Odcinek 11

- Witaj, ksi¹¿ê Vegeta! - odezwa³ siê wzruszonym g³osem Kunatemuszki S¹wszêdzie.

- Kim jesteœ? - odpar³ mu ca³kiem zaskoczony Saiyanin.

- Nie poznajesz mnie, o wielki? Pamiêtasz czasy na swojej rodzinnej planecie? Pamiêtasz chwile szczêœcia i w³adzy twojego ojca? Pamiêtasz jeszcze swoje dziedzictwo?

- Co ciê to obchodzi?! - zirytowa³ siê Vegeta. - To moja sprawa i tamtej planety ju¿ dawno nie ma! Zje¿d¿aj mi st¹d!

- Hej, niebo jest dla wszystkich! - nagle rozeœmia³ siê Kunatemuszki. - A szczególnie dla przyjació³!

- Ja nie mam przyjació³...-odmrukn¹³ mu Vegeta.

- Masz, masz, tylko o nich zapomnia³eœ. Czy pamiêtasz...

- Jeszcze nie mam sklerozy! - zdenerwowa³ siê ksi¹¿ê. - Jeszcze raz zapytasz, czy coœ pamiêtam, a...

- Jesteœ jak dawniej - rozeœmia³ siê ponownie S¹wszêdzie. - Wojowniczy, dumny, a w g³êbi serca wspania³y i dobry.

- ¯e co?! - ksi¹¿ê ma³o siê nie ud³awi³ na t¹ charakterystykê. - Ja i dobry?!

- Mhm. Kiedyœ nawet uratowa³eœ komuœ ¿ycie...

- To musia³ byæ przypadek, ja nikomu nigdy nie chcia³em...

Nag³y b³ysk wspomnieñ przelecia³ przez mózg ksiêcia. To nie mo¿e byæ prawda, on ju¿ nie ¿yje! Ale ten g³os, te s³owa, ten œmiech...

- Jednak mnie pamiêtasz, ksi¹¿ê...Pamiêtasz najmniejszego ze wszystkich, a jednak twojego najlepszego przyjaciela - Kunatemuszki S¹wszêdzie!

- To niemo¿liwe...wyszepta³ ksi¹¿ê. - Przecie¿ ty zgin¹³eœ w tym strasznym po¿arze na Vegecie...Widzia³em twoje zw³oki!

- Wiem, ¿e zgin¹³em...- potwierdzi³ ze smutkiem Kunatemuszki. - Przebywa³em w zaœwiatach a¿ do tej pory, a¿ do czasu, kiedy sta³em siê na œwiecie potrzebny.

- Potrzebny na œwiecie? Kto ciê o¿ywi³? Przecie¿ chyba nie Shenlong?

- Shenlong? A tak, znam t¹ historiê. Nie, nie u¿y³em Smoczych Kul. Ani ziemskich, ani nameczañskich. To specjalna misja i specjalna by³a te¿ proœba, jak¹ zanios³em do samego szefa - znów siê œmia³.

- Do samego szefa? Mówisz o...

- Tak, Vegeta! Mówiê o twoim starym znajomym Dende! To jego poprosi³em i to on wypuœci³ mnie na miesi¹c z piek³a. Ale pod warunkiem, ¿e w miêdzyczasie na Ziemi bêd¹ dziaæ siê ró¿ne dziwne rzeczy - mówiê o zak³óceniach klimatycznych. Jeœli nie zd¹¿ê wykonaæ misji i wróciæ przed miesi¹cem - zginê ja i ca³a Ziemia.

- Czyli to twoja wina, ten przeklêty œnieg?

- Tak.

- Ale czekaj, czegoœ nie rozumiem. Jak¹ masz misjê i dlaczego by³eœ w piekle? Przecie¿ by³eœ z nas naj³agodniejszy!

- To smutna historia...- Kunatemuszki posmutnia³. Mam na sumieniu zbyt wiele grzechów, ¿eby teraz o nich cokolwiek powiedzieæ. Na razie opowiem ci o misji, bo to dotyczy w szczególnoœci ciebie.

- Jak to mnie? Tylko nie mów, ¿e masz mnie zabiæ, bo jestem gotów do walki - tym razem to ksi¹¿ê siê rozeœmia³. Trucizna Khlorosian znów zaczê³a braæ nad nim górê, móg³ nawet zabiæ S¹wszêdzie.

- Zaczekaj, o przyjacielu! Nie b¹dŸ taki w gor¹cej wodzie k¹pany! Na razie chcê ci opowiedzieæ o œmierci twojej Bulmy...

