Jak zawsze: dziękuję Nocnej Marze i Świstakowi :-)
4. Klątwa Veritas
Przez chwilę tylko na siebie patrzyli. Potem Hermiona
rzuciła się na Dracona, który, zupełnie nieprzygotowany na atak z jej strony,
poleciał do tyłu. Upadł na podłogę wraz z Hermioną, tłukącą go pięściami.
— GDZIE JEST HARRY? — wrzeszczała. — Co mu zrobiłeś? Gdzie
go trzymasz? Nie mogłeś go zabić, potrzebujesz go, żeby robić Eliksir
Wielosokowy…
— Hermiona… — Draco nie czynił najmniejszej próby, by
ochronić się przed jej uderzeniami. — Przysięgam ci, że go nie skrzywdziłem…
— Kłamca! — Chwyciła go za ubranie i szarpnęła go góry, a
następnie grzmotnęła nim o posadzkę. Draconowi stanęły gwiazdy w oczach.
Hermiona wyciągnęła różdżkę z rękawa szaty i wycelowała w jego serce. — Jeśli
skrzywdziłeś Harry'ego, jeśli poszatkowałeś mu palce by zrobić ten cholerny
eliksir…
— Słuchaj — odezwał się Draco, starając się zachować
spokój. — Twojemu małemu chłoptasiowi nawet włosów nie obciąłem. Chociaż by mu
się to przydało. Nie robiłem Eliksiru Wielosokowego. To jest ten eliksir z
lekcji Snape'a, po prostu nie przestał działać.
Hermiona drżała, ale uchwyt jej palców na różdżce nie
zelżał.
— Myślisz, że w to uwierzę? — zapytała.
Draco spojrzał na nią.
— Mój ojciec uczył mnie czarnej magii, wiesz?
— Nie zmieniaj tematu, Malfoy.
— Rzuć na mnie zaklęcie prawdy — powiedział. — Pokażę ci
jak to zrobić.
— To zaawansowana czarna magia — odpowiedziała Hermiona,
blednąc. — Użycie tego jest ściśle kontrolowane przez Ministerstwo…
— Dobra — odparł Draco. Wyciągnął rękę, chwycił jej dłoń
trzymającą różdżkę celującą w jego serce. — Veritas.
Czarny promień wystrzelił z różdżki i trafił Dracona w
pierś. Draco widział wcześniej, jak jego ojciec używa Zaklęcia Prawdy na
przeróżnych ludziach, ale nigdy wcześniej nie wyobrażał sobie, jakie to
uczucie. Teraz wiedział, i rozumiał dlaczego jest to uważane za „czarną" magię
— czuł się tak, jakby dwa olbrzymie srebrne haki zostały wbite w jego pierś,
tuż pod żebra, i rozrywały mu klatkę piersiową odsłaniając serce.
— Pytaj szybko — wycedził poprzez zaciśnięte zęby. — To
boli.
Hermiona patrzyła na niego zszokowana, ale prędko się
opamiętała. Szybko zapytała:
— Harry, czy Harry'emu nic nie jest?
— Nie — odpowiedział Draco. Jego głos brzmiał inaczej i
dziwnie szczerze, nawet dla niego.
Zamrugała.
— Czemu wyglądasz jak on?
— Kiedy wypiliśmy ten eliksir na lekcji Snape'a, nie
odmieniliśmy się z powrotem. Harry myślał, że to ja coś zrobiłem z eliksirem,
ale to nieprawda. Nie wierzył mi… Uderzył mnie… Oddałem mu i stracił
przytomność. Wtedy zrozumiałem, że wszyscy brali mnie za niego. Więc udawałem.
— Dlaczego?
— Chciałem zobaczyć jak to będzie — odparł Draco. — Na
początku myślałem, że robiłem to, by poznać jego sekrety. Wykorzystać je
przeciwko niemu. Ale tak się nie stało — złapał z trudem powietrze. Czuł, jakby
każde słowo było z niego wydzierane. — To było tak, jakbym wchłonął w siebie
wraz z eliksirem jakąś część Harry'ego. Zacząłem zachowywać się jak on i nie
mogłem tego kontrolować. Uratowałem ropuchę Neville'a, ciebie przed tłuczkiem.
