Syriusz nie miał czasu się zastanowić, a tym bardziej żeby wymyślić jakikolwiek plan, zanim zza drzwi wyszli trochę rozczochrana McGonagall, nadal w ubraniach do snu, i trzęsący się, z zaczerwienionymi oczami, Remus. Twarz Remusa zrobiła się nagle bardzo twarda, gdy ujrzał Syriusza. Serce Syriusza biło tak boleśnie w jego piersi, że czuł się jak miał zaraz zwymiotować.

Panie Black. – Zaczęła zaskoczona McGonagall, jej głos troszkę wyższy niż zazwyczaj. – Mogę spytać, co tutaj robisz?

Syriusz spanikował na sekundę zanim odparł:

J-Ja się tylko martwiłem. E... Bo Remusa nie było... Nie było w łóżku, kiedy się obudziłem i... E...

Więc skąd ci wpadło do głowy żeby go tu szukać? – Zrobiła się lękliwa. Oczywiście nie miała pojęcia, że Syriusz już wiedział i w pełni akceptował wilcze oblicze Remusa i rutynę, która je otaczała.

Eee... Nie wiem. Szukałem wszędzie... – Syriusz odwrócił głowę od ogólnej strony Remusa i Pani Profesor, mając gdzieś to, jak oczywiste to było. Nie chciał widzieć Remusa. Nie chciał widzieć wyrazu jego twarzy.

W porządku. Cóż, Pan Lupin nie czuje się dobrze, więc mam zamiar go odprowadzić do pokoju wspólnego. A ty powinieneś zmierzać na śniadanie, Panie Black.

Dobrze, Pani Profesor. – Syriusz wlepił uparcie wzrok w podłogę, jego czarne włosy wpadając mu do oczu, jego ramiona bezwładnie opadając przy bokach.

Profesor McGonagall przeprowadziła Remusa obok drugiego chłopaka. Syriusz po prostu stał tam moment, czując się niesamowicie bezradnie i okropnie, dwa uczucia do których nie był przyzwyczajony i których nie cierpiał. Kroki profesorki i jego przyjaciela ciągnęły się korytarzem. W końcu, Syriusz odwrócił się w ich stronę.

Poczekajcie!

Zatrzymali się. Profesor McGonagall odwróciła się. Remus się nie odwrócił, zwyczajnie stał tam zamrożony w połowie kroku.

Ja... – Syriusz męczył się aby wymyślić co ma powiedzieć. Nie wiedział, co chce zrobić. Wiedział tylko tyle, że nie mógł po prostu stać tam i oddać osobę, na której najbardziej mu zależało.

Ja... Ja mogę odprowadzić go do pokoju wspólnego, Pani Profesor.

To nie będzie konieczne, Panie Black. – Zaczęła się od niego znów odwracać.

Ale... Proszę? – Syriusz nie pamiętał kiedy ostatni raz czuł się tak niespokojnie. Jego oczy błagały popielaty tył głowy Remusa.

Obawiam się, że Pan Lupin jest bardzo chory i potrzebuje większej opieki niż takiej, jakiej może udzielić uczeń. Madame Pomfrey i ja zajmiemy się nim na dziś.

Wiem, ale... Czy ja... Nie mógłbym odprowadzić go do wieży? Proszę, Pani Profesor...

Mówiłam ci, że nie. Idź na śniadanie.

Ale i tak muszę wrócić do pokoju wspólnego żeby się ubrać przed śniadaniem.

Westchnęła głęboko, potrząsając głową.

Dobrze. Panie Lupin, w porządku?

Tak. – Rozległa się miękka odpowiedź Remusa. Jego głos był pełen słaby, jakby wielkim zadaniem było dla niego nawet znaleźć chęć, by coś powiedzieć.

Dobrze. Cóż. – Pokiwała głową w stronę Remusa. – Poppy albo ja, któraś z nas, przyjdzie wkrótce sprawdzić co u ciebie i przynieść ci coś do jedzenia.

