ęłęóStigma
Rozdział II - Rozgrzeszenie
Jechał na największej prędkości, jaka
była możliwa do osiągnięcia tym autem. Na pewno go zauważyli,
jak wyjeżdżał i zawiadomili policję. Właśnie, o tym nie
pomyślał. Co on zrobi z policją? Jedyne co mu pozostało to nie
dać się złapać. Na takim odludziu nie powinni zareagować zbyt
szybko, dzięki temu czuł się trochę pewniej. Przejedzie tym
samochodem większość drogi, potem go zostawi, a ostatnie 2 km
pójdzie pieszo. Taki miał plan, ale...
Policja wciąż go
martwiła. A co jak podadzą glinom jego rysopis? Albo odciski
palców, pewnie są wszędzie. Ale z drugiej strony kradzieże
samochodów są w dzisiejszych czasach na porządku dziennym,
więc nie powinni aż tak bardzo się fatygować. Taką przynajmniej
miał nadzieję. I był jeszcze jeden problem - jego samochód,
który tam zostawił. Pewnie już go nie odzyska. Nie narzekał
na brak pieniędzy, ale samochodu było mu trochę szkoda. Zżył się
z nim. Nie miał prócz ojca, który mieszkał za
granicą, nikogo. I chyba nigdy nie będzie miał.
Cisza była
przytłaczająca, więc włączył radio. Usłyszał głos gościa
prowadzącego audycję, a po chwili poleciały słowa piosenki:
"Yeah. We are on fire. We have desires. But one is "that"
way. One Backstreet Boy is gay..." Nie lubił muzyki, mimo to
nie przełączył kanału, zależało mu tylko na "zagłuszeniu"
ciszy. Odprężył się trochę, jeszcze tylko kilkanaście
kilometrów i będzie na miejscu. Może nie miał portfela, ale
miał aparat fotograficzny, dyktafon, kilka akt dotyczących tej
sprawy, komórkę i mały zapas żywności. Taa, same konserwy
i kilka kanapek, które zrobił w biegu. Ale to zawsze coś.
Nagle zobaczył w lusterku coś niepokojącego. Zwolnił i
odwrócił się, na horyzoncie widać było jakieś światła,
więcej nie mógł dostrzec, było zbyt ciemno. Myśli zaczęły
mu krążyć po głowie z większą prędkością, miał przeczucie,
że zbliża się niebezpieczeństwo. Ale chyba przecież nie
pojechali za nim, aby samemu go złapać, prawda? Przecież to
niedorzeczne! Ale jak wyjaśnić to, że tym zadupiem jedzie jeszcze
ktoś i to prosto na niego? Przełknął ślinę i przyspieszył.
Jednak wszystko wskazywało na to, że ścigający go samochód,
jest szybszy. Był coraz bliżej, księżyc został odkryty przez
ciemne chmury i mgłę, więc zrobiło się trochę jaśniej. Him
wytężył wzrok. To był... samochód bojowy! Nie, co to ma
być! Pojazd był wielkości karetki, przypominał trochę
skrzyżowanie artylerii z normalnym samochodem. No, niezupełnie
normalnym, bo ten pędził jak na dopalaczu. Z przodu miał nawet
zderzaki specjalnie stworzone do niszczenia przeszkód na
drodze. I coś mu mówiło, że to on zaraz będzie tą
przeszkodą. Auto bojowe zbliżyło się jeszcze bardziej, Him nie
widział, kto jest za kierownicą, ponieważ wóz ten miał
przyciemniane szyby. Ale po chwili jeden z pasażerów wynużył
się do połowy, był zamaskowany i nie widać było dokładnie, ale
z jego postury Him wnioskował, że był to... bezbrwiowiec! Nie mógł
w to uwierzyć, sami zdecydowali się go dopaść! Nie to jednak
było najgorsze, tylko rzecz, jaką trzymał w ręku. Broń!
Wielki
błysk, huk i poczuł turbulencje, samochód zaczął się
ślizgać po jezdni. Agresor musiał trafić w koło. Udało mu się
jakoś wyhamować przy okazji nie rozbijając się o drzewa, ale
pomiędzy nimi. Był w szoku, jednak nie mógł tu po prostu
siedzieć i czekać... Czekać na wyrok dwóch szaleńców.
