(...) 195 rok, rok przeznaczenia...
195 rok, Królestwo Sanc
Stał przed nią Gundam. Jego nieżywe oczy spoglądały w przestrzeń przed sobą, uzbrojony, potężny... Gotowy na każdy bój, wojownik, który zawsze będzie walczył... Skrzydła miał złożone, choć i tak wyglądał z nimi majestatycznie. Dwa Leo stojące obok nie mogły się z nim równać. Wing Gundam Zero Custom zakończył właśnie swoją kolejną, zwycięską bitwę.
Relena Darlian podeszła ostrożnie do jednej z olbrzymich nóg Gundama. Dobrze wiedziała, kto był jego pilotem. Czekała właśnie na niego... Tak długo...
Otwór kabiny pilota otworzył się z trzaskiem. U jego wylotu stał ciemnowłosy chłopak ze zwieszoną głową. Gdy zeskoczył, tuż obok Releny, podniósł nieznacznie wzrok, by na nią spojrzeć. Po czym wstał, odwrócił się i ruszył w stronę pobliskiego wzgórza.
"Heero..." usłyszał za sobą. Machinalnie się odwrócił. Relena właśnie do niego biegła. Zanim się obejrzał, oplotła swe ramiona wokół jego szyi i uwieszona na jego ramieniu zaczęła płakać. Chłopak poczuł się nieco zmieszany, choć nie chciał przerywac tego strumienia ciepła, które przepływało teraz przez całe jego ciało.
"Heero..." zachlipiała dziewczyna."Tak się za tobą stęskniłam... Tak tęskniłam..."
"Relena..." szepnął cicho, otaczając ją ramieniem. Zabolało go to. Z rozciętego głęboko ramienia powoli spływała cienkimi strużkami krew. Zacisnął jedynie zęby, bo nie chciał, by Relena się o niego zamartwiała. Zajmie się ręką wieczorem.
Tymczasem Relena odsunęła go od siebie, i spojrzała mu głęboko w oczy. Heero chciał odwrócić wzrok, jednak cos sprawiło, że kompletnie nie był w stanie. Po jednym zerknięciu w oczy Releny spuścił głowę, zaciskając pięść zranionej ręki, która coraz bardziej zaczęła mu dokuczać.
"Heero, przyjdziesz dzisiaj na kolację do pałacu...?" spytała niespostrzeżenie dziewczyna. Chłopak podniósł zdziwiony nieco wzrok, po czym odwrócił się na pięcie, bo ból już stawał się nie do zniesienia.
"Heero, co... co Ci się stało w... Heero!" krzyknęła Relena za chłopakiem, który już biegł przed siebie w las. Ruszyła za nim, jednak nie potrafiła go dogonić. Był za szybki. Szybko go straciła z oczu, jednak biegła dalej przed siebie.
Tymczasem Heero dobiegł do niewielkiego jeziora na polance głęboko w lesie. Powoli zbliżył się do brzegu, trzymając się za krwawiące ramię. Usiadł nad brzegiem i zaczął przemywać ranę. Piekła go przeraźliwie, aż zasyczał cicho z bólu. Znalazł jakąś szmatę i zawiązał niedbale na ramieniu.
Siedząc tak nad brzegiem jeziora wpatrywał się w zachodzące za lasem słońce. Było prawie takie same jak tego pamiętnego dnia, kiedy spotkał Doktora J., w jednym z miast. Heero dokładnie to pamiętał, mimo, że minęło od tego dobrych pięć lat. Wtedy zapadła decyzja, że zostanie pilotem Gundama... Zaraz po tej myśli przyszła następna... Spotkanie z dziewczynką, niefortunnie wykonana przez niego misja, która spowodowała jej śmierć... Kolejna myśl... Operacja Meteor... Dlaczego jest tak zmęczony...? Zanim się opamiętał, opadł bezwładnie na trawę i zasnął, wspominając prawie każdą znaczącą chwilę swojego życia.
"Heero...! HEERO! Gdzie jesteś... Odpowiedz..." Relena wreszcie dobiegła do jeziora. Na chwiejnych nogach podbiegła do wody. Pogoń za Heero strasznie ją zmęczyła, zwłaszcza, że nie miała zielonego pojęcia, gdzie mógł pójść. Nagle, na przeciwległym, jeszcze skąpanym w blasku zachodzącego słońca brzegu dostrzegła jakiś kształt, dobrze rzucający się w oczy na tle zielono-złotej trawy. Podniosła się i szybkim krokiem ruszyła w jego stronę. Jej szybki krok szybko zamienił się w bieg, gdy rozpoznała ten kształt.
Na trawie przed nią leżał Heero, najwyraźniej pogrążony w głębokim śnie. Leżał na boku, jedną ręką trzymając się za swe zranione ramię. Relena usiadła na trawie obok jego głowy i delikatnie głaskała jego ciemne włosy obserwując słońce, które już prawie znikało za lasem.
"Dosyć!"
Heero opadł ciężko na ziemię. Pięciu jego rówieśników stało wokół niego z zaciśniętymi pięściami. On sam, cały poobijany leżał na ziemi i nie wykazywał znaku życia. Musiał szybko zebrać siły...
