Tytuł:
"Harry Potter i Książę Półkrwi"
Autor:
radziczek a.k.a. Michał B.
Gatunek:
akcja/humor/romans/horror/... etc...
Przedział
wiekowy: PG13 ale może iść wyżej
Spoilery:
hmm... jak sam tytuł wskazuje wszystkie 5 tomów
Oświadczenie:
HP i s-ka należą w całości do JKR a ja jestem tylko marnym
naśladowcą i to opowiadanko piszę dla przyjemności
X X X
-
Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
Drobna
dziewczyna o niebieskich oczach odgarnęła kosmyk włosów za
czoło i z troską popatrzyła na swojego towarzysza.
-
Tak Ann – powiedział cicho. – Nie mam innego wyjścia.
Chłopak,
który się odezwał nie wyróżniał się niczym
szczególnym. Miał krótko ostrzyżone włosy i jasną
karnację skóry. Był dosyć wysoki jednak nie rzucało się
to aż nadto w oczy. W jego intensywnie niebieskich oczach
przebłyskiwały złote iskierki.
-
Nadal nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – odezwała
się.
Przez
kilka sekund trwało milczenie.
-
To się musi w końcu zakończyć. I tym razem nie mogę od tego
uciec.
Pochylił
się i objął drżącą na całym ciele Ann.
-
Obiecuję, że do ciebie wrócę – wyszeptał jej prosto do
ucha. – Nie po to cię odzyskałem, abym miał cię teraz stracić.
-
Trzymam cię za słowo – odparła równie cicho.
Odsunął
się nieco i na jego wargach pojawił się szelmowski uśmiech.
-
Do zobaczenia.
Pocałował
ją lekko, po czym odszedł od niej na kilkanaście kroków i
na ułamek sekundy przymknął oczy.
-
Est Mondo Shifto – wymruczał do siebie, a jego oczy stały
się nagle mleczno białe.
Wokół
jego postaci utworzył się ni z tego ni z owego potężny wir
powietrza przypominający miniaturową trąbę powietrzną. W jednej
chwili pokrył go całego i zaraz potem nastąpił głośny huk.
Kiedy wiatr ustał, po dziwnym chłopcu nie pozostał nawet
najmniejszy ślad.
Ann
stała nieruchomo a po jej policzkach płynęły powoli dwa strumyki
łez.
-
Wracaj szybko – powiedziała, po czym odwróciła się i
znikła w mroku nocy.
Było
już dobrze po północy i opustoszała Ulica Pokątna
wyglądała na całkowicie uśpioną.
Wstrząsy
nadeszły dość niespodziewanie.
Z
początku wyglądało na to, jakby ziemia lekko zadrżała. Wiszące
nad drzwiami sklepów dzwonki rozdzwoniły się lekko, jednak
było to na tyle cicho, że nie zwracały na siebie większej uwagi.
Po
chwili niewielka błyskawica białej energii rozdarła na dwoje
fragment powietrza i z powstałej w ten sposób dziury
wyskoczyła pojedyncza postać. Zamknęła się równie szybko
jak powstała.
Ten
sam chłopak, który jeszcze przed momentem rozmawiał z
dziewczyną o imieniu Ann w zupełnie innej części świata,
spokojnie otrzepał spodnie z kurzu i rozglądnął się z uwagą po
okolicy. Jego wzrok spoczął o oddalonym o kilkaset metrów
jasno oświetlonym szyldzie gospody.
-
"Pod Rozbrykanym Kucykiem" – mruknął do siebie
po czym wzruszył ramionami. – Równie dobre miejsce jak
każde inne.
Przeciągnął
się mocno tak, że można było usłyszeć trzask kości.
-
No dobra, faza pierwsza zakończona... jestem na miejscu. Teraz
pozostaje tylko dać o sobie znać, nieco się zakamuflować, no i
czekać na list z Hogwartu.
Złożył
na krótko obie dłonie jak do modlitwy i zamknął oczy.
Wypowiedziawszy pod nosem zaklęcie utajniające, odczekał moment
jak jego całe ciało błysnęło, krótkim lecz niezwykle
silnym błyskiem.
Otworzył
oczy.
-
Okej, to z głowy.
Kątem
oka zauważył przebiegającego przez środek drogi szczura. Szybko
wyciągnął rękę w jego kierunku.
-
Accio szczur.
Szamoczące
się bezsilnie zwierzę pomknęło w powietrzu i już po chwili
chłopak trzymał je za ogon. Odczekał kilka sekund po czym uwolnił
gryzonia i westchnął.
-
Sprawa pierwszego użycia magii bez licencji również
załatwiona.
Pogwizdując
pod nosem jakąś melodyjkę spacerowym krokiem ruszył w kierunku
gospody. Zanim jednak wszedł do środka podniósł z ulicy
kilka kamieni i trzymając je na rozpostartej dłoni przykrył je
drugą.
-
Metamorfa gelleo.
Uśmiechnął
się lekko, kiedy po wypowiedzeniu zaklęcia kamienie zmieniły się
w garść złotych galeonów. Wsunął pieniądze do kieszeni i
wszedł do środka. Szybko wynajął pokój u opryskliwego
barmana i nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia gości
zgromadzonych w głównej sali szybko udał się do
przydzielonego pokoju.
Stare
łóżko skrzypnęło lekko pod ciężarem jego ciała, a
wygodna i miękka pościel aż nadto zachęcała do odpoczynku.
Niestety pomimo tego, że chłopcu oczy same się zamykały, to nie
mógł sobie jeszcze pozwolić na upragniony sen.
Dopiero
po jakiś niespełna dwudziestu minutach, dźwięk delikatnego
stukania w okno wyrwał go z odrętwienia. Wstał z łóżka i
wpuścił do środka szaroburą sowę w listem uczepionym do jej
nogi. Młodzieniec odwiązał pergamin, a sowa natychmiast odfrunęła
z powrotem.
Złamał
pieczęć z wielką literą "H" i zagłębił się w
lekturze. Jego usta wykrzywiły się z niesmakiem, kiedy przeczytał
do kogo jest ów list zaadresowany, jednak z uwagą przyswajał
sobie każde zawarte w liście słowo.
Do:
Sz.P.
Thomas Riddle
Pokój
nr 4, gospoda "Pod Rozbrykanym Kucykiem", ul. Pokątna
Od:
Szkoła
Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
Szanowny
Panie Riddle.
W
związku z pierwszym zarejestrowanym użyciem przez Pana mocy
magicznej, pragnę poinformować, że został Pan przyjęty w poczet
uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Informuję
jednocześnie, że Ministerstwo Magii nie posiadając na Pański
temat, żadnych wcześniejszych danych rzuciło na Pana zaklęcie
identyfikujące. Stąd też Szkoła uzyskała informacje o Pana
personaliach.
Z
racji Pańskiego wieku (lat 16), zostanie Pan przydzielony do szóstej
klasy. Niestety wiąże się to z koniecznością zaliczenia przez
Pana wcześniejszych lat w możliwie jak najkrótszym terminie.
O terminie zaliczeń i egzaminów zostanie Pan poinformowany z
początkiem roku szkolnego.
Spis
książek i wymaganych przedmiotów potrzebnych do rozpoczęcia
szóstego roku nauki znajdzie Pan na pergaminie dołączonym do
niniejszego listu.
Z
wyrazami szacunku
Z-ca
Dyrektora ds. Administracyjnych
Minerwa
McGonagall
Tom
Riddle starannie złożył list do kieszeni i na jego wargach pojawił
się lekki uśmiech.
-
Udało się – powiedział do pustego pokoju. – Teraz pozostaje
już tylko czekać na, aż mój cel sam się odsłoni.
Wyciągnął
się na łóżku i zamknął oczy. Po kilkunastu sekundach spał
jak zabity.
-
JAK TO JEGO SYN?
Profesor
Snape chodził po dyrektorskim gabinecie jakby paliły mu się
podeszwy. Jego długa i czarna jak noc peleryna falowała gwałtownie.
-
Uspokój się Severusie – głos Dumbledora rozbrzmiał w
pokoju. – To twoje chodzenie powoduje u mnie zawroty głowy.
Snape
posłuchał i usiadł ciężko na krześle stojącym przed biurkiem.
Na prawo od niego siedziała profesor McGonagall. Ta również
wyglądała na niezwykle podenerwowaną.
-
Chcesz abym się uspokoił Albusie? – syknął mistrz eliksirów.
– Nie dość mamy kłopotów z jednym... Sam-Wiesz-Kim... a
teraz na głowy zwala się na jeszcze jeden?
Dyrektor
nie odpowiedział zatopiony w myślach.
-
To jego syn! – warknął Snape. – Zaklęcia identyfikującego
Ministerstwa nie można oszukać. Pojawia się ni z tego ni z owego,
a na dodatek my mamy obowiązek przyjąć go do Hogwartu. Jakim cudem
nikt nie wiedział o jego istnieniu przez ostatnich szesnaście
lat? Jak to możliwe, że zdecydował się ujawnić dopiero teraz,
poprzez jeden z możliwie najprostszych czarów?
Głos
starej profesor transmutacji był również pełen napięcia.
-
Albusie, nie mamy pojęcia kim jest ten chłopiec ani jaką posiada
moc. nie wiemy również tego w jaki sposób zechce ją
wykorzystać... Nie wiemy po prostu nic. Zaklęcie Ministerstwa
również nie dało nam wiele szczegółów. Mamy
tylko jego imię i nazwisko, wiek oraz kilka nieistotnych szczegółów
jak wzrost, waga, kolor włosów czy oczu. Identyfikacja krwi
twierdzi jednak niepodważalnie, że ten chłopiec jest właśnie
synem Toma Riddle. TEGO TOMA RIDDLE. Na Merlina! On nosi takie same
imię i nazwisko!