Pchnął z całej siły drzwi, poturbowane wyrwały się z zawiasów.
Jedyne co podpowiadał mu rozum i instynkt to: UCIEKAĆ!
Zanim
zniknął w otchłaniach lasu, obejrzał się jeszcze za siebie. To
co zdołał uchwycić wzrokiem to dwie postacie z bronią w ręku.
Ou, fuck! Co to za napaleńcy!
Samochód bojowy
zatrzymał się. Wygramoliły się z niego dwie postacie: drobny
nastolatek i potężny mężczyzna. Starszy miał zamaskowaną dolną
część twarzy, na sobie nosił strój zaprojektowany
specjalnie na takie okazje. Powiódł wzrokiem za uciekającym
mężczyzną z samochodu. Poczuł jak wrze w nim krew, jak dawno nie
robił żadnej zadymy! Właśnie dlatego, że miał kryminalną
przeszłość. Ale już nie musi przed nią uciekać. Nie na tym
zadupiu, gdzie nikogo nie obchodzi los drugiego człowieka. W jednej
dłoni dzierżył Zanbato, który oparł o bark. W drugiej
trzymał pewnym i mocnym chwytem Srebrne Magnum X-390 bez komentarza
- - dop. autor, jego ulubiony model - duży, zgrabny i poręczny,
oraz najważniejsze - duży zasięg i siła rażenia. Spojrzał na
swojego podopiecznego, który w obu dłoniach miał pistolety.
Jednak on w przeciwieństwie do Zabuzy, nie przebrał się, założył
jedynie swoją maskę. Nie po to żeby się ukryć, bo ofiara dobrze
wiedziała kto ją ściga, to było dla dodania uroku temu całemu
polowaniu. Jakby tradycja.
- Haku, zaczynamy zabawę!
Przebyli
w końcu drogę przeznaczoną raczej dla samochodów, a nie
wycieczkowiczów. Naruto, który szedł na czele z
Iruką-sensei, schylił się by złapać oddech. Sam nie rozumiał co
go tak wykończyło.
- Jesteśmy na miejscu. - Iruka poklepał go
po ramieniu. Blondynek podniósł wzrok i z lekka go
zamurowało.
Do rezydencji chyba bardziej pasowałoby określenie
"pałac". Była ogromna. Miała trzy piętra oraz z boku
wysoką wieżyczkę, ale chyba nie należała do części
mieszkalnej. W prawie wszystkich oknach widać było firanki i
zasłony. Wejście stanowiły duże, mosiężne drzwi z kołatką w
dziwnym kształcie. Ściany domu były błękitno-szare. Naokoło był
zielony gaj i fontanna przed domem. Odznaczało się wśród
tego wszystkiego również kilka białych kolumn z równoległymi
wyrzeźbieniami. Uzumaki spojrzał sceptycznie na zarastające dom
latorośle. "Chyba ogrodnik się nie popisuje." - pomyślał.
Anko i Kakashi podeszli do drzwi, pozostali postanowili zaczekać
przy fontannie. Przyjrzeli się jej bliżej. W środku stała figurka
dziewczynki z parasolem, w typowej sukience i włosach uczesanych w
loki. Tylko twarz dziewczynki nie pasowała do sielankowego
wizerunku. Gdyż wcale jej nie miała.
- Bez twarzy? Ktoś chyba
się do niej dobrał. - zastanawiał się Naruto, mówiąc to
miał na myśli wandali.
- Nie, widzisz te wyżłobienia? To był
specjalny zabieg. - wyjaśniła mu Sakura nie denerwując się przy
okazji, bo tego Naruto miał prawo nie wiedzieć.
- Bezguście. -
skomentowała krótko Temari.
Hanabi podeszła do fontanny,
stanęła na palcach i próbowała przejrzeć się w mętnej
wodzie. Jednak woda była niemalże brązowa.
Kakashi rozpoznał,
że kołatka była w kształcie głowy kota. Albo mieszkają tu
ludzie ze specyficznym poczuciem humoru albo miłośnicy zwierząt.
