Przypisek od autora: Świat, w którym toczy się akcja tego fika jest inny od tego z "Naruto" (bardziej przypomina nasz ;), a postacie pełnią tu nieco inną rolę. Proszę o komentarze.

ęłęóStigma

Rozdział I - A miało być tak pięknie...

Młody mężczyzna o włosach koloru brązowego wchodzącego lekko w rudy z zaciętością przyciskał klawisze laptopa. Podrapał się po rozczochranej czuprynie. Jeszcze tylko kilka e-maili i będzie gotów. Usłyszał przed sobą pukanie do drzwi, nie musiał nawet mówić stereotypowego "proszę", by gość wszedł do środka. Trzaśnięcie drzwi. Po chwili w pomieszczeniu znalazł się ciemnowłosy mężczyzna z papierosem w ręku. Widok jaki zastał trochę go zdziwił, bo pomieszczenie pracy jego kolegi zawsze było czyste i uporządkowane. Nie tym razem. Zapełniony kosz na śmieci i stół, na którym panował istny rozgardiasz. Wszędzie porozrzucane papiery, teczki, ołówki, notatki, kubek z kawą i oczywiście laptop, na którym on pracował.
- Chciałeś mi coś... przekazać? - dopiero teraz mężczyzna podniósł wzrok zza laptopa. Niezgrabnym ruchem ręki kazał gościowi siadać na przeciwko.
- Taa, nie mogłem skontaktować się z twoją sekretarką. Nie ma jej dzisiaj? - powrócił do poprzedniej czynności. Gość oparł się o stolik. Jego spostrzegawczość była rozbrajająca, jak to możliwe, że on zaszedł tak daleko? I to ma być dziennikarz? Heh, właściwie to nie dziennikarstwo było jego pasją, ale fakt faktem, że był to jego zawód.
- Nie ma jej już od kliku tygodni, jest na macierzyńskim. A ty dopiero to zauważyłeś? - ten jedynie machnął niedbale ręką - A co ma oznaczać ten chaos, co? Nie masz czasu tego posprzątać? Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale ostatnio zachowujesz się dość dziwnie, czy ty czasem nie jesteś...?
- Jestem zdrowy i nie potrzebuję wizyty u psychiatry. - zamknął laptopa, sięgnął ręką do szuflady i wyciągnął z niej kilka kartek spiętych spinaczem - Proszę, mój artykuł gotowy.
- Już? Zacząłeś go pisać...
- Szybko skończyłem, bo później brakłoby mi na niego czasu. Chciałem poprosić o urlop, szefie. - szef przeklnął w myślach, czy ten gość zawsze mu musiał wchodzić w słowo! A najgorsze było to, że nie mógł mu nic powiedzieć, bo był "dobry" i to przez duże "D".
- Więc chodzi o ten dom, tak? Słuchaj Him, kiedy ty dasz sobie z tym spokój? Jesteś detektywem, czy co? Nawet policja już dawno zamknęła tą sprawę. Ja rozumiem, że... - Him łyknął jeden łyk kawy, cisnął kanapkę w zęby, sięgnął kurtkę z wieszaka i nacisnął klamkę.
- Czwesze szie, dże frożumesz. - powiedział z kanapką w zębach i trzasnął drzwiami. Szef westchnął. On nigdy się nie zmieni, uparty jak osioł. Jego zawiedziony wzrok powędrował do żółtej teczki, na której widniał napis: AKTA - DARK HOUSE.

