Jedna Jaskółka

14 września 2015, poniedziałek

Marcin obudził się w zupełnie obcym pokoju. Bolała go nieco głowa i miał wrażenie, że całą skórę zastąpiono mu sztuczną tkanką. Nie pierwszy raz tak było. Zapach środków dezynfekujących przypominał mu laboratoria i eksperymenty. Po nich też się tak źle czuł i niekiedy nawet miewał zwidy. Próbując zidentyfikować nieznane pomieszczenie, badał jego kształt, śledził przebieg rys na ścianach, obserwował grę świateł i cieni na płaszczyznach znajdujących się w jego polu widzenia. Przeszkadzało w tym mu nieco wrażenie powiększania się przedmiotów, na które aktualnie zwracał uwagę. Gdy opanował swe gałki oczne i zaczął wreszcie widzieć świat we właściwej perspektywie, postanowił nieco poszerzyć możliwości obserwacji. Powoli przypominając sobie, gdzie właściwie ma szyję i jak jej może używać, obrócił swą głowę w bok. I wtedy dostrzegł niedaleko od siebie parę czerwonych oczu, a nad nimi szopę jasnobłękitnych włosów. Coś mu mówiło, że to nie jest kolejna halucynacja, choć nie widział, skąd to wie. Wreszcie skojarzył.

– Rei…

Jego głos brzmiał dziwnie w jego uszach. Dziewczyna coś powiedziała po japońsku. Nie, po angielsku. Zaczął kojarzyć.

– Co mówisz? – nie był pewien, w jakim języku to powiedział.

– Obudziłeś się… – odpowiedział cichy, beznamiętny, znajomy głos. To znaczy, że zrozumiała.

– Gdzie ja jestem? – przypomniał sobie, jak zadać to pytanie po angielsku.

– W szpitalu NERV–u.

Zaczął wreszcie zbierać myśli do kupy. Przypomniał sobie facetów w czerni, zabierających jego i kogoś jeszcze do samochodu. Rozpływał się i coś wokół niego płonęło. Mało płuc nie wypluł od gryzącego dymu. Pewnie go odwieźli do szpitala. Ale co było wcześniej?

– Czemu tu jestem?

– Byliście z Souryuu w Gotenba, kiedy zaczęły się tam zamieszki. Ochroniłeś ją i siebie polem AT. Potem dotarli do was agenci ochrony NERV–u i ewakuowali was z zagrożonego terenu. Przywieźli was tutaj.

Cały czas obserwowała go dziwnym, taksującym wzrokiem. Ale z wyrazu jej twarzy nie mógł niczego odczytać. Przypomniał sobie. Randka, ucieczka z zablokowanego budynku, grupa bojówkarzy, na którą wleźli… Ściana ognia. Faceci w czerni. I kaszląca Asuka.

Podniósł się. Kręciło mu się w głowie, ale zdołał usiąść, podparłszy się jedną ręką, a drugą przytrzymując się stolika stojącego koło łóżka.

– Co z Asuką?

– Opuściła szpital dzisiaj rano.

– Nic jej nie jest?

– Z tego, co mi mówiono, pilot Souryuu nie odniosła obrażeń.

Marcin wziął kilka głębokich oddechów. Wracało mu powoli normalne czucie i orientacja w przestrzeni. Nie rozpływał się już.

– Jak długo tu jestem?

– Właśnie mija doba. Przywieziono was do szpitala wczoraj wieczorem.

"To znaczy, że dzisiaj odbywa się test w Matsushiro. Wszyscy zainteresowani pewnie tam są. To dlatego tu nie ma ani majora Stanisławskiego, ani Misato, ani Ritsuko… Asuka i Shinji pewnie też tam są, ze swoimi Evangelionami. Ale w takim razie co tu robi Rei?" – rozmyślał Marcin.

– Nie obserwujesz testu? – spytał.

– Zostaliśmy tu na wypadek alarmu bojowego – Znowu ten cichy, monotonny głos.

– To znaczy, że Shinji i Asuka też tu są?

– Ikari–kun był tu rano, sprawdził, jak się oboje czujecie. Twoja siostra też tu była, ale zasnęła i odwieziono ją do domu.

– A Asuka?

– Nie przychodziła tu.

– Nie pytała o mnie?

– Nie.

Zrobiło mu się smutno. Więc Asuka też… Zaczął się rozglądać za jakimś telefonem. Chciał powiedzieć siostrze, że już z nim wszystko w porządku.

– Rei… To znaczy – zreflektował się – wolisz chyba, by ci mówić po nazwisku? Ayanami?

Odpowiedziała dopiero po dłuższej chwili.

– Tak. Wolę, by zwracano się do mnie po nazwisku.

– Powiedz, Re… Ayanami. Wyszłaś wtedy tak nagle. Czy cię uraziłem, pytając o kolor twoich oczu?

Znowu przedłużające się milczenie. Wreszcie odpowiedź.

– Nie lubię koloru moich oczu. Wygląda jak krew.

Dodała po chwili:

– Ludzie się go boją. Czasami to przeszkadza.

