ęłęóWierszyk na początku pochodzi z "A NIGHTMARE ON ELM STREET". Dziękuję wszystkim, którzy ten fanfik przeczytali!
Stigma
Rozdział VII - Finał!
One... two...
Freddy's
coming for you.
Three... four...
Better lock your door.
Five... six...
Grab your crucifix.
Seven... eight...
Gonna stay up late.
Nine... ten...
Never sleep again...
Podparła głowę ręką. Him zapatrzył się w krajobraz za
oknem. Zdawało mu się, że coś słyszał. Musiał się pomylić.
Na pewno. Przecież Anko by zareagowała. Chrząknęła dając mu
znak, że może kontynuować swój wywód.
-
Skończyłem na...?
- Tragedii. Może wyjaśnisz co miałeś na
myśli? Tak konkretnie. - przytaknął machinalnie głową.
-
Rodzina, która mieszkała w tym domu... Pewnego dnia znaleźli
ją martwą. - podniosła brwi, i co w tym niezwykłego, mało to
ludzi umiera? Ale nie przerywała mu, czekała aż skończy - Nie
była to oczywiście zwykła śmierć. Byli... wręcz porozszarpywani
na strzępy, jakby stali się ofiarami dzikich zwierząt, ale nawet
one nie byłyby w stanie zrobić czegoś takiego.
- Więc zostali
zamordowani? - wtrąciła.
- Nie ma pewności. Policja
oświadczyła, że matka i ojciec zabili swoją córkę, Ashiyę
i następnie popełnili samobójstwo. Gliny zamknęły sprawę
i na tym się skończyło. Tyle, że mnie ta historia bardzo...
zainteresowała i do dzisiaj próbuję ustalić prawdziwą
wersję. - nalał sobie wody do szklanki i wypił jednym haustem.
-
Skoro policja tak oświadczyła, dlaczego się z nimi nie zgadzasz? -
czuła podświadomie, że nie powiedział jej wszystkiego.
- To
proste. Moim zdaniem to morderstwo. Czy samobójca byłby w
stanie dokonać na sobie tak brutalnej zbrodni, żeby jego organy
walały się po całym domu? Wątpię. - wzdrygnęła się, jak to
usłyszała, tym razem naprawdę ją przestraszył. PO CAŁYM DOMU!
A oni tutaj sobie tak spokojnie funkcjonują. Nie, ona jeszcze dziś
chce opuścić ten dom, nawet jeśli mają jechać okrężną drogą
- Poza tym ich krwią został namalowany znak na jednej ze ścian. -
oszczędził sobie i nie wyjawił, że chodzi konkretnie o piwnicę -
Nie wydaje mi się, że po tym jak się posiatkowali, poszli jeszcze
malować rysunki na ścianach. - uśmiechnął się do niej, aż
poczuła wstręt.
- To nie jest śmieszne.
- Sorki. I jeszcze
jedno... Nigdy nie znaleziono ciała ich córki. - skończył
swój wywód, zapadła w kuchni niewygodna cisza. To
naprawdę podejrzane. Teraz rozumiała, dlaczego nie wyjawił tego
wszystkim od samego początku. Pewnie nie chciał, żeby wpadli w
panikę. Ale jeszcze jedno pytanie cisnęło jej się na usta.
-
Ehm. A ty, jaką hipotezę zakładasz?
- Nie mam jej. Chociaż
jestem najbliżej wniosku, że to musiała być jakaś sekta. Dziecko
złożyli w ofierze, a rodziców wykończyli przy okazji.
Tylko, że ktoś musiał zatrzeć ślady, bo dwa lata temu było tu
pełno krwi i ludzkiego mięsa, a teraz jest czyściutko, jakby ktoś
remont zrobił. To mnie męczy. - powiedział jej, to co chciała
usłyszeć. Tylko jeden fakt zataił dla siebie: że Hanabi była z
tym jakoś powiązana. I to musi być coś poważnego, bo on nie
wierzył w przypadki. Nie znalazła się tu zupełnie przypadkowo.
