Disclaimer: Po co mam się powtarzać?

Ok., ta część podoba mi się tak średnio, ale bez niej nie mogłabym wkleić kolejnej. Uwaga, kopnęłam nieco akcje- ten rozdział ma wam wystarczyć za pół roku, nie zaś za kilka godzin, jak poprzednie, bo po co przedłużać, opisując każdy, identyczny dzień w Gildii? Aha – lista, którą recytuje Remigiusz jest pomysłem Varedny, która użyła go kiedyś we Wspólnym Ficku X-centrum. Mam nadzieję, że nie obrazi się za to, ze wykorzystałam ten motyw.

Dziękuję rewajwjusorom: Herszel, Varednie, WesołemuAlienowi (Zią, żeś się wysiliła XD Soorayi (Bella pojawi się już w następnym rozdziale i zaręczam, że nie padnie z zachwytu nad Remciem) i Evil (maruda! To jest krótkie? Krótkie? No chyba żartujesz!).

Rozdział 5

Jedenastolatek z pewnymi obawami pozwolił się zaprowadzić groźnej matronie po schodach na pierwsze piętro... Nie wiedział, że odtąd Tante Mattie stanie się jego główną opiekunką – gdyby ktoś mu to w tym momencie uświadomił, zapewne zastanowiłby się dobrze, czy na pewno ma ochotę porzucić dotychczasowy tryb życia, jako że kobieta napawała go niemałym lękiem w związku z jej potężną posturą, niezbyt zadowoloną miną i burczeniem pod nosem komentarzy w stylu "Już ja wam wychowam porządnego mężczyznę!". No i ta okropna łyżka, wyglądająca jakby miała zaraz spaść komuś na głowę.

"Chodź no tu, chłopaczku" Tante otworzyła potężne, zdobione, drewniane drzwi, które strzegły wejścia do czystej, dużej łazienki wyłożonej kaflami o kolorze przywodzącym na myśl błękit oceanu. "Przedstaw no się, chcę wiedzieć z kogo będę zdrapywać brud!" rozkazała Murzynka, gdy zatrzasnęła za Remigiuszem wrota.

"Remigiusz..." wyszeptał nieśmiało nasz bohater, oszołomiony otaczającym go zapachem odświeżaczy powietrza mieszającego się z woniami odkręconych szamponów, żelów, dezodorantów i innych specyfików. Cóż, należy pamiętać, że w poprzednim miejscu zamieszkania nie miał do czynienia z środkami higieny osobistej – kiedyś któraś ofiara przyniosła z 'pracy' mydełko hotelowe, ale kiedy najstarsi chłopcy, będący przywódcami grupy, orzekli, że jest niejadalne, zostało uznane za bubel i wyrzucone.

"Och, ty! Masz mi się porządnie przedstawić, i to już!" groźny gest łyżką sprawił, ze chłopiec otrząsnął się i z przestrachem wydukał:

"N... azywam się Remigiusz..."

"Skrócimy to do Remy. Kto widział takie imię dla jedenastolatka..."

"Nazywam się Remy..." chłopiec poprawił się pospiesznie.

"...LeBeau..." podpowiedziała czarnoskóra.

"LeBeau..." powtórzył posłusznie młodzieniec.

"Cherie!"

"Cherie..." dodał. "Zaraz, tak się nie nazywam!" zreflektował się po chwili.

"Rozmawiasz z damą!" oburzyła się Mattie.

"Aha." Remigiusz udał, że to wystarczające wyjaśnienie, choć tak naprawdę wcale nie rozumiał, dlaczego rozmawiając z damą miałby się przedstawiać jako Remy LeBeau-Cherie.

"Wbij to sobie do tej pustej łepetyny! Kobiety masz kochać i szanować!" Poleciła Tante Mattie, po czym dodała jeszcze kilka komentarzy odnośnie Etienne'a i Henri'ego. Przypuszczam, że zainteresowani nie byliby nimi zachwyceni. Chłopiec pokiwał zaś głową, choć do końca nie rozumiał, więc zapytał:

"A czemu?"

Mattie spojrzała na niego tak, że aż cofnął się o krok, niemal potykając się o leżący na podłodze ręcznik, ale po chwili jej wzrok złagodniał nieco.

"Jeżeli będziesz je kochał, możesz oczekiwać wzajemności. W innym wypadku, może być kiepsko. Rozumiesz?"

Remigiusz nie rozumiał, ale miało się to w najbliższej przyszłości zmienić. Nim jednak zaszła taka potrzeba, cioteczka wzięła go ostro w obroty. Pierwszą rzeczą, jakiej nowy członek Gildii Złodziei miał się nauczyć była nie technika wyjmowania portfela z biustonosza, nie budowa alarmu antywłamaniowego, nawet nie imiona poszczególnych członków, tylko długa na około 200 punktów lista rzeczy, które gentleman wie na temat kobiet.

