Odcinek 4
Rozparty na krzeœle Yamcha opisywa³ sytuacjê, jakiej by³ uczestnikiem.
- Chyba wyczu³a mój wzrok, bo kiedy tylko kupi³a to, co chcia³a, podesz³a do mnie. Spojrza³a tak miêkko i zapyta³a, czy wszystko w porz¹dku - mia³em widocznie doœæ g³upi¹ minê...Odpar³em, ¿e kiedy na ni¹ patrzê, to krêci mi siê w g³owie i robi s³abo. Rozeœmia³a siê i powiedzia³a, ¿e jestem mi³y. A potem stwierdzi³a, ¿e przesta³o padaæ, wiêc bêdzie kontynuowaæ przechadzkê po mieœcie. Prze³kn¹³em œlinê i wyduka³em, czy nie potrzeba jej czasem przewodnika. WyobraŸ sobie, co powiedzia³a ! ¯e dopiero niedawno tutaj przyjecha³a i nie zna prawie w ogóle tego miasta ! Na co ja, ¿e bardzo chêtnie poka¿ê jej coœ naprawdê piêknego. Zgodzi³a siê i poszliœmy Nut Promenade, Orzechow¹ Promenadê. A potem spotykaliœmy siê co kilka dni, a¿ w koñcu to siê sta³o...Przyjê³a moje oœwiadczyny i pobraliœmy siê.
- Ile siê znaliœcie ? - zapyta³ Kuririn, nie zwracaj¹c nawet uwagi na stoj¹cy pod jego nosem obiad.
- Dwa miesi¹ce, a œlub by³ tydzieñ temu. To ona prosi³a, ¿ebyœmy pobrali siê kameralnie...Mówi³a, ¿e boi siê reakcji moich przyjació³, ¿e jest wra¿liwa i w ogóle...Mieliœmy sie przyznaæ dopiero po fakcie - skoñczy³ Yamcha.
- Gratulujê, stary - powiedzia³ Kuririn, ca³kowicie zaskoczony. - Jak ona ma na imiê ?
Cielêcy wzrok Yamchy œwiadczy³ o ca³kowitym oddaniu dziewczynie.
- Revena...Prawda, ¿e piêknie ?
Kuririn slysza³ ju¿ wiele lepszych imion, ale nie chcia³ komentowaæ tej wypowiedzi. Obawia³ siê o w³asn¹ kuchniê.
- Tak, jasne - wola³ przyznaæ. - Kiedy j¹ poznam ?
- Wpadnij kiedyœ, zapraszamy - Puar te¿ siê do³¹czy³ do zaproszenia, kiwaj¹c ³ebkiem.
Dzieñ powoli siê koñczy³, a Chi - chi z rodzin¹ nadal buszowa³a po Centrum Zakupowym The Real. To znaczy ona buszowa³a w pe³ni si³, a jej m¹¿ Son Goku, oraz synowie Son Gohan i Son Goten wlekli siê za ni¹ noga za nog¹. Mieli miny mêczenników, a na ich twarzach malowa³o siê zmêczenie i znu¿enie.
- Kochanie...- wyszepta³ Goku. - Spêdziliœmy tu ju¿ 6 godzin...Robi siê ju¿ ciemno...Czy mo¿emy wracaæ do domu...? G³odny jestem...
Chi - chi odpowiedzia³a mu po chwili, kiedy po d³ugim nurkowaniu z triumfem wydoby³a z ch³odni kurczaka w³aœciwych rozmiarów.
- Kochanie, ale jeszcze nie mamy nawet po³owy tego, co jest nam potrzebne ! Nie wybraliœmy jeszcze koszuli dla ciebie, miksera, kafelków do ³azienki, past do zêbów, szczotek, myde³...
Goku i spó³ka ju¿ przestali s³uchaæ. Byli g³odni, zmêczeni i mieli dosyæ. Son Goku jednak wytrwale pcha³ przed sob¹ wózek wype³niony zakupami. Ku jego rozpaczy jedzenie zajmowa³o tylko 1 / 4, a jego ¿o³¹dek protestowa³ od pó³ godziny.
- Ojej, mój ulubiony serial ! - zorientowa³a siê Chi - chi. - Musimy szybko wracaæ do domu !
Dostali nag³ego przyspieszenia i zaraz znaleŸli siê przy kasie. Szczêœliwy Goku frun¹³ jak na skrzyd³ach, bo oto nied³ugo znajdzie siê w domu. Uratowany przez " Zdradzonych i zdradzanych ", odcinek 2072...
