Jedna Jaskółka

13 września 2015, niedziela

Misato odsypiała swoje. Załatwianie spraw związanych z rozruchem eksperymentalnej broni, zabezpieczanie tajemnicy, zapewnianie bezpieczeństwa widzom i inne formalności związane z planowanymi testami kosztowały ją mnóstwo nerwów i wysiłku. Ale lubiła tę pracę. Wróciła do domu dopiero wtedy, gdy Jaskółka była zmontowana, wstępnie aktywowana i pozostało jedynie oczekiwać na pojawienie się celów. Po zmontowaniu broń okazała się obrotową wieżą przypominającą nieco archaiczny patefon z tubą. Wedle instrukcji, miała ona mieć ogromny zasięg i siłę rażenia oraz regulowany kąt ostrzału – od minimalnego po studwudziestostopniowy, zarówno w pionie, jak i w poziomie. Strzelać miała strumieniami plazmy kierowanymi przez zespoły elektromagnesów, dokładnie tak jak elektrony w starych kineskopach próżniowych i w mikroskopach elektronowych. Tu jednak w grę wchodziło jeszcze coś innego. Broń miała podobno działać nawet we wszechświecie o bardzo odmiennej fizyce, jak zapewniał Misato szef techników. Chyba żartował. Major Katsuragi dowiedziała się też przy okazji, że instytuty, w których opracowano podstawy teoretyczne Jaskółki, znane są w polskim światku naukowym jako Instytuty Magii Teoretycznej i Magii Stosowanej. Podlegały one Polskiej Akademii Nauk, silnie zmilitaryzowanej po Katastrofie i dotowanej z funduszu przeznaczonego na obronę. Nazwy oczywiście były nieoficjalne, ale dobrze oddawały osiągnięcia obecnej nauki. Zagłębiając się w specyfikacje i techniczne szczegóły związane z zabezpieczeniem rejonu działania Jaskółki, major Katsuragi zaczęła podejrzewać, że utrata nad nią kontroli mogłaby się skończyć naprawdę katastrofalnie. Nic dziwnego, że Polacy woleli się tej broni pozbyć. Choć od dawna opiekowała się Evangelionami i układała plany walki z Aniołami, Misato dopiero teraz zaczęła sobie tak naprawdę uświadamiać potęgę nauki. Cóż, ludzkość od dawna pragnęła dopiąć niemożliwego. Już przed katastrofą zaczęła operować niemal boskimi mocami, a po katastrofie była tak zdeterminowana, że zabawa w kreowanie golemów stała się czymś zwyczajnym. W Europie chyba nawet nie było to już tajemnicą, sądząc po swobodzie, z jaką Polacy poruszali te tematy w zwyczajnej rozmowie. Po pokazie japońskich sił samoobrony Misato ze zrozumieniem przyjęła fakt, że i inne państwa, chcąc zwiększyć swój potencjał bojowy, produkowały bronie ezoteryczne. Jednakże teraz miała mieć do czynienia z wytworem tak niestabilnym, że Evangeliony prezentowały się przy nim jak medytujący mnisi. Bynajmniej nie spała z tego powodu dobrze.

Kiedy się obudziła, dom był wyludniony. Asuka wybyła wcześnie z Marcinem, ziewającym jak hipopotam. Wkrótce potem wynieśli się Kensuke i Touji, odprowadzając przy okazji Hikari. (Młoda Horaki nie wytrzymała długo w swej zaciętości i gdy rano zadzwoniła do niej siostra z przeprosinami, entuzjastycznie zgodziła się wrócić do domu.) Shinji stwierdził, że Martyna śpi jak kamień w pokoju Asuki, więc jej nie budził, tylko poszedł do kiosku po gazetę. Chciał zobaczyć, czy w kinach grają coś, co by mogła obejrzeć osoba nie znająca japońskiego, i przy okazji poradzić się sprzedawcy, którego lubił, jak ma właściwie zachować się na randce. Było mu trochę głupio, że nie umówił się już wczoraj. W międzyczasie obudziła się Martyna i przeszła do siebie, by coś zjeść i spać dalej. Zostawiła tylko kartkę z podziękowaniami i prośbą do Misato o rozmowę wieczorem.

