Odcinek 13

- Tego dnia - kontynuowa³ historiê Vegeta - spora grupa ludzi rozpoczê³a marsz ku dzielnicy ludu Okina. Byli gotowi na ka¿d¹ sytuacjê, nawet na zrównanie z ziemi¹ ich domów. Tak te¿ siê sta³o - Okina nie mieli szans w walce z liczebniejszym i uzbrojonym przeciwnikiem. To by³a masakra...Jeden z agresywniejszych mê¿czyzn wpad³ do domu Kunatemuszki i zaatakowa³ jego matkê. Syn próbowa³ jej broniæ, ale na pró¿no - tamten du¿o trenowa³ i tak pobi³ chlopaka, ¿e prawie zabi³. Potem rozprawi³ siê z matk¹, co S¹wszêdzie widzia³, nim straci³ przytomnoœæ. Nikt nie ocala³ z Okina...poza Kunatemuszki. Kiedy ktoœ zawezwa³ armiê, oni tylko przy³¹czyli siê do rzezi. W koñcu sam siê tam wybra³em, by³em przecie¿ synem w³adcy...Obejrza³em zniszczenia i ju¿ mia³em odchodziæ, a wraz ze mn¹ ochrona, kiedy us³ysza³em, ¿e ktoœ jest w jednym z domów. Poszed³em tam i zobaczy³em prawie konaj¹cego Kunatemuszki, szeptaj¹cego tylko czyjeœ imiê. Wo³a³ dziewczynê, ktora te¿ zginê³a...Zabra³em go do pa³acu, przekona³em ojca, by pozwoli³ zaj¹æ siê rannym...To wszystko.
- A nie by³o to ³aatwe - wtr¹ci³ Kunatemuszki - bo niezadowoleni Saiyanie dawali upust swojej nienawiœci i mogli doprowadziæ do zamieszek, gdyby wiedzieli, co zrobi³ ich w³adca. Wróci³em do zdrowia pod czujnym okiem pa³acowego lekarza, a potem sta³em siê nieod³¹cznym towarzyszem i przyjacielem Vegety...PóŸniej nasze drogi rozesz³y siê, a¿ wreszcie spotkaliœmy siê dzisiaj.
- Powiedzia³eœ, ¿e jesteœ demonem z piek³a. Jak siê tam dosta³eœ? - Son Gohan zbli¿y³ siê nieco, nadal mieufny po pierwszym kontakcie i spojrza³ mu w oczy. - Mo¿e to ty rzuci³eœ na nas jakiœ czar i przez to mordujemy siebie nazwajem?
- Gohan, Gohan, czy ty te¿ dotyka³eœ tego bonu? - powiedzia³ bardzo smutno Kunatemuszki S¹wszêdzie.- Chcê wam pomóc, chocia¿ wiem, ¿e jesteœcie straceni. Czy s³owa mego przyjaciela wam nie wystarcz¹?
- Przecie¿ on sam jest zatruty, mo¿e k³amie tak, jak i ty! A mo¿e chcesz najpierw zabiæ Vegetê, a potem nas? - krzycza³ Gohan.
- Przemawia przez ciebie rozpacz po œmierci brata, ale...- Kunatemuszki nigdy nie dokoñczy³. Gohan niespodziewanie z ca³¹ moc¹ uderzy³ go piêœci¹ w twarz, a gdy tamten ze zdumieniem wytar³ krew, potomek Goku z furi¹ przeszed³ w SSJ1. Nawet ojciec nie zdo³a³ go powstrzymaæ, kiedy Gohan natar³ na Kunatemuszki.
- Ty kretynie! - wydar³ siê na niego Vegeta, ale nie wtr¹ca³ siê. Ogl¹da³ tylko walkê z pewnej odleg³oœci. Niech Gohan sam siê przekona o sile Kunatemuszki.
Syn Goku chcia³ zabiæ S¹wszêdzie. Nagle zrozumia³, ¿e skoro wszyscy Saiyanie maj¹ cierpieæ, to i on, Gohan, tak¿e. A przecie¿ nie móg³ pozwoliæ, by Videl i Pan zosta³y same. Co prawda teraz wyjecha³y z Br¹ - córk¹ Vegety - na t¹ wygran¹ przez nie wycieczkê, ale nied³ugo wróc¹ i bêd¹ chcia³y go miec ¿ywego! Mr. Satan, który pojecha³ z nimi, te¿ zapewne nie chcia³by teraz szukaæ ziêcia!
Kumulacja mi³oœci do rodziny, z³oœci z powodu Khlorosian i smutku po œmierci Gotena i Kuririna skupi³y siê w synu Goku i powêdrowa³y od mózgu do wszystkich koñczyn, daj¹c mu energiê do pojedynku. Jego ciosy pada³y jak grad, porusza³ siê jak b³yskawica, co rusz zmieniaj¹c swoj¹ pozycjê i próbuj¹c pokonaæ wroga.