Wstała, musi podzielić się tą wiedzą z Kakashim i Iruką. Razem
zadecydują, czy powiedzieć reszcie. Jeżeli jednak za chwilę
opuszczą ten dom, nie będzie sensu tego roztrząsać.
-
Powiedz, jakiego przedmiotu uczysz w szkole? - zatrzymał ją tym
pytaniem. Akurat w takiej chwili wyskoczył z czymś takim.
Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Na jej usta wkradł się wredny
uśmieszek.
- Samoobrony.
- Łaaaaa! Co to ma być! -
Naruto stał na środku pokoju i przyglądał się dziwnemu zjawisku.
Lampki, talerze, książki i inne gadżety wisiały w powietrzu. Tak
po prostu. Wystraszona Ino schowała się za tapczan i wołała
pomocy, biedaczce zamiast Sasuke, został przydzielony Naruto, na
którego nie mogła w żaden sposób liczyć - Hmm, może
to zachwianie grawitacji? - spytał już spokojniej, dla niego nie
było rzeczy niemożliwych. Poza tym lepsze cuda widział w
telewizji, już nie wnikając w to, że były to jedynie filmy, coś
nierealnego i wykreowanego przez reżysera.
- Co ty masz z
fizyki! - krzyknęła na niego, Uzumaki nadal stał, jak stał - Jak
dla mnie to duchy. Z-zaraz, duchy! Nnnnnieee! - wrzeszczała, ale
ratunek nie nadchodził. Starocie jak wisiały, tak wiszą.
Blondynkowi przyszedł pomysł do głowy. Filmy i gry były dla niego
wielką inspiracją, więc postanowił zaczerpnąć od nich pewien
motyw.
Ino wychyliła się i zaczęła przyglądać Naruto, który
wykonywał dziwne ruchy, jakby... tańczył, jak to tańczą dzikusy
w Afryce. Albo umysłowo chorzy.
- Mea Culpa! Mea Culpa!
-
Eee, Naruto, co ty wyprawiasz...? - zastanawiała się już, co w tym
wypadku stanowiło większe zagrożenie. Przedmioty bezczynnie
latające nad ziemią czy szajbnięty szesnastolatek. Zdecydowanie to
drugie.
- Odprawiam egzorcyzmy. - wyjaśnił jej krótko,
przerywając na chwilę swoje wypędzanie duchów. "Raany,
ale Sakura ma adoratorów..." - przemknęło jej przez
myśl.
W końcu nadbiegło kilka osób: Iruka, pani Jikan,
Kakashi, Anko, Him oraz Kiba ze swoim psem. Gdy Ino tylko ich
zobaczyła, bez słowa wzniosła rękę do góry. Latające
rzeczy, jak jeden mąż, upadły z trzaskiem na ziemię. Przez kilka
minut panowała grobowa cisza. W końcu Iruka odważył się
przełamać lody.
- Co tu się stało? - nie wiadomo do kogo
dokładnie skierował to pytanie. A powinno raczej brzmieć: jak to
się stało? Anko przeszyła wzrokiem Hima, ten tylko wstrząsnął
ramionami. Co to ma być? Teraz zaczyna tutaj straszyć? Może w
ogóle ten dom jest nawiedzony?
Przez pół
godziny zastanawiali się. W końcu fioletowowłosa odważyła się
wypowiedzieć na głos to o czym inni myśleli, ale bali się
wspomnieć.
- Wiecie, chyba domyślam się o co tu chodzi, skąd
te dziwne wydarzenia. - jedni usiedli na dywanie, drudzy czekali na
to, co powie pani Mitarashi - Nie jesteśmy tutaj sami.