Gdy Shinji wrócił, Misato zaproponowała mu, by zaprosił dziewczynę na obiad. Poszedł zatem na zakupy, by uzupełnić zapasy jedzenia. Poprzedniego dnia goście opędzlowali całą lodówkę. Zajrzał po drodze do Martyny, ale ta chyba jeszcze spała, bo nie odpowiadała na jego pukanie. Odłożył zatem zaproszenie jej na randkę na później. Z zakupami uwinął się szybko, równie szybko też przyrządził coś jadalnego i pognał ponownie na górę. Tym razem Martyna była już na nogach.

– Coś ci pokażę – powiedziała z uśmiechem, zanim zdążył się do niej odezwać.

Zaprowadziła go do pokoju i kazała usiąść przy stoliku, na którym leżał otwarty laptop.

– Pamiętasz? Kiedy tu przybyliśmy, to Kensuke powiedział, że "Katsuragi" i "Souryuu" to były okręty wojenne. A bratu się skojarzyło, że był też taki niszczyciel "Wicher". To zobacz: tu jest "Ayanami", tu jest "Akagi"…

Shinji stwierdził, że oglądają stronę o japońskiej marynarce wojennej z czasów Drugiej Wojny Światowej. Szybko znalazł też kilka innych znajomych nazwisk. Niezmiernie go to ubawiło. Telefon od Misato przypomniał mu, po co tu właściwie przyszedł.

– Um… Martyna–san… Chcielibyśmy… zaprosić cię na obiad – udało mu się wydukać w całkiem poprawnej angielszczyźnie. Zeszli na dół.

Podczas posiłku opowiedzieli nieco zniecierpliwionej Misato, co odkryli. Szybko znaleźli tę stronę i Misato zaczęła się śmiać.

– O jest Ritsuko! I nawet Maya!

– Ciekawe, dlaczego tu nie ma statku o nazwie "Ikari" – myślała na głos Martyna. – Nigdzie nie widzę…

– Niemożliwe – zaśmiała się Misato. – Nikt tak by nie nazwał okrętu wojennego.

– Dlaczego? "Ikari" to przecież znaczy "nienawiść", prawda? Pasuje do okrętu wojennego.

– Znaczy też "ambicja"…

– No właśnie, też dobre…

– I "kotwica". Wyobrażasz sobie, że ktoś mógłby nazwać okręt wojenny kotwicą? Ale byłyby kpiny.

Kilka chwil rozmawiali na błahe tematy, po czym Martyna powiedziała, że chciałaby porozmawiać z Misato o Antarktydzie. Misato z westchnieniem skinęła głową. Nie bardzo miała na to ochotę, ale rozumiała pragnienie dziewczyny zebrania choć strzępów informacji o nieznanym ojcu.

– Nie mam zbyt wiele do powiedzenia – powiedziała. – Nie rozumiałam wtedy wiele. Zbyt dużo ludzi tam się kręciło i mówili o kompletnie niezrozumiałych rzeczach. Zapamiętałam głównie…

– Potwora ze światła – dopowiedziała Martyna.

– Wiesz o nim? – Misato wytrzeszczyła oczy.

– Oczywiście. Sporo materiału naukowego się zachowało. Mnóstwo ludzi zamykało się w kapsułach ratunkowych. Przez dobre dwa tygodnie nasza flota rybacka wyławiała trupy trzymające dyskietki i CD–ROMy. Sporo zagarnęła też chilijska flota.

Shinji stracił nadzieję, że uda mu się zaprosić atrakcyjną Polkę na randkę. Nie zwracała na niego uwagi. Prawie nic nie zrozumiał, bo Martyna mówiła szybko. Misato wydawała się poruszona.

– Widziałaś te materiały?

– Trochę. Większość z tego jest ściśle tajna. Dziwi mnie, że w ogóle cokolwiek się uratowało. Przecież żeby stopić całą Antarktydę trzeba by niezłej wojny jądrowej. A tu wystarczył jeden wybuchający potwór. Więc co się musiało dziać w epicentrum?

Misato pogrążyła się we wspomnieniach.

