Jedna Jaskółka

16 września 2015, środa

Dochodziła druga po północy, kiedy Marcin podjechał pod swój blok. Od razu w domu poszedł pod prysznic, zrzucając przechodzone ubranie. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że ktoś go obserwuje. Obejrzał się. Jego siostra stała w progu łazienki, wpatrując się w niego z nikłym uśmieszkiem.

– O co chodzi?

– Patrzę, czy masz podrapane plecy. Coś słabo się starałeś, braciszku.

– Trzeba było zacząć oględziny od śladów szminki na kołnierzu koszuli.

– Nie znalazłam.

– Bo Rei się nie maluje.

Martyna roześmiała się.

Nie czekając na pytanie siostry Marcin rozpoczął swą relację.

– Wiele nie zdziałałem. Wydałem tylko mnóstwo kasy. Zabrałem Rei do domu towarowego, kupiłem jej przyzwoite ciuchy… Nie bardzo wiedziałem, jak ją ugryźć, więc opowiedziałem jej wprost o naszym problemie. Odpowiedziała, że nie może udzielić odpowiedzi. Następnie ją spytałem czy ona nie chciałaby porozmawiać o czymś ważnym dla niej. Liczyłem na to, że zahaczy o sytuację w NERV–ie, że coś się z niej wyciągnie okrężną drogą.

– I co?

– No i nic. Gadaliśmy o duszach, o telepatii, o wierze, o końcu świata i zaniku granic ciała między ludźmi… To brzmiało trochę tak, jakby Rei miała brać aktywny udział w tym końcu świata, albo nawet go spowodować. Wtedy nawet w to uwierzyłem, teraz wydaje mi się to mocno porąbane. I to tyle.

Martyna popatrzyła na brata kpiąco.

– I przez całą noc gadaliście o religii?

– Mniej więcej. Trochę o znaczeniu imion. Nie podobało jej się, że jestem z imienia synem Marsa, a z nazwiska Niszczycielem.

– A co znaczy jej imię?

– "Dusza".

– To by sporo tłumaczyło.

Marcin zakręcił wodę i zaczął się wycierać. Jego siostra zrobiła w tym czasie herbaty. Wodę nastawiła już wtedy, gdy usłyszała, że brat wrócił.

– Coś ci powiem – Marcin pojawił się koło niej, gdy rozlewała napój do filiżanek. – Myślałem o tym, co i ty. Widziałem Rei na golasa. Rzeczywiście ma świetną figurę…

– Widziałeś ją? Pij, bo już stygnie.

– Tak. I potrafi być nawet atrakcyjna, kiedy chce. Ale jest straszną dziwaczką. Kurczę, chyba zainteresuję się Hikari. Może nie jest z niej taka laska, ale przynajmniej wygląda na normalną. A co tobie się udało zdziałać?

Martyna usiadła i zapatrzyła się ponuro w powierzchnię cieczy w filiżance. Następnie wypiła ją jednym haustem i nalała sobie nową porcję.

– Pożarłam się z Asuką – burknęła. – Shinjego nie było, bo poleciał do swoich kumpli. A ta ryżota mówiła do mnie, jakby wyświadczała mi wielką łaskę. Więc ją rzuciłam na ścianę i wygarnęłam, co o niej myślę. Z czystej przyzwoitości powinna ci była przynajmniej podziękować, w końcu narażałeś dla niej życie. A ta jeszcze uważa, że cały świat powinien kręcić się wokół niej. A jeszcze władowała się w to Horaki, choć wcale nie wiedziała, o co chodzi, i zaczęła bajdurzyć, że powinnam jej być nieskończenie wdzięczna, bo dzięki dzielnym pilotom Evangelionów cały świat jeszcze oddycha, a oni biedni narażają życie. To jej powiedziałam, że cały świat patrzy na bohaterskich pilotów Evangelionów, a w ogóle nie wie o tych, co narażają życie w testach, dzięki którym ich maszyny nie wariują, a oni nie rozpływają się w kupę gówna. No i wyszło na to, że zobowiązałam się do wzięcia udziału w dzisiejszych testach, żeby to przynajmniej częściowo było prawdą. A wcale nie mam ochoty.