Kasjerka spojrza³a na wy³o¿one na taœmê towary, potem na kasê i w koñcu na Goku.
- Gratulujê pañstwu ! Jesteœcie naszym 10. 000 klientem ! To w³aœnie dla Was mamy ten oto bon ! - wrêczy³a go Chi - chi.
Son Goku ma³o nie zemdla³, kiedy spojrza³ ¿onie przez ramiê na talon. " Darmowa ¿ywnoœæ przez rok od daty wystawienia talonu, limit dzienny - 6 kilo ". Od dziœ mogli codziennie dostawaæ 6 kilo wybranych produktów ¿ywnoœciowych z The Real za darmo ! Od razu poprawi³ mu siê humor. Chi - chi podpisa³a odbiór bonu i raŸno ca³¹ rodzin¹ pomaszerowali do samochodu, oczywiœcie p³ac¹c ju¿ tylko za towary nie s³u¿¹ce do jedzenia.
¯adne z nich nie zwróci³o uwagi na pewien drobny szczegó³. Kiedy kasjerka podawa³a im bon, odchyli³ jej siê na u³amek sekundy rêkaw koszuli. Od razu go poprawi³a, ale uwa¿ny obserwator dostrzeg³by coœ dziwnego - przez mgnienie oka ¿y³y jej nadgarstka zamigota³y zieleni¹...
Trunks od paru godzin æwiczy³. Nie za bardzo wiedzia³, co siê dzieje z ojcem, ale postanowi³, ¿e to wyjaœni. Wola³ byæ przygotowanym, dlatego serwowa³ sobie najciê¿sze æwiczenia, jakie pamiêta³. Pot la³ siê z niego ka³u¿ami, ale on nie przestawa³. Poza tym rozczarowa³ sam siebie - jak móg³ dopuœciæ, ¿eby pociek³y mu ³zy z takiego powodu ?
" Dzieciak, zachowa³em siê jak dzieciak " - powtarza³ sobie w kó³ko. Poza tym s³ysza³, jak Vegeta nazwa³ go " mazgajem ".
- Nie jestem p³aks¹ ! - wrzasn¹³ i przywali³ piêœci¹ w œcianê. Zaraz potem wszed³ w SS1 i trenowa³ dalej.
Dodatkowo energii dodawa³y mu rozmyœlania nad jego stosunkami z ojcem. Kocha³ Vegetê, ale pomimo ³¹cz¹cego ich pokrewieñstwa stosunki miêdzy ojcem i synem nie nale¿a³y do najcieplejszych. Dawniej Trunks zastanawia³ siê, dlaczego tak jest i próbowa³ to zmieniæ. Teraz przyzwyczai³ siê do tego, choæ czasami w duszy nadal czu³ gorycz i ¿al. Dzisiejsze zdarzenie ubod³o go bardziej, ni¿ inne. Jak on œmia³ ?!
Dysza³ ciê¿ko, kiedy sta³ na œrodku sali æwiczeñ i zastanawia³ siê, co ma robiæ dalej. Zacisn¹³ piêœci tak mocno, ¿e o ma³o nie pociek³a mu z d³oni krew.
- Kiedyœ udowodniê ci, ile jestem wart ! - wrzasn¹³ Trunks. Jego ura¿ona duma podsuwa³a mu przeró¿ne obrazy, w których okazywa³ siê lepszy od swojego ojca. Jego wœciek³oœæ potêgowa³a siê coraz bardziej. Niezupe³nie zdaj¹c sobie sprawê z tego, co robi, Trunks u³o¿y³ rêce naprzeciw siebie, po czym wykona³ nimi kilka ruchów. Za chwilê znów z³o¿y przed sob¹ rêce i wystrzeli pocisk Ki, stosuj¹c technikê zwan¹ Burning Attack. Wycelowa³ w drzwi, kiedy...
...Ktoœ zapuka³ do drzwi sali æwiczeñ. Wtedy przez umys³ Trunksa przebieg³o wiele myœli. Jeœli to Vegeta, to...to w koñcu poka¿e mu, kto tutaj jest najlepszy !
- Proszê ! - powiedzia³ Trunks, jednoczeœnie jednak nie przerywaj¹c przygotowañ do strza³u Ki. Coœ dziwnego zaczê³o siê dziaæ z potomkiem ksiêcia - zamierza³ u¿yæ Burning Attacku na w³asnym ojcu...