– To nie był wybuch. To było raczej jak przebudzenie się boga. Nie od razu, tylko stopniowo. Zaczęła rosnąć temperatura i wszystko zaczęło się walić, a ludzie na moich oczach rozpływali się w bezkształtne kałuże… Cały świat wariował, otworzyły się szczeliny w niebie i w ziemi… Tak jakby otworzył się inny wymiar… widziałam aury ludzi, rzeczy, psów… i rozbłyski w kształcie czteroramiennych gwiazd… albo krzyży. Słyszałam, co ludzie myślą… W większości bali się i chcieli uciekać, chociażby po trupach innych. Nie umiem tego opisać. Ale do tej pory mi się to śni. Jak okropne potrafią być ludzkie myśli…

– Wymiar Cudów… – szepnęła Martyna.

– Uciekałam, chciałam się dostać do śniegołaza, ale mnie odepchnęli… Jeden mnie dźgnął szpadlem. Złamał mi mostek… W momencie próby wychodzi na jaw, że jesteśmy tylko zwierzętami, nie istotami rozumnymi. Nie wiem, co oni chcieli zrobić, ale chyba go zdenerwowali.

– Może mu się nie podobało, że pobieraliśmy z niego próbki do klonowania… – cicho powiedziała Martyna. – Istota o boskiej mocy byłaby tym chyba urażona. Misato–san, może mu pani przetłumaczy – spojrzała na Shinjego. – Biedaczek chyba mało co rozumie.

Misato przetłumaczyła. Shinji z każdym słowem coraz szerzej otwierał oczy.

– Pobieraliście z Anioła próbki?

– Co?

Misato powtórzyła pytanie Shinjego po angielsku. Od siebie dodała:

– Skąd wiesz o tych próbkach? Jestem w NERV–ie od tylu lat i nic o tym nie wiem.

– No, jak to, a niby na czym trenujecie swoich pilotów? Przecież nawet u nas do wytwarzania Wymiaru Cudów skonstruowano cale układy cybernetyczne, w których są namnożone tkanki potwora. Myśli pani, że na czym u nas testowano Jaskółkę?

Misato była niemal w szoku.

– Chyba teraz zdradzasz tajemnice wojskowe, dziecko…

– Jakie tajemnice? Cały świat się bije o kontrakty na budowę Evangelionów. Przecież wszyscy wiedzą, czym one są i po co one są. My się musieliśmy zadowolić ochłapami, tym co sobie sami skołowaliśmy.

– Jak to cały świat wie, czym one są i po co one są? Przecież Evangelion to ścisła tajemnica!

– Tajemnica, o której trąbi cały Internet?

– Jaki cały Internet? Niczego takiego nie ma w sieci. Wszystkie fakty związane z Evangelionami są natychmiast tuszowane! Nawet jeżeli walka toczy się w mieście!

Martyna pomyślała przez chwilę i stwierdziła:

– To w takim razie u was musi być bardzo ścisła kontrola informacji. U nas nie. Na Ukrainie nie. Na Litwie, w Czechach, na Słowacji, na Węgrzech też nie. Ludzie nie pozwoliliby na cenzurę, nie po to się uwalnialiśmy od okupacji ZSRR, by teraz kierowała nami jakaś inna totalitarna mafia. A swoją drogą, to jak wam się udaje zatuszować informacje o walce, która odbywa się w mieście? Likwidujecie wszystkich świadków?

– Nie ma takiej potrzeby – westchnęła Misato. – Wszyscy mieszkańcy Tokio–3 powiązani są albo z NERV–em albo z rządem, albo z wojskiem. Podpisali zobowiązanie do zachowania tajemnicy. A poza miastem… Cóż, tajemnica. Może to głupie, ale ludzie wierzą w oficjalne oświadczenia rządu. Z zamachami terrorystycznymi jeszcze można jakoś żyć. Ale myśl o tym, że naprawdę jakiś potwór atakuje nasz kraj jest jednocześnie zbyt śmieszna i zbyt straszna. Nawet ci, co widzieli, wolą wierzyć, że nie widzieli… Właściwie to nawet dobrze, jest mniejsza panika i łatwiej nam zarządzać w razie czego ewakuacją ludności.

Pomyślała przez chwilę i dodała:

– Grubym rybom ciągle zdaje się, że nikt na świecie o niczym nie wie. Ale chyba masz rację, przecież skala inwestycji jest taka, że nie sposób ich ukryć, nawet przy kontroli przepływu informacji. Chyba za bardzo odizolowaliśmy się od zwykłych ludzi…

Martyna pogrążyła się w rozmyślaniach, a Shinji, przyjąwszy swoją porcję tłumaczeń, zwrócił na jedną rzecz uwagę.

