Raz jeszcze dziękuję Bardzo Nocnej Marze i Świstakowi za pomoc :-)

7. Dziewczyna Draco Malfoya

Hermiona usiadła w gabinecie naprzeciwko Lucjusza. W innych okolicznościach ten pokój podobałby jej się — obłożony książkami od podłogi do samego sufitu. Witrażowe okna błyszczały zielenią i kobaltem, przedstawiając rozmaitych Malfoyów jako magów i wojowników. W kominku płonął ogień. Lucjusz przysunął dwa fotele do paleniska; jeden dla siebie, drugi dla Hermiony.
Harry nie miał gdzie usiąść, więc stanął przy fotelu dziewczyny.
— Więc, Amando… — zaczął Lucjusz. Uśmiechał się, pokazując swoje równe zęby. Hermiona pomyślała, że zdecydowanie wolała, kiedy się wściekał. — Jak poznałaś mojego syna? Zastanawia mnie, co taka piękna dziewczyna jak ty widzi w Draconie.
Co za łasica z tego faceta, pomyślała Hermiona ze złością.
— Wiele dziewcząt uważa, że Draco jest przystojny — stwierdziła uprzejmie. — Jest bardzo popularny.
— Też jesteś w Slytherinie? — zapytał Lucjusz.
— Nie — odparła szybko Hermiona. Oburzała ją sama myśl, że mogłaby być w Slytherinie, a poza tym obawiała się, że Lucjusz mógłby się zastanawiać, dlaczego Draco w ciągu tych sześciu lat nigdy o niej nie wspominał. — Jestem w Ravenclawie.
— Zatem musisz być bardzo mądra — powiedział Lucjusz.
Hermiona nie bardzo wiedziała jak na to odpowiedzieć, więc milczała skromnie. Harry odchrząknął.
— Jest jedną z najlepszych uczennic na naszym roku, ojcze.
Lucjusz zerknął krótko na Harry'ego i z powrotem na Hermionę. Tak jakby Harry'ego w ogóle tam nie było.
— Cieszę się, że tutaj jesteś, Amando — odezwał się. — Wybrałaś pomyślny czas na wizytę. Wspaniałe rzeczy mają się wydarzyć w tym domu. W rzeczywistości po południu ma przybyć wielu moich przyjaciół i planowałem małe przyjęcie. Czy mogę założyć, że do nas dołączysz? — Znów spojrzał na Harry'ego. — Jako… dziewczyna Dracona?
Wymówił słowo „dziewczyna" tak, jakby nie używał go od trzydziestu lat.
— Ja nie… Nie mam… w co się ubrać — wyjąkała Hermiona, wytrzeszczając z zaskoczenia oczy.
Lucjusz obrzucił Hermionę taksującym spojrzeniem — powoli powiódł wzrokiem od jej wytartych dżinsów do włosów, które zaczęły się kręcić na końcach (minął już jakiś czas od chwili, kiedy ostatni raz użyła Eliksiru Prostującego Włosy) i z powrotem do znoszonych butów.
— Jesteś szczupła i niewysoka — stwierdził z miną, która zdecydowanie jej się nie spodobała. Dłoń Harry'ego nagle znalazła się na jej ramieniu i ścisnęła. — Jak moja żona — dodał uprzejmie. — Jestem pewny, że może ci pożyczyć coś odpowiedniego. Draco! — Tak? — zapytał Harry z czerwonymi plamami na policzkach, takimi jakie miał zawsze Draco, kiedy był wzburzony. — Co?
— Idź poszukać swojej matki — powiedział Lucjusz. — Zapytaj ją, czy może przynieść jakąś suknię dla twojej młodej przyjaciółki. Myślę, że będzie wyglądała cudownie w czymś… Amandzim.
Lucjusz uśmiechnął się. Niechybnie sam sobie wydawał się zabawny. Ale Harry najwyraźniej nie podzielał jego zdania — nerwowo wodził oczami pomiędzy Lucjuszem a Hermioną. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego desperacko.
— Idź — wymamrotała. — Nic mi nie będzie.
— Dobrze — odpowiedział Harry. Ruszył do wyjścia, ale po chwili obrócił się do Hermiony, pochylił głowę i wyszeptał jej do ucha, wystarczająco głośno, aby usłyszał to Lucjusz: — Zaraz wrócę, kochanie.
— Oczywiście — odparła słabo i spojrzała mu w oczy.
Były pełne niepokoju, wściekłości i czegoś jeszcze. Bez ostrzeżenia przysunął się i pocałował ją w usta.
To był gwałtowny i krótki pocałunek, zakończony zanim Hermiona w ogóle zdążyła zrozumieć, co się działo. Przymknęła oczy i uniosła twarz, ale Harry już się odsunął. Na ułamek sekundy ich spojrzenia skrzyżowały się i mogła przysiąc, że patrzyła w zielone oczy Harry'ego, a nie szare Dracona… w tym momencie był Harrym.
Następnie wyprostował się i spojrzał wściekle na Lucjusza.
— Zaraz wrócę — powtórzył, odwrócił się i wyszedł z pokoju.
W chwili, kiedy drzwi zamknęły się za nim, Hermionie zrobiło się ciężko na sercu. Zawsze czuła, że mogłaby się zmierzyć ze wszystkim tak długo, jak była z Harrym… Albo przynajmniej z Draconem, bo on wyglądał jak Harry… Ale fakt pozostania sam na sam z Lucjuszem Malfoyem, przyprawiał ją o mdłości.
— Więc, Amando — odezwał się Lucjusz z drapieżnym uśmiechem na swojej bladej, szpiczastej twarzy. — Nie powiedziałaś mi jeszcze jak poznałaś Dracona.
— Quidditch! — zawołała szybko. — Rozumie pan, jest szukającym Slytherinu, grali z Gryfonami i wygrali, więc po meczu podeszłam i pogratulowałam mu pokonania Harry'ego Pottera. A on się ze mną umówił.
