PRAWDZIWA HISTORIA ROSWELL

CZESC 9

Droga Julliet Roswell 1947r.

Wiem, ze teraz nazywasz sie inaczej. Mam nadzieje, ze Carol Parker dopilnowala abys dostala ten list. Na pewno zauwazylas, ze potrafisz robic rozne rzeczy, ktorych nie moga robic inni. Byc moze jeszcze tego nie odkrylas, ale mozesz wchodzic do cudzych snow, uzdrawiac, tworzyc pole ochronne, zmieniac ksztalt i strukture czasteczek, a takze manipulowac w pewnym stopniu umyslami innych. Posiadasz te zdolnosci, poniewaz nie jestes czlowiekiem. Pochodzisz z Antaru. Bylas tam piekna dziewczyna, w ktorej sie zakochalem. Spotykalismy sie potajemnie, bo wiedzialem, ze moja matka nie bedzie zadowolona z naszego zwiazku. W koncu mialem zostac krolem. Nie sadzilem, aby moja matka zgodzila sie na slub ze zwykla dziewczyna, jaka bylas. Zaczela sie wojna. Nasz wrog, Khavar, chcial zawladnac potega wszystkich pieciu planet. Nie moglem do tego dopuscic. Moj ojciec zostal przez niego zamordowany i zostalem krolem. Khavar w jakis sposob odkryl, ze chce sie z toba ozenic i cie tez zabil. Wiedzialem, jedynym sposobem jest wyslanie twojego DNA na Ziemie i umieszczenie go w twojej prababce. Wiedzialem, ze matka wysle rowniez nas na Ziemie. Nie moglem rozpaczac po twojej smierci, bo matka zmusila mnie abym sie ozenil z kims, kogo nie kochalem. Nic nie moglem zrobic. Zebralem naukowcow i wyslalem twoje DNA na Ziemie. Razem z nim wyslalem ten list i kilka drobiazgow, ktore moga ci sie przydac. Jest wsrod nich medalion z symbolem twojego imienia. Ty dalas mi taki sam z symbolem mojego imienia. Mam nadzieje, ze gdy to przeczytasz, odszukasz mnie i razem wrocimy na nasza planete.

Zawsze Twoj, Zann.

Liz upuscila kartke. Spadla na nia jedna lza, potem druga. Dotknela swojego medalionu.

Wziela list i medalion i pobiegla do samochodu. Jechala w strone domu Maxa jak wariatka, prawie walnela w inny samochod. Opamietala sie dopiero, kiedy ktos zatrabil. Gdy dojechala pod dom Maxa cala byla zaplakana. Kiedy otworzyla jej matka Maxa bardzo sie przestraszyla widzac ja w takim stanie:

-Co sie stalo Liz?

-Nic zlego pani Evans, nie musi sie pani martwic. Musze tylko porozmawiac z Maxem.

-Wejdz.

Liz weszla do jego pokoju i usiadla obok niego na lozku.

-Co sie stalo?- spytal chlopak zaniepokojony lzami dziewczyny.

-Nic zlego Max- dziewczyna wyjela z kieszeni medalion- Chce ci to dac- podala mu go.

-To medalion, ktory ci dalem? Czemu mi go oddajesz?

-Nie. Ten, ktory mi dales mam tutaj- wyjela go spod bluzki- Ten drugi znalazlam w rzeczach mojej prababci wraz z tym listem. Listem od ciebie- podala mu pomiety stary pergamin. Gdy tylko przeczytal, mial wizje:

BLYSK

Pocalunek Liz w dziwnym ogrodzie z fontanna.

BLYSK

-To prawda. – stwierdzil chlopak.

-Wiem...

Max przytulil ja do siebie. Jakie to dziwne, ze los zetknal nas ze soba mimo wszystko. To oznaczalo, ze beda razem do konca.

Max postanowil powiedziec wszystko rodzicom. Tak jak panstwo Parker, byli bardzo zaskoczeni. Na poczatku nie uwierzyli. Ale kiedy Max sprawil, zeby za oknem zaczal padac snieg,- uwierzyli ( pragne przypomniec, ze byl srodek lata- dop. Autorka)). Najpierw opowiedzial cala swoja historie. Dopiero potem omowil sprawe Liz. Pokazal im tez list.

Reszta ich przyjaciol, rodzice Liz i panstwo Valenti, dowiedzieli sie o tym tego samego dnia. Tylko rodzice Liz nie mogli w to uwierzyc. Dziewczyna, ktora do tej pory nie uzywala mocy, oprocz pamietnego wchodzenia do snow, sprobowala jej uzyc. Max dawal jej instrukcje:

-Unies reke nad swieczka (co oni sie tak uwzieli na te biedne swieczki?- dop. Autorka)), skup sie na rozbiciu jej czasteczek, a potem na polaczeniu ich z powrotem tylko w innym ksztalcie.

