Rozdział 3

Snape spojrzał na młodszego mężczyznę ze zdziwieniem, nawet nie próbując tego ukryć.

- Potter, słuchaj, cokolwiek powiedziałem, nie obwiniam ciebie i rodzina Weasley'ów też cię nie wini, więc nie musisz brać winy na siebie...

Potter uniósł wyzywająco głowę: to był gest, który zawsze niewyobrażalnie drażnił Snape'a. Czuł jak zaczyna w nim rosnąć irytacja, ale starał się ją powstrzymać.

- Nic nie wiesz o tej nocy, Snape - powiedział irytujący szczeniak, ale, o dziwo, zmienił temat. - Więc co gadałeś o tych soczewkach kontaktowych i wydłużeniu włosów?

Przez chwilę Snape zastanawiał się, czy nie powrócić do porzuconego tematu - Potter w końcu wyrażał się dość niegrzecznie o dyrektorze, ale po chwili namysłu (przede wszystkim dlatego, że starca tu nie było) przyznał przed samym sobą, że Potter miał rację, przechodząc na bardziej neutralne terytorium. To nie był czas na kłótnie, a temat winy i niewinności z pewnością by się w nią przerodził. Więc poddał się i wyciągnął małą kopertę z kieszeni, uśmiechając się drwiąco, nie tylko z przyzwyczajenia: pomysł Albusa był jeszcze zabawniejszy niż zazwyczaj. Przez chwilę zaciskał zęby, starając się zapanować nad obrzydzeniem, jakie czuł. W końcu westchnął.

- Albus dał mi to na wypadek, gdybyśmy musieli skorzystać z mugolskich urządzeń, głównie samolotów, do których potrzeba dokumentów, i pomyślał, że niebezpiecznie byłoby podróżować pod naszymi prawdziwymi nazwiskami - chociaż nawet tutaj mieszkałeś pod fałszywym...

- Taak, James Poulter - wymamrotał Potter z roztargnieniem. - Nie chciałem, żeby ktoś mnie znalazł...

Snape wzruszył ramionami i zignorował tę cichą uwagę.

- A teraz bardzo się przydadzą, skoro lokalna policja cię ściga, a podejrzewam, że nawet mają twoje zdjęcie. To zwykłe szczęście, że jeszcze nikt cię nie rozpoznał.

- To ma coś wspólnego z ogłoszeniami radiowymi - burknął pod nosem Potter, ale Snape znowu nie zwrócił uwagi na idiotyczne skamlenie gówniarza. Potter, jak za starych, dobrych czasów, zaczynał załazić mu za skórę - i to nie miało nic wspólnego z ciosem w nos! To był sam facet, który go irytował: rozwydrzony, nieodpowiedzialny, skamlący, tchórzliwy słabeusz - a on teraz miał mu zmieniać pieluchy... Nienawidził tej sytuacji i nienawidził Pottera. Ale zmusił się, aby mówić dalej.

- ... Chociaż nie sądzę, abyś się zbytnio ucieszył, kiedy zobaczysz te dokumenty...

- Tak jakbym chciał zobaczyć COKOLWIEK, co przysłał Dumbledore - wymamrotał Potter, ale Snape kontynuował, udając, że nie słyszy jego paplaniny. Zamiast tego wyciągnął dwa ID i podał Potterowi ten, który należał do niego. Bałwan zerknął obojętnym wzrokiem na ID, potem na Snape'a. - Będziemy podróżować jako Gabriel i Steven Paddock, ojciec i syn: więc Albus dał te soczewki dla ciebie, abyś je założył i wydłużył włosy, aby wyglądały jak moje, bez różdżki...

- Co? - Potter wyglądał na zupełnie rozkojarzonego i Snape uśmiechnął się drwiąco.

- O co chodzi? - Snape uniósł brew.

- Zwolnij. Nie jestem pewny, czy zrozumiałem, co powiedziałeś.