Oczy Lucjusza zaświeciły na wzmiankę o Harrym.
— Znasz młodego Pottera?
— Wszyscy go znają — odparła Hermiona zupełnie szczerze.
— Jest twoim przyjacielem?
Hermiona wzięła głęboki wdech.
— Nie — zaprzeczyła. I to zabolało, bolało mimo że było to tylko kłamstwo. — Jest okropny w stosunku do Dracona, więc go nie lubię — wzięła kolejny głęboki wdech. — A poza tym jest Wrogiem, prawda?
Uśmiech Lucjusza jeszcze się poszerzył.
— Dobrze zrobiłem nazywając cię mądrą — stwierdził. — Więc jesteś po naszej stronie?
— Och tak. Draco wyjaśnił mi wszystko i to ma sens. Kiedy… kiedy plan zostanie wprowadzony w czyn, ci, którzy są lojalni, zostaną nagrodzeni.
— Dokładnie. A ty jesteś jedną z tych lojalnych… Amando?
— Jestem lojalna wobec Draco — oświadczyła zdecydowanie.
— Tak? — zapytał zamyślony. — Zbliż się do mnie, kochanie. Chcę coś ci pokazać. — Wstał i skierował się do regału z książkami. Hermiona podeszła do niego. Wyjął grubą, zieloną księgę zatytułowaną „Epicykliczne Opracowania Czarnoksięstwa", otworzył ją i zaczął kartkować.
— Widziałaś kiedyś już tę książkę? — spytał.
— Nie — Hermiona miała dziwne wrażenie, że gdyby przeszukała bibliotekę hogwarcką, to znalazłaby ją w Dziale Ksiąg Zakazanych.
— Spójrz na nią — Położył tom na stole i wskazał ilustrację. Przedstawiała mężczyznę, dorosłego czarodzieja, odzianego w szaty o wyszukanym kroju. W lewej dłoni trzymał różdżkę. Jego prawa dłoń, a właściwie całe prawie ramię, było otoczone czymś, co wyglądało jak metalowa rękawica z zakończeniami ukształtowanymi w niby szczypce. Wyglądało to naprawdę paskudnie. Hermiona przełknęła głośno.
— Czy to… jakiś rodzaj broni? — zapytała, wpatrując się w obrazek.
— To Klątwa Lacertus — Lucjusz spojrzał z dumą na książkę. — Bardzo zaawansowana forma czarnoksięstwa, w której metalowe ramię wykute za pomocą mrocznej magii, zostaje nałożone na ramię żywego człowieka.
— W jakim celu? — spytała Hermiona.
— Kiedy ramię jest nałożone na żyjącego człowieka, staje się potężną i selektywną bronią. W skrócie, jego dotyk zabija niemagiczną osobę.
— Mugoli — stwierdziła bezbarwnym głosem.
— I szlamy — dodał Lucjusz. — Jest bardzo efektywne.
Zerknęła na niego. Wyglądał na zadowolonego, jakby pokazywał jej piękne begonie, które sam wyhodował, a nie przerażającą broń.
— Nałożysz to zaklęcie na Harry'ego Pottera — powiedziała bezbarwnie.
— Nie ja osobiście — zamknął z hukiem księgę. — Voldemort. Ja, oczywiście, będę mu asystował.
Znowu tak na nią patrzył. W sposób, który jej się nie podobał. Gdy Lucjusz postąpił ku niej, Hermiona zaczęła się wycofywać w stronę ściany.
— Kiedy już będzie miał na sobie Klątwę Lacertus, nasz Pan rzuci na niego Imperius. Pomyśl jak to będzie wyglądało, kiedy wspaniały Harry Potter będzie mordował mugoli i mieszańców używając czarnej magii. Wielu przybiegnie do Voldemorta po ochronę. A on im ją zapewni, za pewną cenę.
Znajdowali się już przy samym regale i Lucjusz oparł ręce po obu stronach dziewczyny, przypierając ją do ściany. Była rozdarta między rozpaczliwą potrzebą odepchnięcia go i równie desperacką potrzebą dowiedzenia się czegoś więcej o tym, co planowali zrobić Harry'emu.
— Dlaczego Harry? — zapytała i szybko się poprawiła. — Dlaczego Harry Potter? Dlaczego Voldemort nie zabije po prostu Harry'ego Pottera i nie nałoży ramienia na kogoś innego — kogoś, na kogo nie trzeba by było rzucać Imperiusa?
— Noszenie Klątwy Lacertus jest śmiertelne — odparł Lucjusz. — Wyciąga energię z tego, kto to nosi i powoli zabija. Więc Harry w końcu umrze, ale umrze w służbie naszego Pana. Ironia, którą jestem pewny, że doceniasz. A teraz przestań się wiercić, głupia dziewczyno, próbuję cię pocałować.
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Ale ty jesteś ojcem Draco — powiedziała.
— I w związku z tym mam odpowiednią pozycję, aby zapewnić cię, że jesteś dla niego o wiele za dobra — odparł pełen animuszu Lucjusz.
— Nawet mnie nie znasz — zaprotestowała dziewczyna, odpychając jego ręce.
— To — zauważył Lucjusz — ma się właśnie zmienić.
Znowu sięgnął ręką, tym razem chwytając ją za nadgarstek. Hermiona próbowała uderzyć go łokciem, ale zwinnie się uchylił. Był dość szybki jak na tak wysokiego mężczyznę.
Coś przeleciało obok głowy Hermiony, muskając jej włosy.
ŁUP!
— Aaaa! — wrzasnął Lucjusz. Zatoczył się do tyłu przyciskając dłoń do skroni, z której płynęła krew. Ciężki, mosiężny świecznik przeleciał w powietrzu i uderzył go w głowę z potężną siłą.
