Rozdział 215: Zdarzyło się to tak szybko

— Sherlock, wracaj tutaj — wycedził Greg, próbując zajrzeć w wąskie korytarze i dowiedzieć się, gdzie poszedł ten cholerny detektyw.

Wyciągnął pistolet, trzymając go mocno obiema dłońmi, przygotowany na wszystko, co może się wydarzyć. Za nim Mycroft poruszał się tak cicho, że czasami starszy mężczyzna zapominał, że tam był.

To zaczęło się jako mała grupka handlarzy narkotyków, przekształciło się w ogromną organizację, która ukrywała terrorystów. Sieć była rozległa i znacznie przewyższała normalne przestępcze działalności, od którego zaczynała, więc Mycroft został zmuszony do zaangażowania się. To była naprawdę niesamowite obserwowanie, jak bracia Holmes faktycznie pracują razem, zwłaszcza jeśli chodziło o przestępczość, chociaż Greg również się tym zajmował, nieraz czuł się mocno poza swoją ligą.

Jednak teraz czuł o wiele za dużo napięcia. Nie miał pojęcia, kogo lub co znajdą w tej kryjówce, a Sherlock zniknął. Co więcej, Mycroft również musiał uczestniczyć w akcji, a Greg był trochę przerażony. Gdyby coś się stało…

Mycroft i on byli w romantycznym związku od ponad nieco sześciu miesięcy. Wiedział, że szybko i mocno zakochuje się w młodszym mężczyźnie i chociaż nie do końca zmuszał się do wypowiedzenia tych słów, był w nim zakochany. Ten fakt stał się niesamowicie oczywisty wraz z możliwym niebezpieczeństwem, z jakim musieli się zmierzyć. To było okropne. Chciał, żeby Mycroft wyszedł, wrócił do samochodu i czekał na nich. Nie mógł kontrolować Sherlocka, ale zaakceptował to lata temu. Wiedział, że nie może również kontrolować poczynań Mycrofta, ale ten fakt w tej sytuacji był znacznie bardziej niepokojący.

— On wszystko schrzani, bo jest tak chętny do działania — wyszeptał Mycroft z irytacją w głosie.

Greg z przyjemnością skomentowałby, gdy usłyszał przekleństwo wychodzące z ust partnera, ale kiedy otworzył usta z uwagą, by z tego zażartować, usłyszał hałas dochodzący z sąsiedniego pokoju.

Zdjął jedną rękę z pistoletu i przycisnął ją do Mycrofta, żeby nie szedł dalej. Zatrzymał się i przycisnął do pleców Grega. Starszy mężczyzna poczuł ciepły oddech na szyi. Chociaż był przygotowany na niebezpieczeństwo, była to uspokajające uczucie. Napawałby się tym bardziej, gdyby mieli czas, ale skoro tak nie było, obejrzał się przez ramię i skinął Mycroftowi, aby ten pozostał w miejscu.

Oblizując wargi, ponownie chwycił oburącz broń i zrobił powolny krok do przodu. Wypuścił powoli i miękko powietrze przez nos, zastanawiając się, gdzie, do cholery, było jego wsparcie, i w końcu zajrzał do pokoju, gotowy do działania.

Tylko po to, by jego ramiona opadły, a z niego wydobyło się sapnięcie. Sherlock odwrócił się, by na niego spojrzeć zmrużonymi oczami, zanim wrócił do dedukcyjnych poszukiwań, które przeprowadzał w pokoju. Przykucnął, podnosząc rzeczy i je upuszczając. Greg był zarówno wściekły jak i poczuł ulgę. Zrobił kolejny krok, otwierając usta, by zapytać, co młodszy Holmes trzyma w dłoni, zanim ponownie mu przerwano.

— Gregory… — mruknął Mycroft z nutą ostrzeżenia w głosie.

Cholera. Prostując się, Greg odwrócił się i zobaczył Mycrofta stojącego prosto z rękami w górze. Nie byli już sami, ponieważ bardzo wściekły mężczyzna celował z broni w Mycrofta.

