Rozdział 2

- Snape! SNAPE! Obudź się!

Tłumiąc ziewnięcie, Snape otworzył oczy i spojrzał na mężczyznę, który potrząsał nim jak wariat. Był nim Potter, nic zaskakującego - oczywiście, byli w mieszkaniu tego gnojka gdzieś w Australii, kilka godzin wcześniej Potter rozbroił go mugolską sztuczką i...

- Potter - uśmiechnął się drwiąco, zupełnie przebudzony. - Oddaj mi moją różdżkę!

Ku jego zdziwieniu w następnej chwili różdżka z powrotem znajdowała się w jego dłoni, a Potter zakładał pośpiesznie jakieś ubranie.

- Musimy znikać. Natychmiast. Cieszę się, że śpisz w tym swoim przebraniu.

Snape już miał otworzyć usta i zwymyślać bezczelnego faceta, kiedy zauważył, że Harry faktycznie ma rację. Leżąc na niewygodnej sofie, rzeczywiście miał na sobie mugolskie ubranie, brakowało mu tylko butów. Książka nadal wciąż leżała na jego piersi. Wtedy dojrzał zegar stojący naprzeciwko niego i krzyknął wściekle:

- Jest druga w nocy! Co ty wyprawiasz?

Potter spojrzał na niego ze złością.

- Próbuj nie wrzeszczeć, Snape. Powinniśmy znikać najszybciej jak to możliwe. Oni tu będą lada chwila.

- Oni?

- Śmierciożercy - odparł zirytowany Potter. - Użyłem magii. Potrafią to wykryć. Pojawią się tutaj, gdy tylko dostaną zgodę na aportację do kraju. To znaczy, że mogą być tutaj w każdej chwili.

Australia była otoczona polem antyaportacyjnym, ponieważ czarodzieje z całego świata zawsze mieli tendencję, by uciekać do tego kraju w nagłych wypadkach i po jakimś czasie lokalne Ministerstwo zdecydowało się kontrolować lekkomyślne imigracje i stworzyło pole, które czerpało moc z całej czarodziejskiej społeczności w kraju. To była jedyna przyczyna tego, że jeszcze żyli. Poczucie winy Pottera albo jakiś inny zmysł obudziło się w nim na czas, aby uciekać.

- Rozumiem - powiedział Snape i odłożył książkę na stolik. Potter z niesamowitą prędkością złapał ją i cofnął się kilka kroków. Jego twarz wyrażała tyle bólu i smutku, że Snape prawie zaczął się nad nim litować. Więc te ślady łez należały do dzieciaka. Ale szybko otrząsnął się z uczucia litości. Skoncentrował się na butach.

- To... - zaczął Snape, kiedy założył buty, ale nie zdołał dokończyć zdania.

- Expelliarmus! - wrzasnął ktoś i różdżka natychmiast wyleciała z dłoni Snape'a. W następnej chwili w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno, gdyż Potter cisnął lampą w kierunku, z którego odezwał się głos. Poczuł, że Potter chwyta go za nadgarstek i ciągnie w stronę sypialni. Podążał w ciemności za gówniarzem, decydując się zaufać jego instynktowi - w końcu to był jego dom.

Ktoś zaklął w mroku. Snape wiedział, że mieli małą przewagę. Uśmiechnął się. Dumbledore chciał powrotu Pottera nie bez powodu. Nawet bez różdżki nie był bezsilny - co udowodnił podczas ostatniego wieczoru.

Huk!

Łomot!

