Rozdział 5
Snape nie mógł nic na to poradzić. Po raz drugi podczas ich podróży przycisnął hamulec i wyskoczył z samochodu najszybciej jak mógł. Miał szczęście: pierwsza fala wymiotów nadeszła dopiero, kiedy wysiadł z auta. Nie pamiętał, kiedy poprzedni raz było mu tak niedobrze, ale teraz wszystko zaczęło nabierać przerażająco sensu; wszystko, co się stało od chwili, kiedy Potter pozostawił Zakon i wojnę za sobą.
Jego przyjaciele zginęli, albo stracili rozum, najwyraźniej dziewczyna Pottera również zginęła, a w dodatku Dumbledore zdradził go w najgorszy z możliwych sposobów. Teraz Snape lepiej rozumiał chłopaka niżby chciał. W rzeczywistości nigdy nie chciał zrozumieć Pottera. Nienawidził - kiedyś nienawidził - chłopaka (a później młodzieńca) i nigdy nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
Druga fala nudności była jeszcze potężniejsza i upadł na kolana.
Dziwne. Nigdy by nie przypuszczał, że tak źle zareaguje na takie wieści. I hej! Najwyraźniej sama myśl o zdradzeniu czarodziejskiej przysięgi przyprawiała go o mdłości - w przeciwieństwie do Dumbledore'a, który nawet później wydawał się być taki sam. Jak Pettigrew.
Snape uśmiechnął się drwiąco. Co za pomysł! Pettigrew i Dumbledore tacy sami! Ale zaprzeczenie Pettigrew jakoby był winien coś Potterowi, nigdy mu nie przeszkadzało. Z Dumbledorem sprawa miała się jednak inaczej. Dumbledore był dla niego wszystkim: przyjacielem, mentorem, ojcem (jednym z powodów jego nienawiści względem Pottera była właśnie zazdrość, strach, że Potter zrazi Albusa do niego). Zawsze szanował go z powodu jego wyjątkowo silnej moralności, z powodu wysiłków, jakie podejmował, aby ocalić czarodziejski świat od ciągle mu zagrażającej ciemności, z powodu ciepłego serca, troski, uwagi. A teraz jedyna ludzka ostoja jego życia zniknęła, więc poczuł się samotny i zupełnie opuszczony.
Znowu zwymiotował i pochylił się do przodu. Kręciło mu się w głowie. To było za dużo w połączeniu z wiadomościami ostatnich dni. Śmierć i zdrada... Jakby cały świat sprzysiągł się przeciwko niemu, aby odebrać mu wszystko, co kochał i wielbił. Draco, Narcyza, Heather a teraz Albus... Nie mógł uspokoić swojego wzburzonego żołądka.
Delikatny dotyk na jego czole odwrócił jego uwagę od tych myśli, ale nie cofnął się przed dotykiem, wręcz przeciwnie, przyjął zaoferowaną pomoc. Wreszcie poczuł, że nie ma już nic, co mógłby zwrócić. Wtedy wilgotna chustka przetarła jego policzki, skronie, czoło i usta, zmywając pozostałości po ostatniej reakcji, a Potter pomógł mu wstać.
Pozwolił zaprowadzić się do samochodu i posadzić na siedzeniu. Młody człowiek nie powiedział ani słowa (za co Snape był bardzo wdzięczny), tylko stał obok niego ze zmartwioną miną, podczas gdy Mistrz Eliksirów z wolna odzyskiwał nad sobą panowanie.
- Przepraszam - wymamrotał zażenowany Snape.
- Nie musisz - jego towarzysz wzruszył ramionami. - Miałem podobny atak, kiedy dowiedziałem się, co się stało.
Snape wziął głęboki wdech.
- Nie. Przepraszam za - podniósł głowę i spojrzał na dzieciaka, machając niepewnie dłonią dokoła - za to wszystko. I za moje... moje grubiaństwo.
Potter wydawał się tak kompletnie zaskoczony, że nie był w stanie wykrztusić słowa, tylko otwierał usta jak ryba wyciągnięta z wody. Snape wyciągnął niepewnie rękę i delikatnie ścisnął ramię młodzieńca. Potter na moment zesztywniał, przeląkł się, cofnął, poślizgnął i wreszcie upadł na plecy. Snape był przerażony tą reakcją, więc przez chwilę nie mógł się ruszyć, aby pomóc mu wstać, tylko patrzył na młodego czarodzieja, który jęknął boleśnie.
