Przypisek od autora: Świat, w którym toczy się akcja tego fika jest inny od tego z "Naruto" (bardziej przypomina nasz ;), a postacie pełnią tu nieco inną rolę. Proszę o komentarze.
ęłęóStigma
Rozdział I - A miało być tak pięknie...
Młody mężczyzna o włosach
koloru brązowego wchodzącego lekko w rudy z zaciętością
przyciskał klawisze laptopa. Podrapał się po rozczochranej
czuprynie. Jeszcze tylko kilka e-maili i będzie gotów.
Usłyszał przed sobą pukanie do drzwi, nie musiał nawet mówić
stereotypowego "proszę", by gość wszedł do środka.
Trzaśnięcie drzwi. Po chwili w pomieszczeniu znalazł się
ciemnowłosy mężczyzna z papierosem w ręku. Widok jaki zastał
trochę go zdziwił, bo pomieszczenie pracy jego kolegi zawsze było
czyste i uporządkowane. Nie tym razem. Zapełniony kosz na śmieci i
stół, na którym panował istny rozgardiasz. Wszędzie
porozrzucane papiery, teczki, ołówki, notatki, kubek z kawą
i oczywiście laptop, na którym on pracował.
- Chciałeś
mi coś... przekazać? - dopiero teraz mężczyzna podniósł
wzrok zza laptopa. Niezgrabnym ruchem ręki kazał gościowi siadać
na przeciwko.
- Taa, nie mogłem skontaktować się z twoją
sekretarką. Nie ma jej dzisiaj? - powrócił do poprzedniej
czynności. Gość oparł się o stolik. Jego spostrzegawczość była
rozbrajająca, jak to możliwe, że on zaszedł tak daleko? I to ma
być dziennikarz? Heh, właściwie to nie dziennikarstwo było jego
pasją, ale fakt faktem, że był to jego zawód.
- Nie ma
jej już od kliku tygodni, jest na macierzyńskim. A ty dopiero to
zauważyłeś? - ten jedynie machnął niedbale ręką - A co ma
oznaczać ten chaos, co? Nie masz czasu tego posprzątać? Nie, żeby
mi to przeszkadzało, ale ostatnio zachowujesz się dość dziwnie,
czy ty czasem nie jesteś...?
- Jestem zdrowy i nie potrzebuję
wizyty u psychiatry. - zamknął laptopa, sięgnął ręką do
szuflady i wyciągnął z niej kilka kartek spiętych spinaczem -
Proszę, mój artykuł gotowy.
- Już? Zacząłeś go
pisać...
- Szybko skończyłem, bo później brakłoby mi
na niego czasu. Chciałem poprosić o urlop, szefie. - szef przeklnął
w myślach, czy ten gość zawsze mu musiał wchodzić w słowo! A
najgorsze było to, że nie mógł mu nic powiedzieć, bo był
"dobry" i to przez duże "D".
- Więc chodzi
o ten dom, tak? Słuchaj Him, kiedy ty dasz sobie z tym spokój?
Jesteś detektywem, czy co? Nawet policja już dawno zamknęła tą
sprawę. Ja rozumiem, że... - Him łyknął jeden łyk kawy, cisnął
kanapkę w zęby, sięgnął kurtkę z wieszaka i nacisnął klamkę.
- Czwesze szie, dże frożumesz. - powiedział z kanapką w
zębach i trzasnął drzwiami. Szef westchnął. On nigdy się nie
zmieni, uparty jak osioł. Jego zawiedziony wzrok powędrował do
żółtej teczki, na której widniał napis: AKTA - DARK
HOUSE.
Spojrzał za szybę. Wszędzie migały tylko pola,
łąki, od czasu do czasu jakieś drzewa i gdzieś w oddali lasy,
czyli podsumowując: żadnych oznaków cywilizacji w promieniu
kilku mil. Na to nie narzekał, lubił przyrodę, tak samo jak jego
pies, ale to była lekka przesada. Jechali tym autokarem już kilka
długich i nudnych godzin. Miał już dość, chciał wysiąść w
końcu z tego pojazdu i wyprostować nogi. A z jego największym
przyjacielem było jeszcze gorzej, bo był psem i tym bardziej czuł
się tutaj źle. A, skoro już o tym mowa, to gdzie on się podział?