Odgłos dwóch zderzających się ciał zabrzmiał gdzieś z przodu i Snape wstrzymał oddech. Napastnicy atakowali parami albo i w większych zespołach, ich było tylko dwóch przeciw im wszystkim, a Potter nie miał różdżki... Pech. Usłyszał głośne przekleństwo od strony Pottera i zrobiło się jasno - pierwszy napastnik wreszcie przypomniał sobie o zaklęciu Lumos. Snape poszukał schronienia za fotelem, w tym czasie Potter schwytał mężczyznę, z którym się zderzył i obrócił go tak, że następne zaklęcie trafiło w niego. Ruch był niezaprzeczalnie profesjonalny, ponieważ ocalił życie Pottera przed szybkim Zabijającym Zaklęciem, ale w pokoju znowu było ciemno, ponieważ nikt nie potrafił równocześnie rzucać dwóch rodzajów zaklęć. Snape usłyszał jak Potter upuszcza martwą tarczę na podłogę i poczuł, jak bez słowa łapie go za ramię. Gówniarz nawet nie próbował poszukać różdżki trupa: następne zaklęcia leciały w powietrzu ponad nimi, a różdżka po prostu nie była warta ryzykowania życia. Więc Snape, przewrócił oczami z przyzwyczajenia, ale nie zaprotestował. W następnej chwili stali już w małym pokoju. Drzwi za nimi zostały zaryglowane, a Potter otwierał okno i popędzał Snape'a niecierpliwymi ruchami.

- Powinniśmy zdobyć różdżkę - wymamrotał Snape i spojrzał wściekle na chłopaka. W pokoju było na to zbyt ciemno, więc spojrzenie nie wywołało żadnego wrażenia. Potter prychnął nonszalancko.

- Wracaj, jeśli chcesz - wycedził poprzez zaciśnięte zęby. - Wolę żyć niż mieć różdżkę.

Snape popatrzył na Pottera poirytowanym wzrokiem w półmroku (znowu bez rezultatu), ale młody mężczyzna tylko wzruszył ramionami i wyszedł przez okno bez słowa. Westchnąwszy cicho, Snape podążył za nim. Kiedy ostrożnie przełaził z jednego parapetu na drugi, przeklinał Dumbledore'a, cały Zakon i wszystkich, który poparli tego starego wariata, który twierdził, że to właśnie Severus powinien znaleźć Pottera.

Otwierające się drzwi zaskrzypiały w ciemności. Potter zatrzymał się przy oknie i popchnął je. Na szczęście nie było zamknięte, więc po chwili stali w innym małym pokoju, w innym mieszkaniu. Zamknęli za sobą okno. Ale Potter nadal nie otwarł ust, tylko otworzył drzwi i poprowadził Snape'a przez kolejne, bardzo podobne mieszkanie. Byli tak ostrożni, że mieszkańcy nie obudzili się, kiedy nocni goście wychodzili. Jedynym śladem ich obecności były nie zamknięte na klucz drzwi wejściowe.

Zanim dotarli do ulicy, Potter szedł tak szybko, że Snape musiał za nim biec truchtem. Przez chwilę myślał, aby sprzeciwić się, ale przeklinając po cichu dyrektora za jego głupi pomysł, dalej podążał za młodzieńcem. "Czuję się jak piesek", pomyślał sardonicznie. "W dodatku piesek Harry'ego Pottera."

Rozległ się głośny huk, a w powietrzu nad mieszkaniem Pottera, które właśnie opuścili, pojawiła się obrzydliwa pamiątka krzywd i tak wielu grzechów: Mroczny Znak. Krew odpłynęła z twarzy młodego człowieka, kiedy patrzył na czaszkę i węża przez długą chwilę, potem odwrócił się i powrócił do ucieczki od poprzedniego życia.

- Musimy udać się do Perth - powiedział wreszcie Potter, kiedy byli już dość daleko od mieszkania i szli ciemną, wąską uliczką, już normalnym tempem. Kolory wróciły na jego twarz. - Tam mieszka mój jedyny magiczny znajomy w tym kraju.

Snape poczuł się, jakby uderzono go czymś ciężkim w głowę.

- Perth? Oszalałeś, Potter? To po drugiej stronie tego przeklętego kraju!

Potter ze zmęczeniem potarł oczy i westchnął.