— Kto to rzucił? — Lucjusz rozejrzał się dziko. — Gdzie jesteś?
Kolejny obiekt leciał w powietrzu — porcelanowa jaszczurka. Lucjusz uchylił się i przedmiot roztrzaskał się na ścianie za nim.
Hermiona uśmiechała się.
Draco.
— Ma pan poltergeista, panie Malfoy? — zapytała przekrzykując odgłos pękającego szkła, kiedy niewidzialna osoba rzuciła w kąt tacę na drinki.
Lucjusz zaczął głośno przeklinać. Łatwo było się domyśleć, od kogo Draco przejął takie bogactwo słownictwo.
„Epicykliczne Opracowania Czarnoksięstwa" poleciały nagle prosto w kierunku głowy Lucjusza. Wyciągnął rękę, złapał Hermionę i pociągnął ją przed siebie. Księga uderzyła ją w ramię i spadła na podłogę.
— Ał — krzyknęła, karcąco piorunując wzrokiem Lucjusza. Był blady i spocony, jedną ręką trzymał się za pierś. Przez sekundę myślała, że może mieć atak serca. Potem zrozumiała, że chowa coś w zaciśniętej pięści.
W gabinecie zaległa cisza. Miała przeczucie, że Draco prawdopodobnie wyrzucił już z siebie całą złość.
Lucjusz opuścił dłonie i Hermiona zobaczyła jak coś zabłysło na jego piersi. Już miała się odezwać, kiedy zobaczyła, jak patrzy ponad jej głową na drzwi. Podążyła za jego wzrokiem i zobaczyła Harry'ego i Narcyzę. Harry przyglądał się jej z niepokojem. Narcyza tylko patrzyła bezmyślnie.
— Przyniosłam suknię, o którą prosiłeś, Lucjuszu — oświadczyła. W objęciach trzymała zwój tkaniny.
— Dziękuję — odpowiedział Lucjusz z zadziwiającym spokojem, zważywszy, że dopiero co został zaatakowany przez niewidzialną siłę i nadal krwawił. Podniósł dłoń do skroni i Hermiona znowu dojrzała owo błyszczące „coś" na jego piersi.
Był to kulisty, szklany wisior przyczepiony do cienkiego, złotego łańcuszka. Szkło było idealnie przejrzyste, a w jego centrum Hermiona dojrzała coś podejrzanego. Coś, co wyglądało jak… ząb.
„Dziwne" — pomyślała. — „Ale z drugiej strony, co u Lucjusza nie jest dziwne?"
Poprzez długość pokoju napotkała wzrok Harry'ego.
„Zabierz mnie stąd" — pomyślała desperacko.
Harry podszedł do niej i wziął ją pod rękę.
— Myślę, że Amanda chciałaby się położyć przed przyjęciem — powiedział. — Mogę ją zabrać do… — przerwał wyglądając na skrępowanego. Już miał powiedzieć „mojego pokoju", ale Lucjusz i Narcyza nie wyglądali na rodziców, którzy zgodzą się, aby nastoletnia dziewczyna ich syna spała w jego sypialni.
— Jej pokoju? — dokończył Lucjusz. — Nie. Twoja matka może ją odprowadzić. Potrzebuję cię na chwilę, Draco.
Harry spojrzał bezradnie na Hermionę. Uścisnęła jego dłoń i podeszła do Narcyzy, która natychmiast odwróciła się i wyprowadziła ją z gabinetu. Hermiona pośpieszyła za nią. Narcyza nie odezwała się, dopóki nie dotarły do dębowych drzwi, za którymi ukazała się mała sypialnia. Miała kamienne ściany, do których Hermiona zaczynała już się przyzwyczajać, ale pościel była bardzo ładna, ze wzorem w niebieskie kwiatki.
— To twój pokój — odezwała się Narcyza. Wręczyła Hermionie pakunek materiału, zimny i jedwabisty w dotyku. — A to twoja suknia.
— Uhm. Dziękuję — odpowiedziała Hermiona.
Narcyza spojrzała na nią z zadumą.
— Poczekaj — powiedziała. Następnie odwróciła się i wyszła z pokoju. Po chwili wróciła z parą finezyjnych, srebrnych bucików i pudełkiem.
— Pomyślałam, że mogłyby ci być potrzebne — stwierdziła. — Przyjęcie jest o czwartej.
Znowu wyszła, tym razem zamykając za sobą drzwi. Zaciekawiona, Hermiona otworzyła pudełko. Zawierało kosmetyki. „Dziwne" — pomyślała. — „Większość czarownic używa Szminkujących Zaklęć i tym podobnych."
Odstawiła pudełko i buty na łóżko, po czym zaczęła zdejmować koszulkę. Wtedy o czymś pomyślała. Powoli opuściła ramiona.
— Draco? — zapytała. — Jesteś tutaj?
Nie było odpowiedzi, ale Hermionie zdawało się, że wyczuła pełne poczucia winy milczenie z okolic garderoby.
— Wiem, że tu jesteś! — stwierdziła. — Muszę się przebrać!
— Więc się przebieraj — odparł stłumionym głosem Draco. — Mnie to nie przeszkadza.
— Malfoy! — warknęła groźnie.
— Och, no dobra — powiedział Draco i nagle pojawił się obok szafy trzymając w jednej ręce pelerynę i uśmiechając się szeroko. — Prawie…
— Wcale nie „prawie" — odpowiedziała dziewczyna. — A teraz odwrócić się do ściany!
Mruknął niezadowolony i odwrócił się. Patrząc na niego cały czas Hermiona ściągnęła dżinsy i koszulkę, a włożyła suknię. Materiał był zimny w dotyku, bardzo luksusowy i ciężki, i bez wątpienia kosztowny. Rozsznurowała buty i założyła pantofle na nogi. Wreszcie wyprostowała się i potrząsnęła włosami.
— Gotowe — stwierdziła.
