Rozdzial 4

Lekcje eliksirow

Sara spedzila nastepnych kilka dni w domu Malfoy'ow. Prawie nie wychodzila z pokoju, bo ciagle sie uczyla. Tom sie nie pojawil. Dziewczyna prawie przestala sie bac. Skrzaty przynosily jej jedzenie.

Wlasnie skonczyla czytac ostatnia ksiazke, z tych ktore dostala od Toma. Slyszala od Narcyzy, ze maja w domu olbrzymia biblioteke. Tam na pewno jest pelno ksiag z czarna magia! Pomyslawszy to wymknela sie z pokoju i poszla szerokimi marmurowymi schodami do gory. Pierwsze drzwi jakie napotkala byly otwarte. Zajrzala tam, ale na swoje nieszczescie nie zobaczyla biblioteki, tylko... Dracona Malfoya. Kiedy zdala sobie sprawe kogo widzi natychmiast sie odwrocila, chcac odejsc. Niestety on tez ja zobaczyl. Szybko wypadl z pokoju i dopadl ja na schodach. Zlapal ja za ramie tak mocno, ze az jeknela z bolu.

-Kim jestes i co tu robisz?

-Pusc mnie, to boli!

-Bedzie bolalo jeszcze bardziej jak mi nie odpowiesz!

-Oh! Tom mnie tu sprowadzil, mam sie uczyc magii, - wyjasnila dziewczyna, nagle sobie cos przypominajac- a jak zaraz mnie nie puscisz to zaraz bedziesz rzygal slimakami, albo ewentualnie zamienie cie we fretke!

Draco, slyszac to momentalnie puscil ja ze zdziwienia.

-Watpie, zeby ci sie to udalo.- burknal.

-Moze to sprawdzimy?

Malfoy nie zdazyl odpowiedziec gdyz nadeszla jego mama.

-Widze, ze poznales juz Sare?

Chlopak spojrzal na swoja matke, lekko zdezorientowany.

-To.. jest Sara.

-No, powiedzialabym ci to od razu, gdybys raczyl mnie puscic!- Warknela dziewczyna.

Narcyza spojrzala na nich z dezaprobata.

-Sara, lepiej zejdz do piwnicy ktos czeka tam na ciebie .-To mowiac pociagnela swojego syna do kuchni.

Dziewczyna skierowala sie w strone piwnicy, ktora w tym domu wygladala, albo raczej byla lochami. Kto ma tam na nia czekac? Chyba nie Tom? Nie mogl by przyjsc do niej na gore?

Gdy znalazla sie na dole stwierdzila, ze bardzo latwo sie tam zgubic. Zaraz potem zauwazyla otwarte na osciez drzwi do pokoju, ktory w pierwszym momencie przypominal jej klase eliksirow. Jak sie okazalo to byla klasa eliksirow, tyle ze jednoosobowa. Weszla do srodka i ujrzala stol zastawiony ingrediencjami i dwoma kociolkami, z ktorych jeden parowal. Sara podeszla do nich i zobaczyla, ze drugi jest calkiem pusty.

-Dobrze, ze juz jestes... Saro.- odezwal sie zimny glos Snape'a, gdzies za nia. Dziewczyna podskoczyla i momentalnie sie odwrocila.

-To pan na mnie czeka?

-Tak. Lord kazal mi nauczyc cie eliksirow, jako ze jestem mistrzem w tej dziedzinie- usmiechnal sie drwiaco- i nauczam, w jakze znakomitej szkole, w Hogwarcie.

'To Snape, moze pomoze mi uciec' pomyslala w pierwszej chwili Sara, ale potem uswiadomila sobie, ze moze musialby sie ujawnic zeby to zrobic, a wtedy Tom by go zabil. 'Nie dzieki, nie chce miec czlonka zakonu na sumieniu'

-Jestem Severus Snape, mozesz do mnie mowic per Profesorze.- chrzaknal i popatrzyl na nia uwaznie- Zabierzmy sie do pracy.

Sara stanela przy pustym kociolku.

-Mniemam, ze uczylas sie o eliksirach z ksiazki? Zaczniemy od czegos trudnego, wiec skup sie. Czarny Pan chyba oczekuje, ze za tydzien bedziesz umiala uwarzyc veritaserum....