Snape spojrzał groźnie i pokazał zęby.

- Będziemy podróżować jako ojciec i...

- Tę część zrozumiałem, Snape. Nie rozumiem całości. Nie wyglądam jak ty.

- Dlatego musisz założyć soczewki i wydłużyć włosy.

- Wydłużyć włosy - Potter uśmiechnął się sarkastycznie. - Daj spokój, Snape!

Snape nagle się pochylił i prawie wypluł Harry'emu w twarz:

- Odbiło ci, Potter? Jesteś czarodziejem, czy nie?

Potter zachwiał się do tyłu i zbladł. Snape skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się. Nigdy nie wierzył, nawet w swoich najdziwniejszych snach, że nadal jest w stanie wywołać taki szok u Pottera!

Młodzieniec nagle wydał się po prostu załamany, nic więcej.

- Tak, teoretycznie jestem czarodziejem. Ale nie, nie chcę się jak taki zachowywać. Zrezygnowałem, Snape.

- Złoty Chłopiec uciekł... - Snape wykrzywił usta z obrzydzeniem.

Ramiona Pottera opadły jeszcze bardziej.

- Ron zginął. Wszyscy, których kochałem, zginęli - wymamrotał, jego pobladła twarz prawie świeciła w mroku ulicy. - Już nie należę do tego świata.

- Twoje obowiązki...

- Idź do diabła, Snape! Mam je gdzieś! Nie mam już obowiązków względem czarodziejskiego świata! Ukradliście wszystko, co było dla mnie cenne; nie przychodź i nie wygłaszaj mi teraz kazań na temat moich obowiązków! - pod koniec głos Pottera był tak intensywny i ostry, że niemal ranił uszy Snape'a.

- Histeryzujesz, Potter? - zapytał sarkastycznie.

Najwidoczniej Potter zrezygnował z krzyków i znowu odwrócił się, aby odejść. Snape chwycił go mocno za ramię.

- O nie, panie Potter. Nie będziemy się już dłużej w to bawić. Masz się przebrać i musimy zniknąć najszybciej jak to możliwe. Ściga cię mugolska policja. Śmierciożercy ścigają nas obu. Powiedziałeś, że musisz udać się Perth, aby spotkać się ze swoim kontaktem. Jestem gotowy udać się z tobą. Nie mamy czasu na takie sceny! Skończ z tymi nonsensami NATYCHMIAST!

Przez chwilę Snape myślał, że Potter znowu go uderzy, kiedy jego oczy zapłonęły wściekłością. Ale prawie natychmiast złość przemieniła się w rezygnację i młody mężczyzna przeczesał ręką swoje niesforne włosy.

- Dobra, Snape - wciągnął powietrze. - Dobra.

-----

Było wiele rzeczy, w które Harry nigdy wcześniej nie wierzył. Jedną z takich rzeczy był widok Snape'a prowadzącego samochód. Nie miał doświadczenia, to było widać, ale mimo wszystko potrafił prowadzić, a to zaciekawiło Harry'ego bardziej niż wszystko inne. Kiedy Snape nauczył się prowadzić samochód? To było takie mugolskie zajęcie, czyż nie? W końcu Snape, jako Opiekun Slytherinu nie wydawał się akceptować nawet częściowo mugolskich rzeczy i osób - jak mógł więc znieść coś tak całkowicie szlamowatego jak prowadzenie samochodu? Ale zdecydował, że już nie będzie rozmawiać z irytującym dupkiem. Jakoś przetrwa powróż do Perth, gdzie Harry pożegna się z tym facetem i pójdzie zginąć z rąk Voldemorta.

O tak, zginie - nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Nadal był niedoświadczony, nawet po tych wszystkich latach walki, ale to nie był główny powód jego rezygnacji. Głównym powodem było to, że nie miał już o co walczyć. Po prostu nie miał nawet uncji tej siły, o której Dumbledore wspominał mu przed laty.