Czuję teraz różne rzeczy. Rzeczy, jakich nigdy wcześniej nie czułem.
— Jak litość? — zapytała ponuro.
— Tak — powiedział Draco.
— Gdzie jest Harry? — zapytała.
— Kiedy powiedziałem ci, że ojciec Draco Malfoya przybył,
by zabrać go do domu, to była prawda. Tylko, że zamiast mnie zabrał Harry'ego.
Hermiona, jak to Hermiona, natychmiast zrozumiała
konsekwencje i zadrżała. Chwyt różdżki pozostał jednak dość mocny.
— Dlaczego myślisz, że nic mu nie jest? — domagała się
odpowiedzi.
— Czuję to — odpowiedział Draco. Słuchał swoich własnych
słów ze zdziwieniem. — Nie rozumiałem, co to było aż do teraz… To tak jak
blizna Harry'ego. On i Voldemort są połączeni klątwą, która zawiodła. A teraz
ja jestem połączony z Harrym nieudanym zaklęciem eliksiru. Czułem, kiedy
opuszczał zamek, to dlatego pobiegłem po schodach na górę podczas kolacji.
Czułem też, kiedy się obudził.
— Co zamierzałeś zrobić? — zapytała. — Dalej być Harrym?
Ktoś by to w końcu odkrył. Ja to zrobiłam. Jaki miałeś plan?
— Nie miałem żadnego — odparł Draco. — Próbowałem wymyślić
sposób, aby wyciągnąć stamtąd Harry'ego.
— Dlaczego cię obchodzi, co się stanie z Harrym? Dlaczego
cię obchodzi czy zginie?
— Słuchaj, mówię ci — zaczął Draco. Każde słowo wymawiał z
trudem. — Jakaś część Harry'ego jest teraz we mnie. To sprawia, że robię
rzeczy, jakich nigdy normalnie bym nie zrobił. Teraz myślę, że to samoobrona.
Harry ma bardzo silną wolę, tak myślę. W głowie mam głosik, który ciągle
powtarza, żebym dostał się do Harry'ego, do Harry'ego — uśmiechnął się cieniem
swojego dawnego paskudnego uśmiechu. — Bo gdyby o mnie chodziło — powiedział —
to pewnie pozwoliłbym mu zginąć.
Hermiona nie chwyciła przynęty. Przyglądała się mu
uważnie.
— Dlaczego mnie pocałowałeś? — zapytała.
— Nie pytaj o to — odparł Draco zamykając oczy, ale na
próżno, musiał odpowiedzieć. — Ty — powiedział. — Lubię cię. Albo Harry lubi.
Trudno powiedzieć.
Otworzył oczy i spojrzał na Hermionę. Przez chwilę oboje
patrzyli na siebie z identycznymi wyrazami zaskoczenia na twarzach. Następnie
na twarzy dziewczyny cwany zagościł uśmieszek.
— Malfoy — odezwała się. — Czy kiedykolwiek uprawiałeś
seks?
— Nie — odpowiedział i natychmiast wykrzyknął na całe
gardło: — HERMIONA, NATYCHMIAST ZDEJMIJ ZE MNIE TO ZAKLĘCIE!
Ból i uczucie rozrywania na kawałki zniknęło. Draco z
trudem zaczerpnął tchu. Czuł, jakby właśnie skończył bieg w maratonie.
— Hermiona… — powiedział nie bez podziwu w głosie. — To
było naprawdę wredne!
— Przepraszam — powiedziała, chociaż nie wyglądało na to,
że jest jej chociaż częściowo przykro. — Założyłam się z Ronem. A ty zasłużyłeś
sobie na to za całowanie mnie i oszustwo — myślałam, że to był Harry — wstała
i, ku jego zaskoczeniu, wyciągnęła w jego kierunku rękę, by pomóc mu wstać z
podłogi. — Lepiej chodźmy. W całym zamku są detektory, które wykrywają użycie
czarnej magii. Niektórzy nauczyciele już pewnie są teraz w drodze tutaj.
— Och tak — powiedział wstając. — Pamiętam to z Historii
Hogwartu.