Marcin uśmiechnął się gorzko.

– Witaj w drużynie. Mnie też się ludzie boją. Co prawda nie z powodu koloru oczu, a tego, że czasem… Ty to nazwałaś polem AT. Co to właściwie znaczy, to AT?

– To skrót od angielskiego wyrażenia "Absolute Terror".

Marcin pomyślał chwilę i pokiwał głową.

– Absolutna groza… Całkiem trafna nazwa. U nas nazywano to Wymiarem Cudów. Że wewnątrz przestawały obowiązywać wszelkie prawa poza twoimi własnymi. Na upartego można by tworzyć nawet rzeczy niemożliwe, gdyby się miało odpowiednią moc i wyobraźnię. Ale to grozi zniszczeniem siebie samego.

Wstał i spróbował postawić kilka kroków. Trochę jeszcze uginały się pod nim kolana, ale już zdecydowanie wracał do formy. Usiadł na łóżku i wziął parę głębokich wdechów.

– Nie zasłonisz się? – usłyszał ciche pytanie. Odwrócił się w stronę dziewczyny.

– Słucham? Ach, przepraszam – zreflektował się. – Zapominam, że ludzie są wstydliwi.

Zaczął szukać czegoś, ale pod ręką były tylko duże płachty prześcieradeł. Nadawały się na strój na Halloween, ale nie na prowizoryczne przykrycie.

– Nie wiesz, gdzie położyli moje ciuchy?

– Tu – wskazała mu stolik. Pod blatem, na którym stała bateria lekarstw, mieściła się półka. Tam złożone było jego ubranie.

– Nie jestem wstydliwa – powiedziała w czasie, kiedy on szperał w poszukiwaniu majtek. Potem, gdy je znalazł, szperał dalej. Coś innego było ważne. Przerwał poszukiwania na krótko, by jednak włożyć majtki. W końcu nie był sam.

– Pomyślałam, że możesz poczuć dyskomfort, gdy się zorientujesz, że stoisz przede mną nago. Jeszcze nie wróciła ci pełna sprawność umysłowa.

Znalazł wreszcie to, czego szukał. Wyciągnął medalion w kształcie wilczej głowy z kieszeni spodni i zapiął sobie łańcuszek na karku. Potem kontynuował ubieranie się.

– Tyle razy mnie rozbierano, przebierano, obmacywano, badano, że jest mi całkiem obojętne, czy stoję przed kimś nago, czy w ubraniu – odpowiedział dziewczynie. – Mam nadzieje, że cię nie uraziłem.

– Nie. Też tak się czuję.

Spojrzał na dziewczynę. Zobaczył w jej oczach zrozumienie. Obserwowała w milczeniu jak coraz pewniej wkłada na siebie kolejne sztuki odzieży. Na koniec wyjął z kieszeni kurtki mały grzebyk i przeczesał swe białe włosy.

– Coś ci powiem, Rei. Tego, przepraszam, Ayanami. Może nie lubisz koloru swoich oczu. Może ludzie się go boją. Ale ja uważam, że masz piękne oczy. Jeśli tylko znajdę sposób, to sobie swoje przemaluję na taką głęboką czerwień. I będę tak chodził, dopóki mi się nie znudzi. Guzik mnie obchodzi, co inni będą gadać. No, poza jedną Martyną, ale ona nie będzie mieć nic przeciwko.

Rozejrzał się raz jeszcze i spojrzał na dziewczynę.

– Nie ma tu gdzieś telefonu? Chciałbym powiedzieć siostrze, że wszystko w porządku. Psiakrew, musiałem zgubić swoją komórkę przed wyjazdem… – wymamrotał niezadowolony.

– Tutaj nie ma telefonu – odpowiedziała cicho Rei. – Dlaczego ciągle chcesz mi mówić po imieniu, Wicher–san?

Marcin skinieniem głowy zaprosił dziewczynę, by siadła obok. Gdy po pewnym wahaniu uczyniła to, powiedział:

– Bo u nas, w Polsce, mówienie ci po nazwisku oznaczałoby, że cię bardzo nie lubię i że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. My od razu przechodzimy na mówienie sobie po imieniu. Albo po przezwisku. Ale nazwisko… wiesz, to zawsze jest coś obcego. Oficjalnego. I trochę sztucznego. Jakbyś była dorosła, to wtedy bym ci mówił "pani Ayanami" albo, gdybyś mi pozwoliła, to "pani Rei". U was się mówi Ayanami–san, prawda? Albo Rei–san, trochę bardziej poufale. Tak mi mówiono.

– A do kogoś w twoim wieku, Wicher–san, tak się nie mówi?

– Nie. Czasem nauczyciele tak się do nas zwracają, ale to jest trochę obraźliwe. Jak by to powiedzieć… Ironiczne? Sarkastyczne. O, to jest dobre określenie, sarkastyczne. Jakby ktoś z mojej szkoły mówił do mojej siostry "pani Wicher" to bym mu połamał kości. Ale tu są inne obyczaje, więc się dostosuję.

