Part Fourteen

Jego ciałem wstrząsnął potężny wybuch, który miał swe źródło gdzieś za jego plecami. Zdawało mu się, że kręgosłup zgina mu się jak scyzoryk i traci powoli kontakt z każdą pozostałą częścią ciała. Jego mózg oblepiała teraz czarna przestrzeń, która powoli gęstniała, niczym smoła. Słyszał głosy. Głosy osób, które znał. Te głosy rozbrzmiewały mu w głowie głośnym echem, a jego czaszka pękała od ilości tych głosów. Złapał się za głowę i zaczął krzyczeć, próbując powstrzymać ten potok wrzasków i jeszcze głośniejszych słów, które bębniły teraz w jego umyślnie niczym niezliczona ilość bębnów.

- Przestańcie! – krzyczał, wciskając paznokcie w skórę głowy nie mogąc już dłużej wytrzymać.

- Heero, wstawaj, musisz walczyć! – usłyszał nagle głos doktora J. Inne głosy nieco się wyciszyły, zmniejszając ból, co oddawało chłopcu na powrót zdolność myślenia.

- Doktor J.? – zapytał ze zdziwieniem odejmując ręce od głowy i rozglądając się wokół. Wisiał w pustce, w samym skafandrze. Nie była to jednak przestrzeń kosmiczna. Była to nieokreślona dla niego czarna pustka, o której nigdy jeszcze nie słyszał.

- Masz piękne oczy. – usłyszał znowu głos doktora, tym razem cichszy i rozgrzewający nie w jego głowie, ale gdzieś koło niego. – Chciałbyś zostać pilotem?

- Co...? – spytał ogłupiały Heero w przestrzeń.

- Jak się nazywasz? – zabrzmiał znów głos doktora J.

- Nie wiem.

Heero zadrżał na dźwięk własnego głosu, kiedy był jeszcze dzieckiem.

- Nie masz imienia? – spytał znów gdzieś w przestrzeni doktor J. – W takim razie ja Ci nadam imię. Od dziś nazywasz się Heero Yuy.

Heero Yuy... zrozumiałem. – Heero znów usłyszał własny głos sprzed pięciu laty.

Teraz w jego głowie znów zapanował chaos, każda cząstka jego mózgu zdawała się krzyczeć lub wydawać dźwięki człowieka lub urządzenia, z którym się Heero w życiu zetknął. Razem z tym powrócił pulsujący ból czaszki i mózgu.

- Zestrzelić go!

- Uderz go!

- Ale z Ciebie ślamazara!

- Jak coś będzie nie tak, naciśnij ten guzik...

- Arghhh... Yuy, dusisz mnie, ty...!

- Zdychaj!

- Zabiję Cię!

- Zniszczyłeś mi życie!

- Dlaczego to robisz!

- Nie rób tego!

- Wystrzel z Twin Buster Riffle...

- ...zniszcz wroga!

- Żebyś się w piekle smażył!

- Jesteś tchórzem!

- Czy ty...

- HEERO, NIE RÓB TEGO!

Po tym ostatnim krzyku przez chwilę zapanowała cisza, po czym Heero usłyszał ten najpiękniejszy na świecie głos... Głos najdroższej mu osoby...

- Relena... – szepnął cicho. Nagle przed oczami ukazała mu się jej twarz. Teraz w przestrzeni rozbrzmiewał jedynie jej głos.

- Heero, nie walcz więcej, walka nie ma sensu...

- Jesteś ranny...!

- Całe szczęście, że żyjesz...

- Nazywam się Relena Darlian. A ty, jak się nazywasz...?

- Heero, błagam wróć żywy...!

Heero słuchał tego wszystkiego w osłupieniu i nagle poczuł, ze jego serce nie potrafi już dłużej utrzymać się w jego piersi. Przestrzeń wokół niego nadal wypełniał perlisty głos Releny.

Heero...! Mój Boże, Heero, wy się pozabijacie! Wracaj...

- W moich oczach odniosłeś kolejne, szlachetne zwycięstwo...

- Heero!