Wychylił się zza siedzenia i zaczął wszystko obserwować. Nigdzie
jednak nie był w stanie dostrzec białego futerka. Zlokalizował
nauczycieli: pan Iruka prowadził autokar, pan Kakashi najzwyczajniej
w świecie spał, a pani Anko ślepo była zapatrzona w krajobraz za
szybą. Bardzo dobrze, nie zauważyli zniknięcia psa, bo na pewno
nie spodobałoby się im, że zwierzę bezczynnie wałęsa się po
autobusie. Westchnął z ulgą. Spojrzał na małą dziewczynę
siedzącą na przedostatnim siedzeniu. Była tutaj najmłodsza, bo
miała jedynie... Hmm, siedem lat? O ile się nie mylił to tak.
Przez jej wiek właśnie prócz trzech nauczycieli towarzyszył
im jeszcze jeden rodzic - matka tej małej, pani Jikan. W ogóle
nie były do siebie podobne. Matka kasztanowowłosa, uśmiechnięta i
życzliwa. Ta mała była zamknięta w sobie, nie zauważył, żeby
choć raz się odezwała. Miała czarne włosy i... te jej oczy,
białe, jakby pozbawione wyrazu, puste niczym u lalki, a jednocześnie
wywołujące ciarki na plecach. Plus jeszcze obojętna, nie
wyrażająca niczego, mina na jej twarzy. Nagle spojrzała na niego,
szybko odwrócił się i usadowił wygodnie na swoim miejscu,
tak by nie być dla niej widocznym. Ech, musiała wyczuć jego wzrok.
Zresztą, czym on się przejmuje, to tylko dziecko. Nagle spod
siedzenia przed nim wyszedł biały piesek.
- Akamaru, gdzie ty
się podziewałeś? Wolno to tak? - zganił swojego pupila i szybko
wsadził za kurtkę, tak, że wystawał mu tylko pyszczek.
Łącznie
w autokarze było ich trzynastu: on, Akamaru, trzech nauczycieli,
pani Hyuuga, Hanabi - 7 lat, Sakura - 16, Ino - 16, Tenmari - 18,
Sasuke - 16, Naruto - 16, Lee - lat 17. Tak mało ich, a tak wielu
opiekunów. W ogóle jak na szkolną wycieczkę to mało
ich jechało, ciekawe dlaczego było tak mało chętnych? Cóż,
może ze względu na atrakcyjność tej wycieczki? Niewielu
interesowało się sztukami walki, a to było główną
atrakcją tej wycieczki: turniej. Zdecydowanie była to wycieczka
typu: przyjazd, nic nie robienie przez kilka dni, zobaczenie
turnieju, powrót do domu. I to wszystko. Spojrzał na
dziewczyny siedzące z tyłu, one nie jechały, dlatego, że je to
interesowało, ale tylko po to by wyrwać się na kilka dni ze szkoły
nie łamiąc przy okazji praw i najważniejszy powód: Sasuke.
Idol szkolny przed którym chłopacy czuli respekt, a
dziewczyny wzdychały do niego po nocach. Ech, gdyby nie jego
obecność, nie byłoby w tym autokarze tyle dziewczyn. A najbardziej
nachalne były: Sakura i Ino. Lepiły się do niego bez przerwy. Co
one w nim widzą? Nie, wcale nie przemawia przez niego zazdrość!
...Chyba...
Wepchnął kanapkę do ust, chociaż znacznie bardziej wolałby się zajadać teraz ramenem, ale nie tu i nie w takich warunkach. Spojrzał za siebie, Sasuke bezskutecznie próbował odgonić się od Ino i Sakury. Ach, jego Sakura-chan! Dlaczego ten kretyn musi być lepszy od niego? Rywalizuje z nim w każdej dziedzinie i on we wszystkim go przewyższa. Nawet jego ukochana woli tego... gbura. I jaka konkurencja w dodatku: Lee też zabiega o względy Sakury. Trudno, póki co, nie jest w stanie nic zrobić, ale już on coś wymyśli. Spojrzał do przodu, na nauczyciela o platynowych włosach. He, he, o tak, nic nie sprawi mu takiej przyjemności jak bezwzględne i nagłe wyrwanie pana Kakashiego ze snu. Powoli i bezgłośnie opuścił swoje siedzenie i zaczął się skradać, tak aby nie zostać zauważonym, ignorując przy okazji fakt, że poruszając się na czworaka, zwracał na siebie jeszcze większą uwagę. Ale na jego szczęście - nie dorosłych. Był już obok siedzenia Kakashi-senseia, podniósł się trochę i przybliżył by krzyknąć mu z całej siły: "POBUDKA!". Ale nie zrobił tego. Opamiętał się w porę, gdy zauważył, co nauczyciel trzymał w rękach. A była to legendarna lektura, nad której tajemniczą treścią zastanawiała się zdecydowana większość szkoły. A on jako jedyny ma szansę ją zdobyć. Zaimponuje Sakurze, ona zwróci na niego uwagę i w dodatku utrze Sasuke nosa! Taka okazja, a prawie by ją zmarnował. Powoli i delikatnie wyciągnął książkę z uścisku senseia, schował ją za kurtkę, niczym najcenniejszy skarb i powrócił na miejsce.