- Co masz
na myśli? - Hatake oparł się o ścianę. Nie są sami? No skąd,
przecież nikogo tu nie spotkali. Chociaż, może nie o to jej
chodziło? Bo jak tu wytłumaczyć przypadek jego książki? Jest
tylko jeden sposób.
- Wiem, że to może się wydawać
pomylone, ale zdaje mi się, że za ten bałagan odpowiada dziecko,
które tu kiedyś zginęło. - słuchacze wytrzeszczyli oczy.
Jakie dziecko? - Pan Him opowiedział mi historię tego domu, zginęło
tu dziecko. A teraz pewnie mieszka tu i z jakiegoś powodu nie może
odejść tam, gdzie jego miejsce.
- Sugeruje pani, że dom
jest... zamieszkany przez ducha?
- A jak inaczej to wyjaśnisz?
Masz lepszy pomysł, panie Umino? - wytknęła go palcem. Ten tylko
złożył ręce w obronnym geście. Him pomyślał, że to nawet
niezła myśl.
- Nie kłóćmy się! Trzeba się
zastanowić, jak zażegnać problem. - Kakashi wtrącił się.
Niektórzy zgadzali się z teorią nauczycielki, inni myśleli,
że postradała zmysły, a lewitujące przedmioty to był efekt
wyładowań atmosferycznych. Kibie wpadło coś do głowy. No pewnie,
to test! Test mający na celu sprawdzić ich opanowanie w takiej
sytuacji. Oczywiście, żeby go zdać, trzeba zachować zimną krew.
Dobrze to nauczyciele wykombinowali. Pewnie jest to wszystko
zaplanowane od początku do samego końca.
Doszli do wniosku,
że dziecko nie zostało pochowane. Należy odnaleźć ciało,
pochować i będzie po sprawie. Przedstawicielki płci pięknej nie
uczestniczyły w poszukiwaniu, nie trudno się domyśleć, dlaczego
odmówiły. Kibie został przydzielony dziennikarz.
Zastanawiało go, jak będzie wyglądać ciało. Może manekin?
-
Proszę pana, gdzie zaczniemy poszukiwania?
- Od wieży. -
doprowadził go do drzwi, przy których był już wcześniej.
Więc prowadzą do wieżyczki. Ciekawe czy zastaną tam Hanabi. I jak
on ma zamiar te drzwi otworzyć? Długo nie musiał czekać. Him
zwyczajnie wyjął klucze z kieszeni i wsadził do zamka. No proszę,
teraz to już był pewien, że to wszystko jest ukartowane. Tylko po
co tyle zachodu?
Weszli do środka. Him zapalił latarkę, którą
pożyczył od Anko. Przed nimi znajdowały się schody prowadzące na
górę. Wieżyczka chyba jest bardzo wysoka.
- Będziemy
wchodzić na samą górę? - zapytał dla pewności, ku jego
radości, odpowiedź brzmiała inaczej.
- Zaczniemy od dołu,
chłopcze. - obmacywał ściany w poszukiwaniu przejścia. Nic tu nie
było. Ani klamki, ani choćby zarysu drzwi. Ale gdzieś musi tu być!
- Mam na imię Kiba. Proszę mi mówić po imieniu.
-
Jest! - krzyknął uradowany. Wejście do piwnicy znajdowało się za
schodami. Podniósł drzwiczki, na szczęście było otwarte.
Gestem ręki nakazał chłopakowi iść za sobą. Him zszedł po
schodach, których było niewiele. Pomieszczenie było
niewielkie i wyglądało mniej więcej tak jak tamta piwnica. Tyle,
że tutaj stało jakieś stare biurko i krzesło. A także jakieś
inne meble, ale ich stan był bardzo wątpliwy, nie wyglądały na
nadające się do użytku. Pies zaczął obwąchiwać wszystkie kąty.