-
A co z matką? – zapytał Snape.
Kobieta
pokręciła głową.
-
Tu właśnie mamy coś dziwnego. Jakaś niezwykle silna moc blokuje
dostępu do tej informacji. Nic czego Ministerstwo próbowało
nie było w stanie jej przełamać.
-
Proszę – warknął ubrany na czarno czarodziej. – Już zaczynają
się schody. Albusie, nie możemy dopuścić aby syn Toma Riddle
uczył się w Hogwarcie. Wyobraź sobie reakcję innych profesorów
i nauczycieli... nastąpi totalny chaos.
Kiedy
Dumbledore się odezwał jego głos był cichy i spokojny.
-
Zapominacie o jednym drodzy przyjaciele. Tom Riddle... kimkolwiek by
nie był, czyimkolwiek synem by nie był... jest tylko młodym
chłopcem. Chłopcem, któremu musimy zapewnić dostęp do
wiedzy i nauki na takim samym poziomie jak wszystkim innym. Naszym
obowiązkiem jest nauczanie, a nie przenoszenie win z ojca na syna.
-
Ale przecież Sam-Wiesz...
-
Voldemort... och moi drodzy, powinniście już dawno przyzwyczaić
się do tego imienia... na pewno będzie próbował coś w
związku z tym młodym człowiekiem zrobić. I naszym zadaniem jest
właśnie temu przeszkodzić.
Snape
pokręcił głową.
-
Nie zgadzam się z tobą Albusie. To będzie naprawdę niebezpieczne.
Profesor
McGonagall również nie miała zbyt szczęśliwej miny.
-
Coś mi mówi, że ten rok będzie jednym z najcięższych
jakie przeżyliśmy.
Dumbledore
powoli skinął głową.
-
Pewnie masz rację Minerwo, jednak jak na ten moment nie to mnie
najbardziej niepokoi.
-
W takim razie co?
Dyrektor
przez ułamek sekundy się zawahał.
-
Co zrobi Harry Potter gdy dowie się, że jego nowym kolegą z roku
jest syn mordercy jego rodziców.
Głucha
cisza, która zapadła po jego słowach była aż nadto
znacząca.
Lord
Voldemort siedział w swoim fotelu kiedy nagle naszło go przedziwne
uczucie. Poczekał parę sekund aby je rozpoznać. Jego
krwistoczerwone oczy błysnęły kiedy ten cel został osiągnięty.
Pomału
na jego ustach wypłynął szatański uśmieszek. Odetchnął głęboko
i zasyczał.
-
Moja krew przybyła dziś na ten świat.
Wyciągnął
prawą dłoń i położył ją na łbie olbrzymiego węża leżącego
przy jego stopach niczym wierny pies.
-
Tak Nagini – wyszeptał. – Nie wiem jak... ale czuję energię
życiową mojego bękarta.
Wąż
poruszył się ciesząc się z dotyku swego pana.
-
W rzeczy samej mój wierny kompanie – zamyślił się. –
Coś mi mówi, że ta sytuacja może być całkiem użyteczna.
Szaleńczy
śmiech wyrwał się z gardła czarnego Pana i odbijając się echem
od ścian ruszył korytarzami Mrocznej Twierdzy.
Leżący
na łóżku Tom syknął z bólu i złapał się za
głowę. Przez chwilę masował skronie czekając aż ból
ustąpi. Upłynęła chwila ciszy, po czym chłopaka odsunął dłonie
od czoła pełnym satysfakcji wzrokiem popatrzył w ciemność.
-
A więc już wie – mruknął do siebie. – Gra została
rozpoczęta.
Harry
Potter przebudził się gwałtownie i ostrożnie dotknął opuszkami
palców pulsującej na jego czole blizny. Rzucił przelotne
spojrzenie na chrapiącego w łóżku, kilka metrów od
niego, swojego najlepszego przyjaciela Rona Wesley.
Starając
się zachować najciszej jak tylko możliwe, podniósł się ze
swojego posłania i zarzuciwszy na plecy jedną ze swoich flanelowych
koszul, wyszedł z pokoju.
Wszyscy
mieszkańcy Nory najwyraźniej smacznie sobie spali, więc Harry nie
niepokojony przez nikogo zszedł do salonu, a później przez
kuchnie wyszedł na zewnątrz zaczarowanego domu. Przeszedłszy kilka
metrów usiadł na jednym z kamiennych stopni prowadzących do
drzwi wejściowych.
Pogrążony
we własnych myślach, podskoczył gwałtownie, kiedy kilka minut
później na jego ramieniu spoczęła znajoma drobna dłoń.
-
Na Merlina! – krzyknął cicho. – Czy chcesz mnie doprowadzić do
zawału Hermiono?
Jego
najlepsza przyjaciółka uśmiechnęła się lekko po czym
usiadła obok niego.
-
Mówiłam do ciebie non-stop przez ostatnią minutę, jednak
najwyraźniej mnie nie słyszałeś.
-
Zamyśliłem się.
-
Tego się raczej domyśliłam.
Harry
spojrzał na nią pytająco.
-
A tak w ogóle to dlaczego nie śpisz?
-
O to samo mogłabym spytać ciebie.
Chłopak
nie odpowiedział oczekując na jej odpowiedź. Westchnęła.
-
Czytałam w jadalni przy kominku, kiedy zszedłeś na dół.
Nie zauważyłeś mnie, i chciałam sprawdzić czy u ciebie wszystko
w porządku.
Harry
ponownie popatrzył na otaczającą ich czerń nocy.
-
Znowu miałeś koszmar? – zapytała.
W
każdym innym momencie Harry starałby się zbagatelizować to
pytanie. Jednak od momentu kiedy dwa tygodnie wcześniej przybył do
Nory, aby spędzić z Wesleyami tradycyjnie koniec wakacji, wiedział,
że nie był w stanie ukryć swoich złych snów.
Kiedy
przyjechał, Hermiona była już na miejscu od paru dni. Ją również
Molly zaprosiła, a dziewczyna chętnie na to przystała. Trio z
Hogwartu zawsze najlepiej się przecież czuło w swoim własnym
towarzystwie.
Koszmary
Harrego zaczęły się od dnia, kiedy powrócił do Dursleyów
na kolejną przerwę międzyszkolną. Przez kilka pierwszych tygodni
wręcz myślał, że oszaleje, jednak jego wrodzony ośli upór
nie pozwolił mu tego zaakceptować.
Cierpienie
i ból stały się jego towarzyszkami przez wszystkie te dni,
tak, że całymi dniami chodził jak nawiedzony i dosłownie znikał
w oczach. Praktycznie nic nie jadł, i to nie dlatego, że
Dursleyowie go nie karmili. O nie, po ostrzeżeniu członków
Zakonu Feniksa, w tym departamencie znacznie się poprawiło, nie
mniej jednak starali się w ogóle nie zauważać mieszkającego
z nimi chłopca i nieustannie go ignorowali.
Harremu
było to tylko na rękę.
Ktokolwiek
mógłby sądzić, że chłopcu śniły się różne
koszmary byłby jak najbardziej w błędzie. Sen był tylko jeden.
Departament
Tajemnic...
Belatrix
Lastragne...
Syriusz
Black...
Zasłona...
Ten
jeden z najgorszych, który niestety okazał się prawdą.
...
Syriusz...
kochany Syriusz.
Ostatnia
najbardziej zbliżona do rodziny osoba, którą Harry poznał w
swoim życiu.
Jego
ojciec chrzestny... przyjaciel... człowiek, dzięki któremu z
nadzieję zaczął patrzyć w nadchodzącą przyszłość.
On
który...
...
Teraz
był martwy
Za
każdym razem Harry budził się z krzykiem i zwijając się w kłębek
drżał jak małe dziecko.
Nikt
o tym nie wiedział. Nikt nie miał prawa wiedzieć. Dlatego też
pozwalał sobie na te chwile słabości tylko kiedy był sam.
Dursleyów to nie obchodziło, a jeśli chodzi o przyjaciół
to chłopak nie chciał ich litości. I tak wystarczająco już przez
niego przecierpieli, przekonywał się. Nie chciał już więcej
nikomu być ciężarem, więc stopniowo i z biegiem czasu coraz
usilniej budował wokół siebie niewidoczny mur, zza którego
nic nie miało się przedostać na światło dzienne.
Kiedy
przyjechał do Nory, przyjaciele niemal go nie poznali.
Dawny
pogodny Harry gdzieś zniknął, a jego miejsce zajął inny,
wychudzony o smutnych oczach. Chłopiec, który owszem,
uczestniczył w toczących się przy stole rozmowach, latał na
miotle tak samo jak przedtem, który uśmiechał się lekko,
gdy jeden z bliźniaków zrobił coś zabawnego lub szalonego.
Nastolatek ten posłusznie zjadał każde ilości jedzenia podsuwane
mu przez Panią Wesley, który tak jak dawniej każdorazowo
przegrywał z Ronem w partiach magicznych szachów, który
z leciutkim uśmiechem powtarzał za każdym razem "Naprawdę
wszystko w porządku", kiedy się go o to z troską pytano.
Te
wszystkie zachowania... te wszystkie słowa... były jednak po prostu
zwyczajną maską.
Ron
jakby wyczuwając, że przyjaciel jest daleki od jakiegokolwiek
dzielenia się swoimi uczuciami, nie naciskał, tylko czekał na
moment aż Harry sam się do niego zwróci. Wiele razy słyszał
jak ten przewraca się z boku na bok w kolejnym koszmarze, ale
bezsilny nie mógł zrobić nic aby temu zapobiec. Pozostało
tylko jedno i rudy chłopak przysiągł sobie, że będzie na miejscu
gdyby przyjaciel go potrzebował.