Draco odwrócił się. Wyglądał na zupełnie zaskoczonego.
— Hermiono — odezwał się, wyraźnie zachwycony. — Wyglądasz pięknie.
— Tak? — zapytała zdziwiona.
— Przejrzyj się w lustrze — odpowiedział wskazując na toaletkę stojącą obok łóżka.
Hermiona podeszła i spojrzała w odbicie. I zaczerwieniła się. Nigdy nie mogła pojąć, dlaczego dziewczyny takie jak Lavender czy Parvati potrafiły wydawać tyle pieniędzy na ciuchy, ale teraz już rozumiała. Pieniądze nie miały znaczenia, jeśli suknia mogła sprawić, że wyglądało się tak. Śliczny, ciężki materiał odbijał światło jak woda, a ciemnofioletowy odcień pasował idealnie (chociaż byłby niekorzystny dla prawdziwej Mandy Brocklehurst, blondynki). Suknia przylegała we wszystkich odpowiednich miejscach i pasowała na Hermionę tak dobrze, że dziewczyna aż zaczęła się zastanawiać, czy nie została zaczarowana w ten sposób. Nie żeby jej to przeszkadzało. Obróciła się przed lustrem i patrzyła jak suknia wiruje.
— Łał — stwierdziła.
Draco siedział na łóżku naprzeciwko niej. Widziała jego odbicie w lustrze. Usiadła przy toaletce, wzięła szczotkę z pudełka Narcyzy i zaczęła czesać nią włosy. Nadal widziała w lustrze Draco, opierającego się o zagłówek łóżka.
— Powinieneś być pałkarzem, nie szukającym — powiedziała. — Naprawdę dobrze rzucasz.
Draco prychnął.
— Nie mogę uwierzyć, że uderzyłem swojego ojca w głowę świecznikiem.
— Naprawdę cieszyłam się, że tam byłeś.
— Tak? — zapytał Draco. Starał się, aby zabrzmiało to nonszalancko, ale różdżką, trzymaną w lewej ręce, stukał niecierpliwie w udo. — Widziałem, że Harry cię pocałował. Myślałem, że będziesz zadowolona…
— Pokazywał tylko twojemu ojcu, że on, no wiesz, ma prawa do Mandy — odezwała się cicho Hermiona.
— Nie zadziałało, co? — Draco zaczął szybciej stukać różdżką.
— Draco… — odwróciła się i sięgnęła do niego.
Odtrącił jej rękę.
— W porządku. Wiem, że mój ojciec jest bydlakiem.
Było jej mu żal, ale nie mogła wymyślić niczego, co mogłaby powiedzieć.
Przez chwilę byli cicho. Później powiedział:
— Myślisz, że… kiedy znowu będziemy w szkole… nadal będziemy przyjaciółmi? Tak jak teraz jesteśmy?
— Kiedy zdejmiemy z ciebie zaklęcie, nawet nie będziesz chciał.
Draco nie wyglądał na przekonanego.
— Cóż, załóżmy, że będę — powiedział. — Ty nie jesteś pod wpływem zaklęcia. Jak myślisz?
— Draco, szkoła już się prawie skończyła. Mamy czerwiec.
Chłopak zainteresował się nagle bardzo swoimi sznurowadłami.
— Może mógłbym w takim razie odwiedzić cię latem.
Hermiona upuściła szczotkę.
— Co?
— Jeśli nie będziesz zajęta — dodał szybko.
— Co? — dopytywała się.
Teraz wyglądał na poirytowanego — w jego oczach pojawił się na chwilę stary Draco, „Pretensjonalny Chłopiec", jak Parvati zwykła go nazywać.
— To znaczy, że nie chcesz, żebym cię odwiedził?
Nagle przed jej oczami pojawiła się wizja: Draco siedzący przy stole w jej jadalni pomiędzy ciotką Matyldą i głuchym wujecznym dziadkiem Stuartem (oboje byli księgowymi). Wyobraziła sobie, jak próbują wciągnąć go w rozmowę na temat Wimbledonu, a Draco, wyglądając wyjątkowo nie na miejscu w swoich długich, czarnych szatach i szpiczastym kapeluszu, nic z tego nie rozumie. Wreszcie wyjmuje różdżkę i zamienia wszystkich w żaby.
Obraz zniknął, a Hermiona wykrzyknęła:
— Draco! Znienawidzisz ich! To sami mugole!
— Mogłoby być w porządku — odparł twardo. — Mam naprawdę dobre maniery.
W wyobraźni Hermiony pojawił się równie dziwaczny obraz: Draco i jej rodzina na typowych wakacjach na plaży w Brighton. Draco w kąpielówkach (czy on ma kąpielówki? czy on ma w ogóle kolana? — nigdy ich nie widziała) wyniośle odmawia lodów, które oferuje mu jej matka. „No dalej, spodoba ci się" mówi matka Hermiony. Draco wyjmuje różdżkę i zamienia ją w żabę.
„Wariujesz, Hermiona" — powiedziała w duchu. Odwróciła się na krześle i spojrzała na Draco.
— Słuchaj — zaczęła. — Jeśli wrócimy do szkoły i nadal będziesz chciał mnie latem odwiedzić, wtedy tak, możesz to zrobić.
Odetchnął.
— Naprawdę?
— Uhm, tak — Hermiona pomyślała, że w sierpniu cała jej rodzina będzie najpewniej skakać po liściach lilii.
— Czy Harry odwiedza cię latem? — zapytał neutralnie Draco.
— Tak — odpowiedziała. — Ale on jest przyzwyczajony do mugoli, a moi rodzice naprawdę go uwielbiają, więc… — zamilkła, widząc minę chłopaka. — Przestaniesz się czepiać o Harry'ego? — warknęła. — Jest moim najlepszym przyjacielem i jeśli to dla ciebie jakiś problem…
— Tam w gabinecie, to nie był typowo przyjacielski pocałunek — odwarknął Draco.