Powiedziawszy to zaczal dawac dziewczynie instrukcje, a ona wykonywala je migiem, bo byly dosc skomplikowane. Kiedy pol godziny pozniej mieszala eliksir, zaczela sie zastanawiac jak Profesor Snape moze jednoczesnie jej rozkazywac (dosc oschlym tonem) i robic swoj eliksir, ktory okazal sie wspomnianym wczesniej ekstra trudnym veritaserum.

Przez to zapatrzyla sie i substancja zaczela kipiec. Snape natychmiast zareagowal i zmniejszyl ogien pod jej kociolkiem.

-Uwazaj glupia dziewczyno! Gdyby twoj kociolek wybuchl zmarnowalabys miesiace pracy nad odrobina veritaserum!- naprawde sie wsciekl. Lord oczekuje od niego eliksiru jak najszybciej, wiec nie moze pozwolic na cos takiego. W sumie nie powinien chyba wrzeszczec na ta dziewczyne. Nic dziwnego ze jest zestresowana. Po kilku minutach, gdy Sara wziela sie w garsc i robila wszystko bezblednie, juz z pamieci (nauczyla sie tego eliksiru wczesniej). Snape pomyslal, ze w Hogwarcie chyba tylko Hermiona potrafilaby zrobic tak trudny eliksir dobrze za pierwszym razem. Gdyby Sara chodzila do Hogwartu moglaby stac sie jego ulubionym uczniem. Mezczyzna usmiechnal sie na te mysl. Mial juz dosc udawania, ze uwielbia tego kretyna Malfoya, ktory byl rownie glupi i bezmyslny jak Potter. W sumie nawet ciekawy byl czy Sara trafilaby do Slytherinu. Chociaz z tego co mowi Dumbledore, pewnie trafilaby do Gryffindoru.

Snape nie mogl jeszcze sie ujawnic i dlatego warczal na nia nawet gdy nie popelniala bledow. Troche zalowal, ze nie moze pokazac jej , ze jest po jej stronie. Ale mimo to zauwazyl, ze dziewczyna wydaje sie byc zadowolona z jego towarzystwa, jakby sie nie przyjmowala ostrymi slowami. Ta lekcja uplynela bardzo szybko. Sara postanowila jakos porozmawiac ze Snape'm, ale podczas robienia eliksiru nie mogla sie rozpraszac, wiec postanowila wymyslic cos pozniej.

Tego samego dnia po poludniu, Lucjusz wtargnal do jej pokoju jak huragan.

-Idziemy! -Rzucil i zawrocil nie czekajac na odpowiedz. Dziewczyna ruszyla poslusznie za nim. W salonie czekal na nich Draco. Mezczyzna rzucil im obojgu ostre spojrzenie i podal jakis maly przedmiot.

-To swistoklik, zabierze was na spotkanie smierciozercow. To utrapienie, ze nie mozecie sie teleportowac- burknal, gdy wzieli przedmiot. Po chwili oboje poczuli szarpniecie i wszystko zaczelo wirowac. Gdy Sara poczula twardy grunt pod nogami, od razu zwalil sie na nia Draco. Jeknela i sprobowala go z siebie zepchnac. Rozlegl sie smiech reszty smierciozercow.

-Zlaz ze mnie kretynie!- warknela i w koncu udalo jej sie wygramolic spod Malfoya. Chlopak tez od razu wstal czerwony ze wstydu. Sara tez byla czerwona, ale z wscieklosci. Gdy tylko podniosla wzrok zobaczyla usmiechajacego sie Toma i gniew zastapil strach. Okazalo sie, ze razem z Malfoyem stoja posrodku kregu smierciozercow w jakiejs duzej sali. Cale pomieszczenie bylo zrobiona chyba z marmuru. Z jednej strony byly okna siegajace od podlogi do sufitu. Dziewczyna nie widziala drzwi, wiec musialy byc za nia.

-Nasi goscie wreszcie do nas dolaczyli.- zakpil Tom. Znowu smiechy.

-Ale teraz na powaznie- ciagnal Voldemort.- Pan Draco i panna Sara dolacza dzisiaj do grona moich slug w szeregach smierciozercow.

Na te slowa dziewczyna pobladla. Nie spodziewala sie, ze bedzie chcial od niej czegos takiego. No coz teraz nie miala za bardzo wyboru, jej rozdzka lezala w pokoju w Malfoy's Manor.

-Panie pierwsze.- Tom podszedl do niej, chwycil jej lewa reke i podwinal rekaw. Dotknal rozdzka jej przedramienia i powiedzial:

-To bedzie bolalo.

