W tym rozdziale wpadamy do Malfoy Manor i spotykamy kanon.
Narcyza Malfoy miała dobre życie przez większą część swego żywota. Przyszła na świat w zamożnej, uprzywilejowanej rodzinie, gdzie nie brakowało jej niczego. Miała dwie starsze siostry, które bardzo kochała. Już w Hogwarcie temperament Belli martwił rodziców, bo wśród Blacków zdarzały się przypadki obłędu. Andromeda uciekła z mugolakiem i to stanowiło pierwszy kolec. A potem Lord Voldemort zaczął siać terror. Blackowie popierali tezy polityczne, ale metody to już co innego. Kochała męża, ale jego przynależność do śmierciożerców bardzo martwiła. Na szczęście jednak wojna dobiegła końca, a kontakty rodziny Blacków i Malfoyów umożliwiły uwolnienie Lucjusza. I jej szczęśliwe życie z mężem i synkiem szlag trafił pod koniec czwartego roku nauki Draco, kiedy na progu domu zjawił się Lord Voldemort a Lucjusz zamiast pogonić intruza przyjął go.
Dlatego kobieta intensywnie korespondowała z panem Wetterhornem lub von Hammesmarkiem, poznając w nich Gellerta Grindelwalda na różnych dawkach eliksiru odmładzającego. Zadbała by ten wiedział jak Draco pomógł Hermionie i opowiedziała o obsesji Voldemorta, którego sama zaczęła nazywać Lord Morda, na punkcie przepowiedni. Nie pojmowała czemu jej siostra nie mogła zakochać się w Gellercie, który był elegancki, szarmancki i oczytany. Niestety, Bella dawno straciła rozum, a teraz nieustannie szczuła na Lucjusza. To Bella „niechcący" spytała o dziennik i Voldemort prawie zabił jej męża. Nie wybaczy tego nigdy Bella a Morda, Mordę sama zatłucze. Uratuje rodzinę i będzie donosić Grindelwaldowi który im pomoże. Jest słowny i rozwalił gniazdo akromantul, prawie zazdrościła Hermionie kochanka, prawie. Bo przecież była szczęśliwa w swoim aranżowanym małżeństwie. Tylko Lucjusz niepotrzebnie wpakował się w służbę.
Jeśli Narcyza w ogóle miała w sobie wiarę w Voldemorta, straciła takową widząc jak tamten ukarał Lucjusza. Co prawda Narcyza była wściekła na męża za wpuszczenie intruza, ale to sprawa między nimi. Ani Lucjusz ani tym bardziej ona nie rozumieli co to za wielka sprawa z tym dziennikiem. Przecież jeśli dziennik miał wartość sentymentalną to mogli zostać poinformowani. A tak wielka afera o stary, pusty dziennik. Lucjusz nie wyczuł w dzienniku żadnej magii i był ogłupiały. Narcyza jednak podejrzewała, że czegoś nie wiedzą, czegoś istotnego. I że dziennik był ważny, ale nie wiadomo, dlaczego. Napisała o tym w liście do Gellerta. Czarnoksiężnik nazywał Czarnego Pana „Lordem Mordą" albo nazywał „zdeformowanym" mówiąc coś o rytuałach co okaleczyły trwale jego magię, umysł i ciało. Narcyza nie chciała wiedzieć co to było, że oburzało czarnoksiężnika takiego jak Grindelwald. W rozmowach z nią był nienagannie uprzejmy i dał jej pożyteczne prezenty: awaryjny świstoklik jakby musiała się szybko ulotnić, zestaw trucizn i eliksirów iluzji z zagranicy, a także antidota. Coś podobnego dał Draco. Wyjaśnił, że świstoklik zadziała zawsze, ponieważ opiera się na innej magii niż magia czarodziejów i przejdzie przez praktycznie wszelkie osłony. A biorąc pod uwagę kto wpadł do domu to na pewno nastąpi.