— Powiedziałam ci! Chciał tylko coś dowieść twojemu ojcu!
— No dalej, mów tak sobie, Hermiono — powiedział Draco. — Ale założę się, że ci się podobało. Prawda?
— Och, zamknij się Malfoy.
— Prawda?
Rzuciła szczotkę z brzękiem na stolik.
— Tak! Podobało mi się!
— Lepiej się zdecyduj, Hermiono. — Głos miał ostry od gniewu. — Wiesz, jesteśmy czarodziejami, nie mormonami.
— Będę o tym pamiętała, jeśli zdecyduję się wyjść za któregoś z was.
Patrzyli na siebie groźnie.
— Wiesz o co mi chodzi — stwierdził ponuro.
— Może nie wiem — odparła Hermiona dość niegrzecznie. — Może powinieneś to przeliterować.
Draco tylko patrzył na nią wściekle, a ona na niego. Zawsze myślała, że tylko Harry mógł tak ją irytować, ale najwyraźniej się myliła.
— Nie jestem twoją dziewczyną — zauważyła zjadliwie. — I nie jestem również dziewczyną Harry'ego. I czy wolno mi nadmienić, że ŻADEN Z WAS nie zasygnalizował, że chce być moim chłopakiem. Więc jeśli zechcę… zechcę uciec z… Neville'em Longbottomem, to będzie to MOJA sprawa, nie żadnego z was.
Draco przestał patrzeć na nią wściekle i prychnął.
— Naprawdę chcesz uciec z Longbottomem? Przecież Hermiona Longbottom brzmi okropnie.
Hermiona poczuła jak jej usta drgnęły w mimowolnym uśmiechu. Dłonie Draco spoczywały teraz na oparciu jej krzesła. Ich twarze odbijały się w lustrze, jedna obok drugiej. Jego ciemne włosy sterczały we wszystkie strony, wyglądało na to, że nie był w stanie kontrolować ich lepiej niż Harry. „Tak dobrze razem wyglądamy" pomyślała i poczuła jak kula zagubienia i poczucia winy wędruje z jej brzucha do piersi. „Trzymaj się" powiedziała sobie i zaczęła szperać w pudełku z kosmetykami Narcyzy.
Rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyły się i wszedł przez nie Harry. Wyglądał na ogromnie zmęczonego. Oczy miał podkrążone i był bledszy niż zazwyczaj Draco. Ale uśmiechnął się, kiedy ją zobaczył.
— Hej — odezwał się.
— Harry, nic ci nie jest? — zapytała.
— Na razie nie. A co z tobą? — odparł.
— W porządku. — Wstała.
Skutek tego był dość niespodziewany. Harry wyglądał, jakby jakiś wielki ciężar upadł mu na głowę. Dosłownie cofnął się o krok i zaczął się na nią gapić.
— Hermiona — powiedział zupełnie jak przedtem Draco. — Wyglądasz… Wyglądasz…
— Tak? — zapytała.
Ale Harry nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Tylko patrzył.
— Cóż, pozbyliśmy się go na trochę — powiedział Draco do Hermiony. — Wrócimy do naszej rozmowy?
„Ustalone" pomyślała Hermiona. „Cokolwiek się stanie zatrzymam tę suknię. Lucjusz Malfoy będzie musiał odrywać od niej zimne palce mojego trupa, zanim ją dostanie."
— Jasne — odparła Hermiona.
— O czym to mówiliśmy? — spytał Draco.
— „Historia Hogwartu" — Hermiona uśmiechnęła się.
To wyrwało Harry'ego z oszołomienia. Spojrzał na Dracona z zaskoczeniem.
— Czytałeś „Historię Hogwartu"?
— Czemu to niby ma być coś wielkiego? — zastanowił się głośno Draco.
Harry nie wyglądał na zbytnio zadowolonego.
— Jeśli nie wiesz, to ci nie powiem.
Draco przyjrzał mu się chłodno.
— Nie możesz iść na przyjęcie w czymś takim, Potter — stwierdził. — Wyglądasz jakbyś się położył i przespał w tym ubraniu.
Harry odwrócił się i spojrzał gniewnie na Dracona.
— Przepraszam, jeśli nie wyglądam dość schludnie dla ciebie, Malfoy — warknął. — Jestem trochę zmęczony. Właśnie spędziłem godzinę, pomagając twojemu nikczemnemu ojcu sprzątać jego głupi gabinet. Który ty zrujnowałeś.
— Pewnie nie powinienem tego robić — stwierdził Draco z udawaną skruchą. — Pewnie powinienem usiąść spokojnie i pozwolić mu ZEDRZEĆ Z HERMIONY UBRANIE I OBŚCISKIWAĆ JĄ NA BIURKU! — wykrzyczał ostatnie słowa, aż Harry cofnął się zaskoczony. Natychmiast skierował wzrok na Hermionę.
— To prawda? — zapytał z napięciem.
Hermiona przygryzła wargę i przytaknęła.
— Zabiję go — stwierdził Harry bezbarwnie. — Kiedy wydostaniemy Syriusza. Wrócę i go zabiję. Jeśli nie dam rady rzucić na niego Avada Kedavry, odetnę mu głowę jednym z tych przeklętych mieczy.
Hermiona była zbyt zszokowana, aby coś odpowiedzieć. Nigdy nie widziała takiego Harry'ego, nigdy. To ją przestraszyło.
— To dość grubiańskie — zauważył Draco. — Mówić o zabiciu mojego taty, kiedy ja stoję tutaj, prawda, Potter?
— Spróbujesz mnie powstrzymać, Malfoy? — spytał Harry. — Nie radzę.
Draco, który dotąd leżał na łóżku, usiadł powoli.
— A ja ci radzę odpuścić. — Teraz oczy świeciły mu wrogością. — Hermionie nic nie jest.