Ja mogę mu coś przynieść, Pani Profesor. – Zaoferował Syriusz. – Mogę się pośpieszyć i przynieść śniadanie dla nas obu i zanieść do pokoju wspólnego.

Profesor McGonagall posłała mu badawcze spojrzenie.

W ten sposób nie będzie musiał być sam...

Tak. – Odpowiedziała natychmiast, z zapałem. – Tak. W sumie, przyniosę wam obydwu śniadanie, Panie Black, dotrzymasz mu towarzystwa do pierwszej lekcji.

Dobrze, Pani Profesor.

Zobaczymy się za parę minut. – Pokiwała znowu, zanim nie odeszła pośpiesznie od Syriusza i Remusa, skręcając w inny korytarz.

Chłopcy po prostu stali tam skrępowani przez bardzo długą chwilę. Wreszcie, Syriusz pokonał odległość między nimi, zatrzymując się obok Remusa. Remus nie podniósł wzroku.

To, e... Do pokoju wspólnego?

Jasne. – Wymamrotał Remus.

Syriusz miał nadzieję, że było to więcej niż tylko życzliwy odruch, i pomyślał, że dosłyszał skrawek uśmiechu w odpowiedzi Remusa. Szli powoli, noga przy nodze, wzdłuż długiego, zimnego korytarza.

Więc... – Syriusz męczył się żeby odnaleźć konwersację. Było tyle do powiedzenia, tak wiele rzeczy o które chciał zapytać... Ale nie mógł. Nie w tej chwili. To było za trudne.

E... Zła transformacja?

Najwidoczniej. – Głos Remusa urósł w sile. – Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam była właśnie przemiana. Było... Źle.

Tak mi przykro, Luniaczku.

Usta Remusa mimowolnie podniosły się do uśmiechu. Potrząsnął głową, jego głos łamiąc się odrobinę.

Następne co widzę, budzę się w skrzydle szpitalnym i wszystkim odwala.

Syriusz wydał jakiś niewyraźny dźwięk, zachęcając go by kontynuował. Musiał się powstrzymać żeby nie wyciągnąć rąk i objąć Remusa zauważając jak łzy zaczynają się gromadzić w oczach drugiego chłopaka.

Podobno zemdlałem czy coś.

Ale to nie dlatego wszystkim odwalało...

Syriusz nie potrafił utrzymać tego w sobie. Wiedział, że będzie to krępujące. Wiedział, że Remus unikał tego tematu specjalnie, ale Syriusz po prostu nie mógł tego zatrzymać.

Nie. Chyba nie. – Głos Remusa, pomimo tego że gęsty od emocji, znów ścichł.

Słyszałem.

Co słyszałeś?
Było oczywiste z tonu głosu Remusa, że dokładnie wiedział, co słyszał Syriusz.

W skrzydle szpitalnym... Dlaczego wszyscy byli tacy przerażeni. – Syriusz znów poczuł się, jakby zaraz miał wyrzygać swoje serce.

Remus czuł się mniej-więcej tak samo. Szedł w ciszy przez chwilę, zanim powoli nie spytał:

Od kiedy... Od kiedy ci na mnie zależy? – Dyskretnie próbował wytrzeć jedno ze swych orzechowych oczu.

Zawsze mi na tobie zależało...

Głos Remus był już niemal szeptem.

Wiem... – Zmarszczył brwi próbując opanować drżenie podbródka. – Dlatego tak trudno jest to robić... – Jego głos znów się załamał.

Co robić?

To. – Remus desperacko wskazał na siebie. – Tak ciężko było mi to robić kiedy byliśmy... – Uciął. – Zrobiło się o wiele łatwiej, kiedy zacząłeś mnie ignorować...

Syriusz poczuł ostre ukłucie winy.

Co masz na myśli? Co się stało łatwiejsze?

To... – Potrząsnął głową, wzdychając. – Jest łatwiej być przygnębionym kiedy nikt nie działa przeciwko tobie.