"W Departamencie Tajemnic jest zawsze zamknięta sala. Kryje w sobie siłę, która jest zarazem wspanialsza i straszniejsza od śmierci, od ludzkiej inteligencji, od sił przyrody. ... Tę właśnie moc ty posiadasz w wielkiej obfitości, a Voldemort nie ma jej wcale. Ta siła zaprowadziła cię tej nocy do Syriusza. To ona nie pozwoliła Voldemortowi opętać cię całkowicie, bo nie mógł przebywać w ciele tak pełnym mocy, której on nie cierpi. W ostatecznym rozrachunku nie liczyło się już to, ze nie potrafisz zamknąć przed nim swej świadomości. Nie oklumencja cię ocaliła, ale twoje serce."

Tak, wiedział teraz, co Dumbledore miał na myśli. Ale teraz był zupełnie niezdolny do miłości. A sama zemsta nie była wystarczająca, aby pokonać mrok. Nie mówiąc o tym, że samo wspomnienie śmierci Syriusza przypominało o mniej odległych i bardziej bolesnych rzeczach, które przeszywały go jak sztylety i przyprawiały o duszności.

Tak wiele zgonów...

Tak wielu ludzi, na których mu zależało, których kochał - zniknęli, by nigdy nie powrócić. Nikt nie był taki jak jego przyjaciele. Jego przyjaciele... nagle przypomniał sobie złośliwy syk Snape'a: "Odbiło ci, Potter? Jesteś czarodziejem czy nie?" Niemal takie samo pytanie zadał Ron Hermionie w śmiertelnym uchwycie Diabelskich Sideł, kiedy byli w pierwszej klasie - jego serce ścisnęło się boleśnie. Ron - ofiara planów Dumbledore'a, wraz z Luną i jego ukochaną... Nikt nie zastąpi jego ukochanej. Był głupi, kiedy myślał, że może żyć dalej.

Nie, nie było szansy, aby żyć dalej. Był za bardzo zakotwiczony w przeszłości, był niewolnikiem jej, i tych ludzi... wspomnień o tych ludziach. Może Snape miał słuszność, że przyszedł po niego i wciągnął go w tę bezcelową wojnę, w której mógł tylko zginąć. Cokolwiek się stanie, będzie to koniec - nawet jeśli Voldemort przeżyje. Harry przejdzie przez zasłonę, która oddziela życie od śmierci i nareszcie odnajdzie ten spokój, którego tak rzadko doświadczał - którego już nigdy nie doświadczy w tym życiu.

Z tego punktu widzenia jego kłótnie ze Snape'em wydawały się raczej dziecinne i zupełnie nieznaczące.

Spojrzał na mężczyznę siedzącego obok niego bez zaślepiającej nienawiści, do której tak przywykł, i zobaczył zupełnie inną osobę siedzącą na miejscu jego tłustowłosego nauczyciela eliksirów.

Ten mężczyzna nadal miał tłuste włosy, ale Harry mógł dojrzeć siwe pasma na jego skroni, co przestraszyło go. Snape... Snape nie był tak stary, prawda? Czterdzieści dwa lata, dwadzieścia lat starszy od niego, już nie młodzieniec, ale według czarodziejskich standardów nadal na początku dorosłości. A jednak pod oczami miał głębokie cienie, twarz bladą i mizerną, jego dłonie lekko drżały, kiedy nie leżały na kierownicy - to wszystko mówiło o stanie psychicznym i fizycznym mężczyzny. Był zupełnie wyczerpany i na skraju załamania nerwowego, jeśli Harry się nie mylił.

- Poprowadzę, jeśli chcesz odpocząć - odezwał się niepewnie.

Snape uniósł brew, nie patrząc w jego kierunku.

- Nie masz prawa jazdy - powiedział, lekko poirytowany, ale bez zwykłego odcienia niechęci.