– Mówisz, że wszyscy u was wiedzą, co to są Evy i do czego służą? To w takim razie co wiedzą?

– Wiedzą, że Evy to maszyny bojowe, które mają wbudowane tkanki potwora z Antarktydy. Tajemnicą jest tylko jak one wytwarzają tak silne pole Wymiaru Cudów i nie rozpadają się od tego same. A do czego służą? Do zabijania, oczywiście. Jak każda broń. Lepsze to od bomby jądrowej czy nawet N2, bo w ogóle nie wytwarza promieniowania. Można wybić u wroga wszystko, co żyje i zająć nieskażoną ziemię.

– Evy służą do zabijania Aniołów! – zaprotestował Shinji.

– Czemu wy je nazywacie Aniołami? Nieważne zresztą. Powiedzmy, że wojna z tymi "Aniołami" się kiedyś skończy. I co wtedy? Państwa będą dzieliły się na takie, co mają Evangeliony i takie, które ich nie mają. Jakie będą następne wojny? Pomyśl o tym Shinji. Jesteś pilotem.

Zapanowało ponure milczenie.

– Jeśli mówisz, że poza Japonią Evangeliony są powszechnie znane i wszyscy wiedzą, że my walczymy z Aniołami – Misato chciała zmienić temat – to jak wytłumaczysz to, że turyści tak tłumnie przybywają do Japonii?

– No, jak to, nie wiesz tego, Misato–san? Właśnie z tego powodu. Każdy chce zobaczyć legendarnego potwora na własne oczy. To lepsze niż film.

– Ale to niebezpieczne! – zawołał Shinji.

– No właśnie – odpowiedziała Martyna, uśmiechając się przy tym gorzko. – To właśnie przyciąga ludzi. Walki kogutów, walki psów, walki byków, walki gladiatorów. Walki Aniołów. Zawsze najbardziej przyciąga krew. Zobacz, jak bardzo różnią się brutalne opowieści rodem z Gotenba od łagodniutkich baśni Disneya. I co jest bardziej popularne? Park Tematyczny New Gotenba, czy Disneyland?

– Czy… ty… lubisz krew?

Polka długo nie odpowiadała.

– Nie, Shinji. Nie lubię krwawych obrazów. To dlatego nie chciałam pojechać z bratem na dzisiejsze otwarcie. Marcin – owszem, lubi.

Shinji znowu nabrał nadziei na to, że uda mu się zaprosić Martynę na randkę. Ale zanim zdążył coś powiedzieć, wtrąciła się Misato.

– Przecież Marcin nienawidzi krwi?

– Nienawidzi zapachu krwi – sprostowała Martyna. – Ale oglądanie mu nie przeszkadza. Zwłaszcza na niby, na filmach. Co innego w realnym życiu, wtedy nie jest wcale taki chętny do jej rozlewu. Chyba, że…

Urwała i zapatrzyła się przed siebie. Misato niecierpliwie czekała na kontynuację odpowiedzi.

– Chyba, że co?

Martyna milczała, jej twarz stopniowo przybierała wyraz paniki. Nagle spojrzała w oczy Misato i chwyciła ją za kołnierz.

– Marcin ma kłopoty! – krzyknęła. – Wezwij ochronę!

– Co? Skąd…

– Jesteśmy bliźniakami! Wyczuwamy się nawzajem! Wezwij ochronę!

Misato nieco przestraszona wyjęła swój telefon komórkowy, ale zanim zdążyła wystukać numer, sam zadzwonił.

– Katsuragi Misato… Co takiego! …dobrze, już jedziemy.

Obejrzała się na Martynę.

– Miałaś rację. Jedziesz ze mną. Shinji, zostań w domu. Zadzwonię do ciebie później.

Szybko obie z Martyną wyskoczyły do przedpokoju. Shinji dopadł je, gdy wciągały buty.

– Ale co się stało!