– Ja też nie mam, ale obiecałem Rei…

Martyna zaczęła się śmiać.

– Oboje jesteśmy niedojdy. Sami się wpakowaliśmy w ten interes. No, dobra, chodźmy spać. Musimy być wypoczęci. To już dzisiaj…

+

Doktor Ritsuko Akagi i tym razem nie popuściła Polakom. Testy synchronizacji w Evangelionach, testy harmoniczne w ubraniach, w plugsuitach i nawet nago, badanie samodzielnego manipulowania polem AT… Prawie doprowadziła swoje dobrowolne świnki morskie do wybuchu. Jej asystentka, łagodna Maya Ibuki, zorientowała się, że Wichrowie są wyczerpani i dochodzą do kresu wytrzymałości psychicznej, zaleciła im więc przerwę. Martyna gorzej zniosła intensywną dawkę ćwiczeń. Nie dematerializowała się jeszcze w widoczny sposób, ale była na krawędzi utraty kontroli nad ciałem. Marcin zabrał ją do pokoju zabiegowego i dokładnie rozmasował, dopóki siostra nie poczuła, że znowu jest sobą. Sam po ośmiu bez mała godzinach potwornego wysiłku też miał serdecznie dosyć. Kazał wszystkim technikom wynosić się w cholerę i nie odpowiadał na żadne pytania dotyczące samopoczucia. Był rozdrażniony, bo znowu cały był przesiąknięty wonią LCL. Jedyną osobą, której obecność mógł tolerować, była Misato, ale ją akurat gdzieś wcięło.

Ritsuko zostawiła Mai nadzór nad aparaturą i zaszyła się w swym gabinecie, gdzie analizowała wstępnie uzyskane wyniki. Zastał ją przy tym komandor Ikari.

– Czy udało się uzyskać wartościowe dane?

– I tak i nie – odpowiedziała Ritsuko. – Wygląda na to, że trzeba będzie przeszacować skalę synchronizacji. Albo dopuścić ewentualność, że możliwa jest synchronizacja przekraczająca sto procent. Problem polega na tym, że właściwie nie wiadomo, gdzie dla pojedynczego osobnika przebiega granica, poza którą następuje rozpad ciała. Ciągle jeszcze nie mamy opracowanych procedur operacji ratunkowych, gdyby się okazało, że któryś z pilotów ją przekroczył. Testy z Wichrami nie dały nam odpowiedzi. Oboje nie dopuszczają do kontaktu z Evangelionem. Nawet nie zbliżają się do Linii Granicznej, poza którą zaczyna się interakcja. Ponieważ wszystko, co może zrobić pilot, opiera się na interakcji z Evangelionem, dane uzyskane dzisiaj są nieprzydatne do badania i prognozowania tych interakcji. Natomiast zupełnie inaczej rzecz się ma z danymi z testów samodzielnych. Są one cenne w tym sensie, że ukazują nam zjawiska, których istnienia nawet nie podejrzewaliśmy. Przede wszystkim Wichrowie całkowicie odmiennie wykorzystują pole AT niż tandemy Evangelion–pilot, jak i Anioły. Odczyty są zbliżone raczej do transu religijnego niż do klasycznych reakcji obronnych i zaczepnych, choć oboje potrafią wykorzystywać pole również w ataku i w defensywie. Dalej, uzyskaliśmy potwierdzenie, że zdolność inicjowania interakcji z Evangelionem jest silnie skorelowana ze zdolnością nawiązywania relacji z ludźmi, przy czym jest to korelacja ujemna. Żadne z nich nie nawiąże kontaktu z Evą, gdyż mają już silnie rozwiniętą więź empatyczną pomiędzy sobą. Nawet w przypadku utraty bliskiej osoby każde z nich będzie w stanie odtworzyć tę więź z innym człowiekiem, gdyż ma zakodowany w umyśle jej wzorzec i algorytmy jej rozwijania i pielęgnowania. Do tej pory wyprowadzaliśmy ową teorię bazując na doświadczeniach i błędach. Obecnie mamy materiał porównawczy, który pozwoli nam ją zweryfikować i uściślić.