— Nieprawda — stwierdził Harry. — Przez cały dzień Malfoyowie próbują dobrać się do jej majtek, jak może nic jej nie być?
— Pieprz się, Potter — Draco wstał i wyjął różdżkę. Harry zrobił to samo. Hermiona stanęła pomiędzy nimi. Czuła się nieco urażona całą sytuacją.
— NIC MI NIE JEST! — krzyknęła. — ZUPEŁNIE DOBRZE SIĘ CZUJĘ. TO WY MACIE PROBLEM!
— Ja nie mam problemu — oświadczył Draco. Uśmiechał się w okropny sposób, Hermiona zaczęła się na niego gapić — nigdy w swoim życiu nie widziała takiej miny na twarzy Harry'ego, to było tak dziwaczne, jakby nakryła Lucjusza Malfoya na tańczeniu salsy w korytarzu. — On ma problem.
— Och, na litość boską — odezwała się z odrazą, wyjęła różdżkę z kieszeni i powiedziała: — Expeliarmus!
Obie różdżki poleciały do jej dłoni i schowała je w kieszeni. Chłopcy spojrzeli na nią zaskoczeni.
— Teraz — zaczęła — jeśli chcecie się pozabijać, to musicie to zrobić w starym stylu. Chociaż odradzałabym wam deptania po mojej sukni, gdy będziecie się bić, albo uszkodzenia jej w jakiś inny sposób, ponieważ jeśli to zrobicie, wtedy rzeczywiście będzie użyta w tym pokoju czarna magia. I to przeze mnie.
Draco znowu się uśmiechał, ale tym razem był to dużo milszy uśmiech.
— Cokolwiek rozkażesz.
Ale Harry się nie uśmiechał. Hermiona spojrzała na niego i ten widok sprawił, że wszystko wzburzyło się w jej brzuchu. Był bardzo blady, bledszy niż Draco zazwyczaj, a jego srebrne włosy przykleiły się mu do czoła. Oddychał nierówno.
— Harry, — zapytała zaniepokojona — nic ci nie jest?
Harry pokręcił głową i nagle usiadł na podłodze. Hermiona doskoczyła do niego, a on chwycił mocno ją za nadgarstek i trzymał. Żadne z nich nie poruszyło się przez dłuższą chwilę. Potem Harry wstał, przeraźliwie biały, ale poza tym wyglądał normalnie.
— Muszę się przebrać na przyjęcie. Zaraz wrócę — i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
— Zwariował — stwierdził stanowczo Draco, kiedy drzwi się zamknęły.
— Nie — odparła Hermiona wstając. — Tylko czuje wiele rzeczy, jakich nigdy wcześniej nie czuł, i nie wie jak sobie z tym poradzić. Harry nie przywykł do uczucia nienawiści, on nie nienawidzi ludzi. Nawet ciebie — dodała z cieniem uśmiechu na ustach.
— Och, daj spokój. Z pewnością mnie nienawidzi.
Hermiona pokręciła głową.
— Muszę tracić wyczucie — powiedział, a kiedy nie uśmiechnęła się, dodał poważniej: — Nie jest święty, Hermiono.
— Nie — przyznała cicho. — Jest tylko najlepszym i najodważniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałam.
Draco nie wiedział co powiedzieć. Siedział cicho na łóżku, a po chwili Hermiona usiadła obok niego i oparła głowę na jego ramieniu. Położył swoją głowę na jej i bardzo delikatnie pogłaskał ją po włosach.
— Hermiono… — zaczął.
— Ciii — odezwała się. — To nie żaden zapraszający gest, Draco. Robię to, ponieważ w tej chwili tego chcę. W porządku?
— Tak — odparł. — W porządku.

Przyjęcie było tak okropne, jak się spodziewała. Odbywało się w jednej z wielkich, zimnych sal balowych. Całe pomieszczenie wypełniali odziani w czarne szaty śmierciożerców. Była jedyną osobą płci żeńskiej, oprócz ogromnej kobiety w czarnej satynie, której śmiech brzmiał jak odgłosy wydawane przez betoniarkę.
— To Eleftheria Parpis — powiedział Harry na ucho Hermionie. — Przyłapałem ją i Lucjusza w pokoju z freskami.
— Fuuj — odparła Hermiona.
Harry uśmiechnął się. Wyglądał lepiej. Nadal był blady, ale poza tym wyglądał na opanowanego. Był w czarnych wieczorowych szatach Dracona. Przeróżni śmierciożercy zatrzymywali się, aby go przywitać. Hermiona widziała, jak stara się udawać, że wie, kim są, ale wydawał się spokojny. Rzeczywiście, jak Draco. Dziwne, pomyślała, zawsze zbyt nienawidziła Dracona, aby zobaczyć, że był przystojny, cokolwiek by Lavender i Parvati nie mówiły. Ale teraz to widziała: właściwie to był, w klasycznym sensie, dużo przystojniejszy, niż Harry będzie kiedykolwiek. Nie było to piękno, od które go przewracało jej się w brzuchu, jak w przypadku Harry'ego, ale jednak tam było.
— Myślę, że Lucjusz jest maniakiem seksualnym — szepnęła Harry'emu.
— Musi być — przyznał Harry. — W końcu próbował z tobą, no nie?
Krzyknął ze śmiechem, kiedy Hermiona uderzyła go w ramię.
— Nie ma tu nic do jedzenia? — zapytała dziewczyna, rozglądając się z nadzieją.
— Nie wiem. Myślę, że Lucjusz zebrał wszystkich, by powiedzieć im o swoim nowym diabolicznym planie. Nie sądzę, aby miał zamiar ich karmić.