Nie było odpowiedzi. Obie panie wypadły w pośpiechu z mieszkania. Winda akurat stała na ich piętrze. Po chwili wóz Misato ruszył z jazgotem i roztopił się w cieniu wielkich budynków. Shinji stał długo bez ruchu. A potem wypowiedział SŁOWO, na którego użycie nigdy jeszcze sobie nie pozwolił i nie przypuszczał, że kiedykolwiek sobie pozwoli.

+

Studia filmowe w Gotenba powstały po zniszczeniu przez powódź miasta Kawasaki, słynnego ze swych filmów o Godzilli. Bezpieczne położenie i bliskość najnowszej stolicy dały miastu wielki zastrzyk funduszy. Nowe dzielnice projektowane były od początku jako praktycznie samowystarczalny kompleks usługowo – mieszkaniowy. Mieszkali tu wszyscy ci, którzy bali się zejść pod ziemię. W trudnych czasach po kataklizmie władze miasta postawiły przede wszystkim na rozrywkę, od hazardu, przez różnego rodzaju parki dla dzieci, po filmy fantastyczne. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, gdyż ludzie spragnieni byli fikcji i oderwania od ponurej rzeczywistości. Po odtworzeniu połączeń lotniczych i oceanicznych z resztą świata Gotenba stało się jednym z najpopularniejszych miejsc turystycznych. Od czasu do czasu mieszczące się tam studia filmowe uchylały swe podwoje, pozwalając na zajrzenie za kulisy świata fantazji. Ponieważ robiły to rzadko i nieregularnie, nie były atrakcją spowszedniałą, jak w swoim czasie Disneyland. Każda taka akcja przynosiła im krociowe zyski. Asuka błogosławiła dzień, w którym poznała młodego Wichra. Bez niego prawdopodobnie nigdy nie trafiłaby na dzień otwarcia Maszyny Marzeń, nie mówiąc już o tym, że i tak by jej samej nie puszczono. Ciągle jeszcze nie mogła darować Misato zmarnowanej wycieczki na Okinawę. Choć z drugiej strony nurkowanie w lawie i walka z Aniołem były nawet bardziej ekscytujące.

Chodząc od atrakcji do atrakcji i próbując różnych cudów, jednocześnie opowiadała Marcinowi swoje przygody. Największą uciechę sprawiło jej testowanie wielkiego robota – rekwizytu z filmów o mechach ("Co ty, nawet nie umywa się do Evy, wszystko takie toporne, mnóstwo guzików, a Eva to jest przedłużenie twojego ciała, myślisz o czymś i to się dzieje…"), nurkowanie z delfinami w Parku Wodnym ("Super, musisz spróbować, te delfiny są fantastyczne, i rekiny, jak w prawdziwym oceanie, widziałaś jak zeszłam do wody, pokażę ci, to jest łatwiutkie, co, nie nurkowałeś nigdy…") i Sala Synestezji ("Ekstra, mówisz na czerwono, ojej, moje słowa pachną kwaśno, nie ruszaj się tak gwałtownie, bo błyskasz, hej, jak tańczysz tango to jesteś jasno–gorzkawy i korzenno–niebieski…")

Po opuszczeniu Sali Synestezji poczuli się zmęczeni. Mieszanie zmysłów nieco dezorientowało. Wychodząc napotkali jegomościa, który zapowiadał rychłe usunięcie obcych z Japonii i odcięcie świętej ziemi Kraju Wschodzącego Słońca od zagranicznego plugastwa i jego złych wpływów na młodzież. Swoje komunikaty wygłaszał w kilku językach, głównie europejskich. W każdym robił błędy, o ile Marcin mógł zrozumieć. Asuka wzięła go za atrakcję turystyczną i spytała, ile zarabia dziennie za to odstawianie oszołoma. Faceta zatkało. Pomyłka Asuki stała się widoczna, gdy gościa zabrała policja.

– Dziwny facet – powiedział Marcin. – Przypomina mi tych wariatów, których wczoraj obserwowałem w sieci. Wiesz, takich fanatyków w stylu "Japonia dla Japończyków".

– Jak zaczną rozrabiać, ochrona się nimi zajmie – skwitowała Asuka. Jej myśli powróciły do aktualnych spraw. – Słuchaj, może byśmy coś zjedli? Zgłodniałam przez to łażenie. Człowiek nie wie, kiedy czas mija.

