PRAWDZIWA HISTORIA ROSWELL

CZESC 4

Mieszkanie Michaela:

Wszyscy pochylaja sie nad kanapa, na ktorej lezy nieprzytomna Liz. Dziewczyna otworzyla oczy i zlapala sie za glowe.

-Moja glowa!- rozejrzala sie- Gdzie ja jestem?

-U mnie- powiedzial Michael- Na jakis czas mamy spokoj z Nickolasem.

Liz opowiedziala im cala historie, ominela tylko fragment, w ktorym uzyla mocy. Nie wiedziala, co sie z nia dzieje i na razie wolala nie rozmawiac o tym z innymi. Musiala tez zadzwonic do rodzicow i wszystko im wyjasnic- oczywiscie opowiadajac zmyslona historie-, bo bylo juz bardzo pozno.

Kilka dni minelo bez zadnych niespodziewanych zdarzen. Na sobote wieczorem umowila sie z Maxem- juz tak dawno nie byli nigdzie razem- a rano chciala pojechac na pustynie. Podejrzewala, ze to, co sie stalo- wydarzylo sie, poniewaz- jak powiedziala kiedys Ava z Nowego Jorku- Max ja „zmienil". Po za tym chciala przekonac sie czy to prawda, ze Granilith pozostal na Ziemi. Wiedziala, ze nie potrafi otworzyc tej komnaty, jednak postanowila sie przekonac. Cala grupa postanowila sprawdzic to w niedziele. Musieli troche odczekac w razie kolejnego ataku Nickolasa. Liz nie sadzila, aby znowu ja zaatakowal. Troche sie bala jadac przez pustynie, ale nie zmienila zdania. Zostawila samochod kilkaset metrow dalej i poszla na piechote w strone skaly. Polozyla reke na miejscu w skale gdzie powinno znajdowac sie wejscie. I o dziwo! Skala sie otworzyla! Liz spojrzala na swoja dlon. Niby taka jak przedtem, ale jednak... Cos bylo nie tak. Tylko kosmita moglby otworzyc to przejscie. Weszla do srodka i ujrzala Granilith. A wiec jednak! Weszla do jaskini z inkubatorami. Przeciez to niemozliwe! Ma duza rodzine mieszkajaca w Roswell od czterech pokolen. Pamieta swoje wczesne dziecinstwo! A Max wyszedl z inkubatora majac 6 lat. To oznaczalo, ze gdy ja uleczal musialo to cos zmienic. A w takim razie rowniez Kyle bedzie sie zmienial!!!

Obejrzala dokladnie Granilith. Nie zmienil sie. Wyszla z jaskini, a za nia zamknelo sie przejscie. Poszla do samochodu, ale nie bylo go tam gdzie go zostawila. Poszla przez pustynie pieszo.

Nickolas, ktory wolal nie ryzykowac, obezwladnil ja moca. Wiedzial, ze gdzies w poblizu musi byc Granilith, nie sadzil jednak, ze ona moglaby otworzyc wejscie do „jego kryjowki".

Liz obudzila sie zwiazana na tylnym siedzeniu w samochodzie prowadzonym przez „matke" Nickolasa i zobaczyla go na siedzeniu obok. Jechali bardzo dlugo przez pustynie. Z rozmowy wynikalo, ze jada do miasta, gdzie mieszkali wszyscy Skorowie.

-Nie martw sie- zwrocil sie do niej- Tym razem mam zupelnie inne plany. Krol Zann nic nie bedzie mogl zrobic, aby cie uratowac. Nic procz powrotu na Antar.- w tej chwili dojechali.

Nickolas wyniosl Liz z samochodu i skierowal sie do jednego z domow. W piwnicy kryl sie olbrzymi hangar. Liz ujrzala wielki „latajacy spodek".

Nickolas wlozyl dziwny krysztal w otwor na wysokosci drzwi w statku kosmicznym. Wlaz sie otworzyl. Chlopak wniosl ja do srodka, a za nim weszlo kilkoro Skorow. Liz zobaczyla jakby waski korytarz. Nickolas zaniosl ja do duzej sali na koncu korytarza, ktora wygladala jak sterownia. Zamknal ja w dziwnym pomieszczeniu obok- w taki sposob, ze mogl przez kraty ja obserwowac. Pojazd wystartowal. Lot trwal kilka godzin, poniewaz statek byl bardzo szybki.