Harry chciał zaprotestować, ale wtedy przypomniał sobie, że jako Steven Paddock rzeczywiście nie ma nic poza ID i nową twarzą, i westchnął.

- W takim razie musimy niedługo się zatrzymać. Potrzebujesz odpoczynku. Wyglądasz okropnie.

- Nie potrzebuję twojej troski, Potter - nienawiść powróciła. Harry'ego kusiło, aby odpowiedzieć w taki sam sposób, ale przypomniał sobie swoje poprzednie myśli i tylko przełknął złe słowa.

- Dobra - powiedział - ale i tak musimy się zatrzymać. Muszę iść do toalety. A ty mógłbyś się napić kawy...

Snape kiwnął głową na znak, że zrozumiał prośbę Harry'ego i po półgodzinie zatrzymali się na stacji benzynowej.

Kiedy Harry wrócił z toalety, zobaczył jak Snape stoi obok samochodu na parkingu (najwidoczniej skończył tankować), patrząc nieruchomym wzrokiem na otaczające ich góry, a kiedy podszedł bliżej zauważył na twarzy mężczyzny linie głębokiego smutku, wyczerpania i bólu.

Snape płakał.

To zszokowało Harry'ego tak bardzo, że nie był w stanie się poruszyć.

Snape płakał. Cicho i dumnie: z wyprostowanymi plecami, zaciskając palce na drzwiach samochodu z taką siłą, że jej ścięgna były napięte jak do ciosu; z wargami mocno zaciśniętymi, z oczami zamkniętymi - ale powoli łzy wypływały z ich kącików, zdradzając go na równi z lekkim drżeniem ramion.

Pomimo lęku wywołanego tym widokiem, Harry wiedział, co powiedziałby Snape, gdyby złapał Harry'ego na podglądaniu, więc młodzieniec wycofał się do sklepu, by kupić jakieś napoje i jedzenie, dając tym samym Snape'owi czas na odzyskanie nad sobą panowania. Nie śpieszył się, dopiero kiedy zobaczył jak mężczyzna porusza się, wyszedł ze sklepiku i podszedł do samochodu. Bez słowa wcisnął papierowy kubek w dłoń Snape'a, okrążył auto i usiadł na swoim miejscu. Ślady łez nadal były widoczne na zmęczonej twarzy.

-----

Snape wiedział doskonale, że jest zbyt wyczerpany. W normalnym stanie nie okazałby smutku czy cierpienia przy Potterze - ze wszystkich ludzi na świecie to była ostatnia osoba - ale ostatnie dni były dla niego wyjątkowo ciężkie. Nawet zanim odnalazł Pottera, dwie noce pod rząd spędził bezsennie, po tym jak Minerwa przysłała mu sowę, zawiadamiając o śmierci Dracona - pocałunek dementora... Był rozdarty pomiędzy żalem a wyrzutami sumienia. Mógł zrobić więcej, aby ocalić chłopaka przed takim losem, powinien być bardziej otwarty i wykorzystać całą władzę, jaką miał nad nim, aby zapobiec jego przyłączeniu się do Czarnego Pana, ale zawiódł. Draco wreszcie podążył śladem swojego ojca w ognie piekielne, zabijając rodzinę Creevey'ów w poszukiwaniu Pottera - pięć osób za jednym zamachem, a przy tym dając się złapać na gorącym uczynku aurorom ministerstwa. Narcyza zabiła się tuż po śmierci syna.

Więc spędził dwa dni siedząc w swoim pokoju hotelowym i pijąc na umór, ale nie będąc w stanie się ani upić, ani zasnąć.

A potem poszedł sprowadzić Pottera i odkrył ten akt zgonu w antologii Yeatsa - ze wszystkich książek musiał wybrać akurat tę! - i to był ostateczny cios.

Nie wspominając o ciągłym biadoleniu Pottera i jego agresywnym zachowaniu.

Ale teraz szczeniak przyniósł mu coś do picia, i nawet jeśli Potter widział jak on płacze, nie powiedział ani słowa, tylko podał mu kubek mocnego Earl Greya i powrócił na swoje miejsce.

