11 września 2015, piątek
Testy synchronizacji, prowadzone przez całe popołudnie, szły źle. Nawet bardzo źle. Wydawało się, że rodzeństwo nie jest w stanie zsynchronizować się z żadną z Ev będących na wyposażeniu NERV–u. Oboje wyszli w końcu z gigantycznych cyborgów zmęczeni i rozdrażnieni.
– Musicie się po prostu otworzyć na Evę – powiedziała Rei. Nieźle znała angielski.
– Muszę się umyć – stwierdził Marcin. – Jest tu jakiś prysznic?
– Zaprowadzę cię – zaproponował Shinji. – Asuka…
– Wiem, pokażę. Chodź – Asuka zwróciła się do Martyny.
Misato zatroskana patrzyła na wyniki testu. Ritsuko i Maya były równie zdziwione i zaaferowane, jak ona.
– O co tu chodzi? Z takimi wynikami harmonicznymi powinni oboje się połączyć bez problemu.
– Może to zmiana stref czasowych? – podpowiedziała Maya.
– To bez znaczenia. Forma fizyczna nie ma tu nic do rzeczy. Zresztą mieli pół dnia na wypoczynek. Specjalnie na testy wybrana została taka pora, by byli w pełni rozbudzeni. To musi być jakaś blokada psychiczna – Ritsuko w zmyśleniu tarła podbródek. – Jeśli wierzyć ich opiekunowi, oboje mają nawet zaczątkowe zdolności rozwijania pola AT.
– Samodzielnie!
– Tak.
– Czy w tym tkwi problem?
Ritsuko westchnęła.
– Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że zamykają się, gdy ma dojść do kontaktu z którąkolwiek Evą. Nie otwierają się nawet na symulowany kontakt. A szkoda, bo mieliby od początku bardzo wysokie walory jako piloci.
– Więc jednak Marduk się nie pomylił… – zamyśliła się Misato. – Mimo wszystko nie nadają się na pilotów. Inaczej zostaliby wskazani.
Ritsuko zerknęła ukradkiem na przyjaciółkę.
– Nie pomylił się.
– Jesteś chory? – Shinji z niepokojem patrzył na Polaka. Ten siedział pod prysznicem i wyglądał, jakby zbierało mu się na wymioty. Po chwili młody Japończyk zreflektował się i powtórzył pytanie po angielsku.
– Nie – Marcin odpowiedział cicho, nie otwierając oczu. – Po prostu nienawidzę zapachu krwi. Zawsze jak siostra ma okres, to ja cierpię. Używaliśmy w Polsce innego płynu do oddychania. Skąd wy wytrzasnęliście taki?
Marcin mówił dość cicho, ale wystarczająco wyraźnie, by Shinji mógł go zrozumieć.
– Nie wiem. Mamy go… Po prostu mamy.
Marcin chyba doszedł do siebie, bo wstał i zaczął się myć starannie. Shinji stwierdził, że nic tu po nim i wyszedł z łazienki. W drzwiach prawie zderzył się z Martyną. Już ubraną.
– Jak on się czuje? – spytała niespokojnie.
– Był trochę chory, ale już ok. Hej, tutaj jest męska łazienka – Shinji poniewczasie zorientował się, że dziewczyna chce go wyminąć.
– To mój brat – powiedziała Martyna i weszła do środka. Shinji popatrzył za nią przez chwilę, po czym wzruszył ramionami. Nie jego sprawa.
Przy stanowisku operatorów trwała zażarta dyskusja na temat tego, co zrobić z rodzeństwem: czy ich szkolić i ewentualnie poddać terapii w nadziei przezwyciężenia barier psychicznych, czy też sobie darować. Opiekun rodzeństwa, major Stanisławski, nie zabierał w niej głosu. Kiwał jedynie głową, jakby mówił "wiedziałem, że tak będzie". Stanęło w końcu na tym, że rodzeństwo wróci do Polski tym samym samolotem, którym przyleciało. Ritsuko stwierdziła, że psychoterapie ciągną się latami i nie dają żadnych gwarancji wyleczenia. A piloci potrzebni są teraz. Misato wyszła z pokoju operatorów bardzo niezadowolona. Ubodło ją zwłaszcza, że opiekun polskich dzieci nie przejawiał żadnego zainteresowania ich losem. Sama nie wiedziała, dlaczego właściwie tak jej zależy na zatrzymaniu tej dwójki. Choć nie, wiedziała. Łączyła ją z nimi tajemnica Antarktydy. Wprawdzie następnego dnia po przybyciu nie zamienili na ten temat ani słowa, ale było dla niej jasne, że dzieciaki mają pewne pojęcie, co tam się wydarzyło.
