Remus obudził się nagle, jego całe ciało pobrzmiewając echem ostrego bólu, wizjami krwi i chaotycznych ciał wijące się po jego głowie. Usiadł. Miał najbardziej wstrząsający sen. Spróbował sobie przypomnieć, ale pamiętał tylko tyle, w była tam krew. Wydawało się, że było coś jak lustro. I drut. Drut przecinający się przez skórę. Czuł fizyczny ból gdy próbował sobie przypomnieć cokolwiek więcej.
Zegar Jamesa wskazywał 2:26. Rozejrzał się w ciemności, tak jak zwykle, gdy nie mógł spać, ale nie zadał sobie tego trudu, aby odsunąć się od blasku księżyca. Spojrzał w dół poprzez srebrne światło na kołdrę pokrywającą jego własne ciało. Wszędzie widział krew. Spojrzał się na podłogę. Była cała we krwi. Ściany ściekały krwią. Zamknął oczy, uświadamiając sobie, że tylko go oszukiwały. Ale i tak, wyszło to od zdekoncentrowanej strony. Cicho wyszedł z łóżka, wciągając na siebie pomarszczoną koszulkę, która leżała na podłodze. Potknął się o stojak na kapelusze Petera w ciemności po omacku szukając drzwi do pokoju wspólnego.
Po zejściu ze schodów, smutno klapnął na jedną z dużych kanap. Miał nadzieję, że nikogo nie obudził przewracając przypadkowe przedmioty. Westchnął.
Po raz kolejny spróbował przypomnieć sobie swój sen. Był choro realistyczny. Nienawidził, kiedy nie mógł przypomnieć sobie swoich snów. Nagle skrzypiący dźwięk doszedł go ze strony klatki schodowej. Głowa Remusa gwałtownie się obróciła. Przeszła go fala ulgi, gdy zobaczył Syriusza wchodzącego do pokoju wspólnego, wyglądając na raczej zaspanego i rozczochranego.
- Wystraszyłeś mnie. – Powiedział cicho Remus z miejsca gdzie siedział na jednej z czerwonych kanap, siedząc raczej sztywno z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Przepraszam. – Powiedzał drugi chłopak padając obok Remusa, ziewając. – Czemu nie śpisz?
- Och. E... Koszmar. – Uśmiechnął się wstydliwie. – Przepraszam, jeśli cię obudziłem.
- Nie tam. – Syriusz machnął odprawiająco dłonią. – Nie szkodzi. O czym koszmarowałeś?
- Nie pamiętam. Ale był straszny. – Remus potrząsnął głową.
- Ooo. Chcesz, żebym cię przytulił? – Powiedział drwiąco, uśmiechając się.
Remus się zaśmiał.
- Jasne. Czemu nie.
- Ooo, biedne dziecko. – Uśmiech Syriusza poszerzył się, gdy objął delikatnie drugiego chłopca.
Już od bardzo dawna nie mieli żadnego rodzaju kontaktu fizycznego. Faktem było, że nawet porządnie się nie pocałowali od czasu minionego roku szkolnego. Teraz wydawało się to takie nieznajome, że Syriusz niemalże bał się go dotknąć, zwłaszcza odkąd za każdym razem próbował go objąć czy dotknąć Remus by się cofał. To było w pewnym sensie zahamowaniem ich związku fizycznego.
W tej chwili, w każdym razie, Remus wydawał się zapomnieć o swoim rzekomym wstręcie do dotyku, i nieustępującym złym humorze. Owinął ręce wokół Syriusza, przyciągając go blisko siebie.
Syriusz uśmiechnął się, wniebowzięty.
Remus oparł swą głowę o bark Syriusza, posyłając dreszcz wzdłuż kręgosłupa Syriusza, czując ciepły oddech drugiego chłopaka na swej szyi. Syriusz, w zamian, położył swoją głowę na barku Remusa. Praktycznie czuł, jak Remus wtapia się w niego. Syriusz pocałował go w kark.
Remus uniósł dłoń, aby unieść trochę lśniących, czarnych włosów Syriusza z jego półprzymkniętych oczu, zachwycony ciepłem i bezpieczeństwem bycia tak blisko drugiego chłopaka. Z jedną ręką na karku Syriusza, a drugą silnie trzymającą jego plecy, Remus przesunął się na kanapie tak, aby byli bliżej.
Syriusz znów pocałował Remusa w kark. Ręce Remusa wędrowały po szerokich plecach Syriusza, opuszki palców mocno przyciśnięte do materiału jego koszuli.