Tak bardzo zaœlepi³o go to wszystko, ¿e nawet nie spostrzeg³, ¿e jego ciosy nie robi¹ na Kunatemuszki ¿adnego wra¿enia. Gohan bi³ z ca³ej si³y, a jego przeciwnik po prostu dalej wisia³ spokojnie w powietrzu, z tym przeklêtym smutkiem w oczach!
Kunatemuszki cierpliwie znosi³ starania Son Gohana, ledwo czuj¹c jego ciosy. Nie chcia³ pokazaæ mu swojej prawdziwej si³y, obawia³ siê, ¿e móg³by zabiæ ch³opaka, gdyby chcia³ mu oddaæ. Obserwowa³ przemiane Gohana w SSJ2, widzia³, jak tamten siê poci, ale to wszystko na pró¿no.
- Gohan, tracimy tylko czas! To Vegeta musi mnie zabiæ, nie ty! Mo¿ecie mnie atakowaæ razem, ale tylko jego cios pozwoli na wykorzystanie mojej krwi!
Ale tamten nie s³ucha³, z³o¿y³ d³onie we w³aœciwy wzór i zacz¹³ krzyczeæ:
- Ka - me - ha - me.
W jego d³oniach formowa³a siê spora kula energii, czekaj¹ca tylko na ostatni¹ sylabê, by wystrzeliæ.
W miêdzyczasie gdzieœ daleko w górach pewien podró¿nik przypatrywa³ siê szczytom ton¹cym w chmurach. Nareszcie tutaj dotar³! S³ysza³ od tubylców, ¿e tutaj mo¿na osi¹gn¹æ spokój i oczyszczenie. Tego w³aœnie potrzebowa³, kierowa³ siê do tych gór od sporego czasu. Obróci³ siê w stronê wisz¹cego nad nim nieco z ty³u ma³ego przyjaciela, by zapytaæ:
- Piêkne, prawda? Bêdziemy tu mogli æwiczyc, ile bêdziemy chcieli.
Wiatr powiewa³ koñcem opaski, jak¹ mówi¹cy mia³ na czole. Jeszcze odrobina szybkiego marszu i znajd¹ siê w tych piêknych górach.
Chwilê póŸniej mijali jakiegoœ turystê id¹cego szlakiem u podnó¿a gór. Krzykn¹³ do nich:
- Hej, wy tam, uwa¿ajcie, te góry s¹ zdradliwe! Sam doszed³em tylko do ich stóp!
- Ja wybieram siê wy¿ej! - odkrzykn¹³ uœmiechniêty przybysz. - Zimne Góry to prawdziwe wyzwanie!
- Zimne Góry? Ach tak, to ludowa nazwa! My nazywamy je górami Tien-szan!
Turysta oddali³ siê, a wêdrowiec wielce zdumiony spojrza³ na przyjaciela. By³ tak zdziwiony, ¿e z czo³a sp³ynê³a mu kropla potu.
- S³ysza³eœ, Chaozu? Góry Tien-szan! To niesamowite!
Doprawdy, by³o to niesamowite, skoro podró¿nik nazywa³ siê Ten-shin-han i by³ jednym z wojowników Z.
W innym miejscu przebywa³ jeszcze jeden tajemniczy osobnik. Jak na ironiê, on dobrze wiedzia³, gdzie siê znajduje. Wisia³ jak pos¹g Buddy, ze skrzy¿owanymi po turecku nogami i z za³o¿onymi rêkami. Odziany w d³ugi, bia³y p³aszcz, z zamknietymi oczami i ponur¹ min¹ odstraszy³by zapewne potencjalnego przybysza w tak¹ okolicê, bo przecie¿ któ¿by siê spodziewa³ nagle ujrzeæ wisz¹cego w powietrzu zielonego humanoida? Chyba tylko jego najlepsi przyjaciele, a tych Piccolo mia³ kilku. Wiedzia³ o wszystkim, o planie Dende'go - przecie¿ razem go wymyœlili - ale nie wtr¹ca³ siê, bo dla niego nie by³o miejsca w tym planie. Vegeta mia³ jedn¹, jedyn¹ szansê, ale musia³ sam to zrozumieæ i sam u¿yæ najpotê¿niejszej broni, jak¹ posiada³. Nawet Piccolo nie móg³ mu tego zdradziæ, wtedy nic by z tego nie wysz³o. Jednak¿e znaj¹c charakter ksiêcia Saiyanów, wszystko jest ju¿ stracone.