– Jakie zatem wynikają z niej praktyczne zalecenia?

– Przede wszystkim należy jak najszybciej odizolować pilotów od wpływów otoczenia. Zwłaszcza od przyjaciół. Pilotowanie Evangelionów musi się stać jedynym celem ich życia, jeżeli mają dobrze wypełniać tę funkcję. Dotychczasowe doświadczenia wskazują na to, że pomiędzy tą trójką nie zadzierzgnęły się więzy przyjaźni. Zbyt wielki jest konflikt charakterów, postaw i roszczeń, choć ich potrzeby są niemalże identyczne. Można zatem zaryzykować trzymanie ich razem. Natomiast konieczne jest wyeliminowanie zbyt bliskich towarzyszy. W pierwszym rzędzie obojga Wichrów, gdyż ci z łatwością nawiązują kontakty, w drugiej zaś kolejności trzeba spowodować konflikt pomiędzy pilotami a ich przyjaciółmi z klasy.

– Nie na odwrót?

– Nie. Z raportów naszej ochrony wynika, że wczoraj Rei poszła na randkę z Marcinem Wichrem. Po raz pierwszy w życiu zachowywała się jak normalna nastolatka, ubierała się jak normalna nastolatka i rozmawiała jak normalna nastolatka. Jeśli nauczy się nawiązywać trwałe więzi z otoczeniem, przestanie pełnić rolę łącznika. W przypadku Asuki niebezpieczeństwo jest mniejsze, gdyż Marcin uratował jej życie. Burzy to jej pozę osoby niezależnej i powoduje dyskomfort. Jednakże niebezpieczeństwo kryje się w fakcie, że mogą się oni dogadywać w jednym języku, rodzimym języku Asuki. Poza tym mają zbliżone cechy charakteru i pochodzą z tego samego kręgu kulturowego.

– A Shinji?

– Shinji widzi w obojgu Wichrach wzorce starszych, dojrzalszych osób. Może się od nich uczyć i uzyskać ich bezwarunkową akceptację, a zarazem jest motywowany do rozwijania swego charakteru. Lada dzień się przełamie i zaprosi samodzielnie Martynę na randkę. Z Marcinem zaś może połączyć go nić porozumienia na gruncie artystycznym – chłopak jest utalentowany. Dlatego należy pozostawić go w sferze oddziaływania rówieśników, osobników równie niedojrzałych i zakompleksionych, jak on. Przykro mi komandorze.

– Nie może mieć ojca ani matki?

– Nie. Ale należy podtrzymywać w nim nadzieję, gdyż inaczej się załamie i stanie się równie bezużyteczny.

– A zatem trzeba znaleźć pretekst, by tych dwoje natychmiast po zakończeniu testów odprawić do kraju.

Wyszli oboje z gabinetu i ruszyli w stronę stanowisk operatorskich. Zatrzymali się w progu sali operatorów, obserwując działalność techników. Maya przy swoim stanowisku tłumaczyła obojgu Wichrom jakie znaczenie mają wyniki uzyskane w dzisiejszych testach. W trakcie tłumaczenia podjechał do góry ruchomy podest, na którym stała Misato. Podeszła do grupki z marsową miną. Zamilkli na jej widok.

– Marcin – powiedziała bez wstępów – czy ty się wczoraj z kimś biłeś?

– Tak jakby.