Bella była wniebowzięta mając wokół siebie swego pana ciemności. Wszyscy wiedzieli, że zdradzała z nim Rudolfa, ponieważ dyskrecja nie należała do jej zalet. Mawiała nawet, że poszła drogą ciotki Vindy, ponieważ została prawą rękę i kochanką wielkiego czarnoksiężnika. Narcyza marszczyła wówczas nos z obrzydzeniem. Czarownica czystej krwi nie obnosi się ze swoim życiem seksualnym jak mugolka. Ciotka Vinda jakieś dwa lata była faktycznie w związku z Grindelwaldem, ale żadne z nich nie miało współmałżonka. Wedle Narcyzy sam ten fakt świadczy o nadludzkiej cierpliwości, no a kiedy go poznała nieco bliżej rozumiała co ciotka w nim widziała i dlaczego do końca życia wspominała. Był potężny, ale też szarmancki i elegancki umiał rozmawiać z ludźmi i potrafił, jak spojrzeć swoimi bladoniebieskimi oczami, że czarownicy miękły kolana. Tymczasem ukochany Belli miał charyzmę trolla, ubierał się menda z Nokturnu, a wyglądał jak inferius. Do tego rzucał we wszystkich klątwami i Narcyza bała się co z Draco. Na szczęście na razie ukochany Belli wolał realizować na niej swoje zamiłowania do wiązania i pejczy przez co Narcyza miała spokój.
Skrzaty donosiły jej o wszystkim. I bez Grindelwalda wiedziałam, że powinna szanować te stworzenia, bo są magicznie potężne. Zgadła, że jej świstoklik jest oparty na magii skrzatów i przeniesie ją w miłe miejsce. Nie miała by nic przeciw Nurmengardowi, gdyby Lucjusz przypominał ukochanego ciotki Vindy…. Kochała męża, ale za śmierciożerców była wściekła. Jej dom to nie rzeźnia.
Odgadła kto odpowiada za zniknięcie Umbridge. Wedle Draco ta baba dorwała tę Granger i torturowała krwawym piórem, a za to… cóż Narcyza słyszała opowieści ciotki Vindy na temat tego co Gellert mógł zrobić. To artysta, a nie jak ten prostak Riddle tylko Crucio i Crucio a potem Avada. Nakazała Draco był miłym dla Granger i „von Hammersmarka" co działało a i dziewczyna ponoć się zmieniła i głównie pilnuje Pottera by nie robił głupot. Na razie sytuacja opanowana, a ona podała ostatnią z porcji eliksirów Gellerta Lucjuszowi. Przysłał jej zapas eliksirów niwelujących neurologiczne skutki ekspozycji na Cruciatus. Narcyza chciała zabić Riddle'a za to co zrobił. Gellert pisał jej wprost, że tak długa ekspozycja mogła spowodować sztywność palców i tym podobne. Bez niego to podejrzewała, teraz wie. Ponieważ Malfoy Manor jest pod Fideliusem muszą stać wywabić śmierciożerców.
„Damy sobie z nimi radę z Albusem, ale trzeba ich wyciągnąć ich i Mordę. Uwięzimy go i pogadam z nim sobie, och czy wspominałem, jak oczyściliśmy Las z akromantul? Pięknie płonęły w ogniach szatańskiej pożogi. Bez obaw o Lucjusza, w razie walki tylko go oszołomię, ale nic nie obiecuje w sprawie Belli". A Narcyza nie prosiła. Przez Bellę Lucjusz cierpiał i teraz Bella wyraźnie chciała by Draco dostał Mroczny Znak. Narcyza była pewna, że Gellert usunie takowy, ale nie chce syna na to narażać. Niech tylko przez Bellę Draco zostanie oznakowany to ona osobiście wyda ją Gellertowi i niech tamten robi z nią co chce.
- Zdobędziemy świat czarodziejski i mugolski – mówił Voldemort do nowych rekrutów – zwycięstwo jest nasze!
- Tak panie – powiedziała Bella a za nią reszta.
- Dumbledore i Grindelwald zjednoczyli siły przeciw tobie – pomyślała Narcyza – rozwalili kolonię akromantul, z was zostanie to samo co z nich.
Nic jednak nie mówiła tylko stała i doniosła o wszystkim Gellertowi, który śmiał się z planów Voldemorta. Był sam akurat, bo Hermiona myła się w łazience, a on znudzony czekaniem postanowił do niej dołączyć. W szkole panował spokój, Albus przyczaił się na Grimmauld Place i byłoby słodko, gdyby nie głupota Pottera. Prawie zabił gówniarza jak ten przestał chodzić nas oklumencję, pewnie by to zrobił, ale Hermiona go powstrzymała.
