Po wielu tygodniach nauki, nadal mu nie przechodziło. Nie mógł wyjaśnić, dlaczego jego plan powrotu do szkolnego trybu życia nie powiódł się. Po prostu nie udało się. Nie mógł tego zrozumieć. Musiał istnieć jakiś powód. Musiał. Czuć się tak wiecznie przygnębionym bez żadnego powodu było nie do zniesienia. Musiał jakoś wyjaśnić swoje uczucia.
Remus usiadł na ślepo, w ciszy odsłaniając karmazynowe zasłony z naokoło łóżka. Rozejrzał się po ciemnym pokoju, udając obojętność na światło księżyca, które spływając zza okna rzucało srebrzysty cień w poprzek jego łóżka. Podciągnął do piersi kolana, tak, aby światło nie dotykało jego stóp i utkwił wzrok w świecące czerwone numerkach unoszące się nad stolikiem Jamesa.
Trzecia dwadzieścia cztery. Do tej pory nie udało mu się zasnąć, bynajmniej nie dlatego, że nie próbował. Leżał w łóżku od jedenastej, ale jego umysł nie chciał spocząć. Jego ciało wołało o sen, każda część jego ciała była obolała. Ból przeszył go poczynając od jego chudych ramion przez żołądek, kończąc na głowie, gdzie się zatrzymał. Potarł nadgarstek sztywnymi, szorstkimi palcami, starając się ulżyć od piekącego szczypania w stawach. Potrzebował snu.
Lecz sen, zdawało się, opuścił go mniej-więcej dwa miesiące temu.
Remus siedział zupełnie nieruchomo, słuchając nieobecnie oddechów jego śpiących przyjaciół. Od czasu do czasu dało się usłyszeć zaspany chichot dochodzący od strony łóżka Jamesa. Remus stłumił chichot słysząc, że James znów zaczął dostawać jedną z tych swoich głupawek. Właśnie kimś takim był James. Zawsze pełen optymizmu, zawsze gotów na dobrą zabawę. Ktoś taki, kto śmieje się przez sen. Remus przyznał się sobie, że zazdrościł mu. Jedyne, czego on mógł się spodziewać po obudzeniu to czerwone oczy, ślady wyschniętych łez spływające pod dziwnymi kątami po jego twarzy. Zawsze miał problemy ze snem. Zawsze czuł się nieswojo w nocy. Zasypianie było najgorsze. Zajmowało mu to godzinę czy dwie, a potem, gdy wreszcie udawało mu się zasnąć, budził się płacząc nad snem, którego nawet nie pamiętał.
Przypuszczał, że jego podświadomość znała jego ponurą przyszłość zanim on sam ją poznał. Ale z drugiej strony, było to dość głupie. Czy on naprawdę wyobrażał sobie, że może mieć normalne życie? Szczęśliwe życie? Dlaczego uważał, że te rzeczy były w jego zasięgu? Jak mógł być tak naiwny? Teraz wydało mu się to wszystko tylko bardzo głupim marzeniem. To było nie fair.
Myśli pędziły, dominując i przezwyciężając się nawzajem, każda posępna myśl, jaka kiedykolwiek została stworzona. Tak było zawsze, gdy był sam. Zwłaszcza w nocy, kiedy nic nie mogło go rozproszyć. Nienawidził tego. Jego głowa przepełniała się okropnymi myślami i obrazami, zlewając w jedną, gigantyczną, rozlazłą masę smutku. Nienawidził tego, kim był, kim się stał. Ale w sumie, nikim się nie stał. Był dokładnie taki sam jak przed ostatnimi wakacjami. Ale wcześniej… Uważał się za istotę osobną od tego złego stworzenia, które zakorzeniło się w nim. Nawet po tym, co wydarzyło się w piątej klasie. Pomimo tego, że z łatwością mógł wtedy zabić Severusa Snapea, to on był ofiarą. Był niewinny.
A teraz wiedział. Wiedział, że nie był ani odrobinę niewinny. Nie był tylko pechowym chłopakiem, bez winy, który regularnie był wybierany na ofiarę przez ohydnego potwora. To on był potworem. Zło nie czaiło się w nim nieproszone, czekając, aby co miesiąc z niego wyjść i zabijać. On był złem. Był winny.
Wina zżerała go od środka. Czuł się winny okłamywania samego siebie, za przekonywanie się, że był zdolny… czegokolwiek. Przyjaźni, miłości, zaufania, szczerości… Czuł się winny okłamywania innych. Zwłaszcza jego przyjaciół. Nie, ludzi, których on w swojej złośliwości oszukał, aby wierzyli z te same kłamstwa, które kiedyś wmówił sobie. Właśnie teraz się oszukiwał. Potwory nie mogły czuć się winne.
Nie prosił się o to wszystko.
James znów zaśmiał się nieprzytomnie. Usta Remusa zadrżały, tym razem nie do uśmiechu. Ścisnął je rozdrażniony i szarpnął kotary tak, zamykając się w łóżku.
