ęłęóStigma
Rozdział IV - Jedno wielkie pasmo przypadków?
Wzdrygnęła się
kiedy doszło do kontaktu jej ciała z lodowatą wodą. Natychmiast
pojawiła się gęsia skórka. Szybko opłukała się i wyszła
spod prysznica. Ech, żeby nie było ciepłej wody! Ale przecież ten
dom musiał mieć jakieś mankamenty, prawda? Opatuliła się
ręcznikiem. Poganiało ją nie tylko zimno, jakie ogarnęło jej
ciało, ale przede wszystkim walenie w drzwi przez jej blondwłosą
rywalkę. Ponaglona zaczęła się niezdarnie ubierać. Czy w tym
domu nie ma więcej pryszniców? Jest tylko jeden? I Ino akurat
też musi z niego korzystać. Walenie stawało się coraz bardziej
natrętne.
- Sakura! Nie jesteś tu sama! Szybko, bo inni też
chcą skorzystać! - miała ochotę odburknąć jej coś niemiłego,
ale nie chciała być prowodyrem kolejnej kłótni. Poza tym
Ino miała trochę racji. Jest jeszcze kilka osób, które
muszą się pozbyć z siebie tych warstw pożywienia.
Gdy
skończyła, otworzyła drzwi delikatnie, tak, aby przez przypadek
nie uderzyć Yamanaki, choć tak naprawdę sprawiłoby jej to ogromną
satysfakcję. Ino jak błyskawica zniknęła za drzwiami do
pomieszczenia. Przed nimi stali jeszcze Lee, Iruka i Sasuke, którzy
z grzeczności i dobrego wychowania, dali pierwszeństwo kobietą.
Swoje pełne nadziei spojrzenia otarła jeszcze o Sasuke, zanim
zniknęła przedstawicielom płci męskiej z pola widzenia. Czy
Sasuke kiedykolwiek zwróci na nią uwagę? Co on w ogóle
o niej myśli? Mogłaby go zapytać, ale... Bała się, że odpowiedź
odbierze jej wszelkie złudzenia. Zatrzymała się w połowie drogi
do swojej sypialni. A gdzie jest ten imbecyl Naruto! Przecież on
baaardzo oberwał, a mimo to nie czeka na kąpiel? Więc co on teraz
robi? Chyba nie zwiedza całego mieszkanka pozostawiając wszędzie
po sobie resztki jedzenia?
- Sakura-chan! - o wilku mowa,
odwróciła się do blondwłosego chłopca biegnącego w jej
stronę. O dziwo, był czysty. Jak! Zatrzymał się dwa metry przed
nią. Mogła dojrzeć jeszcze pojedyncze krople wody spływające z
jego włosów. Przyjęła gniewny wyraz twarzy. Wcale już się
na niego nie gniewała o ten poranny incydent. Nie mogła, Naruto
jest jaki jest. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to jego
"urok". Teraz po prostu chciała, aby dał jej spokój.
Musi przemyśleć wiele spraw.
- Sakura-chan, chodź, pokażę ci
co mam! He, he! - różowowłosa spojrzała na niego wzrokiem
mówiącym, że guzik ją to obchodzi. Zresztą co niezwykłego
mógł mieć Naruto? Tak, bo to przecież tylko Naruto - Mam
"Com Com Paradise"! - oznajmił z wyszczerzonymi zębami.
Sakura glebnęła wewnętrznie, czy ten idiota nie mógł
wymyśleć czegoś lepszego, aby zwrócić jej uwagę?
Nie
dość, że kłamie to jeszcze wciska takie głupoty. Z drugiej
jednak strony... czy ona w obliczu Sasuke nie zachowuje się
podobnie?
- Taak, oczywiście, a świstak siedzi, bo sreberka
były z przemytu. - odpowiedziała mu na odczepnego.
Uzumaki
jednak się nie poddał i na potwierdzenie swoich słów
wyciągnął czerwoną książkę i przystawił ją do twarzy Sakury,
tak, że niemal się z nią stykała.
Siedzieli na kanapach
w, jak się domyślali, pokoju gościnnym. Siedzenia były wygodne,
dodatkowo leżały tam ozdobne poduszeczki. Kakashi głowił się
cały czas nad jedną sprawą, dla niego była to wręcz sprawa życia
i śmierci, najwyższej wagi. Co stało się z jego lekturą?