...
Zupełnie
inaczej sprawa wyglądała z Hermioną.
Od
samego momentu jak Harry przekroczył próg Nory dziewczyna nie
odstępowała go na krok. Z samego początku przerażona jego
wyglądem i sposobem zachowania szybko rozgryzła to jak się do
wszystkich odnosi. Ku jego wielkiej irytacji, nie tylko postanowiła
nie zwracać uwagi na delikatne aluzje, że chce być sam, ale na
dodatek starała się zrobić wszystko aby zając go jak największą
ilością rzeczy do zrobienia, tak aby choć na chwilę wyrwać go z
tego odrętwienia.
Oczywiście
na początek jej wysiłki przynosiły podobny efekt jak rzucanie
grochem o ścianę. Harry grzecznie kiwał głową, przytakiwał jej
a nawet z udawanym zainteresowaniem zgodził się odrabiać zadane na
wakacje prace domowe.
Ta
jego fasada cichej akceptacji na wszystko wokół doprowadzała
ją do granicy furii.
To
nie był Harry Potter, którego znała i który był jej
najbliższym przyjacielem. To nie był Harry, którego
wewnętrzna siła przyciągała do niego wszystkich tych, którzy
tego potrzebowali.
To
był po prostu jego cień.
Potrzebowała
czegoś, co naruszyło by ten mur, którym się otoczył i sam
Merlin jej świadkiem, że w końcu to cos odnalazła.
Zaczęli
ze sobą rozmawiać jakiś tydzień po jego przyjeździe.
Jedyną
rzeczą o której się tego lata w Norze nie rozmawiało był
Syriusz. Nie mówiono o tym jak zginął, nie wspominano o nim
przy chłopcu, nikt nie pytał co tak naprawdę się wydarzyło w
Departamencie tajemnic (a ci nieliczni, którzy wiedzieli
trzymali buzie na kłódkę). Syriusz był tematem tabu i nikt
przy zdrowych zmysłach nie odważył by się o nim wspomnieć przy
pozornie pogodzonym z jego odejściem nastolatku.
Cóż...
Hermiona zawsze uważała, że odziedziczyła trochę szalonych genów
po swoim wujku (bracie ze strony matki), który połowę
swojego życia spędził w mugolskich zakładach psychiatrycznych
myśląc, że jest strusiem.
Po
tym jak jednego wieczoru na spacerze z Harrym wspomniała mu o
Syriuszu, ten nie odezwał się do niej słowem przez następne trzy
dni.
Ktoś
stojący trzeźwo na ziemi od razu po takiej reakcji dałby sobie
spokój i starał się przeczekać nadchodzącą burzę.
Oczywiście
mówimy tu o kimś, kto nie nazywał się Hermiona Granger.
Określenie
jej jako kogoś niezwykle upartego i nieustępliwego w dążeniu do
raz obranego celu... byłoby po prostu niedopowiedzeniem roku.
W
ciągu następnych dni dziewczyna umiejętnie wplatała zakazany
temat do ich rozmów w niezwykle delikatny i ostrożny sposób
i to tylko wtedy kiedy byli sam na sam. Nie było w tym najmniejszej
nawet nachalności czy wścibstwa. Po prostu najzwyklejsze uwagi o
człowieku, który był kimś wyjątkowym dla już i tak
wystarczająco zranionego przez los chłopaka.
Powoli,
słowo po słowie, fragment po fragmencie ponownie ukazywała Harremu
portret człowieka jakim był za życia Syriusz Black. Człowieka bez
reszty oddanego swoim przyjaciołom, dla których nawet
największa ofiara nie była zbyt wysoka.
Mówiła
mu o odwadze, lojalności, honorze i miłości. O wierności i
przyjaźni wykraczającej ponad wszelkie granice pojmowania. O
więzach międzyludzkich tak mocnych, że po prostu niezniszczalnych.
Hermiona
powoli lecz nieubłaganie stworzyła na nowo wspomnienie człowieka
za którym Harry powinien tęsknić i którego powinien
opłakiwać, ale który na pewno by nie chciał aby przez to
jego jedyny chrześniak odgradzał się od całego świata.
...
I
tak właśnie... krok po kroku... dzień po dniu... Syriusz Black
ponownie stał się częścią Harrego Pottera. Częścią
pieczołowicie hołubioną w sercu, jednak już nie w sposób,
którego kochany Łapa, by na pewno nie pochwalił.
A
w oczach młodego chłopaka wkrótce ponownie zawitało życie.
To
właśnie dzięki młodej dziewczynie o brązowych włosach Harry
mógł po raz pierwszy od śmierci Syriusza za nim zapłakać.
Stało się to pewnej sierpniowej nocy nad jeziorem oświetlanym
jasnym światłem księżyca. A wtedy ona była tuż przy nim i
obejmując mocno jego wstrząsane spazmami ciało szeptała mu do
ucha kojące słowa.
Tamtego
dnia świt zastał nad brzegiem wody dwójkę nastolatków,
z których każde miało czerwone i opuchnięte oczy, jednak
wiele lżejsze od trosk serca i umysły.
Od
tamtego momentu Harrego i Hermionę połączyły więzi przyjaźni
silniejsze od czegokolwiek magicznego lub nie co istniało w całym
świecie. Nic... ale to absolutnie nic... nie mogło tych więzi
zerwać.
Zaczęli
również ze sobą rozmawiać. Jednak rozmawiać nie w sensie
"Hej, co tam nowego piszą w Proroku?", tylko rozmawiać w
sensie prawdziwego głębokiego porozumienia.
On
opowiadał jej o wszystkim czego się bał i co napełniało go
radością. O rodzicach, Syriuszu, magii, Durlseyach. Mówił
jej rzeczy, których wcześniej nie zdradziłby nikomu nawet na
największych torturach. Nie wstydził się przed nią swoich myśli
i pragnień wiedząc, że w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej
sytuacji znajdzie w niej oparcie i pomoc.
Ona
ze swojej strony rewanżowała mu się opowieściami ze swojego
dzieciństwa, o swoich stosunkach z rodzicami i tego do czego dąży
w swoim życiu. Mówiła również o Voldemorcie (tak,
nauczyła się w końcu nie wymawiać normalnie jego imię, i robiła
to zwykle z całą pogardą na jaką tylko ją było stać). Oprócz
tego nie ukrywała także przed nim swoich wpadek i porażek jakie
zdarzyły się już w jej młodym życiu, i z uśmiechem na ustach
słuchała jak on spokojnym i ciepłym głosem stara się jej pomóc
w sprawach na pozór nierozwiązywalnych.
On
był w pełni dla niej, a ona była w pełni dla niego.
Oboje
nie byli pewni jak mogą nazwać tę ich nowo odkrytą zażyłość,
dlatego też uważali, że skupia się to tylko i wyłącznie na
pogłębieniu ich już i tak mocnej przyjaźni.
...
I
dlatego też właśnie tej nocy na wargach Harrego pojawił się cień
pełnego wdzięczności uśmiechu.
-
Znowu miałeś koszmar? Znowu Voldemort? – zapytała ponownie z
troską dziewczyna.
Skinął
głową.
-
Tak, jednak tym razem było w tym coś dziwnego.
-
Bardziej niż zazwyczaj?
Patrzył
na nią przez chwilę z uwagą zanim odpowiedział.
-
Był czymś zaskoczony.
Jej
oczy rozszerzyły się nieznacznie.
-
Co takiego?
-
Dostał jakąś wiadomość. Nie mam pojęcia jaką, ale z całą
pewnością mogę stwierdzić, że ona go zaskoczyła. Poczułem jego
emocje zanim je ukrył. Początkowe niedowierzanie, ciekawość, aż
do dziwnego zadowolenia.
-
Jak dziwnego?
-
Zupełnie coś w stylu... nie wiem... akceptacji wyzwania czy czegoś
podobnego.
Milczała
przez kilka minut.
-
Coś jeszcze?
-
Nic – pokręcił głową. – Blizna mnie rozbolała więc się
obudziłem.
-
Przypuszczasz co to może oznaczać.
-
Nie mam pojęcia, jednak jestem pewien, że prędzej czy później
się tego dowiemy.
Para
nastolatków zatopiła się na kilka minut we własnych
myślach. Ciszę przerwała Hermiona.
-
Zapomnijmy o tym na razie – uśmiechnęła się. – Jutro jest
bardzo ważny dzień.
Skinął
głową.
-
Racja.
-
Zaczniemy nasz szósty rok w Hogwarcie.
-
Niewiarygodne. A mi się wydaje jakbym jeszcze wczoraj płynął
łodzią przez jezioro w towarzystwie innych pierwszorocznych.
Delikatnie
wzięła go za rękę.
-
Kawał czasu, prawda? - zapytała.
-
Prawda – zgodził się. – Ale jakby to powiedział Syriusz... "To
dopiero początek".
Zaśmiała
się cicho.
-
Tylko pamiętaj, że w tym roku, żadnego wałęsania się po szkole
w godzinach nocnych. W końcu jestem prefektem i nie chciałabym
dawać ci szlabanu.
Oczy
Harrego błysnęły zawadiacko.
-
Cóż... myślę, że uda mi się cię jakoś wyprowadzić w
pole.
-
O nie Potter! Teraz to masz już naprawdę przechlapane!
Nadszedł
w końcu kolejny pierwszy dzień szkoły. Dzień w którym
trójka najlepszych przyjaciół miała wyjechać do
Hogwartu na szósty już z kolei rok nauki.
Hermiona
Granger została odprowadzona na dworzec przez swoich rodziców,
którzy wpadli z samego rana do Nory.
