rodziną.

Erika kiwnęła głową ze zrozumieniem..

- A dlaczego ty wróciłeś?

- Również chciałem być z rodziną.

Erika zaśmiała się.

- Więc to prawda, że w tym roku musimy sobie poradzić z czwórką Snape'ów?

Severus uniósł brew.

- Czwórką?

- Ty, Hermiona i dwoje dzieci.

- Och, Hermiona... - Severus uśmiechnął się. - Tak, jeśli myślisz o niej jak o Snape'ie, to owszem.

- Co za szkoda, że uczniowie nie pamiętają ciebie i twojej reputacji, Severusie. To zmniejszy wrażenie przy ogłoszeniu Minervy. W tych dniach nazwisko Snape jest odbierane dużo bardziej pozytywnie.

Severus burknął i wstał.

- Chodźmy do Wielkiego Hallu. Małe potwory niedługo przybędą.

- Podniecony, jak widzę...

Severus założył na siebie swoją zieloną pelerynę i odpłynął myślami. W ciągu ostatnich lat rzadko kiedy miał na sobie jakieś szaty. Żyli wśród mugoli a Hermiona była stanowcza w tych sprawach. Więc musiał przywyknąć do mugolskiego ubrania, głównie dżinsów, koszulek i swetrów. Prawie nigdy nie czuł potrzeby zakładania kurtki: część Australii, w której mieszkali, była dość ciepła nawet zimą.

Podczas pierwszych miesięcy Severus nienawidził mugolskich ubrań, ale zgodził się z Hermioną, że dzieci powinny zostać wychowane raczej w normalnym otoczeniu, niż w społeczeństwie czarodziejów, gdzie sława ich ojca by ich wyróżniła i zepsuła.

Więc teraz, w ubraniu i wierzchnich szatach Severus czuł się bardziej niż trochę nieswojo.

Kiedy weszli do Wielkiego Hallu nagle, z pełną siłą, uderzyło w niego jak bardzo tęsknił za Hogwartem. Hogwartem w czasie pokoju. Pięknie oświetlonym Wielkim Hallem, setkami mrugających pochodni, zaczarowanym sufitem, głosami denerwujących dzieciaków... Jak mu tego brakowało! Ale znowu był tutaj, tym razem czekając na swoje wnuki, by wkroczyły przez główne wejście i zostały przydzielone (chociaż nie miał żadnych złudzeń co do wyniku: Severus trafi do Ravenclawu, a Quirke do Gryffindoru, mimo, że Sev miał wystarczająco dużo odwagi i lojalności, aby trafić również do Gryffindoru), to było takie dziwne... Ale to było jakby wrócił do domu, nareszcie.

Usiadł pomiędzy Minervą i Hermioną (zajmował to miejsce jako nowy wicedyrektor) i nie był w stanie powstrzymać uśmiechu, kiedy Minerva przysunęła się bliżej do niego i szepnęła:

- Mój Boże, Severusie, z tymi krótkimi włosami i zieloną peleryną połamiesz serca naszych uczennic. I może nie tylko uczennic.

- To był pomysł Hermiony, idź i ją obwiniaj - wyszeptał.

- Z całą pewnością nie będę jej obwiniała. Jestem taka szczęśliwa, że tutaj jesteś, Severusie, że wreszcie zdecydowałeś się powrócić do Anglii...

- Nie zamierzamy wracać, wiesz. Nasze prace nas tutaj zatrzymują...

Ciche kliknięcie zwróciło uwagę dyrektorki, która spojrzała na swojego kolegę.

- Idź, przywitaj pierwszy rok. Przybyli.

Przybyli, rzeczywiście. Dziesięcioro z nich było zupełnie przemoczonych (co znaczyło, że przynajmniej dwie łódki wywróciły się na jeziorze), a wszyscy wyglądali na nieco onieśmielonych, z wyjątkiem Seva, który był spokojny i skupiony jak zawsze.

- Pirszoroczni, to pan profesor Snape. - Półolbrzym stał obok onieśmielonej grupy, trzymając rękę na ramieniu Quirke.

- Dziękuję, Hagridzie - powiedział Severus z powagą, ale kiedy zauważył Quirke, machającą do niego z podekscytowaniem, nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. - Za mną - odwrócił się w stronę małej komnaty, w której pierwszoroczni oczekiwali na przydzielenie.

Ich napięcie wzrosło i każdy spoglądał na niego z wyczekiwaniem.

- Witajcie w Hogwarcie - powiedział Severus, kiedy wszyscy już weszli. Powiedział kilka słów na temat Domów i przydzielenia, ale na końcu dodał. - Każdy Dom ma swoje zalety i słabości. I każdy Dom wydał jasnych i mrocznych czarodziejów. To nie Dom jest najważniejszy, ale decyzje jak przeżyć własne życie. - Severus zauważył, że mały chłopiec, którego spotkali na stacji, przyglądał mu się bez mrugania. - Nie pozwólcie, by głupie słowa i uprzedzenia zwiodły was. Do jakiegokolwiek Domu traficie, to nie zagwarantuje wam niczego. Przydział jest tylko pomocą, by odnaleźć siebie. - Brzęczenie setek głosów za drzwiami po prawej stronie cichło powoli. Nadszedł czas.

