Disclaimer: A więc, Jacques LeBeau I, oraz jego przodkowie są moim wymysłem – chętnie zamienię ich na Sama Guthrie. Reszta, jak poprzednio. UWAGA: W Marvelu istniał jeden Jacques LeBeau, ale to jakiś potomek mojego J. Patrzcie na daty.
Zabawiłam się nieco. Po pierwsze – wiek Tante Mattie jest w mojej wersji związany z jej mocą, nie zaś z jakimiś bzdurnymi chemikaliami. Eliksir życia? Zgłupieliście? NIE MA! Po drugie – Bella-Donna jest trochę... Inna niż w komiksach. A właściwie, to zmieniłam ją niemal całkowicie. Mam nadzieję, ze fani nie będą mieli mi tego za złe – aha, nie myślcie, że jestem ignorantką – wiem, jak jest w komiksach i wszelkie zmiany odnośnie Belli są w pełni ZAMIERZONE. Po trzecie – początki Gildii są w pełni moim wymysłem, być może Marvel napisał coś podobnego, albo coś zupełnie innego – jakkolwiek, nic mi o tym nie wiadomo. I się nie przejmuję, bo to Evolution, a tam Amanda Sefton jest dziewczyną Kurta, a nie jego siostrą. Czy ja się mam czym martwić, eh?
Rozdział 6
Gildia Złodziei i Gildia Zabójców – dwie organizacje o podobnej działalności, skłócone niemal od początku swojej działalności. Założył je jeden człowiek – Jacques LeBeau I, jako jedno stowarzyszenie o nazwie Gildia już dawno, dawno temu, ale po jego śmierci utworzyły się dwa odłamy.
Do czego można je porównać? Nasuwają się różne skojarzenia: Rodzina Montekich i Kapuletów, ród Mattisa i ród Borki, Microsoft i Apple, Doda i Mandaryna, a może po prostu dwójka nie lubiących się dzieci, które wyrywają sobie w piaskownicy grabki, a kiedy drugie okazuje się silniejsze, starają się zdobyć lepszą i ładniejszą zabawkę?
Nieważne.
Powiem wam w sekrecie, że choć pierwotna Gildia założona była w 1869 roku, istnieje osoba, która pamięta jej początek – ba, osoba ta żyje i ma się dobrze. Jest to znana już wam Tante Mattie. O, tak, ta kobieta ma więcej tajemnic, niż wam się wydaje. Jedną z nich jest fakt, że przeżyła już więcej, niż jedno stulecie. Nie pytajcie mnie, jak to możliwe, bo wam nie odpowiem, ale ta kobieta pamięta jeszcze Wojnę Secesyjną – przedtem była niewolnicą pewnego południowego farmera, którego córka wyszła za Cajuna, a Mattie, mimo że z prawnego punktu widzenia była już wolną obywatelką Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, pozostała z nią i jej półfrancuskim mężem by wychowywać ich potomków. Jednym z nich był Jacques I – wspomniany już dumny założyciel Gildii, a jednocześnie ulubieniec Mattie. Niestety, jego dzieło było obecnie nieco zniszczone, ale...
Myślicie pewnie, że Tante Mattie ot, tak hobbystycznie lubiła wychowywać młodych gentlemanów, co? Nie, nie – wprawdzie cała rodzina Jean-Luca miała wpojone dobre maniery, żaden z jej członków nie był w tym kierunku kształcony tak nieskazitelnie. Remy był wychowywany z tak wielką starannością, że można było podejrzewać, że cioteczka coś knuje.
Zastanawiacie się pewnie, co dokładnie chodziło Tante Mattie po głowie? Wejdźmy więc na chwilę do Gildii Zabójców – tam najlepiej będzie się słuchało o jej planie. I tak – mam dostęp do siedziby konkurentów Złodziei, a co może wydawać się zaskakujące – Mattie także. Nie od dziś bowiem wiadomo, że członkowie obu organizacji uważają ją za "swoją", choć wiedzą, że gości też u przeciwników – jest uznawana po prostu za neutralną. Jednym z sekretów tej kobiety było jednak to, że za wszelką cenę dążyła do pojednania obu Gildii. Miała nawet przygotowany plan, który zakładał udział najmłodszego Złodzieja i najmłodszej Zabójczyni.