Wreszcie Potter spojrzał na niego, wstyd i lekka trwoga były obecne w jego oczach. Najwyraźniej podświadomie czekał na kpiące uwagi i okrutne słowa, ale nic takiego nie nastąpiło. W zamian po pierwszym szoku Snape zrobił niewiarygodną rzecz: kucnął przy nim i pomógł mu usiąść.
- Powinniśmy ruszać. Nie możemy stracić już więcej czasu - powiedział bezbarwnym głosem, unikając czegokolwiek, co mogłoby mieć związek z niespodziewaną reakcją młodzieńca. - Czuję się już lepiej.
- Taak - wymamrotał Potter i chwytając go za ręce wstał. Nadal było mu wstyd: wzrok miał utkwiony w ziemi, uszy ciemnoczerwone.
Potem zaległo długie milczenie, i dopiero po następnym postoju Potter przerwał je niepewnie.
- Snape, wiesz coś o Hermionie?
Snape zesztywniał: to nie był temat, na jaki powinni porozmawiać po... po tym, co się stało kilka godzin wcześniej.
- Myślę, że możesz mówić do mnie Severus - powiedział w zamian, próbując zyskać na czasie.
- Severus? - Teraz Potter był naprawdę zaskoczony. - Ale... dlaczego?
Uśmiechnął się szeroko.
- Tak mam na imię, Potter.
Kątem oka zobaczył, jak młodzieniec przewraca oczami.
- Ja też mam imię. Może powinieneś go zacząć używać. To pomoże ci przestać mylić mnie z moim ojcem.
Przez chwilę typowa mieszanka irytacji i nienawiści wypełniła Snape'a, ale prawie natychmiast się uspokoił.
- Jestem zupełnie świadomy, że nie jesteś swoim ojcem, Po... Harry - ku jego ogromnemu zdziwieniu jego głos nie brzmiał ostro czy sarkastycznie; tylko normalnie.
- Przepraszam - westchnął Potter. - Znowu prawie zdołałem cię wkurzyć.
- Prawie - zgodził się Severus. - Ale nie do końca.
Cień uśmiechu pojawił się na twarzy młodszego mężczyzny.
- Jestem pod wrażeniem, Severusie.
- Nie bądź nieznośny. Nadal nienawidzę, kiedy zachowujesz się jak smarkacz.
- Jasne - przytaknął uroczyście Potter. - Więc opowiesz mi o Hermionie?
Gardło Snape'a zwęziło się, wyschło mu w ustach.
- Nadal jest w szpitalu. Dla niej... - głos mu się załamał, ale zebrał w sobie swoją typową neutralność i dokończył: - dla niej nie ma nadziei. Ale wiesz o tym.
- Zawsze można mieć nadzieję - odpowiedź była bardzo cicha.
- Minęło pięć lat, Harry - głos Snape'a był niski i uspokajający. - Jeśli nie polepszyło jej się podczas pierwszych dwóch...
- Taak, wiem. - Krótki, gorzki śmiech przerwał ciszę. - Nienawidziłeś jej.
Snape poczuł coś gorącego i palącego, co pojawiło się w jego piersi i nagle zadrżał z nagłego ataku wstydu.
- Myliłem się - zaskrzeczał ochrypłym głosem. - Ale nie nienawidziłem jej. Nienawidziłem ciebie i czułem, że wszystko, co sprawi ci ból...