Wstąpili do najbliższej restauracji. Asuka próbowała naciągnąć Marcina na sushi, ale ten zdążył usłyszeć wcześniej, że to słynne japońskie danie jest raczej drogie. Zamówili sobie zupę miso i kitsune udon. Marcina zafascynowała nazwa "lisie kluski". Pałaszowali z apetytem, kiedy usłyszeli narastający grzmot z ulicy. Wkrótce zaczęli rozróżniać w nim pojedyncze tony – to huczały silniki setek motocykli nadciągających promenadą

– Oho, zbliżają się kłopoty – powiedział cicho Marcin. Zauważył poruszenie również pośród innych gości. Pod oknami restauracji przedefilowała kawalkada motocyklistów ubranych na czarno, z czerwonymi opaskami na głowach, z przymocowanymi do tylnych siodeł motocykli sztandarami, sterczącymi jak husarskie skrzydła. Przejechali w całkowitym milczeniu. Gdy zniknęli, Marcin zostawił przy talerzu odliczony zwitek banknotów i wziął Asukę pod łokieć.

– Wynośmy się stąd.

– Czemu?

– Bo tu są turyści – odpowiedział. – Nawet jeżeli tamci, pod studiami, będą tylko demonstrować, to zawsze znajdzie się kilkudziesięciu takich, co z dala od oczu szefów zrobią burdel. A jak pojawi się policja, to tu będzie piekło.

Asuka po krótkim namyśle uznała jego argumenty i skierowała się w stronę wyjścia. Za późno. Rozległ się od nowa łoskot i z kierunku, w którym niedawno podążyli demonstranci, wyprysła dziko wrzeszcząca banda na motorach. Poszły w ruch łańcuchy, kawałki pustaków i pałki. Przez okno wleciała butelka, z której wystawała płonąca szmata. Rozprysła się na jednym ze stolików i na gości chlusnęła fala płynnego ognia. Rozległy się wrzaski i w jednej chwili zapanowała panika. Nagle wszyscy jednocześnie zapragnęli wydostać się z pułapki. Postał ścisk i tumult, przerażeni ludzie zaczęli tratować się nawzajem. Przez okna wleciały dalsze koktajle Mołotowa. Asuka straciła kompletnie orientację, gdy pomieszczenie zaczęły wypełniać kłęby dymu i ogień. To nie była walka jeden na jeden, do której była przyzwyczajona. Marcin zareagował szybciej. Kopniakiem przewrócił najbliższy stolik i chwycił jego nogę pod pachę, z blatu robiąc tarczę, zasłaniającą go przed odpryskami szkła i strugami płonącej benzyny. Drugą ręką zagarnął dziewczynę. Asuka pociągnęła go pod ścianę.

– Scheisse! Nic nie widzę! – warczała. Oczy jej potwornie łzawiły. Trzymany stół zapobiegał stratowaniu ich przez oszalały tłum, ale okazało się to rozwiązaniem tymczasowym. Gryzący dym wydobywał się z kratek wentylacyjnych i oboje zaraz zaczęli się krztusić. Kolejny celnie rzucony pocisk pokrył ich tarczę ścianą ognia. Butelka trafiła w samą krawędź blatu. Odpryski szkła odbiły się od ściany nad nimi i opadły na nich, kalecząc odsłonięte ramiona Asuki. Marcin natychmiast puścił nogę stołu, zerwał z siebie swą kurtkę i otulił nią dziewczynę, rozwścieczoną własną bezradnością.

– Do kibla! – wrzasnął. Z grubsza orientowali się, gdzie może być WC. Marcin zawsze takie rzeczy sprawdzał na pierwszym miejscu. Kuląc się i opędzając kopniakami przed miotającymi się w panice klientami, przemknęli do ubikacji. Asuka załapała, że Marcin chce się wydostać tylnym wyjściem, ewentualnie oknem. W ubikacji jednak okazało się, że kończy się ona ślepo. Ktoś zamknięty w kabinie wrzeszczał nieprzytomnie. Robiło się coraz goręcej i powoli zaczynało brakować powietrza. Asukę piekły oczy.

– Co teraz! – wrzasnęła.

– Trzymaj się blisko mnie!