– To znaczy? – chyba zdenerwowała ją enigmatyczna odpowiedź.

– Jeden facet dostał w zęby, a drugi zleciał z mojego junaka.

– Możesz przybliżyć tę sytuację? – głos Misato nie wróżył nic dobrego.

Widząc, że sytuacja jest poważna, Marcin streścił przebieg wydarzeń pod domem towarowym. Nie wdawał się w tłumaczenia, co robił tam z Rei.

– Czy nasze czujniki wykryły to pole? – komandor cicho zwrócił się do swej towarzyszki.

– Nie. Prosta telekineza jest niemal niemożliwa do wykrycia – odpowiedziała Ritsuko. – Nasze czujniki reagują jedynie na znaczące zmiany w strukturze świata.

– Błąd – powiedział Ikari. – Nie możemy pozwolić sobie, by nas tak zaskakiwano. Życzę sobie wprowadzenia badań nad wykrywaniem prostych efektów parapsychicznych. Opracujesz plan badań, wykonasz wstępny kosztorys i wyznaczysz osoby odpowiedzialne za ich koordynację i realizację.

– Tak jest – odpowiedziała Ritsuko.

"Jeszcze jedno uciążliwe zadanie" – pomyślała. – "Zwalę to na Aobę. Zobaczymy, jak się sprawdzi na kierowniczym stanowisku. Ibuki dostanie testy pilotów, zaś mnie pozostanie kontrolowanie naszych Magów."

Misato tymczasem wysłuchała wypowiedzi Marcina, wypytała o szczegóły i rzekła z kwaśną miną:

– Byłam właśnie na policji. Tego pierwszego rąbnąłeś nasadą dłoni w podbródek, zgadza się? Ma złamany kręgosłup i zerwany rdzeń kręgowy na wysokości czwartego kręgu szyjnego. U drugiego upadek z motocykla spowodował złamanie trzeciego kręgu piersiowego i obrażenia głowy. Ma również zerwany rdzeń kręgowy, stłuczenie mózgu i rozległe wylewy podpajęczynówkowe. Zapamiętano białowłosego gaijina i niebieskowłosą uczennicę. W dodatku gaijin miał przy sobie identyfikator NERV–u.

Marcin skamieniał.

– Czy ich pozabijałem? – spytał z trudem.

– Nie. Załatwiłeś im trwałe kalectwo. Cud, że żyją. Zwłaszcza ten pierwszy, po takim uderzeniu. Prawie mu urwałeś głowę.

– Ile będę siedział? – chłopak spuścił oczy. Jego siostra patrzyła nań z niepokojem.

– Nie będziesz – powiedziała Misato. – Zostałeś zaatakowany i broniłeś swej towarzyszki. A drugi – no cóż, jechał bez kasku. W dodatku napaść na pracownika NERV–u jest przestępstwem – nie wyprowadzałam komisarza z błędu – a ci dwaj byli już wcześniej notowani. Problem polega na czym innym. Wiesz jakie nastroje panują w naszym kraju. Zetknąłeś się z tym bezpośrednio w Gotenba. Każde działanie gaijina, które wyrządza szkody tutejszym, obraca się przeciw innym gaijinom. Jest to woda na młyn ekstremistów i izolacjonistów. A ty jeszcze pokazałeś, że jesteś związany z NERV–em. Narażasz nas wszystkich, a najbardziej Rei i Asukę.

Marcin wpatrywał się w milczeniu w swoje buty.

– Jak poręcznie – wyszeptała Ritsuko do komandora, przesuwając się blisko niego. Ikari z kamienną twarzą postąpił krok do przodu. W tym momencie Marcin podniósł głowę.

– Misato–san. Mam 4000 złotych na koncie. Gdyby nie wystarczyło, zawrę kontrakt z wojskiem na przyszły rok i dostanę 15000 złotych.

– O czym ty mówisz?