Hermiona stanęła i spojrzała na niego.
— Czytałeś Historię Hogwartu?
— Taak — odparł. — Co z tego?
— Nic. Chodźmy.
Po wyjściu Macnaira Lucjusz Malfoy również zniknął, mówiąc
Harry'emu i Narcyzie, że ma jakąś pracę do wykonania. Harry, nie chcąc wdawać
się w kłopotliwe rozmowy z matką Dracona, zdecydował się pozwiedzać Dwór i
sprawdzić, czy uda mu się znaleźć wejście do lochów. Syriusz znajdzie się tam
jutro, a Harry chciał być na to przygotowany. Włożył ubranie, dostarczone przez
domowego skrzata i udał się na rekonesans.
Najpierw wyszedł na zewnątrz i obszedł Dwór, starając się
zapoznać z jego kształtem i rozmiarem, co okazało się pomyłką. Najpierw było to
dość interesujące, choć trochę straszne. Dwór był ogromny, a wyglądał jakby
został wycięty z jednego kawałka czarnego granitu. Natknął się na skalisty
ogród, kilka stajni (pustych), wyjątkowo przygnębiająco wyglądający balkon oraz
wielki labirynt, który Harry starannie ominął. (Od pamiętnych wydarzeń podczas
Turnieju Trójmagicznego niezbyt je lubił.) Za labiryntem znalazł mały ogród, w
którym krzewy zostały starannie przycięte w formy zwierząt. Magicznych
stworzeń, poprawił się w myśli. Był tam hipogryf, feniks, jednorożec, troll
trzymający topór i smok, jak również kilka wrednie wyglądających istot, których
Harry nie rozpoznawał.
Bezmyślnie wyciągnął rękę i dźgnął palcem krzew w
kształcie trolla. Był taki realistyczny…
Harry krzyknął, kiedy troll odwrócił się i zagłębił zęby w
jego dłoni. Odskoczył dokładnie w chwili, kiedy stworzenie uniosło topór i
usiłowało spuścić mu go na głowę. Mógł być stworzony z liści i gałęzi, ale
uderzył w ziemię z solidnym hukiem. Harry sięgnął do rękawa po różdżkę,
wyciągnął ją i wskazał nią na trolla.
— Drętwota! — krzyknął i stworzenie zamarło w połowie
ruchu.
Harry pozbierał się, wstał i wybiegł z ogrodu. Jeśli z
czegoś był dumny, to ze swoich klątw, ale nie był pewny jak długo Drętwota
będzie działać na krzak.
Krwawił dość obficie z miejsca, gdzie troll go ugryzł. Do
czasu, kiedy dotarł do budynku, rękaw miał cały przesiąknięty krwią. Narcyza,
przechodząc głównym korytarzem, zobaczyła go i krzyknęła z przestrachem:
— Draco! Co się stało? — odwróciła jego dłoń badając ranę.
Żłobkowane liście wystawały z niej jak wyszczerbione zęby. — Draco, przecież
wiesz, że nie wolno ci wchodzić do tego ogrodu! Twój ojciec będzie wściekły
jeśli… jeśli… — przerwała i protestującego zaciągnęła do kuchni, gdzie
zabandażowała mu dłoń smarując ją najpierw purpurową maścią, która paliła i
szczypała.
— Będziesz musiał założyć dzisiaj wieczorem rękawiczki,
Draco — powiedziała. — Jeśli twój ojciec…
— Wieczorem? — zapytał czujnie Harry, zapominając zupełnie
o ugryzieniu. — Co jest dzisiaj wieczorem?
Skończywszy bandażowanie Narcyza wyprostowała się i
spojrzała na niego zaskoczona.
— Wiesz, że mamy towarzystwo na sobotnie noce — powiedziała.
— Twojego ojca… koledzy będą tutaj wkrótce.
— Eee… Tak — odparł Harry. — Zapomniałem.
Nie mógł powstrzymać nasuwającego się skojarzenia: kolacja
u Dursleyów z kolegami wuja Vernona. Miał jednak wrażenie, że wielka wieczerza
śmierciożerców będzie czymś zupełnie innym.