Smiech smierciozercow zadzwonil jej w uszach. Postanowila, ze nie bedzie wrzeszczec, ani plakac. Nie pokaze tym szujom swojej slabosci. Ale czy zdola wytrzymac? To chyba nie bedzie gorsze niz Cruciatus?

Chociaz i tak nie wie jakie jest Cruciatus.

-Morsmorde.- gdy tylko Tom wypowiedzial te slowa, Sara poczula jakby ktos wbijal jej w reke rozzarzone noze. Zacisnela zeby, ale bol tylko sie nasilil. Zatoczyla sie do przodu i oparla sie na Tomie. Co dziwne, nie odepchnal jej, ani nie skomentowal tego. Te kilka sekund wydalo sie jej wiecznoscia. Zacisnela wolna reke na szacie Voldemorta i jeknela, ale bol nie ustawal. W koncu, gdy z wargi zaczela jej plynac krew i myslala ze zemdleje, bol minal. Stanela pewniej na nogach i puscila szate Toma. 'Czemu sie ze mnie nie smieje?' zastanawiala sie, a gdy spojrzala na jego twarz przemknal po niej jakby cien troski? Nie zdazyla tego sprecyzowac bo po chwili, znowu zagoscil na niej szyderczy wyraz. Smierciozercy byli lekko zdziwieni. Dziewczyna cofnela sie kilka krokow. W lewym ramieniu poczula, juz nie tak silny jak przedtem, pulsujacy bol. Gdy na nie spojrzala, zobaczyla mroczny znak, calkiem ciemny i dobrze widoczny na tle jej jasnej skory. Zlapala sie za ramie. Znowu rozlegly sie smiechy.

-Teraz ty Malfoy. Podejdz tu. Zobaczymy czy dorownasz Sarze... w wytrzymalosci na bol.

Chlopak posluchal, ale rowniez byl lekko zielony na twarzy.

-Wyciagnij lewa reke.- Rozkazal Czarny Pan. Podciagnal mu rekaw ponad lokiec i ze zlowieszczym usmiechem przytknal swoja rozdzke do przedramienia.

-Morsmorde- wyszeptal. Chlopak zgial sie wpol i chcial wyrwac reke, ale Tom mocno go trzymal. Zaczal wrzeszczec z bolu.

Wsrod smierciozercow rozlegly sie chichoty. Malfoyowi seniorowi nie bylo do smiechu.

-Draco, badz mezczyzna do cholery! Dziewczyna mogla to zniesc, to ty tez!

Chlopak na poczatku wydawal sie nie slyszec, ale potem przestal sie wyrywac i wrzeszczec. Z oczu poplynely mu lzy.

Kiedy znak byl juz wypalony, Voldemort odepchnal go na posadzke.

-To wszystko na dzisiaj. Mozecie isc. Porozmawiam sobie jeszcze z Sara.

Wszyscy wyszli z pomieszczenia, zostala tylko Sara i Tom. Chlopak podszedl do niej i wytarl palcem krew spod jej ust.

-Nie sadzilem, ze to wytrzymasz.

-To jeszcze mnie nie znasz- warknela w odpowiedzi. Spojrzala mu w oczy.- Mowilam, ze nie bede ci sluzyc. To, ze udalo ci sie wypalic mi na reku twoja podobizne, nie oznacza, ze bede ci posluszna!

Na twarzy Toma pojawila sie zlosc. Zrobil krok do przodu. Sara sie cofnela. Tom podszedl jeszcze blizej, dziewczyna dalej sie cofala. Niestety po chwili poczula za plecami sciane.

-Nie powinnas mnie obrazac- wycharczal jej prosto do ucha. Reke polozyl na jej szyi.- Bo mozesz poczuc o wiele gorszy bol niz dzisiaj.- to mowiac przycisnal ja mocniej do sciany.

Sara poczula, ze sie dusi. Serce zaczelo jej walic jak oszalale.

-Tom pusc mnie, to boli.

-Powiedz cos takiego jeszcze raz a cie zabije!

-Przepraszam... Tom, pusc mnie nie moge oddychac!- Sara zaczela go blagac. 'Dobrze, ze nie ma tu smierciozercow, ale by mieli ubaw' przelecialo jej przez mysl.

Voldemort zwolnil uscisk, a po chwili odsunal sie calkiem.

- Idz juz. Malfoy czeka na ciebie za drzwiami.- powiedzial zimno.