Ostatni part histrii o Simon. Wiem, że długo to trwało, ale nie mogłam nic sensownego wymyśleć.

Leciałam coraz wyżej i szybciej. Zmierzałam w stronę słońca. W stronę tej wielkiej, ognistej kuli gazu. Ku temu królestwu wybuchów jądrowych. Tam gdzie zniszczenie, destrukcja to coś normalnego. Ja jestem taką destrukcją. Ciągle niszczę życie. Zabijam. Wokół mnie pojawiła się aura z tej przedziwnej energii, która zniszczyła szpital, która drzemała we mnie i tak pragnęła się uwolnić. Znalazłam się w przestrzeni kosmicznej. Ziemia stąd wyglądała pięknie. Moja niebieska planeto, moja Matko Ziemio, mój Domku – Żegnaj .. Za mną ciągnął się ogon światła, wraz ze mną zmierzający ku słońcu. Coraz szybciej i szybciej. Nasza gwiazda była coraz bliżej. Uśmiechnęłam się do niej. Wleciałam w głąb. Czułam jak gorące kosmyki liżą mnie po twarzy. Nie było mi gorąco, ani zimno. Leciałam coraz dalej i dalej. Aż dotarłam do najgorętszego miejsca w Słońcu, do jądra. Zagłębiłam się do jego wnętrza. Nie byłam już zła, smutna, czy samotna. Byłam szczęśliwa, spokojna jak niemowlak w ramionach matki. Uśmiechnęłam się i zasnęłam. Zasnęłam, aby nigdy się już nie obudzić.

Kobieta trzymająca za rękę 10-letniego chłopca odchodziła spokojnym krokiem w stronę zachodzącego słońca.

- Jak myślisz, wróci kiedyś? – to był Max. Wyglądał inaczej, ale to był nadal on. A może dopiero teraz przybrał SWOJĄ postać? To już nie ważne.

- Myślę, że tak. – odpowiedziała spokojnie patrząc na chłopca. To musiała być ta nowa. Poznaję po głosie tak jak Maxa. A może to coś innego? Ale ona się myli, ja już nie wrócę, nigdy .. – na pewno tak – dodała po chwili.

- Weź mnie na rączki, zmęczyłem się – wyjęczał chłopczyk i wyciągnął swoje małe, chude rączki w kierunku kobiety. Ona się zatrzymała i wzięła go na ręce. Max wtulił się w nią z miłością.

- Ależ ty ciężki .. – powiedziała kobieta z przekorom.

- Kocham cię, mamusiu .. – szybko zmienił temat. Już nie wiedziałam, kim oni są. Wiele przemilczeli, wiele zmienili. Ale to już nie istotne, już nic nie było istotne. Zaczyna się inny sen i kolejny.. i kolejny.