Rei zamyśliła się.

– Zatem nie odpowiada ci zwrot "Wicher–san"? – zapytała po dłuższej chwili.

– Wiem, dlaczego tak do mnie mówisz, więc się na to zgadzam – odrzekł Marcin. – Ale przyznam, że nie bardzo mi to odpowiada… Dziwnie się z tym czuję.

Rei utkwiła wzrok w swoich kolanach, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Marcin dyskretnie się jej przyglądał. Identycznie jak trzy dni wcześniej dziewczyna miała na sobie pomięty, choć czysty mundurek szkolny. Najwyraźniej robiła sobie pranie, ale prasowaniem już nie zawracała sobie głowy. Czesaniem chyba też się nie przejmowała, a przynajmniej robiła to rzadko. Powoli zaczynała brać chłopaka ciekawość, z kim właściwie ma do czynienia. Bo obraz, jaki mu odmalowali przedwczoraj jej koledzy z klasy, był co nieco karykaturalny.

– W takim razie będę ci mówić "Marcin–kun" – postanowiła wreszcie Rei.

– Co to jest to "–kun"? – zainteresował się Marcin.

– Tak się u nas mówi do kolegów z klasy albo z pracy.

– A do koleżanek?

Rei zrobiła dziwną minę.

– Nie ma dobrego odpowiednika tego wyrażenia. Jest albo "–san", albo "–chan". To pierwsze jest oficjalne i wraża szacunek. To drugie jest poufałe. Tak się mówi do dzieci.

Marcin podrapał się po głowie. Coraz bardziej wciągała go ta rozmowa. Dowiadywał się ważnych rzeczy.

– To znaczy, że jakbym chciał się do ciebie zwrócić poufale, ale nie za bardzo poufale, oczywiście jakbyś mi na to pozwoliła, to powinienem ci mówić po prostu "Rei", bez żadnych "ogonków" za imieniem?

Rei pokręciła głową.

– To już jest nadzwyczaj poufałe – powiedziała. – Można tak mówić o kimś, ale nie do kogoś.

Marcin przypomniał sobie swoje pytania skierowane do Misato, jak ma się do niej zwracać, i aż się uśmiechnął. Musiała to ciekawie odebrać.

– W takim razie wszystko jasne – powiedział raźno. – Ty mi będziesz mówić Marcin–kun, do mojej siostry będziesz się zwracać per Martyna–san, a my ci będziemy meldować Ayanami–san. I wszystko będzie w porządku.

– Wystarczy samo Ayanami – uściśliła Rei.

– OK.

Marcinowi całkowicie już przeszło to nieszczególne uczucie, że jest w nie swojej skórze. Sprawdził czy ma portfel, czy w portfelu są pieniądze i spojrzał na Rei.

– Wypisuję się stąd. Idziesz ze mną?

Ruszył w kierunku drzwi, gdy stanęła w nich pielęgniarka.

– Ej, nie stawać! Nie wolno! Do łóźka ćsieba! – zawołała łamaną polszczyzną.

Marcin położył jej rękę na ramieniu.

– Nie trzeba. Chyba, że zemdleję, zanim dojdę do recepcji.

Mrugnął do Rei.

– Dasz się zaprosić na kurczaka z frytkami?

– Nie jadam mięsa.

Mały problem. Marcin zaczął gorączkowo myśleć. Przypomniał sobie, gdzie szpital NERV–u się znajduje. Kiedy pierwszy raz sprowadzano go do kwatery głównej, by wykonać na nim i na jego siostrze testy synchronizacji, pilnie obserwował drogę i zapamiętywał punkty charakterystyczne oraz kierunki. Był świetny w odtwarzaniu raz pokonanej drogi. Jeżeli dobrze zidentyfikował budynek szpitalny, to wiedział, gdzie w pobliżu jest włoska pizzeria.

– A miałabyś ochotę na pizzę wegetariańską? Czy wolisz tutejszą kuchnię?

Rei sprawiała wrażenie, jakby na jej wargach pojawił się cień uśmiechu. Ale to mogło być tylko złudzenie.

– Lubię pizzę.

+

Telefon znalazł się w recepcji. Służbowy. Ponieważ akurat nikogo nie było w pobliżu, chłopak skorzystał z okazji. Poprosił Rei, by zaczekała chwilę i wykręcił numer komórki siostry.

– Martyna Wicher, halo?

– Cześć siostra. Wróciłem do przytomności. Urywam się z tego przybytku.

– Marcin! Jak się czujesz? Wszystko z tobą w porządku?

– W porządku. Nic mi nie urwało. Cały czas się martwisz? Gdzie w ogóle jesteś?

– W Matsushiro. Obserwujemy testy. Powiedzieli, że najwcześniej jutro odzyskasz przytomność!

– W porządku, Kiciu. Najwyraźniej się trochę uodporniłem. Co z rudą?

– Wygląda na wstrząśniętą. Unika mnie cały dzień. Coś ty jej zrobił?