Anko zapukała kołatką. Odczekała dwie minuty i zapukała jeszcze
raz, i drugi, i trzeci...
- Chyba dom jest opuszczony. Pewnie
czeka na sprzedaż, a właściciele już dawno się wynieśli. -
platynowowłosy wysnuł dość prawdopodobną hipotezę. Mitarashi
przeklnęła w myślach.
- Cudownie! - powiedziała tylko, nie
chciała przeklinać przy innych. Ze złości zaczęła walić
pięścią i o dziwo, drzwi otworzyły się.
- Otwarte! Więc
będziemy mieli gdzie spać! - ucieszył się Naruto. Anko spojrzała
w jego stronę. I co z tego? Jeżeli chata jest opuszczona to pewnie
telefon też odcięty. Są w potrzasku.
Iruka, Kakashi i Anko
przedyskutowali krótko sprawę. Podjęli decyzję, że
skorzystają z cudzego domu (i tak nie byłoby sensu wracać się
teraz do autobusu) i przenocują tu jedną noc. Wszyscy przyjęli to
z entuzjazmem. Pozostało im jedynie mieć nadzieję, że w środku
są jakieś łóżka, a nie tylko puste ściany. Ku ich radości
i zaskoczeniu, gdy weszli do środka, zastali dom nienaruszony.
Niczego tu nie brakowało, tak jakby ktoś tu mieszkał. Najpierw
znaleźli się w holu wejściowym, bo to pomieszczenie było zbyt
duże by nazwać je zwykłym przedpokojem. Po bokach znajdowały się
ściany ze świecznikami, na suficie były witraże oraz zwisał
jeden kryształowy żyrandol. Na szczęście prąd działał i nie
było potrzeby zapalać świeczek w celu wytworzenia światła. Po
bokach były jeszcze drzwi do innych pomieszczeń a na wprost nich,
schody.
- Ktoś jest głodny? - Anko zwróciła się do
młodzieży.
- Nie, jedliśmy w autobusie. - odpowiedział jej
Kiba głaszcząc przy okazji psa, który był już tak senny,
że nie zwracał na nic uwagi.
- Więc idziemy spać, a resztę
ustalimy jutro, kiedy będziemy wypoczęci. Idziemy na górę,
tam zapewne są sypialnie. - Iruka poszedł przodem.
-
Iruka-sensei? A czy każdy może wybrać sobie własną sypialnię?
Pokoi jest tak dużo, że chyba starczy. - blondynek wyrównał
krok z nauczycielem.
- Jeżeli wam zależy...
Wszystko było
idealnie urządzone. Każda sypialnia była inna od drugiej. Sakura,
Ino i Temari wzięły sobie trzyosobowy pokój, chłopacy brali
osobne pokoje, Akamaru razem z Kibą, Hanabi dzieliła pokój z
matką.
- To dobranoc. - powiedział Iruka i zamknął za sobą
drzwi. Kakashi i Anko poszli szukać pokoi dla siebie. Anko była
trochę wybredna, a że Kakashi chciał być miły, więc jej
towarzyszył w długim poszukiwaniu odpowiedniej dla niej sypialni.
- Źle mi to pachnie. Pewnie właściciele pojechali gdzieś na
chwilkę i zaraz wrócą.
- I zostawili drzwi otwarte?
-
Bardziej to prawdopodobne niż to, że wynieśli się zostawiając
cały swój dobytek... Za otwartymi drzwiami w dodatku. - Anko
zajrzała do następnego pokoju. Spojrzała na łóżko,
wyglądało na małżeńskie. Było duże, z różową
zasłonką, kołdra także była koloru różowego.
- A
jeśli nawet, to jak wrócą, będą mieli niespodziankę. -
Kakashi podrapał się po głowie, wciąż miał wrażenie, że
zapomniał o czymś. O czym!
- A my wielkie kłopoty. -
dokończyła za niego - Tutaj śpię. Dobranoc, Kakashi! -
uśmiechnęła się słodko i zniknęła za drzwiami. Hatake nie miał
ochoty wybrzydzać i wybrał pokój naprzeciwko. Nie przebierał
się nawet, ściągnął z siebie tylko grubsze rzeczy. Już miał
się kłaść, kiedy coś go tknęło. W końcu odnalazł powód
swojego niepokoju.
