Rozdział 4

Harry był naprawdę zaskoczony reakcją Snape'a. W rzeczywistości oczekiwał, że mężczyzna zacznie na niego wrzeszczeć, wyzywać, może nawet go uderzy, ale ten ostrożny odwrót i dwa słowa zrozumienia były zupełnie nieoczekiwane. Nieoczekiwane, ale nie niepożądane. Były jak biała flaga i Harry przyjął cicho zaoferowaną możliwość zawieszenia broni. Widok płaczącego Snape'a również pomógł. Przekonanie się, że jest jednak człowiekiem, jak każdy inny. Człowiekiem z okropnymi zwyczajami, ale jednak człowiekiem.

Harry nadal go nie lubił, ale kipiąca nienawiść zniknęła z jego piersi. To była prawdziwa ulga: Harry dosłownie czuł, jak nienawiść zjada go od środka, i prawdopodobnie to bolało bardziej jego niż Snape'a.

Czując się teraz w pobliżu Mistrza Eliksirów trochę bezpieczniej, zdrzemnął się po tej rozmowie i obudził się dopiero po ósmej wieczorem, czując się bardziej zrelaksowany. Snape z drugiej strony nie pozwolił sobie na nawet chwilę postoju, tylko jechał z oczami wpatrzonymi w drogę. Od czasu do czasu Harry spoglądał na towarzysza podróży, zastanawiając się, kiedy Snape się przyzna, że już pada - zamykał oczy na coraz dłużej i nie mógł powstrzymać ziewania. Harry nie proponował przystanku, gdyż nie chciał prowokować kolejnej kłótni. Ale cały czas uważał, aby w razie czego obudzić Snape'a w chwili, gdyby ten zasnął.

Zatrzymali się tylko dwa razy w ciągu dnia i kiedy wreszcie pierwsze gwiazdy zaczęły pojawiać się na niebie, starszy mężczyzna nareszcie się poddał.

- Musimy się zatrzymać. Nie mogę już utrzymać oczu otwartych - powiedział niepewnie i zjechał na podjazd stacji benzynowej. - Przynajmniej zostawiliśmy za sobą te góry - wymamrotał, wysiadając z samochodu.

Harry podążył za jego przykładem i obaj przeciągnęli się.

- Pójdę po cos do picia - powiedział Harry, mężczyzna tylko skinął głową. Harry kupił herbatę dla Snape'a, ale dla siebie wybrał mocną kawę, wiedząc, że jeden z nich powinien czuwać w nocy. Nie żeby mieli zbyt wielkie szanse - czuwając czy nie - gdyby znaleźli ich Śmierciożercy, ale to nie miało znaczenia. Harry chciał czuwać, być przez chwilę sam i pomyśleć.

Snape wydawał się dziwnie poruszony, kiedy Harry przyniósł mu herbatę.

- Nie musiałeś... - mruknął, ale oczy miał już otwarte ledwo ledwo. Chwilę później Harry uśmiechnął się i wyjął w połowie opróżniony kubek ze słabnącego uchwytu swego byłego nauczyciela.

- Lepiej, żebyś nie wylał tego na siebie - powiedział i opuścił siedzenie mężczyzny do wygodniejszej pozycji. - Jest za gorąca.

- Dzięki - nadeszła krótka odpowiedź i Harry znowu się uśmiechnął.

Snape zasnął prawie w tej samej chwili, kiedy dotknął oparcia i wkrótce zwinął się, przyciskając kolana do piersi. Wyglądał tak różnie od tego wściekłego i warczącego mężczyzny, jakiego Harry znał od lat, że jego myśli wciąż od nowa powracały do niego i ich relacji. Nawet dzień wcześniej to była taka prosta relacja: nienawidzili siebie nawzajem i to wszystko. Nienawiść Snape'a miała swoje silne podstawy jeszcze z lat szkolnych i tylko dodatkiem było to, że Harry odpowiedział na to podobną odrazą i złością. Sytuacja pogorszyła się jeszcze na szóstym roku Harry'ego, kiedy Dumbledore zmusił ich, aby razem ćwiczyli Oklumencję i Eliksiry. I podczas, gdy Harry - ze strachu przed utratą otaczających go przyjaciół - przodował w Oklumencji, lekcje Eliksirów zamieniły jego życie w piekło: zaawansowane Eliksiry trzy razy w tygodniu, a Snape nigdy nie zapomniał wspomnieć, że obecność Harry'ego w klasie była tolerowana tylko z powodu życzenia dyrektora. Harry pamiętał swoją płonącą twarz, łzy upokorzenia i bezsilności. Wiele razy tylko uspokajająca dłoń Hermiony powstrzymywała go przed zrobieniem profesorowi czegoś niewybaczalnego (lub Niewybaczalnego).