– Nic. Literalnie nic. To znaczy, chyba jej się nie spodobało, że objąłem ją Wymiarem Cudów. I paru bandziorów też…

Po drugiej stronie łącza zapanowało milczenie.

– Podobno zabiłeś kogoś.

– Nie było wyjścia. Obrzucili nas koktajlami Mołotowa. A ja musiałem chronić dziewczynę. Słuchaj, piękna. Nie chcę o tym mówić. Rei na mnie czeka.

– Nie mów, że teraz z nią umówiłeś się na randkę.

– Idziemy na pizzę. Tak się złożyło, że była przy moim łóżku, kiedy się obudziłem. Ślubu z nikim nie brałem, mogę chodzić z kim chcę.

Chwila milczenia.

– Dobrze, braciszku. Sam wiesz najlepiej, czego chcesz. Powodzenia życzę. Tylko uważaj na siebie.

– Oczywiście. Ty też. Jaskółka ma solidnego kopa. Nawet Wymiar Cudów cię nie ochroni, jeżeli podejdziesz za blisko.

– Wiem, kotku. Będę uważać.

– Trzymaj się.

– Pa.

– Uff… – odetchnął Marcin. Zwrócił się do Rei.

– Pizzeria jest, o ile pamiętam, dwie przecznice stąd. Mam nadzieję, że to nie przeszkodzi ci w pełnieniu twoich obowiązków?

+

Rei była wyjątkowo mało komunikatywna. Okazała się całkowitym przeciwieństwem Asuki, której żywiołowość działała trochę Marcinowi na nerwy. Przez całą drogę do pizzerii się nie odzywała. Marcin też milczał. Sam nie wiedział, czy mu to odpowiada, czy nie. W gruncie rzeczy powiedział siostrze prawdę, był z tą osobą, która asystowała jego przebudzeniu. Na Asukę trochę się obraził. Rozumiał, że mogła być wstrząśnięta demonstracją jego mocy, ale w końcu uratował jej życie. Wrócił myślami do tamtego momentu, gdy Rei potwierdziła, że jej oczy mają naturalny kolor.

– Podobno oczy są zwierciadłem duszy… – pomyślał na głos.

Rei zwróciła ku niemu pytające spojrzenie. Powtórzył po angielsku i dodał komentarz:

– Czerwień oznacza żar i namiętności, natomiast błękit – chłód i spokój, rozsądek i logikę. Zastanawiałem się nad kontrastem, jaki tworzysz z Asuką.

Weszli do pizzerii. Marcin pozwolił towarzyszce wybrać stolik. Ceny dań były zdumiewająco niskie. Ale Gotenba była nastawiona na wyzysk turystów, a Tokio3 posiadało, jako superforteca, własne zasoby żywności, wyhodowanej na otaczających Geofront plantacjach oraz w hodowlach hydroponicznych. Mogli dzięki temu nieco zaszaleć. Po złożeniu zamówienia, gdy czekali na dostawę, Marcin kontynuował swój wywód.

– Ty nosisz się na niebiesko, włosy też masz niebieskie. Cała tchniesz spokojem i opanowaniem. Ale jeśli wierzyć symbolice kolorów, to twoje oczy świadczą, że w głębi duszy skrywasz wielkie namiętności. Może miłość, może nienawiść, może szał… Ale nie pozwalasz wydostać się im na zewnątrz.

Nie potrafił zinterpretować spojrzenia, kim go obdarzyła. Powoli zaczynał żałować, że ją ze sobą zabrał. Była jak sfinks. "Po cholerę ze mną poszła, jak nie chce ze mną gadać" – pomyślał. – "Ciekawe co będzie, jak się ją nieco podpuści".

Kontynuował zatem.

– Asuka jest bardzo żywiołowa i uwielbia czerwień, co się z jej żywiołowością zgadza. Nawet włosy ma jak ogień. Ale te niebieskie oczy… jeśli wierzyć symbolice kolorów, to w głębi duszy jest logiczną, rozsądną, wyrachowaną dziwką. Tylko skrywa się pod maską otwartości. Jak sądzisz? Trafiłem, czy się mylę?

Rei uśmiechnęła się. Ledwo–ledwo, ale to wystarczyło, by jej twarz nabrała życia. Marcin obserwował ją, nie mogąc nadziwić się przemianie. W trakcie spaceru dziewczyna wyglądała jak lalka. Jej beznamiętna twarz mogłaby równie dobrze należeć do osobnika po lobotomii, albo do obcego. Rozczochrane włosy i wiecznie pomięty szkolny mundurek wskazywały na to, że zupełnie nie przywiązywała wagi do swego wyglądu. Teraz nagle chłopiec stwierdził, że jego towarzyszka jest całkiem atrakcyjna. Jasna, gładka cera, lśniące oczy, delikatnie wykrojone usta… Może trochę zbyt szpiczasty nos, zupełnie nie azjatycki.