- Moja książka!
Przedzierał się
przez knieje i gąszcze. Czuł się jakby był goniony przez psy
gończe. Sam nie wiedział czy ciemność była jego wrogiem czy
sprzymierzeńcem. Z jednej strony potykał się o wszystko, jednak z
drugiej to dzięki niej im było trudniej go dostrzec. Był zmachany,
nie mógł już złapać tchu, mimo to biegł. W normalnych
okolicznościach nie spodziewałby się po sobie takiej siły i
prędkości. Ale teraz walczył o życie! Adrenalina i pragnienie
przeżycia robiło swoje. Znów zahaczył o coś i upadł.
Zanim zdążył się podnieść oślepiło go światło, a hałas
ogłuszył. Wargi zaczęły mu drgać ze zdenerwowania. To był
wybuch. A jego powodem był... granat! Czy oni zupełnie postradali
rozumy! Chcą go zabić jedynie dlatego, że ukradł samochód
i poturbował im trochę miejsce pracy? Od kiedy to niby istnieje
takie prawo: sam udzielaj sprawiedliwości! To nie wojna do jasnej
cholery! Z czym tu jeszcze wyskoczą? Z rakietami, czołgiem! Ech,
o żadnej pertraktacji nie było mowy. Nie zwlekał dłużej,
podniósł się i pędził dalej. Choć niewiele widział,
zauważył jedno - było coraz mniej drzew. I to na pewno nie było
na jego korzyść. Sapał coraz bardziej, w końcu i siły się
skończyły. Nie stracił tylko nadziei. Już nie biegł, był cały
poraniony przez tą szaleńczą ucieczkę, nawet chodzenie sprawiało
mu trudność. Wyczuł coś twardego, były to skały. A niedaleko
urwisko. Zaczął wspinać się po skałach. Na omacku nagle wpadł
do jakiejś dziury. Była to jakby dziupla w skale. Szczęście w
nieszczęściu, bo była to świetna kryjówka. Wyżłobienie
to było dość płytkie, ale jeżeli się nie zbliżą, nie powinni
go zauważyć. Dyszał, jego serce waliło jak szalone, ale starał
się nie powodować żadnych dźwięków. Żeby tylko ich tu
nie zwabić. Gdyby tylko znał, odmówiłby litanię do
miłosierdzia... I stało się to czego najbardziej się obawiał -
usłyszał głosy.
- Hej, wiem, że gdzieś tu jesteś! Pokaż
się, jeżeli masz choć odrobinę odwagi! Heh, czego się spodziewać
po takim chłystku! No, wcześniej nie spodziewałbym się, że ktoś
kto korzysta z moich usług, będzie śmiał jeszcze mnie obrabiać!
Głos bezbrwiowca docierał do niego niczym werdykt sądu do
skazańca. Nie przełknął nawet śliny, bał się. Naprawdę się
bał! Pierwszy raz w życiu poczuł smak prawdziwego strachu.
-
Nauczę cię, że nikt nie zadziera z wielkim Zabuzą Momochim! A na
pewno nie taki maminsynek! - kontynuował - Ktoś musi nauczyć cię
rozumu! - zaczął strzelać na wszystkie strony dla pokazówki
- Rozdzielamy się. - zwrócił się do Haku, ten kiwnął
głową.
Odgłosy były coraz cichsze. Wszystko wskazywało na
to, że się oddalają. Może w końcu dadzą mu spokój? Nie
ruszy się stąd do rana. Na pewno go nie znajdą, na pewno. Ulżyło
mu trochę, kiedy odgłosy strzałów dochodziły już z bardzo
daleka. Zaczął pocieszać się w środku. Wszystko będzie dobrze,
znudzą się i dadzą mu spokój. Wszystko będzie...
Poczuł
zimną stal na czole, bał się podnieść oczu. Mimo to odruch był
silniejszy. O jego czoło opierała się lufa pistoletu. Zimna, bo
tej nocy jeszcze nikt z niej nie wystrzelił. Jego wzrok powiódł
gładko po pistolecie, przez rękę, która go trzymała, aż
do właściciela broni, z której do niego wymierzał. Prosto w
czoło, czaszkę, mózg. Śmierć.