Spojrzał za szybę. Wszędzie migały tylko pola, łąki, od czasu do czasu jakieś drzewa i gdzieś w oddali lasy, czyli podsumowując: żadnych oznaków cywilizacji w promieniu kilku mil. Na to nie narzekał, lubił przyrodę, tak samo jak jego pies, ale to była lekka przesada. Jechali tym autokarem już kilka długich i nudnych godzin. Miał już dość, chciał wysiąść w końcu z tego pojazdu i wyprostować nogi. A z jego największym przyjacielem było jeszcze gorzej, bo był psem i tym bardziej czuł się tutaj źle. A, skoro już o tym mowa, to gdzie on się podział? Wychylił się zza siedzenia i zaczął wszystko obserwować. Nigdzie jednak nie był w stanie dostrzec białego futerka. Zlokalizował nauczycieli: pan Iruka prowadził autokar, pan Kakashi najzwyczajniej w świecie spał, a pani Anko ślepo była zapatrzona w krajobraz za szybą. Bardzo dobrze, nie zauważyli zniknięcia psa, bo na pewno nie spodobałoby się im, że zwierzę bezczynnie wałęsa się po autobusie. Westchnął z ulgą. Spojrzał na małą dziewczynę siedzącą na przedostatnim siedzeniu. Była tutaj najmłodsza, bo miała jedynie... Hmm, siedem lat? O ile się nie mylił to tak. Przez jej wiek właśnie prócz trzech nauczycieli towarzyszył im jeszcze jeden rodzic - matka tej małej, pani Jikan. W ogóle nie były do siebie podobne. Matka kasztanowowłosa, uśmiechnięta i życzliwa. Ta mała była zamknięta w sobie, nie zauważył, żeby choć raz się odezwała. Miała czarne włosy i... te jej oczy, białe, jakby pozbawione wyrazu, puste niczym u lalki, a jednocześnie wywołujące ciarki na plecach. Plus jeszcze obojętna, nie wyrażająca niczego, mina na jej twarzy. Nagle spojrzała na niego, szybko odwrócił się i usadowił wygodnie na swoim miejscu, tak by nie być dla niej widocznym. Ech, musiała wyczuć jego wzrok. Zresztą, czym on się przejmuje, to tylko dziecko. Nagle spod siedzenia przed nim wyszedł biały piesek.
- Akamaru, gdzie ty się podziewałeś? Wolno to tak? - zganił swojego pupila i szybko wsadził za kurtkę, tak, że wystawał mu tylko pyszczek.
Łącznie w autokarze było ich trzynastu: on, Akamaru, trzech nauczycieli, pani Hyuuga, Hanabi - 7 lat, Sakura - 16, Ino - 16, Tenmari - 18, Sasuke - 16, Naruto - 16, Lee - lat 17. Tak mało ich, a tak wielu opiekunów. W ogóle jak na szkolną wycieczkę to mało ich jechało, ciekawe dlaczego było tak mało chętnych? Cóż, może ze względu na atrakcyjność tej wycieczki? Niewielu interesowało się sztukami walki, a to było główną atrakcją tej wycieczki: turniej. Zdecydowanie była to wycieczka typu: przyjazd, nic nie robienie przez kilka dni, zobaczenie turnieju, powrót do domu. I to wszystko. Spojrzał na dziewczyny siedzące z tyłu, one nie jechały, dlatego, że je to interesowało, ale tylko po to by wyrwać się na kilka dni ze szkoły nie łamiąc przy okazji praw i najważniejszy powód: Sasuke. Idol szkolny przed którym chłopacy czuli respekt, a dziewczyny wzdychały do niego po nocach. Ech, gdyby nie jego obecność, nie byłoby w tym autokarze tyle dziewczyn. A najbardziej nachalne były: Sakura i Ino. Lepiły się do niego bez przerwy. Co one w nim widzą? Nie, wcale nie przemawia przez niego zazdrość! ...Chyba...

Wepchnął kanapkę do ust, chociaż znacznie bardziej wolałby się zajadać teraz ramenem, ale nie tu i nie w takich warunkach. Spojrzał za siebie, Sasuke bezskutecznie próbował odgonić się od Ino i Sakury. Ach, jego Sakura-chan! Dlaczego ten kretyn musi być lepszy od niego? Rywalizuje z nim w każdej dziedzinie i on we wszystkim go przewyższa. Nawet jego ukochana woli tego... gbura. I jaka konkurencja w dodatku: Lee też zabiega o względy Sakury. Trudno, póki co, nie jest w stanie nic zrobić, ale już on coś wymyśli. Spojrzał do przodu, na nauczyciela o platynowych włosach. He, he, o tak, nic nie sprawi mu takiej przyjemności jak bezwzględne i nagłe wyrwanie pana Kakashiego ze snu. Powoli i bezgłośnie opuścił swoje siedzenie i zaczął się skradać, tak aby nie zostać zauważonym, ignorując przy okazji fakt, że poruszając się na czworaka, zwracał na siebie jeszcze większą uwagę. Ale na jego szczęście - nie dorosłych. Był już obok siedzenia Kakashi-senseia, podniósł się trochę i przybliżył by krzyknąć mu z całej siły: "POBUDKA!". Ale nie zrobił tego. Opamiętał się w porę, gdy zauważył, co nauczyciel trzymał w rękach. A była to legendarna lektura, nad której tajemniczą treścią zastanawiała się zdecydowana większość szkoły. A on jako jedyny ma szansę ją zdobyć. Zaimponuje Sakurze, ona zwróci na niego uwagę i w dodatku utrze Sasuke nosa! Taka okazja, a prawie by ją zmarnował. Powoli i delikatnie wyciągnął książkę z uścisku senseia, schował ją za kurtkę, niczym najcenniejszy skarb i powrócił na miejsce.