Drzwi uchyli³y siê powoli. Trunks skupi³ siê jeszcze bardziej. Zaraz siê oka¿e, ile jest wart.
- Synku ? - us³ysza³ kobiecy g³os. - Jesteœ tutaj ?
To by³a jego matka. W u³amku sekundy zrezygnowa³ z wystrzelenia Ki i opanowa³ siê, staj¹c normalnie przed matk¹ :
- Tak, mamo ?
Bulma wesz³a do sali i powiedzia³a :
- Musisz dowiedzieæ siê, co dzia³o siê, kiedy ty æwiczy³eœ. Martwiê siê...
- Coœ z ojcem ? - domyœli³ siê Trunks.
- Tak, niestety. Pos³uchaj...
Tymczasem w kosmosie, w pobli¿u orbity oko³oziemskiej kr¹¿y³ trójk¹tny statek. Mia³ czarny, po³yskuj¹cy kolor, a na ka¿dym z jego dwóch skrzyde³ widnia³ poziomy czerwony pas. Nie by³ zbyt du¿y, ale coœ w nim by³o potê¿nego. Byæ mo¿e takie wra¿enie sprawia³y dzia³ka umieszczone na koñcach skrzyde³, w liczbie trzech na jedn¹ stronê. Teraz milcza³y, ale w ka¿dej chwili by³y zdolne do pluniêcia ogniem na wroga.
Wewn¹trz pojazdu znajdowa³o siê kilka istot. Z daleka mog³y kszta³tem przypominaæ ludzi, chocia¿ z bliska mo¿na by³o dojrzeæ, ¿e ich cia³o otacza ¿ó³tawo - bia³a poœwiata. Czêœæ istot krz¹ta³o siê przy konsolach statku, dwie siedzia³y teraz na fotelach dowódców. Najwy¿sza z nich, siedz¹ca na prawym fotelu, w³aœnie odezwa³a siê do s¹siada :
- Ju¿ nied³ugo nasza zemsta zostanie zakoñczona ! Wspaniale bêdzie ogl¹daæ, jak nasi wrogowie doprowadzaj¹ w³asny œwiat do zag³ady !
G³os mówi¹cej istoty przypomina³ wycie wichru przed burz¹ po³¹czony z sykiem wê¿a. Skierowa³a swoje p³on¹ce czerwieni¹ oczy na drug¹ postaæ.
- Masz ca³kowit¹ racjê, Lithosie ! To by³ fantastyczny pomys³ ! - mniejsza postaæ uœmiechnê³a siê, wyraŸnie zadowolona. - Opanowaliœmy ju¿ wiêkszoœæ z nich. Pozosta³o tylko kilku. Szczególnie podoba mi siê sposób, w jaki traktujemy naszego najgorszego przeciwnika...
- Tak, tak, Silexie ! My dawno temu straciliœmy to, co dla nas by³o najdro¿sze, teraz kolej na niego. Za to co nam zrobi³, poniesie najsurowsz¹ karê. Tak samo jak my, utraci rodzinê, przyjació³, w³asny œwiat...
- Nie rozumiem tylko, po co zajmujemy siê tym ch³opakiem z kotem ? O ile reszta jest wa¿na, to przecie¿ on nie mo¿e nam chyba niczym zagroziæ ? - Silex nie by³ pewien.
- Nie s¹dŸ bo tak pochopnie, bo mo¿esz siê pomyliæ ! Œledzi³eœ z nami dzieje ich planety i wiesz, ¿e wiele razy odegra³ znacz¹c¹ rolê. Jest tak samo niebezpieczny, jak reszta. A poniewa¿ przyjaŸni siê ze sprawcami naszego nieszczêœcia, to te¿ musi zgin¹æ ! - oczy Lithosa zap³onê³y bardziej, ni¿ zwykle.