Przydział w tym roku był bardzo długą ceremonią: było sporo pierwszorocznych. Wyjaśnienie było proste: ten rok był jedenastym rokiem po upadku Voldemorta. Jak wiele z tych dzieci zostało poczętych tamtego pamiętnego pierwszego kwietnia?

A następny rok będzie jeszcze liczniejszy. Remus i Armena Black - dzieci Syriusza i Armeny; Natalia, Alfred i Alex Weasley - dzieci Billa Weasley'a; Archibald Weasley, syn Percy'ego; Christian Diggory, młodszy syn Diggory'ego, i nawet jeszcze młodsze pokolenie: Helen Moon - córka Janusa; Violet i Andrew Kirkpatrick, potomkowie Pansy Parkinson i Andrew Kirkpatricka, a także Bill, Steven i Lilian Weasley, dzieci Rona i Padmy. Poza tym Klara Longbottom - córka Neville'a i Parvati; Terry Boot (czwarty z kolei), i wielu innych...

W międzyczasie Severus starał się zapamiętać tak wiele imion, jak to możliwe. W ciągu tygodnia spotka się ze szkołą pełną uczniów, nazwisk, twarzy... To nie będzie proste.

Judith Diggory trafiła do Hufflepuffu.

Severus spojrzał na stół Slytherinu. To było takie dziwne... nawet ich nie znał, a kiedyś, dawno temu był Opiekunem tego Domu... A teraz, czekał aż dwoje jego wnuków zostanie przydzielonych - będąc pewnym, że żadne z nich tam nie trafi.

- Snape, Quirke Meredith! - przeczytał następne imię i uśmiechnął się do zdenerwowanej dziewczynki. Była taka niecierpliwa, że zapomniała się skrzywić, słysząc swoje drugie imię. Nie lubiła imienia Meredith, ale Hermiona chciała dać jej imię po swojej matce, a Severus stwierdził, że będzie dobrze, jeśli obydwoje będą mieli również mugolskie imiona.

Szepty wypełniły Hall.

- Snape? Powiedział: Snape?

- Czy to z tych Snape'ów? Tych słynnych?

- Głupi, NIE MA innych Snape'ów....

- Och, mój Boże - powiedział ktoś inny. - Nic nie można było o nich przeczytać w wiadomościach! Nic!

To właśnie było celem przeprowadzki do Australii, pomyślał z satysfakcją Severus.

- Gryffindor! - wykrzyknęła wreszcie Tiara i stół Gryffindoru wybuchł oklaskami. Przez chwilę Severus pomyślał o swoich rodzicach. Gdyby wiedzieli... Uśmiechnął się. Jego brat, Quietus, byłby Gryfonem, gdyby chciał zdenerwować rodziców....

Qui zeskoczyła z taboretu i wcisnęła tiarę w dłoń Severusa.

- Dzięki, dziadku - powiedziała i odbiegła szybko jak huragan. Severus pokręcił głową. Jak wiele razy powtarzał dziewczynie, że w szkole ma być profesorem Snape'em, albo panem, ale zdecydowanie nie "dziadkiem". Zaczerpnął głęboko powietrza i czytał dalej.

- Snape, Severus Winston! - to było imię starego Pottera.

Ponownie szepty i pomruki. Młody Severus pozostał spokojny podczas całego procesu.

- Ravenclaw! - wykrzyknęła Tiara i tym razem okrzyki radości były dużo głośniejsze niż te w Gryffindorze.

- TAK! - krzyknął pulchny chłopiec przy stole Krukonów.

Stół Slytherinu trwał w lodowatej ciszy.

Przydzielanie trwało dalej.

I wreszcie...

- Warren-Avery, Thomas! - głos Severusa prawie załamał się przy tym nazwisku. Niemożliwe. Syn Avery'ego, tego bydlaka, żył i uczęszczał do Hogwartu w tym samym czasie, co jego wnuki. Jego twarz zachmurzyła się.

Stał przed nim mały chłopiec ze stacji. Syn Avery'ego.

Ale to był tylko chłopiec. A Severus nie mógł popełnić drugi raz tych samych błędów. Raz, dawno temu, osądził pewnego chłopca po jego ojcu - i była to jedna z największych pomyłek jego życia.

Tom. Ten chłopak miał na imię Tom, prawdopodobnie po tym gadzim potworze.

Ale był również sierotą. Nie był aroganckim, wychowanym w manii czystej krwi dzieckiem, jakim mógłby się stać, gdyby jego rodzice przeżyli. Był tylko przerażonym dzieckiem, czekającym na tiarę, by przydzieliła go do jego Domu.