Gdy wróciła do swoich podopiecznych, ci akurat dyskutowali nad nazwiskiem Asuki. Rodzeństwo nie mogło dojść do ładu z faktem, że osoba, której rodzimym językiem jest niemiecki, nosi japońskie imię i nazwisko, i jeszcze ma do tego owo "Langley" pomiędzy jednym a drugim.
– Tata jest pół Niemcem, pół Amerykaninem. Nazywa się Edmond Langley. Mama z kolei nazywała się Kyoko Zeppelin Souryuu. W naszym rodzie była tradycja, że kobiety zachowywały podwójne nazwiska – po ojcu i po matce. Nie przyjmowały nazwiska męża, tylko zachowywały własne dziedzictwo – tłumaczyła Asuka po angielsku.
– Dziwne, słyszałem, że w Hiszpanii jest taki zwyczaj, ale w Niemczech?
– To twoja mama jest Japonką?
– Babcia była Japonką. To stare dzieje, jeszcze z czasów Drugiej Wojny Światowej. Ród Souryuu utrzymywał bliskie kontakty z rodem hrabiów Zeppelin. Kiedy wymarli wszyscy męscy potomkowie, obowiązek przekazania rodowego nazwiska spadł na kobiety. To obyczaj japoński. Z kolei w Europie wówczas był nacisk na zmianę nazwiska na nazwisko męża. Efekt jest kompromisem. Po wojnie też to przetrwało, a nawet stało się łatwiejsze, bo wprowadzono równouprawnienie. Babcia wychowała się w Niemczech, wówczas Zachodnich. Ona mnie nauczyła języka, bo mama w domu mówiła wyłącznie po niemiecku… Uczyła mnie też pisania, ale nie przykładałam się do tego… Teraz żałuję, bo mam kłopoty z kanji.
Pojawienie się Misato przerwało rozmowę.
– Więcej prób dzisiaj już nie będzie.
– Całe szczęście… Jeszcze trochę, a zarzygałbym wam Entry Plug. – odetchnął Marcin.
– Tak źle znosisz kontakt? Czy może masz klaustrofobię? – zaniepokoiła się Misato.
– Nie, nic z tych rzeczy – Marcin machnął ręką. – To znaczy, kontakt jest koszmarny, ale przeżywałem już gorsze rzeczy. Po prostu nie znoszę zapachu krwi. To znaczy, nie mdleję, ani nic takiego, ale to nie jest przyjemne, być zanurzonym w morzu krwi.
Misato zamurowało.
– Ten wasz cholerny opiekun nic nie powiedział! Może dałoby się coś z tym zrobić! Mamy przecież fachowców od takich rzeczy! – zdenerwowała się.
Martyna popatrzyła na nią spokojnie.
– Ja nie mam takich problemów, a wcale nie wypadłam lepiej. To znaczy, że nie będziemy pilotami?
Misato zdziwiła się lekko, bo było to powiedziane z nadzieją, a nie z rozczarowaniem.
– Nie. Zapadła decyzja, by szukać następnych kandydatów, którzy nie będą mieli takich problemów z synchronizacją. Wy wracacie do kraju, gdy się skończą poligonowe próby z bronią, która przywieźliście. Czyli za jakieś dwa tygodnie.
– To dobrze – rodzeństwo spojrzało po sobie z uśmiechem.
Asuka nie mogła powstrzymać okrzyku zdziwienia.
– Jak to, nie chcecie być pilotami?
– Nie – odpowiedziała jej Martyna. – Mamy już dosyć tych wszystkich testów, doświadczeń, eksperymentów i badań. Chcemy żyć jak normalni ludzie. Jeśli będzie jakaś wojna, to pójdziemy do wojska, nie ma sprawy. Ale do tego czasu, chcemy mieć trochę życia dla siebie.