Hermiona siedziała i czekała na Harry'go aż wróci z lekcji oklumencji ze Snapem. Wiedziała, że przyjaciel nie lubi tam chodzić delikatnie mówiąc, ale że musi i nie ma wyboru. Harry jak mógł wykręcał się od zajęć nie rozumiejąc powagi sytuacji. A przecież chodzi o bezpieczeństwo jego umysłu, co jednak go nie przekonywało. Gellert nie wyjaśnił jej o co chodzi, ale wspominał coś o jakimś mrocznym połączeniu między umysłami. I powinien chronić przed nim swój umysł przed atakami z zewnątrz. A tego na razie nie robił, co widziała. Znała go dość by poznać, kiedy się z czegoś wykręca, bo nie chce tego robić.
Narzekał na bóle głowy po lekcji, ale to normalne w czasie nauk. To nie złośliwość Severusa, ale tak wyglądają owe lekcje. Ona także cierpi to treningach z Gellertem, któremu ufa a on jest wiecznie niezadowolony. Nie podejrzewa ukochanego o złośliwość wobec siebie, czy chęć dopieczenia a po prostu on wymagał niejednego. Nauka po prostu tak wygląda. Nie da się przyjemnie nauczyć tej sztuki. Po prostu nie da, ponieważ rozdzieranie umysłu nie jest przyjemne. Tego jednak nie może mu powiedzieć, ponieważ nie może wyznać prawdy o Gellercie.
Przekonała Gellerta by grał z Ronem w szachy w czasie oczekiwania. W ten sposób nie denerwował się, mógł ich lepiej poznać jej przyjaciół no i jeszcze jako osoba słabo znająca szachy przegrywał z Ronem. Nie przeszkadzało to Gellertowi, rozmawiał o tym z Ronem i szło mu coraz lepiej. Nie sposób tutaj mówić o przyjaźni, ale przynajmniej spędzali ze sobą czas w przyjemny sposób. Ron nie cierpiał Severusa, ale Gellert przekonał go, ile znaczy osłona umysłu. Nie wnikając w szczegóły opowiedział o zagrożeniach jakie stanowi połączenie ze świadomością Voldemorta. Nie powiedział nikomu czym jest połączenie umysłu, ale, że to groźne, dlatego Ron zaczął stać po ich stronie.
Gellert powiedział jej o zazdrości rudzielca o niego. Dziwiło to bardzo Hermionę, ponieważ sprzeczała się raz po raz z Ronem. Teraz jednak najwyraźniej zapomniał, a pomogło mu to, że Parvati rozstała się ze swoim starszym chłopakiem i zaczęła wyraźnie patrzeć przyjaźnie na Rona. Bardzo to dobrze wpłynęło Harry'ego, bo przecież źle mieć w głowie Voldemorta. I to rozumiał Ron.
I Harry wrócił z zajęć wcześniej. Gellert i Ron nawet nie zaczęli porządnie grać partii, kiedy do Pokoju Wspólnego wszedł Harry. Potyczki tej dwójki bacznie obserwowali inni Gryfoni, a Ron nareszcie miał godnego przeciwnika. Dlatego Seamus i inni spojrzeli na wyraźnie zmieszanego Pottera.
- Harry co tutaj robisz? – spytała Hermiona – skończyłeś wcześniej zajęcia z profesorem Snapem?
- Snape wywalił mnie z lekcji – powiedział Harry – mój ojciec… robił okropne rzeczy.
- Potter o czym ty bredzisz? Twój ojciec nie żyje przykro mi, ale taka jest prawda – przerwał Gellert.
- Snape mnie wywalił i zakazał wracać! – krzyknął Harry.
- Słyszałem Potter – wycedził Gellert – nie jestem twoim koleżką byś się darł – dlaczego nauczyciel wyrzucił cię z zajęć?
- Bo się broniłem i zobaczyłem jego wspomnienia i tam był mój ojciec – mówił Harry.
- Hermiono – zaczął Gellert – porozmawiaj z nim a ja popytam Sev…Severusa Snape o co chodzi.