Syriusz zaczął wciąż na nowo całować szyję Remusa, uczucie rąk Remusa doprowadzając go lekko, tak bardzo powoli, do szału.
- Nie mogę... – Remus zaśmiał się cicho, przesuwając się jeszcze raz. – Nie mogę wystarczająco się do ciebie zbliżyć.
Syriusz ciaśniej owinął ramiona wokół drugiego chłopaka.
Oczy Remusa przymknęły się, ale potem otworzył je szeroko. Pod powiekami ujrzał, tylko na dziesiątą sekundy, mężczyznę idącego w przydużej kurtce, jego ramiona wyciągnięte. Jeżeli dziki wyraz na znajomej twarzy, twarzy jego ojca, nie był dość przerażający, była reszta jego ciała po to, aby się tym zająć. Kurtka jego ojca była otwarta, odsłaniając nagie, pozbawione skóry, krwawiące ciało. Różowe, zakrwawione mięśnie na białych kościach, krew dowolnie spływając z rozerwanej skóry...
Remus poczuł szept drugiego chłopaka na swej szyi.
- Właśnie poczułem, jak Twoje serce przyspieszyło...
Remus po prostu wlepił wzrok w plecy Syriusza, znajdując widok swoich dłoni przyciśniętych do szarej koszulki Syriusza uspakajający, ale nie aż tak, żeby pozbyć się tego przerażającego widoku. Może to było w jego śnie. Wydawało mu się, że to było coś w stylu tego, co właśnie widział... Przycisnął się bliżej do Syriusza, ich klatki piersiowe trzymane ciaśniej, niż to naprawdę było wygodne.
Syriusz wycofał się z ich objęcia. Remus uniósł głowę, myśląc, że jakimś sposobem Syriusz zobaczył obraz z jego myśli, i, jak on sam, chciał uciec. Zamiast tego, jak tylko uniósł głowę, poczuł jak jego policzek jest głaskany przez jedną z dużych, gładkich rąk Syriusza, zanim przejmujące usta nie spotkały tych jego.
Namiętny pocałunek, który nastąpił, był wystarczająco oszałamiający, choć Remus nie odważył się zamknąć oczu. Po paru napiętych minutach, Syriusz się odciągnął, pozostawiając jego usta niezadowalająco puste.
- Nie czujesz się czasami samotny? – Wyszeptał Syriusz nagląco, jego twarz wciąż oddalona od Remusa jedynie o centymetry.
- Co masz na myśli?
- Na przykład teraz. – Jedna z dłoni Syriusza delikatnie pieściła policzek Remusa, jego kciuk ciągnąc się po wargach drugiego chłopca.
Remus nie odpowiedział, patrząc w szare oczy Syriusza zmieszany.
Syriusz jeszcze raz oparł swą głowę o ramię Remusa, i ciągnął dalej.
- To znaczy... Tak jak mówiłeś. Chcesz być blisko... Ale zdaje się, że nie możesz dostatecznie się zbliżyć. To znaczy, nie ważne jak blisko siebie jesteśmy, zawsze chcę być bliżej czy coś... To jak... Nigdy nie mogę być z tobą tak jak tego chcę...
- Ee... Co?
- Nie wiem...Tylko, nigdy nie wiem, o czym myślisz, i ty nigdy nie wiesz, o czym ja myślę. Tak jakby... Kiedy jesteśmy tak blisko, nasze ciała nas od siebie oddzielają...
Remus przycisnął swe dłonie ciaśniej do pleców Syriusza.
- Nie wiem... Ee... Bezsensowne ględzenie... Ale wiesz, o co mi chodzi, prawda? – Spojrzał się w orzechowe oczy Remusa. – Czuję się jakby... Uwięziony w sobie. Bo... Dopóki jestem z sobą nie mogę być z tobą... Czy coś.
Syriusz zmarszczył brwi, próbując wymyślić sposób, żeby właściwie określić chęć naprawdę poznania Remusa.
Remus uśmiechnął się szeroko.
- To było takie głębokie, Łapo.
- Przymknij się. – Warknął żartobliwie Syriusz.
Remus zaśmiał się.
Serce Syriusza podskoczyło. Remus był prawie... Normalny. Nie ważył się jednak nic o tym wspomnieć. „Nie zaglądaj koniowi w zęby" i te sprawy.