- To jedyny sposób, żebyś mógł zdobyć różdżkę i wrócić do Brytanii poprzez sieć Fiuu albo aportację. Możesz oczywiście lecieć samolotem, ale nie sądzę, aby zbyt rozsądnie było wybierać się w tak długą podróż bez różdżki, szczególnie to tym spotkaniu w moim mieszkaniu...

Przez chwilę Snape nie był w stanie powiedzieć słowa.

- A co z tobą? - burknął gniewnie.

- To nie twój interes, Snape. Możesz iść do domu i zgłosić Dumbledore'owi, że wypełniłeś jego rozkaz: wciągnąłeś mnie w tę bezcelową wojnę.

- JA? To ty ukradłeś mi różdżkę!

- To ty dusiłeś mnie i nie chciałeś zostawić mnie w spokoju!

Popatrzyli na siebie z nienawiścią w oczach, ale w końcu Harry machnął ręką.

- No dobra, zwal winę na mnie, jeśli to cię uszczęśliwi. Ale teraz musimy dostać się na lotnisko najszybciej jak będziemy w stanie, to najszybszy sposób tutaj...

- Nie sądzę, abyś znalazł jakiś lot o tej porze. Jest pół do trzeciej - wtrącił Snape i Harry przytaknął.

- Masz rację. Musimy znaleźć jakieś miejsce, by spędzić czas do rana.

- Co powiesz na pub? - zapytał Snape zaskoczonego Harry'ego.

- Pub? O tej porze nocy?

Snape uśmiechnął się.

- Możemy znaleźć otwarte puby o każdej porze, tylko musimy poszukać we właściwym miejscu.

Potter potarł oczy i skinął głową.

- No dobra. Prowadź więc, bo ja jestem pewny, że nie znam żadnych pubów w tej okolicy.

----

Harry był dość zaskoczony, kiedy Snape rzeczywiście znalazł otwarty pub, ale ulżyło mu, że nie musieli spędzać tylu godzin, włócząc się po ulicach. Czuł się niewiarygodnie zmęczony: jego życie, jego całe życie znowu zostało mu odebrane i nagle był wdzięczny swojemu instynktowi, który kazał mu zabrać antologię Yeatsa i teraz, kierowany nieznanym uczuciem, wyjął go i pogłaskał okładkę w zamyśleniu.

Przez chwilę uczucia były tak intensywne, że prawie duszące. Powinien zostawić to za sobą, razem ze wszystkim innym, co zostawił godzinę temu. Może tak byłoby lepiej. Zostawić za sobą stare życie i rozpocząć nowe, bez bolesnych wspomnień, ale teraz, z Yeatsem w dłoni, nie mógł nie chwycić go tak mocno, że aż zbielały mu palce.

Nie obchodziło go, co pomyśli o nim Snape, gdy siedział tak i ściskał starą książkę. W rzeczywistości w ogóle nie obchodził go Snape. To nie była zupełnie wina tego dupka, że ich znaleźli: sam również powinien być bardziej ostrożny. Ulżyło mu nieco, że starszy mężczyzna nie dokuczał mu z tego powodu, siedzieli w prawie towarzyskiej ciszy, jak dwóch przyjaciół: Snape pijący piwo, podczas gdy Harry wybrał herbatę. To Snape przyniósł dla nich napoje i po kilku minutach milczenia powiedział cicho:

- Nie sądzę, abyśmy mogli lecieć samolotem, Potter. W radiu właśnie powiedzieli, że policja znalazła martwego Śmierciożercę w twoim mieszkaniu i teraz jesteś poszukiwany.

Łagodne słowa Snape'a wywołały kolejną falę bólu. Jego życie tak nagle odwróciło się do góry nogami.

- Och, nie - jęknął i przejechał palcem po okładce. - Więc teraz siedzę w gównie po uszy. Zupełnie jakbym był znowu w Brytanii. Czy to nie interesujące? - zapytał nagle i spojrzał na Snape'a. - Za każdym razem, kiedy cię spotykam, znajduję się w centrum wydarzeń. Może to nie ja przyciągam kłopoty, ale ty.