– Wiem, że są kliniki specjalizujące się w odnawianiu uszkodzonych nerwów za pomocą komórek macierzystych układu nerwowego. Zapłacę za ich operację.

Misato wzruszyła ramionami.

– Nawet jeżeli zapłacisz za ich leczenie, to nie cofniesz tego, co się stało. Ekstremiści już i tak dostali to, co chcieli. Szkoda twoich pieniędzy. Zresztą nie sadzę, by cię było na to stać.

– Wiem, Misato–san. Ale to miała być tylko randka. Nie chciałem nikogo zabijać ani ranić.

Komandor Ikari ruszył do przodu, zwracając na siebie powszechną uwagę.

– NERV pokryje koszta operacji tych ludzi – powiedział. – Nie trzeba nam złej prasy. Wy natomiast – zwrócił się do obojga Polaków – natychmiast wyprowadzicie się do Matsushiro i zamieszkacie w hotelu wojskowym przy poligonie. Natychmiast po zakończeniu jutrzejszego testu Jaskółki powrócicie do kraju. Trasa przelotu waszego transportu jest już negocjowana.

– Zawracanie głowy – mruknęła Ritsuko. – Gendou znowu chce się popisać przed oficjelami z rządu.

Podeszła do stanowisk i powiedziała głośno do operatorów, którzy przerwali pracę, zaskoczeni pojawieniem się szefa:

– Wracajcie do pracy. Mamy do wykonania testy sprawności nowych ogniw dla jednostek 01 i 02.

+

Yamazaki Goro, technik, który w swoim czasie wszczął fałszywy alarm, wykrywszy pole AT Marcina podczas wypadków w Gotenba, jakimś szóstym zmysłem wykrył obecność przełożonych w sali operatorów. Zauważył pojawienie się komandora i doktor Akagi natychmiast, gdy stanęli w progu i ukradkiem ich obserwował, wykorzystując odbicie ich sylwetek w odpowiednio ustawionym wyświetlaczu. Gdy cała uwaga pozostałych skupiła się na szefostwie, on jako jedyny dostrzegł stojącą tuż za plecami Ritsuko niską niebieskowłosą postać. Jako jedyny też zauważył, że gdy Ritsuko ruszyła w ich stronę, ukryta za nią postać dyskretnie wycofała się w głąb korytarza i znikła w jego bocznym odgałęzieniu, które – jak głosiła legenda – prowadziło aż do samego wnętrza Ziemi.

+

Marcin stał w pokoju hotelowym i patrzył z natężeniem w ścianę. Martyna siedziała na łóżku i patrzyła z natężeniem na brata. Miała do niego żal o ten wyskok. Ich pobyt w Japonii uległ skróceniu o połowę, a ona jeszcze nie zdążyła tak naprawdę nikogo poznać. Z drugiej strony jednak po trosze usprawiedliwiała brata. Bronił osoby towarzyszącej. Niewątpliwie Marcin reagował zbyt ostro, ale sama musiała przyznać, że ona na jego miejscu też specjalnie nie patyczkowałaby się z napastnikami. Przyszło jej do głowy, że gdyby to ona była pod domem towarowym "Yoshizuki", z Shinjim, jak pierwotnie planowała, to zapewne role by się odwróciły. Myśl ta nieco ją rozśmieszyła. Uznała, że bycie dziewczyną ma jednak pewne zalety – to od facetów wymaga się działania i na facetów spada odpowiedzialność.

+

Do Matsushiro udali się od razu po opuszczeniu Kwatery Głównej. Agenci ochrony NERV–u spakowali ich rzeczy i przysłali bagaże do hotelu w ślad za nimi. Trzeba im było przyznać, że umieli profesjonalnie pakować.