A potem Hermiony już nie było, a on pozostał bezbronny na tych lekcjach - jedyny Gryfon - a drwiny Snape'a wcale nie osłabły - nawet więcej, drwił w obecności Harry'ego również z Hermiony, co raniło młodzieńca tak bardzo, że wreszcie uciekł z klasy i poszedł do dyrektora.

Dumbledore powstrzymał werbalne ataki Snape'a, ale nie był w stanie powstrzymać innych rodzajów okrucieństwa, co doprowadziło do tego, ze Gryffindor zajął ostatnie miejsce w walce o Puchar Domów, kiedy Harry kończył szkołę.

Ale wtedy Harry'ego już to nie obchodziło. Pobili się i od tego czasu Snape przy nim był ostrożniejszy.

Ich relacja w ciągu ostatnich dni również nie była prosta. Ale, o dziwo, Harry wreszcie czuł się z nim pogodzony. Snape był naprawdę pomocny, nawet po ataku Harry'ego w pubie starał się unikać konfliktów. Harry jednak nie mógł przestać prowokować Mistrza Eliksirów. To się zmieniło dopiero kiedy zobaczył go płaczącego. Snape zaufał mu wystarczająco, aby płakać w jego obecności, pomyślał Harry i ta myśl go pocieszyła. A Snape wydawał się rozumieć również skargi Harry'ego na Dumbledore'a. A nawet więcej, Harry czuł poczucie winy promieniujące od mężczyzny. To było zaskakujące. Snape i poczucie winy. Snape - akceptujący jego ripostę i bagatelizowanie doświadczeń jako Śmierciożercy. O tak, Harry mógł dokładnie zrozumieć, o czym mówił Snape. Ale on nigdy nie miał możliwości wyboru.

Chociaż raz podjął własną decyzję: trzymał to w sekrecie przed dyrektorem i Zakonem - i skończyło się to tragicznie.

Dumbledore - och, jak on nienawidził tego człowieka.

Otworzył Yeatsa, szukając ulubionego wiersza.

Gdybym miał niebios wyszywaną szatę
Z nici złotego i srebrnego światła,
Ciemną i bladą, i błękitną szatę
Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,
Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,
Lecz biedny jestem: me skarby - w marzeniach,
Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy;
Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.
(1)

Pod koniec lektury wiersza był zwinięty podobnie jak Snape, trząsł się potężnie od szlochu.

Marzenia - nic innego nie pozostało z jego pięknej ukochanej, tylko proch i marzenia. I nic jej nie przywróci. Jej brak tworzył próżnię w piersi Harry'ego. Ściskając mocno książkę, nie zauważył, kiedy zapadł w pełen koszmarów sen.

-----

Snape obudził się, słysząc obok siebie ciche jęki, i kiedy odwrócił się, znalazł się twarzą w twarz z Harry'm Potterem, który ściskał w ręku znajomy tom Yeatsa, z bolesnym wyrazem twarzy. We śnie Potter nie przypominał tego aroganckiego małego sukinsyna, jakiego Snape znał od lat; był tylko kruchym młodym człowiekiem z głębokimi bliznami i lękami, idącym na spotkanie przeznaczenia, i ta wiedza nagle wstrząsnęła Snape'm.

Taki młody... Trochę starszy niż jego ojciec, który zginął broniąc rodziny... Nie wiedział dlaczego, ale wyciągnął dłoń i uspokajająco dotknął ramienia młodzieńca.

- Tylko marzenia... - wymamrotał Potter i łzy zaczęły spływać po jego policzkach. - Stąpaj ostrożnie... Kochana, kochana otwórz oczy, proszę, proszę, nie zostawiaj mnie samego... Nazwiemy go Solidus, Solidus... - dziwny pół-szloch, pół-śmiech wstrząsnął ciałem Pottera. - Nie stąpaj po moich marzeniach, kochanie, to boli...

Snape zamarł z przerażenia. Implikacje tego snu były zbyt oczywiste. W następnej chwili Potter chwycił go za rękę i przyciągnął bliżej, nadal płacząc.