Marcin skupił się. "Spokojnie" – myślał. – "To tylko jeszcze jeden eksperyment. Musisz tylko zrezygnować z oddzielenia, trochę poddać się światu. Otocz tę ścianę własnym umysłem…"

Adrenalina buzująca mu w żyłach sprawiła, że łatwiej niż kiedykolwiek wyłączył ze świadomości rozpraszające bodźce, jak dym, żar i wrzaski. Ściana przed nim zafalowała pod jego dotykiem, przestała stawiać mu opór. Rozsunął ją jednym wysiłkiem woli. Czyjeś myśli wmieszały się w jego, galopujące, chaotyczne, przepełnione przerażeniem. Wytrąciły go z koncentracji i zmusiły do powrotu do własnego ciała. Ale ściana przed nim, rozbita i powykrzywiana, po odzyskaniu własnego ciężaru, runęła. Z pozrywanych rur natychmiast zaczęły walić strumienie gorącej i zimnej wody. Marcin z trudem odzyskał panowanie nad ciałem. Szarpnął stojącą nieruchomo, osłupiałą Asukę i razem z nią ruszył w kierunku rozlewających się strumieni. Wypadli przez wielki otwór na zewnątrz i znaleźli się w tylnej uliczce. Tu było cicho i pusto. Polak wsłuchał się w otoczenie i skierował towarzyszkę tam, gdzie było ciszej. Dziewczyna odzyskała władzę w nogach i ruszyła pędem. Dopadła narożnika, gdy nagle kilka metrów przed nią ukazała się grupa bojówkarzy na swoich uskrzydlonych motorach. Jechali wolno, z płonącymi koktajlami Mołotowa w rękach i najwyraźniej szukali celu. Asuka stanęła jak wryta. Marcin wpadł na nią z tyłu i w jednej chwili pojął, co się dzieje.

Butelki już leciały w ich kierunku.

– Niee! – wrzasnął Marcin i wyrzucił ręce przed siebie, jakby chciał gołymi dłońmi powstrzymać nadlatującą śmierć. Świat wokół niego zwolnił. Jego ciało jakby rozpłynęło się i objęło przestrzeń przed nim. Metr przed ciałem Asuki powietrze stwardniało na kamień. Butelki wypełnione łatwopalnymi substancjami rozbiły się o niewidzialną przeszkodę i zakryły ją ścianą ognia. Marcinowi nigdy nie udawało się utrzymać zbyt długo takiej sfery obronnej. Dekoncentrowało go zawsze uczucie zanikania granic pomiędzy nim a światem zewnętrznym. Teraz jednak miał ważne zadanie do wykonania: musiał za wszelką cenę ochronić osobę towarzyszącą. Zamiast zakończyć zatem działanie sfery ochronnej, rozszerzył ją, pchając ścianę ognia naprzód, aż zakryła ona napastników. Asuka nie ułatwiała mu zadania. Objęta Wymiarem Cudów, dzieliła jego wrażenia – i przyjmowała to bardzo źle. Jej gwałtowne emocje rozrywały jego jaźń. W dodatku gdy pokrył sobą również i bandytów, zaczął odczuwać także ich myśli, przerażenie i ból. Przywiodło mu to na myśl straszne wspomnienie, kiedy to pod ciosami rozszalałego tłumu padał Bogu ducha winny artysta, który wyszedł na miasto w dzieckiem i znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Nie udało mu się wtedy go ochronić. Jego agonię odczuł każdym zmysłem. Krew, która wylewała się z okaleczonego ciała, zmieszała się z jego krwią, a następnie z krwią każdego, kto się znalazł zbyt blisko. Wszystko zamienił w krwawe ochłapy, powtarzające agonię jego ojczyma, jego ukochanego tatusia. Ale tatusiowi to nie przywróciło życia.