– Poza tym bez urazy, ale sama idea Evangeliona wdaje mi się kretyńska – stwierdził Marcin. – Chyba konstruktorzy naoglądali się zbyt dużo kreskówek. W ogóle cała ta historia jest głupia: jakiś potwór atakuje Japonię, a wy wystawiacie przeciw niemu własnego potwora. Jak w tanich filmach z zeszłego wieku.
Misato i Asuka obraziły się. Shinji nie zrozumiał dobrze wymiany zdań i poprosił Asukę o przetłumaczenie. Gdy ta mu pokrótce streściła rozmowę, zaczął się śmiać. Jego sympatia do Polaków znacznie wzrosła. Wiedział, że w tym momencie naraża się Asuce, ale on sam nie był entuzjastą Evangelionów i pilotował tylko dlatego, by uzyskać aprobatę osób z otoczenia. A teraz się okazało, że są inne osoby, które również nie podchodzą do nich entuzjastycznie i przedkładają normalne życie nad walkę.
Rei wyglądała, jakby sprawa w ogóle jej nie obeszła. Przez cały dzisiejszy dzień nie odzywała się prawie wcale, poza przedstawieniem się i krótkim instruktażem dla nowych, o którego udzielenie poprosiła ją Ritsuko. Marcin teraz zwrócił się do niej.
– Masz na imię Rei, prawda?
Skinęła głową.
– Powiedz mi, jak uzyskałaś taki kolor? Nie wiedziałem że w Japonii barwi się również oczy. Szkła kontaktowe chyba tego nie załatwią, bo ich kolor będzie się mieszać z kolorem oczu. A ja też bym chciał mieć taką piękną czerwień.
Misato, Shinji i Asuka ze zdziwieniem stwierdzili, że nieporuszona zwykle Rei wygląda na wstrząśniętą. Niebieskowłosa po dłuższej chwili odpowiedziała:
– To naturalny kolor.
Teraz Marcinowi brwi powędrowały do góry.
– Czas na mnie – powiedziała Rei i wyszła.
Po powrocie do domu Polacy zostali u Misato, Shinjego i Asuki na kolacji. Ponieważ trzeba było przygotować posiłek dla nadprogramowej liczby osób, Marcin zabrał Asukę na junaku do najbliższego supermarketu. Nie mógł się powstrzymać, by nie dosiąść z powrotem swojego mechanicznego rumaka przy pierwszej nadarzającej się okazji. Martwiło go tylko, że kończy mu się paliwo. W Japonii było strasznie drogie.
Z wyprawy skorzystał o tyle, że Asuka przestała się na niego boczyć o lekceważenie Evangelionów. Chodził z nią od półki do półki, pytał o japońskie nazwy produktów i znaczenie symboli kanji, wywiadywał się o jej ulubione potrawy i inne rzeczy – aż w końcu zaproponował randkę. Asuka nie miała nic przeciw temu, bała się jedynie, że znowu wypadnie coś niespodziewanego – na przykład atak anioła, albo niezapowiedziane testy Ritsuko.
– Próba naszej broni odbędzie się za trzy dni, jak zmontują podzespoły i przygotują stanowisko na poligonie – powiedział Marcin. – Dziś jeszcze poproszę panią Misato, by mi zalegalizowała prawo jazdy. Powinniśmy mieć do dyspozycji cały jutrzejszy dzień i pojutrze. Coś z tego się wybierze.
– A dokąd pojedziemy? Przecież ty nie znasz Japonii.
Asuka sądziła, że Marcin ją poprosi o wybór odpowiedniego miejsca na randkę. Co byłoby trochę głupie, bo to on ją zaprosił. Ale się pomyliła.
– Wczoraj znalazłem w sieci informację, że otwierają do zwiedzania atelier filmowe w Gotenba, tam gdzie kręcili filmy o Drugim Impakcie i inną fantastykę. Zwłaszcza te ostatnie produkcje o potworach i robotach – uśmiechnął się. – Zamówiłem już bilety. Co ty na to?
Asuka była zachwycona. Pomysł szalenie jej się spodobał, a jeszcze bardziej to, że chłopak wykazywał inicjatywę. Pozostało tylko przekonać Misato. Marcin nie zdradził, że pierwotnie zamierzał wybrać się z siostrą, ale ta chciała zostać sam na sam z Misato, by porozmawiać o wydarzeniach na Antarktydzie.