- Nie mów... - to była oczywista prośba, więc Snape zamknął usta i skinął głową. - Ona była piękną dziewczyną i najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem. - Harry zaśmiał się. To był tak sztuczny śmiech, że Snape uniósł głowę i spojrzał na niego. Łzy spływały po twarzy Pottera. - Wiesz, że się w niej kochałem? Ale nigdy jej tego nie powiedziałem, ona kochała Rona i nie chciałem przeszkadzać. Ale ona zawsze miała dla mnie czas - i to ona powstrzymała mnie przed przejściem na mroczną stronę w szóstej klasie, kiedy byłem tak zdecydowany pomścić śmierć Syriusza. Byłem gotowy użyć wszystkich Niewybaczalnych na Lestrange albo kimkolwiek innym, kogo mógłbym dorwać... Kipiałem z wściekłości i zemsty, nie mogłem nawet myśleć normalnie. Nakrzyczała na mnie, spoliczkowała mnie, rzuciła na mnie unieruchamiające zaklęcie... - Kolejny ostry, suchy śmiech, który Severusowi sprawiał prawie fizyczny ból. - A potem poszła po Rona. Zawsze zwracała się do Rona. A później, kiedy dowiedziałem się, że Pettigrew zabił Remusa... To był najgorszy rok w moim życiu.
- Ze mną na Eliksirach i Oklumencji - dodał Snape chichocząc ponuro. - Mogę sobie wyobrazić sobie twój... stan psychiczny. Ale dlaczego mi o tym wszystkim mówisz?
Potter wzruszył ramionami i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie wiem. Myślę, że zginę za dwa czy trzy dni i czuję po prostu, że... że dobrze byłoby powiedzieć to zanim ta... ta wojna i wszystko się skończy.
- Czemu myślisz, że nie przeżyjesz? - zapytał Snape.
- Och, to proste. Nie wiem, co mogę zrobić przeciwko Voldemortowi, jak mam pokonać go raz na zawsze, kiedy doskonale zdaję sobie sprawę, że proste Zabijające Zaklęcie zakończy moje życie. A tym razem nie mam nawet różdżki, żeby uratować się za pomocą Priori Incantatem. I nie mam tej głupiej, romantycznej mocy miłości, którą Dumbledore cały czas uważa za jedyną broń przeciwko Voldemortowi.
- Jesteś głupi, Potter - zirytowany Snape wypuścił powietrze z sykiem. - Nadal bardzo ci zależy na pannie Granger. I nawet jeśli straciłeś wszystkich tych, których kochałeś, to nadal czujesz do nich miłość. Jesteś w stanie kochać, a to daje tę siłę, której potrzebujesz.
Potter uniósł sceptycznie brew.
- A może mi powiesz jak mogę tego użyć przeciwko Voldemortowi?
- To właśnie musisz odkryć.
- Wspaniale - wymamrotał ponuro Potter. - Co za szczęście, że nigdy nie byłeś moim nauczycielem Obrony. Wyobrażam sobie, jak zamiast nas uczyć technik obronnych zachęcasz nas, abyśmy słuchali się swoich instynktów. Myślę, że nie przeżyłbym ostatnich dziesięciu lat...
- Słuchaj, Potter, możesz być po prostu uprzejmy i nie prowokować mnie? - warknął Severus.
- Nie. Twoja obecność sprawia, że jestem nerwowy. A kiedy jestem nerwowy, to atakuję.
Ku swojemu własnemu zaskoczeniu Snape tylko przewrócił oczami.
- Może jesteś jednak Potterem.
- Może jesteś Snape'em.
Pokręcił głową z rozbawieniem. Bezczelność Pottera była nawet dość zabawna, kiedy nie czuł w sobie nieustannie kipiącej nienawiści.
- Co robiłeś od czasu, kiedy ostatni raz cię widziałem? - zapytał nagle Potter.
- Kiedy mnie ostatni raz widziałeś?
- Dwa lata temu? Nie pamiętam dokładnie, ale jakoś tak koło pierwszego ataku na Ministerstwo.
- Tak dawno?
- Tak. Później nie uczestniczyłem w spotkaniach Zakonu. Dumbledore uważał, że lepsze będą... eee... osobiste narady. - Ból i sarkazm wymieszały się w głosie młodego człowieka. Severus skrzywił się.
- Robiłem to, co zwykle. Szpiegowałem. Uczyłem. Nic niezwykłego.
- Hm. A jak Voldemort dowiedział się, że byłeś szpiegiem?
Snape ziewnął.
- To długa opowieść, Potter, i nie jestem pewny, czy chcę z tobą o tym rozmawiać.
- Och, przepraszam. Nie chciałem...
- Nie chciałeś.