- Potter...! - warknął Snape, ale Harry się nie przestraszył.

- Jakieś pomysły, Snape? - zapytał bezczelnie.

- Co do czego, Potter?

- Co możemy teraz zrobić? Musimy w każdym razie dotrzeć do Perth. Nie mam szansy przeciwko nim bez różdżki, a ty musisz wrócić do domu.

- Powinniśmy znaleźć kogoś tutaj.

- Więc spróbuj - Harry wzruszył ramionami. - Ale ostrzegam, Sydney jest dość duże. Szansa, że wpadniesz na tutejszą magiczną osobę jest mniejsza, niż szansa spotkania twoich dobrych, starych znajomych...

- Potter! - Snape podniósł głowę i popatrzył na niego wilkiem, pokazując zęby w grymasie.

Harry uśmiechnął się złośliwie i wzruszył ramionami.

- Co? Zaprzeczasz prawdzie, Snape?

W następnym momencie Snape przechylał się przez stół i trzymał mocno Harry'ego za koszulę, plując nienawistnie mu w twarz: - Ty cholerny gówniarzu, lepiej zamknij tę swoją niewyparzoną gębę! Twoja głupota omal nie zabiła kolejnego człowieka: mnie, mówiąc dokładniej, a ja zdecydowałem się nie wspominać o tym, ale twoje zachowanie - potrząsnął Harry'm - sprawia, że myślę, że zawsze miałeś gdzieś ludzi umierających wokół ciebie tak długo, jak ty byłeś bezpieczny...

Chwilę później pięść Harry'ego odnalazła drogę do nosa Snape'a i starszy mężczyzna zachwiał się, łapiąc za krwawiący nos. Harry, naśladując wcześniejszy gest Snape'a, przyciągnął go bliżej za ubranie.

- Przyganiał kocioł garnkowi, nie uważasz, Snape? To ty byłeś Śmierciożercą, nie ja. To ty torturowałeś i zabijałeś ludzi. Jak śmiesz oskarżać mnie o beztroskę?! Uważasz, że przez to jestem faktycznym mordercą moich przyjaciół? - pchnięciem uwolnił Snape'a, który opadł na krzesło.

Snape uniósł głowę, jego oczy płonęły z nienawiści.

- Ja nigdy nikogo nie zabiłem, Potter. Nigdy - wysyczał, przyciskając chustkę do twarzy. Harry w odpowiedzi zaśmiał się krótko i ostro.

- Nie? - zapytał z drwiną. - Żart stulecia!

Oczy Snape'a zapłonęły jeszcze mocniej. - Nie. I nikt, powtarzam, nikt nie zginął przeze mnie. Wręcz przeciwnie, ty biadolący, koszmarny tępaku. Uratowałem więcej ludzi w swoim życiu niż możesz sobie wyobrazić!

- Och, co za wzruszająca bajeczka, Smarkerusie. Ale mam nadzieję, że nie myślisz, iż uwierzę w twoje historyjki. Wiem dość sporo o tobie. Wiem o sposobach, jakich używa Voldemort przy inicjacji... Są dość krwawe...

Snape, ku zdziwieniu Harry'ego, przestał się kłócić, tylko wzruszył ramionami.

- Nie potrzebuję, żebyś mi uwierzył. Ty, który zabiłeś swojego najlepszego przyjaciela...

To był cios niżej pasa. Harry zbladł jak ściana.

- Snape, nic nie wiesz o tym... tym...

- Zdumiewające zdolności językowe, Potter - uśmiechnął się Snape, ale wyglądał dość przerażająco z krwią lejącą mu się z nosa.

Harry starał się odzyskać nad sobą panowanie. Zbyt daleko posunął się tego ranka, wiedział o tym. Nie straciłby samokontroli tylko z powodu drwin Snape'a - albo przynajmniej większości z nich, nie zacząłby kłótni. Ale nie mógł nic na to poradzić, faworyzowanie dupka przez Dumbledore'a nadal go oburzało, niesprawiedliwość tego wszystkiego...

