Rozdzial 1

Spelnione zyczenie

Sara siedziala przy swoim biurku zatopiona w lekturze swojej ulubionej 3 czesci Harry'ego Pottera. Od lektury, ktora prawde mowiac znala juz na pamiec, oderwal ja glos mamy:

-Sara, znowu to czytasz? Lepiej juz bys poczytala jakas klasyke, np. Pana Wolodyjowskiego.

Dziewczyna skrzywila sie na te sugestie. Tymczasem jej mama ciagnela:

-Nie powinnas odrobic lekcji i pouczyc sie z czegos? Jutro chyba idziesz do szkoly, nie?

-Mamo to dopiero drugi tydzień szkoly, prawie nie mam sie z czego uczyc.

Mimo to odlozyla ksiazke i chwycila za olowek. Mama wyszla z jej pokoju, a ona zaczela przerysowywac mroczny znak z 4-tej czesci. Gdy skończyla zabrala sie wreszcie za matematyke, a kartke z rysunkiem wlozyla do ksiazki od matmy.

Godzine pozniej byla juz kompletnie znudzona. Dlaczego zycie „mugola" jest takie nudne?- myslala.- Nic nigdy sie nie dzieje, tylko szkola- dom, szkola- dom. Gdyby magia istniala byloby o wiele ciekawiej. Sara czesto tak rozmyslala, np. o tym jak byloby, gdyby trafila do Hogwartu. Oczywiscie nawet gdyby magia istniala, dla niej bylo juz za pozno, miala 16 lat i chodzila do 1 klasy liceum.

Nastepnego dnia, poszla do swojej nowej szkoly. Juz zdazyla sie do niej przyzwyczaic, tak, jakby chodzila tam od zawsze. Poznala fajne kolezanki, miala prawie normalnych nauczycieli. Kilka jej kolezanek nawet czytalo Harry'ego Pottera.

Tego dnia miala pierwsza matematyke. Rozpoczeli robic zadania, a ona znudzona- to byl dla niej znienawidzony przedmiot- pragnela aby cos sie wydarzylo. Wiedziala, ze tylko w ksiazkach lub na filmach jakas znudzona zyciem nastolatka chce czegos, a potem gdy oczywiscie to sie juz zdarza, tamta zaluje swego zyczenia. Ale to bylo prawdziwe zycie- tu nie zdarzaly sie takie rzeczy. Wlasnie pokazywala kolezance z lawki swoj rysunek, kiedy z zamyslenia wyrwaly ja jakies krzyki na korytarzu.

-Co sie tam dzieje?- rzucila nauczycielka bardziej do siebie niz do uczniow. Uslyszeli huk, a potem wszystko jakby przycichlo. Po klasie przebiegl szmer. Sarze przypomnial sie dziennik w ktorym widziala co stalo sie w Osetii. Potem na jednej lekcji nauczyciel mowil, ze dyrekcja boi sie wypuszczac uczniow na wycieczki za granice bo boja sie terrorystow, ale w szkole tez przeciez moze dojsc do tragedii. Tyle, ze to bylo calkiem nieprawdopodobne, by teraz nastapil atak terrorystyczny na ich szkole- w malym miasteczku, w Polsce.

Po chwili drzwi sie otwarly i stanal w nich wysoki mezczyzna ubrany w dlugi czarny plaszcz z kapturem nasunietym na twarz, ktora dodatkowo zaslonieta byla maska.

Sara zamarla. Smierciozerca? Jakim cudem? Klasa zaciekawiona i raczej rozbawiona patrzyla na dziwaczna, dla nich postac. Tylko Sara byla przerazona.

-Co to ma znaczyc?- Zapytala oburzona nauczycielka.

-Shut up, bitch.- to powiedziawszy wszedl do klasy. W reku trzymal uniesiona rozdzke, jak podejrzewala Sara. Co tu sie dzieje?