— Muszę się jakoś ubrać? — zapytał bezmyślnie.
— Draco! — Narcyza spojrzała mu prosto w oczy. — Wiesz, że
musisz mieć na sobie oficjalną szatę Malfoyów!
— Dobrze — odparł Harry, ale teraz Narcyza przyglądała mu
się podejrzliwie i poczuł, że koniecznie musi się stamtąd wydostać. — Lepiej
pójdę się przebrać w takim razie — powiedział kierując się w stronę drzwi. —
Wiesz, jakie są te szaty wyjściowe… Tyle zapięć…
Narcyza patrzyła na niego jakby wyrosła mu kolejna głowa,
wycofał się więc z kuchni i pobiegł korytarzem w stronę pokoju Dracona.
Przykazawszy Draco, by poczekał w pokoju wspólnym Gryfonów
(„Ja wiem lepiej, gdzie Harry trzyma swoje rzeczy.") Hermiona wbiegła po
schodach do dormitorium chłopaków. Wcześniej robiła to tylko w wyjątkowych
sytuacjach (i w świąteczny poranek). Dean Thomas, zamierzający właśnie włożyć
piżamę, krzyknął i padł plackiem za łóżko.
— Co ty wyprawiasz, Hermiona! — wysyczał, po chwili
wysuwając głowę ponad krawędź łóżka. — Mogłaś zobaczyć… coś.
— Dean, nie zobaczyłam nic — odparła Hermiona. —
Przysięgam. Wbiegłam tylko po coś dla Harry'ego. Daj mi tylko pięć minut i
spokojnie będziesz mógł wrócić do bycia gołym.
Otworzyła kufer Harry'ego i przeszukała go, chwyciła
pelerynę niewidkę, mapę Huncwotów i jakieś swetry na wypadek, gdyby zrobiło się
zimno. Rozejrzała się, szukając czegoś, w co mogłaby to wszystko wpakować, i
dojrzała szkolną torbę Harry'ego leżącą pod łóżkiem. Powoli przysunęła ją
bliżej siebie.
Kupiła ją Harry'emu w prezencie, gdy przeszli do piątej
klasy. To była dość zwyczajna torba, ale Hermiona rzuciła na nią najróżniejsze
zaklęcia: zaklęcie, by nigdy się nie podarła; zaklęcie, by Harry mógł ją
zamknąć tak, by nikt inny jej nie otworzył; zaklęcie, by mógł ją znaleźć, gdyby
gdzieś ją zostawił — co często zresztą robił. Wyszyła również na niej słowa —
nie magicznie, własnoręcznie: HARRY POTTER — SZUKAJĄCY GRYFFINDORU.
Widok torby przywołał tak wyraźny obraz Harry'ego, że aż
się zakrztusiła, i krótki szloch zdołał jej się wymknąć, zanim zdążyła go
powstrzymać. Działała dotąd jakby na autopilocie, nie myśląc o Harrym, ponieważ
gdyby zaczęła myśleć o tym, że jest w niebezpieczeństwie, załamałaby się
zupełnie i byłaby do niczego…
— Oj, Hermiona… — Dean podbiegł do niej zaalarmowany jej
szlochem. Hermiona nie była dziewczyną, która często płakała. — Nie płacz…
— Dzięki, Dean — powiedziała, wyciągając rękę i nie
pozwalając mu podejść. — Ja… Uhm… Doceniam to. Mógłbyś włożyć majtki, tylko
tyle chcę powiedzieć, ale i tak to doceniam.
Ponury nastrój Hermiony nie poprawił się, kiedy powróciła
do pokoju wspólnego i odnalazła Dracona siedzącego w jednym z foteli,
najwyraźniej śpiącego. Podeszła do niego sztywno i spojrzała wilkiem.
— OBUDŹ SIĘ.
Otworzył zielone oczy i spojrzał na nią.
— Nie śpię — odparł.
— Dobra — powiedziała, czując się głupio. — Idę za Harrym
— kontynuowała. — Myślałam o zabraniu Błyskawicy, ale jestem prawie pewna, że
nie można wylecieć tak po prostu z Hogwartu na miotle. Więc idę do Hogsmeade. O
północy odjeżdża stamtąd pociąg jadący do Londynu na King's Cross …
Ale Draco już był na nogach.
