Odcinek 9
Nieœwiadom niczego Yamcha ogl¹da³ telewizjê, kiedy do domu wróci³a jego ¿ona. Natychmiast zerwa³ siê z fotela i podbieg³ j¹ przywitaæ :
- Witaj, kochanie! Jak tam zakupy? - zapyta³, ale zrzed³a mu mina, gdy zobaczy³ puste rêce Reveny. - A gdzie siatki?
- Nie mam - odpar³a. - Nie by³o nic ciekawego.
- Przykro mi - posmutnia³ Yamcha. - ChodŸ, usi¹dŸ, zrobiê ci herbatê i zaraz poprawiê ci humor!
Kiedy on przygotowywa³ w kuchni herbatê, Revena rozmyœla³a nad swoim zadaniem. Co prawda to nie mi³oœæ po³¹czy³a j¹ z Yamch¹, ale po spêdzeniu z nim wiêkszej iloœci czasu zrozumia³a, ¿e to ca³kiem mi³y ch³opak. Teraz czu³a siê dziwnie, wiedz¹c, ¿e on musi zgin¹æ i to z jej rêki. Bêd¹c jednak¿e pod wp³ywem Khlorosian wiedzia³a, ¿e musi to uczyniæ. Lepiej zrobiæ to od razu, ni¿ zwlekaæ. Bêdzie jej potem jeszcze trudniej...
Yamcha w³aœnie wróci³ z herbat¹ do pokoju. Poda³ jej szklankê i usiad³ tu¿ obok niej na kanapie. Przysun¹³ siê bli¿ej niej i chcia³ przytuliæ, ale ona lekko siê odsunê³a.
- Kochanie, co siê sta³o? - zaniepokoi³ siê ma³¿onek. - Czy zrobi³em coœ nie tak? Jesteœ jakaœ...jakaœ zimna...
- Yamcha?
- Co, skarbeczku? - znów próbowa³ siê przytuliæ, ale znowu go odsunê³a.
- Czy ty mnie kochasz?
- Jasne, kocham ciê jak s³oñce gor¹co i jak...
- To mnie poca³uj! - za¿¹da³a.
Szczêœliwy m¹¿ przysun¹³ siê do niej i poca³owa³ j¹ gor¹co. S³odki smak jego ust rozla³ siê jej na wargach, bo Yamcha w³o¿y³ w ten poca³unek ca³¹ swoj¹ mi³oœæ. Ale Revena nie tylko odda³a mu poca³unek. W mgnieniu oka z prawego rekawa wysunê³a sztylet i w najgorêtszym momencie ugodzi³a Yamchê prosto w serce.
Przez u³amek sekundy na twarzy Yamchy odmalowa³o siê niewyobra¿alne zdumienie, ale ju¿ po chwili zast¹pi³ je grymas bólu. Instynktownie chwyci³ za rêkojeœæ sztyletu, jakby chcia³ go wyj¹æ, ale nie starczy³o mu si³. Zd¹¿y³ jedynie wyszeptaæ :
- Dlaczego...? - i po tym osun¹³ siê na kanapê.
Revena wykona³a zadanie. Jakoœ dziwnie spojrza³a przez chwilê na cia³o mê¿a, a potem wysz³a z mieszkania. Musia³a och³on¹æ, a poza tym chcia³a skontaktowaæ siê z Khlorosianami.
Krew skapywa³a na pod³ogê. W jedn¹ z takich ka³u¿ o ma³o nie wszed³ Puar, który widzia³ wszystko. Natychmiast po wyjœciu Reveny przybieg³, chc¹c jakoœ pomóc swemu panu. Skoczy³ na jego piersi i próbowa³ go ocuciæ ogonem, ale to na pró¿no. Nagle Yamcha otworzy³ na moment oczy :
- Zawiadom resztê...Zdradzi³a mnie...Ona coœ knuje...- to by³y ostatnie s³owa wojownika. Zmar³ zaraz po nich.
Kunatemuszki wisia³ tu¿ nad ziemi¹ gdzieœ na pustkowiu. Nadal ubrany by³ w br¹zow¹ szatê z kapturem zakrywaj¹cym mu ca³e oblicze. Medytowa³ i rozmyœla³ nad sposobami walki z wrogiem, kiedy poczu³ w umyœle potê¿ne szarpniêcie. Natychmiast otworzy³ oczy. Domyœla³ siê, co oznacza ten znak...