Pojazd wyladowal na polu (-pamietacie jakies pole?- dop. Autorka)). Nickolas zabral dziewczyne i wysiedli. Liz zobaczyla turkusowe niebo i zielono-granatowe chmury sunace leniwie po niebosklonie. Oddychalo jej sie dziwnie lekko. Nickolas nie marnowal czasu na podziwianie przyrody. Zabral ja przed oblicze Khavara.

-Wiec to jest ziemska istota, w ktorej tak sie zadurzyl Zann?

Khavar bardzo przypominal czlowieka- na tyle, ze nie dalo sie go odroznic od ziemianina. Liz rozejrzala sie ukradkiem po komnacie. Bylo to cos w rodzaju sali tronowej. W rogu pomieszczenia znajdowalo sie lozko z wysoka barierka, a w srodku spal...

-Tak to jest syn Zanna- Khavar spojrzal w tamta strone- Nie mam teraz czasu! Zabierzcie ja, zamknijcie ja razem z Ava.

Oszolomiona Liz Skorowie zaprowadzili do malego pomieszczenia. W srodku siedziala Tess. Liz podbiegla do niej.

-Tess? To ty?

Dziewczyna byla bardzo chuda i wygladala mizernie.

-Liz? Co ty tutaj robisz?- nie posiadala sie ze zdziwienia Tess- na Antarze?

-Nickolas mnie porwal....

-Och... Liz, wybacz mi! Ja naprawde nie chcialam tego wszystkiego.

-Juz dawno ci wybaczylam, musimy sie stad wydostac!

-To niemozliwe.

Nagle drzwi sie otworzyly. Dziewczyny zobaczyly Khavara z dzieckiem na reku. Byl to kilkutygodniowy chlopiec o czarnych wlosach i brazowych oczach.

-Ava! Twoje dziecko ciagle ryczy! Zajmij sie nim-podal dziewczynie dziecko i zatrzasnal drzwi. Tess a ledwoscia trzymala dziecko, ktore jeszcze glosniej plakalo.

-Daj mi go-poprosila Liz, biorac malca na rece. Chlopiec od razu sie uspokoil. Do celi wszedl jakis mezczyzna.

-Kto to?- Liz odwrocila sie w jego strone. Chlopak zamknal za soba drzwi.

-To tylko straznik, ktory czasem przychodzi ze mna porozmawiac, jak znudzi mu sie warta.

-To prawda?- spytal wysoki, rudowlosy i piegowaty mlodzieniec- Czy ty jestes kosmitka?

Liz wybuchnela smiechem.

-To raczej ja was uwazam za kosmitow.

-Czyli to prawda, ze nie pochodzisz z tej planety?

-Tak.

-Slyszalem od Khavara, ze twoj lud planuje inwazje na basza planete.

-Chyba zartujesz. Lud na mojej planecie nie ma pojecia o zyciu na innych planetach. Wiekszosc ludzi wogle w was nie wierzy, a policja i wojsko poszukuje wszystkich kosmitow i boja sie, ze chcecie skolonizowac Ziemie. Ja tez nie wierzylam w kosmitow dopoki nie poznalam Maxa.

-Kim jest Max? On jest z naszej planety?

-Tak. Na waszej planecie nazywa sie chyba Zann.

-Zann?- chlopak stanal jak wryty- Krol Zann?

-Tak.

-Jestescie po jego stronie?

-Oczywiscie.

-Nie wiem czy moge jej zaufac- zwrocil sie do Tess- ona zdradzila swoja planete.

-Ona jest po naszej stronie.

-Mimo, ze go zdradzila?

-Ja jej ufam.

-Jestem z wami, pomoge wam uciec dzis w nocy.

Nickolas zostal wyslany na Ziemie, aby powiadomic Maxa o miejscu pobytu Liz, co mialo go zmusic do powrotu na Antar.

Rudowlosy chlopak rzeczywiscie przyszedl w nocy.

-Musimy sie spieszyc, zostawcie dziecko!

-Nie! To syn Maxa.

-Dobrze, ale musicie byc cicho.

Chlopak wyprowadzil je na dwor i odciagnal na bezpieczna odleglosc od siedziby Khavara.

-Musze wracac, nie moge sie ujawnic.