- Mówiłem poważnie. – Śmiał się cicho wraz z Remusem. – Hej, spójrz na to.
Remus spodziewał się, że Syriusz zrobi coś wywierającego duże wrażenie. Zamiast tego, Syriusz po prostu położył się na boku, pociągając za sobą Remusa.
- Niesamowite. – Uśmiechnął się Remus, wsuwając rękę pod Syriusza, tak, że znów byli blisko siebie, ich nosy niemal się stykając.
Usta Syriusza znów odnalazły te Remusa, naciskając mocno w płomienny pocałunek. Remus odwzajemnił się, pomimo faktu, że w jego piersi znalazło się niechciane ukłucie winy. Nieważne jak bardzo próbował je zwalczyć, wina zdawała się wzrastać proporcjonalnie do tego, jak ogniście całował go Syriusz.
W końcu, masywna bryła winy w piersi zwyciężyła nad pozostałymi emocjami, które tworzył pocałunek Syriusza.
Remus gwałtownie się odsunął.
Syriusz zwyczajnie wychylił się i pocałował go jeszcze raz.
Znów, Remus cofnął się, zasługując sobie na ciche:
- Co się stało?
- Nic. – Powiedział Remus, próbując walczyć z niechcianymi i nieusprawiedliwionymi uczuciami.
Oczy Syriusza zamknęły się, jedna z jego dłoni wyciągając się, aby pogłaskać policzek Remusa.
- Em...
Oczy Syriusza powoli znów się otworzyły.
- Dzięki za hm... Wytrzymywanie ze mną. – Remus unikał wzroku Syriusza, dość ciężkie zadanie, ich twarze będąc centymetry od siebie.
Syriusz uśmiechnął się.
- To nie jest „wytrzymywanie".
Zaległa krótka pauza.
- Kocham cię. – Słowa zdawały się wysypywać z ust Remusa.
Trzymał je tam już całkiem długi czas, i przypuszczał, że najzwyczajniej opuścił uwagę i nie był w stanie ich zatrzymać. Czuł się trochę źle. W krótką godzinę zwalił wszystkie barykady, które ustawiał wokół siebie, żeby nie wpuścić Syriusza. Ale, jakoś, czuł się szczęśliwszy niż od dłuższego czasu, nawet, jeżeli ta świadomość przynosiła mu więcej winy.
Syriusz leżał nieruchomo zanim wyszeptał:
- Ja też cię kocham, Luniaczku.
Serce Syriusza biło bardzo szybko; był pewien, że Remus to czuje. Nigdy przedtem nie powiedzieli sobie, że się kochają, ani nic podobnego w tej dziedzinie. Nawet w ostatnim roku, kiedy byli sobie tak niesamowicie bliscy, nigdy nie mówili nic poza „bardzo cię lubię.". Syriusz przyznał się sobie niechętnie, w tej chwili czuł się równie roztargniony jak mała uczennica.
Tym razem to Remus pocałował Syriusza. Jego oczy przymknęły się. Tym razem żaden przerażający obraz nie czekał, aby go przywitać; tylko wygodna ciemność, która wykluczała wszystko, poza Syriuszem. Może nie byłoby tak źle, gdyby wpuścił Syriusza.
Remus został obudzony przez ostry ból w karku. Obojętnie sobie przypomniał, że on i Syriusz zasnęli na kanapie w pokoju wspólnym, co wyjaśniało fakt, dlaczego znajdował się na kanapie w pokoju wspólnym, z ramionami wokół nadal śpiącego Syriusza. Nagle poczuł się bardzo niewygodnie. Byli zbyt blisko. Zeszłej nocy wydawało mu się, że nie mógł się nacieszyć jego bliskością, ale teraz czuł się skrępowany, najechany. Wyciągnął ręce z naokoło śpiącego chłopaka, próbując wpaść na pomysł, jak wstać tak, aby nie obudzić Syriusza. Powoli uniósł jedną z rąk Syriusza ze swojego pasa, uważnie starając się odsunąć od kanapy nie upadając.
Po sukcesywnym usunięciu się z kanapy, zerknął przez okno. Niebo było jeszcze mdłe, ciemnoszare. Remus przypuścił, że jest około piąta nad ranem. Westchnął, siadając w dużym fotelu naprzeciwko śpiącego Syriusza. Remus zmarszczył brwi. Co on robił Syriuszowi? Nie powinien był pozwolić, aby wczoraj się między nimi wydarzyło.