Natychmiast po przybyciu na miejsce Martyna zasiadła przy laptopie podłączonym do sieci, natomiast Marcin odszukał swój pistolet malarski i zaczął do niego dobierać naboje z różnokolorową farbą. Malowanie było dla niego sposobem odreagowywania stresów. Martyna szalenie zazdrościła mu tego talentu. Wybaczała mu nawet nieco niezrównoważony charakter, mogąc podziwiać arcydzieła powstające w każdym miejscu ich pobytu. Jeszcze się nie zdarzyło, by ktoś narzekał na pomazane ściany. Nawet w internacie gimnazjalnym uszło to Wichrowi na sucho. Ba – dostał zlecenie ozdobienia mieszkania surowej pani kierowniczki.

Marcin podniósł pistolet i zaczął malować. Martyna miała kiedyś okazję obserwować innego artystę przy pracy – Romualda Wichra, ich ojczyma. Niebywałym zbiegiem okoliczności ich mama poznała kilka miesięcy po kataklizmie człowieka, który nosił takie samo nazwisko, jak ich tragicznie zmarły ojciec. Był raczej brzydki, słabego zdrowia i dużo pił po zagładzie swojej rodziny. Ale miał ogromny talent malarski i pogodne usposobienie. Po poznaniu Marianny Wicher i jej bliźniaków postanowił się zaopiekować całą trójką i rzucił alkohol. Nauczył dzieci widzenia w trudnych czasach jasnych stron świata i upiększania go. Nawet ich budzący się talent potrafił oswoić i spożytkować. Jednakże po jego śmierci wszystko się zmieniło. Marcin odczuł tragedię znacznie silniej, ale i jego siostra, połączona z nim empatyczną więzią, dzieliła jego wspomnienia owej koszmarnej chwili, a nocami śniła razem z bratem o okrutnej zemście. Z wydarzenia tego wynieśli jedną naukę: w życiu dobroć jest przydatna, ale siła jest niezbędna.

Marcin tworzył. Ściana nad jednym łóżkiem powoli pokrywała się kolorami, barwne plamy zaczynały łączyć w większe całości. Jego siostra darowała sobie przeglądanie stron internetowych i z fascynacją patrzyła, jak powoli wyłaniają się z chaosu barwnych plam tęczowe, przenikające się postaci, uśmiechnięte, oblane bursztynowym światłem.

– Co to jest? – zapytała w końcu. Marcin zarumienił się.

– Sporo gadaliśmy z Rei o niebie. O wizji zjednoczenia dusz. Ja stwierdziłem, że nie chcę całkowitego zjednoczenia. Niechby pozostało jeszcze trochę tajemnic do poznania, by nie było nudno – uśmiechnął się do siostry.

Szybkimi posunięciami dokończył swoje dzieło. Zamalowanie jednej ściany nie trwało dłużej niż godzinę.

"Zupełnie jakby on tylko zmywał farbę i odsłaniał to, co było zawsze w tej ścianie. Dlaczego ja nie mam takiego daru?" – żałowała Martyna.

– Bo ty masz inny dar, Kiciu. Jesteś ode mnie mądrzejsza i nie pakujesz się głupio w kłopoty – odpowiedział Marcin. Martyna uświadomiła sobie, że ostatnie zdanie musiała wypowiedzieć na głos. Zaczerwieniła się.

– A jak Rei wyobraża sobie niebo?

– Powiedziała, że chciałaby do końca poznać przynajmniej jednego człowieka… – zamyślił się Marcin. – Powiedziała że nie wie, co to znaczy lubić kogoś. Nie wie, co się wtedy czuje.

– Myślisz, że to prawda? – wytrzeszczyła oczy Martyna.

– Może… – chłopak zmienił naboje w swym pistolecie i zaczął pokrywać farbami przeciwległą ścianę. – A może umie lubić, tylko nie potrafi tego rozpoznać. Tak jak to u innych bywa z pierwszą miłością. Że się nie zorientują, dopóki nie minie.

– Naprawdę jest mi jej żal – stwierdziła Martyna.

