Opowiadanie to jest PG13, gdyż wiele osób mówi mi, że jest... yyy... zboczone... zaczęłam rozważać nawet danie kategorii R, ale nie przesadzajmy. W tym ficu nie występują opisane ŻADNE sceny sexu. Jest trochę (ż)aluzji, ale to jeszcze nikomu nie zaszkodziło (a przynajmniej nic o tym nie wiem). Wielu bohaterów ma swoje wzorce w rzeczywistości. Zwłaszcza Kiteski. I dlatego opowiadanie jest jakie jest, a nie jakie być powinno. (Dodam tylko, że pierwowzór był... hmm... powiedzmy, że to jest wersja ocenzurowana :D, bo nawet ja mam granice wytrzymałości)
Co do ilości części, to fanów krótkich historyjek muszę zasmucić. To będzie BARDZO długie. Ostrzegam na starcie :), ale nie zniechęcajcie się! Proszę?
Czytajcie i błagam Was – KOMENTUJCIE!
Jeżeli przeraża Was myśl o tym, że opisałam siedem lat Kitesek, to co się działo potem i spotkanie po latach (łącznie trzydzieści lat...) to pocieszy Was zapewne myśl, że piszę do tego sequel. Hehehehehehe... no nie bójcie się! Dalsze części są krótsze!

Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komenatrzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...

Ta część przedstawia Wam nieco nasze bohaterki ich rodziny, podróż do Hogwartu, oraz przydział.

(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()
Rok szkolny 1972/73
(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()(()