Jego włosy miotane były przez wiatr, wyjątkowo silny w tej okolicy. Jechał bardzo szybko, lecz nie dlatego, że lubił zawrotne prędkości, po prostu spieszyło mu się. Już tyle lat zajmuje się tą sprawą i dopiero teraz ma okazję zobaczyć ten dom na własne oczy, wejść do środka, dotknąć... Może tam znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytania. I najważniejsze: co tam tak właściwie się wydarzyło dwa lata temu? I dlaczego? Do dzisiaj nawet policja nie rozwiązała tej zagadki, a nawet już dawno dała sobie spokój z szukaniem odpowiedzi. Czemu? Sam nie wiedział, dlaczego tak szybko dali sobie spokój, tak jak by bali zajmować się tą sprawą, jak by bali się poznać prawdę. Z powodu tego wyjazdu był tak podniecony, że zapomniał przed tym zatankować samochód. Pięknie, paliwo już się kończyło. Będzie musiał zatrzymać się na najbliższej stacji benzynowej. Tyle opóźnienia z powodu głupiego postoju, no trudno, czekał tyle lat to poczeka jeszcze trochę. Jednak jak to się mówi: nie mów hop, póki nie przeskoczysz! Niezidentyfikowany dźwięk dochodzący z bagażnika mówił mu, że dojechanie na miejsce bez żadnych przeszkód staje się coraz bardziej nierealne. Po prostu pięknie! Awaria! Samochód zwolnił. Nie miało sensu zatrzymywanie się, bo znał się na mechanice, jak eskimosi na rolnictwie. A i wzywanie pomocy drogowej wiele by nie przyniosło na takim zadupiu, gdzie otaczały go jedynie stepy. Pozostało jedynie cierpliwie jechać i modlić się, że auto dojedzie gdzieś, gdzie udzielą mu pomocy.
- Oj, Him, ty to jesteś w czepku urodzony. - westchnął sam do siebie. Zastanawiało go ile to będzie kosztowało, sięgnął ręką do kieszeni od spodni. Nie, tu nie było portfela. Gdzie on go wsadził? Zajrzał do kurtki, do koszuli, rozejrzał się po wnętrzu samochodu. NIGDZIE... NIE... MA... Ou, shit! Nie miał przy sobie ani pieniędzy ani karty kredytowej! Jak ma się walić, to wszystko naraz...

- Uuuu... Iruka-sensei! - wrzeszczał Naruto do kierowcy autokaru, jednocześnie skręcając się z... bólu?
- Boli cię coś? - ciemnowłosy z blizną na twarzy spojrzał przelotnie na blondynka.
- Nie, prze pana! Ja po prostu muszę! Proszę się zatrzymać! - prawie już płakał.
- Co... musisz? - Iruka nie zwracał uwagi na to, że z chłopca wydobywał się już jęk rozpaczy.
- J-ja... mussszęę... SIUSIU! - wrzasnął tak, że zwrócił w swoim kierunku spojrzenia wszystkich w autobusie. Prócz Kakashiego, który nadal smacznie chrapał. Pozostali pasażerowie patrzyli na niego z dezaprobatą. "Nie mógł tego inaczej ująć? Co za ciołek!" - pomyślała Sakura rumieniąc się lekko. Mieli szczęście, a raczej Uzumaki je miał, bo przed nimi pojawiła się stacja benzynowa. Umino szybko zatrzymał pojazd, a Naruto szybko wybiegł, szukając, jak opętany, toalety.
- Skoro już się zatrzymujemy, niech skorzystają wszyscy. Proszę wychodzić, ale bez przepychania. - zwróciła się Anko do pozostałych. "Bez przepychania? Jesteśmy dziećmi czy co?" - pomyślała Ino.