Może gnojek miał jednak jakieś ludzkie uczucia.

- Dzięki za herbatę - mruknął Snape, kiedy wreszcie wsiadł do samochodu.

- Proszę - odpowiedział Potter spokojnym głosem. - Przyniosłem kanapki, jeśli jesteś głodny.

Przytaknął, wziął jedną z zaoferowanych kanapek i oparł się o siedzenie, żując ze zmęczeniem.

Siedzieli w przyjemnej ciszy, jedząc.

- Jakie masz plany, kiedy dotrzemy do Perth? - zapytał Snape, kiedy już połknął ostatni kawałek.

- Zmierzę się z Voldemortem.

Odpowiedź była prosta, ale brakowało w niej tego typowego czegoś, co zawsze było obecne w głosie Pottera, kiedy z nim rozmawiał. Co to mogło być? Snape zamyślił się, podczas gdy wyjeżdżał znowu na drogę. Bezczelności? Rozdrażnienia? Irytacji? Głupoty?

Zajęło mu trochę czasu stwierdzenie, że w głosie Pottera brakowało zawsze obecnej nienawiści i wyzwania, co zupełnie odzwierciedlało podobne uczucia Snape'a. Dlaczego?

Odpowiedź uderzyła go jak kolejny silny cios w nos. Płakał i Potter to widział. A teraz bachor czuł się zmuszony do... Do czego?

Wypełnił go gniew. Jak Potter śmiał się nad nim litować?

Ale kiedy odwrócił się do młodzieńca nie zauważył na jego młodo-starej twarzy litości, czy innych podobnych uczuć. Dojrzał strach, zmęczenie i smutek, kiedy tak Potter patrzył niewidzącym wzrokiem za okno.

Poluźniając uchwyt na kierownicy, skierował uwagę z powrotem na drogę.

- Jeśli chcesz, możesz włączyć radio - powiedział cicho.

- Nie, dzięki - odpowiedział Potter. - Wolę ciszę.

Snape skinął głową.

Siedzieli potem w ciszy przez długie godziny. Było już późne popołudnie, kiedy Potter znowu się odezwał.

- Dlaczego Dumbledore wysłał ciebie?

- Czarny Lord odkrył, że byłem szpiegiem - powiedział. - Dumbledore chciał, żebym jak najszybciej zniknął z wysp Brytyjskich - dodał z goryczą.

- Och, rozumiem. Stary jest świetny w podejmowania decyzji o życiu innych.

Uraza w głosie Pottera zaskoczyła Snape'a.

- Co masz na myśli?

Potter wzruszył ramionami.

- Myślę, że jesteśmy tylko pionkami w jego grze przeciwko Voldemortowi. Nie obchodzą go nasze uczucia czy decyzje. Tylko nas wykorzystuje: mnie, ciebie, Zakon, a nawet Fudge'a i ministerstwo, jeśli się nie mylę.

- Potter... - warknął groźnie Snape, ale smarkacz zignorował go.

- Jedyna różnica pomiędzy nim a Voldemortem jest taka, że nie musimy nosić znaku...

Snape nagle nacisnął hamulce tak mocno, że prawie wylecieli przez przednią szybę. W następnej chwili złapał młodego człowieka za kołnierz i potrząsnął nim.