Chłopiec usiadł na taborecie. Severus wreszcie westchnął i nałożył mu tiarę. Kątem oka widział bladą twarz Hermiony.

- Gryffindor! - krzyknęła tiara i Severus usłyszał okrzyk Qui:

- Tutaj, Tom!

I przydzielanie skończyło się.

Kiedy Severus powrócił z komnaty, gdzie odłożył tiarę i taboret, zajął swoje miejsce obok Minervy, która wstała.

- Tylko kilka słów. Las na terenie szkoły jest zakazany dla wszystkich uczniów - spojrzała znacząco w stronę stołu Gryffindoru, gdzie chłopak o kasztanowych włosach uśmiechnął się szeroko i skinął głową. - Bez wyjątków. Magia nie może być używana na korytarzach pomiędzy lekcjami, włącznie z magicznymi słodyczami i zabawkami. I wreszcie chciałabym przedstawić dwoje nowych profesorów: profesor Hermionę Snape, która będzie profesorem Historii, ponieważ pan Binns zdecydował się odejść... - Hermiona skinęła głową, kiedy ogromna ilość okrzyków zabrzmiał w Hallu. Najwyraźniej stary duch nie był bardziej popularny niż za czasów Severusa. - Była ona profesorem Historii w Magicznej Akademii w Australii przez sześć lat. I jak widzicie, nie ma profesora Weasley'a. Ożenił się tego lata i zmienił pracę. Nasz nowy-stary profesor Eliksirów to profesor Severus Snape, który wcześniej był instruktorem Eliksirów w Hogwarcie przez siedemnaście lat, i Zarząd wybrał go na nowego wicedyrektora szkoły, ponieważ profesor Vector postanowił zrezygnować z tej funkcji.

Uprzejme oklaski, nie jak radosne jak w przypadku Hermiony, ale to było zrozumiałe: George był rzeczywiście bardzo popularny. Severus skinął głową i spojrzał spode łba.

Oboje z Hermioną przyglądali się badawczo czterem stołom przed nimi, podczas gdy dzieci były zajęte kolacją.

- Tak się cieszę, Severusie - wyszeptała mu do ucha Hermiona. - Ale wiesz, nie byłabym mniej szczęśliwa, gdyby jedno z nich trafiło do Slytherinu...

- Wiem - odparł. - I trochę mi ulżyło, że to... dziecko Avery'ego nie skończyło w moim starym domu. Lepiej mu będzie w Gryffindorze.

Twarz Hermiony zachmurzyła się. Nazwisko Avery było tematem tabu w ich domu z oczywistych względów. Ale w końcu tylko wzruszyła ramionami.

- Quirke najwyraźniej go lubi - spojrzała na dwójkę pierwszorocznych. Nagle dostrzegła wysokiego chłopaka, siedzącego blisko nich. - Spójrz tam, Severusie! Nie uważasz, że ten chłopak, ten wysoki... dwa miejsca od Quirke... wygląda znajomo?

Serce Severus prawie stanęło, kiedy zauważył chłopaka. Delikatne dotknięcie jego na ramieniu zawiadomiło go, że Minerva chciała coś powiedzieć.

- Tak, Minervo? - powiedział, nie mogąc oderwać oczu od wysokiego chłopaka.

- To wnuk Aberfortha, Severusie.

- Wygląda jak Albus - wymamrotał Severus.

- Wiem. Ale to nie on. Może później... - McGonagall przysunęła się bliżej. - Teraz jest bardziej podobny do bliźniaków Weasley w ich najlepszych dniach w Hogwarcie. Był ulubieńcem George'a.

- To pasowałoby do Aberfortha - Severus uśmiechnął się na myśl o śmiesznym starszym człowieku.

- Nie sądzę - odparła Minerva. - Jego wnuk jest dużo poważniejszy i jest naszym najlepszym uczniem...

- Możesz użyć czasu przeszłego, Minervo - przerwał jej Severus. - Nie zapomnij, że przybył tu młody Severus Snape, i powiem ci, że jest tak utalentowany, jak był Quietus.

- Ulubieńcem chłopca jest jednak Fawkes - powiedziała nagle dyrektorka. - Albus mu go zostawił. Więc...

- Więc za sto trzydzieści lat będziemy mieć kolejnego Albusa... Jak ma na imię?

- Ares.

- Więc nie jest Albusem - w głosie Severusa zabrzmiała rezygnacja.

- Nadal za nim tęsknisz? - kobieta spojrzała na niego ze zmartwieniem.

Severus wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Wielokrotnie po prostu nie mam czasu, by za kimkolwiek tęsknić... Życie stało się dużo bardziej zaplątane, niż można by się spodziewać...

- Słyszałam o twoim najnowszym eliksirze...