- Oni znowu zaatakowali...Kto tym razem? Kogo zabili...? - próbowa³ uspokoiæ uczucia i skupiæ siê nieco. - Vegeta? Nie, on jeszcze ¿yje...Goku te¿ wyczuwam...Jego rodzina jest w komplecie...Kuririn nie, Trunks jest za daleko, ale to chyba nie on, gdzieœ mi migocze jego Ki...Ale gdzie jest Yamcha?! Czy to jego...czy to jego zabili Khlorosianie?
Za moment ju¿ by³ pewien. Ukry³ twarz w d³oniach i wisia³ tak przez d³u¿sz¹ chwilê, zrozpaczony. Tak bardzo chcia³ im pomóc, tak bardzo! A teraz znowu nie uda³o mu siê kogoœ uratowaæ...Ba³ siê, ¿e nie zd¹¿y przed atakiem Khlorosian, ¿e jego plan siê nie uda. Marzy³ o pomocy im wszystkim, ale najbardziej czu³ siê odpowiedzialny za Briefsów. To przecie¿ dziêki jednemu z nich...
Lithos siedzia³ na fotelu dowódcy, kiedy dotar³ do niego meldunek o wykonanym zadaniu. Trucizna pozwala³a obserwowaæ œwiat oczami opanowanej istoty, trzeba by³o tylko odpowiednio ustawiæ czujniki statku. Dlatego wiedzia³, ¿e Revena wykona³a polecenie. Rozeœmia³ siê zadowolony. Oto spe³nia siê jego marzenie i zniszczy swojego najwiêkszego wroga rêkami jego rodziny i przyjació³.
Vegeta zapad³ w sen, ale nie by³ to odpoczynek dla jego umys³u. W zmêczonej œwiadomoœci wci¹¿ rozgrywa³y siê sceny z ostatnich dni. Szczególnie czêsto powtarza³a siê scena, kiedy morduje w³asn¹ ¿onê. Obudzi³ siê z krzykiem. Na jego nieszczêœcie pierwsza przybieg³a Chi - chi :
- Czego siê drzesz, morderco?! Mój m¹¿ w³aœnie decyduje, co z tob¹ zrobiæ. Nie przeszkadzaj mu!
- Dlaczego wszyscy wierz¹ Trunksowi?! Dlaczego ci¹gnie siê za mn¹ opinia mordercy?! Przecie¿ ja kocha³em Bulmê!! - wykrzycza³ ostatkami si³.
- Ona nawet nie by³a twoj¹ ¿on¹! Przecie¿ nigdy siê nie pobraliœcie! - powiedzia³a mu prosto w twarz Chi - chi i posz³a. Ona mu na pewno nie uwierzy³a!
Saiyanin zacisn¹³ piêœci pod ko³dr¹. Dokucza³o mu i zranione cia³o i zranione serce, ale krew wojownika i duma zaczê³y braæ górê. Na razie jego charakter wygrywa³ z trucizn¹ Khlorosian. Desperacko stara³ siê zebraæ resztki si³, a¿ w koñcu podniós³ siê nieco na ³ó¿ku.
- Dla Bulmy...- szepn¹³ sam do siebie, a potem zsun¹³ nogi z pos³ania. Ostro¿nie, aby nie stan¹æ na z³amanej nodze, posuwa³ siê w kierunku okna. W g³owie mu szumia³o, opatrunki przemaka³y krwi¹, ale on par³ dalej. Rêk¹ trzyma³ siê œciany i wreszcie dotar³ do celu. Chi - chi przebra³a go - podczas opatrunku - w niezniszczone ubranie, móg³ wiêc teraz spróbowaæ tego, co wymyœli³ przed chwil¹. Lotu. Postanowi³ znaleŸæ Trunksa i raz na zawsze wyjaœniæ z nim tê sprawê. Nie liczy³ na odzyskanie syna, ale chcia³ jeszcze raz spojrzeæ mu w twarz i powiedzieæ kolejny raz, jak by³o naprawdê. Otworzy³ okno i pozwoli³, ¿eby rzeœki powiew owia³ mu twarz. Zamkn¹³ oczy i skupi³ siê. Wreszcie nadludzkim wysi³kiem wylecia³ w przestworza.