Remus... Przepraszam. Przepraszam za to, co się stało. Albo raczej za to, co się nie stało. Ostatnią rzeczą jakiej chce jest żebyś ty był smutny... I... Chyba jest tak jak mówiłeś. Po prostu... Zrobiło się trudno cały czas działaś przeciwko tobie.

Przepraszam. – Remus znów dyskretnie wytarł twarz.

Ja powinienem cię przepraszać. Byłem głupi. Potrzebuję cię, Remus. Potrzebuję, żebyś był szczęśliwy...

Remus gapił się w podłogę pod stopami.

A ty mnie potrzebujesz...? – Syriusz zmniejszył tempo aż przystanął.

Remus też stanął, nadal wpatrując się w podłogę, robią co w jego mocy żeby powstrzymać wstydliwe łzy.

Tak. – Z tymi słowy, nie potrafił powstrzymać ich od spłynięcia po jego gładkich policzkach.

Syriusz podszedł, obejmując Remusa swymi długimi rękami i przyciągając go blisko. Ramiona Remusa bezgłośnie się trzęsły pod dłońmi Syriusza, wypłakując się w ramię drugiego chłopaka.

Nie wiedziałem... – Syriusz przytulił go mocniej. – Nie wiedziałem... W przeciwnym razie bym... Nie obchodzi mnie jak bardzo będziesz działał przeciw mnie. Nie mogę tak z tobą żyć, Remus. – Powiedział Syriusz miękko we włosy Remusa.

Remus trzymał się mocno Syriusza, jego głos łamiąc się potężnie.

Ja też nie mogę tak żyć... Ale... – Nie mógł już powstrzymać swoich szlochów. – Ale nie wiem co robić! – Wyrzucił z siebie między falami płaczu.

Syriusz wcisnął swoją głowę w brak Remusa, gorące łzy zbierając się nieproszone w jego oczach.

Zostaję z tobą cały dzień. Mam gdzieś, co powie McGonagall.

W sumie Profesor McGonagall miała całkiem dużo do powiedzenia. Protestowała i groziła w kółko gdy Syriusz poinformował ją, że tego dnia nie będzie obecny na zajęciach.

Ale Pana Lupina nie będzie na zajęciach kilka dni!

To mnie też nie będzie na zajęciach kilka dni.

Nie możesz opuścić tyle nauki. Będziesz miał zaległości.

Remus też.

On ma specjalne okoliczności. Zakazuję ci tu zostawać. Jeżeli nie będzie cię na lekcjach, kara za wagary zostanie podwojona.

Myślę, że ze względu na charakter okoliczności Remusa, będzie dla niego korzystne żeby miał towarzystwo.

Młoda Pani Profesor wielokrotnie otworzyła i zamknęła usta.

Cóż. Niech i tak będzie, ale po prostu nie możesz opuścić lekcji.

Poproszę Jamesa żeby mi przyniósł nasze lekcje. Nie będziemy mieli zaległości.

Nie. Zakazuję ci tu zostawać.

Ale, Pani Profesor, jakby Pani była na moim miejscu i ktoś, na kim by Pani bardzo zależałoby miał te... Okoliczności, czy byłaby Pani w stanie po prostu ich zostawić, wiedząc co się stało poprzednio kiedy zostali sami?

... Nie. Nie byłabym.

Więc rozumie Pani.

Zostaniesz surowo ukarany.

Nie obchodzi mnie to. – Wzruszył ramionami Syriusz.

Pani Profesor. – Odezwał się Remus, który siedział milcząc w fotelu w opuszczonym pokoju wspólnym. – Proszę, niech Pani pozwoli mu zostać.

Profesor McGonagall popatrzyła się niemal bezradnie od Remusa do Syriusza.

Dobra. Jeżeli łamanie zasad jest tym, co cię trzyma – cóż, niech tak będzie. Możesz z nim zostać na dziś, Panie Black. Panie Lupin, ty idź zrób z sobą porządek.

Tak, Pani Profesor.

Syriusz uśmiechnął się do Remusa gdy Profesor McGonagall zamknęła za sobą drzwi portretowe.

Doskonale.