- Nie jest taki nowy, i nie sam go stworzyłem, jak zapewne wiesz.

- Populacja wilkołaków w kraju jest ci wyjątkowo wdzięczna.

- Jestem dużo dumniejszy z udoskonalenia Eliksiru Bezsennego Snu.

- Słyszałam o tym. Poppy wciąż cię wychwala. I jeśli dobrze słyszałam, to wraz z ostatnim wynalazkiem stałeś się dość bogaty...

- Daj spokój, Minervo! Od czasu, kiedy majątek Potterów przeszedł na własność Harry'ego, jesteśmy wystarczająco bogaci, aby wykupić Hogwart, gdybyśmy zechcieli...

- Dlaczego więc wróciłeś, Severusie? - tym razem na twarzy jego koleżanki malowała się powaga.

- Ponieważ zrozumiałem, że lubię uczyć. A teraz, kiedy nie mam pomocy przy swoich eksperymentach, stwierdziłem, że nie ma sensu siedzieć samotnie w Australii.

- Naprawdę się cieszę, że jesteś tutaj. Tęskniłam za tobą, Severusie. I twój Dom również za tobą tęsknił...

- Nie jestem Opiekunem Slytherinu...

- Vector z przyjemnością oddałby ci to stanowisko...

- Pomyślę o tym, Minervo.

- Dzięki. I jeśli będziesz miał czas to proszę, przyjdź do mnie na herbatę. Miło będzie porozmawiać ze starym przyjacielem.

- Z przyjemnością.

-----
Ich nowe kwatery mieściły się na drugim piętrze. Były dość duże, z dwiema sypialniami, dwiema łazienkami, bawialnią i małą kuchnią. Hermiona, która mieszkała w szkole już od dwóch tygodni, umeblowała i zorganizowała wszystko ładnie, podczas gdy Severus przebywał w Snape Manor z dziećmi.

- Składniki i inne rzeczy są w pudełkach w twoim starym gabinecie. Nie chciałam ich bez ciebie rozpakowywać.

- W porządku. I tak chcę to sam zrobić.

- Zrobię herbatę - powiedziała Hermiona. - Będziemy mieć gości za jakieś dziesięć minut, jeśli się nie mylę...

Drzwi otworzyły się.

- Myliłaś się. Nie za dziesięć, a za minutę - Severus uśmiechnął się do Hermiony i odwrócił się z uśmieszkiem na twarzy do bliźniaków. - Co tutaj robicie?

- Przyszedłem po Pommy, a Qui zdecydowała się mi towarzyszyć. - Qui przytaknęła, ale żadne z nich nie ruszyło się, aby zabrać małego oposa. Usiedli na sofie obok Severusa i wzięli herbatę. Hermiona usiadła w fotelu przed nimi i uśmiechnęła się. Spogladali z wyczekiwaniem na zegar ścienny - rodzinny zegar z kilkoma wskazówkami.

Dokładnie pięcioma wskazówkami.

Cztery z nich wskazywały na słowo "DOM".

Piąta wskazywała na "W PRACY", ale niedługo. Wkrótce przesunęła się na "W DRODZE", po czym kominek zahuczał głośno i wysoka postać potknęła się, jak zwykle, o krawędź paleniska.

- TATA! - krzyknęła Quirke i zawisła przybyszowi na szyi. - Tiara przydziału umieściła mnie w Gryffindorze, jak mamę i ciebie!

Harry popatrzył na nią, marszcząc brwi.

- Co tutaj robisz? Powinnaś być w swoim dormitorium!

- Tatooo... - Qui zignorowała rozdrażnienie Harry'ego. - A Sev jest Krukonem!

- Puść mnie, Qui. Jeśli dobrze pamiętam, to uzgodniliśmy, że spotkamy się w weekend...

- W porządku, Harry. Tylko chcieli przekazać ci dobre wieści - powiedziała Hermiona łagodnie.

- A łapa Pommy była złamana i dziadek ją wyleczył i przyszliśmy po niego...

- A ja odprowadzę ich do dormitorium - dodała spokojnie Hermiona.

Harry pocałował córkę w czoło i postawił ją na podłodze.

- Gratuluję - powiedział wreszcie. Odwrócił się do syna i przytulił go krótko. - Jestem z ciebie dumny, synu.

- Dzięki, tato.

Severus spojrzał na Seva i zobaczył miłość i podziw, jaki chłopiec czuł do swojego ojca. Byli bardzo sobie bliscy: Harry i Sev, podczas gdy Qui głównie wybierała jego, Severusa, do rozmów na tematy, na które nie chciała rozmawiać z matką.