Jego włosy miotane były przez
wiatr, wyjątkowo silny w tej okolicy. Jechał bardzo szybko, lecz
nie dlatego, że lubił zawrotne prędkości, po prostu spieszyło mu
się. Już tyle lat zajmuje się tą sprawą i dopiero teraz ma
okazję zobaczyć ten dom na własne oczy, wejść do środka,
dotknąć... Może tam znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytania.
I najważniejsze: co tam tak właściwie się wydarzyło dwa lata
temu? I dlaczego? Do dzisiaj nawet policja nie rozwiązała tej
zagadki, a nawet już dawno dała sobie spokój z szukaniem
odpowiedzi. Czemu? Sam nie wiedział, dlaczego tak szybko dali sobie
spokój, tak jak by bali zajmować się tą sprawą, jak by
bali się poznać prawdę. Z powodu tego wyjazdu był tak podniecony,
że zapomniał przed tym zatankować samochód. Pięknie,
paliwo już się kończyło. Będzie musiał zatrzymać się na
najbliższej stacji benzynowej. Tyle opóźnienia z powodu
głupiego postoju, no trudno, czekał tyle lat to poczeka jeszcze
trochę. Jednak jak to się mówi: nie mów hop, póki
nie przeskoczysz! Niezidentyfikowany dźwięk dochodzący z bagażnika
mówił mu, że dojechanie na miejsce bez żadnych przeszkód
staje się coraz bardziej nierealne. Po prostu pięknie! Awaria!
Samochód zwolnił. Nie miało sensu zatrzymywanie się, bo
znał się na mechanice, jak eskimosi na rolnictwie. A i wzywanie
pomocy drogowej wiele by nie przyniosło na takim zadupiu, gdzie
otaczały go jedynie stepy. Pozostało jedynie cierpliwie jechać i
modlić się, że auto dojedzie gdzieś, gdzie udzielą mu pomocy.
-
Oj, Him, ty to jesteś w czepku urodzony. - westchnął sam do
siebie. Zastanawiało go ile to będzie kosztowało, sięgnął ręką
do kieszeni od spodni. Nie, tu nie było portfela. Gdzie on go
wsadził? Zajrzał do kurtki, do koszuli, rozejrzał się po wnętrzu
samochodu. NIGDZIE... NIE... MA... Ou, shit! Nie miał przy sobie
ani pieniędzy ani karty kredytowej! Jak ma się walić, to wszystko
naraz...
- Uuuu... Iruka-sensei! - wrzeszczał Naruto do
kierowcy autokaru, jednocześnie skręcając się z... bólu?
-
Boli cię coś? - ciemnowłosy z blizną na twarzy spojrzał
przelotnie na blondynka.
- Nie, prze pana! Ja po prostu muszę!
Proszę się zatrzymać! - prawie już płakał.
- Co... musisz? -
Iruka nie zwracał uwagi na to, że z chłopca wydobywał się już
jęk rozpaczy.
- J-ja... mussszęę... SIUSIU! - wrzasnął tak,
że zwrócił w swoim kierunku spojrzenia wszystkich w
autobusie. Prócz Kakashiego, który nadal smacznie
chrapał. Pozostali pasażerowie patrzyli na niego z dezaprobatą.
"Nie mógł tego inaczej ująć? Co za ciołek!" -
pomyślała Sakura rumieniąc się lekko. Mieli szczęście, a raczej
Uzumaki je miał, bo przed nimi pojawiła się stacja benzynowa.
Umino szybko zatrzymał pojazd, a Naruto szybko wybiegł, szukając,
jak opętany, toalety.