— Nie pójdziesz beze mnie — stwierdził łagodnie, ale
zdecydowanie. — Nigdy nie odnajdziesz Dworu Malfoyów. Jest nienanoszalny, tak
jak Hogwart. A nawet jeśli jakimś cudem uda ci się go znaleźć, to na samych
drzwiach frontowych jest siedemnaście klątw, a każde z nich wymaga
specyficznego zaklęcia rozbrajającego…
— Malfoy — przerwała mu Hermiona — nawet nie myślałam o
tym, żeby ruszyć bez ciebie, więc możesz się zamknąć. W rzeczywistości
zastanawiałam się nad postraszeniem cię klątwą Veritas, gdybyś nie chciał pomóc
mi się dostać do tego przerażającego domu.
Teraz to Draco poczuł się głupio.
— Hermiona, nie możesz rzucić klątwy Veritas — warknął. —
Czarna magia to coś więcej niż tylko wymówienie słów.
— Nie chwaliłabym się tak wiedzą o czarnej magii gdybym
była na twoim miejscu — odparła krótko Hermiona. Przerzuciła sobie torbę
Harry'ego przez ramię i pomaszerowała w stronę wyjścia. Draco pośpieszył za
nią. Nienawidził tego, że zawsze miała ostatnie słowo.
Harry siedział na krawędzi łóżka Dracona Malfoya,
przecierając oczy. Zasnął na chwilę i miał dziwny sen, podczas którego na wpół
szedł, a na wpół biegł ciemną drogą wraz z Hermioną. To był bardzo rzeczywisty
sen, tak jakby był tuż za nią, a kiedy się obudził, zatęsknił do niej tak
bardzo, że prawie poczuł fizyczny ból. Oczywiście, mówił sobie, tęsknił za
wszystkimi z Hogwartu, nie tylko za Hermioną.
Zmusił się do wstania i podejścia do garderoby, gdzie
zaczął szukać „oficjalnej szaty Malfoyów". To było dość trudne. Okazało się, że
Draco ma mnóstwo ubrań, od długich aksamitnych peleryn w każdym odcieniu do
wyjątkowo drogo wyglądających koszul Dolce i Gabbana. Jego rodzice musieli wydać
na to wszystko prawdziwą fortunę, pomyślał Harry, gapiąc się do wnętrza
wielkiej szafy. Sama kolekcja okularów słonecznych Dracona musiała kosztować
około sześciuset funtów. I nie było to właściwe czarodziejskie ubranie, ale
najwyraźniej rodzinne obrzydzenie Malfoyów do wszystkich mugolskich wytworów
nie dotyczyło marynarek od Armaniego.
— Draco!
Harry podskoczył. Głos Narcyzy odezwał się gdzieś znad
jego głowy.
— Jesteś gotowy? Przyjaciele twojego ojca już tu są!
— Uhm… — odparł Harry. — Nie mogę znaleźć mojej szaty!
— Cóż, w takim razie załóż po prostu czarną! — warknęła.
— Okej! — odkrzyknął, po chwili zastanowił się, czy musiał
krzyczeć, czy też i tak mogła go dobrze słyszeć. Poczuł się niezmiernie głupio.
Sięgnął do garderoby i wyciągnął czarne spodnie, kiedy znowu usłyszał nad sobą
głos Narcyzy.
— Draco? Żadnych mugolskich ubrań!
— Aaaargh — odparł Harry, ale bardzo cicho, mając
nadzieję, że Narcyza go nie usłyszy.
— I wysyłam po ciebie Antona — burknęła. Usłyszał głośne
pstryknięcie, takie jak przy wyłączaniu przełącznika. Harry przyjął, że
wyłączyła zaklęcie pozwalającego jej na rozmowę z nim, i zaczął cicho
przeklinać. Kim był Anton? Czy był jakimś krewnym, którego Harry powinien znać?
Nadal przeklinając, wybrał z szafy czarne, satynowe spodnie, koszulę z żabotem
i parę wysokich, czarnych butów. Wyglądały najbardziej magicznie z ubrań
Dracona, ale czuł się w nich głupio.