- Idźcie już do dormitoriów. To pierwszy dzień, i musicie poznać swoich kolegów... Do zobaczenia w sobotę. Ares i Ron przyjdą tutaj, aby powitać nas w Anglii - drgnął na myśl o trójce dzieci Rona, ale przynajmniej Ares nie miał żadnego. Przyjaciel Harry'ego nadal nie chciał się ustatkować. Ron, ku zaskoczeniu wszystkich, ożenił się z Padmą Patil niedługo po ukończeniu szkoły. A Neville wkrótce stał się jego szwagrem.

Ale wszyscy Weasley'owie już się pożenili i mieli dzieci. To tylko kwestia czasu, kiedy Hogwart zaleje nowa rudowłosa generacja. Już w przyszłym roku pojawi się w Hogwarcie pierworodna córka Billa.

Harry podszedł do Hermiony i pocałował ją w szyję. - Będę w gabinecie Severusa, kochanie. Pomogę mu się rozpakować.

- Chyba nie będę na ciebie czekać, Harry. Jutro mam lekcje, rozumiesz...

- Oczywiście...

Kiedy Hermiona wyszła z dziećmi i oposem Seva, usiadł ciężko obok Severusa.

- Cześć, tato - jęknął.

- Ciężka praca...?

- Nie - Harry ziewnął. - Zbyt wiele nowych twarzy. Znałem jedynie Cassię. Och, i Neville'a, który pracuje w szklarni szpitalnej i laboratorium. - Obaj uśmiechnęli się, wspominając starą rozmowę o laboratorium i Longbottomach. - Pozostałych Uzdrowicieli i pielęgniarek nie znałem. Och, i większość się na mnie gapiła. Myślę, że za bardzo przywykłem do bycia normalnym człowiekiem w Australii. To bycie w centrum uwagi... Człowiek-Który-Zabił-Sam-Wiesz-Kogo... Nie słyszałem tych bredni już od lat... - Rozmasował obolały kark.

Severus spojrzał na szyję Harry'ego i zauważył dobrze widoczne białe linie blizn.

- Zapomniałeś rzucić na nie Glamour - powiedział łagodnie.

- Nie - Harry wzruszył ramionami. - I tak by dowiedzieli się o nich, prędzej czy później. Nie mam nic do ukrycia.

Blizny przypomniały Severusowi o kolejnej rzeczy, o której chciał powiedzieć Harry'emu.

- Syn Avery'ego jest w Hogwarcie.

Harry lekko zmarszczył brwi, ale szybko się rozpogodził.

- Biedactwo. Dorastał w sierocińcu, jak podejrzewam?

Severus przytaknął.

- Tiara umieściła go w Gryffindorze.

Oczy Harry'ego zamgliły się, kiedy popadł z zamyślenie. Zajęło chwilę, nim znowu się odezwał.

- Cieszę się, że to słyszę. Nie chciałbym, aby historia się powtórzyła.

Severus wstał i przeciągnął się.

- Chodźmy do mojego gabinetu. Hermiona powiedziała, że nie rozpakowała moich pudeł.

- Och - Harry podniósł głowę. - Masz ze sobą Eliksir Pamięci?

- Tylko składniki. Dlaczego pytasz?

- Chciałem spróbować zrobić antidotum i zmodyfikować je tak, aby pomogło w poważnych przypadkach amnezji. Jeśli dodamy trochę pokruszonych skrzydeł nietoperza i kolce jeżozwierza...

Entuzjazm Harry'ego przeniósł się najwyraźniej również na Severusa, ponieważ przytaknął.

- Spróbujmy!

Później, kiedy zaczęli robić Eliksir Pamięci, powrócili do swojej wcześniejszej rozmowy.

- Cieszę się, że przyjąłem pracę Uzdrowiciela - powiedział Harry, mieszając dwa razy eliksir w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.

- Myślę, że twoje doświadczenie ze wspomnieniami i leczeniem duszy jest wyjątkowe - powiedział Severus, ścierając na proszek wysuszony asfodelus.

- Cassia powiedziała to samo. - Harry rzucił ocieplające zaklęcie na następny składnik przed dorzuceniem go. - Chociaż to nadal dla mnie cud, że odzyskałeś swoje wspomnienia. Jesteś jedynym przypadkiem, o którym wiem. Moje doświadczenie i eksperci mówią, że to niemożliwe...

- Nie bądź śmieszny - powiedział Severus i obaj zaśmiali się. - A jeśli chcesz wiedzieć, nadal wydaje mi się cudem, że przeżyłeś pocałunek dementora. Jesteś jedyny.

Harry wziął od Severusa sproszkowany asfodelus i powoli dodał go do mikstury.

- Nadal uważasz, że to z powodu przysięgi Malfoy'a?

- Co innego mam myśleć? - głos Severus pobrzmiewał lekką irytacją.

- Twoja i Hermiona miłość, na przykład - powiedział cicho Harry. - Pamiętam, że byłem w nicości i czułem tylko, że gdzieś na mnie czekacie...

Severus nie był w stanie odpowiedzieć. Usiadł i ukrył twarz w dłoniach; pamiętał.