Rozległ się szelest prześcieradeł prześcieradeł z lewa.
- Mmm… Luniaczku, nie śpisz? – Usłyszał niewyraźny, zaspany jeszcze szept Syriusza.
Zignoruj go. Remus cicho położył się, wstrzymując w sobie oddech. Zacisnął mocno oczy, próbując utrzymać gorzkie łzy pod powiekami. To było nie fair. To nie zawsze było jego przeznaczeniem. Kiedyś był dokładnie tacy, jak inni. Chociażby parę miesięcy temu. A teraz… Złapał haustem powietrze i łzy uwolniły się spod tej słabej zapory. Zakrył usta rękoma, wstrzymując powietrze, aby zapobiec wydaniu się jakichkolwiek innych dźwięków. Nigdy nie był tacy jak inni. Musiał się przekonać. W końcu bycie dręczonym co miesiąc przez potwora wydawało się przekonującym argumentem na jego ciągłą rozpacz. To była dobra wymówka. Musiał tylko w to uwierzyć.
- Remus? – Szepnął znów Syriusz.
Remus przesunął swe dłonie w górę, aby pokrywały całą jego twarz w kolejnej próbie powstrzymania zawstydzających go łez. Znów złapał gwałtownie powietrze. Tym razem poddał się niemym szlochom, jego ramiona trzęsąc się z każdym kolejnym wdechem. Podciągnął kolana.
Syriusz usiadł na brzegu swego łóżka, zerkając w ciemność zza purpurowych firan. Jego twarz wypełniła się troską, gdy słuchał nierównych szlochów Remusa, zastanawiając się, czy powinien do niego podejść. Po spokojnym przesiedzeniu paru minut, Syriusz ostatecznie zdecydował, że byłoby to zbyt krępujące, gdyby podszedł.
Położył się z powrotem, przytulając poduszkę i marszcząc brwi. Nie rozumiał Remusa. Coś się z nim stało. Był inny. Postara się zapytać Remusa o to jutro. Na razie musi się wyspać.
Syriusz patrzył się obojętnie na rzędy i rzędy książek stojących przed nim, głowę podparł o jedną rękę. Palce głośno bębniły o duży drewniany stół. Dzisiejszy dzień był dość dziwny. Cały dzień minął mu na udawaniu, że nic się nie stało, pomimo faktu, że bardzo się martwił o swego chłopaka. Płakał wczorajszej nocy. Nigdy w tych wszystkich latach przyjaźni Huncwotów żaden z nich nie płakał, z tego, co wiedział Syriusz. Cóż, oprócz Jamesa, który w trzecim roku oberwał tłuczkiem w głowę podczas swego pierwszego meczu Quidditcha i natychmiast zaczął ryczeć jak dziewczynka. Syriusz uśmiechnął się, wydając krótki, bezgłośny chichot na wspomnienie tej jednej, pięknej godziny. Kochał Jamesa niczym brata, więc oczywiście dokuczanie mu z tego powodu było rzeczą jak najbardziej braterską. Potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, że odpłynął. Najważniejszą rzeczą było to, że Remus miał jakieś problemy, a Syriusz nie miał pojęcia, jakie i jak je rozwiązać.
- Co cię śmieszy? – Mruknął Remus rozproszony, opóźnienie pytania odpowiadając temu, że był pogrążony w postrzępionej, poplamionej masywnej książce.
- Och – Syriusz znów cicho zachichotał. – Nic.
Minęła kolejna długa pauza, podczas której Syriusz niecierpliwie oczekiwał na rozproszone żądanie Remusa, aby mu powiedzieć, z czego się roześmiał. Remus zawsze to robił. Nienawidził, gdy ludzie coś przed nim ukrywali, zawsze przyjmował wtedy taki seksowny, zdenerwowany wyraz twarzy gdy nie chcieli mu czegoś powiedzieć. Czasami, w minionych latach, Syriusz robił to specjalnie tylko po to, aby zobaczyć tę minę. Syriusz zerknął na Remusa. Brak seksownej rozczarowanej miny. Syriusz, raczej zniechęcony obojętnością drugiego chłopaka, położył głowę na stole, układając pod nią swe ramiona.
Remus zdecydowanie zachowywał się dziwnie. W półtora tygodnia zdmuchnął go przynajmniej trzy razy więcej niż w całym czasie, gdy byli ze sobą w zeszłym roku. Syriusz zmarszczył brwi. Zaczynało go to denerwować. Remus sprawiał, że czuł się taki… niechciany. Syriusz Black nigdy nie czuł się niechciany, zwłaszcza przez jedyną osobę, którą naprawdę chciał, aby go chciała. Szybko się zdecydował. Dowie się, co gnębi Remusa i naprawi to. I wszystko znów będzie szczęśliwe.
- Luniaczek? – Syriusz spojrzał się w górę na chłopaka z miejsca gdzie jego głowa spoczywała na stole.