Poprzednio, w nocy, postanowił, że bycie z Syriuszem nie było złą rzeczą, ale teraz gdy nie był tak pochłonięty chwilą itd., zauważył błędność swego rozumowania. Nie powinien tego robić Syriuszowi. Nie powinien mu kłamać. Nie powinien był mu mówić, że go kocha.
Ale... Nie czuł, żeby to było kłamstwem. Powiedział to prosto z serca. Mimo to wiedział, że to było nieprawdą. Nie był zdolny do miłości. Po prostu okłamywał siebie, i co ważniejsze, Syriusza. Siedział przez chwilę pogrążony w myślach, patrząc się na sylwetkę śpiącego Syriusza. Idealne lśniące, czarne włosy opadały w nieładzie na idealną twarz Syriusza. Syriusz był idealny.
Remus poczuł, jak rośnie mu gula w gardle. Nie chciał ideału. Cóż, nieprawda – pomyślał. Chciał ideału. Ale to tylko dlatego, że był samolubny i chciwy. Nie zasługiwał na ideał. Nie powinien tego robić Syriuszowi, który pomimo tego, że idealny, najwidoczniej miał wady, skoro pozornie lubił Remusa. Ale to pewnie była litość. Nie potrzebował litości. Nie chciał litości. Aż do tego stopnia się nie zniżył, prawda?
Potrzebował Syriusza. Remus gapił się przez stopniowo jaśniejące okno, szczękę mając ciasno zaciśniętą. Nie chciał Syriusza z tego prostego powodu, że zrozumiał, jak bardzo go potrzebował. Wiedział, że bez niego by się kompletnie rozleciał; nie mógłby zrobić nic innego.
Syriusz byłby szczęśliwszy bez niego. Remus wiedział, jak wyraźnie bolało Syriusza bycie z nim. Nie chciał nikogo krzywdzić. Więc Syriusz mógłby być szczęśliwy, a Remus potem byłby wolny, aby zrobić ze sobą cokolwiek zechce, nie martwiąc się, że wpłynie to na innych.
Byłby wolny aby rozwikłać się, zagubić w swoich zmiennych myślach, nie mając nikogo aby go z nich wyciągnąć.
Tego chciał, czyż nie?
- Uhh... – Syriusz przewrócił się na kanapie, wpychając swą głowę rękoma w poduszkę.
Remus patrzył się na niego ze skrzyżowanymi ramionami.
Syriusz stęknął jeszcze raz, znów się obracając i przeciągnął się.
Z wielkim wysiłkiem otworzył oczy.
- Za wcześnie...
Remus rozejrzał się smętnie wokół siebie, szukając czegokolwiek, co pomogłoby mu uciec od nieuchronnego efektu, jaki Syriusz w nim wywoła.
Syriusz odwrócił twarz w stronę Remusa, pocierając oczy.
- Długo już nie śpisz?
- Niedługo... – Powiedział cicho Remus.
- Co się stało?
Remus zmarszczył brwi poirytowany, marząc, aby Syriuszowi tak bardzo na nim nie zależało.
- Nic. Jestem zmęczony.
Syriusz westchnął sennie.
- Ciekawe, która godzina...
- Nie wiem.
Oczy Syriusza znów się zamknęły.
O, Boże – pomyślał Remus gdy powoli skojarzył, że będzie musiał przejść przez następny dzień. Czuł się jakby ktoś zrzucił na niego ogromny ciężar.
Gdy Syriusz znów się obudził, było to spowodowane tym, że potrząsał nim James. Usiadł sztywno, wyszarpując się ze snu.
- Ua. Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć, Łapo. – James wyszczerzył zęby z podłogi, gdzie klęczał.
Syriusz przetarł oczy.
- Która godzina?
- Siódma trzydzieści jeden. – Powiedział James czytając z zegarka na ręce.
Syriusz opadł do tyłu, jego głowa uderzając o czerwoną poduszkę z małym „puf". Rozejrzał się po jasnym pokoju wspólnym śpiącym, mętnym wzrokiem.
- Nic dziwnego, że tak tu pusto. Czemu wstałeś tak wcześnie?
- Wczesno-poranny trening Quidditcha! – Powiedział z sarkastycznym entuzjazmem. – Dopiero co wróciłem. Remus tu był, jak wychodziłem o 5.30. Mówię ci, Łapo, Lunatyk zupełnie zwariował. – Przewrócił oczami. – Kto z własnej woli by wstawał o 5.30?