Ron
został wraz z swoją o rok młodszą siostrą Ginny przybył na
dworzec w towarzystwie swojej matki jednak ich ojciec został wezwany
z jakąś niezwykle ważną sprawą do Ministerstwa Magii.
Po
pożegnaniu z matką, Ginny odłączyła się od Rona i udała się
do wspólnego przedziału z koleżankami z pokoju, które
spotkała na peronie. Ron wspólnie z Harrym, udał się do
jednego z wolnych przedziałów w którym usiedli
wspólnie z Hermioną.
Harry
z drugiej strony, stał się w ciągu ostatnich dwóch dni
niezwykle zamyślony. Oczywiście w całości wiązało się to z
Hermioną. Zakłopotanie i niepewność chłopaka wzbudzał jeszcze
fakt, że ostatnimi czasy ilekroć patrzył czy rozmawiał z Hermioną
zauważał rzeczy, na które w przedziwny sposób nigdy
wcześniej nie zwracał uwagi. To jak się uśmiecha czy przygryza
dolną wargę kiedy jest zamyślona. To jak jej oczy rozjaśniają
się gdy przepełniają ją emocje takie jak strach czy szczęście.
Czy też to jak bawi się kosmykiem włosów gdy jest czymś
naprawdę zafascynowana.
Harry
nie był pewien o tym innym spojrzeniu na swoją najlepszą
przyjaciółkę więc zrzucał to na oczywistą troskę o jej
dobro i bezpieczeństwo. Bał się głębszej analizy swoich uczuć
jednak był pewien, że gdyby się nad tym konkretniej zastanowił to
wyniki tych jego przemyśleń mogły by się okazać jak najbardziej
zaskakujące.
Teraz
jednak więc wsiadł do pociągu z dwójką swoich najlepszych
przyjaciół i zalazłszy wolny przedział pogrążyli się w
rozmowie.
Minuty
upływające do odjazdu mijały niezwykle szybko i kiedy zabrzmiał
gwizdek zawiadowcy pociąg powoli ruszył z miejsca wyrzucając z
komina kłęby gęstej i białej pary.
Kilka
minut po tym jak pociąg ruszył do przedziału w którym
siedziała trójka rozgadanych przyjaciół wszedł ktoś
zupełnie nowy, kogo nigdy jeszcze wcześniej w Hogwarcie nie
widzieli.
Każde
z nich zareagowało na pojawienie się nowoprzybyłego inaczej.
Ron,
obrzucając chłopaka zaciekawionym spojrzeniem zauważył jego
szczerą twarz i zwyczajne mugolskie ubranie. Nieznajomy miał
zarzucony na ramię ciemnogranatowy marynarski worek w którym
zapewne trzymał swoje rzeczy. Instynktownie Ron uznał, że ich nowy
towarzysz podróży jest całkiem w porządku a nie kimś w
rodzaju Draco Malfoja w swoim najgorszym stadium.
Harry
był po prostu zdumiony. Zwykle kojarzył choćby z twarzy uczniów
uczęszczających do Hogwartu, jednak jego twarzy nie mógł
nigdzie umiejscowić. Na oko przybyły chłopak był w wieku jego i
jego przyjaciół i skoro znajdował się w ekspresie do
Hograwtu znaczyło to, że należy do jednego z czterech domów
istniejących w szkole. Gryffindoru, Ravenclawu, Huffelpuffu lub
Slytherinu.
Jednak
Harry był pewien, że nigdy go tam nie spotkał.
Jakby
tego było mało w całej jego postawie i zachowaniu wyczuwał coś
niepokojąco znajomego i o dziwo... niepokojącego. Nie mogąc
przyporządkować twarzy chłopaka do żadnej znanej mu postaci
skinął mu lekko głową gdy ten pojawił się w drzwiach.
Chyba
jednak najbardziej zszokowana pojawieniem się nieznajomego z całej
trójki była Hermiona. Kiedy tylko usłyszała otwieranie
drzwi ich przedziału jej pełen zaciekawienia wzrok zastąpił szok
i niedowierzanie.
Te
oczy. Te niebieskie, przejmujące i przenikające na wskroś
spojrzenie. Uważne i czuje, jednak jednocześnie pełnie dziwnego
spokoju, który w jakiś przedziwny sposób skierowany
było właśnie na całą ich trójkę. Nie! Przekonywała się
w myślach. To oczywiście nie mogło być prawdą. No bo jak
chłopak, którego widziała po raz pierwszy w swoim życiu
mógł tak na nich patrzeć (choćby nawet przez sekundę) w
taki właśnie sposób.
Coś
jej się musiało przewidzieć, przekonywała się. Zresztą, co
można powiedzieć o drugiej osobie kiedy widzi się go po raz
pierwszy w życiu i to przez pięć sekund w momencie gdy otwiera
drzwi do przedziału.
Odgłos
przesuwanych drzwi zabrzmiał głośno w przedziale i trójka
przyjaciół odwróciła głowy aby powitać nową osobę.
-
Cześć - z lekkim uśmiechem przywitał się Tom Riddle. - Czy
znajdzie się jedno wolne miejsce?
Ron
skinął lekko głową i machnął zapraszająco ręką.
-
Jasne, wejdź.
Chłopak
ściągnął worek z ramienia i jednym płynnym ruchem wrzucił go na
miejsce dla bagaży. Kiedy usiadł wyciągnął rękę do Rona.
-
Dziękuję. Naprawdę trudno było znaleźć jakieś wolne miejsce.
Mam na imię Tom.
Ron
uścisnął wyciągniętą dłoń. Po nim tak samo uczynili Harry i
Hermiona, tyle, że z lekką rezerwą której oboje nie byli w
stanie przed sobą wytłumaczyć.
Tom
oparł się wygodnie o siedzenie i przyjrzał się trójce z
życzliwym zainteresowaniem.
-
Jesteście z szóstego roku? - zapytał.
Harry
skinął głową i wskazał na przyjaciół.
-
Tak. To jest Hermiona, to Ron, a ja jestem Harry.
Tom
kiwnął lekko głową.
-
Czyli wynika z tego, że będziemy na tym samym roku.
Zaskoczona
Hermiona odezwała się po raz pierwszy.
-
Nie wydaje mi się abym widziała cię wcześniej w Hogwarcie -
zauważyła.
-
To prawda - zgodził się tamten. - To jest w zasadzie moja pierwsza
wizyta w Hogwarcie, jednak z racji mojego wieku i zostałem od razu
przydzielony na szósty rok.
Przyjaciele
wymienili ze sobą zaskoczone spojrzenia.
-
Nie uczęszczałeś wcześniej do innej szkoły magii?
Tom
pokręcił głową.
-
Nie. Próbowałem nieco magii na własny rachunek i to przez
parę lat, kiedy w końcu otrzymałem list w Hogwartu. Szczerze
mówiąc byłem totalnie zaskoczony, gdyż nie wiedziałem, że
istnieje coś takiego jak świat magii i czarodziejów. Z tego
co wiem czekają mnie jeszcze egzaminy kwalifikujące zaraz z
początku roku.
-
Czyli jesteś praktycznie mugolem? - zapytała Hermiona.
Tom
zaśmiał się cicho.
-
W zasadzie to można by tak powiedzieć. Jestem głęboko związany
ze światem mugolskim i trochę trudno jest mi przyzwyczaić się do
innych reguł jakie okazują się rządzą tą rzeczywistością.
-
Próbowałeś wcześniej czarów?
-
Tak. Kilka lat praktyki już za sobą mam.
Harry
pokręcił głową.
-
W takim razie nie rozumiem dlaczego Ministerstwo nie zwróciło
na ciebie wcześniej uwagi?
Tom
uśmiechnął się lekko.
-
Wiesz... jakby to powiedzieć... moja magia jest nieco inna od tej
właściwej. Przynajmniej tak wynika z tego co się do tego momentu
dowiedziałem.
-
Jak to inna? - nie zrozumiał Ron podobnie jak i jego dwójka
przyjaciół.
-
Jestem pewien, że zauważycie to w czasie roku szkolnego.
Tom
zmienił temat i po chwili cała czwórka nastolatków
pogrążyła się w przyjaznej rozmowie. Harry, Ron i Hermiona byli
zaskoczeni jak łatwo udało im się nawiązać przyjacielskie
stosunki z nieznajomym. Wydawało im się jakby znali go kilka
dobrych lat, a nie spotkali po raz pierwszy przed kilkunastoma
minutami.
Ich
dyskusję na temat co zawiera większą moc magiczną, łuska smoka
czy pióro feniksa, przerwało wtargnięcie do przedziału
znajomej postaci o platynowo blond włosach.
Draco
Malfoy i jego dwóch ochroniarzopodobnych kumpli Crabe i Goyle,
wparowali do przedziału z uśmieszkami wyższości drgającymi na
cienkich wargach. Malfoy obrzucił obojętnym spojrzeniem siedzącego
przy wejściu Toma po czym skupił wzrok na trójce przyjaciół,
którym uwielbiał uprzykrzać życie w Szkole Magii i
Czarodziejstwa w Hogwarcie.
-
Proszę, proszę, proszę - zaczął zjadliwie. - Potter, Granger i
Wesley. A więc ponownie trójka nieudaczników zamierza
zaszczycić nas wszystkich swoją obecnością?
-
Malfoy - Ron odezwał się ironicznie. - Z której dziury
wylazłeś tym razem. Może z jamy ropuchy błotnej, bo to by nawet
do ciebie pasowało.
Draco
wydawał się ignorować jego słowa, jednak przeczył temu lekki
rumieniec jaki wypłynął mu na policzki. Skupił uwagę na
Hermionie.
-
Granger!- udał zdziwienie. - Jak tam szanowne zdróweczko?
Teraz skoro Czarny Pan wrócił to mam nadzieję, że pokaże
wszystkim szlamom gdzie jest ich prawowite miejsce.