Chłopak powoli czuł, jak jego siły zaczynają uciekać gdzieś daleko, jakby były pochłaniane przez otaczającą go nicość. Teraz w jego sercu pozostała jedynie Relena. Nagle, przed oczami zobaczył coś, co bardzo dobrze znał, bo wiele razy już się o to ocierał...

Stała przed nim, a raczej wisiała w przestrzeni... Śmierć.

Mówi się, że dla każdego Śmierć przybiera inny kształt, zwykle czegoś, czego się dany człowiek najbardziej bał za życia. Nagle przed Heero stanął wielki słup ognia, który zaczął przyciągać chłopca powoli w swoją stronę. W jego umyśle pojawiła się ta okropna scena z przeszłości...

Widział płonący pośród nocy dom. Dom, który przestał przypominać budynek, a pochodnię. W oknach tego domu stała trójka ludzi... I wtedy Heero widział ich po raz ostatni... Pochodnia zamieniła się w ofiarny stos...

Słup ognia zaczął go przyciągać z jeszcze większa siłą, powoli go „pożerał". Heero starał się stawić opór, coś w jego umyśle krzyczało, że to jeszcze nie jego czas... Że jeszcze ma wiele do zrobienia na tym świecie... Jednakże słup ognia zaczął już chwytać swymi płomieniami jego nogę, odbierając mu drogę ucieczki. Heero wyrywał się, wiedział, że musi coś zrobić...

- Nie... – szepnął, gdy poczuł ten piekący, gorący płomień na swej kostce. – Nie... Ja... jeszcze nie mogę tam iść! NIE! ZOSTAW MNIE!

Krzycząc wyrywał uwięzioną nogę, chciał uciec do świata żywych... ogień okazywał się być jednakże mocniejszy... W płomieniach była już cała lewa noga chłopca, która paliła go tak, jakby płonęła prawdziwym, żywym ogniem.

- Zostaw mnie! To jeszcze nie mój czas! MUSZĘ WRÓCIĆ! TAM JEST OSOBA, KTÓRĄ CHCĘ CHRONIĆ! NIE MOGĘ JEJ ZOSTAWIĆ... ZOSTAW MNIE...!

Ogień dotarł już do jego klatki piersiowej i dalej go wciągał swą niezwykła siłą. Heero starał się wyrwać, nie mógł już znieść tego niezwykłego bólu palącej się skóry. Gdy ogień ogarnął już jego ramiona i szyję, oczy zaszły mu łzami, a ból ciała był wręcz piekielny. Jego łzy prawie od razu wyparowały, a wizję zaczęły mu przysłaniać czerwone języki ognia...

I wtedy zobaczył to...

Przed oczami ukazała mu się biała postać o białych skrzydłach. Postać podfrunęła do niego i chwyciła go za rękę na tyle mocno, by powstrzymać go przed dalszym zatapianiem się w płomieniach. Twarz tej istoty nie miała wyrazu ani też nie przypominała twarzy żadnych z osób, które Heero kiedykolwiek widział na oczy... Postać przemówiła.

- Heero... – jej głos odbijał się echem, był perlisty i czysty, a chłopiec zrozumiał, ze właśnie spotkał swego Anioła. Spojrzał na Anioła wzrokiem, który mógł odzwierciedlać tylko dwa uczucia: przerażenie i błaganie o pomoc... Jego ciało było już pożerane przez płomienie...

- Pomóż mi... – wyszeptał ostatkiem sił. – ja... jeszcze nie mogę umrzeć... tam... w moim świecie jest osoba, która kocham najbardziej na świecie... Chce ją chronić...

- Czy to jest twoja misja...? – spytał Anioł. Heero zmrużył oczy, bo ból zdawał się już być nie do zniesienia. Zaczął nienawidzić Anioła za to, ze zamiast go od razu wyciągnąć z tego ognia, trzyma go dalej na pograniczu...

- Tak... – westchnął. – Chcę wreszcie zaznać szczęścia u boku tej osoby... Chce ją chronić... do końca... Na tyle... ile mi starczy sił...

Po tych słowach Heero poczuł płomienie ogarniające jego serce i czuł, jak głowa opada mu na pierś. Zdołał wyszeptać jeszcze tylko jedno zdanie...

- Błagam Cię... pomóż... mi...