— Uważasz, że możemy już się stąd wyślizgnąć? — zapytała Hermiona, wyciągając szyję, by przyjrzeć się tłumowi. Gdzieś przy ścianie stał Draco opatulony peleryną niewidką. Hermiona wyjaśniła chłopcom szczegóły planu Lucjusza i zdecydowali się uwolnić Syriusza natychmiast. Mieli nadzieję, że podczas zamieszania na przyjęciu będą mogli się w trójkę przedostać do pokoju z freskami i zejść do lochów, by wydostać Syriusza. Jednak jak dotąd nie mieli okazji.
— Możemy spróbować — stwierdził Harry. — Jeśli nas złapią, to po prostu pomyślą, że chcieliśmy gdzieś się ukryć, by być sam na sam.
— Hurra dla hormonów nastolatków — powiedziała Hermiona. — Chodźmy się obcałowywać za gobelin.
— Rzeczywiście — odezwał się za nią głos Lucjusza. Hermiona podskoczyła i zaczerwieniła się gwałtownie. Eleftheria Parpis była z nim. Przyglądała się Hermionie w matczyny sposób.
— Któż może cię obwiniać, kochana? — powiedziała. — Draco staje się bardzo przystojny. Tak jak jego ojciec — dodała patrząc na Lucjusza w obleśny sposób.
— Uhm — mruknęła Hermiona.
— Mandy tylko żartowała — oświadczył Harry.
— Jestem tego pewien — powiedział Lucjusz z uśmiechem nie sięgającym oczu. Dziewczyna miała wrażenie, że nadal jest na nią wściekły za to, że dała mu kosza. — Eleftherio, to jest Amanda Brocklehurst, dziewczyna mojego syna.
Hermiona uśmiechnęła się uprzejmie do Eleftherii.
— Dobre wieści, Draco — dodał Lucjusz. — Właściciel Zimnej Gwiazdki zauważył Harry'ego Pottera w Malfoy Park. Właśnie dostałem od niego sowę.
— To dobre wiadomości — przyznał słabo Harry. — Był z kimś?
— Przynajmniej z jedną osobą — odpowiedział Malfoy zdawkowo. — Jakąś dziewczyną.
— Więc niedługo tu będzie — stwierdził Harry.
— I natknie się na przyjęcie powitalne — powiedział Lucjusz.
Przerażająca cisza zaległa między Hermioną i Harrym. Żadne z nich nie było w stanie wymyślić żadnej odpowiedzi. Wreszcie Hermiona odezwała się:
— Harry ma mnóstwo dziewczyn, to mogła być którakolwiek z nich.
— Jestem tego pewny — oznajmił Lucjusz. Zmierzył oboje wzrokiem i dodał: — Dobrze się bawcie, dzieci — i zniknął w tłumie wraz z Eleftherią.
— To zabrzmi jak wypowiedz z komiksu — zaczął Harry — ale myślę, że kończy nam się czas. Lepiej to zróbmy teraz.
Hermiona przytaknęła i skierowali się w stronę końca stołu, gdzie zostawili Dracona. Szelest niewidzialnej peleryny poinformował ich, że chłopak do nich dołączył. We trójkę wymknęli się najbliższymi drzwiami. Podążali do pokoju z freskami według szeptanych instrukcji Dracona.
— Mnóstwo dziewczyn — powiedział Harry, kręcąc głową, kiedy skręcali za róg. — Ja nie mam mnóstwa dziewczyn. Nie jestem playboyem, Hermiono.
— Wiem o tym — odparła dziewczyna, próbując powstrzymać śmiech.
— W tej chwili — kontynuował Harry — liczba moich dziewczyn wynosi zero.
— To dlatego, że marnujesz czas uganiając się za Cho — zauważyła uszczypliwie Hermiona. — Któż nie chciałby się z tobą umówić.
— Nie byłbym tego taki pewien — powiedział bezcielesny Draco.
Harry spojrzał podejrzliwie w miejsce, gdzie prawdopodobnie stał teraz chłopak.
— Co masz na myśli?
— Myślę, że mogła drastycznie zmienić swoje uczucia względem ciebie.
— Zrobiłeś jej coś, Malfoy? — warknął Harry.
— Nie jej, per se — odpowiedział Draco. Hermiona słyszała jak się uśmiecha. — Z nią, może. Odrobina starego uroku Malfoyów i błagała, abym się z nią umówił.
— Ach tak — powiedział Harry — słynny urok Malfoyów. Czy to właśnie przekonało twojego ojca o tym, że jesteś gejem, czy były to tylko twoje włosy?
Draco zignorował zaczepkę.
— W każdym razie poinformowałem ją, że nie jesteś zainteresowany.
— Dlaczego zrobiłeś coś tak głupiego? — warknął Harry.
— Ponieważ nie jesteś — zaczął Draco. — Och, patrzcie — dodał zanim Harry zdążył coś odpowiedzieć. — Już jesteśmy.
W pomieszczeniu ogień płonął na kominku, ale szczęśliwie było ono puste. Na ścianie, nad drzwiami zapadniowymi, wisiał nowy portret. Tym razem był to niski, wyglądający na rozgniewanego mężczyzna w peruce. Tabliczka poniżej informowała, że nazywa się Octavius Malfoy.
Harry pochylił się, aby odsunąć dywan.
— Nie sądzę, abyś naprawdę chciał to zrobić — odezwał się łagodny głos za ich plecami.
Odwrócili się. Lucjusz Malfoy stał w drzwiach, otoczony gromadą Śmierciożerców. Eleftheria stała u jego boku i już nie patrzyła w matczyny sposób. Wielkie czarne oczy wyglądały jak pieczary na jej małej, grubej i białej twarzy.
— Ty — odezwała się do Hermiony. — Mówiłaś, że jak się nazywasz?
— Amanda — odpowiedziała powoli Hermiona. — Amanda Brocklehurst.
— Znam Brocklehurstów — odparła Eleftheria, wchodząc do pokoju. — I znam ich córkę, Amandę. Ty nią nie jesteś.