Marcinowi skończył się koncept. Nie chciał najeżdżać dalej na Asukę, a trudno było mu zgadnąć, co jeszcze może wlać nieco życia w osobę siedzącą naprzeciw niego. Milczenie stawało się trochę kłopotliwe, ale na szczęście przyniesiono pizzę. Można było zająć się jedzeniem. Rei miała pewne kłopoty z operowaniem zachodnimi sztućcami. Chyba przywykła do pałeczek. Patrzyła jak jej towarzysz kroi swoją pizzę na cienkie trójkąty, niczym tort, po czym każdy kawałek zwija i nabija na widelec. Marcin podchwycił jej spojrzenie. Zarumienił się.

– Wszyscy moi znajomi śmieją się z mojego krojenia pizzy… Oni zaczynają od brzegów i odkrawają je. A ja właśnie lubię brzegi. No i w sumie mniej jest krojenia – zaśmiał się.

Rei kiwnęła głową i postąpiła jego śladem. Marcin jedząc, rzucał na nią ukradkowe spojrzenia. Podziwiał jej szczupłe, białe ręce, pokryte delikatnymi włoskami, połyskującymi błękitem w świetle słońca. Tak samo połyskiwały jej włosy. Mimochodem chłopak się zdziwił, że nawet w tym złotawym świetle chylącego się ku zachodowi słońca, ciągle widać ten błękit. Ale nagle inna myśl przeszyła jego głowę. Przecież Rei nie dbała o wygląd. A gdyby nawet dbała, to chyba nie farbowałaby wszystkich włosków na całym ciele? Zapomniał o jedzeniu, przypatrując się dokładnie meszkowi na rękach i na twarzy dziewczyny, aż jej spojrzenie spoczęło na nim.

– Coś się stało?

Ha. Teraz dopiero zauważył, że Rei ma niebieskie brwi. A rzęsy – nie niebieskie wprawdzie, ale i nie czarne, jak to mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka. Były ciemnogranatowe.

– Ty masz naprawdę niebieskie włosy – powiedział ze zdumieniem. – Farbowałaś WSZYSTKIE?

Rei przestała jeść. Znowu to spojrzenie, jakim go obdarzyła przy pierwszej wzmiance o kolorze jej oczu.

– Nie powiesz mi chyba, że to są twoje naturalne włosy? – spytał.

Żaden ssak nie produkował niebieskiego barwnika. To wiedział na pewno. Nie tak dawno oglądał film przyrodniczy, w którym była o tym mowa. Nawet leniwce były zielone, bo je obrastały glony. Czy Rei miała jakieś niebieskie glony we włosach? Uśmiechnął się do swoich myśli. To już byłoby ZBYT dziwne. "A swoją drogą, to ciekawe, czy ona WSZĘDZIE ma niebieskie włosy".

Rei wyglądała jakby miała za chwilę wyjść. Marcinowi zrobiło się głupio. Machnął ręką.

– Nieważne. Nawet jeśli jesteś jakąś mutantką, to i tak ja jestem dziwniejszy od ciebie. Jak długo żyjesz tutaj? – zapytał.

– Od urodzenia.

– To znaczy, miałem na myśli NERV.

– Ja też.

"Nic dziwnego, że jest taka wyobcowana" – przemknęło chłopakowi przez myśl. – "Chyba nie miała zbyt wiele kontaktu z zewnętrznym światem."

– Razem z siostrą spędziliśmy ostatnie siedem lat w takich przybytkach – zwierzył się. – Od kiedy ujawniłem się z moimi zdolnościami. Nie to, żebyśmy spali w szalkach Petriego i oglądali słońce przez kratki. Ale co dzień po parę godzin w laboratoriach, wolne dni jedynie w weekendy i to nie każde, potem internat i lekcje… Na szczęście znaleźli się tam ludzie jeszcze dziwniejsi o nas, a my nie byliśmy już tacy głupi, by próbować telepatii. Co najwyżej czasami dla rozrywki małe sztuczki – z kartami, zapałkami… No i lubili, jak malowałem. Dało się żyć. Ale i tak było jak w więzieniu. Dobrze, że mam siostrę, z którą mogę dzielić myśli. Trochę tak, jakbyśmy mieli wspólne ciało albo wspólną duszę, bo co czuje jedno, to czuje drugie. Tego nam nikt nie zdołał zabrać.

"Po cholerę ja jej to wszystko gadam?" – zreflektował się nagle. – "Co ją to obchodzi."

Rei otworzyła usta ze zdumienia.

– Nie patrz tak na mnie. Bardzo ładnie ci z uśmiechem i z tymi niebieskimi włosami, ale z opadniętą szczęką wyglądasz głupio.

Wrócili oboje do posiłku. Pizze im już wystygły. Marcin wstał i podszedł do sprzedawcy.

– Przepraszam, mówi pan po angielsku?

Nie mówił. Zatem chłopak spróbował wyjaśnić mu, o co mu chodzi, posługując się tymi kilkoma słowami japońskimi, które zdążył poznać.