Wystrój kwatery zabójców nie był tak bogaty jak u złodziei – zabijanie przynosiło dochody, ale nieco mniejsze, niż kradzież. Budynek był bardzo podobny do znanej nam już bazy Złodziei, ale znajdował się dokładnie po drugiej stronie miasta. Mattie często przeklinała tego, kto wpadł na pomysł umieszczenia ich w tak dużej odległości od siebie, gdyż nieraz dostawała zadyszki po drodze, a taksówki, z dosyć oczywistych powodów nie mogła zamówić. Dziś, zanim zawitała do Gildii Zabójców, zostawiła Remigiusza w centrum miasta, gdzie, po powtórzeniu mu podstawowych zasad odnośnie kontaktów damsko – męskich, przykazała mu, by nie odchodził za daleko i pospieszyła właśnie tutaj. No właśnie, wróćmy do samej Gildii, a właściwie do wspomnianej już najmłodszej jej członkini.
"Bonjour, cioteczko!" rozległ się uroczy, dziewczęcy głosik. Niebieskooka blondyneczka, na oko w wieku Remy'ego, z promiennym uśmiechem na twarzy schodziła właśnie po schodach, takich samych, jak te na których pierwszy raz ujrzeliśmy Jean-Luca.
"Tres bien, widzę, że jesteś przygotowana na nasze wyjście. " powiedziała Mattie, szybko oceniając jej sukienkę. "Pamiętasz, czego cię nauczyłam, Bello, nie narobisz mi wstydu?"
"Pamiętam, nie narobię, cioteczko." Dziewczę chwyciło kobietę za rękę, po czym razem wyszły z bazy. Czekała je teraz droga do centrum. Zajmie im to chwilę, więc mam trochę czasu, by przedstawić wam tę blondyneczkę.
Gildie, jak już wspomniałam, konkurowały ze sobą i chciały być lepsze, mieć lepsze rzeczy i lepszych członków niż konkurencyjna grupa. Kiedy Mattie opowiedziała przywódcy Zabójców – Mariusowi Boudreaux – o Remigiuszu, ten natychmiast postanowił przekupić młodzieńca i zwerbować do swojej organizacji, ale Murzynka wybiła mu ten pomysł z głowy, po czym, niby mimochodem, dodała, że najlepszymi skrytobójcami są kobiety, zwłaszcza te potrafiące zjednać sobie serca mężczyzn. To wystarczyło, by Marius rozkazał swoim podwładnym odszukać w którejś z band dzieciaków ulicy jakąś ładną, obdarzoną urokiem osobistym dziewczynkę. Padło na Bella-Donnę, która próbowała wcisnąć Julienowi Boudreaux bukiecik podwiędłych kwiatków, trzepocząc rzęsami i sięgając do jego kieszeni po portfel.
W przeciwieństwie do Jean-Luca, Marius żywo interesował się swoją przygarniętą pociechą – zalegalizował nawet jej pobyt u siebie, adoptując ją. Bella była traktowana jak prawdziwa córeczka przywódcy, była rozpieszczana i adorowana – oczywiście, nie przez Mattie, która pracowała także nad jej manierami.
Tak jak nauczycielem zawodu dla Remy'ego był Etienne, tak dla Belli jej przybrany brat, Julien.
Należy teraz zaznaczyć, że Mattie przeczytała ostatnio dzieło Williama Szekspira, Romeo i Julia i uznała, że ten Anglik miał niezłe pomysły. Postanowiła przerobić nieco scenariusz dramatu, tak, by w roli kochanków godzących zwaśnione rody umieścić Bella-Donnę i Remigiusza – najchętniej z happy-endem, bo po co takie ponure zakończenie, jak u Szekspira – oto marzenie Murzynki.
Ale, oto dwie damy zbliżają się do naszego bohatera.
"Chłopcze, oto ta panienka, którą chciałam, abyś poznał." Powiedziała Tante Mattie, widząc odwróconego do nich plecami Remigiusza. Ten odwrócił się błyskawicznie na pięcie, gotów ucałować dłoń nieznajomej, ale kiedy ujrzał jej śliczną twarzyczkę, otoczoną złotymi włosami i błękitne oczęta wpatrzone w niego z lekkim zdziwieniem, początek tak długo trenowanej kwestii ugrzązł mu w gardle...
Tó bi kontiniułed.