- Skoro już się zatrzymujemy, niech
skorzystają wszyscy. Proszę wychodzić, ale bez przepychania. -
zwróciła się Anko do pozostałych. "Bez przepychania?
Jesteśmy dziećmi czy co?" - pomyślała Ino.
Niczym
dar od Boga lub litościwego losu, na horyzoncie zauważył stację
benzynową i kilka innych budynków. Zatrzymał samochód,
który już i tak jechał z prędkością 2 km/h. Sięgnął
chusteczkę i wytarł nią spocone czoło. Co on teraz ma robić?
Robić nie musiał nic, bo szybko podbiegł do jego wozu
umięśniony gość w krótkich czarnych włosach i bez brwi.
Miał na sobie strój mechanika. Na widok jego mięśni,
przeszła mu przez głowę myśl, że tylko cud może go uratować.
Skorzystać z usług i potem nie zapłacić? Raczej nie...
-
Widzę, że auto się zepsuło. - odezwał się takim głosem, że
Himowi przeszły ciarki po plecach.
- T-tak. - burknął
niepewnie, ledwie słyszalnie. Bezbrwiowiec wetknął mu wizytówkę
z napisem: "Anioł wcielony Zabuza - szybko i tanio!".
Przepraszam za pożyczenie tego "anioła", ale nie mogłam
się powstrzymać . A jak na razie to robi się z tego komedia, a
nie horror --' - dop. autor
- Proszę się nie martwić,
zajmiemy się pana cackiem! Haku! - wysoki brunet wyglądający na
jakieś 25 lat, odwrócił się i zawołał kogoś. Him miał
złe przeczucia. - Już lecę, Zabuza-san! - po chwili z budynku
napraw wybiegła istota o długich kruczoczarnych włosach, z
uśmiechem na twarzy, w wytartych portkach do kostek, zabrudzonym
podkoszulku, opasce przewiązanej przez czoło i długiej koszuli w
kratkę, którą miała przewiązaną przez biodra.
"Rany,
takie piękne i młode dziewczę i pomaga takiemu chłystkowi?"
- przebiegło Himowi przez myśl. Jedno tylko mu się w tej
dziewczynie nie podobało - była płaska jak deska co dodatkowo
zaznaczał obcisły podkoszulek.
- Ach, od razu lepiej! -
wydobył z siebie Naruto po opuszczeniu toalety.
- Szybciej nie
mogłeś! - wydarła się na niego Sakura stojąca w kolejce, zaraz
po Uzumakim wszedł Kiba, lecz bez swojego psa, który udał
się podsikać jakieś drzewko.
Naruto zgarbił się, Sakura-chan
była dla niego taka niemiła i bezduszna. Ale to się zmieni, kiedy
tylko pokaże jej co zdobył. Ale przydałoby się jeszcze zrobić z
Sasuke idiotę na jej oczach. Tak, przydałoby się...
Mała
Hanabi wyszła z autokaru, matka już miała za nią pędzić, kiedy
zatrzymała ją Anko i to skutecznie.
- Proszę się nie martwić,
da sobie radę sama.
Lodowato-zimne spojrzenie siedmiolatki
popędziło ku sklepowi ze słodyczami. Również jej kroki
szybko skierowała w tamtą stronę. Przy sklepie była jedna ze
znanych jej osób - długowłosa blondynka. Ino gdy tylko
poczuła na sobie wzrok dziewczynki, odwróciła się do niej.
- No co się tak patrzysz? Ech, no dobra, kupię ci ciastka.
Po
chwili mała Hyuuga z ciastkami w jednej ręce, a z maskotką w
drugiej wracała do autobusu, kiedy nagle poczuła uderzenie.
Przewróciła się.
Him po oddaniu auta w "bezpieczne"
ręce, dla zabicia czasu poszedł zobaczyć, co tutejsze sklepy mają
do zaoferowania. Nie było tego dużo: jeden większy samoobsługowy,
kiosk i mały sklepik spożywczy. I tak było mu wszystko jedno: nie
miał ani grosza. Westchnął. Anioł zamieni się w diabła, kiedy
dowie się, że klient nie ma czym zapłacić. Kiedy ponure myśli
nawiedzały jego głowę, poczuł lekkie uderzenie. Postać, która
się z nim zderzyła, okazała się małym dzieckiem.
- Mała,
nic ci nie jest? - zapytał rozglądając się w poszukiwaniu jej
rodziców. Mogła uważać, jeszcze będzie miał przez nią
kłopoty. Mała nie odpowiedziała, tylko podniosła głowę.