Za nim do klasy wszedl mlody chlopak. Wygladal na jakies 17-18 lat. Byl wysoki, mial czarne wlosy i zielone oczy. Rozejrzal sie po klasie i na jego twarzy pojawil sie usmiech.

Sara patrzyla na niego w niedowierzaniu. Czy to mogl byc on? Wlasnie tak wyobrazala sobie Toma Riddle. Ale czy to oznacza, ze on ma teraz 17 lat? I czy wszystko z ksiazki naprawde sie wydarzylo? I czy wydarzylo sie tak samo, w czasie opisanym w ksiazce?- wiele takich pytań przelecialo jej momentalnie przez mysl.

Tymczasem chlopak uwaznie przygladal sie klasie, po czym zatrzymal swoj wzrok na Sarze. Zauwazyl strach w jej oczach. Czyzby wiedziala kim on jest?

-Witaj Saro.- powiedzial.

-Skad mnie znasz?- spytala zdumiona dziewczyna.

-Tego juz za wiele.- wtracila nauczycielka- Prosze natychmiast opuscic moja klase!

Smierciozerca odwrocil sie w strone kobiety.

-Dretwota.

Po chwili matematyczka lezala nieprzytomna. Jakas dziewczyna wrzasnela. Na kilku twarzach pojawil sie blysk zrozumienia.

-Przyszedlem po ciebie- ciagnal chlopak.- Idziemy.

Sara poslusznie wstala z lawki i podeszla do niego.

Tymczasem, kiedy wyszli juz z klasy kilkoro smierciozercow wyczyscilo pamiec jej klasie, oraz ocucilo nauczycielke. Dziewczyna patrzyla na to zdumiona. Nie myslala, ze nie zrobia nikomu krzywdy. Jakby czytajac jej w myslach, chlopak powiedzial:

-Nie chcemy zwrocic na siebie uwagi.

Staneli na korytarzu, ze wszystkich stron otoczyly ich zamaskowane postacie. Sara zauwazyla, ze jednemu z nich wystaja spod kaptura tluste wlosy. Rany, czy to Snape? Nagle uderzylo ja to, ze chlopak mowil do niej po polsku, a jeden ze smierciozercow po angielsku.

-Czego ode mnie chcesz Tom?- spytala bezczelnie.

Na jego twarzy pojawilo sie zdumienie.

-Wiesz kim jestem? Myslalem, ze przez cale swoje zycie nie stykalas sie z czarodziejami?

-Nie stykalam sie.- odpowiedziala lekko zbita z tropu dziewczyna. Wiec to byl on. Skad on ja znal? Tom zlustrowal ja wzrokiem i zauwazyl ze w reku trzyma jakis zwitek papieru. Podszedl do niej blizej i zabral go jej. Sara przerazona uzmyslowila sobie, ze to rysunek mrocznego znaku. Cokolwiek sie tu dzieje nie powinna chyba okazywac ile wie, szczegolnie ze nie byla pewna ile z tego zdarzylo sie naprawde. Poza tym nie chciala wydac Dumbledora i Zakonu Feniksa, jesli taki istnial.

Tom spojrzal na rysunek.

-Skad to masz?

-Narysowalam.

Przyjrzal sie jej uwaznie i postanowil pozniej ja o wszystko wypytac. Tym bardziej, ze jeden ze smierciozercow- ten z tlustymi wlosami, powiedzial po angielsku:

-Panie, powinnismy sie pospieszyc, to jest szkola i jesli sie nie myle, zaraz bedzie dzwonek, a wtedy cale wymazywanie pamieci, bedziemy musieli powtorzyc.

Sarze zadzwonilo w uszach. Glos Snape'a! Tzn. taki jak sobie wyobrazala. Zrozumiala co powiedzial, poniewaz jej ojciec byl Anglikiem, i znala jego jezyk ojczysty tak dobrze jak polski. Jakby na potwierdzenie jej domyslow Czarny Pan rzekl, tez po angielsku:

-Masz racje Mistrzu Eliksirow.

