Remus zerknął nieśmiało na Syriusza gdy ten usiadł naprzeciw niego w bibliotece, po chwili jego oczy błędnie wracając na stronę, którą próbował czytać.

Syriusz siedział tam moment, dziwnie przyglądając cofającemu się spojrzeniu Remusa.

Em... Hej.

Hej. – Remus się uśmiechnął, a potem szybko wrócił do swego obojętnego spojrzenia. Syriusz sięgnął przez stół, kładąc rękę na tej Remusa. Remus znów uśmiechnął się przelotnie.

Co robisz?

Och. Yy... Uczę się. Podobno zawalam wszystkie moje lekcje.

To niedobrze.

Nie, niedobrze. – Oczy Remusa powędrowały z powrotem do książki z rodzajem znudzonej nienawiści, wyglądając jak nic w świecie, że gdyby przeczytał jeszcze jedno zdanie miałby zemdleć i zdechnąć.

- Ale przez „zawalanie" masz na myśli że dostałeś czwórkę czy coś, prawda?

Remus zaśmiał się nerwowo.

Eee... Nie.

Syriusz tylko popatrzył się na niego, osłupiały. Jeżeli chodziło o oceny, Syriusz nie był w stanie zrozumieć, jak ludzie mogli słabo się uczyć. Jemu nauka przychodziła tak łatwo, że pomyślał, że musiałby się naprawdę postarać żeby osiągnąć złe wyniki. Więc, po prostu wlepił wzrok w Remusa, wyraźnie zdziwiony, że ludzie naprawdę potrafili z czegoś nie zdać.

Remus potrząsnął lekko głową.

Nie obchodzi mnie to jednak zbytnio...

Teraz to było coś z czymś Syriusz mógł się utożsamić.

To znaczy, nic nie mogę na to poradzić, wiesz? – Nie tyle wyjaśniał Syriuszowi, co usprawiedliwiał się przed samym sobą.

Chyba nie. Chyba mógłbyś się więcej uczyć, czy coś...

Remus zmarszczył brwi.

Próbuję. Tyle, że nie mogę się skupić.

Och. Przepraszam.

Nie. – Remus potrząsnął głową powtórnie. – Nie przeszkodziłeś mi ani nic. Gapię się w tę stronę już... Zobaczmy... Która jest teraz godzina?

Siódma trzydzieści.

No. Gapię się na tą stronę, od kiedy tu przyszedłem o siódmej.

Gah... Cóż, hej, chcesz się przejść?

Przejść?

No. Nad jezioro czy coś.

E... – Remus zerknął przez okno na wschodzący księżyc. – A co powiesz na trzecie piętro, zamiast tego?

Syriusz uśmiechnął się.

Też może być. – Wstał, przebierając ręką przez włosy, czekając aż Remus zbierze swoje książki.

Wyruszyli bok w bok na korytarz trzeciego piętra. Wiele kondygnacji schodów i parę korytarzów dalej, osiągnęli miejsce swego przeznaczenia. Zwolnili kroku. Po paru minutach ciszy, Remus odezwał się półgłosem, uśmiechając się trochę pod nosem.

I co teraz?

Syriusz zaśmiał się.

Nie wiem. Właściwie, ja e... Chciałem z tobą pogadać.

Remus patrzył się na niego wyczekująco przez chwilę, zanim zapytał:

O czym?

Cóż... Zeszłej nocy powiedziałeś, że przeczytałeś moje listy z wakacji i w ogóle, i wspomniałeś o tym, że musisz mi o czymś powiedzieć...

A. – Remus zapadł w milczenie. – Aha.

Co?

Co „co"?

Zrobiłeś się jakiś dziwny.

Och. Przepraszam.

Boże, Remus. Nie zaczynaj tego znowu. – Błagał Syriusz prawie zdenerwowanym tonem głosu.

Remus wlepił wzrok w podłogę.

Przepraszam.

Syriusz wydał krótki śmiech aby ukryć nerwy. Z jakiegoś powodu, cały dzień denerwował się o tę rozmowę z Remusem. Może to dlatego, bo obydwoje ostrożnie unikali jakichkolwiek pytań o swoje wakacje. Może dlatego, że ton Remusa był taki zdawkowy, gdy powiedział że musi z nim porozmawiać. Syriusz nie wiedział. Jedyne, co wiedział, to to, że jego serce biło niepotrzebnie mocno w jego piersi, a huśtawka nastrojów Remusa wcale nie pomagała.

Więc, e... – Zaczął cicho Syriusz. – Przeczytałeś listy?