Padał deszcz. Nie było to zbyt sprzyjające zwarzywszy, że był 1 września i wielu uczniów podążało na rozpoczęcie roku szkolnego. Brali z domu tornistry i wystrojeni w galowe stroje 1 z katorżniczymi minami maszerowali, by zameldować się gotowym na kolejne dziesięć miesięcy zdobywania wiedzy.
Lub po prostu wlekli się, jak ślimak z reumatyzmem, zdążający do francuskiej restauracji na obiad.
Jednak tak, to już bywa w naszym porypanym świecie, że nie wszyscy są normalni i mają normalne życie. Generalnie rzecz biorąc, większość ludzi jest nienormalnych, nikła jest ilość tych, którzy otwarcie się do tego przyznają i uważają to za zaletę.
Cóż, jeleni nie sieją, sami się rodzą 2.
Andrea Isabella Deer stała właśnie w ogromnym holu, którego ściany były bogato przyozdobione obrazami w złotych ramach, gobelinami i... No ładnie było i bogato! Typowy hol czystokrwistej, arystokratycznej i bogatej rodziny. Andy siedziała na swoim kufrze i czekała na rodziców, którzy mieli ją odwieźć na peron. W duszy dziękowała Merlinowi, że jednak na ostatni tydzień wakacji przyjechali do letniego domu pod Londynem, bo w innym wypadku zdążyłaby do szkoły na najwyżej drugi semestr, a i to nie było pewne.
Obok dziewczyny w klatce spoczywała jej nowa sowa. Chwała Świętemu Mungo nie był to wieczny spoczynek. Mimo to ptak wydawał się dziwnie osowiały, jak na sowę. Miał na imię Queen(uś) na cześć albo królowej, albo Mercury'ego. Zresztą, co za różnica?
Wreszcie uradowana Deer mogła powitać swoich rodzicieli i starszego brata, który zmierzał na ostatni rok do Hogwartu. I to tylko dlatego, że był (cytując Andy) „leniwym debilem" i nie zdał.
Najmłodsze dziecko państwa Deerów (czyli Andrea) łączyła w sobie cechy caluśkiej rodziny. Nie zawsze te najlepsze. Po swoim ojcu – wysokim, długowłosym blondynie o niebieskich oczach – miała wrodzony talent do krzyczenia na wszystkich wokoło i do lenistwa artystycznego długodystansowego. Po matce – wysokiej (farbowanej) rudowłosej kobiecie – odziedziczyła cięty język i odzywki rodem z wariatkowa. Po bracie- wyższym od obojga rodziców, młodym mężczyźnie z zabójczymi ciemnym oczami i włosami, sięgającymi łopatek – odziedziczyła zaś oryginalność i „ignorancję dla zdania innych. Szczególnie odmiennego zdania". Wiele (nie)chwalebnych cech odziedziczyła też po dalszej rodzinie, ale temu dajmy na razie spokój.
Wracając do pierwszego września, to rodzina Deerów ruszyła swym magicznym samochodem na dworzec King's Cross peron 9 i ¾ . I zostawmy ich na chwilę niech pokłócą się trochę w spokoju przez te ostatnie dni wakacji.
Deerowie to nie jedyna czystokrwista i arystokratyczna rodzina, której potomkowie wybierali się do Hogwartu. Gałąź drzewa genealogicznego wielce szlachetnego i starożytnego rodu Blacków również przeżywała drobne kłopoty związane z tym ważnym dniem.
Siostry Narcyza, Samantha, Bellatriks i Andromeda były mało do siebie podobne, ale były siostrami i były trzy, więc sprawiały najwięcej kłopotów wśród opisanych bohaterów. Narcyza była wysoką jasną blondynką z niebieskimi oczami. Była bardzo ładna, a jak na czwartoklasistkę, to aż niebezpiecznie ładna. Jej młodsza siostra –Samantha była ciemną blondynką, dosyć niską o brązowych oczach i silnym kopnięciu. A najmłodsza Bellatriks była wiecznie niezadowoloną brunetką z oczami, jak dwa węgielki.
Najstarsza z nich – Andromeda ukończyła Hogwart w zeszłym roku i zrobiła coś, czego (jak niemal codziennie przypominali państwo Black) żaden członek rodu Blacków uczynić nie powinien. Wyszła za mąż za szlamę, a dokładniej rzecz biorąc, za pucołowatego Puchona z jej roku – Teda Tonksa. Tak, więc Andromeda teoretycznie była rodziną dla trójki sióstr, ale praktycznie- nie. Została wydziedziczona, wyrodowiona i wygnana. Co bynajmniej bardzo jej nie zasmuciło, czym zaimponowała swemu kuzynowi, ale o nim za chwilę.
Potrójne rodzeństwo Black robiło w domu dziesięć razy więcej hałasu niż ich matka, ojciec i dziesięć skrzatów razem wziętych. A tak właściwie, to najwięcej problemów (i hałasu) sprawiała, jak zwykle Sammie. Samantha Francis Black od urodzenia darła się, jak stare prześcieradło. I tak już jej chyba zostanie. Choć Narcyza prawie zawsze jej przypomina (nie bez złośliwości), że, jak zbyt często będzie miała taką miluśką minkę, to dorobi się większej ilości zmarszczek niż Dumbledore włosów w brodzie.
Państwo Black pocieszali się tylko jedną myślą – już za rok nadejdzie ten upragniony dzień, gdy już wszystkie ich córki znikną w szkole na dziesięć miesięcy. I choć na najstarszą wywarło to raczej zły wpływ, to wciąż wierzyli, że pozostałe wyrosną na wzorowych Blacków. A przynajmniej najbardziej wzorowych, jak się da.
Na szczęście cała sytuacja została zażegnana, a panienki wysłane do szkoły. Oczywiście z przykazaniem by, gdy już szofer odwiezie je pod sam dworzec, iść od razu na peron i spotkać się z obecnie drugoklasistą, ich kuzynem Syriuszem. Charles Black od zawsze przypuszczał, że Syriusz nie wyrośnie na nikogo porządnego, ale krew nie woda, więc dał spokój.
Sammie postawiła sobie za punkt honoru poznać kuzyna, jak najlepiej i jak najprędzej. Z tego, co opowiadała Andromeda to jedyna nadzieja na normalnego człowieka wyrośniętego z Blacka.
Jednak nie każda czystokrwista rodzina musiała od razu być arystokratyczną. Najlepiej udowadniała to rodzina państwa Red, którzy robili konkurencję niejakim Weasley'om, co do rudych włosów. Ich najmłodsze dziecko – Valerie Red właśnie miało rozpocząć swój pierwszy rok w szkole magii i czarodziejstwa. Jej starszy brat George ukończył już ww. uczelnię. Redowie mieli tą zaszczytną (?) cechę, że przyjaźnili się dosyć dobrze z mugolami. Stąd poznali Alexis White, która obecnie zniecierpliwiona czekała na swoją przyjaciółkę Val, by móc wreszcie wyruszyć do szkoły. Alexis bowiem była szla... mugolakiem, czyli czarodziejem, który pochodzi z rodziny mugoli.
Alexis była blondynką w każdym calu i centymetrze sześciennym swego ciała. Nic dodać nic ująć3.
Co do Valerie... Cóż... Była to najbardziej seksowna i najlepiej flirtująca jedenastolatka, jaką świat widział. A świat dużo widział. Choć nie ma oczu...
Ciekawe...
Jednak White nie była jedyną blondyn... nie, nie blondynką! Czarodziejką pochodzącą z rodziny mugoli, jaka w tym roku wybierała się do Hogwartu. Między innymi była jeszcze mieszkająca prawie, że po mugolsku w połowie czarodziejka – Daria Hiboux. „Trochę" dziwna dziewczyna, której matka (Barbara obecnie Hiboux) wyszła za mąż za mugola. Małżeństwo błędem nie było, a dziecko i tak mogło nie wyjść, więc nie ma się czym przejmować.