Zmêczony i zziajany przez nieustanne æwiczenia Trunks opad³ ciê¿ko na ziemiê. Dysza³, ale w g³owie wci¹¿ mia³ pragnienie zemsty. Klêcza³ teraz na ziemi i zbiera³ si³y do kolejnej symulowanej walki. Ubranie mia³ w strzêpach, ale nie przejmowa³ siê tym wcale.
Odpoczywa³ tak d³u¿sz¹ chwilê, gdy nagle poczu³, ¿e coœ dziwnego opad³o mu na rêkê. Bylo ma³e i zimne. Spojrza³ na d³oñ, a potem podniós³ g³owê do góry i popatrzy³ na niebo. Zdumia³o go to, co zobaczy³. Wyci¹gn¹³ rêkê i chwyci³ na ni¹ to, co spada³o z nieba. Œnieg. Bia³e p³atki opada³y na niego, a on sta³, zaskoczony. Nie czu³ zimna, chocia¿ zrobi³o siê nieco ch³odniej. Coraz wiêcej p³atków opada³o na jego postaæ, mia³ je ju¿ na ca³ym ubraniu, mia³ je te¿ we w³osach, póki nie stopnia³y. Zaczyna³o padaæ coraz bardziej, wiatr krêci³ nimi w powietrzu.
Kuririn wyjrza³ przez okno, bo coœ za nim przyci¹gnê³o jego uwagê. Wyjrza³ i zamar³ z otwartymi ustami, bo to by³o niesamowite. Pada³ œnieg. W œrodku lata. Tak po prostu cicho pada³, jakby to by³a zima. Kuririn otworzy³ okno i wystawi³ za nie rêkê. Podobnie jak Trunks, chwyci³ kilka œnie¿ynek i obejrza³ je. By³y najprawdziwsze.
Rodzina Son te¿ to widzia³a. Patrzyli jak urzeczeni. Goku przerwa³ ciszê :
- To mo¿e ja pójdê po choinkê?
- Po jak¹ choinkê przecie¿ jest lato?! - wrzasnê³a na niego Chi - chi.
Son Gohan gor¹czkowo myœla³ nad zmianami klimatu, porwa³ jak¹œ kartkê ze sto³u i d³ugopis i kreœli³ teraz skomplikowane wykresy.
- Mo¿e to przesuniêcie pr¹du œródziemnego spowodowa³o wycofanie frontu lewoskrêtnego i...- mrucza³ coœ pod nosem. - Lepiej pójdê po ksi¹¿kê...
Nikt nie zwraca³ na niego uwagi, wszyscy byli ca³kowicie zaskoczeni. Byæ mo¿e dlatego niemi³y dreszcz przebieg³ po plecach wszystkim, kiedy us³yszeli przeraŸliwy krzyk Gohana :
- Tato, Goten, chodŸcie tu szybko! Vegeta uciek³!
Pobiegli wszyscy do opustosza³ego pokoju. Goku rzuci³ tylko okiem na puste ³ózko i zarz¹dzi³ :
- Gohan, Goten, zostajecie z matk¹, ktoœ musi jej strzec. Ja polecê go szukaæ...i znajdê! - wyrzek³ z³owieszczo.
Puar mia³ pewne trudnoœci z dotarciem do domu rodziny Son, ale poprzysi¹g³ w duszy, ¿e tam dotrze.Musi opowiedzieæ, co sta³o siê z jego panem, musi ostrzec jego przyjació³! Coraz mocniejszy wiatr kilka razy zakrêci³ nim w powietrzu, ale w koñcu uda³o mu siê upaœæ tu¿ przed drzwiami domu, do którego zmierza³. Zapuka³ kilkakrotnie ³apami w drzwi, ale czynnoœæ t¹ musia³ powtórzyæ jeszcze kilka razy, zanim Son Gohan wyszed³ sprawdziæ, kto siê do nich dobija.
- Puar? - zdziwi³ siê starszy syn Goku. - Co ty tu robisz?
Istny teatr odegra³ siê przed oczami Gohana, poniewa¿ Puar za wszelk¹ cenê stara³ siê daæ do zrozumienia przyjacielowi, o co mu chodzi. Zwabieni ha³asem w przedpokoju Goten i jego matka równie¿ starali siê odgadn¹æ, co pokazuje kot.
- Yamcha? - pierwszy zaskoczy³ Gohan. - Co z Yamch¹? Zamieni³ siê w kobietê? Zamieni³ siê i przez to pope³ni³ samobójstwo? - zniesmaczy³ siê Gohan.