Silex zag³êbi³ siê we w³asnych wspomnieniach. Wiele lat temu mieszka³ spokojnie na planecie Khloros. Do czasu, kiedy sta³a siê ta straszna tragedia...W ci¹gu jednego dnia ¿ycie wszystkich mieszkañców leg³o w gruzach. Zginê³o wtedy 3 / 4 Khlorosian, tylko kilkunastu z nich uda³o siê uciec. Silex widzia³ oczami wspomnieñ, jak biegnie do statku, a tu¿ za nim co chwilê rozlegaj¹ siê odg³osy wybuchów przemieszane z dŸwiêkiem niszczonych konstrukcji, skwiercz¹cych p³omieni i jêków rannych i konaj¹cych Khlorosian. Na chwilê przed wskoczeniem na pok³ad ogl¹da siê i widzi, jak jego brat Thallos pada z nog¹ przygniecion¹ czêœci¹ pobliskiego budynku. Thallos wyci¹gn¹³ wtedy rêkê do brata, jakby gestem tym prosi³ go o ratunek. Jednak¿e Silex wiedzia³, ¿e próbuj¹c mu pomóc skaza³by na œmieræ ich obu. Spogl¹da jeszcze przez u³amek sekundy na Thallosa, a potem odwraca g³owê i wskakuje na statek. Potem przez d³ugi okres czasu przeœladowa³ go w snach widok brata pozostawionego na pastwê losu. Wiedzia³, ¿e nic nie móg³ zrobiæ, jednak¿e obwinia³ siê o jego œmieræ bezustannie. A¿ w koñcu uciekinierzy ze zniszczonej planety opracowali doskona³y plan zemsty. Kilka miesiêcy zajê³o im jego opracowanie, ale w koñcu siê uda³o. Przemierzali kosmos w poszukiwaniu sprawcy swojego nieszczêœcia, jednoczeœnie zbieraj¹c o nim informacje i doskonal¹c swoje zamierzenia. Teraz powoli wprowadzali je w czyn. By³a tylko jedna wada ca³ego przedsiêwziêcia, wymagaj¹ca wiele ostro¿noœci. Inaczej mog³aby zniweczyæ ca³y zamiar. Kiedy w koñcu udawa³o im siê opêtaæ jak¹œ ¿yw¹ istotê, by móc sterowaæ ni¹ do w³asnych celów, kolor jej ¿y³ zmienia³ siê na zielony. Kontrolowane osobniki mia³y wytyczone ukrywaæ t¹ niedogodnoœæ, ale zawsze istnia³o zagro¿enie odkrycia. Silex mia³ nadziejê, ¿e nie nast¹pi to przed czasem, którzy wybrali na ujawnienie siê...
KONIEC ODCINKA NR. 4
Rozparty na krzeœle Yamcha opisywa³ sytuacjê, jakiej by³ uczestnikiem.
- Chyba wyczu³a mój wzrok, bo kiedy tylko kupi³a to, co chcia³a, podesz³a do mnie. Spojrza³a tak miêkko i zapyta³a, czy wszystko w porz¹dku - mia³em widocznie doœæ g³upi¹ minê...Odpar³em, ¿e kiedy na ni¹ patrzê, to krêci mi siê w g³owie i robi s³abo. Rozeœmia³a siê i powiedzia³a, ¿e jestem mi³y. A potem stwierdzi³a, ¿e przesta³o padaæ, wiêc bêdzie kontynuowaæ przechadzkê po mieœcie. Prze³kn¹³em œlinê i wyduka³em, czy nie potrzeba jej czasem przewodnika. WyobraŸ sobie, co powiedzia³a ! ¯e dopiero niedawno tutaj przyjecha³a i nie zna prawie w ogóle tego miasta ! Na co ja, ¿e bardzo chêtnie poka¿ê jej coœ naprawdê piêknego. Zgodzi³a siê i poszliœmy Nut Promenade, Orzechow¹ Promenadê. A potem spotykaliœmy siê co kilka dni, a¿ w koñcu to siê sta³o...Przyjê³a moje oœwiadczyny i pobraliœmy siê.
- Ile siê znaliœcie ? - zapyta³ Kuririn, nie zwracaj¹c nawet uwagi na stoj¹cy pod jego nosem obiad.
- Dwa miesi¹ce, a œlub by³ tydzieñ temu. To ona prosi³a, ¿ebyœmy pobrali siê kameralnie...Mówi³a, ¿e boi siê reakcji moich przyjació³, ¿e jest wra¿liwa i w ogóle...Mieliœmy sie przyznaæ dopiero po fakcie - skoñczy³ Yamcha.
- Gratulujê, stary - powiedzia³ Kuririn, ca³kowicie zaskoczony. - Jak ona ma na imiê ?
Cielêcy wzrok Yamchy œwiadczy³ o ca³kowitym oddaniu dziewczynie.
- Revena...Prawda, ¿e piêknie ?