– Pizza zimna. Chcę ciepła. Nie nowa, ta. Zapłacę. Tam – wskazał na piec – krótko i ciepła. Proszę. Sprzedawca zrozumiał i uśmiechnął się. Wziął niedokończoną połówkę pizzy od Polaka i wsadził ją na powrót do pieca. Pieniędzy nie chciał przyjąć, tylko się uśmiechał.

– Re… Ayanami, ty też? – spytał Marcin.

Też podała swoją pizzę do podgrzania. Sprzedawca sobie nucił coś na melodię "I Think I'm Alone Now". Przekręcał angielskie słowa niemiłosiernie. Marcin pomyślał, że to brzmi jak "I think I'm a clone now" i zachichotał. Opowiedział Rei o swoim skojarzeniu. Baaardzo dziwnie na niego spojrzała.

– Widzisz. Jakbyś miała parę klonów, to byś mogła wysłać samą siebie po pizzę. No i miałabyś przynajmniej jedną osobę, która nie dziwiłaby się twojemu wyglądowi.

Dowcip był ryzykowny, zważywszy poprzednie reakcje Rei. Rzeczywiście, wstała… nie, nie wyszła. Podeszła do szafy grającej i puściła od nowa "I Think I'm Alone Now". Marcin uznał, że należy to rozumieć jako aluzję, że lepiej nie szarżować z dowcipami, bo zostanie zaraz sam. Dziewczyny zwykle zamiast mówić wprost, robiły aluzje.

Dostali oboje swoje podgrzane pizze i dokończyli je. Sprzedawca powiedział do nich coś, w czym powtarzało się słowo "karaoke".

– Co to jest karaoke? – Marcin spojrzał na Rei zaskoczony.

Nie bardzo wiedziała.

– Śpiewa się do melodii. Tu jest maszyna do karaoke – powiedział ktoś po angielsku. Obejrzeli się oboje. Do pizzerii weszło kilka osób, pomiędzy którymi Marcin rozpoznał techników zajmujących się eksperymentami synchronizacyjnymi. Widocznie skończyli pracę na dzisiaj. Po chwili lokal się wypełnił, a technicy zaczęli zachęcać Rei do występu. Widząc zmieszanie na twarzy dziewczyny jeden z nich puścił sam podkład melodyczny i odśpiewał piosenkę. Co prawda było to po japońsku, ale Marcin wątpił, by śpiewak trzymał się oryginalnego tekstu, bo powtarzało się w nim "Akagi" i "Ibuki" w jakimś niezbyt sympatycznym kontekście. Rei słuchając wykonania technika spłonęła rumieńcem, a pozostali wyrazili głośny aplauz. Kolejny zaczął na inną nutę, ale chyba o tym samym.

– Możesz mi przetłumaczyć, co on śpiewa? – spytał Marcin. Rei znowu obdarzyła go jednym ze swoich niesamowitych spojrzeń… i zaczęła tłumaczyć na angielski, zachowując rytm piosenki:

Szef nami pomiata
Zmuszając do ciężkiej harówy bez końca.
Nie widzimy świata
Bożego od wschodu do zachodu słońca.
A doktor Akagi
Zamyka się w swym gabinecie sama.
Pracuje, czy nogi
Rozkłada przed zdjęciem pewnego pana?
Ta mała Ibuki
Wie pewnie, jednak nie powie nikomu,
Bo małą Ibuki
Szefowa wynagrodzi po kryjomu.
W małym gabinecie
Dyskretnie i cicho języczki chodzą.
Ich szczęście, że dzieci
Z takich zabaw się żadne nie urodzą.
Wypieprzyłbym obie
Do dołu do góry, z tyłu i z przodu,
Lecz tego nie zrobię
Bo wredni kumple narobią mi smrodu.
Mogę tylko patrzeć
Jak Maya swoją krągłą dupcią kręci.
Jej dupcia na zawsze
Zapisze się w pracowników pamięci.

Gdy kandydat na gwiazdę skończył, rozległy się gwizdy i brawa. Technicy poklepywali kumpla po ramionach, wyrażając swoje uznanie. A Marcin w zamyśleniu skubał podbródek, na którym zaczynały już kiełkować delikatne włoski.

– Znałaś wcześniej ten tekst? – zapytał.

– Nie.

– Teraz tłumaczyłaś? W miarę, jak on śpiewał?

– Tak.

– Ale jemu się nie rymowało, a tobie tak.

– Japońskie piosenki się nie rymują, ale angielskie się rymują.

Marcin był zdumiony.

– Masz talent do poezji, dziewczyno – rzekł uroczyście. – Czemu go nie pokazujesz częściej?

– Nie było rozkazu.

Wichrowi opadły ręce na takie dictum.

"Czy ona jest robotem, czy co? Czy jej w ogóle nie zależy, by cokolwiek pokazać ludziom? Przecież jest taka zgrabna i buźkę ma niebrzydką. I jeszcze zdolna. Gdyby wykazała trochę inicjatywy, zrobiłaby furorę."