Potter tylko siedział pogrążony w nerwowej ciszy, zatopiony we wspomnieniach. Następnym razem odezwał się dopiero, kiedy zatrzymali się na kolejny żałosny nocny odpoczynek na zupełnie opustoszałej stacji benzynowej, gdzie byli jedynymi klientami przez cały czas, jaki tam spędzili.
- Wiesz, zapytałem ciebie o nią dlatego, że zanim odszedłem odwiedziłem raz Hermionę. By... by pożegnać się z nią. Myślę, że czułem, że nigdy nie wrócę... Stało się to dwa dni po... po ataku na mój dom i śmierci Rona... - głos mu się załamał, kiedy myślami odpłynął dalej. Severus poczekał cierpliwie na dalszy ciąg. - Wiedziałeś, że ona jest w na samym oddziale, co rodzice Neville'a? - Kolejny sztuczny śmiech. - Przez cały czas leży tylko zwinięta w pozycji płodowej na swoim łóżku, nie zwracając uwagi na swoich gości. My... Ron i ja odwiedzaliśmy ją prawie co tydzień. Cóż, Ron odwiedzał ją każdego dnia, wiesz, ale ja nigdy nie odwiedzałem jej sam. On, to znaczy Ron, nie chciał z niej zrezygnować. Walczył. To było po prostu... zbyt trudne, widzieć ich wiedząc, że ja nigdy nie kochałem jej wystarczająco, aby pozostać przy jej boku w takiej sytuacji, że zdradziłem ją, zakochując się w kimś innym...
- Potter, czujesz się winny dlatego, że zakochałeś się w kimś innym, mimo, iż wiedziałeś, że ona nigdy nie odwzajemniła twoich uczuć? - Snape'a przyjrzał mu się z niedowierzaniem.
Potter wydał niezidentyfikowany dźwięk pomiędzy płaczem a śmiechem.
- Taak, wiem, że jestem idiotą. Nigdy nie zapomnisz mi tego wypomnieć...
- Potter, opanuj się!
- Więc odwiedziłem ją, odchodząc. Sam, oczywiście, miałem na sobie czerń z powodu pogrzebu... - Ciało Pottera trzęsło się tak bardzo, że Snape przygotował się na możliwy magiczny wybuch. Ale po chwili Potter odzyskał nad sobą kontrolę. - Kiedy zobaczyła... albo poczuła, że jestem sam, wyskoczyła z łóżka, rzuciła się na mnie, wrzeszcząc i wyrywając mi przynajmniej trzy garście włosów, zanim opiekunowie zdołali ją zatrzymać. Wiesz, co krzyczała? - Potter pokręcił głową. - Morderca! Zdrajca! Z całych sił. Wykrzyczała to samo, co widziałem w oczach Weasley'ów na pogrzebie. Obwiniali mnie. Wszyscy mnie obwiniali. Nie wiem dlaczego. Może myśleli, że powinienem zabić Voldemorta już dawno temu... Albo... Nie wiem. I ojciec Luny... on obwiniał mnie otwarcie. A Dumbledore tam był, wiesz. Był tam i uśmiechał się jowialnie jak dziadek, i musiałem uciec, jeśli nie chciałem go zabić...
Snape westchnął i odwrócił się do swojego byłego ucznia.
- Cieszę się, że przynajmniej nie obwiniasz sam siebie.
- Nie - Harry pokręcił głową. - Nie, za ich śmierć nie. Ale nadal uważam, że stan Hermiony i śmierć Remusa były moją winą, jak również Syriusza...
- Nonsens! - wykrzyknął sfrustrowany Snape. - To była wojna, wojna z ofiarami, wojna, w którą zostałeś wmieszany wbrew własnej woli, na której byłeś tylko dzieckiem pośród dorosłych, a oni byli równie bezsilni jak ty!
- Zawiodłem w Oklumencji, co zabiło Syriusza...
- Ja zawiodłem ciebie! - wrzasnął Snape. Przez chwilę Potter przyglądał mu się z oczami wielkimi ze zdziwienia, ale wkrótce otrząsnął się z tego.
- Ale śmierć Remusa była moją winą! Gdybym nie uciekł do Hogsmeade podczas ataku...
- Byłeś w szoku po wypadku panny Granger, a my nie zauważyliśmy, co się w tobie działo!