- Sk¹d o tym wiesz? - nasro¿y³ siê ksi¹¿ê.

- Przecie¿ by³em w piekle, tam te¿ s¹ wiadomoœci! Pos³uchaj, ja wiem, ¿e to nie by³a twoja wina i chcê ci pomóc to udowodniæ!

- Jak?

- Kiedy by³em w piekle, wiedzia³em, co siê dzieje na Ziemi. To przecie¿ dlatego tutaj jestem. Obcy z innej planety, Khloros, postanowili zemœciæ siê na tym, który dawniej przyczyni³ siê do zniszczenia ich œwiata. Wymyœlili pokrêtny plan, dziêki któremu mogli uczyniæ pozosta³¹ resztê ¿ycia swojego wroga nie do zniesienia.

Nawet jedno s³ówko nie umknê³o uwadze Vegety.

- Pozosta³¹ resztê ¿ycia? W jakim sensie to mówisz?

Kunatemuszki posmutnia³ nagle.

- Khlorosianie uknuli naprawdê doskona³y plan...Po kolei zatruwali potrzebne im ofiary jadem paj¹ka Arachne khlor...Ofiary te mia³y ukrywaæ jedyny œlad, jaki móg³ ich zdradziæ - otó¿ ka¿da z nich przez jad mia³a zielone ¿y³y...Poza jedn¹ - poza ich najwiêkszym wrogiem, który bêdzie cierpia³ inaczej...

- O czym ty dok³adnie mówisz? - zniecierpliwi³ siê ksi¹¿ê.

- O tobie, niestety...Khlorosianie ciê nienawidz¹ za to, co zrobi³eœ z ich planet¹. Zatruli jadem paj¹ka wiele osób, wiem o kasjerce w sklepie, wiem o Revenie - ta dziewczyna pomaga im siê zemœciæ, niedawno zabi³a Yamchê...Chi - chi te¿ siê zatru³a, Goku i jego synowie te¿ maj¹ byæ otruci, nie wiem, czy ju¿ s¹, czy jeszcze nie. I najwa¿niejsze - Trunks...

- Co?! Mój syn jest zatruty tym przeklêtym jadem?!

- Niestety. To przez to wszystko sta³ siê twoim wrogiem. Ale i ty nie jesteœ wolny od ich spisku, bowiem i ciebie zatruli tamtym œwiat³em w kuchni...To inny rodzaj trucizny, dzia³a nieco inaczej, bo dostaje siê do organizmu przez oczy. Zauwa¿y³eœ, ¿e sta³eœ siê bardziej nerwowy, ni¿ zwykle?

- Tak...- Saiyanin przypomnia³ sobie, jak uderzy³ Trunksa, gdy ten pyta³ go o zadanie. - Czy to dlatego...zabi³em Bulmê...?

- Tak, mój przyjacielu. To wszystko przez ten jad. Ale nie wiesz jeszcze najwa¿niejszego - ty umierasz, Vegeta.

- Bzdura. Czujê siê œwietnie, Kunatemuszki.

- Na razie. Ale Lithos, szef Khlorosian - swoj¹ drog¹ czekaj¹cy na rozwój wypadków w statku na orbicie - zabezpieczy³ siê na wypadek, gdyby trucizna by³a zbyt s³aba i zosta³a pokonana przez twój organizm. Ona powoli, powoli wypija z ciebie wszystkie soki i nied³ugo ca³kiem zabraknie ci si³...Dlatego ostatnio by³eœ taki os³abiony...

Przez umys³ Vegety przebieg³y teraz wydarzenia ostatnich dni. Wszystko sta³o siê dla niego jasne. Najwiêksz¹ ulg¹ by³a œwiadomoœæ, ¿e nie by³ tak ca³kiem winien œmierci ¿ony. Syn te¿ nie odszed³ od niego zgodnie ze swoj¹ wol¹...Jednak ten spisek zez³oœci³ go tak bardzo, ¿e wrzasn¹³ na ca³e gard³o. Sekundê póŸniej w³osy stanê³y mu jeszcze bardziej do góry i sta³y siê z³ote. Sta³ siê SS1.

- Wska¿ mi drogê do tego statku, a siê z nimi rozprawiê!

- Czekaj, czekaj...Przecie¿ sam nie zniszczysz ca³ego statku...- powstrzymywa³ go Kunatemuszki.

- Dam sobie radê, a teraz zje¿d¿aj! - nakrzycza³ na niego Vegeta.