Remus się zaśmiał.

Kilka minut później, Syriusz znalazł się na łóżku Remusa, niecierpliwie bębniąc chudymi palcami na piersi, czekając żeby Remus wyszedł spod prysznica. Remusowi prysznic zawsze zajmował wieczność. Oczy Syriusza wędrowały po chłodnym dormitorium. Nie widział dużo ponad sufit, gdzie leżał na plecach. W kątach były pajęczyny. Jego oczy prześlizgnęły się na pośpiesznie pościelone łóżko Petera. Peter był bałaganiarzem, ale miał plusy za staranie się. Nie miał ubrań czy przypadkowych przedmiotów rozrzuconych po podłodze w swojej okolicy. Cały jego „niechlujny-bałagan" jak James lubił to nazywać przepełniony w otwartym kufrze i prawie wysypywał się z jego małego stoliczka przy łóżku. James jednakże, nie miał prawa mówić o byciu niechlujnym. Jego wełniany szalik w połowie zwisał z jego łóżka, które otoczone było sympatycznym małym dywanem z brudnych ubrań. Ściana w każdej strony lóżka była obklejony brzydkimi quidditchowymi plakatami przedstawiających mężczyzn w jaskrawych szatach napuszenie sobie fruwających. Bohaterowie Jamesa. Syriusz uśmiechnął się pod nosem.

Wrócił do wpatrywania się w pajęczyny zwisające z sufitu. Chyba gapił się na nie z pięć długich minut zanim Remus wyszedł z łazienki w pełni ubrany, jego mokre włosy wyglądając na ciemniejsze niż rzeczywiście były.

Syriusz usiadł.

Remus usiadł na łóżku Syriusza.

Syriusz popatrzył się na Remusa.

Remus popatrzył się na swoje dłonie.

Syriusz też wlepił wzrok w rękę Remusa, która, jak zauważył, miała całkiem sporego siniaka.

Co tam się stało?

Co? – Oczy Remusa spotkały jego.

Z twoją ręką.

A. – Remus znów na nią zerknął. – Nie wiem. Przypuszczam, że coś z wczorajszej nocy.

Ach. Jasne.

Remus pokiwał głową nieprzytomnie.

Syriusz popatrzył się na własne ręce.

Remus lekko się przesunął. Szelest pościeli wydał się ogłuszający.

Więc... Co teraz?

Remus wzruszył ramionami.

Nie wiem. To ty chciałeś tu zostać.

No...

Syriusz poczuł ukłucie winy przypominając sobie dlaczego zaczął schodzić z drogi Remusowi dwa miesiące temu. Był po prostu taki trudny. Cóż, nieprawda. Remus nie był trudny. Tylko jakoś stał się trudny.

Syriusz nagle poczuł silną chęć zaprzeczenia temu uczuciu, chęć wyjścia i zrobienie czegoś bardziej podnoszącego na duchu. Chciał się znów cieszyć byciem z Remusem, i był chętny o to walczyć.

Remus opadł do tyłu, kładąc nogi na łóżku Syriusza.

Remus?

Mm?

Eee... Czym my jesteśmy?

O czym ty mówisz, Łapo? – Odparł leniwie Remus.

Syriusz uśmiechnął się lekko.

Mówię o tobie i mnie, Luniaczku. Czym jesteśmy?

Skąd mam wiedzieć?

Ty wiesz wszystko?

A. – Remus zaśmiał się miękko. – Jasne. Zapomniałem.

Syriusz patrzył się na niego wyczekująco przez chwilę.

Więc?

Więc co?

Czym jesteśmy?

Nie wiem.

Cóż, któryś z nas musi wiedzieć.

O, nie... – Powiedział Remus płasko.

Syriusz uśmiechnął się.

Twój gryzący sarkazm zranił mnie w samo serce, Luniaczku.

Remus się roześmiał.

Wszystko, tylko nie to.

Więc?

Więc co? Dlaczego to nagle jest takie ważne?