- Co ty bredzisz?! - zdziwi³a siê jego matka. - Czekaj, ja spróbujê, zawsze ogl¹dam "Zakrêcone kalamburki". Yamcha - to ju¿ wiemy. Spotka³ kobietê i...co?!...œlub?
Puar gor¹czkowo pokiwa³ g³ow¹.
- Oszala³ - mrukn¹³ cicho Goten.
Chi - chi kontynuowa³a zgadywankê.
- Puar, ty zboczeñcu, wiem, co robi¹ ma³¿onkowie, tego nie musisz mi pokazywaæ! Herbata? Herbata i nó¿?
Kot co rusz przemienia³ siê w dany przedmiot, albo pokazywa³ go ³apami.
- Poca³owali siê i...co?! - wrzasnê³a Chi - chi. - Co ona zrobi³a? Gohan, Goten, Puar w³aœnie nam pokaza³, ¿e ta kobieta zabi³a sztyletem Yamchê!
Zmartwieli. Najpierw historia z ksiêciem, teraz morderstwo Yamchy.
- Musimy powiadomiæ ojca! - pierwszy odzyska³ g³os Gohan. - I Kuririna! Goten, ty leæ do domku C18 i jej mê¿a, ja poszukam taty! Puar, zostañ z mam¹. Mamo, opiekuj siê nim, jest strasznie roztrzêsiony po œmierci Yamchy.
- Dobrze, synku. Leæcie, ale macie wróciæ na kolacjê! Cali!!!!
Ten ostatni krzyk us³yszeli ju¿, kiedy byli w powietrzu. Rozdzielili siê i ka¿dy z braci polecia³ szukaæ przydzielonej mu osoby. ¯aden z nich nie widzia³, jak ich matka ciê¿ko siada na krzeœle i mówi do Puara:
- Dziwisz siê, ¿e ich nie zatrzyma³am? I tak by siê nie da³o, a poza tym...nie by³abym w stanie...- skuli³a siê na krzeœle. - Od wczoraj okropnie boli mnie brzuch...
KONIEC ODCINKA NR. 9
Nieœwiadom niczego Yamcha ogl¹da³ telewizjê, kiedy do domu wróci³a jego ¿ona. Natychmiast zerwa³ siê z fotela i podbieg³ j¹ przywitaæ :
- Witaj, kochanie! Jak tam zakupy? - zapyta³, ale zrzed³a mu mina, gdy zobaczy³ puste rêce Reveny. - A gdzie siatki?
- Nie mam - odpar³a. - Nie by³o nic ciekawego.
- Przykro mi - posmutnia³ Yamcha. - ChodŸ, usi¹dŸ, zrobiê ci herbatê i zaraz poprawiê ci humor!
Kiedy on przygotowywa³ w kuchni herbatê, Revena rozmyœla³a nad swoim zadaniem. Co prawda to nie mi³oœæ po³¹czy³a j¹ z Yamch¹, ale po spêdzeniu z nim wiêkszej iloœci czasu zrozumia³a, ¿e to ca³kiem mi³y ch³opak. Teraz czu³a siê dziwnie, wiedz¹c, ¿e on musi zgin¹æ i to z jej rêki. Bêd¹c jednak¿e pod wp³ywem Khlorosian wiedzia³a, ¿e musi to uczyniæ. Lepiej zrobiæ to od razu, ni¿ zwlekaæ. Bêdzie jej potem jeszcze trudniej...
Yamcha w³aœnie wróci³ z herbat¹ do pokoju. Poda³ jej szklankê i usiad³ tu¿ obok niej na kanapie. Przysun¹³ siê bli¿ej niej i chcia³ przytuliæ, ale ona lekko siê odsunê³a.
- Kochanie, co siê sta³o? - zaniepokoi³ siê ma³¿onek. - Czy zrobi³em coœ nie tak? Jesteœ jakaœ...jakaœ zimna...
- Yamcha?
- Co, skarbeczku? - znów próbowa³ siê przytuliæ, ale znowu go odsunê³a.
- Czy ty mnie kochasz?
- Jasne, kocham ciê jak s³oñce gor¹co i jak...
- To mnie poca³uj! - za¿¹da³a.