-----
-----
WSPOMNIENIE
-----
Kiedy zaklęcie Identyfikatora zabrzmiało w cichym pokoju, ciało Harry'ego zwiotczało w jego ramionach. Severus opuścił głowę i przycisnął twarz do ramienia Harry'ego.

Wokoło dały się słyszeć ciche odgłosy kroków zaczynał i łagodne słowa cichej rozmowy. Ciężar na jego lewym ramieniu stał się większy, kiedy Hermiona prawie na niego upadła.

- Harry... - wyszeptała przez łzy. - Nie odchodź, proszę...

Severus przesunął ciało Harry'ego, by położyć je na łóżku, ale kiedy tylko zaczął się odwracać ze swoim ciężarem, kaszlnięcie i bolesny jęk powstrzymał go.

- Nie ruszaj się, proszę - głos był słaby i ochrypły. - To boli.

Severus był tak zszokowany, że nagle zasłabł i wypuścił Harry'ego, który upadł na podłogę. Wszyscy w pokoju odwrócili w ich stronę, w najwyższym stopniu zaskoczeni.

Harry ponownie jęknął boleśnie.

- Harry! - wrzasnęła Hermiona i w następnej chwili osunęła się na kolana obok niego. Ale Severus był szybszy. Wziął chłopaka z powrotem w ramiona i położył go na łóżku.

- Harry..? - zapytał słabym głosem.

- Skończone - wyszeptał Harry.

- Co? O czy ty mówisz? - zapytał przestraszony Severus.

- Chłód. Nicość. Czy ja umarłem?

- Nie - głos Syriusza odezwał się obok łóżka. Kiedy Severus spojrzał w jego stronę, zobaczył wszystkich stojących wokół nich. - Jesteś w Ambulatorium, w Hogwarcie.

- Syriusz? - Harry otworzył oczy, ale szybko ponownie je zamknął. - Jest za jasno...

- Jak się czujesz? - w głosie Madam Pomfrey brakowało zwykłego, obowiązkowego tonu.

- Moje blizny... palą - wymamrotał Harry i znowu podniósł powieki, ale tym razem dużo ostrożniej. - I... chce mi się pić...

- Oczywiście - Madam Pomfrey nagle opanowała się i rozejrzała wokół. - Ponieważ żyje, możecie spotkać się z nim później. Teraz wynocha!

Severus nigdy nie rozumiał, skąd bierze się ten niewiarygodny prestiż pielęgniarki, ale w ciągu pięciu minut już tylko kilka osób znajdowało się w pokoju: Severus, Hermiona, Syriusz, Armena i Ania. Poppy już miała otworzyć usta i zaprotestować, ale morderczy wzrok Severusa zmusił ją do milczenia.

Harry próbował usiąść, więc Severus mu pomógł. Pierwsze chwilę były po prostu chwytały za serce. Harry przyjrzał się im z wyraźnym zagubieniem na twarzy.

- Myślałem, że już nigdy was nie zobaczę. Powinienem nie żyć - Harry nagle przerwał i odwrócił w stronę Severusa. - Czy... czy on zginął? - wyszeptał ze strachem.

- Tak, zginął. Zupełnie. Już nigdy nie wróci - powiedział stanowczo Severus i przytulił go. Napięcie Harry'ego zmniejszyło się.

- Och.. - ale w tej chwili zauważył ponad ramieniem Severusa Hermionę. Zmiana była natychmiastowa: cała krew odpłynęła z jego twarzy i źrenice rozszerzyły się. - Hermiona?

W tym momencie Severus postanowił zostawić tych dwoje samych: wyprosił pozostałych na korytarz i zamknął drzwi. Kiedy tylko wyszli, Severus odwrócił się do Syriusza, aby wytłumaczyć swoją decyzję, ale w chwili, kiedy jego oczy napotkały oczy Blacka zrozumiał, że Black wiedział. Podszedł do nich Andrus.

- Co się stało? Dlaczego wyszliście? "Rodzinne spotkanie" pomyślał Severus, ale na głos powiedział: - Chodźmy do mojego gabinetu. Mam wam coś do powiedzenia...

- Ja również mam coś do powiedzenia... - wymruczał Andrus i wyciągnął z kieszeni kopertę. - Oficjalny list z Ministerstwa Magii, Departamentu Magicznych Obietnic i Przysiąg. Pan Boot dał mi to, jako oficjalnemu prawnikowi Harry'ego.

Syriusz rozejrzał się, korytarz był zbyt zatłoczony.

- Chodźmy więc. Nie sądzę, aby to można było omawiać publicznie...

- Myślę, że możemy zacząć od listu, Andrusie - powiedział Severus, kiedy siedzieli wokół stolika w jego gabinecie. Byli tylko we trzech: Armena postanowiła nie iść z nimi i zabrała Anię na spacer wokół jeziora.

