Rozdział 223: Napadnięci
Noc była cudownie spokojna. Greg i Mycroft zjedli razem kolację, a potem, po odrobinie namowy ze strony starszego mężczyzny, wpadli do małej cukierni, która była otwarta do późna. Była ona jednocześnie kawiarnią, więc zamówili herbatę i podzielili się tiramisu, który wzięli na deser.
Mycroft nalegał, żeby potem przeszli się po parku. Nie powiedział, że to z powodu deseru, ale Greg wiedział lepiej. Mycroft zawsze był tak skrępowany swoją wagą, chociaż nie miał ku temu powodu, ale ich spacery po parku zawsze były całkiem urocze, więc się zgodził.
Była późna pora, więc tylko okazjonalnie kogoś mijali, gdy szli. Wyciągając rękę Greg przesunął palcami po wierzchu dłoni Mycrofta, uśmiechając się delikatnie, gdy przesunął się bliżej, aż ich ramiona otarły się. Mycroft zanucił, obracając lekko dłoń i splatając ich palce.
— Dziękuję, to był wspaniały wieczór — wyszeptał delikatnie Greg z czułością ściskając dłoń partnera.
— Nie ma za co. — Mycroft uśmiechnął się. — Dziękuję, że do mnie dołączyłeś.
— Czy mogę zostać dzisiaj u ciebie? — zapytał starszy mężczyzna, patrząc na Mycrofta.
Nieliczne lampy i światło księżyca tak pięknie oświetlały wyraziste rysy Mycrofta.
— Naturalnie. — Uśmiech polityka stał się bardziej drapieżny.
Greg roześmiał się cicho i ponownie pochylił się bliżej, po raz kolejny wpadając delikatnie na drugiego mężczyznę.
Przez chwilę spacerowali w komfortowej ciszy. Greg uniósł ich złączone dłonie, aby delikatnie pocałować knykcie Mycrofta, pocierając wierzch jego dłoni kciukiem. Otworzył usta, by znowu zacząć rozmowę, ale przerwano mu, zanim zdążył się odezwać, gdy ciało wbiło się w jego własne. Zachwiał się, oddzielając się od Mycrofta, gdy ta osoba objęła go ramionami, najwyraźniej sięgając do jego kieszeni.
— Oj! — krzyknął ze złością, obracając się i chwytając napastnika.
Zanim mogło to wszystko zajść za daleko, Mycroft wkroczył do akcji. Młodszy mężczyzna, spokojnie jak zwykle, chwycił za parasol, który miał przewieszony niedbale za łokieć. Greg został ostrożnie odepchnięty na bok, gdy Mycroft stanął między nim a oczywistym rabusiem, obracając parasol w dłoni i przechylając go na bok.
Mężczyzna chrząknął się i zachwiał, ale nie upadł. Rzucił się na Mycrofta, machając pięścią, ale polityk niedbale odchylił się w bok. Chwycił nieznajomego mocno za nadgarstek i szarpnął. Odwracając się, wykręcił rękę za plecami mężczyzny.
— Puść to — powiedział spokojnie, a jednocześnie groźnie.
Kiedy mężczyzna nie zrobił tego, o co go poproszono, Mycroft zacisnął zęby i wykręcił mocniej jego ramię, powodując, że napastnik krzyknął z bólu. Greg patrzył, jak jego portfel upada na chodnik.
— Pu… puść mnie! — Rabuś krzyknął szorstkim, zbolałym głosem.
Mycroft tylko mocniej wykręcił jego ramię. Greg mógłby przysiąc, że zaraz łamie mu rękę. Z rozchylonymi w zdziwieniu ustami, mógł tylko obserwować coś, co mogło być tylko genialnym treningiem MI6, któremu Mycroft zawsze od niechcenia zaprzeczał.
— Popełniłeś wielki błąd, kiedy próbowałeś nas obrabować — powiedział Mycroft.
W końcu pchnął mężczyznę na ziemię, przerzucając parasol z jednej ręki do drugiej. Greg przełknął ślinę oblizując usta i prostując się, gdy kierował się do miejsca, w którym Mycroft zgarnął portfel, by mu go podać.
— Mycroft — wydyszał zafascynowany, powoli się uśmiechając.
Mycroft zerknął na niego.
— Wszystko w porządku, Gregory? — zapytał, próbując zignorować gorące spojrzenie, które posyłał mu starszy mężczyzna.
Greg nie mógł powstrzymać podniecenia. Patrzenie jak Mycroft radzi sobie z rabusiem było takie gorące.
— Dobrze, ale ty… — powiedział cicho, wyciągając dłoń.
Po jego lewej stronie coś się poruszyło, gdy ich napastnik wstawał, teraz wymachując nożem. Greg spojrzał na niego gniewnie, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć lub zrobić, Mycroft ponownie przejął dowodzenie. Chwycił rączkę parasola i szarpnął za nią, wyciągając ukryte ostrze. Greg gapił się. Mycroft uchylił się, uderzając mężczyznę w klatkę piersiową, sprawiając, że ponownie upadł na ziemię. Zanim zdążył się poruszyć, Mycroft skierował miecz (bo to był cholerny miecz) na jego gardło.
— Na twoim miejscu bym się nie ruszał. — Mycroft spojrzał na niego groźnie.
Greg sapiąc, podszedł do nich. Skinął głową Mycroftowi, który powoli odsunął ostrze, gdy Greg ukląkł i okrakiem usiadł na bandycie. Wyciągnął kajdanki z kurtki i wciskając brzuch mężczyzny w ziemię, zakuł go w kajdanki.
— Złym posunięciem było atakowanie polityka i inspektora — parsknął, zaciskając kajdanki bardziej, niż było to absolutnie konieczne.
Mężczyzna praktycznie szlochał. Wzdychając, Greg wyciągnął komórkę, wzywając policję.
Kiedy zgłaszał napad, spojrzał na Mycrofta z porozumiewawczym uśmiechem. Młodszy mężczyzna tylko się roześmiał i potrzasnął głową. Było jasne, że Greg zażąda wyjaśnień. Tylko nic nieznaczące miejsce w rządzie, ta jasne. Umawiał się z cholernym Jamesem Bondem.