W POCIĄGU DO HOGWARTU

Pusty przedział.
Ciemna blond głowa wsuwa się przez uchylone drzwi.
-Jest tu wolne miejsce?- spytała Andrea Deer, rozglądając się.
Wsiada i siada wygodnie na jednym z miejsc stawiając swoją sowę obok. Po chwili do przedziału wchodzi skrzat, lewitujący jej kufer.
-Miłej podróży, panienko!
-Dziękuję, Balzac
Skrzat wyszedł, a dziewczyna siedziała samotnie, co bynajmniej jej nie przeszkadzało. Oczywiście ma ona taki talent, że jak uda się jej usiąść samej, wygodnie, to zaraz się ktoś pojawia.
Rozległo się pukanie i po chwili czyjaś głowa wsunęła się do przedziału.
- Cześć – rzekła głowa. – Mogę się dosiąść?
-Jeśli naprawdę tego chcesz...
Usiadła.
-Nazywam się Daria Hiboux i jestem pół krwi mugolką, a ty?
-A ja? Ja jestem Andrea Isabella Deer i jestem do siedemnastego pokolenia wstecz czystokrwista. Jednak lubię mugoli.
-Cool.
Mimo tej raczej mało inteligentnej odpowiedzi Deer nie zraziła się i zaczęła prowadzić konwersację. Było nawet miło zważywszy na to, że w miarę się dogadywały i wszystko dobrze szło. Gdy skończyły temat quidditcha były już dobrymi koleżankami, a Andrea zanudzała swoją towarzyszkę dokładnymi opisami odcinków, jakiegoś mugolskiego fantastycznego tasiemca książkowego i jeszcze dokładniejszymi opisami głównego bohatera.
-Ja wolę opowieści o miłości, szczególnie z ładnymi aktorami...
Andy nie miała okazji skomentować tej inteligentnej wypowiedzi, gdyż do przedziału wpadły dwie rozchichotane dziewczyny i po zgodzie na zajęcie miejsc rozwaliły się w przedziale, jak we własnym.
-Cześć jestem Val, a to moja przyjaciółka Alex.
-Cześć, ja Daria, a ona... Andrea!
-Yeah – skomentowała Deer.
-Cool – skomentowała Alexis.
-Może tu się dosiąść moja nowa znajoma? – spytała po chwili Val.
-Pewnie – Andrea raz na zawsze odgoniła swe marzenia o samotnej podróży.
Po chwili rudowłosa piękność wciągnęła do przedziału lekko opierającą Samanthę.
-Cześć
-To Samantha, a to Alexis, Andrea, Daria i ja.
-Miło mi poznać. Mogę ściągnąć kuzyna?
-Kogo!- Deer doszła do wniosku, że w ośmioosobowym przedziale, pięć osób, to i tak za dużo.
-Mojego kuzyna i trójkę jego przyjaciół, huncwotów – odparła Black starannie kamuflując groźbę w spojrzeniu.
Znały się z Deer z widzenia i ze słyszenia, jak to w arystokracji, ale zaczynały coraz mniej za sobą przepadać.
-To będzie dziewięć osób, a tu są miejsca dla ośmiu – stwierdziła Andy, trochę mniej starannie kryjąc groźbę.
-Jak sobie pójdziesz będzie akurat – skomentowała szybko Blackówna.
-Dziewczyny spokój- zganiła Val, po czym wychyliła głowę za drzwi i zawołała huncwotów.
Sammie spojrzała z triumfem na Andy, która acz wściekła – milczała. Do przedziału wpakowało się czterech dwunastolatków, którzy wypełnili resztki wolnego miejsca i zaczęli się wciskać na to zajęte.
Cierpliwość Deer była na wyczerpaniu, a gdy „czystym przypadkiem" zarobiła od niejakiego Syriusza, łokciem w zęby, zabrała klatkę z Queen(usiem), podręczną torbę i ostentacyjnie milcząca wyszła.
-Mówiłam, że, jak wyjdziesz będzie dobrze – złośliwy uśmiech wykrzywił twarz Black.
-Jakbyś schudła wyszłoby na to samo – skomentowała jej przeciwniczka, ale bardzo cicho, bo szanse jeden do ośmiu nie są szansami, w jakich podejmuje walkę porządny Ślizgon, którym Deer bardzo chciała zostać 4.
Pierwsza towarzyszka Andy przez chwilę wyglądała, jakby miała ochotę wyjść za nią, ale dała sobie spokój i została z nowymi przyjaciółmi.
Deerówna szukała wolnego miejsca dość długo, ale wszędzie były jakieś rozchichotane tłumy. Wreszcie po usilnych poszukiwaniach, prawie w drugim końcu pociągu znalazła przedział z jednym tylko Ślizgonem.
-Przepraszam, mogę się dosiąść? – spytała, przyglądając się potencjalnemu towarzyszowi podróży.
-Mhm – mruknął niechętnie.
-Jestem Andrea Isabella Deer, a ty? – zagadnęła dziewczyna, którą w domu nauczyli, żeby przedstawiać się oboma imionami. Czystokrwisty zwyczaj.
-Severus Gregory Snape – odparł, zerkając na nią przelotnie.
Oboje znali swoje nazwiska ze słyszenia, ale nigdy się nie widzieli. Na bale arystokratów można było chodzić dopiero po zdanych SUMach, a na bale młodszych arystokratów, po rozpoczęciu nauki w Hogwarcie. Oznacza to, że Deer nie była jeszcze na żadnym. Znała, więc mało osób.
Chłopak zaś był godny zainteresowania. Blady z pięknymi czarnymi oczami, co Deer zawsze potrafiła docenić. Dodatkowo miał długie do ramion, czarne włosy. Trochę tłuste, ale to akurat Andy mogła zrozumieć. Jej też nigdy nie chciało się szorować głowy. Dodatkowym atutem chłopaka był jego ubiór. Czarny. Andy zawsze doceniała podobny styl, ale jakoś nigdy nie miała tyle samozaparcia, żeby samej ubierać się tylko w ciemnych barwach.
Chcąc, nie chcąc musiała przyznać, że nawet Samantha miała fajny styl. No, ale styl Andy, to brak stylu. Tak zwana taktyka na zaskoczenie.
Przez całą drogę chłopak nie odzywał się i gdyby nie to, że, czytając poruszał oczami i od czasu do czasu zmieniał strony trzymanej księgi, nie miałaby pewności, czy w ogóle się poruszył.
W połowie drogi doszła do wniosku, że jest słodziutki. Gdy przepływała łódką przez jezioro była zauroczona po uszy i nawet widok młodszego brata Lucjusza Malfoya nie wzbudził w niej zachwytu.
No nie kłammy aż tak. Wzbudził mniejszy zachwyt niż powinien.
Może sam Lucjusz lepiej by wypadł, ale (nie)stety skończył szkołę w zeszłym roku.
Była w tak dobrym nastroju, że w czasie podróży jeziornej nie za mocno odcinała się Samancie, która wpakowała się do tej samej łódki. Żadna poważna kłótnia ani rękoczyny z tego nie wynikły, ale mogła mieć na to wpływ również Valerie.
W każdym razie cała piątka dziewcząt dotarła przed tiarę przydziały w stanie nienaruszonym.
Tiara odśpiewała swoją pieśń.