Kuririn slysza³ ju¿ wiele lepszych imion, ale nie chcia³ komentowaæ tej wypowiedzi. Obawia³ siê o w³asn¹ kuchniê.
- Tak, jasne - wola³ przyznaæ. - Kiedy j¹ poznam ?
- Wpadnij kiedyœ, zapraszamy - Puar te¿ siê do³¹czy³ do zaproszenia, kiwaj¹c ³ebkiem.
Dzieñ powoli siê koñczy³, a Chi - chi z rodzin¹ nadal buszowa³a po Centrum Zakupowym The Real. To znaczy ona buszowa³a w pe³ni si³, a jej m¹¿ Son Goku, oraz synowie Son Gohan i Son Goten wlekli siê za ni¹ noga za nog¹. Mieli miny mêczenników, a na ich twarzach malowa³o siê zmêczenie i znu¿enie.
- Kochanie...- wyszepta³ Goku. - Spêdziliœmy tu ju¿ 6 godzin...Robi siê ju¿ ciemno...Czy mo¿emy wracaæ do domu...? G³odny jestem...
Chi - chi odpowiedzia³a mu po chwili, kiedy po d³ugim nurkowaniu z triumfem wydoby³a z ch³odni kurczaka w³aœciwych rozmiarów.
- Kochanie, ale jeszcze nie mamy nawet po³owy tego, co jest nam potrzebne ! Nie wybraliœmy jeszcze koszuli dla ciebie, miksera, kafelków do ³azienki, past do zêbów, szczotek, myde³...
Goku i spó³ka ju¿ przestali s³uchaæ. Byli g³odni, zmêczeni i mieli dosyæ. Son Goku jednak wytrwale pcha³ przed sob¹ wózek wype³niony zakupami. Ku jego rozpaczy jedzenie zajmowa³o tylko 1 / 4, a jego ¿o³¹dek protestowa³ od pó³ godziny.
- Ojej, mój ulubiony serial ! - zorientowa³a siê Chi - chi. - Musimy szybko wracaæ do domu !
Dostali nag³ego przyspieszenia i zaraz znaleŸli siê przy kasie. Szczêœliwy Goku frun¹³ jak na skrzyd³ach, bo oto nied³ugo znajdzie siê w domu. Uratowany przez " Zdradzonych i zdradzanych ", odcinek 2072...
Kasjerka spojrza³a na wy³o¿one na taœmê towary, potem na kasê i w koñcu na Goku.
- Gratulujê pañstwu ! Jesteœcie naszym 10. 000 klientem ! To w³aœnie dla Was mamy ten oto bon ! - wrêczy³a go Chi - chi.
Son Goku ma³o nie zemdla³, kiedy spojrza³ ¿onie przez ramiê na talon. " Darmowa ¿ywnoœæ przez rok od daty wystawienia talonu, limit dzienny - 6 kilo ". Od dziœ mogli codziennie dostawaæ 6 kilo wybranych produktów ¿ywnoœciowych z The Real za darmo ! Od razu poprawi³ mu siê humor. Chi - chi podpisa³a odbiór bonu i raŸno ca³¹ rodzin¹ pomaszerowali do samochodu, oczywiœcie p³ac¹c ju¿ tylko za towary nie s³u¿¹ce do jedzenia.
¯adne z nich nie zwróci³o uwagi na pewien drobny szczegó³. Kiedy kasjerka podawa³a im bon, odchyli³ jej siê na u³amek sekundy rêkaw koszuli. Od razu go poprawi³a, ale uwa¿ny obserwator dostrzeg³by coœ dziwnego - przez mgnienie oka ¿y³y jej nadgarstka zamigota³y zieleni¹...
Trunks od paru godzin æwiczy³. Nie za bardzo wiedzia³, co siê dzieje z ojcem, ale postanowi³, ¿e to wyjaœni. Wola³ byæ przygotowanym, dlatego serwowa³ sobie najciê¿sze æwiczenia, jakie pamiêta³. Pot la³ siê z niego ka³u¿ami, ale on nie przestawa³. Poza tym rozczarowa³ sam siebie - jak móg³ dopuœciæ, ¿eby pociek³y mu ³zy z takiego powodu ?
" Dzieciak, zachowa³em siê jak dzieciak " - powtarza³ sobie w kó³ko. Poza tym s³ysza³, jak Vegeta nazwa³ go " mazgajem ".