Niczym dar od Boga lub litościwego losu, na horyzoncie zauważył stację benzynową i kilka innych budynków. Zatrzymał samochód, który już i tak jechał z prędkością 2 km/h. Sięgnął chusteczkę i wytarł nią spocone czoło. Co on teraz ma robić?
Robić nie musiał nic, bo szybko podbiegł do jego wozu umięśniony gość w krótkich czarnych włosach i bez brwi. Miał na sobie strój mechanika. Na widok jego mięśni, przeszła mu przez głowę myśl, że tylko cud może go uratować. Skorzystać z usług i potem nie zapłacić? Raczej nie...
- Widzę, że auto się zepsuło. - odezwał się takim głosem, że Himowi przeszły ciarki po plecach.
- T-tak. - burknął niepewnie, ledwie słyszalnie. Bezbrwiowiec wetknął mu wizytówkę z napisem: "Anioł wcielony Zabuza - szybko i tanio!". Przepraszam za pożyczenie tego "anioła", ale nie mogłam się powstrzymać . A jak na razie to robi się z tego komedia, a nie horror --' - dop. autor
- Proszę się nie martwić, zajmiemy się pana cackiem! Haku! - wysoki brunet wyglądający na jakieś 25 lat, odwrócił się i zawołał kogoś. Him miał złe przeczucia. - Już lecę, Zabuza-san! - po chwili z budynku napraw wybiegła istota o długich kruczoczarnych włosach, z uśmiechem na twarzy, w wytartych portkach do kostek, zabrudzonym podkoszulku, opasce przewiązanej przez czoło i długiej koszuli w kratkę, którą miała przewiązaną przez biodra.
"Rany, takie piękne i młode dziewczę i pomaga takiemu chłystkowi?" - przebiegło Himowi przez myśl. Jedno tylko mu się w tej dziewczynie nie podobało - była płaska jak deska co dodatkowo zaznaczał obcisły podkoszulek.

- Ach, od razu lepiej! - wydobył z siebie Naruto po opuszczeniu toalety.
- Szybciej nie mogłeś! - wydarła się na niego Sakura stojąca w kolejce, zaraz po Uzumakim wszedł Kiba, lecz bez swojego psa, który udał się podsikać jakieś drzewko.
Naruto zgarbił się, Sakura-chan była dla niego taka niemiła i bezduszna. Ale to się zmieni, kiedy tylko pokaże jej co zdobył. Ale przydałoby się jeszcze zrobić z Sasuke idiotę na jej oczach. Tak, przydałoby się...

Mała Hanabi wyszła z autokaru, matka już miała za nią pędzić, kiedy zatrzymała ją Anko i to skutecznie.
- Proszę się nie martwić, da sobie radę sama.
Lodowato-zimne spojrzenie siedmiolatki popędziło ku sklepowi ze słodyczami. Również jej kroki szybko skierowała w tamtą stronę. Przy sklepie była jedna ze znanych jej osób - długowłosa blondynka. Ino gdy tylko poczuła na sobie wzrok dziewczynki, odwróciła się do niej.
- No co się tak patrzysz? Ech, no dobra, kupię ci ciastka.
Po chwili mała Hyuuga z ciastkami w jednej ręce, a z maskotką w drugiej wracała do autobusu, kiedy nagle poczuła uderzenie. Przewróciła się.