Wyjal zza szaty maly medalik i stuknal weń rozdzka. Po czym podal go Sarze. 'To swistoklik'- przemknelo dziewczynie przez mysl, zanim go wziela. Po chwili cos szarpnelo ja w okolicach pepka, a swiat zaczal wirowac.

Sara dopiero po chwili uzmyslowila sobie, ze lezy na zimnej posadzce w jakims ciemnym pokoju. Usiadla i rozejrzala sie. Byl to maly pokoik. Okna byly zasloniete ciezkimi i prawde mowiac brudnymi zaslonami, tak, ze nie przepuszczaly zbyt wiele swiatla. Przy oknie stal okragly stolik, a przy nim obity perkalem fotel z wysokim oparciem. Stal odwrocony w strone zimnego, nierozpalonego kominka. Dziewczynie wydalo sie, ze juz kiedys tu byla. Wstala i odslonila zaslony. Jej oczom ukazal sie ogrod, maly domek ogrodnika, a za nim, z jednej strony budynki jakiegos miasta, a z drugiej... cmentarz.

-Khm.- uslyszala za soba i podskoczyla. Kiedy sie obrocila, zobaczyla Toma.

-Zapewne dziwisz sie co tu robisz i jak sie tu dostalas?- spytal po angielsku.

'Rzeczywiscie tajemnica dla mnie jest po co mnie tu sciagnales, ale na to drugie pytanie znam odpowiedz'- pomyslala.

-Owszem- odparla rowniez przechodzac na angielski.

-Widze, ze znasz angielski, To dobrze, przynajmniej oszczedzimy czas na nauke. Moze o tym nie wiesz, ale jestes czarownica.

Wytrzeszczyla na niego oczy. Ona czarownica? No to dlaczego nie dostala listu? Poza tym to nie wyjasnia po co ja tu sciagnal, przeciez on nienawidzi szlam.

-Jakos nie chce mi sie w to wierzyc- wyszeptala. Podszedl do niej blizej. O wiele za blisko! Mogla poczuc jego zapach. Podniosla glowe, zeby spojrzec mu w oczy- byl o wiele wyzszy od niej. Odgarnal z czola kosmyk jej lekko kreconych, brazowych wlosow.

-Niedlugo przestaniesz byc taka bezczelna. –stwierdzil przenikajac ja wzrokiem na wylot. Spuscila glowe zazenowana i przestraszona. Co ona wyprawia? Jesli to naprawde Voldemort to chyba nie powinna go draznic.

-Mialas isc do Hogwartu- szkoly magii, a tam Dumbledor moglby cie ochronic. Ale moj wierny sluga przechwycil twoj list i sprawil ze ten wielbiciel mugoli nie mogl cie odnalezc. Jestes kims szczegolnym i dlatego wole bys byla po mojej stronie.

Szczegolnym? Tzn. kim? Kims poteznym, ze nie chce miec we mnie wroga? Bez sensu, przeciez nie zna najprostszych zaklec, no chyba, ze te z „Harry'ego Pottera".

-Wiec dlaczego nie przyszedles po mnie wczesniej? I jak moge byc po czyjejkolwiek stronie skoro nie znam magii?

-O to sie nie martw, wszystkiego sie nauczysz. Ale o tym pozniej. Wiesz, mala, dopiero w zeszlym roku bylem zdolny do zrobienia cokolwiek. Mozna powiedziec, ze na jakis czas wypadlem z gry.

Jego slowa ja zdziwily. Wiec dopiero rok temu odzyskal moc? To oznacza, ze Harry powinien miec teraz jakies... 16 lat!!!! Tyle co ona! Wiec gdyby ten padalec nie zatrzymal jej listu, uczylaby sie teraz z Harry'm na jednym roku. Wezbrala w niej wscieklosc. Czego on od niej chce? Poza tym kiedy powrocil powinien wygladac jak chucherko z czerwonymi oczami, a nie jak siedemnastoletni Tom Riddle.