Wzburzona
dziewczyna już miała się odezwać, kiedy ubiegł ją w tym Harry.
Zerwał się na równe nogi i z bladą z wściekłości twarzą
poprzez zaciśnięte usta wysyczał.
-
Przeproś ją Malfoy, bo inaczej będziesz miał ze mną do
czynienia.
Draco
zaśmiał się złośliwie i jednym płynnym ruchem wyciągnął
różdżkę.
-
Serio Potter? Bo coś mi się wydaje, że jako bezrozumny szympans
małe będziesz miał szanse to zrobić. Zobacz czego nauczyłem się
przez te wakacje.
Zanim
ktokolwiek zdążył zareagować różdżka Dracona wystrzeliła
do przodu i wspomagana przez wypowiedziane przez niego zaklęcie, z
jej końca wystrzeliła zielona błyskawica prosto w Harrego.
-
Transmutus apeus.
Nagle
głos zamarł Malfoyowi w gardle, kiedy wpatrywał się w coś co
wydawało się zupełnie niemożliwe. Trójka przyjaciół
również nie mogła uwierzyć w to co się dzieje, kiedy
wykonany przez blondyna czar zatrzymał się w pół drogi do
celu po napotkaniu najbardziej niezwykłej bariery.
Zaklęcie
uformowane w postać niewielkiej kuli jaskrawozielonego światła
zatrzymało się w powietrzu kilka centymetrów od dłoni Toma,
którą ten postawił na drodze wypowiadanego przez Malfoya
zaklęcia jednocześnie chroniąc Harrego.
Zaskoczony
Draco zamrugał powiekami na ten niespotykany widok i po raz pierwszy
jego wzrok skupił się na czwartym podróżnym.
-
Co... co się dzieje?
Tom
spojrzał na niego zimno.
-
Proste zaklęcie hamujące. Czy to tak trudno pojąć twojemu
poniekąd bystremu umysłowi?
Malfoy
z trudem wypowiedział kolejne zdanie.
-
A... ale... bez różdżki?
-
Bez różdżki można robić wiele rzeczy chłoptasiu.
Oczy
blondyna błysnęły gniewnie.
-
Kim ty do diabła jesteś?
Tom
popatrzył na niego z pogardą.
-
Kimś, kto naprawdę nie znosi słowa szlama. Bo widzisz... rodzice
mojej mamy, również byli pełnokrwistymi mugolami. Więc
takim wrednym określeniem obraziłeś nie tylko Hermionę, ale
również moją mamę. A takiej obrazy przepuścić nie wolno.
Tom
uśmiechnął się lekko na widok min wszystkich znajdujących się w
przedziale. Z satysfakcją odnotował na twarzy Draca niepewność.
-
Returno magico. - wypowiedział zaklęcie młody Riddle.
Lewitujący
w powietrzu czar Dracona zadrżał gwałtownie, po czym na krótką
chwilę zatrzymał się a następnie błyskawicznie ruszył na
Malfoya. Ten zaskoczony nie miał szans by zareagować i zaklęcie
uderzyło go prosto w piersi.
Tom,
Ron, Harry i Hermiona parsknęli szaleńczym śmiechem, kiedy w
miejscu blondyna stanął niedużej wielkości szympans ubrany w jego
ciuchy. Dzięki niezwykłej interwencji czar mający ugodzić Harrego
cofnął się i zadziałał na swoim twórcy.
Małpa
wydała z siebie głośny wrzask i jak szalona wypadła z przedziału.
Za nią krok w krok podążali zszokowani Crabe i Goyle.
Hermiona
śmiała się tak mocno, że aż łzy pociekły jej po policzkach.
Harry i Ron również niemal tarzali się po ziemi.
-
Widziałeś jego minę...
-
Nie mogę uwierzyć...
-
Malfoy małpa...
-
Zauważyłeś, że nawet szympans był blond?
-
Ja to zrobiłeś?
Ostatnie
zdanie było skierowane do chichoczącego Toma. Po krótkiej
chwili kiedy wszyscy dostatecznie spoważnieli, ten odezwał się
lekko.
-
Powiedzmy, że tego zaklęcia nauczyła mnie konieczność.
Zdecydowanie pomaga w wielu podobnych sytuacjach.
Hermiona
zapytała Toma z napięciem w głosie.
-
Jesteś bezróżdżkowcem, prawda?
Pytany
skinął lekko głową.
-
Tak. To by się zgadzało.
-
To bardzo zaawansowana magia.
-
Podobno. Jednak ja od zawsze uczyłem się tylko takiej.
-
Naprawdę. Dlaczego?
-
Od zawsze uważałem, że czary bezróżdżkowe wymagają
większej ilości ćwiczeń i zdolności samoopanowania. Wychodzę z
założenia, że cięższa praca na początku owocuje większymi
możliwościami w przyszłości.
Hermionie
na moment odjęło mowę. Tak właśnie ona sama postrzegała naukę
czarów, dlatego też spędzała na nauce dwa razy więcej
czasu niż pozostali. Nie wyłączając nawet Harrego i Rona.
-
To... to bardzo mądre stwierdzenie - wykrztusiła.
Tom
zaśmiał się cicho.
-
Dziekuję. Cieszę się, że ci się podoba.
Żartobliwy
błysk w jego oku nie umknął uwadze dziewczyny jednak postanowiła
go nie komentować.
-
Jak długo potrwa ten czar na Malfoyu? - zapytał Ron.
Pytany
zachichotał.
-
Tyle ile miał trwać na Harrym. Lepiej więc dal niego, jeśli
chciał się tylko popisać nowymi zdolnościami. Jeżeli nie...
cóż... Slytherin będzie się musiał przyzwyczaić do nowego
kolegi.
Harry
zmarszczył brwi. Skąd Tom wiedział, że Malfoy jest w Slytherynie?
Skoro to była jego pierwsza wizyta w Hogwarcie to nie miał
wcześniej możliwości się tego dowiedzieć.
Jakby
odgadując jego myśli chłopak powiedział wyjaśniająco.
-
Kiedy wsiadałem do pociągu usłyszałem jak rozmawia o swoim domu z
jednym ze swoich kumpli.
-
A'propos domów - zapytał Ron. - Do jakiego chciałbyś
należeć?
Tom
udał, że się zastanawia.
-
Jakoś nigdy się nad tym nie myślałem - stwierdził. - W zasadzie
do jakiegokolwiek bym nie trafił będzie dobrze... chociaż, po tym
co teraz zrobiłem blondynowi to raczej w Slytherinie nie miałbym
łatwego życia.
-
Co racja to racja - uśmiechnęła się Hermiona.
-
A wy w jakich domach jesteście?
-
Oczywiście w Gryfindorze - stwierdziła z dumą.
-
Kto wie? - uśmiechnął się Tom. - Skoro się już znamy, to może
mi również się poszczęści i do niego trafię?
-
Fajnie by było - odparła.
Czwórka
młodych ludzi pogrążyła się w luźniej rozmowie. Pociąg w coraz
szybszym tempie zbliżał się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w
Hogwarcie.
Kiedy
pociąg dojechał na miejsce wszyscy uczniowie wysiedli ze swoich
wagonów pozostawiając bagaże, ponieważ te miały zostać
dostarczone do ich pokojów przez szkolne skrzaty.
Ku
Harremu, Ronowi, Hermionie i Tomowi przez tłum przechodził
potężnych rozmiarów brodaty mężczyzna. Uczniowie
pierzchali mu sprzed drogi i kiedy się w końcu zatrzymał na jego
twarz wypłynął szeroki uśmiech.
-
'Arry jak dobra cię znowu widzieć. Ron! Miona! Was jasne tyż!
Trójka
nastolatków uścisnęła go mocno.
-
Witaj Hagridzie. Stęskniliśmy się za tobą.
-
Ja za wami tyż dzieciki.
Hermiona
wskazała na stojącego z tyłu chłopaka.
-
Hagridzie, poznaj Toma. Jest po raz pierwszy w Hogwarcie, jednak
będzie w naszym roczniku.
Hagrid
uścisnął wyciągniętą rękę chłopaka i przyjrzał mu się
uważnie.
-
Holibka chłopie! Jak ty mi kogoś przypominasz! Czy my się już
kiedy nie spotkali?
-
Nie sądzę bo na pewno bym zapamiętał.
Gajowy
zaśmiał się gardłowo.
-
Pewno że tak chłopie. Przepraszam. Witoj w Hogwarcie.
-
Dziękuję Hagridzie. Ja również się cieszę. że tu jestem.
Hagrid
pokręcił głową i machnąwszy przyjaciołom zwrócił się
do tłumu.
-
Uwaga pirszroczniki! Wy chodźta za mną do łodzi. Reszta uczniów
do powozów i na zamek. Uczta czeka!
Wszyscy
wsiedli do bezkonnych powozów i już po chwili zajechali pod
zamek i weszli do sali jadalnej.
W
następnej kolejności wniesiono do sali Tiarę Przydziału,
czarodziejski kapelusz zajmujący się przyporządkowaniem nowych
uczniów Hogwartu do ich domów, po czym rozpoczęła się
ceremonia przydziału.
Z
każdym razem gdy tiara wykrzykiwała nazwę kolejnego domu z głowy
nowego ucznia, następował wybuch radości uczniów z
odpowiedniego domu.
-
Ravenclaw! – zakrzyknęła tiara, a uczniowie tego właśnie domu
gromkimi brawami przywitali swojego kolejnego młodego kolegę.
Rozradowany
chłopiec zajął szybko przeznaczone mu miejsce. Był on ostatni z
tegorocznych pierwszoroczniaków jednak o dziwo profesor
McGonnal nie odłożyła magicznego kapelusza z powrotem na swoje
miejsce.