Him po oddaniu auta w "bezpieczne" ręce, dla zabicia czasu poszedł zobaczyć, co tutejsze sklepy mają do zaoferowania. Nie było tego dużo: jeden większy samoobsługowy, kiosk i mały sklepik spożywczy. I tak było mu wszystko jedno: nie miał ani grosza. Westchnął. Anioł zamieni się w diabła, kiedy dowie się, że klient nie ma czym zapłacić. Kiedy ponure myśli nawiedzały jego głowę, poczuł lekkie uderzenie. Postać, która się z nim zderzyła, okazała się małym dzieckiem.
- Mała, nic ci nie jest? - zapytał rozglądając się w poszukiwaniu jej rodziców. Mogła uważać, jeszcze będzie miał przez nią kłopoty. Mała nie odpowiedziała, tylko podniosła głowę. Wzdrygnął się na widok jej białych oczu. Takich jeszcze nie widział. Dziewczynka ani się nie śmiała, ani nie płakała. Niepodobne do dzieci w jej wieku, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Podniósł opakowanie ciastek z ziemi i podał jej. Sięgnęła po nie i w tej chwili zamurowało go. Nie tyle jej ręka zwróciła jego uwagę, co czarne znamię na jej zewnątrznej stronie dłoni. Przewierciła go wzrokiem i poszła w swoją stronę. Jemu tymczasem połowa jego życia mignęła przed oczami. Znał ten znak... Zbyt dobrze go znał, by teraz nie móc rozpoznać... Ale wydawało mu się to niemożliwe, nie wierzył w takie zbiegi okoliczności. Czyżby jednak odpowiedź nie była w domu, ale w tej dziewczynce? I tak po prostu się na nią natknął? Do autobusu, gdzie zniknęła siedmiolatka, wsiadło jeszcze kilka osób i autokar odjechał. Obrócił się na pięcie, potrzebuje samochodu, jak najszybciej.

Słońce już zaszło, a on tymczasem siedział bezczynnie na przypadkowej ławce i czekał. Czekał, choć sam nie był pewien na co. Jak on to zrobi? Powie: "Dziękuję za naprawę, zapłacę później." Nie, to nie przejdzie. Mógłby ofiarować pod zastaw swoje dokumenty, ale niestety wszystko miał w portfelu. W portfelu, którego nie miał. Dobrze, że go policja po drodze nie zatrzymała. Jak to się mówi? Szczęście w nieszczęściu. Trudno, jest może roztrzepany i trochę mozolny. Ale jest dziennikarzem! I musi być przygotowany w swym życiu na brawurowe akcje. Niech Bóg ma go w swojej opiece. Podniósł się z ławki i zaczął skradać do budynku, w którym znajdował się jego samochód. Wsmyknął się do środka. Było tam wiele części samochodowych i innych części, o których miał zielone pojęcie. Zlustrował wzrokiem dokładnie całe otoczenie. Mięśniaka nigdzie nie było, jedynie jego pomocnica wycierała szmatką samochód, najwyraźniej był już naprawiony. Teraz należałoby jakoś odwrócić jej uwagę. Tylko jak? Przełknął ślinę. No, Him, to twoja chwila prawdy! Może nie miał portfela, ale miał mózg i trochę innego sprzętu. Wyszedł, na zewnątrz zauważył bezbrwiowca, który czyścił... Nie, nie chciał wiedzieć co on czyścił, ale prawdopodobnie była to jakaś część od samochodu, od której wcale nie chciałby oberwać. I nikomu innemu tego nie życzy. Brunet coś nucił. Nie był w stanie rozpoznać co, ale nie to było w tej chwili istotne. Him schował się za jakąś kolumnę i włączył dyktafon. Nagrywał kilkanaście sekund i przestał. Tyle mu powinno wystarczyć. Bez żadnego szumu oddalił się na bezpieczną odległość od źródła zagrożenia i powrócił do auta. Prócz jego wozu, były tu jeszcze inne, schował się za jakimś fordem, przewinął taśmę i włączył. Z kasety wydobyły się dźwięki... których się nie spodziewał. Szybko wyłączył. Przeklnął w myślach. "Wspaniale! Wszystko zepsułem! Nie nagrywałem tego mięśniaka od początku kasety!" Haku, zamiast usłyszeć nucenie Zabuzy, usłyszał czyjeś głosy, coś jak: "Ile pan miał lat, kiedy...?" Zaczął się zastanawiać, co miały te odgłosy oznaczać. Nie wiedział, że usłyszał nagranie pewnego dziennikarza, kiedy przeprowadzał z kimś wywiad. Mimo wszystko, ku wielkiej uciesze Hima, odgłosy (choć nie te zamierzone) wywabiły Haku z budynku.
Jest! Świetnie! Połknęła haczyk! Szybko podbiegł do swojego pojazdu. Niestety, fortuna kołem się toczy, kluczy nie było w środku. Oblał go zimny pot, to oznaczało, że już nie odzyska auta, albo będzie musiał zapierdalać na piechotę. Chyba, że... Obrócił się, jego spojrzenie spoczęło na innym samochodzie.