Liz zrobila tak jak powiedzial i ze swieczki utworzyla male serduszko. Jej rodzice patrzyli na to dosc sceptycznie, ale bardzo kochali swoja corke i bardzo zabolalo ich to, ze beda musieli sie z nia rozstac, gdy odleci bardzo daleko.

Liz cwiczyla swoja moc razem z Maxem, Michaelem i Isabel. Dziwilo ich to, ze ma jakby „po trochu" mocy kazdego z nich. Tylko jednej czesci mocy dziewczyna nie chciala uzywac. Mocy kontrolowania umyslow. Podobalo jej sie, ze nie musi tak dlugo spac i ze o wiele szybciej sie uczy, ale dopadajace ja, co jakis czas wizje z przeszlosci wciaz ja przerazaly. Kazde z nich powoli sobie wszystko przypominalo. Na razie byly to tylko nieznaczne, pojedyncze wizje wydarzen, ktore juz znali. Tylko jakby dokladniejsze.

Liz poszla do UFOcenter po jakies rzeczy Maxa. On sam nie mogl pojsc, bo musial sie zajac malym Rathisem. Dziewczyna weszla do srodka i od razu natknela sie na Brody'ego.

-Czesc Brody!- przywitala go.

-Wlasnie mialem do ciebie isc, to ja Lerrick.

Liz rzucila mu sie na szyje. Bardzo sie z nim zaprzyjaznila podczas pobytu na Antarze, a wiedziala, ze byl najlepszym przyjacielem (oprocz Michaela) Zanna i jej samej. Chlopak byl troche zaskoczony (mile) tak „wylewnym" przywitaniem. Kiedy juz go puscila powiedzial:

-Krolowa-Matka juz dawno wysylala mnie na Ziemie, ale nie moglem opuscic planety podczas ataku rebeliantow.

-W jakiej sprawie przychodzisz?

-Krolowa-Matka miala jakies wizje, gdy odlatywalas. Wiem, co oznaczaly... Byly o tobie...

-Chyba wiem, co masz na mysli.

-Jak to?

-Moi rodzice pojechali do Francji i przywiezli stare rzeczy Carol Parker. W srod nich byl list, z ktorego dowiedzialam sie, ze tez pochodze z Antaru.

-Pamietam ten list. Zann pisal go przy mnie. Nawet nie wyobrazasz sobie, jaki byl zrozpaczony, kiedy Khavar cie zaatakowal.

-Tylko, dlaczego te rzeczy byly we Francji?

-Twoja prababka tam mieszkala, kiedy byla mala i zostawila tam te rzeczy chyba po to zeby rzad, ani nikt inny oprocz ciebie nie mogl ich znalezc...

-Szykujemy sie na powrot.

-Musicie wracac jak najszybciej. Nasz lud potrzebuje krola- usmiechnal sie do niej- i krolowej. Porozmawialbym rowniez z reszta, ale pobyt na tej planecie jest bardzo wyczerpujacy. Musze juz wracac.

-Poczekaj! Musze ci cos powiedziec! Ja... Jestem z Maxem w ciazy. Prosze nie mow nic Krolowej-Matce, sama chce to zrobic.

-Dobrze, na pewno sie ucieszy... Chociaz to nie jest odpowiedni moment na dziecko...- w tej chwili Brody upadl na podloge nieprzytomny. Po chwili otworzyl oczy.

--Co sie stalo? Zostalem „wziety"?

-Tak. Brody, czy moge cos zabrac z miejsca pracy Maxa?

Brody wskazal jej droge, a ona szybko znalazla to, czego szukala i zmyla sie z UFOcenter.

-Musimy wracac jak najszybciej- oznajmila paczce, ktora siedziala przy jednym ze stolikow w Kosmodromie.

-Dlaczego?

-Spotkalam Lerricka.

-Musimy ustalic, kto leci- stwierdzila Isabel.

-To oczywiste- Michael narzucil im swoj plan- Lece ja i Max. Kiedy pozbedziemy sie Khavara, wrocimy po reszte.

-Ja lece z wami- Isabel nie chciala slyszec o innym rozwiazaniu.

-Nasz lud uwaza, ze zdradzilas ojczyzne. Lepiej bedzie najpierw pokonac Khavara, a pozniej im wszystko wyjasnic (to znaczy ludowi).

-Nie ma mowy- oznajmila Liz- lece z wami.

-Nie mozemy narazac tak samo Isabel, jak ciebie i dziecka!- Max myslal, ze to stwierdzenie przewazy sprawe.

-Moze tego nie pamietasz- Liz wyglosila swoje male przemowienie-, ale, Kiedy spotykalismy sie potajemnie na Antarze wyjasniales mi strategie walk, a ja ci pozniej podpowiadalam jak masz poprowadzic armie. Kiedy bylam na Antarze, gdy porwal mnie Nickolas, Lerrick wyjasnil mi wszystko, szczegolnie obecna sytuacje.

-Ona mowi prawde- oznajmil Michael, ktory przypomnial sobie do tej pory troche wiecej niz Max.

-Nie mamy wyjscia. Polecisz z nami, ale zachowamy najwieksza ostroznosc.