-Ale co my mamy zrobic?

Rudy mlodzieniec pokazal im droge do kryjowki Krolowej-Matki.

Liz, Tess i dziecko podrozowali przez las. Bardzo dziwny las. Drzewa byly bardzo niskie- o bialej korze- a gdy zdarlo sie jej kawalek wyplywala czerwona zywica o charakterystycznym ostrym zapachu. Po kilkunastu minutach drogi zlapali ich jacys ludzie. Rozmawiali miedzy soba, co z nimi zrobic. Nie poznali, ze Liz jest z innej planety.

-Co z nimi zrobimy?

-To na pewno rebelianci!

-Musimy ich zaprowadzic przed oblicze Krolowej-Matki

-Nie! Zabijmy ich od razu!

-Nie! –wtracila Liz- My jestesmy po waszej stronie!

-Skad mamy wiedziec, ze nie klamiecie?

-Zabierzcie nas do Krolowej-Matki!

Antarczycy dali sie przekonac. Kiedy Liz z dzieckiem na reku stanela przed obliczem Krolowej-Matki, ta zapytala ja (Tess tam nie bylo, zamknieto ja gdzies) :

-Twierdzisz, ze nie jestes rebeliantka? Skoro wlasnie z obozu rebeliantow przybywasz?

-Ja nie jestem z stad! Jestem z Ziemi.

Na dzwiek tej nazwy krolowa drgnela.

-Jezeli wiesz cos o Ziemi nie moge byc pewna czy nie jestes Skorem.

-Nie jestem. To dziecko... To syn Zanna!

-???

-Nawiaz ze mna lacznosc, a dowiesz sie, ze mowie prawde.

Krolowa-Matka dotknela Liz i zobaczyla kilka obrazow:

Narodziny Liz, Liz w szkole, Liz w przedszkolu, Liz w kawiarni, Ziemia, Twarz Maxa, porwanie przez Nickolasa.

-Teraz ci wierze. Opowiedz o sobie.

-Jestem zwykla dziewczyna. Mieszkalam sobie na Ziemi, nie wierzac w kosmitow, dopoki nie poznalam Maxa...

-Kim jest Max?

-To Zann...

-Moj syn! Czy z nim wszystko dobrze? A z Rathem? A co z Ava?

-Max i Michael maja sie niezle. Ava jest tu ze mna, ale czemu nie pytasz o swoja corke?

-Vilandre? Ona nas zdradzila. Nie wiem, czemu wyslalam ja na Ziemie! Ale to, dlatego, ze wtedy jeszcze nie wiedzialam, ze to ona nas zdradzila!!

-Ona bardzo kocha brata i na Ziemi jest zupelnie inna osoba.

Liz wlozyla reke do kieszeni i wyciagnela zdjecie calej paczki. Pokazala na nim Maxa, Michaela i Isabel.

-A Zann wyznal ci, kim jest? Musialas byc mu bardzo bliska skoro ci zaufal?

-Wlasciwie nie mial wyboru..- Liz opowiedziala o swoich przezyciach.

-Musze wracac na Ziemie!

-Tak... Pomoge ci, zaopiekuje sie synem Zanna.

-Nie! Musze go zabrac ze soba. Max na pewno probuje tu przyleciec po syna.

-Trudno. Rozstane sie z wnukiem. Za kilka dni statek bedzie gotowy.

-Tess leci ze mna...

-Dobrze. Teraz zaprowadze cie do twojego pokoju, mozesz wychodzic do ogrodu, jesli chcesz. Ta okolica jest jeszcze bezpieczna.

Do sali wpadl jakis czlowiek (-no... kosmita, zalezy od punktu widzenia- dop. Autorka)), ktory dziwnie przypominal Brody'ego.

-Lerrick?- Liz spojrzala na mezczyzne.

-To ty!!!- powiedzial zdziwiony- co tutaj robisz?

-Nickolas przylecial ze mna na ta planete.

-Musze powiadomic Zanna...

Ale nie o tym chcial mowic.

-Rebelianci znowu atakuja!!

Krolowa-Matka wydala mu jakies niezrozumiale dla Liz instrukcje.

Max chodzil caly w nerwach. Liz nie przyszla na spotkanie....

Nickolas- pomyslal nagle Max.