W końcu coś wyniuchał i przyniósł w pysku. Była to stara,
beżowa szmatka, bardzo zabrudzona. Ale najbardziej wyróżniały
się bordowe plamy. Zapewne zaschnięta krew. Him westchnął, mógłby
dać to do analizy, ale co mu to da? Ciało to to nie jest. Może ta
mała była tutaj przetrzymywana, kiedy rodzice się nad nią
znęcali. Albo i nie.
Prawdy nie znał. Pies jednak wyczuł coś
jeszcze. Z zawziętością drapał drewniane biurko. Kiba ignorując
kurz, usiadł na krześle i czekał na ruchy, zapewne podstawionego,
dziennikarza. Belfrowie naprawdę zrobili im warunki ekstremalne.
Lunar podał Kibie latarkę i szukał w biurku czegoś szczególnego.
Co mogło przykuć uwagę psa? Chyba nie grzyby, które pewnie
się tutaj zagnieździły.
- Akamaru, znalazłeś coś jeszcze? -
nie usłyszał w odpowiedzi szczeku, nerwowo rozejrzał się,
czworonoga nigdzie nie było. Wspaniale, zwiał. Najpierw w
autobusie, a teraz tutaj. To już drugi raz. Odłożył latarkę na
biurko, dorosły mężczyzna nawet nie zwrócił uwagi na to,
że uczeń opuścił pomieszczenie.
Wołał psa, ale nie
odpowiadał. Nagle usłyszał jakby skamlanie. Ale było tak ciche,
że nie mogło należeć do białego kundelka. Westchnął, nie miał
wyboru, musi wspiąć się na górę. Może jego mały
towarzysz znalazł tam Hanabi? Wzdrygnął się na samą myśl. Być
sam na sam z tym dzieckiem... Te jej oczy.
Him otwierał po
kolei szuflady. W końcu trafił na coś. Na pierwszy rzut oka była
to książka, bardzo zniszczona. Miała ciemną obwolutę, na tylnej
okładce widniała plama. Pewnie ze względu na nią, ten pies uznał
to coś, za godne uwagi. Oby miał rację. Swoją drogą, szczeniak
ma niezły węch. Otworzył, kartki przedstawiały czyjeś zapiski.
To był pamiętnik.
Usiadł pod ścianą, latarkę położył
między udami, aby móc to przeczytać. Teoria Anko była
całkiem interesująca. To wyjaśniałoby śmierć rodziców
Ashiyii. Nie mogła opuścić ziemskiego padołu, zemściła się na
wyrodnych rodzicach, a następnie pozostało jej tylko czekać, aż
ktoś uwolni jej duszę. Brzmi całkiem logicznie, pomijając fakt,
że ma tu do czynienia ze zjawiskiem nadprzyrodzonym. Mimo to, coś
nadal nie dawało mu spokoju. Tylko co? Tak, postać Hanabi. Jaka jej
rola jest w tym wszystkim? A może... może siostra ją wezwała? Ale
po co w takim razie? Już, już ma! Ona będzie medium! Płynie w ich
żyłach identyczna krew, więc Ashiya chce za jej pomocą
skontaktować się z nimi. To prowadziłoby do tego, że oni wszyscy
znaleźli się tutaj w jakimś celu. Nie pozostawiało wątpliwości,
że są jej potrzebni. Tylko czy aby na pewno do tego? Westchnął,
jeszcze za wcześnie by rozwiązał tą zagadkę. Zaczął przewracać
kartki.
Kakashi i Anko (jedyna kobieta, która
uczestniczyła w poszukiwaniu ciała) przeszukiwali trzecie piętro.
Anko opuściła przedostatni pokój, niczego nie znalazła.
Czekała na Hatake, który też już kończył. Zamknął za
sobą drzwi od jakiegoś schowka.
- I co?
- Nic, kompletnie.