Dobrze. Pozwól, że ujmę to inaczej. Czy to by było nie na miejscu, gdybym cię teraz pocałował?

Eee. – Twarz Remusa spłonęła.

Syriusz wstał i usiadł tam, gdzie leżał Remus.

Eee. – Powtórzył Remus, trochę bardziej wymownie, próbując ukryć swój uśmiech.

Więc?

Nie wiem!

Hmm. Pozwól, że ujmę to jeszcze inaczej. Czy gdybym cię pocałował, czy skopałbyś mi tyłek?

Remus się roześmiał.

Pewnie nie.

Jak dla mnie w porządku.

Z tym, Syriusz się pochylił, zatrzymując się tuż przed tym, jak jego usta dotknęły tych drugiego chłopaka. Miękki oddech Remusa był ciepły na jego twarzy. Oczy Syriusza powoli się otworzyły. Oczy Remusa były zamknięte, Na dziesiątą sekundy usta Syriusza ledwie otarły się o Remusa. Odsunął się trochę.

Nagle, poczuł jedną z szorstkich dłoni Remusa na karku i, całkiem niespodziewanie, usta Remusa mocno się przycisnęły do jego własnych. Syriusz położył delikatną dłoń na plecach Remusa. Wargi Remusa przycisnęły się mocniej do Syriusza. Ręka Syriusza zacieśniła uścisk na ramieniu Remusa.

Remus skrzywił się, wyrywając się z pocałunku.

Co? – Syriusz znów usiadł.

Nic. – Remus potrząsnął głową, siadając. – Muszę mieć tam siniaka czy coś.

Daj, zobaczę. – Syriusz wyciągnął rękę w stronę kołnierza koszuli Remusa.

Nie! – Ręka Remusa wystrzeliła do kołnierza, przytrzymując go stanowczo.

Musi być niezły, skoro samo dotykanie go boli...

Jestem pewien, że jest w porządku.

Dobrze...

Syriusz cofnął się trochę. I wtedy nagle do niego dotarło. Syriusz nie umiał ukryć przerażonej miny na swojej twarzy.

Co?

Eee...

Co?

Ja... Eee... Czy mogę, y... Zobaczyć twoje... – Syriusz wskazał na swoje własne ramię. – Twoje rzeczy? – Syriusz miał minę ekstremalnego wahania.

Co! – Krzyknął niedowierzająco Remus, krzyżując w obronie ręce. - Nie!

Syriusz pomyślał, że z odpowiedzi Remusa można było wywnioskować że właśnie został poproszony o udział w jakiejś wulgarnej, obraźliwej orgii z Severusem Snapem.

Czemu nie?

Remus mocował się chwilę ze słowami zanim nie stanął na:

Nie wiem! Bo nie chcę. – Remus wyglądał na rozgniewanego.

Czemu nie?

Bo!

Bo co?

Nie!

Remus...

Nie. To obrzydliwe.

Remus skrzyżował lękliwie ramiona.

Mam gdzieś, że to obrzydliwe.

Nie.

Czemu nie pozwolisz mi zobaczyć?

Nie wiem! Będziesz mnie nienawidził.

Nie będę cię nienawidził.

Owszem, będziesz.

Nie, nie będę.

Zaufaj mi. Będziesz. Już mnie nienawidzisz. To będzie wystarczające aby utrzymać cię z dala ode mnie na kolejne parę miesięcy co najmniej.

Remus...

Remus wlepił wzrok uparcie w jeden z quidditchowych plakatów Jamesa na przeciwnej ścianie.

Remus, proszę.

Dobra. Zemdlej.

Eee. Okej...

Remus się nie ruszył.

Eee... – Syriusz podszedł na czworaka do Remusa. – Gdzie?

Remus wzruszył mętnie ramionami, nie patrząc Syriuszowi w oczy.

Okej...

Syriusz wziął jedną z rąk Remusa w swoją, unosząc opadłe ramię Remusa. Syriusz spojrzał się pytająco na Remusa, który nadal gapił się na wprost siebie, najwyraźniej próbując się usunąć z tej sytuacji.

