-

Ostatecznie kłótnię na tematy blond dziewczyn, czy chłopaków, oraz żywych bądź martwych speców od szabli, rozwiązał Quatre, sugerując, żeby rozejrzeli się po fabryce, w której figurki były produkowane. Oczywiście była ona ściśle tajna i mocno chroniona, ale przecież mamy do czynienia z pilotami Gundamów, z czego jeden musi się spieszyć, bo jeszcze nie wybrał ukochanej prezentu, inny usiłuje oczyścić się z zarzutów i upewnić, czy aby Treize na pewno nie żyje. Dwaj kolejni starają się uratować miłości ich życia, a ostatni dwaj planują wyjechać na Hawaje z okazji ich piątej rocznicy. Fabryka, więc została zlokalizowana wyjątkowo szybko, a teraz sześciu młodych mężczyzn czaiło się za ogrodzeniem, usiłując się czegoś dowiedzieć.

Mówiłem, że to Relena – rzekł nagle Duo, a Heero spojrzał się tylko na niego, jak na wyjątkowo uciążliwego karalucha. – Kto inny robi różowe fabryki!

Niby racja – mruknął Wufei. – Musimy się rozdzielić i rozejrzeć po tej wytwórni.

Magazyn, do którego wszedł Duo wyglądał prawie identycznie, jak kilka poprzednich, które zdążył zwiedzić. Tym razem pudła były wypełnione laleczkami z serii „Kobiet Wojny".

O, Relena! – Powiedział Maxwell wyciągając lalkę w wyjątkowo... hmm... różowym stroju, po czym gwałtownie uderzył nią w metalową półkę, obok której stał. – Ojoj... rączka ci odpadła…

Ach, to bolało! – Wyrzekła lalka, zaciskając zęby. – Lecz dla pokoju warto cierpieć!

A dla kuchni? – Zainteresował się Duo, po raz kolejny uderzając lalką. – Z tego, co wiem, to ty wycierpiałaś sobie nawet kilkadziesiąt pokoi.

Tym razem uderzenie spowodowało, że część twarzy lalki została pozbawiona sztucznej skóry i wyglądała wyjątkowo mechanicznie.

Wyglądasz, jak terminator w sukience. Jak będą kiedyś kręcić część XXXIV pod tytułem „Terminator w krainie różu", to idź na kasting.

Heero Yuy szedł zaciemnionym korytarzem. Mijał kolejne magazyny pełne zabawek i części do nich (znalazł cały karton podpisany, jako włosy dla Duo). Jedne drzwi jednak przyciągnęły jego uwagę w szczególności. Potężne, metalowe z małym okienkiem z kratami, wyglądały zupełnie, jak okna od celi organizowanej przez kogoś, kto naoglądał się za dużo filmów.

Normalnie Heero przeszedłby dalej, jedynie przelotnie zastanawiając się, czy nie skazuje tym samym kogoś na dożywocie w różowej fabryce. Był jednak od kilku ładnych lat chłopakiem Releny Peacecraft, istoty czułej i dobrej z natury, co i na niego nieco się przeniosło, ale jaką drogą czytelnicy zapewne woleliby nie wnikać...

Tak, czy inaczej Heero zatrzymał się przy drzwiach i przez okienko zajrzał do środka. W celi było ciemno, światło padające z korytarza pozwalało jednak zobaczyć, że ktoś leży na łóżku.

Kto tam jest? – Szepnął Yuy, nie chcąc wzbudzić zainteresowania tej części czających się gdzieś strażników, która wciąż była przytomna.

Postać na łóżku poruszyła się, jakby patrząc w stronę drzwi, a już po chwili zerwała się z łóżka i podbiegła do wejścia z nadzieją witając potencjalnego wybawcę.

I tak Heero Yuy stanął oko w oko z jakże żywym i zdrowym Treize Kushrenadą.

Ratuj mnie, Yuy. Ta wariatka mnie wykończy.

Heero westchnął z żalem. To obalało teorię o winie Zechsa i możliwe, że wyjątkowo mocno komplikowało życie miłosne biednego pilota. Mimo to zaczął on przeglądać klucze zabrane strażnikowi i próbować uwolnić więźnia.

Trowa Barton i Quatre Raberba Winner nierozłączni nawet podczas misji usiłowali właśnie przejść po metalowej rurze nad zaciemnionym magazynem. Cyrkowej części tej pary szło to z łatwością, ale anielski arab powoli zostawał w tyle i było tylko kwestią czasu to, kiedy w końcu spadnie.

Trowa! – Krzyknął blond pilot i poślizgnąwszy się na niestabilnym gruncie spadł.

Quatre! – Nikt nie przypuszczał, że Barton potrafi krzyczeć z takim przerażeniem.

Nic mi nie jest – doszedł go po chwili uspokajający głos Winnera. Spadłem na coś miękkiego. Chyba worki z tkaninami na ubrania, czy coś takiego. Możesz do mnie zeskoczyć, nie ma tu żadnych strażników.

Po chwili obaj piloci znajdowali się już na wielkiej stercie miękkich worków z tkaninami i dokonywali inspekcji wrogiego terytorium. No dobrze nie wrogiego terytorium tylko terytorium od pięciu lat całkiem swojskiego, ale na ich usprawiedliwienie trzeba dodać, że na workach było naprawdę miło i przytulnie, panował romantyczny mrok, Quatre rozdarła się koszula i na skutek wzmożonej pracy w firmie Winnerów nie widzieli się przez prawie cały miniony tydzień. Tak, więc lalki chwilowo przestały mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie.