Ale gdyby tu były zwłoki to chyba śmierdziałyby padliną, nie? -
musiała przyznać, że platynowowłosy miał rację, poza tym nie
odnajdą przecież ciała w takim miejscu, skoro nawet policja nie
zdołała. Coś tu jednak wydawało się dziwnie pachnieć. Ale czy
był to odór rozkładającego się ciała? Zgodnie skierowali
oczy ku ostatnim drzwiom. Jedyny pokój, którego jeszcze
nie sprawdzili.
Nauczyciel podszedł do nich, ale okazały się
zamknięte. Pociągnął jeszcze kilka razy. Nic. Spojrzał na Anko
uśmiechającą się w dziwny sposób, jakby robił coś
śmiesznego. Ale on nigdy nie zrozumie kobiet. Nawet nie próbował.
- Włamujemy się? - zapytał się, jak gdyby potrzebował jej
pozwolenia. Zupełnie jak dziecko pytające matkę: mamo, mogę
ukraść tego cukierka?
- Nie, wolę... bardziej tradycyjne
metody. - rzuciła mu klucze - Him dał mi kilka par, spróbuj,
może któreś pasują?
Ech, nie mogła tak od razu? Chyba
zależało jej na tym, żeby robił z siebie błazna. Kobiety mają
swoje kaprysy. I trzeba to uszanować. Przycisnął klamkę,
otworzyły się. Rozwarł na całą szerokość. Uśmiech na twarzy
Mitarashi ustąpił minie ukazującej przerażenie. Co to ma znaczyć
do jasnej cholery!
Cały pokój był w krwi, skapywała
nawet z sufitu, dodatkowo resztki ludzkiego mięsa leżące na
podłodze i innych meblach. Pochyliła się i odruchowo zwymiotowała.
To za wiele, nawet jak na nią. Zdecydowanie za wiele. Czyżby
została oszukana? Może dziennikarz tak naprawdę wcisnął jej
kolejny kit, a tak naprawdę jest seryjnym mordercą? O mój
Boże! Wszystkie dzieciaki są w niebezpieczeństwie! Jedynie Hatake
miał odwagę postąpić krok do przodu, zanurzając but w świeżej
krwi. Czemu nikt nie słyszał krzyków? Podniósł
strzępek zielonego ubrania nasiąkniętego krwią.
- To był
Lee... - zakryła usta dłonią. Jak oni mogli do tego dopuścić?
Skoro Lee, to pewnie też Temari, która mu towarzyszyła!
Kakashi odłożył szmatkę. To już przestały być żarty. Stracił
uczniów, to się w głowie nie mieści. Jak on spojrzy ich
rodzicom w twarz? I jeszcze policja. Więzienie murowane. I co z
tego? To nie uciszy jego sumienia! Zacisnął oczy ze złości. Ze
złości do samego siebie. Postanowił postać tu chwilę i pomodlić
się. Ale nagle poczuli jakiś chłód. Z tyłu. Odwrócili
się mimochodem. Kilka metrów od nich stała mała ciemnowłosa
dziewczynka z pochyloną głową, włosy przesłaniały jej twarz. To
od niej dochodziło zimne powietrze.
- Hanabi?
Cholera,
jak tu ciemno! Przeklinał w myślach, czasami Akamaru był naprawdę
nieznośny. Raz już się nawet potknął, dobrze, że nie spadł.
-
Akamaru! - odpowiedziało mu tylko echo. Zatrzymał się na jakimś
schodku i przysiadł. Jakby się tak dobrze zastanowić, to Hanabi
nie mogło tutaj być. Przecież drzwi wcale nie zablokowały się
ani nie zatrzasnęły. One cały czas były zamknięte. O co tu do
cholery chodzi? Zaginięcie tej małej chyba nie było z góry
zaplanowane, prawda? A jeśli tak to gdzie oni ją ukryli? No i nie
mogli też skombinować tych drzew, które zagrodziły im
drogę. To wszystko jest jakieś dziwne. Wstał i podszedł do
niewielkiego otworu w ścianie. Na dworze padał deszcz, nawet można
powiedzieć, że była to ulewa. Kiedy zdążyło się rozpadać?