Przecież nie mógł jej tak po prostu zgubić. Niech się
zastanowi... Kiedy widział ją po raz ostatni?
- Panie Kakashi?
- odezwała się pani Hyuuga, siedząca po drugiej stronie, obok
swojej córki, która ślepo była zapatrzona w okno.
Siwowłosy podniósł pytająco wzrok.
- Można wiedzieć
gdzie pan Iruka i pani Anko? Kiedy rano wstałam, nie mogłam ich
nigdzie znaleźć.
- A, tak. Iruka właśnie, zapewne, bierze
prysznic. A Anko poszła przejść się do naszego autobusu. -
właśnie, autokar! Przypomniał sobie. Zasnął nad książką i
obudził się już bez niej. Musiała mu spaść z siedzenia, kiedy
spał. Czyli "Come Come Paradise" pozostało w autokarze...
Szkoda, że Anko nie zaczekała z tą wyprawą, przeszedłby się z
nią i przy okazji odzyskał książkę. Bez niej czuł się naprawdę
zagubiony. Pani Hyuuga nagle wstała z kanapy. Do jego uszu także
doszedł odgłos... dzwonka?
Szarpnęła go za kurtkę i
wepchnęła do pokoju obok, uprzednio sprawdzając, czy nie ma kogoś
w pobliżu. Zamknęła drzwi sypialni, której, tak myślała,
nikt nie zajmował i usiadła na przeciwko siedzącego na dywanie
Naruto. Uzumaki zrobił niewyraźną minę na widok poważnego
grymasu jaki pojawił się na twarzy jego obiektu westchnień.
-
Gadaj, skąd to masz? - szepnęła cicho, jakby bała się, że ktoś
może usłyszeć. Bo taka była prawda, nie chciała aby wieść o
posiadaniu książki pana Kakashiego, rozniosła się. To mogłoby
się źle skończyć.
- He, he, ma się swoje sposoby. - zrobił
minę pyszałka i skrzyżował ręce na ramionach. Sakura wzięła
ostrożnie lekturę do rąk, obejrzała dokładnie. Nie, to nie mógł
być falsyfikat. Naruto nie był do tego zdolny, chyba, że to ktoś
zrobił jego w balona, to było całkiem możliwe.
- Nie zgrywaj
się i mów skąd to wytrzasnąłeś? - spytała tym razem
nieco ostrzej. Blondas spodziewał się raczej innej reakcji ze
strony Sakurci, no trudno, przynajmniej zwróciła uwagę.
Odwrócił głowę w bok przyjmując pozę obrażonego.
- A
co dostanę w zamian? - podniosła brew. Co on sobie wyobraża? Chce
się targować? Aż tak bardzo ją to nie interesuje, żeby ona go...
Tak, za dobrze wiedziała, co on może od niej oczekiwać. I to ją
przerażało. Ponownie zlustrowała wzrokiem "Come Come
Paradise". Nurtował ją jeden dylemat. Poznać treść, czy
nie? Otworzyć, czy nie otworzyć? Otworzyć czy nie? Otworzyć...
Tak, otworzy! Przecież nie może obawiać się żadnych
konsekwencji. To Naruto zwinął książkę, tak przynajmniej
podejrzewała. Ona tylko... tylko zajrzy, przeczyta... Jej
egoistyczne myślenie zwyciężyło nad rozsądkiem. Przełknęła
ślinę i już otwierała książkę, kiedy nagle wyrwał ją z tej
czynności jakiś dźwięk. Kto dzwoni? I to bynajmniej nie
telefonem.
Jak z procy wyskoczyli z pokoju, zapominając jednak o
bardzo ważnej rzeczy.
Różowowłosa i blondyn wbiegli
do pokoju gościnnego, który znajdował się na parterze. Na
kanapach siedzieli już wszyscy, kto się nie zmieścił, usiadł na
podłodze, jedynie pan Kakashi stał obok okna, a jego mina wyrażała
zniecierpliwienie. Sakura szybko przebiegła wzrokiem po
zgromadzonych, niektórzy nie zdążyli się do końca
wysuszyć. Jednak nie to było istotne, tylko nieznany człowiek
siedzący obok pani Anko, trzymającej w ręku dzwonek, jaki używa
się do przywołania służby. Kiedy wszyscy wygodnie się usadowili,
Mitarashi wstała i zabrała głos.