- Zimno mi... - wyszeptał. - Potrzebuję niebios szaty, ona tam jest...

Snape nie mógł już dłużej. Poddał się i przysunął bliżej do młodzieńca wsuwając rękę pod jego plecy i głaszcząc go łagodnie.

- Wrota niebios... ona tam jest... pozwól mi odejść...

Snape musiał zacisnąć szczęki, jeśli sam nie chciał się rozpłakać.

- Ciii... - wyszeptał, walcząc ze smutkiem.

- Jestem biedny, nie mam szaty... marzeń... odeszła - Potter wydawał się być w półśnie. - Zostawiła mnie, Ron, zostawiła... Przysięgała, że nigdy...

Snape wziął kilka głębszych oddechów, zanim się odezwał.

- Obudź się - powiedział trochę głośniej. - Masz koszmar.

Pierwszym znakiem, że Potter odzyskuje przytomność, było usztywnienie ciała w jego półobjęciu. Ostrożnie Snape cofnął rękę, powoli odsunął się, pozwalając Potterowi odzyskać panowanie nad sobą i poszukał w kieszeni chustki. Kiedy ją znalazł wcisnął ją Potterowi w dłoń i wysiadł z samochodu.

Świeży letni poranek był piękny i nadal niezbyt gorący. Snape przeciągnął się, by rozprostować zdrętwiałe kończyny i wykonał kilka ćwiczeń gimnastycznych. Potter nadal leżał zwinięty w kłębek, więc Snape skierował się do sklepu na stacji po coś na śniadanie i herbatę dla nich obu. Kiedy wrócił, Potter wyglądał, jakby się trochę pozbierał, chociaż odwrócił wzrok, kiedy Snape wsiadł do samochodu.

Specjalnie nie wspominając o koszmarach, Snape zaoferował herbatę i kanapkę Potterowi, który przyjął napój, ale nawet nie spojrzał na jedzenie. Snape zdecydował się odwrócić ich uwagę od kłopotliwego wydarzenia, więc zapytał:

- Skąd wczoraj wiedziałeś, że przyjdą po nas?

Potter spojrzał na niego zaskoczony.

- Co masz na myśli? - zapytał mrużąc brwi.

- Obudziłeś mnie w środku nocy przed atakiem... Skąd o tym wiedziałeś?

- Ach, to... - Potter westchnął. - Voldemort potrafi wyczuć moją magiczną sygnaturę, kiedy użyję magii.

Snape gapił się na niego z wyczekiwaniem.

- To dla mnie coś nowego.

- To się dzieje od czasu, kiedy... on... eee... opętał mnie podczas tamtej walki w Ministerstwie Magii. A ja mogę wyczuć jego... i zawsze wiedziałem, gdzie był i co robił. Starałem się to powiedzieć dyrektorowi, a wtedy zmusił mnie żebym ponownie uczył się z tobą Oklumencji. Jak wiesz, opanowałem ją, ale te uczucia nigdy nie zniknęły. Powiedziałem wtedy o tym Hermionie, razem przeszukaliśmy bibliotekę - i dowiedzieliśmy się, że to jest wzajemne. Zacząłem informować dyrektora o poczynaniach Voldemorta, ale wkrótce on odkrył to samo, więc przestaliśmy używać magii... by być niewykrywalnymi.

- Ach, rozumiem - przytaknął Snape. - To dlatego dyrektor nigdy nie pozwalał ci walczyć albo korzystać z magii, jeśli nie było to absolutnie konieczne...

- Nie rozumiałem dlaczego. Chciałem, aby Voldemort mnie znalazł, byśmy zakończyli nasze sprawy raz na zawsze. Ale Dumbledore nigdy nie zgadzał się ze mną, mówiąc, że nie jestem gotowy. Ostatecznie, jego sprzeciw zabił Rona i... i innych ludzi. Wtedy odszedłem.

Snape znowu kiwnął głową i skierował uwagę na samochód.

- Możemy jechać?

- Czekałeś na mnie? - Potter spojrzał na niego, jakby wyrosła mu dodatkowa kończyna.

- Powinieneś pójść do toalety, zanim ruszymy - zasugerował mężczyzna, wzdychając krótko. - Poruszać się trochę. Wtedy pojedziemy.