Wzdrygnął się na widok jej białych oczu. Takich jeszcze nie
widział. Dziewczynka ani się nie śmiała, ani nie płakała.
Niepodobne do dzieci w jej wieku, ale nie miał czasu się nad tym
zastanawiać. Podniósł opakowanie ciastek z ziemi i podał
jej. Sięgnęła po nie i w tej chwili zamurowało go. Nie tyle jej
ręka zwróciła jego uwagę, co czarne znamię na jej
zewnątrznej stronie dłoni. Przewierciła go wzrokiem i poszła w
swoją stronę. Jemu tymczasem połowa jego życia mignęła przed
oczami. Znał ten znak... Zbyt dobrze go znał, by teraz nie móc
rozpoznać... Ale wydawało mu się to niemożliwe, nie wierzył w
takie zbiegi okoliczności. Czyżby jednak odpowiedź nie była w
domu, ale w tej dziewczynce? I tak po prostu się na nią natknął?
Do autobusu, gdzie zniknęła siedmiolatka, wsiadło jeszcze kilka
osób i autokar odjechał. Obrócił się na pięcie,
potrzebuje samochodu, jak najszybciej.
Słońce już zaszło,
a on tymczasem siedział bezczynnie na przypadkowej ławce i czekał.
Czekał, choć sam nie był pewien na co. Jak on to zrobi? Powie:
"Dziękuję za naprawę, zapłacę później." Nie,
to nie przejdzie. Mógłby ofiarować pod zastaw swoje
dokumenty, ale niestety wszystko miał w portfelu. W portfelu,
którego nie miał. Dobrze, że go policja po drodze nie
zatrzymała. Jak to się mówi? Szczęście w nieszczęściu.
Trudno, jest może roztrzepany i trochę mozolny. Ale jest
dziennikarzem! I musi być przygotowany w swym życiu na brawurowe
akcje. Niech Bóg ma go w swojej opiece. Podniósł się
z ławki i zaczął skradać do budynku, w którym znajdował
się jego samochód. Wsmyknął się do środka. Było tam
wiele części samochodowych i innych części, o których miał
zielone pojęcie. Zlustrował wzrokiem dokładnie całe otoczenie.
Mięśniaka nigdzie nie było, jedynie jego pomocnica wycierała
szmatką samochód, najwyraźniej był już naprawiony. Teraz
należałoby jakoś odwrócić jej uwagę. Tylko jak? Przełknął
ślinę. No, Him, to twoja chwila prawdy! Może nie miał portfela,
ale miał mózg i trochę innego sprzętu. Wyszedł, na
zewnątrz zauważył bezbrwiowca, który czyścił... Nie, nie
chciał wiedzieć co on czyścił, ale prawdopodobnie była to jakaś
część od samochodu, od której wcale nie chciałby oberwać.
I nikomu innemu tego nie życzy. Brunet coś nucił. Nie był w
stanie rozpoznać co, ale nie to było w tej chwili istotne. Him
schował się za jakąś kolumnę i włączył dyktafon. Nagrywał
kilkanaście sekund i przestał. Tyle mu powinno wystarczyć. Bez
żadnego szumu oddalił się na bezpieczną odległość od źródła
zagrożenia i powrócił do auta. Prócz jego wozu, były
tu jeszcze inne, schował się za jakimś fordem, przewinął taśmę
i włączył. Z kasety wydobyły się dźwięki... których się
nie spodziewał. Szybko wyłączył. Przeklnął w myślach.
"Wspaniale! Wszystko zepsułem! Nie nagrywałem tego mięśniaka
od początku kasety!" Haku, zamiast usłyszeć nucenie Zabuzy,
usłyszał czyjeś głosy, coś jak: "Ile pan miał lat,
kiedy...?" Zaczął się zastanawiać, co miały te odgłosy
oznaczać. Nie wiedział, że usłyszał nagranie pewnego
dziennikarza, kiedy przeprowadzał z kimś wywiad. Mimo wszystko, ku
wielkiej uciesze Hima, odgłosy (choć nie te zamierzone) wywabiły
Haku z budynku.
Jest! Świetnie! Połknęła haczyk! Szybko
podbiegł do swojego pojazdu. Niestety, fortuna kołem się toczy,
kluczy nie było w środku. Oblał go zimny pot, to oznaczało, że
już nie odzyska auta, albo będzie musiał zapierdalać na piechotę.