Zagadali się tak, że nabrali za dużo rzeczy do koszyka. Dopiero przy płaceniu Asuka się zreflektowała, że nie wystarczy jej pieniędzy. Marcin dopłacił różnicę.
– Taki jesteś bogaty?
– Może nie bogaty, ale mam własne fundusze. W zeszłym roku nieźle harowaliśmy z Martynką, by nie być na łasce innych. Mamie ledwo starcza do pierwszego. Tylko dlatego zgodziliśmy się na doświadczenia, że słono nam za nie zapłacili.
– Co to były za doświadczenia?
Marcin nie odpowiedział, zajęty ładowaniem wiktuałów do bagażnika. Dopiero gdy skończył, odezwał się:
– Wybacz, nie chcę o tym mówić. Nieprzyjemne sprawy.
Kolacja była wesoła. Weselsza niż się spodziewali, bo wprosił się na nią niejaki Kaji, dawny facet Misato, a obecnie współpracownik. Wichrowie po raz kolejny pogubili się z japońskim sposobem przedstawiania – nie wiedzieli w końcu, czy ich nowy znajomy nazywa się Kaji Ryouji, czy Ryouji Kaji. Obie wersje były jednakowo prawdopodobne, bo zarówno Kaji, jak i Ryouji były imionami. Marcin podejrzewał że samemu Kajemu się myli. Postanowił zwracać się do sympatycznego Japończyka tak jak Shinji i Asuka: Kaji–san. Misato odzywała się do gościa monosylabami, a gdy zdawał się jej nie słyszeć, burczała epitety "dupek", "śmieć", "błazen" i tym podobne. Kaji bezczelnie ją podrywał, doprowadzając Asukę do białej gorączki. Marcin z niedowierzaniem przyglądał się dorosłym. Byli żywym zaprzeczeniem jego wyobrażenia o tym, jacy są Japończycy prywatnie. Ale w toku rozmowy wyszło na jaw, że Kaji spędził spory szmat czasu w Niemczech, a następnie odwiedził Amerykę, gdzie przejął opiekę nad Asuką. Misato z kolei często podróżowała do różnych krajów, kontaktując się z instytutami badawczymi i wojskowymi różnych specjalności. Misato zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, czym właściwie Kaji się zajmuje obecnie. Ale uświadomiła to sobie dopiero wtedy, gdy zapytała o to Martyna.
– Powiedzmy, że sprzątam tam, gdzie inni nabałaganią, a gdzie inni chcą mieć porządek, tam ja mącę. I wchodzę tam, gdzie mnie nie proszą.
Asuka nic z tej wypowiedzi nie zrozumiała, ale ponieważ Martyna wyglądała na usatysfakcjonowaną, nie dała nic po sobie poznać. Shinji też nie zrozumiał, ale jego to nie obchodziło. Z coraz większym zainteresowaniem patrzył, jak trzy kobiety przy stole rywalizują o nieogolonego mężczyznę.
"Jakbym ja próbował się tak zapuścić jak Kaji, to by mnie najpierw Asuka, a potem Misato ochrzaniły, że nie dbam o siebie. A o niego mało sobie oczu nie wydrapią. Jeszcze do tego Martyna… Jak on to robi?"
W pewnej chwili zauważył, że Marcin mruga na niego i dyskretnie wysuwa się z kuchni. Shinji odczekał chwilę i wysunął się za nim.
– Shinji, ty chodzisz z Asuką?
Shinji nie zrozumiał angielskiego zwrotu.
– To znaczy, czy ty ją kochasz, czy jedynie mieszkacie razem?
– Ach, o to chodzi… Nie, jedynie mieszkamy razem.
– To dobrze, bo ją zaprosiłem na randkę – Marcin powiedział to tonem beztroskim, ale obserwował uważnie reakcję rozmówcy. Shinji wzruszył ramionami.
– Będzie cicho i spokojnie w domu – odrzekł.
Wicher uspokojony chciał już wracać, ale Shinji przytrzymał go za ramię:
– Marcin–kun…
– Tak?