Cholera, kurwa, niech to szlag. Właśnie tego Greg chciał uniknąć. Odwrócił się, umierając z chęci wyciągnięcia ręki i odciągnięcia Mycrofta na bok, ale obawiał się, że jakiekolwiek szybkie ruch sprowokuje napastnika. Pozostał więc tak spokojny, jak tylko mógł, celując w mężczyznę, gdy wreszcie przemówił:

— Tu inspektor Lestrade — zawołał zaskakująco spokojnym, autorytatywnym głosem. — Złóż broń. Jeśli ją odłożysz i będziesz współpracować, wszystko pójdzie o wiele bardziej gładko.

— Nie odłoży broni — mruknął Mycroft.

Greg chciał go udusić. To zdecydowanie nie pomagało. W międzyczasie Sherlock wstał, ale najwyraźniej nie martwił się, biorąc pod uwagę sposób, w jaki Greg słyszał, że chodził wokół. Dobra, chciał udusić ich OBU.

— Odłóż broń, to twoje ostatnie ostrzeżenie — powtórzył, wpatrując się w mężczyznę po drugiej stronie korytarza.

Kolejne wydarzenia zdarzyły się zbyt szybko. Zawsze tak było. Zabawne, jak to się stało… Mężczyzna poruszył się, a Mycroft zesztywniał, automatycznie cofając się o krok. Nastąpiła eksplozja dźwięku. Greg opuścił broń i ruszył. Instynkt przejął kontrolę nad umysłem i pchnął go do przodu. Sherlock krzyczał - przynajmniej Gregowi wydawało się, że słyszał krzyki Sherlocka. Wyciągnął rękę i popchnął Mycrofta tak mocno, jak się dało, odpychając go i potykając się bardziej na środek korytarza.

Kolejnym doznaniem był ból. Czas się zatrzymał, a on zdrętwiał, chwiejąc się, a kiedy upadł na ziemię, natychmiast przeszył go ból. Greg zacisnął zęby, sycząc i zamykając oczy. Ciało zwinęło się ochronnie. Więcej krzyków. Stukot stop. Kolejny wystrzał, o Boże.

— GREGORY!

W końcu usłyszał, jak ktoś krzyczy. Otoczyły go ramiona, podnoszące go. Chrząknął, próbując otworzyć oczy i wreszcie zobaczył, że Mycroft wpatruje się w niego. W jego normalnie spokojnych, jasnoniebieskich oczach było przerażenie. Były tak bardzo wyraziste. Nie były ekspresywne w sposób, w jaki kochał Greg, gdy patrzyli na siebie z pożądaniem, podczas kochania się. Nie, ten wyraz twarzy był podszyty bólem.

Drżał. Była krew. Teraz ją czuł, była gorąca i śliska.

— Nic ci nie jest? — zapytał ochryple, chwytając w słabym uścisku marynarkę Mycrofta. Umazał ją krwią. Cholera.

— Jestem w porządku. Jesteś idiotą — powiedział Mycroft, odgarniając mu włosy z twarzy i przyciskając dłoń do tego, co Greg uznał za ranę wlotową. Wywierał na to presję, sprytne. Mycroft był taki bystry.

— Przepraszam — westchnął Greg, sycząc z bólu i sapiąc. — Myc…

— Przestań mówić. Sherlock poszedł po pomoc. Dlaczego to zrobiłeś?

— Nie mogłem pozwolić… byś został ranny — wykrztusił Greg, ignorując to, jak Mycroft swoim pytaniem automatycznie sprzeciwił się swojemu nakazowi milczenia. — Nie mogę pozwolić..

— Zostań ze mną — powiedział Mycroft, a Greg zdał sobie sprawę, że otoczenie staje się rozmyte.

Wszystko stawało się czarne, nie bolało już tak bardzo. Było miło i okropnie jednocześnie. Starał się utrzymać otwarte oczy. Chciał tylko spać.

— Kocham cię — powiedział, obawiając się, że nigdy więcej tego nie powie. Nie mógł odejść, nie mówiąc tego Mycroftowi ani razu.

— Gregory — jęknął Mycroft, a łzy napłynęły mu do oczu. — Zostań ze mną.

— Kocham cię — powiedział bardziej stanowczo, mocniej ściskając marynarkę Mycrofta.

— Ja również cię kocham, Gregory. — Mycroft praktycznie łkał. — Też cię kocham.

Greg uśmiechnął się z ulgą, po czym westchnął i opadł w ramiona swojego partnera. Był zbyt wyczerpany. Nie mógł już z tym walczyć. Po prostu nie mógł.