Szczêœliwy m¹¿ przysun¹³ siê do niej i poca³owa³ j¹ gor¹co. S³odki smak jego ust rozla³ siê jej na wargach, bo Yamcha w³o¿y³ w ten poca³unek ca³¹ swoj¹ mi³oœæ. Ale Revena nie tylko odda³a mu poca³unek. W mgnieniu oka z prawego rekawa wysunê³a sztylet i w najgorêtszym momencie ugodzi³a Yamchê prosto w serce.
Przez u³amek sekundy na twarzy Yamchy odmalowa³o siê niewyobra¿alne zdumienie, ale ju¿ po chwili zast¹pi³ je grymas bólu. Instynktownie chwyci³ za rêkojeœæ sztyletu, jakby chcia³ go wyj¹æ, ale nie starczy³o mu si³. Zd¹¿y³ jedynie wyszeptaæ :
- Dlaczego...? - i po tym osun¹³ siê na kanapê.
Revena wykona³a zadanie. Jakoœ dziwnie spojrza³a przez chwilê na cia³o mê¿a, a potem wysz³a z mieszkania. Musia³a och³on¹æ, a poza tym chcia³a skontaktowaæ siê z Khlorosianami.
Krew skapywa³a na pod³ogê. W jedn¹ z takich ka³u¿ o ma³o nie wszed³ Puar, który widzia³ wszystko. Natychmiast po wyjœciu Reveny przybieg³, chc¹c jakoœ pomóc swemu panu. Skoczy³ na jego piersi i próbowa³ go ocuciæ ogonem, ale to na pró¿no. Nagle Yamcha otworzy³ na moment oczy :
- Zawiadom resztê...Zdradzi³a mnie...Ona coœ knuje...- to by³y ostatnie s³owa wojownika. Zmar³ zaraz po nich.
Kunatemuszki wisia³ tu¿ nad ziemi¹ gdzieœ na pustkowiu. Nadal ubrany by³ w br¹zow¹ szatê z kapturem zakrywaj¹cym mu ca³e oblicze. Medytowa³ i rozmyœla³ nad sposobami walki z wrogiem, kiedy poczu³ w umyœle potê¿ne szarpniêcie. Natychmiast otworzy³ oczy. Domyœla³ siê, co oznacza ten znak...
- Oni znowu zaatakowali...Kto tym razem? Kogo zabili...? - próbowa³ uspokoiæ uczucia i skupiæ siê nieco. - Vegeta? Nie, on jeszcze ¿yje...Goku te¿ wyczuwam...Jego rodzina jest w komplecie...Kuririn nie, Trunks jest za daleko, ale to chyba nie on, gdzieœ mi migocze jego Ki...Ale gdzie jest Yamcha?! Czy to jego...czy to jego zabili Khlorosianie?
Za moment ju¿ by³ pewien. Ukry³ twarz w d³oniach i wisia³ tak przez d³u¿sz¹ chwilê, zrozpaczony. Tak bardzo chcia³ im pomóc, tak bardzo! A teraz znowu nie uda³o mu siê kogoœ uratowaæ...Ba³ siê, ¿e nie zd¹¿y przed atakiem Khlorosian, ¿e jego plan siê nie uda. Marzy³ o pomocy im wszystkim, ale najbardziej czu³ siê odpowiedzialny za Briefsów. To przecie¿ dziêki jednemu z nich...
Lithos siedzia³ na fotelu dowódcy, kiedy dotar³ do niego meldunek o wykonanym zadaniu. Trucizna pozwala³a obserwowaæ œwiat oczami opanowanej istoty, trzeba by³o tylko odpowiednio ustawiæ czujniki statku. Dlatego wiedzia³, ¿e Revena wykona³a polecenie. Rozeœmia³ siê zadowolony. Oto spe³nia siê jego marzenie i zniszczy swojego najwiêkszego wroga rêkami jego rodziny i przyjació³.
Vegeta zapad³ w sen, ale nie by³ to odpoczynek dla jego umys³u. W zmêczonej œwiadomoœci wci¹¿ rozgrywa³y siê sceny z ostatnich dni. Szczególnie czêsto powtarza³a siê scena, kiedy morduje w³asn¹ ¿onê. Obudzi³ siê z krzykiem. Na jego nieszczêœcie pierwsza przybieg³a Chi - chi :
- Czego siê drzesz, morderco?! Mój m¹¿ w³aœnie decyduje, co z tob¹ zrobiæ. Nie przeszkadzaj mu!