Trójka
siedzących przy stole Gryfindoru przyjaciół popatrzyła na
siebie ze zrozumieniem. Oni już wiedzieli, że został ktoś jeszcze
do przydziału.
Szum
zaciekawienia przeszedł przez całą salę, jednak umilkł
natychmiast gdy profesor Dumbledore podniósł się ze swojego
miejsca. Harrego, Hermionę i Rona zdziwił nieco fakt, że jego
twarz była niezwykle poważna.
-
Jakkolwiek pierwszoroczni zostali już przydzieleni pozostała nam
dzisiaj jeszcze jedna osoba – powiedział powoli. – Wejdź
chłopcze.
Z
jednych z bocznych drzwi wszedł na sale chłopak. Przyjaciele
błyskawicznie rozpoznali chłopca, przez którego Malfoy
musiał przez całą drogę do Hogwartu pozostawać w ciele
szympansa. Pomachali mu wesoło na przywitanie.
Nagle
atmosfera na sali stała się dziwnie napięta.
Hermiona
z niedowierzaniem wpatrywała się w siedzących za stołem
profesorów, na których twarzach aż nadto widoczny był
spory niepokój i niepewność. O co tutaj chodzi? Zastanawiała
się. Dlaczego wszyscy nauczyciele spoglądają na tego chłopaka
jakby zaraz miał ich potraktować jakąś klątwą.
To
chyba z powodu Toma, pomyślał przytomnie Harry. Ale dlaczego?
Zmusił
się, aby słuchać co dalej mówi dyrektor.
-
Wasz nowy kolega zostanie przydzielony na szósty rok, gdyż
całkiem niedawno skończył siedemnaście lat. Nie uczęszczał
wcześniej do żadnej ze szkół czarodziejstwa i magii jednak
jak sami się wkrótce przekonacie jest niezwykle zdolnym i
umiejętnym młodym czarodziejem.
Tom
stanął na środku sali i spokojnie przesunął wzrokiem po
zaintrygowanych spojrzeniach siedzących na sali uczniów.
Kiedy napotkał nienawistne spojrzenie Draco Malfoya, jego wargi
wykrzywiły się w leciutkim uśmiechu. Kiedy doszedł do Gryfindoru
zatrzymał wzrok na Harrym, Hermionie i Ronie. Coś w jego oczach
błysnęło kiedy na nich patrzył, jednak po chwili całą swoją
uwagę skupił na Dumbledorze.
Dyrektor
gestem wskazał mu krzesło. Tom usiadł a profesor transmutacji
nałożyła mu na głowę czarodziejską tiarę.
Harremu
wydawało się, że czas nagle zwolnił, gdyż przez kilka minut
trwała niczym nie zmącona cisza, a czarodziejski kapelusz
zachowywał stoickie milczenie.
Nagle
stała się rzecz niespotykana.
Tiara
Przydziału delikatnie podniosła się znad głowy chłopaka i
przesunęła się w powietrzu prosto w ręce zaskoczonej takim
obrotem sytuacji profesor MacGonnal i wykrzyknęła.
-
NIEZALEŻNY!
Tom
pokręcił głową z niewielkim uśmieszkiem po czym nie zważając
na zdumione spojrzenia studenckiej braci stanął przed stołem
nauczycielskim.
Szmer
rozmów rozniósł się po sali jak burza.
-
Niezależny!
-
Jak to możliwe?
-
Kim on jest?
-
Coś podobnego!
-
Ty! Zobacz na miny profesorów...
Nic
nie rozumiejący Harry pochylił się do ucha swojej przyjaciółki.
-
Co oznacza "niezależny"?
Hermiona
pokręciła z niedowierzaniem głową.
-
Niezależny to znaczy, że posiada w sobie równe cechy
wszystkich czterech domów. Czyli tiara nie mogła go
przydzielić do żadnego z nich. To niezwykle rzadki przypadek.
Według "Historii Hogwartu" ostatnio miało to miejsce
jakieś sto pięćdziesiąt lat temu. Osoba z cechami czterech domów
ma zadatki na posiadanie naprawdę olbrzymiej mocy magicznej.
-
I co teraz się stanie? – wtrącił Ron.
-
Najprawdopodobniej profesorowie pozwolą mu samemu wybrać sobie dom.
Przynajmniej tak było do tej pory.
Ponownie
skupili wzrok na profesorze. Ten uniósł dłoń i momentalnie
nastała cisza.
-
Tiara Przydziału nie mogła dokonać wyboru więc według tradycji
to ty chłopcze musisz sam wybrać sobie dom. Hufflepuff, Ravenclaw,
Gryffindor czy też Slytherin?
Pytany
chłopak zastanawiał się tylko przez krótką chwilę po czym
skłonił się lekko.
-
Panie dyrektorze wybieram Gryffindor.
Zbiorowe
sapnięcie doszło zza nauczycielskiego stołu. Zdumienie widoczne na
ich twarzach wywołało jeszcze większą ciekawość uczniów.
Dumbledore
skinął lekko głową.
-
Dokonałeś wyboru. Niech będzie GRYFFINDOR!
Ostatnie
słowo wykrzyknął głośno i uczniowie tego domu, pomimo, że w
dalszym ciągu zaskoczeni rozwojem wypadków, przywitali
swojego nowego kolegę gromkimi brawami.
Tom
szybko usiadł na przeznaczonym dla niego miejscu, które
dziwnym zrządzeniem losu znajdowało się naprzeciw siedzącego
Harrego, Rona i Hermiony.
Mimo,
że wszystkich rozpierała ciekawość powściągnęli ją na moment
ponieważ dyrektor chrząknął znacząco.
-
Tak jak każdego roku muszę wam przypomnieć o głównych
zasadach. Mroczny las jest zakazany dla wszystkich studentów
bez wyjątku, jak również przebywanie uczniów poza
dormitorium po ogłoszeniu ciszy nocnej. Również w związku z
obecną podwyższoną aktywnością grup Śmierciożerców oraz
Sami-Wiecie-Kogo, zakazane jest również opuszczanie terenu
szkoły bez powiadomienia o tym opiekuna domu – na jego wargach
pojawił się ciepły uśmiech. – Ale koniec już z tymi wszystkimi
zakazami. Czas na długo oczekiwaną ucztę. Wcinajcie!
Kiedy
klasnął w dłonie na półmiski stojące przed uczniami
wypełniły się w jednej chwili górami przepysznego jedzenia.
Wszyscy z apetytem zaczęli pochłaniać jedzenie.
-
Witaj w Gryffindorze Tom – powitał nowoprzybyłego Harry.
-
Właśnie – przytaknęła Hermiona. To najlepszy dom w całej
szkole.
Chłopak
skinął im w lekko głową.
-
Dzięki. Jestem pewien, że macie rację.
Ron
ugryzł kawałek trzymanego w dłoni udka z kurczaka.
-
Ale się porobiło z tym wyborem. Pierwszy raz widziałem coś
takiego. Jak to możliwe?
Pytany
wzruszył ramionami.
-
Czy ja wiem – odpowiedział wymijająco. – Widocznie coś musiało
to sprawić.
Harry
uważnie przyjrzał się jego twarzy.
-
Na pewno. Ale to nie wszystko...
-
Co masz na myśli?
Harry
milczał przez chwilę.
-
Może to trochę dziwne, ale...
-
Co takiego? – dopytywał się Ron.
-
Ale bardzo zdziwiła mnie reakcja profesorów na twoje
przybycie.
Powieki
Hermiony zamrugały gwałtownie.
-
A ja myślałam, że mi się to przewidziało. Jednak ty też to
widziałeś... Wydawali się czymś bardzo wzburzeni.
-
Nawet Dumbledore był nieco dziwny.
Tom
skinął z namysłem głową.
-
Bo rzeczywiście profesorzy się nieco niepokoili – powiedział
spokojnie.
Trójka
przyjaciół przyjrzała mu się z napięciem.
-
Ale dlaczego – zapytał Harry. – Czemu ich tak zdenerwowała
twoja obecność?
Tom
nie odpowiadał przez chwilę jakby zastanawiając się czy
odpowiedzieć na to pytanie czy nie. W końcu jakby zdecydował się
i poważnie spojrzał Harremu prosto w oczy.
-
To ma pewnie wiele wspólnego z tym jak się nazywam.
Na
kilka długich sekund zapadła cisza. Przerwała ją Hermiona.
-
Z twoim nazwiskiem. A zresztą jak ty się w ogóle nazywasz?
Chłopak
uśmiechnął smutno. Ani na sekundę nie odwracał wzrok od Harrego.
Westchnął,
ale kiedy się odezwał jego głos był twardy jak stal.
-
Nazywam się Riddle. Thomas Augustus Riddle.
Cisza
jaka zamarła po jego słowach przy stole Gryffindoru była
absolutna.
Pierwszy
ciszę przerwał Ron.
-
Czekaj, czekaj... nazywasz się Riddle?
Pytany
chłopak był niezwykle spokojny.
-
Tak właśnie powiedziałem.
-
Tom Riddle?
-
Tak.
-
A imię… masz po kimś szczególnym?
-
Po ojcu.
Siedzący
przy stole uczniowie nabrali głęboko powietrza w płuca. Ron z
trudem zadał kolejne pytanie.
-
Twój ojciec również nazywa się Tom Riddle?
Pytany
skinął głową. Oczy Rona rozszerzyły się gwałtownie.
-
Czy to... czy on... czy... – zająknął się. – Czy to jest TEN
Tom Riddle?