- Myœlisz, ¿e tacy naukowcy jak Khlorosianie nie przygotowali statku odpornego na twoje ciosy? S³uchaj, Dende chyba po coœ mnie wyci¹gn¹³ z piek³a, nara¿aj¹c ca³¹ Ziemiê, prawda? - zirytowa³ siê lekko S¹wszêdzie.

- To co mam robiæ, daæ siê zar¿n¹æ jak kurczak na ro¿en?!

- Mogê ci pomóc, ale nie wiem, czy tego chcesz...Jest szansa na uratowanie twojej rodziny, Vegeta. Rozumiesz? Na uratowanie twojej rodziny...

- Ale nie mnie, tak? - powiedzia³ cicho ksi¹¿ê.

Kunatemuszki lekko skin¹³ g³ow¹, a w oczach mia³ ³zy.

- Dla nas obu nie ma ju¿ ratunku...

Kiedy Vegeta podejmowa³ decyzjê, Kuririn i Goten nadal poszukiwali jego syna. Obaj byli mocno przejêci swoim zadaniem:

- Goten, a co zrobimy jak ju¿ go znajdziemy? - zapyta³ ³ysy.

- Nie wiem. Nie wiem ju¿, komu wierzyæ...- zasmuci³ siê m³odszy syn Goku.

- Ja bym tam wierzy³, ¿e to jakieœ nieporozumienie i Trunks jest niewinny.

- A jeœli nie, to lecimy na spotkanie z szaleñcem...

Trunks w³aœnie przyzwyczaja³ siê do swojego fantastycznego miecza. Æwiczy³ od d³u¿szego czasu i sz³o mu coraz lepiej. Wci¹¿ drapie¿nie siê uœmiecha³. Szczególnie wtedy, gdy z daleka dojrza³, ¿e zbli¿aj¹ siê do niego Kuririn i Goten.

- Yyy, czeœæ stary, mamy do ciebie pytanko...- zacz¹³ Kuririn, ale zahamowa³ z przemow¹, kiedy zobaczy³ Miecz Z³a. - To mo¿e my ju¿ polecimy?

- Zaczekajcie. Nie bójcie siê mnie, nie skrzywdzê was. Po co mnie szukaliœcie? - Trunks opar³ siê o miecz i patrzy³ spokojnie na nich.

Goten siê odwa¿y³:

- Tata prosi³, ¿ebyœmy ciê znaleŸli, bo on chce siê z tob¹ spotkaæ. Mo¿esz z nim pogadaæ?

- Z Goku? Jasne! Kiedy i gdzie? - Trunks nawet siê uœmiechn¹³.

Goten mrugn¹³ oczami, bo ju¿ ca³kiem nic nie rozumia³. Teraz przyjaciel wydawa³ mu siê taki, jak dawniej.

- Najlepiej bêdzie, jak zaczekamy tu wszyscy na niego, w porz¹dku? - Kuririn chcia³ pilnowaæ Trunksa, by ten nie zrobi³ czegoœ nieprzewidzianego i nie przeszkodzi³ Goku i Gohanowi.

- Ale¿ nie ma sprawy - Trunks by³ uosobieniem uprzejmoœci. - Si¹dŸcie sobie - doda³, wskazuj¹c na kamienie rozrzucone po pod³o¿u. - Albo wiecie co? Mo¿e to my polecimy do Goku? Wiecie, gdzie on jest?

Goten uleg³ czarowi i odpar³:

- Polecia³ szukaæ twojego ojca.

- Mojego ojca? - Trunks siedzia³ i bawi³ siê mieczem. - A po co?

Kuririn opowiedzia³ ca³¹ historiê. Nie zauwa¿yli z³ego b³ysku w oczach Saiyanina.

- Pozwoliliœcie mu odlecieæ? - zdziwi³ siê Trunks. - A co chce zrobiæ Goku, kiedy go ju¿ znajdzie?

Goten powiedzia³ wtedy:

- Mam nadziejê, ¿e nic siê tacie nie stanie...Bojê siê o niego...

Trunks na moment zamar³, ale sekundê póŸniej potrz¹sn¹³ g³ow¹ i wspomnienie odesz³o. W wyobraŸni zobaczy³, jak kiedyœ Vegeta przytula³ swojego syna do siebie, a m³odszy wówczas Trunks czu³ siê tak bezpiecznie w ramionach ojca...Przez u³amek sekundy w sercu Trunksa pojawi³a siê zapomniania mi³oœæ do rodzica, ale zniknê³a tak samo, jak to wspomnienie...

KONIEC ODCINKA NR. 11