Wufei Chang powoli wsunął się do magazynu i od razu zobaczył pilnującego go strażnika. Był to rudowłosy mężczyzna w średnim wieku, który obecnie stał wpatrzony w coś z wyrazem szoku na twarzy. Były pilot szybko to wykorzystał i uderzył go kolbą pistoletu w tył głowy. Szybko spojrzał w kierunku, w którym zagapił się ochroniarz i sam na dość długą chwilę oniemiał.

Po środku magazynu stał chichoczący, jak szaleniec Duo Maxwell i gwałtownie uderzał lalką-Releną o półkę. Po chwili rzucił lalkę na ziemię i zaczął po niej skakać.

Hehehe... chyba zaczynam rozumieć, co jest takiego fajnego w tych lalkach! – Krzyknął, gdy ledwo rozpoznawalna lalka (tylko po resztkach różowej sukni) rozpadała się pod jego stopami.

Ech… Duo? – Rzucił ostrożnie Wufei. – Wszystko w porządku?

Co? – Duo odwrócił się do niego z nieco zaskoczonym wyrazem twarzy, po czym uśmiechnął się szeroko. – Jasne! Idziemy dalej?

Poczym ruszył przed siebie, odkrywać dalszą część fabryki, a Chang powoli podążył za nim.

Zechs Marquise miał chyba najmniej szczęścia ze wszystkich pilotów. To znaczy niby dość szybko znalazł biuro głównego szefa całej organizacji, ale w momencie, gdy to zrobił, zaczął żałować, że jednak nie udał się wraz z Duo do jednego z magazynów. Niestety tego nie zrobił i teraz stał przed potężnymi, metalowymi (pomalowanymi na różowo) i uchylonymi drzwiami z napisem „prezes stowarzyszenia laleczkowego", a jego organizm zastanawiał się, czy na tak wielki szok należy zareagować krwotokiem z nosa, omdleniem, czy zawałem serca. A może wszystkimi trzema naraz.

Za drzwiami bowiem, rozparta wygodnie w fotelu siedziała Relena Peacecraft i nagrywała dźwięk dla swojej laleczki. Najwyraźniej jednak opracowywała teraz funkcje od lat osiemnastu, co nie było widokiem, jaki jej brat powinien zobaczyć. To znaczy, mógł przeżyć swoją siostrę śliniącą się do porozrzucanych po biurku zdjęć Heero, ale dodatkowy motyw dźwiękowy był już ponad jego możliwości. Niewieście jęki, wzdechnięcia i fragmenty łóżkowych rozmów, jakie dochodziły uszu biednego Marquise'a upewniły go raz na zawsze w pozostaniu gejem.

Był jednak tak obrzydzony i zszokowany widokiem, że nie usłyszał nadchodzącego od tyłu napastnika, do póki nie został trafiony wyjątkowo ciężkim kluczem francuskim.

Treize Kushrenada spojrzał z radością na swego wybawcę. Był jego zbawieniem i ratunkiem. Miał już naprawdę dość siedzenia w tej ciasnej celi i rysowania kolejny projektów figurek, zastanawiania się, jak mogłyby się zachowywać i wynajdywać preteksty, dlaczego nie mogą się zachowywać tak, jak wymyśliła to sobie Relena. Był już wyczerpany psychicznie tą niewolą i celą w jakże ukochanych przez założycielkę pastelowych kolorach.

Poza tym widok Heero Yuy'ego był dla niego wyjątkowo przyjemny również z innego powodu…

Boże, nareszcie jakiś facet! – Zakrzyknął, rzucając się na szyję nieco zaskoczonemu pilotowi i przewracając go na ziemię.

Treize Kushrenada odkąd tylko odkrył co to jest seks był gejem. Firma, w której nie pracował ANI JEDEN mężczyzna była dla niego jeszcze gorszym więzieniem niż można by przypuszczać. I właśnie wtedy pojawił się wyjątkowo przystojny japończyk o pięknych, błękitnych oczach i jeszcze ładniejszym tyłku. A przynajmniej tak wyglądała sytuacja widziana oczami niewyżytego seksualnie i wyjątkowo samotnego mężczyzny, jakim niewątpliwie był Treize.

Relena! Co to ma znaczyć! Jak mogłaś zrobić coś takiego! Lena! – Zechs był wyjątkowo zły i całkiem mocno przestraszony.

Siedział związany na skórzanym fotelu, a przy nim stała jego siostra i Dorothy. Trzeba również zaznaczyć, że ta druga wciąż dzierżyła w dłoniach klucz francuski.

Wszystko zepsułeś! Ta firma była genialna! A teraz dokładnie opowiesz mi, jak nas znalazłeś i kto ci w tym pomógł? Gadaj, tchórzu! – krzyknęła wściekła Peacecraft, która obecnie wcale nie wyglądała, jak uosobienie idei pokoju.

Nie boję się was! – Powiedział Zechs drżącym i wyjątkowo piskliwym głosem. – Duo mnie uratuje!

Och, doprawdy? – Spytała z ciekawością Dorothy unosząc klucz nad dłonią Marquise'a.

Zechs głośno przełknął ślinę.

x