- Dlaczego wszyscy wierz¹ Trunksowi?! Dlaczego ci¹gnie siê za mn¹ opinia mordercy?! Przecie¿ ja kocha³em Bulmê!! - wykrzycza³ ostatkami si³.
- Ona nawet nie by³a twoj¹ ¿on¹! Przecie¿ nigdy siê nie pobraliœcie! - powiedzia³a mu prosto w twarz Chi - chi i posz³a. Ona mu na pewno nie uwierzy³a!
Saiyanin zacisn¹³ piêœci pod ko³dr¹. Dokucza³o mu i zranione cia³o i zranione serce, ale krew wojownika i duma zaczê³y braæ górê. Na razie jego charakter wygrywa³ z trucizn¹ Khlorosian. Desperacko stara³ siê zebraæ resztki si³, a¿ w koñcu podniós³ siê nieco na ³ó¿ku.
- Dla Bulmy...- szepn¹³ sam do siebie, a potem zsun¹³ nogi z pos³ania. Ostro¿nie, aby nie stan¹æ na z³amanej nodze, posuwa³ siê w kierunku okna. W g³owie mu szumia³o, opatrunki przemaka³y krwi¹, ale on par³ dalej. Rêk¹ trzyma³ siê œciany i wreszcie dotar³ do celu. Chi - chi przebra³a go - podczas opatrunku - w niezniszczone ubranie, móg³ wiêc teraz spróbowaæ tego, co wymyœli³ przed chwil¹. Lotu. Postanowi³ znaleŸæ Trunksa i raz na zawsze wyjaœniæ z nim tê sprawê. Nie liczy³ na odzyskanie syna, ale chcia³ jeszcze raz spojrzeæ mu w twarz i powiedzieæ kolejny raz, jak by³o naprawdê. Otworzy³ okno i pozwoli³, ¿eby rzeœki powiew owia³ mu twarz. Zamkn¹³ oczy i skupi³ siê. Wreszcie nadludzkim wysi³kiem wylecia³ w przestworza.
Zmêczony i zziajany przez nieustanne æwiczenia Trunks opad³ ciê¿ko na ziemiê. Dysza³, ale w g³owie wci¹¿ mia³ pragnienie zemsty. Klêcza³ teraz na ziemi i zbiera³ si³y do kolejnej symulowanej walki. Ubranie mia³ w strzêpach, ale nie przejmowa³ siê tym wcale.
Odpoczywa³ tak d³u¿sz¹ chwilê, gdy nagle poczu³, ¿e coœ dziwnego opad³o mu na rêkê. Bylo ma³e i zimne. Spojrza³ na d³oñ, a potem podniós³ g³owê do góry i popatrzy³ na niebo. Zdumia³o go to, co zobaczy³. Wyci¹gn¹³ rêkê i chwyci³ na ni¹ to, co spada³o z nieba. Œnieg. Bia³e p³atki opada³y na niego, a on sta³, zaskoczony. Nie czu³ zimna, chocia¿ zrobi³o siê nieco ch³odniej. Coraz wiêcej p³atków opada³o na jego postaæ, mia³ je ju¿ na ca³ym ubraniu, mia³ je te¿ we w³osach, póki nie stopnia³y. Zaczyna³o padaæ coraz bardziej, wiatr krêci³ nimi w powietrzu.
Kuririn wyjrza³ przez okno, bo coœ za nim przyci¹gnê³o jego uwagê. Wyjrza³ i zamar³ z otwartymi ustami, bo to by³o niesamowite. Pada³ œnieg. W œrodku lata. Tak po prostu cicho pada³, jakby to by³a zima. Kuririn otworzy³ okno i wystawi³ za nie rêkê. Podobnie jak Trunks, chwyci³ kilka œnie¿ynek i obejrza³ je. By³y najprawdziwsze.
Rodzina Son te¿ to widzia³a. Patrzyli jak urzeczeni. Goku przerwa³ ciszê :
- To mo¿e ja pójdê po choinkê?
- Po jak¹ choinkê przecie¿ jest lato?! - wrzasnê³a na niego Chi - chi.
Son Gohan gor¹czkowo myœla³ nad zmianami klimatu, porwa³ jak¹œ kartkê ze sto³u i d³ugopis i kreœli³ teraz skomplikowane wykresy.
