- Hej, Syriusz. – Zawołał James, jego orzechowe oczy śmigając po kartce pergaminu, który trzymał w ręku. – Mama mówi, że dostała jeszcze jeden list od twojej matki.
- O boże. – Mruknął Syriusz, odsuwając sprzed siebie talerz z na wpół zjedzonym tostem. – Co tym razem napisała?
Zakłopotany Remus popatrzył się na Jamesa.
- Mówi, że zebrała już ostatnie z twoich rzeczy i przyśle je do mojego domu w przyszłym tygodniu.
- Uch. Przepraszam. Czy twoja mama się zgodziła na to? – Syriusz westchnął głęboko, ugniatając kostkami palców czoło.
- Mm. Tak. Mówi, żebyś się nie przejmował, że będzie jej bardziej jak przyjemnie przyjąć cię u nas, że nasz dom jest twoim domem, że głęboko współczuje ci z powodu twoich problemów rodzinnych, i… - Recytował James z listu. – Masz, może po prostu sam to przeczytaj?
Pochylił się nad stołem, podając list Syriuszowi. Wskazał trzeci akapit.
- Tutaj zaczyna mówić o tobie.
- Dzięki. – Powiedział Syriusz marszcząc brwi podczas czytania.
James i Remus patrzyli uważnie na jego twarz, widząc jak przybiera coraz bardziej obrzydzoną minę. Peter był odwrócony do nich tyłem, podniecenie rozmawiając z jakąś ładną Krukonką, zupełnie nieświadom czegokolwiek innego wokół siebie.
W końcu Syriusz skończył czytać list i oddał go Jamesowi.
- Przypomnij mi dziś wieczorem, abym napisał do twojej mamy list z przeprosinami.
James potrząsnął głową.
- Nie, nie. Naprawdę jej to nie przeszkadza.
Syriusz westchnął.
- Głupia suka… Moja, nie twoja. – Dodał w razie jakichkolwiek wątpliwości, co do tego, czują matkę obrażał.
Remus milcząc wpatrywał się w stół, podczas gdy James i Syriusz nadal rozmawiali, czując się niezmiernie głupio, iż nie ma pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.
Salę ogarnął chaos, gdy zabrzmiał dzwonek sygnalizujący koniec śniadania. Uczniowie zaczęli przepychać się przez tłum, aby odebrać swoje książki przed pierwszą lekcją. James ruszył w stronę Lily Evans, jak zwykle. Postanowił, że jeżeli bezpośrednie zaloty najwyraźniej nie skutkują, powoli zdobędzie ją swym zdawkowym urokiem. Uśmiechnęła się widząc jak pośpiesznie do niej podchodzi. Syriusz uśmiechnął się pod nosem. Plan Jamesa zdawał się działać.
- Hej, ee… Syriusz? – Powiedział cicho Remus wspólnie z nim idąc do pokoju wspólnego, po książki.
- Hm?
- Co się dzieje? Z twoją mamą i w ogóle?
- Och… Nie wiedziałeś? Nie przeczytałeś żadnego tych listów, które wysłałem ci w lato?
- Ee… - Żołądek Remus skręcił się z winy.
- Nie dostałeś ich czy coś?
Remus idąc wpatrywał się w podłogę.
- Ale czemu miałbyś to zrobić? Nie dbasz o nic prócz siebie? Nie. Wiesz co? Zapomnij. Po prostu… - Westchnął próbując stłumić w sobie złość i urazę. – Wyjaśnię ci to kiedy indziej.
Podbródek Remusa drgnął lekko. Zaległa długa cisza, zanim Remus odezwał się cicho:
- Przepraszam. – Czuł się głupio. Dlaczego po prostu nie powiedział Syriuszowi, co się naprawdę stało? Czasami nie potrafił się zrozumieć. Był tak niedorzecznie wredną osobą.
- Nie szkodzi.
Syriusz przyśpieszył trochę kroku, mając nadzieję, że Remus zrozumiał, że bardzo szkodzi.
Wieczorem tego samego dnia, Syriusz wspiął się przez wejście za portretem, wstępując w zatłoczony pokój wspólny Gryffindoru. Przystanął na chwilę, skanując wzrokiem okupantów każdej kanapy i fotela. Remusa nigdzie nie było widać, jak zwykle. James siedział na oddzielnej kanapie rozmawiając z chichoczącą Lily. Petera też jakoś dziwnie nigdzie nie dało się zauważyć. Syriusz właśnie chciał usiąść przy Justynie Upchurchu, szóstoklasiście, z którym zazwyczaj całkiem nieźle się dogadywał, ale uderzyło go nagłe poczucie winy. Powinien iść poszukać Remusa. Minął wszystkich i wszedł po spiralnych schodach do dormitorium siedmioklasistów.