Nawet nie zauważył. Widać stąd było pola, lasy, staw, a także
bardzo daleko pasmo górskie. Nawet ciekawa okolica, a mimo to
nigdy nie chciałby tu mieszkać. Jak odcięci od świata. A gdzie
mogli być sąsiedzi? Wiele kilometrów stąd, o ile w ogóle
jacyś byli. Jego znudzony wzrok wędrował po posiadłości.
Zniszczone drzewa, kałuże, błoto, szklarnia... i fontanna. Woda
wydawała mu się jeszcze bardziej zanieczyszczona niż poprzednio,
za nic w świecie nie chciałby się w tej wodzie wykąpać. I co ma
oznaczać ta figura bez twarzy? Hmm, może ma jakieś ukryte
przesłanie? On na pewno tego nie zgadnie, nie potrafi interpretować
wierszy, a co dopiero to...
Wpatrywał się w niby fontannę
bezmyślnym wzrokiem. Nie dawała mu spokoju. Co w niej jest, że go
tak przyciąga? Westchnął. I gdzie ten Akamaru? Najpierw wyniuchał
tutaj małą Hyuuga, a przecież jej tu nie było... Węch mu
szwankuje? Zaraz, zaraz. To jest to! No jasne. Pedagodzy wiedzieli,
że pies powinien bez problemu odnaleźć "zwłoki". Zatem,
ukryli je tam, gdzie szczeniak by nie wyczuł. W wodzie! Manekin lub
lalka musi być w fontannie! Świetnie, nikt jeszcze na to nie
wpadł, jeżeli się pospieszy, znajdzie obiekt poszukiwań jako
pierwszy. Ciekawe czy dostanie jakąś nagrodę, powinien! Odwrócił
się od okna. Dobra, Akamaru, koniec zabawy, robota czeka! Tylko...
czy on będzie musiał to coś wyławiać? Wzdrygnął się z
obrzydzenia na samą myśl o tym.
Po długiej wędrówce
wspiął się na samą górę. Stał prosto przed drzwiami.
Wyglądały jak drzwi prowadzące do karczm wiele wieków temu.
Sam nie wiedział czemu, ale miał dziwne przeczucie, jakby miało
się stać coś niedobrego. Przytknął ucho do drzwi. Zdawało mu
się, że coś słyszy. Szmer? Ciężki oddech? Tak, chyba. Miał
coraz więcej wątpliwości. Położył rękę na klamce. Przez
chwilę zastanawiał się, w jaki sposób Akamaru dostał się
do środka, szybko jednak odgonił tą myśl. A, raz kozie śmierć.
Przełknął ślinę i w tym samym momencie otworzył drzwi. Jak
wrośnięty w ziemię, stał w progu. Oparł się jedną ręką o
framugę. W środku było całkiem ciemno, jedynie małe światło
padało na środek pomieszczenia. Poza tym było tu jeszcze coś.
Słyszał, tym razem wyraźniej, dyszenie. Ale nie człowieka,
tylko... to przywodziło na myśl duże i agresywne zwierzę.
Dostrzegł coś w kącie. Para czerwonych oczu wpatrywała się w
niego. Nie, to na pewno nie był jego mały przyjaciel. W końcu
stworzenie wyłoniło się częściowo z mroku. Sparaliżowało go na
widok tej kreatury. Była wielkości wilka, miała krwistą sierść,
uszy, z których wydobywał się dziwny płyn, z rozwartego
pyska płynęła ciecz, niby ślina, ale jakaś taka... jakby kwas.
Prócz tego kły, natura na pewno żadnego wilka w takie nie
obdarzyła. Wpatrywali się sobie nawzajem w oczy. Chociaż gałki
oczne tego... zwierzęcia były zupełnie inne, to jednak Inuzuka
rozpoznał w nim... jego psa...