- Uch... dobra - Potter uśmiechnął się półgębkiem i wysiadł z samochodu, ale pochylił się z powrotem. - Dzięki.

Snape ustawił siedzenie tak, aby było mu wygodnie podczas jazdy i podrapał się po szczecinie na brodzie. Nie cierpiał jej, ale nie miał zestawu do golenia ani różdżki, by wypowiedzieć szybkie zaklęcie golące, więc drapał się, zastanawiając się nad tym, czego dowiedział się o młodym człowieku, i poczuł... zrozumienie. I dziwną mieszankę współczucia czy czegoś w tym rodzaju. Potter był inny niż sobie wyobrażał. Był bardziej cichy, bardziej ludzki, mający więcej blizn niż inni - jakże inny od tej znakomitości - swojego ojca, albo tego kretyna ojca chrzestnego, i jakże inny od tego porywczego nastolatka, jakim był w Hogwarcie!

A może tylko on nigdy nie zwracał uwagi na to drugie oblicze Pottera?

-----

Harry nie wiedział już, co myśleć o Snape'ie.

Zachowywał się tak... przerażająco. Co go zmieniło podczas nocy? No dobra, rozumiał dlaczego Snape nie kpił z niego - sam płakał dzień wcześniej, więc teraz byli kwita. Ale ten... pocieszający dotyk tak nie pasował do tego okrutnego mężczyzny. Harry nie mógł tego pojąć, a to go mocno przestraszyło.

- Więc, co z wojną? Co stało się od czasu, kiedy odszedłem? - zapytał, by uniknąć jakichkolwiek kłopotliwych tematów, gdy tylko wrócił to tego przerażającego człowieka. Snape najwyraźniej chętnie przyjął ofertę zmiany tematu, ponieważ odpowiedział bez typowego dla siebie groźnego wzroku i drwiącego uśmieszku.

- Shacklebolt zginął trzy miesiące temu w ataku na ministerstwo. Charlie Weasley jest w szpitalu, ponieważ ma poważne obrażenia - byli razem. Fudge nadal jest ministrem - zamilkł na chwilę i spojrzał poważnie na Harry'ego. - Wizengamot skazał Draco Malfoya na pocałunek dementora za zamordowanie rodziny Creeveya. Jego matka popełniła samobójstwo wkrótce po śmierci syna. Nie ma już Malfoyów. Jesteś teraz szczęśliwy?

Harry był wstrząśnięty tymi wiadomościami oraz gorzkim i smutnym tonem, jakim Snape mu je przekazał. Opuścił głowę.

- Nie - powiedział cicho. - Nienawidziłem Malfoya, ale nigdy nie chciałem, aby... aby został mordercą i zginął. - Po namyśle dodał: - Przykro mi.

Łagodny głos Harry'ego musiał zaskoczyć Mistrza Eliksirów, ponieważ spojrzał na niego pytająco. Harry nie podniósł głowy, tylko powtórzył: - Przykro mi.

- Był ostatnim członkiem mojej rodziny - dodał mężczyzna. Kiedy Harry się nie odezwał, dokończył: - Jego matka i ja byliśmy kuzynami.

- Rozumiem - odrzekł Harry. - Nie wiedziałem.

- Jest wiele rzeczy, których nie wiemy o sobie nawzajem.

Reakcja Snape'a zaskoczyła Harry'ego.

- Nie mów mi, że naprawdę chcesz się czegoś dowiedzieć o mnie? Ale... dlaczego?

Snape zbył wzruszeniem ramion jego sarkastyczny ton.

- Dlaczego nie? - chłodna odpowiedź uciszyła Harry'ego.

Krajobraz wokół nich zaczął się zmieniać. Góry zaczęły za nimi znikać, ale pola uprawne stawały się coraz rzadsze, ich miejsce zajmowały lasy. Po następnym przystanku Snape nagle powrócił do poprzedniego tematu.

- Och, inne wiadomości: Fletcher został skazany na dwa miesiące w Azkabanie. Został złapany na jakimś nielegalnym interesie na Nokturnie. Chciał zarobić na miotłach, ale okazało się, że te miotły, które jak wierzył - albo przynajmniej tak mówił - były zwykłe, okazały się najnowszymi Błyskawicami... - Harry uśmiechnął się i nawet Snape wykrzywił usta. - Dobrze mu tak. Przynajmniej dyrektor ma również szpiega w Azkabanie.