Chyba, że... Obrócił się, jego spojrzenie spoczęło na
innym samochodzie.
- Zabuza-san, słyszał pan te głosy? -
chłopiec zwrócił się do swojego mentora, ten tylko odwrócił
się nieznacznie.
- Jakie głosy?
- Hmm, może mi się tylko
zdawało, ale... - nie dokończył, bo nagle usłyszeli pisk i huk, z
budynku wyjechał samochód w zawrotnym tempie niszcząc przy
okazji ścianę budowli i szybko skręcił.
Haku zmierzył
wzrokiem zgliszcza, jakie zostały i kurz...
- Chyba mu się
spieszyło. - skomentował krótko.
- Chwileczkę, to był
ten facet, który dał nam dzisiaj wóz do naprawy... I
to był nasz samochód! Nasz! - spojrzał jednoznacznie na
Haku, który zrozumiał natychmiast.
- Już lecę,
Zabuza-san! - i poleciał, wiedział co robić w takiej sytuacji, bo
była to sytuacja krytyczna. Gdyby tylko Him zdawał sobie sprawę z
kim zadarł...
Naruto szczęśliwy siedział i czytał z
wypiekami na twarzy lekturę, którą zwinął nauczycielowi,
"Come Come Paradise" z parą na okładce. Kiba siedzący
obok niego nie zwrócił uwagi na to, co zwariowany blondyn
czyta, głaskał tylko swojego psa i patrzał przez okno. Było już
ciemno i jedyne co widział na panoramie to drzewa. Zastanawiało go,
gdzie mogli dojechać. Większość pasażerów już spała,
wszyscy byli zmęczeni. Nawet siedzenie w miejscu męczy. Nagle
autobus gwałtownie zatrzymał się. Sakura uderzyła w siedzenie
przed sobą. "Kurde balans, co jest!" - Inner Sakura.
Pomasała obolałą głowę. Naruto szybko schował skarb i poszedł
do Iruki-sensei.
- Co się stało? - zapytała Anko z poważną
miną.
- Chyba w coś uderzyliśmy. - wstał z miejsca. Naruto
jednak zatrzymał się w porę, wolał nauczycielom nie przeszkadzać.
Anko i Iruka wyszli z autobusu. Było tak ciemno, że Anko musiała
włączyć latarkę, gdyż światła od autokaru wyłączyły się
przy uderzeniu.
- Konary drzew? Na drodze? - Iruka podrapał się
po policzku. Wyglądało tak jakby ktoś specjalnie obładował drogę
drzewami. Bo chyba nie zrobił tego zwykły piorun? - Jesteśmy
zablokowani, nie ruszymy dalej.
Anko sięgnęła po komórkę.
Niestety, nie było zasięgu.
- A to co? - zwróciła
latarkę w inną stronę. Daleko stąd, widać było zarysy budynku,
który otoczony był lasem, który ciągnął się wzdłuż
i wszerz. - Pójdziemy tam, może ktoś nam pomoże, albo
znajdziemy tam telefon.
Iruka przytaknął, wrócili do
autobusu, wyjaśnili wszystkim zaistniałą sytuację i zaczęli się
zbierać.
- Hej, Kakashi. - Anko lekko potrącała śpiącego
nauczyciela. Kiedy mocniej go szturchnęła, otworzył oczy.
-
Hę? Co? Jak? - był zaspany i nieobecny, potarł ręką jedno oko,
gdyż drugie było zakryte opaską.
- Zbieramy się.
Choć
niezadowoleni, nie mieli wyboru, mimo wszystko woleli u kogoś
gościć, niż ściskać się w niewygodnym autokarze.
- Ciekawe
tylko, czy właściciele będą chcieli nas przyjąć. - zastanawiał
się Kakashi, cały czas miał przeczucie, że o czymś zapomniał, o
czymś bardzo ważnym.
- Muszą. - odpowiedziała krótko
Anko.
Po około godzinnym maszerowaniu, dotarli do celu. Nie był
to zwykły dom, ale ogromna rezydencja, tyle jak na razie widać było
z daleka, bo do przebycia mieli jeszcze długą dróżkę.
Młodzież westchnęła ze zrezygnowaniem, mieli już dosyć. Na
bramie wejściowej widniał napis: DARK HOUSE.
C. D. N.