- Nie jestem p³aks¹ ! - wrzasn¹³ i przywali³ piêœci¹ w œcianê. Zaraz potem wszed³ w SS1 i trenowa³ dalej.
Dodatkowo energii dodawa³y mu rozmyœlania nad jego stosunkami z ojcem. Kocha³ Vegetê, ale pomimo ³¹cz¹cego ich pokrewieñstwa stosunki miêdzy ojcem i synem nie nale¿a³y do najcieplejszych. Dawniej Trunks zastanawia³ siê, dlaczego tak jest i próbowa³ to zmieniæ. Teraz przyzwyczai³ siê do tego, choæ czasami w duszy nadal czu³ gorycz i ¿al. Dzisiejsze zdarzenie ubod³o go bardziej, ni¿ inne. Jak on œmia³ ?!
Dysza³ ciê¿ko, kiedy sta³ na œrodku sali æwiczeñ i zastanawia³ siê, co ma robiæ dalej. Zacisn¹³ piêœci tak mocno, ¿e o ma³o nie pociek³a mu z d³oni krew.
- Kiedyœ udowodniê ci, ile jestem wart ! - wrzasn¹³ Trunks. Jego ura¿ona duma podsuwa³a mu przeró¿ne obrazy, w których okazywa³ siê lepszy od swojego ojca. Jego wœciek³oœæ potêgowa³a siê coraz bardziej. Niezupe³nie zdaj¹c sobie sprawê z tego, co robi, Trunks u³o¿y³ rêce naprzeciw siebie, po czym wykona³ nimi kilka ruchów. Za chwilê znów z³o¿y przed sob¹ rêce i wystrzeli pocisk Ki, stosuj¹c technikê zwan¹ Burning Attack. Wycelowa³ w drzwi, kiedy...
...Ktoœ zapuka³ do drzwi sali æwiczeñ. Wtedy przez umys³ Trunksa przebieg³o wiele myœli. Jeœli to Vegeta, to...to w koñcu poka¿e mu, kto tutaj jest najlepszy !
- Proszê ! - powiedzia³ Trunks, jednoczeœnie jednak nie przerywaj¹c przygotowañ do strza³u Ki. Coœ dziwnego zaczê³o siê dziaæ z potomkiem ksiêcia - zamierza³ u¿yæ Burning Attacku na w³asnym ojcu...
Drzwi uchyli³y siê powoli. Trunks skupi³ siê jeszcze bardziej. Zaraz siê oka¿e, ile jest wart.
- Synku ? - us³ysza³ kobiecy g³os. - Jesteœ tutaj ?
To by³a jego matka. W u³amku sekundy zrezygnowa³ z wystrzelenia Ki i opanowa³ siê, staj¹c normalnie przed matk¹ :
- Tak, mamo ?
Bulma wesz³a do sali i powiedzia³a :
- Musisz dowiedzieæ siê, co dzia³o siê, kiedy ty æwiczy³eœ. Martwiê siê...
- Coœ z ojcem ? - domyœli³ siê Trunks.
- Tak, niestety. Pos³uchaj...
Tymczasem w kosmosie, w pobli¿u orbity oko³oziemskiej kr¹¿y³ trójk¹tny statek. Mia³ czarny, po³yskuj¹cy kolor, a na ka¿dym z jego dwóch skrzyde³ widnia³ poziomy czerwony pas. Nie by³ zbyt du¿y, ale coœ w nim by³o potê¿nego. Byæ mo¿e takie wra¿enie sprawia³y dzia³ka umieszczone na koñcach skrzyde³, w liczbie trzech na jedn¹ stronê. Teraz milcza³y, ale w ka¿dej chwili by³y zdolne do pluniêcia ogniem na wroga.
Wewn¹trz pojazdu znajdowa³o siê kilka istot. Z daleka mog³y kszta³tem przypominaæ ludzi, chocia¿ z bliska mo¿na by³o dojrzeæ, ¿e ich cia³o otacza ¿ó³tawo - bia³a poœwiata. Czêœæ istot krz¹ta³o siê przy konsolach statku, dwie siedzia³y teraz na fotelach dowódców. Najwy¿sza z nich, siedz¹ca na prawym fotelu, w³aœnie odezwa³a siê do s¹siada :
- Ju¿ nied³ugo nasza zemsta zostanie zakoñczona ! Wspaniale bêdzie ogl¹daæ, jak nasi wrogowie doprowadzaj¹ w³asny œwiat do zag³ady !
