Rozdział 221: Nowe mieszkanie Sherlocka
— O tak, kochani, wejdzie do środka — powiedziała niska, nieco starsza pani, wskazując Gregowi i Mycroftowi, by weszli.
Według Grega była bardzo matczyna i nie mógł się powstrzymać od uśmiechu i podziękowania, kiedy przekroczył próg. Przypomniał sobie, że Sherlock wspominał o niej - pani Hudson - i ciekawie było ją poznać osobiście. Zdecydowanie nie była typem osoby, której oczekiwał przy osobie młodego detektywa, nie mówiąc już o tym, by była jego gospodynią, ale cóż, tak było.
— Dzień dobry, pani Hudson - przywitał się z ciepłym uśmiechem. — Nazywam się Greg Lestrade, inspektor…
— Och, kochanie, wiem kim jesteś — powiedziała wesoło pani Hudson, machając lekceważąco dłonią. — Oczywiście widziałam cię w telewizji. Powiem ci jednak, że na żywo wyglądasz o wiele przystojniej.
Greg był oszołomiony tym wyznaniem i musiał spojrzeć przez ramię na Mycrofta, gdy usłyszał, jak młodszy mężczyzna wydał stłumiony dźwięk rozbawienia. Spojrzenie zmrużonych brązowych oczu napotkało wesołe jasnoniebieskie, a ta krótka chwila wystarczyła, aby serce Grega zabiło szybciej.
— A ty jesteś bratem Sherlocka?
Pani Hudson zgadła poprawnie, przerywając ten moment i sprawiając, że ich uwaga powróciła do starszej kobiety. Greg uśmiechnął się z wahaniem, ale nie przegapił znaczącego spojrzenia, które im rzucała. Czy to naprawdę było takie oczywiste? A może ta pani Hudson była rzeczywiście tak bystra? Tak czy inaczej, Greg poczuł, że mocno się rumieni. Spuścił wzrok na swoje buty.
— Rzeczywiście, jestem — potwierdził Mycroft, przesuwając się i lekko stukając parasolem w podłogę. — Czy możemy rzucić okiem na mieszkanie, które Sherlock najwyraźniej zdecydował się od ciebie wynająć?
— Och tak, oczywiście. Jest na górze, kochani. Drzwi są otwarte, więc proszę wejdzie — poprowadziła ich, po czym odeszła korytarzem, w stronę czegoś, co mogło być tylko jej mieszkaniem, wołając do nich o herbacie, która przyniesie.
Nie było to konieczne, ale kiedy Greg już chciał jej to powiedzieć, zniknęła mu z oczu.
— Jest niezwykłą osobą — skomentował, idąc za Mycroftem po schodach.
Polityk zanucił na znak zgody, ale nic więcej nie powiedział. Naprawdę nie musiał. Znali się… ile, prawie 4 lata? Z Sherlockiem przeszli przez bardzo ciężkie okresy, przerażające czasy. To, co zaczęło się jako relacja zawodowa przerodziło się w przyjaźń, a teraz… Kim byli? Upili się wspólnie, co nie było ich pierwszym razem, i w końcu pocałowali się namiętnie. To było bardzo niezręczne, ponieważ Greg był nadal żonaty i czuł się winny, ale najwyraźniej jego żona go zdradzała (i robiła to od wieków, jak twierdzili bracia Holmes). Nie żeby to sprawiało, żeby jego pocałunek z inna osobą był znacznie lepszy niż jej zdrady, ale nie mógł zaprzeczyć uczuciom, które czuł do Mycrofta.
To było skomplikowane. Między nimi pojawiło się teraz iskrzące napięcie, nie tylko po jego stronie. Było jasne, że pociąg i tęsknota były po obu stronach, ale żaden mężczyzna nie chciał tego potwierdzić. Jeśli ich ramiona lub dłonie otarły się, albo jeśli zbytnio zbliżyli się do swojej przestrzeni osobistej, po prostu tak było. Coraz bardziej prawdopodobne było, że Greg rozstanie się z żoną w ciągu najbliższych kilku tygodni, ponieważ nie mógł już tego znieść i zastanawiał się, czy to otworzy dla niego drogę do przyszłości, która mogłaby być o wiele lepsza. Być może…
Mycroft coś mówił. Greg nie odnotował tego, co powiedział, więc zamrugał i wrócił do rzeczywistości, rozglądając się po salonie, który jak można było się spodziewać, był już zagracony przedmiotami, które rozpoznał jako należące do Sherlocka. Mieszkanie było ładne. To było o wiele lepsze niż ta wilgotna, spleśniała dziura, w której Sherlock mieszkał wcześniej. Sherlock zachorował nie tylko z powodu zażywanych przez niego narkotyków, ale także z powodu okropnych warunków panujących w tamtym miejscu, z którego w końcu zmusili go, by się wyprowadził. To miejsce było znacznie lepsze.
— Jest ładne — skomentował, zerkając na Mycrofta.
Był bliżej niż się spodziewał, a jego tętno znów przyspieszyło, ale Mycroft tylko się uśmiechnął.
— Tak — skinął głowa. — Będę musiał przyjrzeć się trochę pani Hudson, ale wygląda na to, że to miejsce może być dobre dla Sherlocka. Można mieć na to nadzieję.
— Jeśli będzie mogła go znieść — zauważył Greg, wywołując śmiech u Mycrofta.
— Fakt — zaśmiał się, uśmiechając się jeszcze bardziej szczerze niż wcześniej.
Greg poczuł zawroty głowy. Ile osób widziało te uśmiechy? Nie sądził, że wiele.
— Mycroft — zaczął, oblizując wargi. Wyraz twarzy młodszego mężczyzny był mieszanką wiedzy i zakłopotania, a Greg nie mógł powstrzymać się zastanawiania, ile osób widziało takiego Mycrofta. — Ja… widzisz. Christina będzie… Cóż, myślę, że niedługo się wyprowadzi, a ja…
Z roztargnieniem gestykulował, sprawiając, że ich dłonie otarły się o siebie. Greg usłyszał urwany oddech Mycrofta. Powoli, tak wolno, jak się odważył, przesunął palcami po nadgarstku Mycrofta, wpatrując się w niego. W jakiś sposób ta akcja przemówiła głośniej niż jakiekolwiek nerwowe słowa, które próbował wypowiedzieć.
— Och! — rozległ się głos, który sprawił, że Greg podskoczył i cofnął się w wahaniem.
Twarz Mycrofta w jednej chwili przybrała neutralny wyraz, gdy pani Hudson weszła niosąc tacę z herbata. Greg wziął głęboki oddech i odwrócił się do niej z uśmiechem, ale jego żołądek wciąż nerwowo się zaciskał.