- Hej. – Zawołał Syriusz widząc Remusa na łóżku, kilkanaście książek rozłożonych wokół niego i kawałek pergaminu na kolanach. – Czemu nie siedzisz na dole?
Remus spojrzał się na niego w górę, uśmiechając się przelotnie w ramach powitania.
- Za duży hałas. Gdzie byłeś?
- Ee… - Syriusz wzruszył ramionami. – Tu i tam. – Przesunął parę książek Remusa i usiadł w nogach łóżka. – Co piszesz? – Skinął głową na pergamin i pióro w ręce Remusa.
- A, nic. To tylko list.
- Do kogo?
- Do mamy. – Remus zawahał się nim dodał- Pytam się, czy ma twoje listy.
Syriusz wydawał się zakłopotany.
- Czemu twoja mama miałaby mieć moje listy?
- Cóż, przypuszczam, że w pewnym sensie zabierała mi moją pocztę.
- Co? Dlaczego?
Remus wzruszył ramionami.
- Więc nie pozwalała ci czytać twoich własnych listów?
- Chyba.
Syriusz wydawał się dość obrażony w imię swego chłopaka.
- Dlaczego? Nawet moja matka nigdy by tego nie zrobiła! Myślałem, że twoja mama jest miła!
- Jest.
- Więc czemu nie dawała ci twojej własnej poczty?
- Nie wiem. To długa historia.
- Mam czas. – Syriusz zmarszczył brwi.
Remus potrząsnął głową.
- Nie martw się o to.
Syriusz siedział przez chwilę nieruchomo, próbując postanowić, co chciał najpierw powiedzieć.
- Więc… Dlaczego mi po prostu nie powiedziałeś? To znaczy, że ich nie dostawałeś.
- Nie wiem. Nie chciałem, żebyś się o mnie martwił.
Remus gapił się na dół w niedokończony list, unikając spojrzenia Syriusza.
- Ponieważ nic, oprócz faktu, że nie odpisywałeś na moje listy jest martwiące.
Remus obciągnął długie rękawy swojej koszulki na dłonie zanim spojrzał się na Syriusza.
- Co to miało znaczyć?
Syriusz spojrzał się na niego z niedowierzaniem, zdumiony, że mógł pytać się o coś tak oczywistego. Uśmiechnął się niezdarnie.
- Ty… Ee… - Wzruszył ramionami.
To musiała być jedna z tych rzeczy, które są tak oczywiste, że nie da się ich wytłumaczyć.
- Nie jesteś… Sobą. Każdy to zauważył. James, Peter. Oni też się o ciebie martwią. I tona innych ludzi się o ciebie pytają. Nie możesz tak po prostu wszystkich od siebie odciąć, wiesz?
Remus kiwnął głową.
Nastąpiła długa, krępująca cisza. Remus uparcie wlepiał wzrok w swój list, starając się ignorować to, jak mierzyły go oczy Syriusza.
- To… chcesz mi powiedzieć, co jest nie tak?
Remus gwałtownie potrząsnął głową.
- Czemu?
Syriusz wydawał się bardzo zraniony i rozdrażniony. Było jasne, że nie spodziewał się przeczącej odpowiedzi.
- Przestań. – Remus zmarszczył brwi. – Przestań się mnie pytać.
Syriusz patrzył na niego w niedowierzaniu.
- Wiesz, nie jesteś jedyną osoba na tym świecie, która ma uczucia. Mógłbyś się postarać nie być takim cholernym samolubem na sekundę i zobaczyć, jak bardzo mnie ranisz? To znaczy… Za każdym razem, kiedy mówisz mi coś takiego i zakładasz, że mi na tobie nie zależy i zachowujesz się, jakby nic między nami nie było… To jak wielki policzek w twarz. – Syriusz odwrócił wzrok. – I mówisz, że ci na mnie zależy, ale potem idziesz i robisz, jakby było dokładnie na odwrót.
- Nie robię tego specjalnie.
- Tak, ale… - Syriusz westchnął. – Tak jest, czy tego chcesz czy nie.
- Przepraszam.
- Ale… Okej. Gdyby mnie coś gnębiło, i bym zachowywał się jak chodząca śmierć, nie zmartwiłbyś się?