Gellert faktycznie wyszedł ignorując wołanie Gryfonów by tego nie robił. Nie bał się Severusa, pojedynkowali się i oczywiście młodszy czarodziej nie był dla niego konkurencją. Miał ochotę walnąć Albusa za pomysł z nauką przez Severusa. I teraz to mu wybucha w twarz, szedł przez korytarze szkoły bez obaw jak dotarł do gabinetu Severusa. Potter to dzieciak, co ma w głowie otwarty kanał do umysłu Mordy a to groźne. Tylko pytanie jak takowy zamknąć a przynajmniej przymknąć. Nie wymyślili z Albusem nic innego jak oklumencja, ale czy to zadziała pojęcia nie mają.
Severus był roztrzęsiony i zły. Zły na Albusa za zmuszenie go do nauki Pottera i to wbrew radom Grindelwalda ze wszystkich ludzi. Czarnoksiężnik wyraźnie mu pomagał o ironio. Jeszcze bardziej był zły na Pottera, że widział jego najgorsze wspomnienia. Prócz Pottera te spojrzenia widział Grindelwald, ale tamten był obcym i do tego potężnym czarnoksiężnikiem. I tamten właśnie wszedł do jego gabinetu, odmłodzony do swej nastoletniej postaci. Severus nie pojmował jakim cudem nikt się nie zorientował, poza Granger a może tamten powiedział jej o tym jak już zaczął się z nią zabawiać.
- Dlaczego wyrzuciłeś z lekcji Pottera Severusie? – spytał ostrożnie Gellert – bredzenie Pottera nie miał za wiele sensu.
- Nigdy nie ma za wiele sensu – powiedział Severus kąśliwie – Potter zobaczył to wspomnienie. Nie jestem w stanie go uczyć. On się mnie nie słucha, nie ćwiczy i jeszcze widział co widział. On mnie nie znosi ze wzajemnością. To nie zadziała, Potter potrzebuje innego nauczyciela!
- Na mnie nie patrz, mam oficjalnie osiemnaście lat, a grzebać w głowie Pottera nie zamierzam – powiedział Gellert – no i skąd wyjaśnię moją biegłość w tej dziedzinie? Hermiona mu mówi, by ćwiczył, ale jej też nie słucha.
- Potter nikogo nie słucha niestety – powiedział Severus – ale jakby panna Granger podzieliła się z nią chociaż częścią tego, co wie może coś by do niego trafiło – zaczął.
- Próbowała on tłumaczył jej, że nic się nie nauczy, bo go nie uczysz. Na pewno nie dasz rady go uczyć? Te połączenie w jego głowie … wiesz czym jest?
- Albus lubi się dzielić sekretami – zakpił Severus.
- Wiem, powiedz mi zatem czy wiesz czym jest horkruks?
Severus zbladł i podał definicję a potem zbladł bardziej słuchając czym jest blizna Pottera. Ale i tak nie jest możliwa nauka przy takiej niechęci ucznia i nauczyciela. Po prostu niewiele mogą począć. Gellert to rozumiał, gdyż sam opanował ową sztukę do mistrzostwa i udzielał lekcji wybranym osobom. Bywało mu ciężko z Hermioną a kochał i podziwiał dziewczynę. Na to nie było prostego rozwiązania. A tutaj istniała nienawiść między uczeniem i nauczycielem i nawet Grindelwald nie widział rozwiązania.
- Ja nie pomogę Potterowi – mówił Severus – może ty zdołasz, może go przekonasz. A. może nie bo on ma zakuty łeb jak ojciec.
- Ma zakuty łeb tu się zgadzam, ale różni się od Jamesa Pottera i nie prześladuje słabszych – dodał Gellert – na pewno masz Ognistą a ja potrzebuję Ognistej, ty także Severusie. Potter ma zakuty łeb i jest skłonnym do brawury idiotą, ale ma też syndrom bohatera u bronienia słabszych jak ten Longbotton.
- Ofiara ropuszej ospy – parsknął Severus nadpijając whisky – Peverell-Hufflepuff? Serio co to ma znaczyć?