Wicher poczuł, jak przepełnia go dawna rozpacz i furia. Zachowywał cały czas świadomość, że osoba, którą ma chronić, żyje i musi przeżyć. Ale w jego prywatnej sferze, w jego Wymiarze Cudów, wszystko mieszało się w jeden chaos, kierowany jedynie przez jego najgłębsze życzenia. Każdemu napastnikowi poświęcał cząstkę swej uwagi do czasu, aż wypalił go do kości. Musiał rozdzielić swą jaźń, by nie zrobić krzywdy Asuce. Zrobił to potwornym wysiłkiem i zaczął nie tylko zatracać swoje zewnętrzne granice, ale i rozpadać od środka. Jego towarzyszka znalazła się w oku cyklonu ognia, narożnik budynku, przy którym się znajdowali, zamienił w świetlisty słup. W Wymiar Cudów trafił jakiś samochód pełny uzbrojonych ludzi. Zanim zdążyli podjąć jakąś akcję przeciw Asuce, Marcin skierował ku nim następny mentalny piorun. Jednakże w momencie, gdy jego jaźń przerwała granice ich jaźni, wypełniły ją rozpaczliwe mentalne wrzaski: "NERV!" "OCHRONA!"

NERV. Ochrona. Bezpieczeństwo.

Marcin stłumił furię i wypuścił z objęć swego umysłu zarówno żywioł, nad którym przejął władzę, jak i Asukę. I przestał odczuwać cokolwiek.

+

– Komandorze, czujniki wykryły pole AT w pobliżu stolicy! – zameldował przejęty operator systemu wczesnego ostrzegania. Był całkiem nowy w tej pracy i jeszcze nie potrafił nadać swoim meldunkom maksymalnej zwięzłości, wymaganej przez dowództwo.

– Czyżby Anioł zdołał się przekraść? – Fuyutsuki stanął przy spanikowanym operatorze. Po chwili wskazał na odczyty.

– Wzorzec czerwony. Zwyczajny ESPer. I jak na Anioła pole o bardzo słabym natężeniu. Fałszywy alarm.

Wszyscy wokół odetchnęli.

– Ale jak na człowieka pole jest bardzo silne – zauważył Aoba, który przełączył na swoim terminalu odczyty promieniowania własnego zbiorowości ludzkich na wykresy aktywności pojedynczych osób.

– W Gotenba trwają akurat zamieszki. Ekstremiści walczą z cudzoziemskimi turystami i z policją. Pod wpływem emocji człowiek potrafi niesamowite rzeczy – nieszczęsnemu operatorowi rozwiązał się język. Pragnął chyba pokryć gafę czymś, co udawało rzeczową analizę.

– Gotenba! – Kaji podskoczył do terminala Aoby. – Tam jest teraz Asuka! Z tym młodym Polakiem, Marcinem!

Fuyutsuki w jednej chwili odrzucił swą kamienną niewzruszoność.

– Natychmiast wezwijcie major Katsuragi. Łączcie z ochroną, mają za wszelką cenę wydostać Drugie Dziecko. W miarę możliwości również i jej towarzysza, ale bezpieczeństwo Asuki Souryuu jest priorytetem! Zawiadomcie komandora!

– Jest meldunek od ochrony! Wydostali oboje z terenu działań. Polak jest nieprzytomny, Souryuu w szoku i ma lekkie powierzchowne obrażenia. Oboje podtruci dymem!

– Czy to Polak rozwinął pole AT? – komandor Ikari dołączył do osób na mostku.

– Ochrona melduje, że to on – odpowiedział po chwili Aoba. – Zostali zaatakowani przez bandę ekstremistów, która obrzuciła ich koktajlami Mołotowa. Polak… Polak spalił napastników na popiół. Ale chyba to go wyczerpało do cna.

– Jest meldunek od major Katsuragi. Siostra Wichra wyczuła, że z bratem dzieje się coś złego i zaalarmowała ją. Major wie już wszystko i właśnie przybyła do Kwatery Głównej. Za dwie godziny będzie tu też doktor Akagi.

– Dobrze. Pierwszy i Trzeci Pilot mają się zjawić w Kwaterze Głównej – rozkazał komandor Ikari. – Do czasu gdy będzie jasne, co się stało, mają pozostać w gotowości bojowej. Chcę również mieć sprawozdanie od ubezpieczających Drugie Dziecko agentów, gdzie byli, kiedy ona została zaatakowana. Fuyutsuki, przejmij kontrolę nad przygotowaniami do testu Jaskółki. Nie życzę sobie niespodzianek. Polska załoga i technicy mają znaleźć się pod obserwacją. Major Stanisławski ma się zameldować u mnie.

– Co z Martyną Wicher? – spytał Fuyutsuki.

– Jeżeli zechce widzieć się z bratem, pozwólcie jej.