Grupa przez kilka dni nie wiedziala, co robic. Jakis tydzien pozniej wszyscy siedzieli w Kosmodromie. Do srodka wszedl Brody.

-To ja, Lerrick!

Wszyscy sie zerwali.

-Siadajcie. Mam dla was dobre wiesci. Nickolas porwal Liz...

-I to ma byc dobra nowina?!?

-Poczekajcie... Nic jej nie jest. Jest na Antarze z twoim synkiem.

-Z moim synem?!? Na Antarze?

-Na twojej planecie. Niedlugo wraca na Ziemie i wtedy wam wszystko opowie.

Liz chodzila po ogrodzie i przygladala sie bardzo kolorowym kwiatom, ktore wydawaly jej sie znajome, chociaz rosly tylko na tej planecie. Przyszedl do niej Lerrick. Zaczal jej opowiadac o strategiach wojsk i takie tam rzeczy- rowniez o kulturze Antaru. Bardzo go polubila- jakby znala go od zawsze- jakby byl kiedys jej przyjacielem, a potem dlugo go nie widziala. Wypytywal troche o Maxa, ale nie chcial opowiedziec jej historii tej wojny, ktora caly czas sie toczy.

-Statek jest gotowy do odlotu... Przemysl jeszcze raz sytuacje dziecka.

-Musze zabrac go ze soba.

Liz stala na wielkim skalnym placu obok statku. Pozegnala sie z Lerrickiem i z Krolowa-Matka, wziela chlopca na rece i wsiadla do statku. Tess byla juz dawno w srodku. Krolowa-Matka miala nadzieje, ze jeszcze kiedys ja zobaczy. I nagle...

BLYSK

Piekna dziewczyna rozmawiajaca z Zannem.

BLYSK

Ogrod. Zann calujacy sie potajemnie z ta sama dziewczyna.

BLYSK

Rozpacz Zanna po ataku Khavara.

BLYSK

Dziwne zachowanie Zanna, szykujacego sie na cos.

Dopiero po chwili zdala sobie sprawe, ze ta dziewczyna byla dziwnie podobna do Liz, ktora stala w drzwiach statku i opuszczala wlaz.

-Poczekaj!!!- krzyknela w jej strone Krolowa-Matka, ale bylo juz za pozno. Wlaz sie zamknal i statek zaczal drzec. Kobieta odsunela sie od niego gwaltownie i pojazd z zadziwiajaca predkoscia wystartowal.

Liz byla niespokojna. Lot sie przedluzal. Za kilka godzin powinna zobaczyc Ziemie. To juz jej drugi lot kosmiczny, mimo to byla bardziej przerazona niz za pierwszym razem. Byla sama z dzieckiem. Krolowa-Matka nie mogla wyslac z nia nikogo. Przypomniala sobie pozegnanie z Lerrickiem. Obiecal, ze skontaktuje sie z Maxem. Nie byla sama. Przypomniala sobie, ze leci z nia Tess. Jednak ona nie wychodzila ze swojego pomieszczenia na statku. Liz zdawalo sie, ze Tess cierpi na cos w rodzaju choroby lokomocyjnej, tylko na wieksza skale. Spojrzala przez okno. „Ziemia! Juz niedlugo bede w domu!" – pomyslala i przygotowal sie do ladowania. Zabezpieczyla malego i poszla po Tess. Pol godziny pozniej statek wyladowal na pustyni w poblizu Roswell. Ladowanie nie nalezalo do najprzyjemniejszych, wiec, gdy Liz postawila stopy na piasku, miala chec pocalowac ziemie, czego jednak nie uczynila (w przeciwienstwie do mojej kolezanki Marty K., ktora bynajmniej nie miala takich przezyc.- dop. Autorka)) Tess byla w zlym stanie. Ta choroba „lokomocyjna" bardzo dala sie jej we znaki i Liz pomyslala, ze minie troche czasu zanim dojdzie do siebie. Wysiedli ze statku i Liz ukryla pojazd w poblizu jaskini z Granilithem, tak, ze w zaden sposob nie mozna bylo go znalezc, jesli nie wiedzialo sie gdzie jest. W jednej rece trzymal dziecko, a druga podtrzymywala Tess. Doszly do drogi, a potem posuwaly sie wolno wzdluz niej w strone Roswell.

Liz zastanawiala sie caly czas jak zareaguje Max.