- Cóż, nie jest to już takie straszne teraz, kiedy dementorzy odeszli - powiedział zamyślony Harry.

- Och, i syn profesor Sprout zaręczył się z panną Tonks.

Harry zaśmiał się.

- Nareszcie! Myślałem, że nigdy się nie odważy...

Uśmieszek Snape'a poszerzył się.

- Pan Longbottom chodzi z panną Weasley.

- Och nie - Harry poczuł się swobodnie i trochę radośniej.

- Sądzę, że oboje zostali porzuceni przez swoich poprzednich partnerów, przyszli do Kwatery Głównej pewnej nocy i topili w alkoholu swoje złamane serca, i od tego czasu są razem.

- A co z miłosnym życiem Moody'ego? - zapytał żartobliwie Harry.

- Nadal platonicznie z tą czarownicą z Ministerstwa z departamentu Mugolskich Artefaktów. Chociaż myślę, że to nie była jego decyzja. Mam na myśli tę platoniczną część.

Obaj uśmiechnęli się.

- Och, i Gilderoya wypuścili w zeszłym tygodniu ze Świętego Mungo. Mówią, że będzie pracować dla Madam Malkin jako model czy coś takiego.

- Ale chyba posada nauczyciela Obrony nadal jest wolna? - zauważył złośliwie Harry.

- Potter! - krzyknął Snape z udawanym gniewem. - Nie mów...

- Dlaczego nie? - Harry wzruszył ramionami. - Pasuje idealnie do tej pracy. Myślę, że po Aberforth'cie, którego miałem w siódmej klasie... każdy może uczyć tego przedmiotu.

- Cóż, Albus nie był zbyt zadowolony ze swojej decyzji...

Harry nagle opanował się.

- Już dawno powinien dać tę posadę tobie.

Ta uwaga zupełnie zaskoczyła mężczyznę, szczęka mu opadła i prawie wypuścił kierownicę.

- Co? Potter...?

Humor Harry'ego poprawił się jeszcze bardziej.

- Może wtedy nie musielibyśmy męczyć się z tobą przez siedem lat. Wyobraź sobie, jeden rok tej przeklętej roboty i nie musielibyśmy już znosić więcej twojej obecności w szkole.

Ku jego zaskoczeniu Snape zaśmiał się cierpko.

- Przez chwilę, Potter, myślałem, że mówiłeś poważnie.

- Ja też - dodał Harry, uśmiechając się.

- W zeszłym roku Albus chciał dać tę pracę tobie - głosu Snape'a był spokojniejszy, psując dobry nastrój Harry'ego.

- Taak, wiem. Powiedział mi, ale odmówiłem.

- Mogę zapytać dlaczego?

- Pomyśl: trzech z moich siedmiu nauczycieli skończyło w Świętym Mungo. Dwóch zostało zabitych a Remus był wilkołakiem... Mam kontynuować?

Snape wziął głęboki wdech, zanim się odezwał.

- Nie ufałeś Albusowi.

Harry'emu zrzedła mina.

- Mylisz się, Snape. Ufałem mu. - Uniósł głowę i spojrzał za okno, wcześniejszy smutek powrócił ze zwielokrotnioną siłą. - Ufałem mu bardziej, niż powinienem. A on zdradził moje zaufanie.

Harry widział, że twarz Snape'a zrobiła się kredowo blada, kiedy ten zrozumiał.

- Ty... on... - wymamrotał jego były nauczyciel. - Nie mów mi, że on... że on był twoim... - starszy mężczyzna nie był w stanie dokończyć zdania. Harry zrobił to za niego.

- Tak, on był osobą, której powierzyłem bezpieczeństwo moich bliskich.

- Nie... - szept był słaby i ledwie słyszalny.

- Ależ tak.

Ale w tym momencie twarz Snape'a była szara, prawie zielonkawa.

- On nie mógł... - zatrzymał samochód i spojrzał na Harry'ego. - Powiedz mi prosto w oczy, co się stało.

Harry spojrzał spokojnie mężczyźnie w oczy i powiedział powoli i wyraźnie:

- Albus Dumbledore był moim strażnikiem tajemnicy. I przekazał moje sekrety mojemu najgorszemu wrogowi. W imię większego dobra - uśmiechnął się gorzko. - Nie mogłem już dłużej pozostać w czarodziejskim świecie.

-----------
(1) przekład wiersza - Leszek Engelking