"Heero, wstawaj! Musisz walczyć!" usłyszał zza siebie krzyk Doktora J. Już nie miał siły. Jak ma pokonać pięciu wyszkolonych chłopców w jego wieku...? Teraz tak go zbili, że prawie nie miał siły wstać. Jeden z chłopaków podszedł do niego i brutalnie postawił na nogi. Zaraz potem uderzył go w brzuch tak, że Heero przeleciał przez całą salę i grzmotnął o ścianę. Poczuł w ustach metaliczny posmak krwi. Opadł na kolana i zakaszlał głośno wypluwając krew. Słyszał złośliwe chichoty zebranych wokół niego chłopaków. Ale usłyszał coś jeszcze...
"J., ten chłopak się nie nadaje! Spójrz na niego..."
"Daj mu chwilę. Jego nienawiść jeszcze nie sięgnęła zenitu."
"Ale nie możemy czekać w nieskończoność. Heero nie może wziąć udziału w Operacji Meteor..."
Heero jeszcze raz zakasłał krwią i otarł usta. Podniósł się na chwiejnych nogach, by znowu stawić czoła przeciwnikom. Tamci otaczali go coraz ciaśniej... Jeden z nich ruszył do ataku, rzucając się na Heero z pięściami.
I nagle, wszystkie zmysły Heero wyostrzyły się wręcz nieprawdopodobnie. Teraz już nie tylko widział zbliżającego się przeciwnika – on go czuł. Czuł jak podłoga drży pod uderzeniami jego stóp, czuł jego zapach, słyszał pulsowanie krwi w jego żyłach... Z kocią zręcznością zrobił efektowny unik. Poczuł nowe zagrożenie – tuż za nim. Odwrócił się – napastnik leciał na niego z kijem. Heero stał w miejscu, czekając na atak... I kiedy chłopak go zaatakował, Yuy chwycił za kij skupiając każdą swą cząsteczkę siły na tym, by go utrzymać. Wygiął szybko rękę w drugą stronę wyrywając kij napastnikowi. Zaraz potem powalał każdego z osobna ścinając mu nogi, czy bijąc do nieprzytomności. Jego umysł jeszcze nigdy nie był tak wszechstronny. Zarazem, im dalej się posuwała walka, tym czuł, że nie może przestać… Kiedy wszyscy wokół niego leżeli na ziemi, poczuł nagłe ukłucie w ramieniu. Syknął ze zdziwienia, a zaraz potem stracił czucie w nogach i opadł na ziemię. Przed oczami stanęła mu postać Doktora J., który stał z pustą strzykawką obok dziwnego człowieka z wysuniętym podbródkiem i kapeluszem z piórem.
"Cóż, Heero, to będzie dla Ciebie krótki, relaksujący sen... Dekimie, co o tym myślisz...?"
Ciemna mgła otulała umysł Heero, a żądza walki drastycznie w nim malała. Zdołał usłyszeć ostatnie zdanie, zanim zapadł w przymuszony sen...
"Zgoda. Heero Yuy poleci na Ziemię..."
"Heero...?"
Chłopak uniósł ciężkie powieki, jeszcze nieobecny duchem. Dźwignął się na ramionach i usiadł na trawie, odgarniając włosy z czoła. Na chwilę stracił świadomość, gdzie się znajduje. Odwrócił głowę i ze zdziwienia aż się zachwiał. Obok niego, na trawie, siedziała Relena, ledwo widoczna przy świetle księżyca.
"Re... Relena...?" wysapał ze zdziwienia "Co ty tu robisz...?"
"A jak myślisz? Biegłam za tobą aż tutaj. No i zrobiłam Ci nowy opatrunek bo w tamtym już dawno nabawiłbyś się zakażenia i twoja kariera pilota stanęłaby pod znakiem zapytania."
Heero spojrzał ukradkiem na swe ramię, na którym widniał schludnie zrobiony opatrunek z białego materiału. Spojrzał jeszcze raz na Relenę, która uśmiechała się do niego serdecznie i zrobiło mu się trochę głupio, ze sam nie potrafił o siebie zadbać.
"Dzięki." – rzucił bez przekonania, zarzucając na siebie swoją dżinsową kurtkę. – "Ale teraz powinnaś już iść do domu. Zrobiło się późno... Nie musiałaś za mną biec."
"Heero, tylko nie rób mi wyrzutów. To oczywiste, że za tobą pobiegłam przecież byłeś ranny."
"To tylko draśnięcie..."
"Takie draśnięcie, że o mało Ci się nie zakaziło i krwawiło jak z kranu" warknęła z dezaprobatą Relena, odwracając głowę. Heero znów spojrzał na księżyc i wstał odwracając się i ruszając wolnym krokiem w stronę lasu trzymając ręce w kieszeniach.
"Musisz iść do domu. Odprowadzę Cię." rzucił za siebie. Relena szybko wstała i podbiegła do Heero. Ku zdziwieniu chłopaka delikatnie wyciągnęła jego dłoń z kieszeni jego dżinsów i uścisnęła ją mocno. Razem przeszli przez ciemny las w stronę pałacu Peacecraftów nie zamieniając po drodze ani słowa.