Choć jam kapelusz stary
Ważne mam tu zadanie
Tysiąc lat temu przykazane
Do domów przydzielanie
Na samym szkoły początku
Decyzję taką podjęto
Jak dzielić między domy
Jakąś tiarą teraz zdjętą!
Z głowy Godryka zdjęta
To ja zostałam wybrana
Do zadania przyuczona
Przez czwórkę zaczarowana
Wiem, co każdy z nich cenił
Kogo by przyjął do siebie
Włóż mnie na głowę bez lęku
Ja dziś przydzielę Ciebie
Do domu Gryffindora
Gdzie liczy się odwaga
Przez humor i braterskość
Przykryta jest rozwaga
Lub do domu Ravenclavu
Gdzie wiedza wartko płynie
Rozum, książki, doświadczenia
Spontaniczność czasem ginie
A może do Slytherinu
Gdzie intryga podstęp knuje
Żądza wiedzy oraz władzy
Tam godności nie brakuje
Został jeszcze Hufflepuff
Pełen ciepła, lojalności
Przyjacielski, pracowity
Przyjmie też niezdarnych gości
Opisałam cztery domy
O swej roli powiedziałam
Lecz na dziś to nie wszystko
Bo Wam rady swej nie dałam
Choć rzadko rady daję
Czasem szkołę swą chcę bronić
Ciężkie czasy do nas idą
Więc od żartów zacznij stronić
Przemyśl to, co dziś chcesz rzec
Żebyś potem nie żałował
Gdy Cię ciężki los dosięgnie
Żeś się obronić nie zdołał
Sam dzisiaj nikt szans nie ma
Dlatego teraz się łączcie
Przeciwko wszystkich wrogowi
Drobnym sporem nie namąćcie