Na ścianie zaczęła się pojawiać dziewczęca sylwetka, jakby niedokończona, przeźroczysta. Marcin nadał jej pewne cechy Rei – niebieskie włosy na głowie, czerwone oczy, szpiczasty nos… Jednak szczegółów nie wykańczał.

– Tamte narysowałeś realistycznie – stwierdziła Martyna.

– Bo moje niebo stanowią ludzie posiadający ciała. Tylko mający lepszy kontakt. A Rei chodziło o zjednoczenie dusz, całkowite.

– I to ma być dusza?

– Tak. "Rei" to znaczy właśnie "dusza". Tak mi powiedziała.

Martyna skrzywiła się krytycznie.

– Domaluj jej jeszcze kogoś. Zdawało mi się, że mówiłeś o poznaniu przynajmniej jednej osoby.

Marcin podniósł pistolet i zaczął uzupełniać obraz. Przez wizerunek niebieskowłosej duszy zaczęła przenikać inna sylwetka, jeszcze bardziej nierzeczywista.

– To ma być facet, czy babka? – Martyna nie mogła się rozeznać.

– Nie wiem. Interpretuj jak chcesz – Marcin nie przerywał roboty. Postać, jaka wyłaniała się spod jego ręki, w ogóle nie miała zaakcentowanych cech płciowych.

– Jakieś takie to nijakie – stwierdziła Martyna. – Jakie toto ma włosy?

– Jasne – usłyszała w odpowiedzi.

– Daj temu jakieś cechy charakterystyczne, braciszku. Nie wierzę, by jakakolwiek dziewczyna pragnęła poznać takie niezidentyfikowane niewiadomo co. Niech to będzie chociaż atrakcyjne – poprosiła.

– Jak chcesz… – Marcin pacnął dwie czerwone kropki w miejsce oczu. Dorysował bujną strzechę włosów i dodał szeroki, zuchwały, wręcz arogancki uśmiech. Poprawił nieco zarys powiek i odstąpił kilka kroków wstecz, kontemplując swoje dzieło. Spojrzenie wykreowanej przez niego postaci było figlarne i złośliwe jednocześnie. Jasnowłosy kastrat wyglądał, jakby przymierzał się do zrobienia niebieskowłosej towarzyszce jakiegoś paskudnego kawału.

– No wiesz – obruszyła się jego siostra. – Wredny jesteś. Co to ma być?

– Twój anioł stróż. Możesz sobie patrzeć na niego i podziwiać – wyszczerzył się Marcin.

– Jeszcze czego. Chociaż… Hmmm… Coś w nim jest, braciszku. Muszę ci to przyznać. Ale taki z niego anioł jak z Godzilli. To już prędzej diabeł.

– No to masz swojego diabełka stróża – zakończył Marcin. Poszedł do łazienki, by umyć swój sprzęt, podczas gdy Martyna kontemplowała oba dzieła. Uznała, że niebo jej brata jest całkiem ładne, ale jakieś sztampowe. Jakby przedłużenie normalnego życia. Natomiast wizja nieba Rei była intrygująca na swój sposób – niedopowiedziana i trochę przewrotna. Poważna dziewczyna o niezwykłych oczach i psotny, androgyniczny diabło–anioł stanowili dziwną, kontrastową i jednocześnie uzupełniającą się parę.

– A twoje niebo, Kiciu? – usłyszała tuż za sobą głos brata.

– A gdzie je umieścisz, braciszku? – obróciła się do niego przodem. – Przecież zamalowałeś dwie najlepsze ściany.

– Tu – wskazał na swoją klatkę piersiową.

Martyna uśmiechnęła się delikatnie.

– Wystarczy, że słyszę twój głos i mogę oglądać słońce. To jest moje niebo.

Marcin pokiwał głową i wyszczerzył zęby.

– Chodź, siostra. Potrenujemy. Trzeba trzymać formę. Wiedźmini muszą być stale gotowi, wiesz?