Nie, co się z nim stało? Co to
za metamorfoza? Piesku, kto ci to zrobił! Zaczął warczeć. Nie
wierzył w to, jego Akamaru, on go przecież nie zaatakuje. A mimo
to... Chociaż w środku coś krzyczało, nie potrafił ruszyć się
z miejsca, nie potrafił... walczyć o życie.
Już nic więcej
nie widział. Wszystko stało się tak szybko. Poczuł silne wbicie
się kłów w jego skórę, kości, wielki
nieprzenikniony ból, przewrócił się pod jego
ciężarem. Krzyczał, wrzeszczał z bólu. A jednak jedynymi
jego słuchaczami były głuche ściany przeniknione niewinną
krwią...
Nie mogła usiedzieć w miejscu, czuła się tutaj
coraz gorzej. Chyba oszaleje, jeżeli nie zaczerpnie powietrza.
Spojrzała na okno, lał deszcz. Jej piękne blond włosy w kontakcie
z kwaśnym deszczem... A co jej tam, ona musi stąd wyjść, bo
jeszcze dostanie klaustrofobii. Ale musiała wymyślić jakiś
fortel, aby opuścić pokój bez wzbudzania zbędnego
zainteresowania jej osobą. Wstała z kanapy. Oczy Jikan-san
skierowały się na Ino. Ta chrząknęła udając lekkie
zakłopotanie.
- Muszę... Muszę do toalety. - po tym
stwierdzeniu pani Hyuuga straciła zainteresowanie zaistniałą
sytuacją. Wciąż martwiła się o córkę.
Ulżyło jej i
udała się do kierunku wyjścia.
- Może pójść z tobą,
dziecko? - zapytała, jakby nieobecnie. Ino przestraszyła się
jednak.
- Nie, nie trzeba. Dam sobie radę. Przecież podołam
zwykłym latającym przedmiotom. He, he. - śmiała się sztucznie.
Przybrana matka Hanabi nawet nie zaszczyciła jej wzrokiem. Yamanaka
wyszła więc, już bez żadnych przeszkód. Pogładziła swoje
włosy. Ponieważ znajdowały się na parterze, dotarcie do drzwi
domu, nie zajęło jej zbyt wiele czasu. Pociągnęła za klamkę, i
jeszcze raz, i jeszcze... Nic, drzwi ani drgnęły. Co jest, kurde!
Kto to zamknął? Przecież nie mieli kluczy od domu! Przeszła ją
gęsia skórka, włosy zjeżyły jej się na grzbiecie. Miała
wrażenie, że ktoś ją obserwuje, że ktoś jest za nią. Odwróciła
się powoli, nikogo nie widziała. Cholera, ona tu oszaleje! Nie
myślała już racjonalnie, chciała tylko jednego: wydostać się
stąd! Wybiegła stąd i zatrzymała się przy najbliższym oknie.
Próbowała je otworzyć. Nie mogła. Chwyciła za pobliskie
krzesło i z całej walnęła z całej swojej siły. Ale nic się nie
stało. Nawet uszczerbku na szybie. Sięgnęła po coś większego i
ostrzejszego. Zrobiła zamach i próbowała wybić szybę. Bez
rezultatów. Co tu się dzieje! Opuściła przedmiot.
Poraziło ją. Tym razem poczuła za sobą czyjś oddech.
Him
wertował nadal pamiętnik. Kilka cytatów było
interesujących.
"...Ashiya, ostatnio jest jakaś dziwna.
Zawsze taka rozmowna, a od kilkunastu dni... Coś stało się z jej
oczami, chyba nie obędzie się bez operacji..."
Przewrócił
kartki na ostatnie zapiski matki Ashiyi.