Och! Tak! – Pokiwał entuzjastycznie Remusa, jakby ktoś właśnie go gwałtowanie zbudził. – Przeczytałem.

Syriusz przypatrzył mu się lękliwie, nie całkiem pewien co teraz powiedzieć.

Przepraszam, że nie dostałem ich do teraz.

Nie szkodzi. W końcu to nie twoja wina.

Skąd wiesz?

Co?

Mm. – Remus wydawał się chwiać na krawędzi słowa przez moment. – Naprawdę mi przykro z powodu wszystkiego: twojej rodziny, to znaczy.

Eh. Jestem szczęśliwszy teraz, niż kiedykolwiek byłem mieszkając z nimi.

To dobrze... – Urwał Remus.

Teraz zaległa długa przerwa. Syriusz obserwował Remusa, który szedł obok niego. Ręce Remusa były ciasno skrzyżowane na jego chudej piersi. Cały czas je rozkładał je, żeby obciągnąć rękawy swej koszuli na dłonie, i potem znów je krzyżował, cały czas gapiąc się w ziemię.

Eem.. Chcesz porozmawiać czy coś?

Co? Nie. – Remus spotkał przelotnie oczy Syriusza i znów obciągając w dół rękawy. – Nie, chcę.

A. Dobra. Eee... Zeszłej nocy wspomniałeś, że chcesz mi coś powiedzieć...?

Remus wydawał się przeżyć na dziesiątą sekundy atak stłumionej paniki zanim odpowiedział:

E... Zapomniałem co. Nie byłem w całkiem normalnym stanie... – Urwał.

Syriusz spojrzał się na niego w oczywistym niedowierzaniu.

Okej...

Kontynuowali spacer w ciszy na kilka minut, powoli wędrując bezcelowo po korytarzu. Remus powoli zaczął zmierzać ku ścianie, opierając się o nią na chwilę, zanim nagle nie opadł do siadu.

Syriusz zaśmiał się, przyglądając się popielatowłosemu chłopcu, siadającemu przy ścianie.

Co tam porabiasz, Luniaczku?

Zmęczyłem się chodzeniem. – Remus uśmiechnął się, chociaż nagle wydawał się wyczerpany.

Widać. – Powiedział Syriusz, siadając przy Remusie, opierając się o ścianę. Wyciągnął swoje długie nogi przed sobą, wpatrując się obojętnie w swe zdarte czarne buty.

Słysząc miękkie westchnięcie, odwrócił się i spojrzał na Remusa, który siedział teraz przygarbiony, tuląc do piersi kolana i wyglądając na perfekcyjnie przygnębionego, gapiąc się w długi korytarz.

Syriusz już dawno nauczył się bezużyteczności pytania się co się stało. On także westchnął. Planował, że odbędą długi, romantyczny spacer. To, oczywiście, odpadło na rzecz mniej romantycznego korytarza trzeciego piętra. Teraz nawet część o chodzeniu się nie udała. Planował długą, znaczącą rozmowę między nimi. Miał nadzieję zyskać większe zrozumienia tego, co powodowało że Remus czuł się tak źle, ale to też nie wyszło. Ani trochę. Remus po prostu wydawał się taki... bierny wszystkiemu, co miał do powiedzenia Syriusz. Cóż... nie bierny – pomyślał Syriusz. Bardziej jakby zajęty... rozproszony. Zmarszczył brwi, czując się skrępowanym, opadł, będąc bardzo świadom milczącego, oderwanego chłopca, który siedział przy nim.

Po tej nocy, Syriusz zaczął wątpić że był w ogóle był jakikolwiek cel w próbowaniu nawiązania rozmowy z Remusem. Syriusz zauważył, że jego humor zawsze się pogarszał w takim samym stopniu, niezależnie od punktu rozpoczęcia. W większości przypadków byłby w porządku, gdy zaczynali rozmawiać na początku, a potem powoli postępowałby w przygnębienie, tak jak tej nocy gdy Syriusz próbował porozmawiać z nim o jego listach. Innym razem, Remus wydawałby się kompletnie pozbawiony życia na początku, a potem powoli by się zmieniał w niemal wstrząśniętego czymś szaleńca, wydając niespokojne dźwięki i ciągając za swe popielate włosy. Jednak oprawa wydarzeń, jakiej najbardziej nienawidził Syriusz było gdy Remus był totalnie odległy i przybity. Kiedy zaczynał zachowywać się w ten sposób, zawsze stawał się usidlony swoim własnym, prywatnym światem szarości i czerni i nic, co Syriusz mógłby powiedzieć czy zrobić kiedykolwiek by do niego dotarło.