- Hermiona była torturowana dlatego, że była moją przyjaciółką! Chcieli złamać mnie poprzez nią!
Snape złapał młodzieńca za ramię i potrząsnął nim mocno. Tym razem Harry nie doskoczył, tylko strząsnął jego rękę.
- Nie możesz obwiniać się o to, że żyjesz, Potter! Dlaczego nie możesz tego zrozumieć?
- A co to właściwie za nagła zmiana zdania, Snape? To ty zawsze nienawidziłeś mnie tylko dlatego, że jestem synem człowieka, którego kiedyś nienawidziłeś, człowieka, który od dawna nie żył, kiedy się po raz pierwszy spotkaliśmy!
Dłoń Snape'a opadła bezsilnie.
- Powiedziałem ci, że cię zawiodłem - odpadł ochrypłym głosem.
- Nie zawiodłeś mnie, Snape. Ty mnie nienawidziłeś.
- Ta nienawiść była powodem tej porażki.
- Kiedy zrozumiałeś, że nie jestem swoim ojcem, tak przy okazji? - Potter zmienił temat.
- Kiedy zachowałeś się jak człowiek, po tym jak widziałeś jak płakałem.
Nagle Potter oparł się o fotel i zaśmiał cierpko.
- To jest... chore - wykrztusił, kiedy tylko odzyskał oddech. - Gdybym wiedział, że jedyną rzeczą, jaką muszę zrobić to zobaczyć ciebie płaczącego...
- Potter... - warknął groźnie Snape.
- Jesteś idiotą, Snape. Żaden normalny człowiek nie nienawidzi kogoś tak długo bez żadnego powodu!
- Więc wyobraź sobie, panie Potter, - głos Snape'a stał się zimny - że uczysz w szkole, gdzie ja jestem dyrektorem, który faworyzuje Draco Malfoya, ty zawdzięczasz mi życie i pojawia się idealna kopia pana Malfoya...
- Nie potrafię sobie tego wyobrazić, chociaż wiem, o czym mówisz. Po pierwsze: nie sądzę, abym nienawidził Malfoya tak bardzo, jak ty nienawidziłeś mojego ojca. Ale może pomyślę o twoim pojawiającym się dziecku... ale nie - powiedział po długim namyśle. - Po prostu nie mogę wyobrazić sobie, co bym czuł. Może nienawidziłbym dzieciaka. Może nie. Nie wiem.
Po długiej ciszy Snape zorientował się, że Harry zasnął. Severus odwrócił się od niego, wpatrując się w pejzaż za oknem w zamyśleniu. Dowiedział się dzisiaj tylu rzeczy o tym młodym człowieku siedzącym obok niego... To wszystko, przez co przeszedł - tak, Severus nigdy wcześniej nie myślał o tym, w taki sposób. Oczywiście, nigdy wcześniej nie chciał zrozumieć chłopaka. Ale teraz... i przy tych wszystkich wspomnianych faktach było coś... coś więcej, Severus to czuł. I powoli, bez wypytywania Pottera, tylko wysłuchując go, cała opowieść o uczuciach młodzieńca leżała przed nim jak na tacy. Harry jednak nie wspomniał o jednej rzeczy: swoim związku z Luną Lovegood. Ale łatwo mógł tego domyśleć się po jego zachowaniu, jego słowach. Ten wczorajszy koszmar, ta tajemnicza "ukochana". I to ona została zabita tego dnia, kiedy Czarny Pan dowiedział się gdzie jest dom Pottera - zimny dreszcz przebiegł przez jego ciało. Uczestniczył - chociaż nieświadomie - w morderstwie Ronalda Weasley'a i Luny Lovegood. A wczoraj powiedział Potterowi, że nigdy nikogo nie zabił...
Gdyby Heather wiedziała... - to była kolejna przerażająca myśl. Heather i Luna były dobrymi przyjaciółkami. I Heather zginęła miej więcej w tym samym czasie, co jej przyjaciółka. Dwudziestego trzeciego czerwca, przynajmniej tak stwierdzał akt zgonu. Czy to był zbieg okoliczności? Nie wiedział, ale zapamiętał, aby zapytać się Pottera o datę śmierci panny Lovegood. By się upewnić.