W chwili, gdy tak rozmyślał, podszedł do niego jakiś facet w czarnym garniturze i ciemnych okularach. Pokazał wizytówkę pracownika ochrony NERV–u i powiedział, że odzyskano jego motor. Uzupełniono w nim paliwo i podstawiono pod wejście do pizzerii. Człowiek W Czerni przekazał także zalecenie od lekarzy, by nie forsował się zaraz pierwszego dnia po wstaniu z łóżka szpitalnego i dużo odpoczywał.

Marcin kiwnął głową. Przyszło mu na myśl, że jego siostrzyczka pewnie się o niego niepokoi. Uznał, że czas wracać. Rei wyglądała, jakby też miała dosyć bycia obiektem zainteresowania i zgodziła się od razu na propozycję odwiezienia do domu. Pożegnali się z technikami i sprzedawcą i wyszli, eskortowani przez ochroniarza. Motor Polaka wyglądał na całkiem w porządku, był jedynie trochę poobtłukiwany po wydarzeniach wczorajszego dnia. Kierując się wskazówkami ochroniarza Marcin odwiózł Rei pod jej dom. Gdy wchodziła do klatki, zatrzymał ją i odwrócił do siebie.

– Słuchaj, Rei, to znaczy, Ayanami – rzekł cicho. – Wziąłem cię dzisiaj na pizzę z ciekawości. Nie chciałem wierzyć w to, co o tobie gadają, że jesteś całkiem pozbawiona emocji. I nadal w to nie wierzę. Ktoś, kto ma taki talent do słów, nie może być nieczułym automatem.

Zamilkł na chwilę, a potem dodał:

– Uważam, że świat sporo traci przez to, że się przed nim ukrywasz. Poważnie. Za dużo jest teraz krwi i przemocy, a za mało piękna i sztuki. Na razie.

+

Martyna spała już, gdy dotarł do domu. Obudziła się jednak, gdy poszedł pod prysznic, choć starał się zachowywać jak mysz pod miotłą.

– Udała się randka z Ayanami? – spytała.

– Tak. Chyba tak – Marcin szybko zakończył kąpiel, wytarł prowizorycznie i z suszarką w ręce przeszedł do pokoju. Usiadł na brzegu posłania siostry i opowiedział jej w skrócie wypadki dnia, susząc jednocześnie włosy.

– Zdumiewających rzeczy można się dowiedzieć o drugim człowieku – zakończył.

Martyna bawiła się końcówkami swoich włosów, myśląc intensywnie.

– Mówisz, że ona ma naprawdę niebieskie włosy?

– Nie widziałem odrostów. Pokaż rękę…

Marcin wziął rękę siostry pod lampkę nocną.

– O, właśnie tak to wyglądało. Twoje włoski połyskują srebrzyście, ale jak się nieco zmieni kąt oświetlenia, to widać, że są ciemne… O co chodzi?

Martyna była wściekła.

– Wcale nie jestem włochata! – syknęła.

– Przecież wcale tego nie mówię. To miał być przykład dla porównania. Jej włoski na rękach połyskiwały błękitem. Na twarzy też.

– To ona jest włochata? – zainteresowała się Martyna.

– Nie bardziej niż ty. No, może trochę bardziej. Ma taki delikatniutki meszek, ale jej włoski są bardzo jasne i nie widać tego z dala.

– Muszę się jej przyjrzeć z bliska. Ciekawe, czy jej biała cera nie bierze się właśnie z koloru włosków… Hikari tak jej zazdrościła… Myślała, że Ayanami stosuje specjalne podkłady. Ciekawe, że tutaj chcą sobie wybielać skórę, a u nas modna jest lekka opalenizna. A kiedyś nawet bardzo mocna…

Marcin westchnął.

– Wy, baby, to tylko o jednym gadacie. A to podkłady, a to dieta, a to jakieś pryszcze, a to depilacja, a to szminki…

– Jakbyśmy o tym nie gadały i nie robiły czegoś, Marcinku – przerwała mu Martyna podejrzanie słodkim tonem – to by się pies z kulawą nogą za nami nie obejrzał. I żebym ci nie przypomniała, o czym WY bez przerwy gadacie. A wracając do jej kolorów, to ciekawe, co inni o tym wiedzą. Misato wydaje się być w ogóle niezorientowana w rzeczach nie dotyczących bezpośrednio jej działki.

– Nie wiem. I szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie obchodzi. Sprawa jest dla mnie zamknięta. Chyba nawet polubiłem Rei. Nie zamierzam ciągnąć tego, co sprawia jej przykrość.

– Bardziej niż Asukę? – dziewczyna uśmiechnęła się sceptycznie. – Na pierwszy rzut oka wydawaliście się pasować do siebie.

Marcin wzruszył ramionami. Położył się koło siostry. Jej ciało było cieplutkie.

– Nie miałbym nic przeciw niej, gdyby nie usiłowała na każdym kroku zwracać na siebie uwagi. Owszem, jest piekielnie atrakcyjna, ale wnerwiające było, jak cały czas demonstrowała, jaka to ona jest wspaniała. Opowiadała mi o walkach, które stoczyła z potworami… to jest z Aniołami. Była tylko ona, rozumiesz? Wszystkie zwycięstwa to jej zasługa, wszystkie porażki to przez Shinjego. A już Misato, Rei, doktor Akagi, w ogóle się nie liczą. No, może Kaji się liczy. Sporo o nim nadawała wczoraj.