– Czy ja… mogę z Martyną…? – słowa ciężko przechodziły chłopcu przez gardło. – No, też zaprosić…
– Pewnie. To tylko wasza sprawa.
Shinji się rozluźnił. Nigdy jeszcze nie umawiał się z dziewczynami. Asuka, choć znajdowała się pod ręką, była dla niego zbyt gwałtowna. Zresztą był pewny, że odmówiłaby mu. Nie raz i nie dwa dawała mu znać, że uważa go za mięczaka i fajtłapę. Rei z kolei, druga dziewczyna, z którą miał bliski kontakt, była kompletnie nieprzewidywalna. I tak już odniósł spory sukces, że kilka razy z nią porozmawiał. Pozostałe dziewczyny w klasie, po okresie początkowej adoracji, szybko zostawiły go w spokoju. Pewnie uznały go za mało interesującego. Prawdę mówiąc, Shinjemu to nawet odpowiadało. Wolał stopniowe budowanie zażyłości i takie gwałtowne oblężenie peszyło go. A Martyna… Mieszkała raptem piętro wyżej, nikogo jeszcze nie znała i lubiła muzykę. Shinji śnił o niej ostatniej nocy i rozpamiętywał te dwie godziny, kiedy siedziała mu na kolanach, przytulona i wsłuchana w Bacha.
– Marcin–kun…
– Tak?
– Zrozumiałeś, co mówił Kaji–san? O swoim zawodzie?
– Co? A, tak. Mówił, że jest szpiegiem. I kilerem.
Shinjego zmroziło.
– Co ty mówisz! – mało nie krzyknął.
– Nie rób takiej zgorszonej miny. Jeśli dobrze rozumiem, to on tu odpowiada za waszą ochronę. Macie tu przecież terrorystów, no nie? Ktoś wam wysadził pierwsze Tokio w powietrze. Myślisz, że nikt nie chciałby was porwać dla okupu? – Marcin szybko odwrócił się, by Shinji nie zobaczył go krztuszącego się od wewnętrznego śmiechu. Zażartował tylko, a biedny chłopaczek wziął to na poważnie. "Straszny z niego dzieciak" – pomyślał. – "Jak go moja siostra weźmie w obroty, to będzie naprawdę biedny."
Wicher wrócił do kuchni, gdzie tłoczyło się całe towarzystwo, odwołał na stronę Misato i coś jej zaczął tłumaczyć. Wysłuchała go i skinęła głową. Chłopak uśmiechnięty stanął przy Asuce i szepnął jej coś do ucha, a ta popatrzyła na niego i entuzjastycznie pokiwała głową. Shinji usunął się w cień.
"Więc to tak się załatwia" – pomyślał. – "Parę słów i po wszystkim."
Wrócił do kuchni, gdzie rozmowa zeszła akurat na tematy aktualne.
– Wiecie może, dlaczego ta broń nazywa się "Jaskółka"? – spytała Misato. – Wasi technicy i wojskowi albo nie wiedzieli albo raczyli mnie jakimiś sentencjami.
– "Jedna jaskółka wiosny nie czyni"? – Martyna przytoczyła polskie przysłowie i od razu przetłumaczyła je na angielski.
– Właśnie. Nie rozumiem tych waszych mądrości Zachodu.
Martyna się roześmiała.
– To nie jest żadna wielka mądrość, tylko przysłowie. Nieaktualne zresztą, bo już nie ma pór roku. Jaskółki są u nas przez cały rok.
– Ale co to znaczy? – Dopytywała się Misato.
– I co to są jaskółki? – Dołączył się Shinji.
Marcin wziął kartkę papieru, flamaster i narysował szybko ptaka o wąskich, sierpowatych skrzydłach i rozwidlonym ogonie, jak u fregaty. Ptak uganiał się za małą muszką.
– To jest jaskółka.
– Wygląda jak salangan – stwierdził Shinji.
Kaji z równym jak Misato zainteresowaniem przyglądał się rysunkowi.
– I co to ma wspólnego z bronią plazmową? Przecież to nie będzie broń lotnicza, jej podzespoły są za duże. Zdaje się, że to ma być wasza broń ręczna.