- Zgadnij, zgadnij, dlaczego Peverell i dlaczego Hufflepuff, można znaleźć informacje o braciach Peverell. A Longbottom to prawie charłak i zagrożenie dla każdego obok, Hermiona nie była zachwycona, że jego użyłem jako przykładu – zaśmiał się Gellert – ale chociaż jesteś przenikliwy Severusie ale źle oceniasz Pottera, widzisz w nim ojca, ale on tylko wygląda na niego bo ma więcej charakteru Lily. Ale – zawiesił głos – przypomina Jamesa, a pewne rany w sercu są niemożliwe do zabliźnienia. Skoro jednak nie jesteś w stanie go uczyć, mamy w zamku Pottera z otwartym połączeniem umysłu z Mordą. Jak myślisz, kiedy pokraka się zorientuje?
- Niebawem, o ile się oderwie od zabaw sado-maso z Bellą, ale zorientuje – wyliczał Severus – czyli trzeba pilnować Pottera, po prostu cudownie! A Albus siedzi sobie na Grimmauld Place i odpoczywa, za to Minerwa jest na ciebie wściekła – dodał kpiąco.
- Na mnie? – spytał Gellert niewinnie – nie moja wina, że jest niedopieszczona, bo jej kochanek ukrywa się przed ministerstwem.
- Ale twoja, że zaginęła Dolores i szuka jej Knot. Zapewne nie znajdzie – wyjaśnił Severus.
- Nigdy nie znajdzie – zapewniał Gellert opisując tortury jakim poddał Dolores i co zrobił z ciałem.
- Na pewno nie – mruknął Severus
Biedny Severus po raz nie wiadomo który doszedł do wniosku, że czarnoksiężnik, z którym pije whisky jest o wiele groźniejszy niż Voldemort, wie więcej o czarnej magii i ma niesamowitą wyobraźnię do stosowania takowej. O torturach i morderstwie opowiadał jak o planach na weekend.
Gellert wreszcie znał rozmiar katastrofy i miał ochotę zabić Pottera za lenistwo i głupotę. Nie ćwiczył tylko uważał, że przez Severusa boli go głowa. Nie wiedział, że tak wygląda nauka, bo Potter nie raczył czytać książek od Hermiony. Wraz z Hermioną dostał w pakiecie jej kolegów, Rona właściwie może znieść, ale na Pottera reagował alergicznie a raczej Potter za niego. Gellert podejrzewał, że niechęć Pottera wynika z tego, że ten ma talent wyczuwania magii i wyczuwa w nim czarnoksiężnika chociaż tego nie pojmuje. To niezbyt częsta, szalenie pożyteczna umiejętność. No i Potter drażnił go swoją brawurą, pamiętaj jego ojca i Blacka i to jak go różdżka zawsze swędziała.
Nic zatem dziwnego, że zareagowało irytacją, kiedy wszedł na scenę, kiedy Hermiona i Ron tłumaczyli czemu ma się uczyć oklumencji. Martwił się o Hermionę stąd taka a nie inna, przesadzona reakcja. Bo nie podobało mu się jak ktoś z połączeniem z umysłem Mordy jest obok jego kobiety. Nie zdoła go nieustannie pilnować.
- To ważne Harry byś chronił umysł przed Voldemortem – mówiła Hermiona.
- Bo tak mówi twój chłopak?! – parsknął Harry.
- Tak mówił dyrektor, sam mówiłeś jak na to nalegał! – przypomniała Hermiona – dyrektor wie co mówi.
- Dyrektor może się mylić!
- A ty uczeń piątej klasy wiesz więcej niż dyrektor Hogwartu? – syknął Gellert stając obok Hermiony.
- On ze mną w ogóle nie rozmawia!
- Tupnij nóżką i krzycz głośniej – kontynuował Gellert – naprawdę uważasz Potter, że dyrektor Hogwartu, członek Wizengamotu i Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów cierpi na nadmiar wolnego czasu i ma się tłumaczyć uczniowi z tego co robi?
- Ciągle się mnie czepiasz! – zaatakował Harry.
- Oj jaki ty biedny, świat się wokół ciebie nie kręci – syknął Gellert – może jak przestaniesz się nad sobą użalać i uzasadniać własne lenistwo swoim ciężkim dzieciństwem zaczniesz przykładać się do nauki!
- Nic o mnie nie wiesz, nie masz prawa – zaczął wściekły Harry.