"157 – Nie zapominaj o rocznicach i miesięcznicach 158 – Walentynki są bardzo ważnym elementem uczuciowości kobiet. 159 – Dzień Kobiet tym bardziej..." Recytował właśnie chłopiec, gdy do kuchni, gdzie Mattie wałkowała właśnie ciasto, a Remigiusz asystował jej, recytując z pamięci listę, której uczył się dwa dni, wszedł Etienne.

"Chcesz zrobić z niego pantoflarza, cioteczko?" zaśmiał się blondyn, całując ja w policzek i kradnąc przy okazji kawałek ciasta – to zboczenie zawodowe. Mattie pogroziła mu wałkiem.

"Jesteś moją porażką wychowawczą! Nie zbliżaj się do niego!" ostrzegła go.

"Ach, chciałbym, ale niestety, polecenia z góry" tu wskazał palcem sufit "Niestety, twoja nieletnia pomoc domowa ma być również złodziejem, toteż muszę przerwać to urocze wspólne gotowanie i udzielić mu lekcji."

Pół roku pobytu Remy'ego w Gildii odmieniło go niemal całkowicie – jego włosy ostrzyżono w uroczego grzybka, skóra lśniła aż czystością, a niemal każda wypowiedź chłopca kończyła się słowem "cherie", bądź "ami" (czego nauczył się od Etienne'a) – w zależności od tego, czy rozmawiał z Tante Mattie, czy z kimś innym. Remy nauczył się także obsługiwać "bo staff" – w uproszczeniu kij do lania wroga, dzięki treningom stał się jeszcze zwinniejszy, a 'walki' z Etienne'm coraz rzadziej kończyły się bolesnymi sińcami.

Murzynka była dosyć zadowolona z wyników swojej półrocznej pracy – chłopak uczył się wybitnie szybko i jego maniery pozostawiały coraz mniej do życzenia – choć czasem zdarzało mu się wyrwać z jakimś "serio", "spoko", lub inne słowa, których nie zacytuję ze względu na najmłodszych czytelników, ale cioteczka sukcesywnie wybijała mu je z głowy (niekiedy dosłownie).

"Wiesz, cherie, kiedyś myślałem, że jestem zaginionym synem pary królewskiej..." zwierzył się kiedyś swojej opiekunce, a ta zaśmiała się i poczochrała jego prostą grzywkę.

"Niewiele się myliłeś! W końcu Jean-Luc jest królem złodziei!"

Król nie za bardzo interesował się swoim przybranym synem i spędzał z nim niewiele czasu – uznał, że Etienne nauczy go wszystkiego, co potrzeba, by wiedział o profesji. Bo widzicie, LeBeau nie przygarnął go, by mieć małego synka – miał już jednego Henri'ego i wcale nie był z tego zadowolony – Remy miał być złodziejem, pracownikiem Gildii i to wszystko. Smutne, ale dopóki chłopiec nie zdawał sobie z tego sprawy, nie było tak źle. A cioteczka Mattie mu o tym nie mówiła, bo i po co? Sam zaś nie miał czasu, żeby się domyślić – ciągle tylko praca z Tante Mattie i praca z Etiennem, mycie i sen. Zwłaszcza mycie było dla niego nieznośne – mdliło go od zapachu wody kolońskiej, którą hektolitrami wylewała na niego Mattie, ale pozostali członkowie Gildii też nią cuchnęli, więc Remy zakładał, że to wymóg.

"Jestem Remy, Remy LeBeau, cherie." Chłopiec po raz setny starał się zadowolić swoją opiekunkę, ale ta nadal miała zastrzeżenia.

"Non, nie tak! Jeżeli to 'cherie' będzie brzmiało jak 'lampa', 'stół', albo 'ścierka', to na nikim nie zrobisz wrażenia! To ma być nonszalanckie, rozumiesz?"

Remy nie rozumiał, ale powtórzył swoją kwestię, tym razem wypowiadając 'cherie' tak, jak zazwyczaj mówił 'merde' (oczywiście, gdy Mattie nie było w pobliżu).

"Doskonale, nareszcie!" tym razem Murzynka była usatysfakcjonowana.

Tante Mattie lubiła w głębi serca tego hultaja, miał w sobie coś, co pozwalało jej mieć nadzieję, że będzie kimś więcej niż tylko złodziejem z Gildii – choć to było już coś – że będzie inny niż ta hołota z rodziny LeBeau. No pewnie, że Mattie kochała członków Gildii – dla większości z nich była przecież czymś w rodzaju matki, albo niańki, ale ten malec różnił się od nich wyraźnie i to na plus. No i te oczy... Tak, one zwiastowały, że chłopiec będzie się wyróżniał. Jeżeli nie sposobem bycia, to chociaż wyglądem, a to już coś, nieprawdaż?

Ciong dalży nazdompi, bo mam już prawie przepisany.