Syriusz niezdarnie rozpiął mankiet Remusa, i odwinął go. Nadal miał na sobie dwie podkoszulki z długimi rękawami. Syriusz przymknął oczy odwijając je do łokcia Remusa, nie całkiem pewien co zobaczy. Zmrużył oczy trochę, a potem otworzył je szeroko.

O mój boże... – Wymamrotał.

Remus skręcił się niewygodnie.

Syriusz przytrzymywał rękę Remus boleśnie mocno gapiąc się na część ręki przed nim. Była pokryta czerwonymi kreskami. Niektóre były suche, brązowe, i obtarte, kiedy inne były jaskrawe i świeże. Niektóre zblakły do tego stopnia, że były tylko wybielonymi liniami, a niektóre tylko zmieniły się w świecący fiolet. Linie wędrowały po przedramieniu, rosnąc gęstością im wyżej szły. Syriusz przebiegł palcami miękko po wierzchu ręki Remusa. Czuł każdą szorstką kreskę. Niektóre były cienkie i krótkie. Te były zbite w wielkich, pomieszanych grupach. Były też te długie i szerokie, wykrzywione i głębokie. Te stały samotnie. Syriusz spróbował je policzyć. Jego oczy powoli latały po malowanych pasmach. Doszedł do około siedemdziesięciu zanim stracił rachubę.

Nagle, druga ręka Remusa szarpnęła rękawy w dół. Rozszerzone oczy Syriusza spotkały te Remusa na chwilę. Natychmiast poczuł się bardziej przerażony i winny niż kiedykolwiek dotychczas. Serce mówiło mu żeby uciekać, żeby oddalić się jak najbardziej od tego wszystkiego. Ale jednak jego rozum zmusił go żeby zostać. Syriusz uniósł słoń, którą trzymał, całując jej wierzch zanim położył ją na kolanach Remusa.

Przez chwilę Syriusz patrzył się skrępowany na Remusa, który odwrócił wzrok. Wtedy Syriusz podczołgał się i usiadł przy Remusie, obejmując drugiego chłopaka w pasie i kładąc swoją głowę na jego barku. Syriusz zamknął oczy, wchłaniając w siebie wszystko: dotyk cienkiej talii Remusa pod jego dłońmi, zapach jego wilgotnych włosów, wolny rytm jego oddychania. Chciał trzymać Remusa jak najmocniej potrafił aż wszystko minie. Chciał naprawić wszystko dla Remusa. Musiał. Niedługo, bo inaczej on też się rozsypie. To było takie beznadziejne. Serce Syriusza drżało na samą myśl o tym.

Po paru minutach milczenia, Syriusz wyszeptał w ramię Remusa:

Nie nienawidzę cię.

Remus nie odpowiedział.

Syriusz podniósł głowę żeby popatrzeć na drugiego chłopca. Jego ręka odruchowo powędrowała do twarzy Remusa, która była mokra od łez. Syriusz nie wiedział co powiedzieć. Czuł, że powinien coś powiedzieć. Zawsze był okropny w tych sprawach. Stanęło na wytarciu błyszczących policzków Remusa.

Remus odwrócił głowę w stronę Syriusza, ale szybko ją schylił po tym, jak ich oczy się spotkały.

Już dobrze. – Wyszeptał Syriusz.

Zaległa cisza zanim Remus odpowiedział gęstym głosem:

Jak może to być dobre?

Cóż. – Zaczął powoli Syriusz. – Jeżeli to jakieś pocieszenia, nadal chcę cię pocałować.

Remus uśmiechnął się poprzez milczące łzy, wydając z siebie krótki, cichy śmiech.

Syriusz podniósł głowę Remusa do jego, ręka pod jego podbródkiem, i złożył miękki pocałunek na ustach Remusa, a potem po jednym na każdym z policzków. Syriusz zrozumiał, że teraz nie był najlepszy czas na rozmowę. Mogli porozmawiać, kiedy Remus wróci do zdrowia. Niedługo. Na pewno.