Zanim
odpowiedział chłopak przesunął wzrokiem po siedzących przy stole
Gryffindoru uczniach. Na twarzach jednych widział szok i
niedowierzanie, na następnych strach i przerażenie. Przestrach i
zdumienie na twarzy Rona było aż nadto widoczne. Hermiona
spoglądała na niego z niedowierzaniem i podejrzliwością. Tylko
jedna osoba przy stole patrzyła na niego z nieukrywanym gniewem. To
Był Harry Potter.
Odpowiadając
na pytanie rudego chłopaka Tom zwrócił się prosto do
Harrego.
-
Tak. Ten właśnie Tom Riddle jest moim ojcem.
Przez
chwilę nikt nie mógł wykrztusić słowa. Nagle ciszę
przerwał Harry.
-
Jeżeli to ma być żart – powiedział powoli cedząc słowa. –
To jest on w bardzo złym guście.
Tom
spokojnie wytrzymał jego przeszywające wspomnienie.
-
Nie mam powodu aby na ten temat żartować Harry.
Kruczowłosy
chłopak tak mocno zacisnął pięści, że ta aż całe zbielały.
-
Voldemort jest twoim ojcem?
Zduszone
krzyki rozległy się przy stole na dźwięk tego imienia. Nazwisko
to przemknęło po sali niczym błyskawica, mimo iż nie było
wypowiedziane zbyt głośno. Cała sala umilkła jak jeden mąż.
Twarz
Toma była niczym wykuta z kamienia. Gdzieś nagle zniknął wesoły
chłopiec, którego trójka przyjaciół spotkała
w pociągu.
-
Tak.
Harry
wstał gwałtownie. Jego oczy rzucały błyskawice.
-
On zamordował moich rodziców – syknął przez zaciśnięte
gardło.
Młody
Riddle kiwnął powoli głową.
-
Tak. Wielu dzieciom odebrał rodziców... tobie także.
Harry
zachwiał się gwałtownie i przymknął oczy na kilka sekund.
Przerażona zaistniałą sytuacją godną sennego koszmaru –
Hermiona, wpatrywała się w troską w jego twarz.
Opalizujące
zielone oczy Harrego ponownie napotkały jasnoniebieskie Toma.
Ten
milczący pojedynek wyrażał więcej niż tysiąc słów.
Wiele osób przeszedł dreszcz po plecach na widok pogardy i
nienawiści jakie wyrażał wzrok Pottera.
-
Trzymaj się ode mnie z daleka Riddle. To moje pierwsze i ostatnie
ostrzeżenie.
Po
tych słowach odsunął się od stołu i szybkim krokiem wyszedł z
Wielkiej Sali. Ron i Hermiona rzuciwszy ostatnie zszokowane
spojrzenie na Toma, rzucili się w ślad za przyjacielem.
Kiedy
cała trójka znikła za drzwiami Tom odetchnął głęboko po
czym przesunął wzrokiem po wpatrzonych w niego z niepokojem
twarzach. Oczywiście były wśród nich te należące do
nauczycieli.
Chłopak
uśmiechnął się lekko po czym poniósł nieco do góry
trzymany w dłoni kubek z sokiem dyniowym w udawanym toaście.
-
Skoro mamy już za sobą formalne przedstawienie, to życzę
wszystkim smacznego – mruknął na tyle głośno aby jego głos
dotarł do wszystkich zainteresowanych.
Po
tych słowach ochoczo zabrał się do pałaszowania posiłku.
Cała
Wielka Sala pozostała w niczym nie zmąconej ciszy.
-
Harry!
...
-
Harry!
...
-
HARRY!
Chłopak
słyszał dobiegający zza jego pleców głos Hermiony jednak
gniewnie parł naprzód. Dopiero kiedy na miejscu osadziła go
jej mała dłoń, odwrócił się do niej z furią.
-
Zostaw mnie w spokoju! – krzyknął.
-
NIE!
-
Herm...
-
Uspokój się stary, proszę!
-
Ron nie wtrącaj się!
-
Musisz się uspokoić.
-
Hermiono! Czy ty wiesz kim on jest?
-
Tak, wiem.
-
Wiesz? Czy ty naprawdę to wiesz? Ron! A ty?
-
Tak chłopie, wiem.
-
NIE! Nie wiecie! Nie macie pojęcia!
-
Harry, proszę...
-
NIE HERMIONO! On jest jego synem! SYNEM VOLDEMORTA! Siedział ze
mną w jednym przedziale... żartował... śmiał się... zachowywał
się jak gdyby nigdy nic. Jakby to nic nie znaczyło, że on... że
jest... jego...
-
Harry.
-
Nie mogę – chłopak złapał się bezsilnie za głowę i przesunął
wzrokiem po swych przyjaciołach. – On zachowywał się jak gdyby
nigdy nic mimo, że doskonale wiedział kim jestem. Wiedział... że
ma w swoich żyłach krew zabójcy moich rodziców.
Z
oczu Hermiony popłynęły dwa strumyki łez na widok cierpienie
Harrego. Wyciągnęła rękę chcąc go dotknąć, jednak ten odsunął
się gwałtownie kręcąc rozpaczliwie głową.
-
Nie! Nie potrzebuję pocieszenia Hermiono... czego chcę... to...
wyjaśnień. Tego jakim cudem syn mordercy znalazł się w Hogwarcie?
-
Może ja ci w tym pomogę drogi chłopcze?
Trójka
przyjaciół odwróciła się błyskawicznie na dźwięk
dobiegającego zza ich pleców głosu.
-
Profesor Dumbledore – szepnęła Hermiona.
Wzburzony
Harry wystąpił o krok naprzód.
-
Co się tutaj dzieje panie profesorze? – zapytał.
Starzec
w zamyśleniu pogładził się po brodzie.
-
Szczerze mówiąc drogi chłopcze, sam dokładnie nie wiem,
jednak wyjaśnię wam to tyle na ile sam potrafię. Chodźcie wszyscy
do mojego gabinetu.
Trójka
uczniów skinęła głową i posłusznie podążyła za
dyrektorem. Kiedy już byli na miejscu, Dumbledore usiadł za swoim
biurkiem i gestem poprosił ich aby usiedli. Z trudem utrzymujący
nerwy na wodzy Harry pytająco na niego spojrzał.
Stary
profesor zauważył to spojrzenie i odchrząknął znacząco.
-
Kilka dni temu Ministerstwo Magii zarejestrowało nieuprawnione
użycie mocy magicznej. Błyskawiczne zaklęcie monitorujące
wykazało, że nieznanego czaru użył młody chłopiec na oko w
waszym wieku. Nie było by w tym może nic dziwnego i skończyło by
się na zwykłym naruszeniu przepisów, gdyby nie jedna bardzo
istotna sprawa.
-
Czyli? - zapytał cicho Harry.
-
Zaklęcie monitorujące nie zdołało ustalić kim jest ten młody
człowiek, który pojawił się dosłownie znikąd. Procedura
postępowania w takich przypadkach nakazuje użycie, oczywiście za
zgodą Ministerstwa, zaklęcia identyfikującego. Tak też
natychmiast uczyniono.
Hermiona
spojrzała na niego uważnie.
-
To był Tom?
Dumbledore
uśmiechnął się lekko i kontynuował.
-
Możecie sobie wyobrazić jakiego szoku doznaliśmy, kiedy
powracające zaklęcie oznajmiło, że tym młodym człowiekiem jest
Thomas Augustus Riddle, lat 16, nie będący wcześniej nigdzie
zarejestrowany, ani jako potencjalny ani praktykujący czarodziej.
-
Zupełnie jakby nigdy wcześniej nie istniał.
-
Dokładnie panie Wesley. Zresztą zaklęcie identyfikujące napotkało
na znaczne trudności i powróciło do nas w stanie bardzo
rozproszonym. Jedyną dokładną informacją była informacja o ojcu
owego chłopca.
-
Voldemorcie – syknął Harry.
-
Tak – skinął głową profesor. – Tom, jest synem Lorda
Voldemorta.
-
A matka? – zapytała Hermiona.
-
Tego również nie wiemy. Ta informacja została jakimś
dziwnym sposobem wymazana z zaklęcia. Bez wątpienia, ktoś musiał
w nie bardzo ingerować aby pozbawić nas dostępu do tych
informacji.
-
Tom?
-
Może tak... może nie. Nie mniej jednak, jako niepełnoletni
czarodziej, pan Riddle został automatycznie przydzielony do Szkoły
Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jak sami wiecie w świecie
czarodziejów najpierw się działa, a dopiero potem zadaje
pytania.
-
Pytania zadane przez Zakon Feniksa?
-
Tak Harry. Zakon nie ma sobie równych w zdobywaniu wszelkich,
nawet najbardziej tajnych informacji.
-
Czyli co wiemy o tym Tomie? – zapytała z nadzieją Hermiona.
-
Absolutnie nic.
-
Jak to? Przecież...
-
Spokojnie panno Granger, Zakon może nie działa najszybciej, jednak
bardzo skutecznie. Na ostateczne wyniki śledztwa trzeba trochę
poczekać.
Harry
zerwał się wzburzony.
-
Poczekać profesorze? POCZEKAĆ? Jak pan to sobie wyobraża? Syn tego
mordercy ma z nami uczęszczać na zajęcia.
Dumbledore
popatrzył na niego poważnie.
-
Harry... ten chłopak nie jest swoim ojcem. Nie odpowiada za jego
czyny... za to co tamten zrobił. Nie przerzucaj grzechów ojca
na następne pokolenie. Może powinieneś dać mu szansę na ukazanie
swojego prawdziwego Ja.
Poruszony
słowami starego człowieka Harry opadł bezsilnie na krzesło.
-
Dać mu szansę, panie profesorze? Nie wiem czy potrafię – odparł
szczerze. – On jest częścią człowieka, który pozbawił
mnie tego co w życiu najważniejsze. Człowieka... który,
nieustannie dąży do śmierci mojej i moich bliskich.