- Wezwałam was tu
wszystkich, aby coś zakomunikować. - w tym momencie wskazała na
gościa, wyglądającego jak siódme nieszczęście - Ta
chałupka ma nowego gościa. To wszystko. - usiadła z powrotem, tym
samym zaznaczając, że nie ma nic więcej do powiedzenia. Resztę
zostawiła nowemu gościowi. Wstał i chrząknął. Wszyscy wlepili w
niego ciekawskie i podenerwowane oczy.
- Ekhm, cóż,
jestem Him. Him Lunar. - uśmiechnął się trochę fałszywie, bo
wcale nie miał powodu do radości, nie spodziewał się tutaj
jeszcze kogoś, to komplikuje sprawę.
Sakura miała wrażenie,
że skądś zna to nazwisko. Ale skąd? Nie wyglądał na kogoś kogo
miała okazję kiedyś poznać, ani na człowieka popularnego.
Chociaż, pozory mogą mylić. Habit nie czyni mnicha, jak to
mówią... Trzeba przyznać, że ma pamięć do nazwisk.
Trudniej z dopasowaniem ich do odpowiednich osób.
- Można
wiedzieć, czego pan tu szuka, panie Lunar? - Kakashi oddalił się
od okna i wsadził ręce do kieszeni. Poczuł ulgę, bo ten cały Him
jednak nie okazał się właścicielem domu. To by dopiero było.
Mógłby nawet ich pozwać, zwłaszcza za to co zrobili z jego
jadalnią.
- Już, już wyjaśniam! Pozwoli pan, że skrócę.
Spokojnie jechałem sobie, kiedy nagle zepsuł mi się samochód.
Nie chcąc czekać na naprawę, postanowiłem przejść się pieszo,
miałem trochę problemów po drodze, ale na szczęście to nic
wielkiego. - taa, nic wielkiego, próbował nie wybuchnąć
śmiechem, a może raczej płaczem - Aż tu nagle spotkałem panią
Anko. - nie miał odwagi wspomnieć w jakich warunkach do owego
spotkania doszło. Sakura mierzyła go dokładnie wzrokiem, gdy
wreszcie wpadło jej do głowy. No jasne!
- Pan Lunar? Naprawdę
jest pan tym Himem Lunarem? - wtrąciła się do rozmowy dorosłych,
wszyscy obecni spojrzeli na nią jak na wariatkę, prócz
niezadowolonej Anko i samego zainteresowanego.
- A o co chodzi?
- Pan jest dziennikarzem. I to pan napisał ten artykuł o
sprawie Rachima? Prawda? Nie mylę się? - w jej oczach pojawiły się
bardzo zauważalne błyski zachwytu. Hatake zastanowił się.
Dziennikarz? Rachim to polityk, którego niedawno zamknięto za
prowadzenie ciemnych interesów i pranie brudnych pieniędzy.
Więc, to ten chłystek napisał artykuł, który wyciągnął
na światło dzienne wszystkie machlojki Rachima? Na to wygląda.
Wzruszył ramionami, skoro jest dziennikarzem, pewnie szuka jakichś
atrakcji, platynowowłosy nie był tym zainteresowany.
- Tak, nie
myli się panienka, ale nie jestem aż tak sławny. Nie zrobiłem nic
wielkiego. - cudownie! W normalnej sytuacji może by się cieszył,
ale nie teraz i nie tutaj, nie chciał być rozpoznany. Jeszcze
będzie musiał się odganiać od podekscytowanych nastolatków.
Na jego szczęście, tylko różowowłosa tak reagowała.
Podeszła do niego i wręczyła kartkę z długopisem.
Tak,
wyraźnie chciała autografu. Zawsze zastanawiało go, skąd w danej
chwili fani są w stanie wytrzasnąć wszelkie potrzebne im gadżety.
Zażenowany podpisał się zgodnie z jej wolą.