-Ale teraz wrocilem.- ciagnal.- Nie tylko odzyskalem moc, ale i dawna mlodosc. Dzieki mojemu dawnemu dziennikowi udalo mi sie odtworzyc dawny wyglad.

Spojrzala na niego zdumiona. Przeciez na drugim roku Harry rozprawil sie z ta ksiazeczka! Wszystko tak sie jej mieszalo.

-Ale po co ja ci jestem potrzebna?

-Chce abys zostala moim wiernym sluga. Wiesz, jestem naprawde potezny i niedlugo bede trzymal w ryzach caly swiat. Mozesz nim panowac razem ze mna jesli sie do mnie przylaczysz. Pamietaj tez, ze zniszcze wszystkich ktorzy mi sie sprzeciwia.- usmiechnal sie paskudnie.

Dziewczyna cofnela sie kilka krokow.

-Mam zostac smierciozerca? Zabijac ludzi dla przyjemnosci? Nie potrafilabym tego robic. Nie ludz sie, ze kiedykolwiek sie do ciebie przylacze. Bedziesz musial mnie zabic.- powiedziala stanowczo i z obrzydzeniem, chociaz wcale nie chciala umierac. Ale nie zamierzala tez mu sluzyc, w końcu smierc byla lepsza niz zabijanie innych.

-Wcale nie oczekuje, ze bedziesz zabijac. Nie spodziewalem sie odmowy, ale to nic. Nie zamierzam cie tez zabijac. Bedziesz mi sluzyc czy tego chcesz czy nie. Na razie powinnas poznac podstawy. Wielka szkoda, ze dopiero teraz moglem cie zabrac od tych nedznych mugoli.- Znowu zmierzyl ja wzrokiem.- Na razie zamieszkasz tutaj, potem przeniesiesz sie do jednej z zaufanych rodzin mi sluzacych, gdzie bedziesz sie dalej uczyc magii. Nie moge pozwolic sobie na twoja ucieczke. Nie radzilbym ci tego robic, bo gdy do tego dojdzie zostaniesz ukarana.

Sara zadrzala.

-Swoich poddanych traktujesz gorzej niz wrogow- wypalila.

Usmiechnal sie w odpowiedzi, mial wlasnie powiedziec jej jeszcze cos gdy ktos zapukal do drzwi.

-Wejsc.

Do pomieszczenia zajrzal mezczyzna w czarnym plaszczu, nie mial jednak zalozonej maski ani kaptura, wiec dziewczyna mogla zobaczyc jego wyniosla twarz i dlugie blond wlosy opadajace na ramiona.

Przeciez to Malfoy!!!- zdala sobie sprawe dziewczyna.

-Czego chcesz? Nie widzisz, ze jestem zajety?

-Wybacz Panie! Ale mamy problemy, wlasnie wrocil Nott. Jest w ciezkim stanie. Walczyl z aurorem, prosil o kilku smierciozercow do pomocy, bo na miejscu zostal jeszcze jeden nasz.

-Auror? Kazdy z was w pojedynke powinien sobie poradzic z kilkoma na raz. Wyslij mu kogos do pomocy, i go tu przyprowadzcie zywego lub martwego. Dawno nie spotkalem zadnego aurora.

-Tak jest, Panie.

Kiedy juz tamten wyszedl, Tom zlapal Sare za rekaw i pociagnal na korytarz. Dziewczyna poszla za nim poslusznie, bo co innego miala zrobic?

Zaprowadzil ja do jednego z pokoi w tym wielkim domu. Stalo tam tylko lozko, stol i jedno krzeslo. Na stole lezaly sterty ksiag.

-To tymczasowo twoj pokoj. Ucz sie z tych ksiazek, jutro dostaniesz rozdzke i bedziesz cwiczyc podstawy.- to powiedziawszy zamknal ja na klucz.