Na sali zaczęły się szepty, gdyż tiara, jak sama wspomniała, rzadko udzielała rad. Tym bardziej dziwiło to wszystkich, że na świecie nie słychać było o jakimś niebezpieczeństwie...
Jednak, czy po dziwnej piosence, czy nie, przydział odbyć się musiał. I, gdy Analfabetus, Roger usiadł przy stole Hufflepuffu, na stołku i pod tiarą zasiadła Black, Samantha.
Po chwili ciszy tiara zdecydowanie wykrzyknęła „adres":
-RAVENCLAV!
I uradowana Samantha opuściła między innymi uradowaną Andreę, która wiedziała, że po swoim przydziale może się spodziewać wszystkiego poza domem Krukonów.
Mimo wszystko troszkę się zdenerwowała, gdy po Changu, Filipie i Crakersie, Dominiku profesor McGonagall wyczytała głośno i dobitnie Deer, Andrea.
-SLYTHERIN!
Stół wężów zaczął klaskać (Sev też), a uśmiechnięta, jak alkoholik na widok jabola, Andy pobiegła pędem do swego wymarzonego domu.
Potem było kilka osób nie ważnych chwilowo dla akcji, a dla bohaterek na pewno 6.
A potem...
-Hiboux, Daria! – ogłosiła McGonagall, a zwana powszechnie Sową istota zasiadła na stołku pod tiarą.
Jedną nanosekundę później:
-HUFFLEPUFF!
Stół Puchonów zatrząsł się do oklasków.
Po kilku kolejnych uczniach 7 nastąpiło przydzielenie chwilowo nieznaczącej istoty, która miała wielki wpływ na dalsze losy bohaterek. Szczególnie Andy, która już niedługo miała poznać parszywe zamiary, tej parszywej żmii, małpy zapchlonej, miss świata z duszą wampira i sercem jego ofiary, paskudna, wredna, oślizgła, dwulicowa8...
-Nercks, Maglody!
-SLYTHERIN!
Severus Snape znów klaskał.
A potem, po kilku nieistotnych osobach 9...
-Red, Valerie!
A tiara po krótkim zastanowieniu (chwała Merlinowi tiara jest rodzaju żeńskiego, bo w ogóle nie chciałaby puścić Val).
Mężczyźni zacisnęli kciuki przy każdym z domowych stołów. Męscy opiekunowie tychże domów również i wreszcie padł wyrok...
-GRYFFINDOR!
Płeć brzydka Gryffindoru szalała, klaszcząc i wyjąc ze szczęścia. Podobnie, jak płeć żeńska pozostałych domów.
A potem już tylko, po kilku nieistotnych istotach (niekoniecznie) ludzkich 10.
-White, Alexis
-GRYFFINDOR!
I Valerie po raz kolejny nie udało się uwolnić od blondyny, która teraz przylgnęła do niej w uścisku tak mocno, jak męska połowa sali by chciała.
Z tymże, że Alexis na uścisku po przestała, a męskie chęci - nie.

1 Zauważyliście, że na pogrzeb ludzie ubierają się dosyć podobnie? (A jaka jest różnica? Podczas rozpoczęcia roku więcej osób jest sztywnych)
2 No czasami z pomocą matki, ojca i/lub sąsiada
3 W opisie nie w ciele...
4 „Przynajmniej, jeśli to on jest jeden, a przeciwników ośmiu. Jeśli jest na odwrót, to wszystko gra." Dop. Severusa
5 A Andrea ją sobie przypomniała i w kronikach zapisała sialalala
6 M.in. Eunuchius, Fred (Slytherin); Eachcok, Rose (Gryffindor); Farsal, Anthony (Hufflepuff), Fak, Benjamin (Ravenclav); Gwooptac, Hugo (Gryffindor)
7 M.in. Ipontus, Jack (Hufflepuff); Jewop, Brytylla (Ravenclav); Kaw-wal, Frederic (Gryffindor); Lovegood, Veincent (Ravenclav); Marmalade, Jem (Slytherin); Mumija, Gryzelda (Slytherin)
8 „Andy chamuj się!" – dop. Samanthy „Sorry" dop. Andy
9 Ollfak, Kretilla (Gryffindor); Oridinarytus, Grogorius (Hufflepuff) i Parkinson, Valenty (Slytherin)
10 Sekapil, Deryk (Ravenclav); Sproszny, Famant (Hufflepuff); Tactofny, Franc (Gryffindor); Uniwersal, Zygfryt (Slytherin)