- Nie wiesz, o czym mówisz - wyszeptał morderczym głosem. - Biadolisz jak rozwydrzone dziecko, Potter, nawet nie znając prawdziwej różnicy. - Wypuścił Pottera, pchnął go na siedzenie i spojrzał mu w oczy płonącym z wściekłości wzrokiem. - Nie wiesz, co to znaczy służyć Czarnemu Panu, Potter. Nie wiesz, co to znaczy zabijać i torturować, i być torturowanym; nie wiesz, co to znaczy oddać się całkowicie szaleńcowi, który domaga się całkowitego posłuszeństwa we wszystkim, rozumiesz? Wszystkim. Twoja własność, twój umysł, twoja rodzina, twoje ciało już nie należą do ciebie, ale do niego i tylko niego. I wierz mi, on korzysta z tego, zabiera ci to, wypacza i odrzuca, kiedy już się tym znudzi - pochylił się niżej nad bladym gówniarzem. - Nie wiesz, o czym pleciesz. W ogóle nie znasz Dumbledore'a, chłopcze. On nienawidzi tego robić - nienawidzi manipulowania nami, ale musi to robić, jeśli chce wygrać tę wojnę.

- Mógłby nas traktować jak sprzymierzeńców, jak równych sobie - ale nie, on nam nie ufa! - wykrzyknął Potter. - I teraz nie mówię o tobie, ale o sobie, Snape. O sobie, ostatecznej broni, nie osobie, tylko o zwykłym przedmiocie, czymś, co można wykorzystać w czasie tej wojny. Nigdy nie pytał mnie o zdanie, nigdy, rozumiesz? Nigdy nie wyjawił mi powodów, jakie kryły się za tymi wszystkimi rzeczami, jakich ode mnie chciał! Zmusił mnie do lekcji oklumencji z tobą, zmusił mnie do podjęcia lekcji Eliksirów u ciebie, chociaż moje SUMy cię nie zadowalały, zmusił mnie, abym zrobił ten trening na aurora, mimo, że w siódmej klasie nie chciałem już nim zostać, zmusił mnie do wstapienia do Zakonu, ale jakoś moje zadania zawsze były jakieś takie niejasne: jeśli dobrze myślę, nawet ty pamiętasz, że nigdy nie rozmawialiśmy o moich misjach podczas tych zebrań Zakonu, zawsze byłem trzymany w niewiedzy co do motywów, czy mojej roli w tym całym gównie i na koniec udzielił Voldemortowi informacji na temat lokalizacji mojego domu, zabijając trzy osoby, które były najważniejsze w moim życiu, a później powiedział mi, że chciał tylko mnie bronić. "Mój drogi chłopcze" - udawał głos dyrektora. - "Nie mogliśmy pozwolić byś zginął." - Potter z gniewem uderzył się pięściami w kolana.

- Potter... - Snape spróbował uspokajającego tonu, ale najwyraźniej to nie zadziałało, ponieważ chłopak ciągnął dalej.

- Przynajmniej ty przyłączyłeś się do Voldemorta a później Dumbledore'a z własnej woli, ale ja nigdy nie miałem okazji podjąć własnej decyzji o swoim życiu. A Dumbledore bał się, że mógłbym wybrać drogę inną od tej, jaką on dla mnie przewidywał, więc manipulował mną bezwstydnie, pozbawiając mnie wszystkich, których kochałem.

Głos Pottera był na koniec bardzo, bardzo cichy, i po raz pierwszy w życiu Snape nie zareagował nienawiścią czy rozdrażnieniem. Coś w głosie chłopaka powstrzymało go przed rzuceniem jakichś ostrych i raniących komentarzy. Ramiona Pottera były opuszczone, głowa pochylona w pozie porażki, a Snape wreszcie zauważył osobę - nie Pottera, którego nienawidził, ale prawdziwą osobę - z uczuciami, strachami i bliznami, i to go uciszyło.

- Rozumiem - zachrypiał po chwili, włączył silnik samochodu i powrócił na drogę, dając młodzieńcowi czas na odzyskanie nad sobą panowania.

Chociaż nie lubił Pottera, musiał przyznać, że ten miał rację. Jego sumienie zmusiło go do zobaczenia rzeczy, które wcześniej ignorował. Musiał się temu poddać, ponieważ ciążyło mu to na umyśle.

A wiedza, że to on dostarczył informacje Dumbledore'a o rezydencji Pottera, nie zmniejszała tego ciężaru.