- Ja już czytałem. To praktycznie list Dracona Malfoy'a do Harry'ego...

- Co? - Severus zerwał się z miejsca.

- Usiądź. Nie skacz, Severusie. Wiem, że byliście krewnymi, ale...

- Draco chciał uratować Harry'ego... - głos Severusa był cienki z emocji, ale sceptyczne prychnięcie Syriusza i uśmieszek Andrusa mówiły co innego.

- Nie sądzę, Severusie, ale myślę, że będzie lepiej, jeśli sam przeczytasz - podał mu list. Syriusz wstał i stanął za Severusem patrząc na treść ponad ramieniem Mistrza Eliksirów..

31 Marca 1997.
Potter,
Niniejszym informuję cię, że złożyłem przysięgę na imię mojej matki, że pomogę ci zabić Toma Marvolo Riddle. Poprzez tę przysięgę wiążę siebie z tobą i pozostanę z tobą związany, dopóki go nie pokonasz.
Nadal cię nienawidzę, ale ostatniej nocy Tom Riddle torturował i zabił moją matkę, gdyż odmówiła wstąpienia do jego służby, a wiedząc, że jesteś jednym z tych, którzy rzeczywiście mogą zabić tego potwora, zdecydowałem, że zrobię wszystko, co będę mógł, aby pomóc w walce z nim, nawet jeśli jesteś synem dziwki-szlamy i głupiego czarodzieja czystej krwi. Jesteśmy spokrewnieni (ku mojemu obrzydzeniu, nadal to muszę stwierdzić) i to zaklęcie Noblestone'ów obliguje mnie, abym zostawił cię w spokoju - teraz obiecuję, że porzucę swoją zemstę na tobie, jeśli zabijesz potwora. W dodatku potwora półkrwi - nawet ty jesteś lepszy od niego .
Więc, Potter, ponieważ złożyłem tę przysięgę, by pomóc ci w zabiciu tego potwora, nawet, jeśli została złożona pod twoją nieobecność, zmusza cię teraz do pomszczenia mojej ewentualnej śmierci.
Ufam w twoją idiotyczną, Gryfońską szlachetność, i że nie nadużyjesz tej więzi, wykorzystując ją tylko do pokonania Toma Marvolo Riddle.
Twój w zemście,
Draco Fortes Malfoy

- Chciał zemsty... - Całe zachowanie Draco dla Severusa nabrało sensu. Zalana łzami twarz, samopoświęcenie... Nie, nie było żadnej sympatii do Harry'ego ani do Severusa, było tylko czyste pragnienie, by pomścić śmierć matki - to było tak podobne do decyzji Severusa, która zmieniła całe jego życie, kiedy złożył swoją przysięgę Albusowi... By pomścić swojego brata... nic więcej.

- Typowy Malfoy - wymamrotał za nim Black, a on musiał się z tym zgodzić.

- Podejrzewam, że to więzy łączące Harry'ego z Malfoy'em powstrzymały jego upadek w ciemność i utratę duszy - głos Andrusa był spokojny. Syriusz przytaknął.

- To dość prawdopodobne.

- Chłopiec-Który-Przeżył... - wymamrotał ze zgrozą Severus. Ale spróbował się z tego otrząsnąć. - Mam jednak dla was pewne wiadomości...

- Dobre czy złe? - zapytał Syriusz marszcząc brwi.

- To zależy - Severus wzruszył ramionami, ale nie powiedział nic więcej.

- Wyduś to wreszcie - powiedział Syriusz i usiadł w fotelu naprzeciwko.

- Panna Granger spodziewa się dziecka Harry'ego w październiku lub z początkiem listopada.

Kiedy Severus spojrzał na swoich dwóch towarzyszy, Andrus wydawał się spokojny, chociaż on nigdy nie był blisko związany z Harry'm. Twarz Syriusza, przeciwnie, nabrała zielono-szarego koloru.

- Auć... - to wszystko, co powiedział. Po dziesięciu minutach totalnej ciszy dokończył: - Musimy coś zrobić. Jeśli media się dowiedzą...

Severus odwrócił się do swojego kuzyna.

- Czy Harry może zostać obwiniony o... kontakt seksualny z nieletnią?

- To zależy, ile miała w tamtym momencie lat - odpowiedział Andrus rzeczowo.

- Skończyła szesnaście, jak podejrzewam.

- To w porządku. Ale Syriusz ma rację. Jeśli nie chcecie, aby ich życie odwróciło się do góry nogami, to powinniście opuścić na jakiś czas Anglię...