– Jedna jaskółka wiosny nie czyni – powiedział Marcin. – Jaskółki odlatywały z Polski jesienią i przylatywały wiosną, kiedy już było ciepło i obudziły się owady. Czasami mrozy wracały w marcu lub kwietniu. Jak któryś ptak przyleciał za wcześnie, to ryzykował, że zamarznie. Dlatego się mówiło, że jak się widzi jedną jaskółkę, to wcale nie znaczy, że już jest po ostatnich mrozach. Dopiero całe stado dawało pewność, że przyszła wiosna.
– A co to ma wspólnego z bronią? – Asuka ponowiła pytanie.
Marcin zrobił mądrą minę. Martyna westchnęła.
– Uwaga, teraz będzie wykład polityczny.
– Ach, Polacy uwielbiają rozprawiać o polityce! – pokiwał głową Kaji. – Zaryzykujemy.
Marcin się obruszył.
– Wcale nie będzie wykładu. Normalnie, Niemcy sprzątnęli nam sprzed nosa kontrakt na budowę Evangeliona, Szóstki, czy Ósemki. Samodzielnie nie możemy sobie pozwolić na budowę. Oni zresztą też. Ich gospodarka kuleje od czasu, gdy im zatopiło całe centrum przemysłowe w Essen. Ale uzyskali fundusze od Rosji i Chin, a nam Amerykanie powiedzieli, że musimy radzić sobie sami. No to sobie radzimy, projektujemy broń przeciw potworom i Evangelionom. Taką, która będzie penetrowała ich osłonę. Na dłuższą metę bardziej nam się to opłaci. Tylko, że to nam nie załatwi problemu bezrobocia.
Asuka, zadowolona, że jej rodacy wykazali spryt i inicjatywę, tłumaczyła wszystko Shinjemu.
– To jednak chcieliście budować Evangeliony – stwierdził Shinji.
– Pieniądz nie śmierdzi – powiedział Marcin. – Jeden Evangelion to zatrudnienie dla setek tysięcy, jeśli nie milionów ludzi. Budowa zaplecza technicznego, systemów obronnych, zasilania w energię elektryczną i składniki odżywcze, części zamiennych i kultur tkankowych… Przecież Evangelion to cyborg i na samym prądzie nie pojedzie. Jeść też musi. Gdy powiedziano, że z kontraktu nici, to o mało nie doszło do rewolucji. Na szczęście nowy rząd miał parę dobrych pomysłów, jak z tego wybrnąć. Ale ciągle jeszcze nie jest pewne, czy te projekty wypalą. Za trzy dni się przekonamy.
Asuka dzielnie tłumaczyła.
– I to jest ta jaskółka, tak? – spytał Shinji. – Jeśli wasza broń będzie użyteczna, to dostaniecie zamówienia na następne? Jeśli znowu nie stracicie kontraktu, bo wtedy to by była tylko jedna jaskółka, ta, co to nie czyni wiosny?
Marcin kiwnął głową.
– Właśnie.
Dalsza rozmowa zeszła ze spraw poważnych. Dziewczyny zajęły się roztrząsaniem, co się nosi w tym sezonie w Europie, Kaji i Misato demonstrowali Marcinowi zalety japońskiej broni krótkiej i wyjaśniali cierpliwie, że katany i inne miecze dawno już wyszły z powszechnego użycia. Shinji z kolei, poproszony przez Misato, zagrał kilka kawałków na wiolonczeli, czym wzbudził żywe zainteresowanie Polki. Pen Pen wyłonił się ze swej lodówki usłyszawszy dźwięki muzyki, czym sprowokował zażartą dyskusję na temat etyki inżynierii genetycznej i doświadczeń na zwierzętach. Gdy w toku dyskusji okazało się, że dyskutanci zapomnieli, jakie właściwie były ich początkowe stanowiska, Shinji uznał, że trzeba kłaść towarzystwo spać. Wychodząc Martyna obiecała, że nauczy Shinjego przyrządzania paru polskich potraw i gospodarze przekonają się, która kuchnia jest lepsza: polska, czy niemiecka. Asuka nie usłyszała tego, bo akurat przekonywała Misato, że lawendowe perfumy są piętnastoletniej kobiecie niezbędne do życia. Z tego powodu nie zauważyła też, że Martyna dała Shinjemu i Kajemu buziaka na pożegnanie.
Obaj długo potem nie mogli zasnąć.