- Ostatnio nie może spać. – Wyjaśnił Syriusz, nie chcąc pozwolić przejść nawet naturalnym uszczypliwym uwagom o niedawnym zachowaniu Remusa.
- Och. Nie wiedziałem. A czemu, jak myślisz?
Syriusz usiadł, wzruszając ramionami.
- A gdybym ja wiedział. Już nigdy nie wiem, co się u niego dzieje.
James spojrzał na śpiąco-głowego przyjaciela, badając milcząco jego twarz.
- Cóż, to nie tak, jak gdybyś z nim utknął, wiesz...
- Co masz na myśli? – Syriusz zmarszczył brwi, twardy i kanciasty ton pobrzmiewając w jego głosie.
Przecież wiedział, żeJames nie ma zamiaru dawać mu rad miłosnych.
- Cóż... Chodzi o to... Nie wiem... Luniaczek zdziwaczał.
- I nie zdedziwaczeje, jak go tak po prostu zostawimy.
- Wiem, wiem. Ale... Dobra. Powiedzmy, że Lily nagle by zrobiła się taka dziwna jak Lunatyk...
- Nawet jeszcze z nią nie byłeś na prawdziwej randce! Pamiętasz niesławny Incydent Quidditchowy z zeszłego roku?
- To nie ma nic do rzeczy. – Zarumienił się James, ciągnąc dalej. – Okej. Hipotetycznie mówiąc. – Zaznaczył wyraźnie te dwa słowa.
Syriusz się roześmiał.
- Zamknij się, Black. Dobrze, więc. Hipotetycznie, gdybyśmy ja i Lily ze sobą... Chodzili...
- Zerowe szanse. – Zaśmiał się jeszcze głośniej Syriusz.
- I one nagle zaczęłaby się zachowywać nienawistnie i nieswojo, nie trzymałbym z nią dalej. Nie byłbym z nią związany ani nic.
- Czy jedynym celem tego wszystkiego było to, żebyś sobie wyobraził jakby to było hipotetycznie chodzić z Lily?
- Ale nie wiesz, o co mi chodzi...
- Nie. Nie wiem.
- Cóż... Po prostu mówię, że nie powinieneś czuć się zobowiązany żeby zostać z Lunatykiem, jeżeli nie chcesz. Jestem pewien, że czeka na ciebie mnóstwo, e... facetów.
Syriusz przybrał minę odrobinę zabarwioną wstrętem.
- Nie czuję się – zobowiązany. – Wypluł to słowo. – Zostaję z nim dlatego, bo chcę.
- Ale dlaczego chciałbyś być z kimś, kto najwyraźniej sprawia, że czujesz się cały czas do dupy, Łapo? Ja tylko staram się wystrzegać o ciebie...
- Wiem. Wiem, że tak, ale... Nie rozumiesz. Nie sprawia, że czuję się do dupy.
James posłał mu niedowierzające spojrzenie.
- No dobra, może i sprawia. Ale nie cały czas. I to tylko dlatego, że mu na to pozwalam. Bo czuję się źle, gdy widzę, że on się źle czuje.
- Nie powinieneś mu pozwalać Cię ze sobą tak staczać.
- Wiem. Też tak na początku pomyślałem... Ale... Nie wiem... Jest inaczej. Naprawdę nie sądzę, że on to robi umyślnie. Myślę, że on wie, iż sprawia, że ja się źle czuję, i przez to sam czuje się gorzej. To znaczy... To nie tak, że on próbuje mnie zasmucić. Bardziej tak, jakby on chciał zasmucić siebie samego, ale cały czas staje mu na przeszkodzie, czy coś.
James pokiwał lekko.
- Nie wiem... Ja... Zależy mi na nim, Rogacz. – Syriusz opuścił wzrok na ręce, czując się trochę zniewieściałym przez to wyznanie. – Bardzo.
- Ale dlaczego? Co on ci daje?
Syriusz potrząsnął głową.
- To nie chodzi o to, co on mi daje. Tylko... To... Jego obecność jest wszystkim, co może mi dać.
- Ale nawet tego ostatnio nie robi, prawda?
- Myślę, że robi tyle, ile jest w stanie...
James wpatrzył się usilnie w bok kanapy, zagubiony w myślach.
- Jak myślisz, co z nim w ogóle?
Syriusz wzruszył ramionami.
- Może ta sprawa z jego ojcem, e... Może go ztraumatyzowała, czy coś...
James pokiwał wolno głową.