Miłość Remusa do rozpaczy wydawała się zawsze przezwyciężać jego miłość do Syriusza, zarówno jak jego miłość do innych przyjaciół, jego miłość do czytania, jego miłość do robienia kawałów. Jego miłość do życia, najwyraźniej. Cichy sposób, w jaki zawsze siedział z tyłu, starając się zachowywać na obojętnego. Sposób, w jaki ciekawość i pasja, którą tak bardzo próbował skryć świeciła niezaprzeczalnie w jego orzechowych oczach.

Już go nie było.

Znikł.

Na ich miejsce wstąpiła apatyczna, beznadziejna posępność kogoś, kto zaakceptował nicość. Syriusz tego nienawidził. Powoli zaczynał wierzyć, że nie było niczego, co mógł zrobić dla Remusa, zwłaszcza, jeżeli Remus nie pozwalał mu nawet spróbować.

Beznadzieja Remusa szerzyła się w Syriuszu jak chmara owadów. Wkrótce zaczął przyłapywać się na tym, że unikał Remusa równie często jak Remus unikał jego. Martwił się o niego bez przerwy, ale gorzka świadomość, że nie było niczego, co mógł dla niego zrobić zawsze mu towarzyszyła, zawsze trzymała go z dala od drugiego chłopaka, ciągle sprawiając, że bał się chwili, gdy będą zmuszeni porozmawiać.

Noc, którą spędzili w swoich objęciach legła zapomniana gdzieś w głębi obu ich umysłów. Wyraźna wola Remusa, aby odsunąć od siebie wszystkich wreszcie się wypełniła, pomimo jego własnych chęci.

Część Remusa chciała krzyczeć, że nie chce być sam. Że chciał, aby ktoś mu pomógł. Ale większa jego część, gorzko mu powtarzała że już nie ma dla niego ratunku. Zaledwie żył w imię swojego nienawistnego lęku, i dalej będzie żył niczym ślepiec, dopóki ktoś go nie przejrzy i zamorduje za bycie tym, czym jest. Tym, czym się stał. Ten dzień nad nim wisiał, rzucając swój długi, mroczny cień na Remusa z jakiejś niepewnej odległości. Faktem było, że umrze. Umrze. Może jutro, może za pięćdziesiąt lat. Ale to było nieuchronne. Jaki sens miało życie dla skazańca? Powinien już dawno wiedzieć, że został skazany. Oczywiście – pomyślał, ta koncepcja mogła go przerastać, gdy był dzieckiem. Faktem było, że nadal go przerastała. Jednak, patrząc w przeszłość, nie mógł zrozumieć, jak mógł kiedykolwiek nawet mieć nadzieję na jakiekolwiek życie, będąc tym, czym był.

Kiedy ten dzień nadejdzie, nic nie będzie w stanie zapobiec jego własnemu końcowi. Może, gdy już nadejdzie ten dzień, śmierć będzie dla niego serdeczną ulgą. Ale na razie był obawą, przepełnioną niepewnością w teraz nędznym istnieniu.

Remus czuł się zduszony.

Duszony wszystkim i wszystkimi wokół niego, ale w większości zduszony sobą. Był kompletnie sam. Syriusz przestał się do niego odzywać tygodnie temu. Jego profesorowie przestali próbować udzielać mu pomocy z lekcjami. Nikt nie zdawał się go zauważać, tego, że desperacko potrzebował ratunku. Może wszyscy zauważyli, tylko uznali, że nie zasługuje na ratunek. Takie mierne i szybko degenerujące się życie nie było warte ich wysiłku. Ale, w takim razie, nie powinno to było być taką niespodzianką. Dlaczego miałoby być cokolwiek warte dla kogokolwiek – pomyślał Remus, skoro nie było wartościowe nawet dla niego?

Nienawidził czuć się cały czas przygnębionym. Nienawidził się cieszyć; zawsze czuł że to jest sztuczne i mijające. Ale najbardziej ze wszystkiego, nienawidził czuć nicości, uczucia pustki, bycia zawiedzonym z wymytego wygląda świata wokół niego.

Remus siedział w łóżku, trzymając po ciemku swoje chude ramię. Pieczenie jego słonych dłoni na pulsujących ranach było dziwnie uspakajające. Nie pozwalało mu myśleć ani czuć niczego poza bólem. Cała obawa, cały strach, zostały zapomniane. Cała samotność. I beznadzieja. I zdecydowanie cała pustka.