Rozległo się pukanie do drzwi i Harry z uczuciem nagłego
niepokoju podszedł, aby je otworzyć. Stał za nimi wysoki mężczyzna, mający na
sobie nieskazitelny uniform lokaja. Trzymał coś, co wyglądało na srebrno—czarną
welurową pelerynę. Był również dość przeźroczysty.
„Ach" — pomyślał Harry. — „Duch służący." To dobrze. Harry
był przyzwyczajony do duchów.
— Pańska matka chciała, abym panu to przyniósł —
powiedział Anton—duch podając pelerynę Harry'emu. Była długa i wyglądała na
kosztowną. Miała kołnierz zapinany srebrną klamrą w kształcie węża. Harry
pomyślał, że byłby szczęśliwy, gdyby już nigdy później nie zobaczył żadnej
ozdoby w kształcie węża. — Zostawił to pan w sali z freskami, kiedy pan tam był
ostatnio.
Harry zamarł w połowie zakładania peleryny. To, co właśnie
powiedział duch poruszyło coś w jego myślach. Sala z freskami. Coś ważnego było
związanego z tą nazwą, coś dużego. Co w tym mogło być aż taki istotnego?
— Sugeruję, paniczu Malfoy — powiedział duch — aby zapiął
pan tę klamrę przed lustrem. To skomplikowane.
Jeśli myślał, że szarpanina Harry'ego z klamrą była
zabawna lub podejrzana, nie pokazał tego po sobie.
Harry podszedł do lustra, nadal rozmyślając nad pokojem z
freskami Malfoyów, i wydał prychnięcie pełne odrazy. Gdyby Harry był
dziewczyną, pomyślałby o odbiciu spoglądającym na niego, że jest nęcące i
wyrafinowane. Srebrno—białe włosy Dracona kontrastowały pięknie z czernią
płaszcza i srebrnymi haftami uwydatniającymi szarość jego oczu. Ale Harry nie
był dziewczyną, więc pomyślał jedynie, że wygląda jak transwestyta. Żabot!
Satyna! Buty z klamrami! Fuj!
Siedzieli na peronie na stacji w Hogsmeade czekając na
pociąg, kiedy Draco zaczął się śmiać. Hermiona odwróciła się, by na niego
spojrzeć.
— Co jest takie śmieszne? — zapytała marszcząc brwi.
— Harry — odpowiedział Draco. — Ma na sobie moje ubrania i
nienawidzi tego… Hej! — dodał poirytowany. — Lubię tę koszulę. Nie jest
zniewieściała!
Hermiona wpatrywała się w niego.
— Malfoy, proszę, przestań komentować — powiedziała. — To
sprawia, że się denerwuję — zaczęła bawić się bezmyślnie torbą. — Widzi, co my
robimy? — zapytała wreszcie.
— Może trochę — powiedział Draco. — Ale myśli, że to tylko
sny.
— Dlaczego?
— Harry ma silniejszą wolę niż ja — stwierdził neutralnie
Draco. — Więcej kombinuje.
— Czy on… — zaczęła Hermiona, bawiąc się nadal torbą. —
Czy on o mnie myśli?
Draco spojrzał na nią. Jego zielone oczy nie do
odczytania.
— Czasami.
Hermiona otworzyła usta, aby zapytać o coś więcej, ale w
tej samej chwili wjechał na stację pociąg. Był jaskrawoczerwony i miał na boku
napisane błyszczącymi literami HOGSMEADE — LONDYN. Oboje skoczyli na nogi i
wsiedli do pociągu. Byli jedynymi pasażerami w ich przedziale.
— Hermiona — odezwał się Draco, kiedy zajęli miejsca. —
Skąd wiedziałaś, że nie jestem Harrym?
Hermiona zagryzła wargi. Dlaczego teraz ją o to pytał? Nie
miała dobrej odpowiedzi. Głupio zabrzmi, gdy powie, że pachniał niewłaściwie,
kiedy ją całował — nie jak Harry. Przyglądała się jego twarzy, ale nie
potrafiła nic z niej wyczytać.