- No. No. To ma sens. – Przegryzł wargę, marszcząc brwi, analizując całą sytuację. – Więc myślisz, że naprawdę to zrobił?
- Tak. – Syriusz kiwnął. – Wspomniałem o tym w zeszłym tygodniu, i się wystraszył.
- Myślałem, że planem było że nie powinniśmy pozwolić mu się dowiedzieć o tym, że my wiemy.
- No. Przepraszam. Ja tylko... Cały czas oczekiwałem, że o tym wspomni, czy o tym powie... Nigdy tego nie zrobił. Więc pomyślałem, że może jak zrobię o tym wzmiankę, to to wyjaśni, czy coś.
- Wyjaśnił?
- Nie. Po prostu wystraszył się i sobie poszedł.
- Dziwne.
Syriusz kiwnął.
- Wydaje mi się, że od tamtej pory jest gorzej.
- Tak?
Syriusz znów pokiwał.
- Myślałem, że po prostu bawił się w idiotę.
- Ja też, z początku. Ale. – Potrząsnął głową. – Nie... To chyba nie tak. Zeszłej nocy powiedział, że jest coś, o czym musiał mi powiedzieć, czy coś. – Syriusz wzruszył nieobecnie ramionami. – Wydawał się poważny.
- Hm... No. – James nagle się roześmiał. – Przez to, jak się w tym roku zachowuje, zaczynam tęsknić za starymi, dobrymi czasami.
- A które czasy to były, drogi Rogaczu? – Zapytał sucho Syriusz.
- Ostatni rok, jak ty i Luniaczek cały czas na siebie właziliście. – Zaśmiał się James.
- Dobre czasy. – Uśmiechnął się szeroko Syriusz.
- Może dla Ciebie. – Zażartował James. – To nie ty musiałeś oglądać swoich dwóch najlepszym przyjaciół płci męskiej w stanie bezustannego całowania się.
- A pewnego dnia do nas dołączysz. – Zaśmiał się złowieszczo Syriusz.
- Nigdy! Wy dwaj róbcie co do cholery chcecie, tylko mnie nie zapraszajcie!
Śmiali się na cały głos gdy Peter zszedł ze schodów.
- Co was tak śmieszy?
- Och. – Syriusz odwrócił się, tak żeby Peter nie widział i przewrócił oczami. – Nic.
- Właśnie dyskutowaliśmy o wykolejonej orientacji seksualnej Łapy. – Roześmiał się James, posyłając Syriuszowi wyzywające spojrzenie. Jeżeli chodziło o Petera, nie uznawał nietolerancji Syriusza wobec niego.
- Albo raczej, o wyparciu się swojej Rogacza.
- Hej!
Remus nie zasnął odkąd obudził się w pokoju wspólnym. Nie mógł, od kiedy James zszedł tam na Quidditch. Remus wyjaśnił, że on i Syriusz zasnęli w pokoju wspólnym rozmawiając, Wtedy wrócił na górę i usiadł na łóżku i zamknął szczelnie kotary, czekając, aż wszyscy pozostali wstaną.
Jednak teraz stał w łazience, jego serce bijąc jak szalone. Zerknął na chwilę na drzwi, zanim pośpiesznie do nich podszedł, by je zamknął na klucz. Stanął przed lustrem i ściągnął przez głowę koszulkę, badając przez moment swoje odbicie.
Marszcząc brwi, sięgnął po myjkę i zaczął delikatnie dotykać nią lewego przedramienia. Zmarszczył brwi jeszcze bardziej i zaczął szorstko nią pocierać, mrużąc oczy z bólu. Gdy ból stał się nie do zniesienia, Remus przestał, wyciskając do zlewu myjkę. Remus wlepił wzrok w lustro, świeża krew spływając po ramieniu. Wytarł ją zanim nie założył z powrotem swojej koszuli. Głębokie plamie jasnej czerwieni od razu zabarwiły niebieski materiał. Po paru chwilach wpatrywania w prędko powiększające się plamy na koszulce, odwrócił się i otworzył drzwi wracając do dormitorium. Schował mokrą myjkę na samym dnie swego kufra i wyciągnął czystą koszulę, którą zwyczajnie założył na tą, którą już na sobie miał. Lekceważąc fakt, że powinien być na śniadaniu, rzucił się na łóżko, przymykając w samoobrzydzeniu oczy, i zastanawiając się, jak kiedykolwiek mógłby ukryć coś tak oczywistego jak zakrwawiona koszula.