– Dziś się nie mógł od niej opędzić. Taka jednostronna miłość to jest straszna rzecz, dla obu stron. Nie chcę się zakochać. Jak pomyślę, że jeszcze zrobię z siebie taką idiotkę…

– Mówiłaś, że unikała cię dzisiaj?

– Owszem. Shinji posiedział trochę ze mną, kiedy czekałam kiedy się obudzisz. Mówił o swoim ojcu, o potworach… to jest Aniołach. Potem zabrał się z Asuką, jak doszła do siebie. Nie wiem, kto mnie odwiózł do domu, chyba Kaji. Potem podrzucili mnie helikopterem do Matsushiro. Chcieli, bym wytworzyła im pole AT, ale zrezygnowali, jak się dowiedzieli, że nie jestem Evangelionem i nie zawsze udaje mi się je wytworzyć. Oni tak nazywają Wymiar Cudów. Tylko nie wiem, co to oznacza.

– Skrót od "Absolute Terror". Rei mi powiedziała.

– Trafna nazwa…

– Jak się sprawuje Jaskółka?

– Bardzo dobrze. Przerobiła im trzy bataliony czołgów i artylerii na złom w ciągu dwóch sekund. Jej własne pole zaś chroniło ją przed pociskami. Tutejsi byli zachwyceni, tylko narzekali, że jak jest włączony Wymiar Cudów, to siadają wszystkie sprzęty elektroniczne w pobliżu i ciężko będzie zintegrować Jaskółkę z systemami obronnymi. Jeżeli sprawdzi się ona przeciwko polu Evangeliona, to chyba przerobią ją na pistolet maszynowy dla Evy, bo na samodzielne stanowisko ogniowe to nie bardzo się nadaje…

– Ciekawe. Więc będą testowali Jaskółkę na ich własnym sprzęcie bojowym? Współczuję pilotom…

– Ja też. Oni też nie są do tego tacy szybcy. Shinji mówił mi, że kiedyś miał akcję z Ayanami przeciw Aniołowi, co strzelał silnie skupioną plazmą. Ayanami robiła za osłonę i trzymała pawęż zrobioną z pancerza promu kosmicznego. Chyba chcą ten patent zastosować i teraz, bo się okazał skuteczny. Anioł nie przebił tarczy.

– Ciekaw jestem, na kim to wypróbują. Chyba nie na Shinjim? Mogą na Asuce, bo ona lubi ryzyko.

– Chyba nie narażą Ayanami. Shinji mówił, że komandor, jego ojciec zresztą, jest do niej bardzo przywiązany. Pogadałam z nim jeszcze trochę po powrocie. Tylko musiałam go zaprosić na górę, bo Asuka patrzyła na mnie jak na Anioła. Shinji mówi, że to dlatego, że ją wyratowałeś. Dowiedział się od doktor Akagi, bo ona sama mu nie powiedziała. Ona nie cierpi, jak ktoś jest od niej lepszy i nie znosi czegokolwiek zawdzięczać komuś innemu.

Martyna obróciła się na brzuch, chcąc, by brat jak zwykle zrobił jej masaż. Zaczęła mruczeć jak kot.

– Czy Shinji zaprosił cię w końcu na randkę?

Roześmiała się.

– Nie. Widzę, że od paru dni się do tego przymierza i nie może się odważyć.

– To może sama go zaprosisz?

– Nieeee, wolę bardziej zdecydowanych chłopców. Shinji jest milutki, ale jeszcze z niego straszny dzieciak.

– A Kensuke albo Touji?

– Tacy sami, tylko trochę bardziej bezczelni.

– A Kaji?

– Asuka zadźgałaby mnie we śnie, jakbym usiłowała robić podchody do jej ukochanego Kajego.

Marcin pocałował siostrę w ucho i szepnął:

– A gdybym ja zaproponował ci chodzenie? Mam odpowiedni wiek, jestem śmiały, odważny, opiekuńczy…

Dziewczyna zachichotała.

– Za bardzo rozglądasz się za dziewczynami. Choć, kto wie… rozważę twoją propozycję.

Obróciła się do brata przodem i przytuliła.

– Wiesz – wymruczała mu w pierś – gdyby nas teraz ktoś zobaczył, to pewnie by pomyślał, że już chodzimy za sobą.

– Może nawet by pomyślał, że śpimy ze sobą.

Martyna zatrzęsła się od tłumionego śmiechu.

– Oj, tak. Na pewno. Tylko, że Japończycy nie sypiają ze sobą. Oni stają się jednym.

– Też pięknie – mruknął Marcin. – A my po europejsku będziemy spać.

– Oj, tak. Spać, spać, spać…

– Dobranoc, Kiciu.

Chłopcu odpowiedziało milczenie. Wkrótce sam zasnął.