- Wiem, że jako dziecko przeżyłeś Avadę, a twoi rodzice oddali swoje życie byś mógł żyć. Dyrektor ukrył cię w świecie mugoli przed tak stronnikami szalonego czarnoksiężnika jak i tymi, co zechcą użyć symbolu jakim jesteś. Rodzina twojej matki boi się magii i wini magię za śmierć twej matki. Teraz poluje na ciebie tak ten morderca Voldemort jak i jego przydupasy, a ty nic nie robisz by przeżyć. Nie uczysz się ni nie gromadzisz sojuszników!
- Nie boisz się wymawiać jego imienia – zaczął Harry zbyt zaskoczony by napaść na starszego chłopaka.
- To głupie bać się wymówić głupiego pseudonimu mordercy i przywódcy bandy morderców. To daje mu siłę. A on na ciebie poluje Potter a ty zamiast uczyć się obijasz się i nie szukasz sojuszników!
- Mam ledwie szesnaście lat!
- I jesteś potomkiem starego rodu, o czym pewnie nie wiesz – parsknął Gellert – wystawiasz się mu jak cel treningowy – dodał po czym wyszedł.
Hermiona patrzyła na niego przygryzając wargę. Harry nie uczył się, ale Gellert nie miał prawa tak na niego napadać. Przecież jej przyjaciel nie ma w domu warunków do nauki, bo Dursleyowie są jacy są. Opowiadała o tym Gellertowi, ale on jej nie rozumiał. Próbowała bronić Harry'ego ale zezłościła tym swego ukochanego.
- Poluje na niego czarnoksiężnik a on nawet się dobrze nie uczy, na to nie ma wytłumaczenia – rzucił jej na odchodnym.
Nic zatem dziwnego, że czuła się podle. Chciała jakoś pogodzić Gellerta i przyjaciela, ale próbując tego dokonać zezłościła ich oboje. Harry miał do niej żal, że nie dość intensywnie go broniła a Gellert był zły. Ron zaś obserwował całą scenę zawstydzony. Rudzielec nie był głupi, a jedynie leniwy i nie mógł odmówić sensu słowom starszego chłopaka by trenować mając nad sobą zagrożenie ze strony czarnoksiężnika. Muszą na poważnie się przygotować, a tego nie robią.
Gellert wrócił do swego dormitorium przeklinając nastoletnią dramę. Pottera cechowała mieszanina brawury z dumą i przekonaniem, że tylko on załatwi pewne sprawy. Czarnoksiężnik wiedział jak groźna bywa owa mieszanka, sam miewał ongi jej elementy, ale dzięki Quennie wiele zrozumiał. I dlatego nie gnił w więzieniu, ale przerobił Nurmengard na wygodną posiadłość pośród gór oraz pięknego ogrodu. Postępował nierozważnie, ale opamiętał się ale potrzebował do tego lat i czarownicy jak Quennie która podążała za nim do więzienia. Potter nie będzie miał tyle czasu by dorosnąć, bo Morda chce go zabić, tak Morda jak i jego przydupasy. Albus tak bardzo litował się nad chłopakiem, że zaniedbywał naukę dzieciaka. Hermiona zaś uważała Pottera za swego pierwszego przyjaciela. Nie miało to wiele sensu dla niego, ale uczucia nie mają wiele sensu. Ze względu na nią hamował się ale ona i tak miała do niego pretensje. Nagle spała w swoim dormitorium odmawiając mu tego, co mu się należy w związku. Ma swoje męskie potrzeby, a przecież dba o nią jak należy. Jest dla niej miły, czuły i wyrozumiały. Tłumaczy zawiłości transmutacji i nawet gra w szachy z jej kolegą. Nie żąda od niej niemożliwego. Nie oczekuje rzeczy uważanych za perwersyjne, nie wymusza zbliżeń, ale to przecież naturalne i zdrowe by czarodziej oczekiwał pewnych czynności od czarownicy. I ona mu nie odmawiała, aż wkroczył Potter.
A/N: Gellert nie czuje wielkiej niechęci do Harry'ego, ale brak mu cierpliwości do jego kanonicznego zachowania bo ma na to o wiek za dużo lat. No i wie jak pewne sprawy są groźne. Wydaje mi się, że mógłby znaleźć wspólny język z Severusem.