Wstał raptownie. Nie chciał pozostać ze Snape'em pod jednym dachem. Musiał się stąd wydostać, najszybciej jak to możliwe oddalić od najbardziej znienawidzonej osoby w jego życiu. Więc pozostawił starszego mężczyznę za sobą bez słowa, prawie wybiegając z pubu. Kiedy już był na ulicy, omal nie upadł, ale nie pozwolił opanować się słabości. Szedł dalej, z sercem walącym w piersi jak młot - słowa Snape'a paliły, zjadały go od środka. "... zawsze miałeś gdzieś ludzi umierających wokół ciebie tak długo, jak ty byłeś bezpieczny..." Całkowita niesprawiedliwość tego, jego całego życia, a ten człowiek nie wahał się jej użyć przeciwko niemu. Jego przyjaciele... Och, jak to bolało.

- Hermiona - zapłakał cicho i poczuł gorące łzy płynące mu po policzkach. - Hermiona, Ron... kochanie... Kochanie... - Te błyszczące oczy, patrzące na niego, te uśmiechnięte usta, te dodające otuchy ramiona wokół niego... Ich wspólne marzenia o cichym, spokojnym domu na wsi, z dziećmi i psami - a nagle wszystko zostało mu odebrane; oczy jego ukochanej były puste, jak wszystkich innych trafionych Zabijającym Zaklęciem - jego marzenia i jego życie odeszło tamtego dnia, i już nie powróciło.

Żadnych dzieci, żadnych psów, żadnego domu na wsi, żadnego spokoju, a przede wszystkim - żadnej miłości.

A Snape po prostu przyszedł i rzucił mu te okropne słowa w twarz. Harry zrobił, naprawdę zrobił wszystko, aby ich ochronić. To nie była jego wina, że zginęli.

Nie obchodziło go już otoczenie, i nie obchodziło go nawet, że to go nie obchodzi: właściwie nawet chciał, aby zjawił się Voldemort i zakończył to całe bagno zwane życiem szybko wypowiedzianym Zabijającym Zaklęciem, i mógłby dołączyć się do ich kolejnej przygody - jeśli Dumbledore miał rację, co do tego. Nie wiedział, czy mógł ufać staremu, szalonemu człowiekowi w tak poważnym temacie, skoro ten zdradził go więcej razy niż Harry był w stanie zliczyć.

Silne potrząśnięcie wyrwało go z zamyślenia. Silna dłoń trzymała go za ramię i zmusiła go do odwrócenia się. Harry usłyszał ciche wciągnięcie powietrza zanim spojrzał na napastnika (chociaż znał jego tożsamość całkiem dobrze).

- Potter, wracaj do pubu - to był rozkaz, ale Harry nie był już uczniem tego dupka - nie żeby słuchał jego rozkazów jeszcze w szkole.

- Zostaw mnie w spokoju, Snape. Zrobiłeś, co musiałeś. Voldemort jest tutaj albo będzie lada chwila. Spotkam się z nim, nie muszę w tym celu wracać do Anglii. Idź sobie.

- Nie baw się w primadonnę, Potter. To ci nie pasuje.

- Puść moje ramię, draniu - Harry odsunął się.

- Nie, Potter.

- Czemu nie? Nie możesz mnie do niczego zmusić, no nie?

Harry zobaczył na jego twarzy, że to była prawda. Snape uwolnił jego ramię. Harry skinął głową i odwrócił się.

- Żegnaj więc. Było mi absolutnie niemiło ciebie spotkać.

Snape zrobił niepewny krok w jego stronę.

- Potter, poczekaj.

- Nie.

- Potter!

- NIE! - Harry przyśpieszył, ale nadal słyszał kroki Snape'a za sobą. Jęknął z frustracji. Czy facet nie mógł go zostawić w spokoju?

- Zostawiłeś swoją książkę w pubie.

Cholera. Harry zacisnął zęby i nie odwrócił się.

Nie potrzebuję jej. Już nie. Należy do przeszłości. To mi jej nie przywróci.