Patrzył się na młodą
osobę w masce, wiedział, że to ta płaska jak deska dziewczyna.
Przedtem taka uśmiechnięta, a teraz... zdolna zabić jednym
pociągnięciem palca. Bez żadnych skrupułów. Bo dla łowcy
zwierzyna zawsze była niczym.
Już się nie trząsł, nie drgał,
nie oddychał. Nie czuł nic, jego rozszerzone do granic możliwości
oczy też się nie poruszały, mimo to można było w nich zobaczyć
wszystkie uczucia, które on w tej chwili zatrzymał. Był jak
sparaliżowany. Jedynie krople potu spadały na glebę, nie wydając
dźwięku słyszalnego dla ludzkiego ucha.
Dla niego świat się
zatrzymał, sekunda była wiecznością. Jeden nabój. Jeden
strzał. Jedno życie.
- Haku! Znalazłeś go! - dobiegł do
uszu chłopca głos Zabuzy. Najwyraźniej wracał tu.
Jego oczy
drgnęły, znów oddychał. Znów myślał i znów
czuł ten piekielny strach. Lufa delikatnie oddaliła się od jego
czoła o kilka centymetrów. Teraz mógł zajrzeć w jej
nieskończoną głębię. Mógł zobaczyć śmierć.
Usta
łowcy drgnęły lekko przy odpowiedzi. Zdawały się drgnąć i uszy
ofiary. Jeden, krótki, mało znaczący wyraz. Jedno słowo, w
którym zawarta była cała natura tego chłopca, jego dusza.
Słowo, które dla Hima było wyrokiem. Dotarło do niego.
Słowo wybawienia. Rozgrzeszenie.
- Nie.
Wracali z
powrotem, w milczeniu. On trzymał kierownicę, chłopak siedział
obok, już bez maski. Zabuza westchnął i odciągnął wzrok od
chłopca. Wiedział doskonale, że Haku znalazł wymoczka, ale go nie
wydał. Nie musiał mu nic mówić. On to po prostu wiedział,
zbyt dobrze go znał. On nigdy nie był w stanie zabić. Znów
to zrobił. Znów ulitował się nad ofiarą. A on znów
puścił mu to płazem. Właściwie to nie miał żalu o ten
skradziony samochód. Nawet się cieszył, bo to było
pretekstem do polowania. Ale jeżeli to Haku będzie zawsze znajdował
ofiarę przed nim, to nigdy polowanie nie zakończy się sukcesem.
Może był zbyt uległy wobec niego?
- Zabuza-san... - bez słowa
Momochi powiódł wzrokiem do nastolatka. On też dobrze znał
swojego mistrza. Wiedział. - Dziękuję.
Słońce zaczęło
wschodzić, a wraz z nim wszystko budziło się do życia. Także
zmizerniały dziennikarz, który przez całą noc siedział bez
ruchu. Trudno mu było poskładać wszystko w jedną całość. Za
dużo wrażeń. Ta dziewczyna... Ona darowała mu życie, zlitowała
się, wybaczyła mu! Tak po prostu odeszła. A razem z nią porywczy
bezbrwiowiec. Dotknął dłońmi twarzy, jakby nie był pewien, czy
to jawa czy sen. Żył, naprawdę żył!
Cały obolały,
podrapany i posiniaczony wygramolił się z tej dziury. Nie będzie
już więcej o tym myślał. Najgorsze wspomnienia należy wymazywać
z pamięci. Więcej tego nie roztrząsać. Takiej postawy chyba nawet
uczyli jacyś filozofowie...
Nieważne, chciał prosto jak
najszybciej wydostać się z tej "dżungli", gdzie jeszcze
nocą ważyły się jego losy. I chciał jak najszybciej dotrzeć do
DARK HOUSE.
Wolnym, powłóczystym krokiem Him zaczął iść
przed siebie z optymistycznymi myślami i nadzieją. Bo już nie miał
się czego bać. Teraz może być już tylko lepiej. Po upadku
przecież się powstaje. Him nie wiedział tylko jednego: że
najgorsze dopiero przed nim.
C. D. N.
