Rozdział 219: Potajemnie uzdolniony artystycznie

Greg zawsze był niespokojną osobą. Kiedy był w szkole, nigdy nie mógł skupić się tylko na jednej rzeczy. Zawsze miał zadowalające oceny, ale nie mógł przejść przez wykład bez zajęcia się czymś. Tak zaczął rysować. Przeważnie tworzył rysunki na marginesach notatek z wykładów lub na skrawkach papieru wsuniętych do podręcznika. Czasami rysował rzeczy w klasie, a innym razem sławnych ludzi lub sytuacje z programów telewizyjnych, które oglądał, ale zawsze coś rysował.

To był nawyk, który nieco zanikł wraz z wiekiem, ale nie do końca. Czasami, gdy odpoczywał w domu, wyciągał się na kanapie, włączał telewizor i po prostu rysował. Jeśli został wmanewrowany w długie spotkanie w Yardzie lub utknął w swoim biurze, wykonując tony papierkowej roboty, rysował z roztargnieniem. Często rysował rzeczy dla swoich córek, kiedy były młodsze, a one reagowały za każdym razem, jakby to była najlepsza rzecz na świecie, co sprawiała, że czuł się świetnie. Przypuszczał, że był w tym przyzwoity. Nie było to nic z czego mógłby zasłynąć, nie na dłuższa metę, ale jego prace zwykle były w porządku i dzięki temu był zajęty oraz szczęśliwy. To się naprawdę liczyło.

Ostatnio jego ulubionym przedmiotem rysowania był (jak w wielu innych sprawach) Mycroft Holmes. Młodszy mężczyzna zawsze pod względem wyglądu był uderzający, coś co również posiadał Sherlock, co sprawiało, że dwaj mężczyźni Holmes byli niemal eteryczni. Może to przemawiało jego uwielbienie. Może to, jak bardzo był zakochany w Mycrofcie sprawiło, że myślał w ten sposób. Zapierał dech w piersiach, wydawał się nietykalny i w chwili, gdy zakochał się w tym mężczyźnie, chciał go narysować. Tak też zrobił, wielokrotnie.

Czasami robił to z pamięci lub ze zdjęcia w komórce, a innym razem na niego patrząc. Najlepsze było w tym to, że młodszy mężczyzna, choć był tak błyskotliwy i spostrzegawczy, nigdy nie zdawał się być świadomy tego, co robił. A może to zrobił i po prostu postanowił nie zwracać na to uwagi. Greg naprawdę nie wiedział, ale nic nie szkodzi. Greg nigdy do końca nie zebrał się na odwagę, by pokazać swojemu partnerowi sztukę, która tworzył, ponieważ był samoświadomy i krytyczny wobec siebie, chociaż wiedział, że posiadał przynajmniej trochę umiejętności.

Jednak pewnego dnia w końcu to stało się. Powinien był wiedzieć, że to nieuniknione. Obaj mieli wolne, co było rzadkie, ale niesamowite, kiedy to się działo, więc zasadniczo postanowili nie robić nic znaczącego tego dnia. Pozwolili sobie pozostać w łóżku znacznie dłużej niż zwykle, a Greg tym razem obudził się przed Mycroftem. Usiadł na łóżku, ale bardzo uważał, żeby nie obudzić drugiego mężczyzny.

Uśmiechając się, spojrzał z podziwem na mężczyznę leżącego obok niego, zanim podjął decyzję. Sięgnął do szafki stojącej niedaleko i wyciągnął szkicownik (w komplecie z nowym ołówkiem schowanym w spiralnej oprawie) i zaczął rysować. Minęło trochę czasu, odkąd poważnie skupił się na rysowaniu czegokolwiek i było coś, co przyszło wraz chłodnym dniem spędzonym ze wspaniałym mężczyzną, którego kochał bardziej niż wszystko, co dawało mu inspirację.

O dziwo, udało mu się skończyć rysunek i odłożyć szkicownik, zanim Mycroft zaczął się budzić. Przytulili się do siebie i całowali przez, jak się wydawało, godziny, zanim wstali i wzięli wspólny prysznic. Mogli zrobić sobie loda pod prysznicem, bo czemu by nie?

Nie wychodzili z domu przez cały dzień. Po obiedzie usadowili się w salonie. Mycroft usiadł na jednym końcu kanapy, a Greg położył się na drugim, wciągając nogi i kładąc stopy na kolanach Mycrofta. W telewizji grał jakiś film, a Greg ponownie wyciągnął szkicownik. Jego działania były bardziej oczywiste niż kiedykolwiek, ale chciał znowu rysować.

Zaczął od swojego widoku na patio. Po poświęceniu trochę czasu na naszkicowanie tego, przewrócił stronę i zaczął swój drugi rysunek Mycrofta tego dnia. Widzieć go siedzącego na kanapie, zrelaksowanego i szczęśliwego z lekkim, pozornie trwałym, uśmiechem na ustach, było piękne i idealne.

— Gregory? — Po chwili Mycroft zaczął dociekać.

Gregowi zajęło chwilę, zanim zorientował się, ktoś do niego mówi, ale w końcu zamrugał a jego ręka zatrzymała się, gdy spojrzał znad rysownika.

— Co tam? — zapytał z lekkim uśmiechem, obserwując zaciekawione spojrzenie Mycrofta, który patrzył na niego, jakby znów był niezrozumiałą zagadką. Młodszy mężczyzna często to robił.

— Rysujesz? — zapytał, w końcu podnosząc ten temat.

I oczywiście dokładnie wiedział, co robił. Greg nie mógł powstrzymać uśmiechu.

— Tak — potwierdził, zmieniając sposób, w jaki był rozciągnięty, by poczuć się bardziej komfortowo.

— Czy mogę… — zaczął Mycroft, po czym lekko zacisnął usta, nim dokończył. — Mogę zobaczyć?

Greg zamarł. oblizał wargi, ponownie czując, jak zalewa go samoświadomość. Większość ostatnich rysunków było podobiznami Mycrofta. Zobaczyłby siebie… Greg naprawdę powinien być na to gotowy. Z cichym westchnieniem skinął głową i zdołał się uśmiechnąć.

— Tak — powiedział, podając rysownik. — To tylko przypadkowa rzecz. Hobby, które zaczęło się, gdy byłem młody. To nic specjalnego.

Wyraz twarzy Mycrofta, gdy przeglądał szkicownik, mówił inaczej. Wydawał się być zszokowany, całkowicie oniemiały tym, co zobaczył. Greg patrzył, jak przerzucił stronę na tą, na której znajdował się rysunek z dzisiejszego dnia. Jego palce zawisły nad swoją naszkicowaną postacią.

— Czy to… — zaczął, wpatrując się w sposób, w jaki spał na brzuchu, z prześcieradłami ułożonymi wokół talii. — Czy tak mnie widzisz?

— Tak — powiedział Greg, lekko pocierając tył głowy. – Tak cię widzę.

— Są piękne, Gregory.

— Ty jesteś piękny.

Patrzyli na siebie. Mycroft wyraźnie był zaskoczony tym komentarzem. jednak jego rozchylone usta ułożyły się w uśmiech, gdy odkładał szkicownik. Smukła dłoń spoczęła na chwilę na goleniu Grega, zanim Mycroft pochylił się, by mogli delikatnie się pocałować.

— Są niesamowite — wyszeptał Mycroft w usta Grega. — Jesteś niesamowity.

— Zamknij się i pocałuj mnie.

Greg uśmiechnął się naprzeciwko jego warg, przyciągając go bliżej, aby uniknąć dalszego zakłopotania, które czuł w postaci rumieńca pełzającego mu po policzkach.