-----
Andrus zasugerował, aby przeprowadzili się do Australii. Zgodzili się i kupili dom niedaleko Melbourne. Harry ukończył tam Akademię Magii w Hopsands w następnym roku, podczas gdy Hermiona zrobiła to samo rok później. Severus zachęcał oboje do dalszej nauki, więc Harry wreszcie zaczął studia zaoczne poprzez sowią pocztę, by zostać Uzdrowicielem. Pozostał w domu z dziećmi i Severusem, a ich eliksiry zdobyły wkrótce międzynarodową sławę. To było dość zabawne, że Harry zdobył tytuł Mistrza Eliksirów szybciej niż Uzdrowiciela, chociaż to drugie było jego głównym celem. Hermiona zaczęła studiować Historię w Sydney na mugolskim uniwersytecie, a po zdobyciu dyplomu została zaproszona po nauczania w Akademii Magii w Hopsands.

Ale w miarę jak mijał czas, coraz bardziej wyczekiwali powrotu, aż Harry otrzymał zaproszenie ze Świętego Mungo, by zostać Uzdrowicielem w szpitalu. W tamtym momencie jednak Severus i on byli w ostatniej fazie pracy nad zmodyfikowanym Eliksirem Bezsennego Snu, a bliźniaki miały tylko dziewięć lat, więc zdecydowali się pozostać jeszcze dwa lata w Australii.

Kiedy Minerva dowiedziała się, że planują powrót, natychmiast zaoferowała pracę nauczyciela Historii Hermionie, a Św. Mungo zaproponował Severusowi stanowisko Głównego Mistrza Eliksirów w szpitalnym laboratorium; otrzymał nawet ofertę ze swojego pierwszego miejsca pracy: mógł zostać Głównym Mistrzem Eliksirów Instytutu Badań Leczniczych Eliksirów.

Ale tego lata, kiedy Minerva wreszcie wysłała mu wiadomość, że czeka na niego posada Mistrza Eliksirów, jeśli tylko ją zechce, wybrał ją bez długiego namysłu.

Dlaczego?

To było takie proste: kochał uczyć.

-----
KONIEC WSPOMNIENIA
-----
-----
- Chodźmy do domu. Jutro ja muszę iść do pracy, a ty masz dzieci do zastraszenia... - radosny głos Harry'ego wyrwał go z zamyślenia.

- Nie wiem, czy mi się to uda - Severus uśmiechnął się. - Z Qui i Sevem pośród nich...

- Wiek cię zmiękczył, Severusie...

- Wiek!? Jaki wiek? - Severus uniósł brew. - Mam dopiero pięćdziesiąt lat. To ty za szybko zrobiłeś ze mnie dziadka. Mam przynajmniej sto lat życia przed sobą, jeśli przeżyję twoje dzieci przez siedem lat tutaj... - zaburczał z udawanym rozdrażnieniem. - I nie możemy teraz iść. Musimy poczekać, aż ta twoja głupia mikstura trochę wystygnie.

- Równie dobrze może stygnąć bez nas, Severusie. Jutro możesz zacząć antidotum. Chodźmy.

Severus zamruczał gniewnie, ale przestał się opierać.

- W każdym razie, czy zdecydowałeś co powiesz swoim uczniom na ich pierwszej lekcji? Starą przemowę? "Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia..." - ciągnął Harry.

- Hej! - krzyknął Severus, ale Harry się nie przejmował.

- "... Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów płynących w żyłach, zdolną zaczarować umysł i usidlić zmysły..."

- Przestań! - jęknął groźnie Severus, ale Harry go zignorował.

- "... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać...Och, i bliźnięta Snape - nasze nowe znakomitości..."

- Zamknij się!

- ...i ja sam, jako znakomitość, oczywiście - dokończył Harry, ale zmarszczył brwi. - Nie... to ostatnie zdanie bardziej pasuje do Lockharta, nie ciebie. A'propos Lockhart jest teraz jednym z moich pacjentów, więc jeśli nie będziesz się zachowywał przyzwoicie, to przywrócę mu wspomnienia i wyślę z powrotem do Hogwartu...

- Harry!!

- Daj spokój, Severusie! Mam nadzieję, że moje dzieci zobaczą swojego dziadka stojącego przed cała klasą syczącego słowa: "piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary."

- Jesteś niemożliwy! - Severus wreszcie się zaśmiał.

- Nie bardziej niż ty - Harry przewrócił oczami.

Severus otworzył usta, by odpowiedzieć, ale tylko ziewnął rozdzierająco.

- Miałeś rację - powiedział wreszcie. - Chodźmy, albo jutro nie będę w stanie wygłosić tej głupiej przemowy...

- Więc ją wygłosisz?

- Oczywiście. Czego innego oczekiwałeś?

- Niczego innego - Harry uśmiechnął się i pokręcił głową. - To będzie idealne.

Severus klepnął go lekko w plecy. Harry zachichotał, potrząsnął głową i wziął Severusa pod ramię, kiedy przechodzili przez drzwi. Wyszli z gabinetu, wyglądając jak ojciec z synem, i nikt by nie zgadł, że kiedykolwiek było inaczej.

Drzwi zamknęły się cichutko za ich oddalającymi się plecami.

KONIEC