- Pan jest moim
autorytetem. Nikt nie pisze tak jak pan i...
- Cieszę się. -
wszedł jej w słowo, próbując zasygnalizować, że nie czas
na udzielanie wywiadów. Poza tym pachniało od niego jak od
zeszłorocznych trampek. Ale jej wydawało się to nie przeszkadzać
- Pozwolą państwo, że najpierw wezmę prysznic? - nie musiał
prosić, wszyscy zgodnie pokiwali głowami, smród był nie do
zniesienia. Nawet Anko zaczęło to bardzo irytować, na dworze nie
było to aż tak zauważalne, a raczej, wyczuwalne.
Opuścił
pokój. Jej lodowate spojrzenie odprowadziło go do samego
wyjścia. Spotkała go już wcześniej, tak, na stacji benzynowej.
Czego on tu szuka? Jedno było pewne, był "inny". Czy to
możliwe, żeby... Ścisnęła mocniej maskotkę.
- Hanabi-chan,
wszystko w porządku? - usłyszała opiekuńczy głos jej matki.
Przytaknęła ledwie zauważalnie.
- Anko, jak go spotkałaś? -
zdenerwowała się na to wspomnienie, machnęła tylko ręką
pokazując, że nie ma ochoty o tym rozmawiać - A byłaś w
autobusie? - dopytywał się nadal, Hatake. Ciekaw był, czy Anko
czasem nie widziała jego książki.
- Nie, przez niego nie
doszłam. Wyglądał na zmęczonego i nie chciałam go obciążać.
Dowiedziałam się od niego tylko tyle, że zmierza do tego domu. -
po tych słowach, siwowłosy opuścił resztę towarzystwa, dalszy
ciąg wydarzeń nie bardzo go interesował. Liczyła się w tym
momencie tylko jedna rzecz.
Naruto wpatrywał się w dywan, nie,
żeby chciał coś ciekawego w nim dostrzec. Tak po prostu, patrzył
się i czekał aż nieznajomy, którego przyprowadziła
Anko-sensei, wróci i może zacznie opowiadać jakieś ciekawe
historie. Poczuł lekkie szarpnięcie, ku jego zdziwieniu była to
Sakura. Bez słowa, bo zależało jej na dyskrecji, wyprowadziła
Naruto z pokoju. Zupełnie zignorowała spojrzenia pozostałych
uczniów. Byli oni tym zdziwieni, bo przecież Sakura nie
widziała świata poza Sasuke, aż tu nagle... Naruto? "Ona coś
knuje." - przeszło Ino przez myśl. Lee siedzący na dywanie z
plecami opartymi o kanapę, cieszył się, że zainteresowanie Sakury
Sasuke zmalało, chociaż wiedział z jakiego powodu wybuchła ta
poranna kłótnia. Tylko dlaczego Sakura-san zainteresowała
się akurat Naruto? Schylił głowę, czy nie miał żadnych szans w
walce o jej względy? Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Nieważne, byle by była szczęśliwa.
Odetchnął z ulgą po
pozbyciu się z siebie całego brudu. Miał nadzieję, że historyjka
jaką wymyślił na poczekaniu, będzie dla nich dość wiarygodna,
by w nią uwierzyć. A tak w ogóle, to co do jasnej cholery
oni tutaj robią! Że niby autobus im się zepsuł. Dlaczego akurat
teraz? Czemu nie miesiąc, pół roku temu, tylko akurat w tym
momencie! Heh, wycieczki szkolnej mu tylko brakowało do szczęścia.
Wsadził ręce pod wodę płynącą z kranu, nabrał w złączone
dłonie i jeszcze raz dla orzeźwienia pochlapał nią swoją twarz.
Bywał już w gorszych tarapatach. Przeżył dwóch szaleńców,
to i grupkę rozbrykanych nastolatków przeżyje. Chyba nie ma
problemu. Zakręcił kran. Stał tak pochylony przy lustrze,
opierając się rękami o ścianę. Krople lodowatej wody kapały z
jego twarzy na płytki. Patrzał w swoje odbicie w lustrze. Lodowata
woda, lodowate spojrzenie... Chyba coś przegapił. Zdawało mu się
tylko, czy wśród nich był dzieciak, którego widział
na stacji! Nie, niemożliwe! Najpierw spotkanie z tajemniczą
dziewczynką mającą na ręku ten charakterystyczny znak, a teraz...