-
Zdaję sobie z tego sprawę drogi chłopcze.
-
Jak na razie nie mam powodu przypuszczać, że Tom jest inny niż
Voldemort. Jak pan sądzi, po której stronie ten chłopak się
opowie kiedy będzie miał do wyboru pomóc nam tu obecnym, czy
pomóc jemu – ostatnie słowo niemal wypluł.
-
Nie mogę ci na to odpowiedzieć Harry.
-
Ja także profesorze. Obdarzenie kogoś zaufaniem wymaga czasu i
pełnej wiary w daną osobę, a i tak nie zawsze wychodzi to na
dobre. Moi rodzice również ufali jednemu ze swoich
przyjaciół... jednak Peter Petigrew zdradził ich
doprowadzając do śmierci.
Harry
poczuł delikatny uścisk na swojej dłoni. Nie musiał patrzeć w
dół aby wiedzieć, że to Hermiona przekazywała mu swoją
siłę aby kontynuować.
-
Proszę mnie zrozumieć panie profesorze. Nie mogę mu na razie
zaufać... nie mogę nawet zrobić tego na krótką chwilę.
Ponieważ nawet gdybym zapomniał kim on jest, to i tak ten chłopak
kryje w sobie zbyt wiele niewiadomych.
Dumbledore
uśmiechnął się smutno.
-
Nie powiem, abym nie rozumiał twojego punktu widzenia drogi
chłopcze. Jednak pamiętaj, że treść książki nie zawsze pokrywa
się z tym co znajduje się na jej okładce.
Harry
popatrzył na swoich przyjaciół. Ron w dalszym ciągu
wyglądał na oszołomionego, jednak jego twarz nabierała już coraz
żywszych kolorów. Kiedy zauważył wzrok przyjaciela skinął
mu lekko głową.
-
Na pewno trzeba zachować ostrożność – stwierdził. – Jednak
dopóki nie dowiemy się wszystkiego, nie powinniśmy od razu
wyciągać wniosków mogących okazać się fałszywymi.
Na
wargach Harrego pojawił się cień uśmiechu.
-
Nienajgorzej powiedziane staruszku.
Przyjaciel
wyszczerzył zęby.
-
Cóż... inteligencja zawsze idzie w parze z urodą.
Harry
parsknął śmiechem i pokręcił bezsilnie głową. Kiedy jego wzrok
napotkał spojrzenie Hermiony, ta w odpowiedzi uścisnęła nieco
mocniej jego dłoń, mówiąc tym samym, że niezależnie od
wszystkiego, to i tak ze wszystkim sobie poradzą.
Harry
westchnął głęboko i dopiero po kilku długich sekundach odezwał
się do starego czarodzieja.
-
Panie profesorze, spróbuję tego o co pan prosił, jednak czy
to się uda naprawdę nie wiem.
Dumbledore
uśmiechnął się ciepło i skinął głową trójce
przyjaciół.
-
Cieszę się, że do Hogwartu chodzi taka wyjątkowa trójka
młodych ludzi jak wy. Miejmy nadzieję, że wszystko się wkrótce
wyjaśni.
Kiedy
Harry z Ronem i Hermioną wyszli z gabinetu, feniks Fawkes siedzący
na swoim miejscu przy kominku, sfrunął na biurko dyrektora i
delikatnie dziobnął go w palce domagając się swojej codziennej
porcji pieszczot.
Głaskając
pióra swojego ulubieńca profesor Dumbledore uśmiechnął się
lekko.
-
Jakkolwiek by to się nie skończyło drogi przyjacielu, jedno jest
pewne – zwrócił się do feniksa. – Nadchodzą ciekawe
czasy... Naprawdę ciekawe czasy. A ta trójka, będzie w nich
odgrywała naprawę istotną rolę.
Fawkes
zaskrzeczał na potwierdzenie słów profesora po czym pochylił
głowę domagając się więcej uwagi.
Kiedy
trójka przyjaciół opuściła gabinet dyrektora,
powolnym krokiem ruszyła w kierunku części zamku przeznaczonej dla
Gryffindoru.
Harry
był tak mocno pogrążony w myślach, że nawet nie zauważył, iż
pod koniec drogi jego przyjaciele gwałtownie przystanęli. Poderwał
głowę do góry aby zobaczyć co się stało i jego wzrok
napotkał spojrzenie osoby, której na pewno nie spodziewał
się jeszcze dzisiaj zobaczyć.
Błyskawicznie
poczuł gniew, jednak przypominając sobie słowa Dumbledora postarał
się go opanować.
-
Czego chcesz Tom? – zapytał opartego o portret Grubej Damy
chłopaka.
Młody
Riddle nawet na ułamek sekundy nie spuszczał z niego wzroku. Kiedy
się odezwał, jego głos był niewzruszony.
-
Nie jestem twoim wrogiem Harry – stwierdził cicho.
Gwałtowne
wciągnięcie powietrza przez przyjaciół nie uszło uwagi
Harrego. On sam był również był zaskoczony.
-
Słowa nic nie kosztują Tom. Jedyne co wiem to to, że od pierwszego
momentu nie byłeś z nami szczery.
Tamten
skinął głową.
-
Przemilczałem to, gdyż spodziewałem się twojej reakcji, a
chciałem mieć spokojną podróż.
Trójka
przyjaciół wpatrywała się w niego intensywnie. Ciszę
przerwała Hermiona.
-
Jeszcze wiele tajemnic w sobie ukrywasz, prawda?
Na
wargi Toma wypłynął lekki uśmiech.
-
Moje życie to otwarta księga i na pewno kiedyś pozwolę ją wam
przeczytać. Na razie jednak... musi wam wystarczyć małe
streszczenie.
Kiwnął
im lekko głową po czym zwrócił się do portretu i wymówił
hasło. Kiedy ten odsunął się, Tom ostatni raz zerknął na
Harrego.
-
Tak jak mówiłem... z mojej strony nie musicie się niczego
obawiać. Dobranoc.
Po
tych słowach zniknął w korytarzu pozostawiając trójkę
przyjaciół jeszcze bardziej niepewnych niż wcześniej.
Wydawać
by się mogło, że nic już nie może zadziwić uczniów w
Hogwarcie. Jednak pojawienie się w ich gronie młodego Toma Riddle
było szokiem nad wyraz trudnym do zaakceptowania.
Nie
sposób opisać reakcji poszczególnych osób,
jednak najlepiej odzwierciedlały to sposoby zachowania domów.
Hufflepuff,
dosyć wyraźnie obawiał się nowo przybyłego. Trudno się temu
było dziwić, gdyż uczniowie należący do tego domu zwykle starali
się unikać wszelkiego rodzaju zawirowań w swoim życiu. A na
dodatek w tym przypadku nie chodziło tu o kogoś zwyczajnego, tylko
o chłopaka, w którego żyłach płynęła krew Czarnego Pana.
Ravenclaw,
podszedł do osoby Toma z typową sobie powściągliwością.
Skupiający jednych z najinteligentniejszych uczniów szkoły
dom, postanowił z daleka obserwować rozwój sytuacji. Ich,
jak na czarodziejów, ścisłe umysły, skupiały się głównie
na rozwiązaniu tajemnicy otaczającej ich nowego kolegę. Co nie
znaczy, że im się to udało.
Slytherin,
był w szoku. Z szybkością błyskawicy rozeszła się u nich
wiadomość o incydencie w którym brał nowy z Malfoyem. Nie
mogli zrozumieć, dlaczego syn Tego Którego Imienia Nie Wolno
Wymawiać, zdecydował się na Gryffindor, a nie na dom w którym
na pewno znalazł by dużo osób gotowych mu wiernie pomagać.
Nie wspominając już o tym, że spora ilość ich rodziców
pozostawała w najbliższym kręgu Czarnego Pana.
Za
to w Gryffindorze, panował całkowity zamęt. Większość uczniów
nie wiedząc co myśleć o nowym postanowiła wyczekać odpowiedniego
momentu na wyrobienie sobie o nim zdania. Jak na razie Tom został
wyklęty z ich towarzystwa, może nie specjalnie, jednak zła sława
jaką cieszył się Voldemort wystarczała, aby nikt nie chciał
zawierać z nim większej znajomości.
Jedynie
Harry, Hermiona i Ron oraz kilka osób z Armii Dubmbledora,
postanowili zwrócić baczną uwagę na Toma i rozgryźć jego
prawdziwe zamiary.
Czujność
Harrego wzmogła się znacznie, jednak postanowił pójść za
radą dyrektora i swoich najbliższych przyjaciół i dać
synowi swego największego wroga, czas na odkrycie wszystkich kart.
Postanowienie to wzmagało jeszcze odczucie, że wbrew zdrowemu
rozsądkowi nakazującemu wystrzegać się Toma, naprawdę można mu
było zaufać.
Wszystko
zależało od tego jak dana sytuacja miałaby się rozwinąć.
Jeśli
chodzi o samego Toma, to ten sprawiał wrażenie jakby zupełnie nie
obchodziły szepty które rozlegały się gdy szedł
korytarzem, ani to, że gdy wchodził do pokoju to milkły wszelkie
rozmowy. Wciągu tych pierwszych kilkunastu godzin jakie upłynęły
od jego przyjazdu do Hogwartu, nikomu się nie naprzykrzał ani nie
sprawiał kłopotu. Był za to niezwykle grzeczny i spokojny, oraz
sprawiał wrażenie najzwyklejszego na świecie ucznia, który
nie różni się niczym szczególnym od pozostałych.
Jednak...
to wrażenie "zwyczajności" zostało błyskawicznie
zapomniane w czasie pierwszych zajęć lekcyjnych na jakie uczniowie
udali się następnego ranka.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