Prawie biegł. Kroki Snape'a były wciąż zbyt blisko.

Czemu ten dupek nie zostawi mnie w spokoju?

- Potter, stój, proszę - słowa były wykrztuszone zachrypłym głosem. Snape, Harry to dobrze słyszał, mógł ledwo oddychać z powodu rozbitego nosa. Zalała go nagle fala poczucia winy, tak silna, że prawie się przewrócił. Potrząsnął głową i odwrócił się.

Twarz mężczyzny wyglądała okropnie. Zakrzepła krew pokrywała całą jej dolną część łącznie z ustami - wyglądał jak wampir po uczcie. Ale Harry nie potrafił cieszyć się tym widokiem.

Gdzieś głęboko wewnątrz czuł, że mężczyzna miał rację. Jego lekceważenie prawie zabiło Snape'a, a ten o tym nie wspominał do momentu, kiedy Harry zaczął kpić z jego przeszłości. Rozkładając dłonie w geście poddania spojrzał mężczyźnie prosto w oczy.

- Potter, słuchaj... - Snape nie dokończył, ponieważ Harry mu przerwał.

- Snape, przepraszam. To było grubiańskie - wskazał ręką na jego nos. Snape mimowolnie cofnął się.

- Nie powinienem zapewne mówić tego o Weasley'u - odezwał się niepewnie.

Stali tak przez kilka długich minut. Wreszcie Harry przytaknął i skinął ręką na Snape'a, aby za nim poszedł. Wkrótce stanęli przed jakimś sklepem. Harry wszedł, pokazując Snape'owi, aby został na zewnątrz, ale szybko wrócił.

- Chodźmy w mniej publiczne miejsce - wymamrotał młody mężczyzna. Kiedy już byli w ciemnej ulicy Harry wyciągnął butelkę wody i paczkę chusteczek. - Zmyję ci krew z twarzy. Nie wyglądasz zbyt dobrze w obecnym stanie.

Snape burknął coś w odpowiedzi, ale pozwolił Harry'emu wytrzeć krew.

- Nie powinienem cię uderzyć - powiedział Harry, kiedy skończył.

Snape nie odpowiedział, tylko podał mu książkę.

- To twoje... - powiedział łagodnie. Harry dotknął książki tak delikatnie, jakby była kruchym dziełem sztuki.

- Dzięki - mruknął.

- Lepiej umyj też swoją twarz - zauważył cicho Snape. Ale kiedy Harry nie poruszył się, zabrał mu chustki i wodę, i przemył twarz młodzieńca.

Harry był tak zażenowany, że nie był w stanie powiedzieć słowa, tylko stał tam, jakby zapuścił korzenie, dopóki Snape nie odezwał się znowu: - Musimy więc znaleźć sposób, aby dostać się do Perth - powiedział całkiem zwyczajnym tonem, za co Harry był szczerze wdzięczny.

- Myślę, że powinniśmy wypożyczyć samochód - odpowiedział niepewnie. - Ale nie sądzę, aby z moim obecnym ID - och, powinniśmy coś zrobić z moją... ee... tożsamością.

- Dumbledore zaopatrzył mnie w fałszywe dokumenty - Snape wyciągnął kopertę z dwoma ID. - Na wypadek takiej sytuacji jak ta. Jedyne, co musisz zrobić, to założyć te soczewki kontaktowe i... pozwolić swoim włosom trochę urosnąć. To powinno zmienić twój wygląd całkowicie.

- Jesteś pewny, że to zadziała? - Harry spojrzał na niego ostrożnie.

- Dlaczego? - Snape zmarszczył brwi. - Nie znam lepszego rozwiązania.

- Nie ufam Dumbledore'owi - odparł Harry gorzko. Snape nie odezwał się, tylko spojrzał na niego z oczekiwaniem. Wreszcie Harry odchrząknął. - Jeśli chcesz wiedzieć, to on zabił Rona. On, a nie moja beztroska.