Spotyka ją znowu i to w tym domu!
Przygryzł mimowolnie wargę.
To już nie może być czysty przypadek.
Usłyszał trzaśnięcie
drzwiami i odwrócił się natychmiast do źródła
dźwięku. Anko stała oparta o drzwi z rękami w kieszeniach
płaszcza, którego nie raczyła jeszcze zdjąć. Co za istota,
weszła tak po prostu, bez pukania, a co jakby był nagi? Na
szczęście nie był. Nie miał odwagi patrzeć prosto w jej
przewiercające i odważne oczy. Dlaczego? Nigdy nie bał się
kobiet, a może... może nigdy nie miał zbytnio z nimi do czynienia?
Atakował w swoich artykułach prawie jedynie mężczyzn. Taa,
"atakował" to właściwe słowo, bo osoby, które
stawały się głównym tematem dziennikarskich wypocin, były
najczęściej ofiarami. Ale nie można powiedzieć, że specjalnie
dla kariery niszczył komuś życie. On tylko wywlekał prawdę.
Prawda to prawda, nie może być zła.
- Czekam. - przerwała
ciszę, jedno krótkie słowo, jednak doskonale zrozumiał.
Chce za wszelką cenę wiedzieć, czego on tutaj szuka. Kobieca
ciekawość?
- Dlaczego miałbym się tłumaczyć? - ignorując
fakt jej obecności tutaj, zaczął ładować swoje brudne ciuchy do
misek. Trzeba to wszystko wyprać. Tymczasowo będzie musiał chodzić
w tym ubraniu, które tutaj znalazł. Ciekawe do kogo mogło
należeć. Chyba nie do poprzednich właścicieli? Na samą myśl
przeszły go ciarki.
Anko zdenerwowała się jeszcze bardziej,
nie znosiła jak się ją "olewało". Zbliżyła się do
niego, stał do niej odwrócony, prawdopodobnie nie wyczuł
jej. Już miała się zamachnąć i rąbnąć go w ten głupi, męski
łeb... Opanowała się, nie wiedziała dlaczego, ale zrezygnowała z
tego zamiaru.
Poczuł silne pociągnięcie, jakby ktoś chciał
wygiąć mu rękę. Jej silny chwyt zaciskał się na jego ramieniu.
Skąd w kobiecie taka siła? Powoli zaczyna rozumieć, dlaczego jego
kolega po fachu, Mistig boi się własnej żony. Poczuł, że
pochyliła się do przodu i szepnęła mu prawie do ucha.
- Ja
powiedziałam ci, co MY tutaj robimy, teraz twoja kolej. - wyczuł
specjalny nacisk na "my". Ech, nie będzie dłużej igrał
z ogniem. Lepiej chyba powiedzieć jej i mieć z głowy, niż
zwierzać się całej tej grupie.
- Spokojnie, chcę tylko
napisać artykuł. Nic poza tym. - uwolnił się z uścisku i
skierował w kierunku wyjścia, unikając przy okazji jej spojrzenia,
byle jak najdalej. Jego "anioł" był z lekka
podenerwowany.
- Doprawdy? Cóż takiego ciekawego w tym
domu, że warte jest tego by przeprawiać się pieszo wiele
kilometrów i pisać o tym artykuł do jednego z
najpopularniejszych tygodników? - zatrzymał się z ręką
trzymającą za klamkę od białych drzwi. Jest dociekliwa, dlaczego
nie może po prostu uwierzyć? Czemu musi węszyć? Westchnął. Ta
wymówka jej nie zaspokoi, ale póki co nie był w stanie
wymyśleć czegoś lepszego, a zdradzenie prawdy nie wydawało mu się
dobrym rozwiązaniem. I jest jeszcze jeden powód. Teraz, wbrew
wszystkiemu, musi zatrzymać ich tu jak najdłużej, musi dowiedzieć
się kim jest ta mała...
- Ten dom jest bardzo intrygujący i
interesujący, bo przecież... to zabytek! - odpowiedział zamykając
za sobą drzwi.
C. D. N.