G³os mówi¹cej istoty przypomina³ wycie wichru przed burz¹ po³¹czony z sykiem wê¿a. Skierowa³a swoje p³on¹ce czerwieni¹ oczy na drug¹ postaæ.
- Masz ca³kowit¹ racjê, Lithosie ! To by³ fantastyczny pomys³ ! - mniejsza postaæ uœmiechnê³a siê, wyraŸnie zadowolona. - Opanowaliœmy ju¿ wiêkszoœæ z nich. Pozosta³o tylko kilku. Szczególnie podoba mi siê sposób, w jaki traktujemy naszego najgorszego przeciwnika...
- Tak, tak, Silexie ! My dawno temu straciliœmy to, co dla nas by³o najdro¿sze, teraz kolej na niego. Za to co nam zrobi³, poniesie najsurowsz¹ karê. Tak samo jak my, utraci rodzinê, przyjació³, w³asny œwiat...
- Nie rozumiem tylko, po co zajmujemy siê tym ch³opakiem z kotem ? O ile reszta jest wa¿na, to przecie¿ on nie mo¿e nam chyba niczym zagroziæ ? - Silex nie by³ pewien.
- Nie s¹dŸ bo tak pochopnie, bo mo¿esz siê pomyliæ ! Œledzi³eœ z nami dzieje ich planety i wiesz, ¿e wiele razy odegra³ znacz¹c¹ rolê. Jest tak samo niebezpieczny, jak reszta. A poniewa¿ przyjaŸni siê ze sprawcami naszego nieszczêœcia, to te¿ musi zgin¹æ ! - oczy Lithosa zap³onê³y bardziej, ni¿ zwykle.
Silex zag³êbi³ siê we w³asnych wspomnieniach. Wiele lat temu mieszka³ spokojnie na planecie Khloros. Do czasu, kiedy sta³a siê ta straszna tragedia...W ci¹gu jednego dnia ¿ycie wszystkich mieszkañców leg³o w gruzach. Zginê³o wtedy 3 / 4 Khlorosian, tylko kilkunastu z nich uda³o siê uciec. Silex widzia³ oczami wspomnieñ, jak biegnie do statku, a tu¿ za nim co chwilê rozlegaj¹ siê odg³osy wybuchów przemieszane z dŸwiêkiem niszczonych konstrukcji, skwiercz¹cych p³omieni i jêków rannych i konaj¹cych Khlorosian. Na chwilê przed wskoczeniem na pok³ad ogl¹da siê i widzi, jak jego brat Thallos pada z nog¹ przygniecion¹ czêœci¹ pobliskiego budynku. Thallos wyci¹gn¹³ wtedy rêkê do brata, jakby gestem tym prosi³ go o ratunek. Jednak¿e Silex wiedzia³, ¿e próbuj¹c mu pomóc skaza³by na œmieræ ich obu. Spogl¹da jeszcze przez u³amek sekundy na Thallosa, a potem odwraca g³owê i wskakuje na statek. Potem przez d³ugi okres czasu przeœladowa³ go w snach widok brata pozostawionego na pastwê losu. Wiedzia³, ¿e nic nie móg³ zrobiæ, jednak¿e obwinia³ siê o jego œmieræ bezustannie. A¿ w koñcu uciekinierzy ze zniszczonej planety opracowali doskona³y plan zemsty. Kilka miesiêcy zajê³o im jego opracowanie, ale w koñcu siê uda³o. Przemierzali kosmos w poszukiwaniu sprawcy swojego nieszczêœcia, jednoczeœnie zbieraj¹c o nim informacje i doskonal¹c swoje zamierzenia. Teraz powoli wprowadzali je w czyn. By³a tylko jedna wada ca³ego przedsiêwziêcia, wymagaj¹ca wiele ostro¿noœci. Inaczej mog³aby zniweczyæ ca³y zamiar. Kiedy w koñcu udawa³o im siê opêtaæ jak¹œ ¿yw¹ istotê, by móc sterowaæ ni¹ do w³asnych celów, kolor jej ¿y³ zmienia³ siê na zielony. Kontrolowane osobniki mia³y wytyczone ukrywaæ t¹ niedogodnoœæ, ale zawsze istnia³o zagro¿enie odkrycia. Silex mia³ nadziejê, ¿e nie nast¹pi to przed czasem, którzy wybrali na ujawnienie siê...
KONIEC ODCINKA NR. 4