Może to właśnie to, pomyślała.
— Zawsze wiem, co myśli Harry — powiedziała. — Nigdy nie
przejmuje się ukrywaniem swoich uczuć. Ale kiedy patrzyłam na ciebie, to było
tak, jakbym patrzyła na jego twarz, ale Harry'ego tam nie było. Nic nie mogłam
z niej odczytać.
Draco nic na to nie odpowiedział, tylko spojrzał przez
okno. Opuszczali zalesione tereny okolic Hogsmeade i wjeżdżali na ciemne pola
pokropkowane światełkami w oknach małych farm. Wschodził olbrzymi biały
księżyc.
— Chcesz wiedzieć, co teraz myślę? — zapytał wreszcie.
— Nie — odparła Hermiona. — Jestem pewna, że to bardzo
nieprzyjemne.
Natychmiast pożałowała swoich słów, ale nie mogła ich
cofnąć. Zapadła cisza.
Harry nigdy nie myślał, że wielkie spotkanie
śmierciożerców może być tak niesamowicie nudne, ale takie właśnie było. Była to
grupa srogo wyglądających mężczyzn, nawet, gdy mieli zdjęte maski. Lucjusz
Malfoy przewodził przy głównym stole. Harry poznał kilka osób z nazwiska:
Crabbe i Goyle siedzieli razem, tak samo wielcy i brzydcy jak ich nieprzyjemne
potomstwo. Był też Nott, Zabini, Rosier, i nawet Franz Parkinson.
Miał nadzieję, że będą mówić o Syriuszu, ale nie padło o
nim nawet słowo. Prawdopodobnie Macnair i ojciec Dracona byli jedynymi, którzy
wiedzieli o tych planach. I Glizdogon oczywiście. Zapewne nie chcieli dzielić
się zwycięstwem.
Harry siedział zgnieciony pomiędzy Hugo Zabinim (bratem
Zabiniego, który próbował wysłać mu wybuchową miotłę) a Eleftherią Papis
(jedyną śmierciożerczynią), ubraną w czarną, satynową szatę. Ta kobieta o
olbrzymim biuście była najwyraźniej zauroczona Lucjuszem Malfoyem: śmiała się z
każdego jego dowcipu i ciągle pochylała się nad stołem ukazując mu swój dekolt.
Narcyza, zajęta dyrygowaniem skrzatami wnoszącymi i wynoszącymi tace, zdawała
się tego nie zauważać.
Zabini, z drugiej strony, był zainteresowany rozmową z
Harrym na temat rozrywek, jakie Ślizgoni mają w Hogwarcie. Harry, któremu idea
rozrywek wydawała się teraz odległym i wyblakłym wspomnieniem, zajął się
wymyślaniem wszelkich możliwych atrakcji dla Draco i jego ślizgońskich kumpli.
— Cóż, dużo się oczywiście uczymy — powiedział. — I bawimy
się w lochach narzędziami tortur i… Uch, ktoś dał nam jajo bazyliszka i staramy
się sprawić, żeby się coś z niego wykluło.
— Czy to mądre? — zapytał Rosier, wysoki mężczyzna z
bardzo wąskimi brwiami.
Harry zaskoczony faktem, że ktoś rzeczywiście słuchał co
mówił, zająknął się.
— Cóż, Macnair powiedział, że zabije go, jeśli zbytnio
urośnie.
— Ja lubię patrzeć, jak dzieci same się uczą — oświadczyła
Eleftherina. — To dlatego wysłałam swojego syna do Durmstrangu, gdzie już
opanował piąty poziom Czarnej Magii.
— Czy to prawda, że tam uczniowie są przykuwani łańcuchami
do lodowców na całe dnie, jeśli im pójdzie źle na sumach? — zapytał ciekawie
Harry.
— Nie, na noc — odparła Eleftheria wymachując przy tym
impertynencko widelcem.
Zabini odwrócił się do Harry'ego.
— Czy Severus Snape jest nadal Opiekunem Slytherinu? —
zapytał.
— Taak — odpowiedział Harry.
Lucjusz Malfoy nagle odwrócił się i omal nie splunął.