Obserwował orzechowe oczy Remusa, które przeskoczyły jeszcze parę linijek, po czym śpiesznie odparł:
- Hm?
- Co się stało?
Kolejne opóźnienie odpowiedzi.
- Nic. Uczę się.
Oczy Syriusza patrzyły na Remusa, którego oczy nadal zwrócone były ku książce, choć teraz patrzyły bez ruchu. Przestał czytać. Syriusz nie był całkiem pewien, co teraz powiedzieć.
- Eee… Przestań.
Remus wahał się moment, nadal udając, że czyta.
- Nie zaliczę.
- Pouczysz się później. Słuchaj, pogadaj ze mną chwilę.
- Poczekaj.
Oczy Remusa skupiły się na innym punkcie strony, dając wrażenie czytania. Syriusz jednak nadal obserwował jego oczy zbyt dokładnie, aby się dać zmylić. Syriusz milczał chwilę, czekając, aż Remusowi przejdzie i zacznie rozmawiać. Oczy Remusa nadal się nie poruszały.
Syriusz zaczynał się denerwować.
Remus zmarszczył brwi, czując gorący wzrok Syriusz drążący jego. Odwrócił wzrok od swojej książki, kuląc się trochę w sobie na widok spojrzenia, jakie posyłał mu Syriusz.
- Co?
- Przestań być takim dupkiem. – Warknął miękko Syriusz, podnosząc się szarpiącym ruchem z krzesła, które odsuwane wydało głośny szurający dźwięk.
Zanim Remus zdążył cokolwiek powiedzieć, Syriusza już nie było.
Zatrzymał się skrycie tuż za rogiem regału. Podszedł do odległego krańca półek, gdzie Remus nie mógł go dojrzeć, i wolno wyjrzał zza krawędzi.
Remus siedział patrząc się w ogólnym kierunku drzwi biblioteki. Powoli odwrócił się z powrotem w stronę książki. Utkwił w niej na chwilę wzrok, zanim pozwolił jej opaść płasko na stół, marszcząc różnie każdą z brwi. Gapiąc się pustym wzrokiem w jakiś punkt na stole, skrzyżował ciasno ramiona na piersi.
Syriusz poczuł nagłe ukłucie winy, obserwując w tajemnicy swego chłopaka. Doskonale mu poszło polepszenie humoru Remusowi.
Jedna z dłoni Remusa nieświadomie wytarła coś z jego twarzy.
Cholera. Znowu płakał? Syriusz zaczynał głęboko żałować tego, jak pozwolił puścić swoim nerwom. Przez parę bardzo długich minut stał bezgłośnie patrząc się na nieruchomą postać Remusa. Po chwili Remus sztywno wstał i powędrował ku wyjściu ze zwieszoną głową.
Syriusz stał tam jeszcze chwilę po jego odejściu, zastanawiając jak mógł być takim dupkiem dla kogoś, na kim tak mu zależało.
Po jeszcze paru następnych tygodniach nauki, Syriusz zaczął zauważać, że wpadli w dość bolesny cykl. Remus zachowywałby się dziwnie, więc Syriusz próbowałby mu pomóc. Remus potem przyjmowałby pomoc Syriusza, i tak czy inaczej, rzucił mu ją w twarz, powodując sfrustrowanie Syriusza i głupie uwagi z jego strony, które tylko sprawiały, że obydwoje czuli się gorzej. Syriusz wtedy czując się źle, bo sprawił że Remus czułby się źle, natychmiast by go przeprosił. Cieszyliby się radosnym pojednaniem parę dni, nawet jeżeli w połowę czasu ich zgody Remus wydawał się bardziej zamyślony i przygnębiony niż szczęśliwy. Syriusz spostrzegałby to, i znów, starając się go pocieszyć, rozpocząłby cały cykl.
Żeby być całkiem szczerym, Syriusz czuł się dość zmęczony tym wszystkim. Bardzo lubił Remusa. Nigdy nie miał wątpliwości, co do niego czuł, patrząc, czy myśleć o nim, mógł to określić jedynie słowem „miłość". Nawet tak dobrzy przyjaciele, jakimi byli James i Peter nigdy nie kochali Remusa tak jak Syriusz. Więc jako wynik ciągłego zamyślenia Remusa, po prostu przestali się z nim trzymać. Syriusz nie mógł ich za to winić. Remus wydawał się zdeterminowany aby odsunąć od siebie wszystkich, wszystkich zdecydowanie dobrze mu to szło.
Ale Syriusz nie da się odsunąć. Za bardzo zależało mu na Remusie. I znał go nazbyt dobrze aby sądzić, że naprawdę chciał wszystkich odsunąć. Ale to wciąż nie zmieniało faktu, że był zmęczony ciągłym poniżaniem. Remus go ranił. Jednakże, Syriusz, teoretyzował, że Remus pewnie bardziej rani samego siebie. Dlatego nie mógł po prostu odejść, nieważne jak duża jego część chciała.