- Zabuza-san, słyszał pan te głosy? - chłopiec zwrócił się do swojego mentora, ten tylko odwrócił się nieznacznie.
- Jakie głosy?
- Hmm, może mi się tylko zdawało, ale... - nie dokończył, bo nagle usłyszeli pisk i huk, z budynku wyjechał samochód w zawrotnym tempie niszcząc przy okazji ścianę budowli i szybko skręcił.
Haku zmierzył wzrokiem zgliszcza, jakie zostały i kurz...
- Chyba mu się spieszyło. - skomentował krótko.
- Chwileczkę, to był ten facet, który dał nam dzisiaj wóz do naprawy... I to był nasz samochód! Nasz! - spojrzał jednoznacznie na Haku, który zrozumiał natychmiast.
- Już lecę, Zabuza-san! - i poleciał, wiedział co robić w takiej sytuacji, bo była to sytuacja krytyczna. Gdyby tylko Him zdawał sobie sprawę z kim zadarł...

Naruto szczęśliwy siedział i czytał z wypiekami na twarzy lekturę, którą zwinął nauczycielowi, "Come Come Paradise" z parą na okładce. Kiba siedzący obok niego nie zwrócił uwagi na to, co zwariowany blondyn czyta, głaskał tylko swojego psa i patrzał przez okno. Było już ciemno i jedyne co widział na panoramie to drzewa. Zastanawiało go, gdzie mogli dojechać. Większość pasażerów już spała, wszyscy byli zmęczeni. Nawet siedzenie w miejscu męczy. Nagle autobus gwałtownie zatrzymał się. Sakura uderzyła w siedzenie przed sobą. "Kurde balans, co jest!" - Inner Sakura. Pomasała obolałą głowę. Naruto szybko schował skarb i poszedł do Iruki-sensei.
- Co się stało? - zapytała Anko z poważną miną.
- Chyba w coś uderzyliśmy. - wstał z miejsca. Naruto jednak zatrzymał się w porę, wolał nauczycielom nie przeszkadzać. Anko i Iruka wyszli z autobusu. Było tak ciemno, że Anko musiała włączyć latarkę, gdyż światła od autokaru wyłączyły się przy uderzeniu.
- Konary drzew? Na drodze? - Iruka podrapał się po policzku. Wyglądało tak jakby ktoś specjalnie obładował drogę drzewami. Bo chyba nie zrobił tego zwykły piorun? - Jesteśmy zablokowani, nie ruszymy dalej.
Anko sięgnęła po komórkę. Niestety, nie było zasięgu.
- A to co? - zwróciła latarkę w inną stronę. Daleko stąd, widać było zarysy budynku, który otoczony był lasem, który ciągnął się wzdłuż i wszerz. - Pójdziemy tam, może ktoś nam pomoże, albo znajdziemy tam telefon.
Iruka przytaknął, wrócili do autobusu, wyjaśnili wszystkim zaistniałą sytuację i zaczęli się zbierać.
- Hej, Kakashi. - Anko lekko potrącała śpiącego nauczyciela. Kiedy mocniej go szturchnęła, otworzył oczy.
- Hę? Co? Jak? - był zaspany i nieobecny, potarł ręką jedno oko, gdyż drugie było zakryte opaską.
- Zbieramy się.
Choć niezadowoleni, nie mieli wyboru, mimo wszystko woleli u kogoś gościć, niż ściskać się w niewygodnym autokarze.
- Ciekawe tylko, czy właściciele będą chcieli nas przyjąć. - zastanawiał się Kakashi, cały czas miał przeczucie, że o czymś zapomniał, o czymś bardzo ważnym.
- Muszą. - odpowiedziała krótko Anko.
Po około godzinnym maszerowaniu, dotarli do celu. Nie był to zwykły dom, ale ogromna rezydencja, tyle jak na razie widać było z daleka, bo do przebycia mieli jeszcze długą dróżkę. Młodzież westchnęła ze zrezygnowaniem, mieli już dosyć. Na bramie wejściowej widniał napis: DARK HOUSE.

C. D. N.