Revena sta³a w³aœnie przed obliczem Lithosa, który obserwowa³ j¹ spod pó³ przymkniêtych powiek.
- Wykona³aœ zadanie, gratulujê. Sta³aœ siê przez to jedn¹ z nas. Jeœli sobie ¿yczysz, mo¿esz zostaæ z nami na statku. Selen poka¿e ci wszystko.
Wymieniony sta³ z boku i oczekiwa³ na decyzjê Reveny. Osobiœcie wola³by, ¿eby Revena z nimi zosta³a, czu³ siê odpowiedzialny za jej los - to on j¹ w to wszystko wci¹gn¹³. Dlatego ucieszy³ siê, kiedy Revena zgodzi³a siê tu pozostaæ. Nie wiedzia³, co naprawdê ni¹ kierowa³o.
Posz³a spokojnie za nim do swojej kabiny. Jednak¿e coœ w niej siê zmiania³o, trucizna przestawa³a na kilka chwil mieæ na ni¹ decyduj¹cy wp³yw, a wtedy przypomina³ jej siê Yamcha. Z jendej strony by³ dla niej praktycznie obcy, a z drugiej pamiêta³a jego wzrok, gdy na ni¹ patrzy³. Zaufa³ jej w ca³oœci, a ona go zabi³a. To spojrzenie potrafi³o teraz przeciwstawiæ siê jadowi paj¹ka i czu³a, jak piek³o j¹ sumienie. Te chwile opamiêtania i ¿alu po morderstwie by³y - jak na razie - bardzo rzadkie, ale kiedy ju¿ nastêpowa³y, mia³a pod powiekami czas, kiedy mordowa³a mê¿a. To w³aœnie zdecydowa³o, ¿e pozosta³a na statku - z pragnienia cichej pomsty.
Son Gohan stworzy³ potê¿ny promieñ energii i z wrzaskiem wystrzeli³ j¹ w stronê Kunatemuszki S¹wszêdzie.
- ...ha! - dokoñczy³.
Demon na u³amek chwili pozwoli³ sobie na wœciek³oœæ maluj¹c¹ siê na jego obliczu.
- Dosyæ! - wykrzykn¹³.
Z jego palców zaczê³y wylatywaæ pociski energii, kieruj¹ce siê prosto w zaskoczonego Son Gohana. Przypomina³o to natychmiastowe serie z broni palnej. Nie przestawa³ strzelaæ, a¿ zobaczy³, ¿e Gohan nie umie odbijaæ tylu strza³ów naraz i odczuwa ju¿ skutki tych, które przedar³y siê przez jego obronê. By³o widaæ, ¿e Gohan s³abnie, na jego ciele co centymetry krwawi³y male ranki po celnych trafieniach wroga. Demon przerwa³ ostrza³ i zwróci³ siê do Goku i syna:
- Zrozumcie w koñcu, ¿e tak niczego nie osi¹gniemy! Zginiecie na marne.
Na statku Lithosa panowa³ wzglêdny spokój, tylko on sam nie móg³ zaznaæ ukojenia. Wiedzia³, ¿e Vegeta jeszcze ¿yje, wyczuwa³ energiê demona, podejrzewa³ te¿, ¿e przyjaciele z Ziemi nie dadz¹ siê tak ³atwo, ale nie to go martwi³o. Nie by³ pewien, co wywo³a³o w Trunksie a¿ tak¹ przemianê, nie zamierza³ tworzyæ zadnego Miecza Z³a i trochê siê tego obawia³. Wiedzia³, ¿e w ch³opaku nie mog³o istnieæ a¿ takie z³o, by potrafi³o - po po³¹czeniu z jadem - stworzyæ t¹ potworn¹ broñ.
W³aœciciel Miecza Z³a dotyka³ swojej broni z czci¹ godn¹ jakiegoœ pradawnego bóstwa. Szepta³ cicho:
- Dziêki tobie pokonam wszystkich moich wrogów...Zacznê od mojego ojca, niegodnego, by byæ nim...W koñcu to ja zawsze sta³em po stronie matki, a teraz otrzyma³em œwiête prawo pomszczenia jej! Ten miecz pozwoli mi nareszcie zdobyæ nale¿ny mi szacunek i w³adzê nad tym œwiatem! A teraz czas poszukaæ mego ojczulka.
Wzniós³ siê w powietrze i uda³ siê na poszukwianie ojca. Nie zwróci³ uwagi, ze œnieg przesta³ padaæ i powoli topnia³ w nag³ym s³oñcu. Byl tak zaaferowany sob¹, ¿e nie spostrzeg³ te¿ schowanej w pobli¿u, za niewielkim wzniesieniem terenu, postaci:
- Nie rób tego...-szepnê³a cichutko.

KONIEC ODCINKA NR. 13