"...Ona, moja
malutka, jej oczy takie martwe, puste. Ona jest martwa? Potrzebuje
krwi! Dlaczego ona potrzebuje krwi?..." Zastanowił się nad
tym. To musiał być opis dziewczynki już po jej zabiciu, jak ją
tak posiekali to nie ma się co dziwić, że potrzebowała
transfuzji. Ale wiele rzeczy mu tu nie pasowało. Nie ma tu wzmianki
o tym, że się nad nią znęcali. Bliżej raczej wniosku, że się
jej bali. Może coś sobie uroili i dlatego ją zabili? Potarł czoło
i zmęczone oczy. Latarka lekko migała, bateria musiała się
kończyć. Przerzucił na ostatnią stronę, pisaną najmniej
wyraźnie, jak gdyby w pośpiechu.
"...Ona, ona idzie po
mnie! Boże! Ja to czuję, ona chce mnie... Nie, dlaczego? Boję się!
Gdzie ja mam uciec? Boże, dlaczego ona wciąż potrzebuje krwi? W
niej jest jakieś zło. As..." To było wszystko. Co ten
fragment miał oznaczać? Bała się jej po śmierci? Może wiedziała
jakoś, że ona po śmierci będzie chciała ją zabić. Tak
przypuszczał, że mała się zemściła. Tylko... Nadal coś nie
grało z resztą. Jakiś szczegół...
Nagle dostał
przebłysku. Martwe oczy. Przecież Hanabi ma... martwe oczy nie
będąc martwą. Może ona wcale nie opisała konającego dziecka?
Ona tylko napisała o tym, co przerażało ją w jej córce.
Ona opisała ją żywą! To by znaczyło, że... Że Ashiya zabiła
rodziców za życia! Podniósł się, nie zważając na
latarkę, która mu upadła i na dziennik. "potrzebuje
krwi" Wyrazy krążyły w jego myślach. Co to ma oznaczać? A
może...
Jak dziecko może popełnić taką zbrodnię? "w
niej jest jakieś zło" Ashiya... Ona zabiła swoich rodziców,
ponadnaturalnymi zdolnościami, bo przecież oni byli silniejsi od
niej. Zarżnęła ich, namalowała ich krwią znak na ścianie... Ona
nie może przestać... Nie jest martwa. Ona wciąż żyje! Nie
myślał już dłużej, rzucił się pędem ku wyjściu. Tego się
nie spodziewał. Zamknięte. Zaczął walić z całej siły.
-
Cholera! Anko, słyszysz mnie! Czy ktoś mnie słyszy! Wynoście
się stąd! - wrzeszczał, ale nie miał pewności czy ktokolwiek
usłyszał. Niech to wszystko szlag! Niech to jasna cholera! -
Otwórz, ty suko! - walnął z całej siły, otworzyły się!
A może to raczej ona je otworzyła. Biegł, nigdzie nikogo nie
spotkał, nikogo nie słyszał. Czy oni wszyscy...! Zacisnął zęby.
W końcu zatrzymał się i zdyszany upadł na ziemię, znajdował się
w holu. Podniósł wzrok. Odwrócona tyłem do niego,
stała mała Hyuuga. Nie widział jej twarzy, ale na pewno wyrażała
to samo co zwykle, czyli nic.
- Gdzie pozostali? - nawet nie
drgnęła - Kurwa, powiedz kim ty jesteś! Kim ona jest! Czego ona
chce! - nic nie odpowiedziała, oczywiście, czego on się
spodziewał? Zmrużył oczy - Ona musi zabijać tak? Pragnie ofiar. -
Czy... Czyli nie można już nic zrobić! - wykrzyczał, już niemal
z łzami w oczach. Obraz się zamazywał, a jednak dokładnie widział
ją...
- Nie. - odwróciła do niego twarz, spojrzał jej
prosto w oczy, lodowate, zimne, bez uczuć, puste, poczuł się jakby
patrzył śmierci w twarz, jakby już był martwy - Mnie nie można
powstrzymać.
KONIEC