- Mo¿e to przesuniêcie pr¹du œródziemnego spowodowa³o wycofanie frontu lewoskrêtnego i...- mrucza³ coœ pod nosem. - Lepiej pójdê po ksi¹¿kê...
Nikt nie zwraca³ na niego uwagi, wszyscy byli ca³kowicie zaskoczeni. Byæ mo¿e dlatego niemi³y dreszcz przebieg³ po plecach wszystkim, kiedy us³yszeli przeraŸliwy krzyk Gohana :
- Tato, Goten, chodŸcie tu szybko! Vegeta uciek³!
Pobiegli wszyscy do opustosza³ego pokoju. Goku rzuci³ tylko okiem na puste ³ózko i zarz¹dzi³ :
- Gohan, Goten, zostajecie z matk¹, ktoœ musi jej strzec. Ja polecê go szukaæ...i znajdê! - wyrzek³ z³owieszczo.
Puar mia³ pewne trudnoœci z dotarciem do domu rodziny Son, ale poprzysi¹g³ w duszy, ¿e tam dotrze.Musi opowiedzieæ, co sta³o siê z jego panem, musi ostrzec jego przyjació³! Coraz mocniejszy wiatr kilka razy zakrêci³ nim w powietrzu, ale w koñcu uda³o mu siê upaœæ tu¿ przed drzwiami domu, do którego zmierza³. Zapuka³ kilkakrotnie ³apami w drzwi, ale czynnoœæ t¹ musia³ powtórzyæ jeszcze kilka razy, zanim Son Gohan wyszed³ sprawdziæ, kto siê do nich dobija.
- Puar? - zdziwi³ siê starszy syn Goku. - Co ty tu robisz?
Istny teatr odegra³ siê przed oczami Gohana, poniewa¿ Puar za wszelk¹ cenê stara³ siê daæ do zrozumienia przyjacielowi, o co mu chodzi. Zwabieni ha³asem w przedpokoju Goten i jego matka równie¿ starali siê odgadn¹æ, co pokazuje kot.
- Yamcha? - pierwszy zaskoczy³ Gohan. - Co z Yamch¹? Zamieni³ siê w kobietê? Zamieni³ siê i przez to pope³ni³ samobójstwo? - zniesmaczy³ siê Gohan.
- Co ty bredzisz?! - zdziwi³a siê jego matka. - Czekaj, ja spróbujê, zawsze ogl¹dam "Zakrêcone kalamburki". Yamcha - to ju¿ wiemy. Spotka³ kobietê i...co?!...œlub?
Puar gor¹czkowo pokiwa³ g³ow¹.
- Oszala³ - mrukn¹³ cicho Goten.
Chi - chi kontynuowa³a zgadywankê.
- Puar, ty zboczeñcu, wiem, co robi¹ ma³¿onkowie, tego nie musisz mi pokazywaæ! Herbata? Herbata i nó¿?
Kot co rusz przemienia³ siê w dany przedmiot, albo pokazywa³ go ³apami.
- Poca³owali siê i...co?! - wrzasnê³a Chi - chi. - Co ona zrobi³a? Gohan, Goten, Puar w³aœnie nam pokaza³, ¿e ta kobieta zabi³a sztyletem Yamchê!
Zmartwieli. Najpierw historia z ksiêciem, teraz morderstwo Yamchy.
- Musimy powiadomiæ ojca! - pierwszy odzyska³ g³os Gohan. - I Kuririna! Goten, ty leæ do domku C18 i jej mê¿a, ja poszukam taty! Puar, zostañ z mam¹. Mamo, opiekuj siê nim, jest strasznie roztrzêsiony po œmierci Yamchy.
- Dobrze, synku. Leæcie, ale macie wróciæ na kolacjê! Cali!!!!
Ten ostatni krzyk us³yszeli ju¿, kiedy byli w powietrzu. Rozdzielili siê i ka¿dy z braci polecia³ szukaæ przydzielonej mu osoby. ¯aden z nich nie widzia³, jak ich matka ciê¿ko siada na krzeœle i mówi do Puara:
- Dziwisz siê, ¿e ich nie zatrzyma³am? I tak by siê nie da³o, a poza tym...nie by³abym w stanie...- skuli³a siê na krzeœle. - Od wczoraj okropnie boli mnie brzuch...
KONIEC ODCINKA NR. 9