- No tak…
- Nie chciałbym, żebyś się przeze mnie smucił, Luniaczku. Jakbym potrzebował pomocy, nie trzymałbym tego w tajemnicy. Powiedziałbym ci, co jest nie tak.
- Nie powiedziałeś mi o tej sprawie z twoją matką.
- Powiedziałem! Powiedziałem ci w tych listach… Więcej niż kiedykolwiek mówiłem Jamesowi.
- Ale jeszcze ich nie czytałem…
- To wyślij to do swojej mamy i je przeczytaj.
- Tak zrobię. Ale, co się wydarzyło? Tak tylko, żebyś nie trzymał tego w tajemnicy, rozumiesz. – Na twarzy Remusa mignął uśmiech.
- Eh… - Syriusz machnął ręką odprawiająco, wyraz pogardy szerząc się na jego przystojnej twarzy. – W zasadzie ja i moi rodzice pokłóciliśmy się i pozwoliłem sobie nigdy więcej nie postawić stopy w tym plugawym domu.
- Boże… Tak mi przykro.
- W porządku. Rodzice Jamesa pozwolili mi u niego zostać. – Syriusz podrapał się po głowie, czochrając swoje lśniące czarne włosy. – Właściwie bardzo mi ulżyło, gdy wreszcie się stamtąd wyrwałem… Cóż, wiesz jak było. Musiałeś słuchać mojego marudzenia na ten temat już siedem lat.
- No. To rozmawiałeś z nimi od tej pory?
Syriusz potrząsnął głową, wzruszając ramionami.
- Moja matka wysłała parę listów rodzicom Jamesa, ale w większości tylko informując o tym, że przesyła tam moje rzeczy, Przypuszczam, że ten dzisiaj będzie ostatni, skoro już więcej moich rzeczy tam nie ma. – Zaśmiał się sucho, jego głos pobrzmiewając goryczą. – Wysłała mi jeden, aby powiedzieć, że mam w żadnym wypadku nie odzywać się w szkole do Regulusa.
- O mój boże… Naprawdę mi przykro. I co, odzywałeś się?
Syriusz znów potrząsnął głową.
- Odkryłem, że moja stara strategia udawania, że on nie istnieje, nadal całkiem dobrze działa.
- Boże… Czemu mi nigdy o tym nie wspomniałeś?
- Mógłbym cię spytać o to samo.
- Słuchaj, przepraszam. Już mówiłem, nie chciałem…
- Nie chodzi mi o listy. Czemu mi nigdy nie wspomniałeś o tym, co się stało twojemu ojcu?
Remus zastygł, jego serce nagle bijąc bardzo szybko.
- Skąd o tym wiesz?
- Tata Petera pracuje w oddziale uraz magizoologicznych w Świętym Mungu.
- Aha. Jasne. – Powiedział obojętnie Remus, zakładając rękę na rękę, aby ukryć fakt, że się trzęsły. Nieudanie próbował, aby jego głos brzmiał niedbale i lekko.
- Hm, czy… Czy te rzeczy nie powinny być poufne?
- Cóż, owszem. Po prostu wrócił pewnego dnia do domu i stwierdził: „Hej, Peter, nie masz przypadkiem kolegi o nazwisku Lupin?", a Peter na to: „Jasne, że mam, tato.", a tata: „Dziś trafił do nas jego ojciec, wyglądał dość kiepsko.", czy coś.
- Mmm. – Remus pokiwał głową.
- Ale on nie ma pojęcia, że…
- Dobra. – Wciął się Remus, wstając na chwiejnych nogach. – Idę to wysłać. – Podniósł trzęsący się w jego ręce pergamin i pomaszerował w stronę drzwi.
- Pójdę z tobą. – Syriusz wstał i ruszył za nim.
- Nie. – Powiedział niepewnie Remus, szarpiąc klamkę. – Nie dzięki.
Syriusz zmarszczył brwi, gdy drzwi trzasnęły mu tuż przed nosem.
Remus, potykając się zszedł krętymi schodami do pokoju wspólnego.
- Hej, Remus! – Zawołał za nim James. – Gdzie idziesz?
Remus wciąż szedł w kierunku portretu, jego rozszerzone oczy zerkając na James a zamiast odpowiedzi.
- Co się stało? – James zaczął do niego podchodzić.
- Nic. – Remus potrząsnął żarliwie głową zanim nie przeszedł przez drzwi, trzaskając nimi za sobą i uciekając biegiem.