— Draco — powiedział przez zaciśnięte zęby — jest dość
zaprzyjaźniony z Severusem. Pomimo faktu, że nas zdradził. Powiedziałem mu, że
jest to niestosowne, ale on nie słucha.
Harry spojrzał na swój talerz.
— Severus otrzyma to, co mu się należy, Lucjuszu — odezwał
się Rosier głosem, który Harry'emu zmroził krew w żyłach. — Kiedy wdrożymy plan
w życie.
Harry nigdy nie sądził, że poczuje się źle myśląc o tym,
że coś okropnego ma się stać Snape'owi, ale tak właśnie było.
— Ojcze — powiedział zanim zdołał się powstrzymać. — Nie
czuję się dobrze. Czy wolno mi odejść?
To było niewłaściwą rzeczą. Lucjusz skierował na Harry'ego
zimny, błyszczący wzrok pełen lodowatej wściekłości. Kiedy jednak się odezwał,
jego głos brzmiał spokojnie:
— Oczywiście, Draco.
Harry odsunął krzesło i zaczął wychodzić. Kiedy jednak
mijał Lucjusza, ten wyciągnął rękę i chwycił go za ramię. Dłoń Malfoya była
zimna.
— Przyjdziesz i spotkasz się ze mną w pokoju z freskami po
kolacji, Draco — powiedział cicho. — Nie spóźnisz się.
— Dobrze — odpowiedział Harry mechanicznie i uwalniając
rękę, pobiegł do wyjścia.
W korytarzu osunął się po ścianie, trzymając się za głowę.
Wymówione przez Lucjusza słowa „pokój z freskami" pobudziły jego pamięć i nagle
przypomniał sobie dzień sprzed czterech lat, kiedy usłyszał jak Draco Malfoy
mówił Crabbe'owi i Goyle'owi, że jego rodzina trzyma najpotężniejsze obiekty
czarnej magii pod pokojem z freskami. Wtedy Harry pomyślał, że chodziło o to,
iż pod podłogą jest jakiś rodzaj tajnego schowka. Teraz jednak przyszło mu do
głowy, że Draconowi mogło chodzić o to — i nie był pewien dlaczego to czuł, ale
tak było — że wejście do komnat pod Dworem Malfoyów znajdowało się w pokoju z
freskami. Może wejście do lochów też tam było.
Szansa na to była niewielka, wiedział o tym, ale warto
było spróbować.
— Anton — zawołał cicho. — Anton!
Duch zmaterializował się przed nim, wyglądając na
zaciekawionego.
— Anton — szepnął Harry. — Jak mam się dostać do pokoju z
freskami? Zapomniałem.
Tak jak Harry podejrzewał, duch nie okazał zaskoczenia.
— Za mną, paniczu Malfoy — powiedział i zaczął sunąć
korytarzem. Zaprowadził Harry'ego do wielkiej sali z aksamitnymi krzesłami. Nad
kominkiem wisiał portret wysokiej kobiety w wielkim naszyjniku z rubinów, a na
podłodze leżał perski dywan.
— Dziękuję, Anton — powiedział z roztargnieniem Harry i
duch zniknął.
Harry opadł na podłogę i odsunął perski dywan. Pod nim
widoczny był kontur drzwi zapadowych z żelaznym uchwytem. Harry chwycił za
uchwyt i pociągnął.
Drzwi uniosły się łatwo. Zauważył szare kamienne schody
niknące w mroku zanim rozdzierający krzyk o mało nie rozsadził mu czaszki.
— PANIE MALFOY! PANIE MALFOY! — krzyczała kobieta z
portretu. — DRZWI ZAPADOWE SĄ OTWARTE! PANIE MALFOY! POKÓJ Z FRESKAMI! — Harry
zamknął zapadnię i zatoczył się do tyłu, przyciskając dłonie do uszu, ale
pomimo tego, że zapadnia została zamknięta, kobieta dalej wrzeszczała. — PANIE
MALFOY, PROSZĘ PRZYJŚĆ SZYBKO!
W pociągu Draco nagle otworzył oczy.
— Och, nie — powiedział. — Harry, tu głupi dupku, coś ty
narobił?
