Potem siostry zgodnie wybrały politologię. Rok po nich i John poszedł na studia- filologię hiszpańską. Skąd mu się to wzięło? To jego mała tajemnica. Ale przypuszczam, że chciał nauczyć się języka, a potem ukryć się przed całą swoją rodziną w słonecznej Hiszpanii. Właściwie dziwne, że nie wybrał filologii narzecza Kongo- w kraju, gdzie mówią tym językiem, nikt by go na pewno nie znalazł.

Stosunki między dziewczynkami a Johnem za bardzo się nie zmieniły- terroryzowały go teraz rzadziej, bo studiował w innym mieście, ale często dzwoniły. John nie mógł znaleźć sobie dziewczyny- bał się kobiet, obawiał się, że trafi na podobną do swojej matki, lub sióstr, które w gruncie rzeczy miały ten sam, wybuchowy charakter.

Bliźniaczki też nie znalazły sobie życiowych partnerów- jeśli podobał im się ktoś, to zawsze ten sam mężczyzna obu. Stwierdzały zawsze jednak, że wolą mieć siebie nawzajem, niż bić się o jakiegoś faceta.

"Mamo, wyjeżdżam do Hiszpanii." Oznajmił pewnego dnia John.

"Taaak?" mruknęła bez zainteresowania Tabitha, która przeszukiwała zapamiętale szafę z ubraniami.

"Tak. Jadę na kurs językowy."

"To ty nie studiowałeś filologii hiszpańskiej?" zdziwiła się Tabby, wyjmując głowę z szafy. Mimo czterdziestu paru lat nadal wyglądała jak młokos. Na twarzy pojawiały się wprawdzie zmarszczki, ale nadal tryskała tą samą energią, co kiedyś.

"Studiowałem." Westchnął John.

"To po co ci kurs językowy? Chyba znasz język wystarczająco dobrze?" Tabby spojrzała na syna podejrzliwie.

"To nie to samo, co rozmowa z prawdziwymi Hiszpanami! Chcę poznać slang, nauczyć się dobrego akcentu, chcę też..."

"Aha." Przerwała mu matka. "No to leć."

"Chcę też znaleźć tam pracę."

"Możesz uczyć angielskiego." Zasugerowała. "Która lepsza, ta niebieska, czy ta czarna?" zapytała, pokazując mu dwie sukienki.

"Umawiasz się z kimś, mamo?"

"A co, mając te trzydzieści parę lat nie mogę?"

"Czterdzieści parę. Możesz. Czarna." Mruknął z rezygnacją. "Będę dzwonił. Pa."

"Hej, tatuśku! Tu Jubilee. Nie wiesz może co u Johnniego? Nie odbiera telefonów. Nie wiesz? Szkoda, dawno go nie... dawno z nim nie rozmawiałyśmy. U nas? A, w porządku. Taak, pracujemy dla partii Demokratycznej. Nie, coś ty, to nie ta od Busha. Co jest takiego śmiesznego?"

"Nic, Shiela, nic... Moje córcie pracują dla polityków..." St. John znów zaniósł się śmiechem. "Hej, Magneto to co innego. On nie przejmował się podatkiem dochodowym. Mama? A, chyba zaczęła znów chodzić na randki z tym frajerem, Enrique. Co? A, wybacz, Shiela. Roberto. A pojęcia nie mam, czy nadal jest z tą, Kurnikową, czy jak jej tam."

"Z Amarą. To ta, po której moja siostra ma imię. Tak, to ta ognista Shiela. Mhm. No nic, muszę kończyć. Pa, pa."

"Hej, mamo! Nie wiesz, co u Johnniego? Nie odbiera telefonów. Co? Gdzie? Hiszpanii? I nic nam nie powiedział? Co za świnia! Masz jego numer? Nie masz? A niech go szlag trafi!"

"Nie przeklinaj. A propos. Kupiłam sobie świetny lakier do paznokci. Od Avonu. No nie mam jego adresu, co ja, nie mam co robić, tylko go o adres pytać? No cześć, cześć."

Od tego czasu John nie odezwał się do sióstr, ani reszty rodziny. Tabitha specjalnie się nie przejmowała, St. John przejmował się tydzień. Siostry wkurzały się nieco dłużej, ale w końcu kupiły sobie psa, i przestały się wkurzać.

Johnny wydał krocie na psychoanalityka, ale chyba w końcu ułożył sobie jakoś życie. Kto to może wiedzieć?

Chyba tylko Destiny.