Zwróciła się do śmierciożerców stojących po obu jej stronach:
— Łapać ją — rozkazała.
Kilka rzeczy stało się jednocześnie. Śmierciożercy ruszyli. Hermiona cofnęła się przerażona. Harry upuścił róg dywanu, odsunął się i stanął między Hermioną a śmierciożercami.
— Zejdź z drogi, Draco — odezwał się ostro Lucjusz.
— Nie — powiedział Harry. — Zostawcie ją w spokoju.
— To szpieg — stwierdziła chłodno Eleftheria. — Przyjaciółka Wroga. Rozpoznano ją, Draco. Właściciel gospody w Malfoy Park ją poznał. Przyszła tu na spotkanie nie z tobą, ale z Harrym Potterem. Oberżysta zobaczył ją na przyjęciu i powiedział nam o tym.
— Nie można cię jednak obwiniać — dodał Lucjusz — za pechowy gust. Lepsi niż ty mężczyźni zostali oszukani przez piękne kobiety. Ale radzę ci, abyś się odsunął, Draco. Nie chcę cię zranić, ale zrobię to jeśli będę musiał.
— Kłamca — odparł Harry. — Uwielbiasz mnie ranić.
Lucjusz uśmiechnął się.
— Może — powiedział i skinął na dwóch śmierciożerców, stojących przed Harrym. Harry sięgnął po różdżkę, ale to było bezcelowe. Ich było dwóch, on jeden. Miał czas, aby trafić jednego z nich zaklęciem Impedimenta, ale drugi nawet nie sięgnął po różdżkę. Chwycił Harry'ego i rzucił go na podłogę. Gdy Harry próbował się podnieść, śmierciożerca kopnął go mocno ciężkim butem w głowę.
Harry zgiął się z bólu.
Mężczyzna kopnął go ponownie.
— Ostrożnie — wycedził Lucjusz. — Poniewierasz moim jedynym dziedzicem.
Śmierciożerca zerknął na Harry'ego.
— Żyje — stwierdził. — Ale nie podniesie się za szybko.
— Niech więc leży — powiedział Lucjusz. — Przyprowadźcie dziewczynę.
Dwóch śmierciożerców chwyciło Hermionę za ramiona, ale ona ledwo to zauważyła. Patrzyła na Harry'ego, leżącego na posadzce w powiększającej się kałuży krwi. Popchnęli ją do przodu, aż znalazła się dokładnie przed Lucjuszem.
— Witaj, Amando — powiedział. — Mam pytać o twoje prawdziwe imię? Myślę, że nie, ponieważ nie jestem tobą szczególnie zainteresowany. Interesuje nas młody Potter. Gdzie on jest?
Hermiona zamknęła mocno oczy, ale pod powiekami nadal widziała obraz Harry'ego.
— Zabiłeś go — powiedziała i zelżyła Lucjusza słowami, o których istnieniu wcześniej nie miała pojęcia. Musiała to przejąć od Dracona.
— Draconowi nic nie będzie — stwierdził niecierpliwie Lucjusz. — I nie udawaj, że ci na nim zależy. Przyszłaś z Harrym Potterem. Gdzie on jest?
Hermiona uniosła powieki i spojrzała Lucjuszowi prosto w oczy. Były zimne jak lód.
Pokręciła głową.
— Dobrze — odparł obojętnie, wyjął różdżkę i dotknął jej końcem dziewczyny, tuż nad jej sercem. Przysunął twarz blisko niej. Wystarczająco blisko, by ją pocałować.
— Crucio — powiedział.
To był najgorszy ból, jaki kiedykolwiek czuła, a nawet jaki mogłaby sobie wyobrazić. Tak jakby ją palili, nacinali, kroili, rozdzierali. Była rozbita i zniszczona; jej ciało już nigdy nie miało być takie samo. Słyszała samą siebie, jak krzyczy w agonii, a jednak czuła się głucha i ślepa, świat wokół zbielał. Krzyczała i krzyczała. Umierała.
Lucjusz odsunął różdżkę i ból zniknął. Kiedy śmierciożercy puścili jej ramiona, Hermiona osunęła się na kolana i ukryła twarz w dłoniach.
— Boli, prawda? — zapytał Lucjusz.
— Nie bądź głupi — odpowiedziała Hermiona głosem cienkim i dziwnym, nawet w jej uszach. — Oczywiście, że boli.
Lucjusz podszedł o krok, postawił nogę na jej ramieniu i popchnął. Nie mając siły by się utrzymać, Hermiona upadła na plecy wpatrując się w ojca Dracona. „Umrę" — pomyślała dziko. — „Umrę i nigdy nie powiem…"
— Nie musisz umierać — stwierdził Lucjusz, jakby odczytując jej myśli. — Wystarczy, że powiesz nam, gdzie jest Harry Potter.
Hermiona milczała.
Lucjusz westchnął i znowu podniósł różdżkę.
— Cru…
— Przestań! — krzyknął ktoś w pokoju, Hermionie wydawało się, że głos ten dochodzi z odległości milionów mil. — Zostaw ją w spokoju.
Od razu wiedziała, kto się odezwał, a uczucie desperacji ukłuło ją nagle i mocno. „Nie" — pomyślała — „Draco. Nie."
Ale nic nie mogła zrobić. Draco ściągnął pelerynę niewidkę i trzymał ją w dłoni, zupełnie widoczny, zupełnie bezbronny. Wszyscy śmierciożercy zwrócili się zaskoczeni w jego stronę. Wyraz triumfu pojawił się na twarzy Lucjusza.
— Zostaw ją w spokoju — powtórzył Draco załamującym się głosem. Był wyraźnie przerażony — zbladł jak ściana, a pot przykleił mu czarne włosy do czoła. Ale wyglądał na bardzo zdeterminowanego. — To ja. Harry Potter. Jestem tutaj.