Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komenatrzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...
Ta część jest nieco dłuższa i tłumaczy, jak powstały Kiteski, co odkryły i co z tym postanowiły zrobić.
Świeciło słońce, wiater wiał, sraki ptakały itd. itp. Jednym słowem śliczna październikowa niedziela była, a uczniowie, jak te pchły do Pani Norris na błonia ciągnęli. Dołączyła do nich również grupa nietypowa. Pięć dziewcząt z domów wszelakich (tylko dwie były zgodne) zasiadło sobie spokojnie pod drzewkiem, przy jeziorze. Dokładnie naprzeciw nich, po drugiej stronie jeziora pod innym drzewem siedziało czterech chłopców (tu wszyscy byli zgodni, co do Gryffindoru). Dziewczęta z wrodzoną im powierzchowną ignorancją przyglądały się huncwotom.
-Oni coś knują – doszła do wniosku Samantha.
-Mhm od jakiś dwóch tygodni – wniosła do dyskusji Valerie.
-I wymyślili te głupie ksywki – dodała Hiboux.
-W ogóle są ostatnio dziwniejsi niż zawsze – podsumowała Alexis.
-Ja chyba wiem, co oni knują – skomentowała Andrea, otwierając paczkę cukierków i częstując koleżanki.
-Doprawdy? – spytała Samantha, która wciąż za Deer nie przepadała.
-Mhm, wczoraj byłyśmy u nich w dormitorium, pamiętacie?
-No! – zapewniła Val. – Grałyśmy z nimi w karty i co z tego?
-Jak usiadłam na łóżku Syriusza zauważyłam, jakąś książkę schowaną pod poduszką.
Dziewczyny spojrzały na nią w osłupieniu. Znaleźć książkę w pobliżu Syriusza było bardzo trudno, a już w łóżku?
-Wiesz, że łóżko Syriusza to, to pierwsze na lewo? – upewniła się Valerie.
-Nie moje drogie, nie usiadłam przypadkiem na łóżku Lupina! To było łóżko Blacka! I też mnie ta książka zaskoczyła, więc delikatnie ją spod tej poduszki wysunęłam i ją sobie obejrzałam.
-No i? – jęknęły cztery dziewczyny.
-No i miała ślad po łańcuchu, a kilka dni temu Filch się ciskał, że ktoś zwinął książkę z zakazanego działu.
-Dwie książki – poprawiła Samantha.
-Dla niepoznaki. Ale czytają jedną – stwierdziła Andrea.
-Możliwe – mruknęła zamyślona Red.
-I Syri cię przyłapał? –spytała Sówcia.
-Aha.
-I nie luknęłaś na tytuł? – spytała zawiedziona Sammie.
-A kto powiedział, że nie luknęłam? „Podstawy, środek i koniec animagii, czyli, jak się transmutować i od transmutować i wciąż być w jednym kawałku".
-Chcą zostać animagami! – niedowierzała Red.
-Ale na to trzeba zezwolenia! – wrzasnęła Samantha.
-Teoretycznie – stwierdziła inteligentnie Alexis.
Zagłębiły się w rozmyślaniach nad tymże dziwnym fantem.
-Ale na to trzeba dużo czasu. No, żeby się tego nauczyć! – mruknęła Hiboux.
-No to dobrze, że szybko zaczęli.
-Wiecie na początku, to przy pomocy takiego eliksiru trzeba się zastanawiać, jakim się jest zwierzęciem – powiedziała Samantha, która gdzieś na ten temat czytała.
-Mhm – skomentowała Deer. – Rogacz musi się zmieniać w coś rogatego.
-Może jelenia? – zasugerowała z wrednym uśmiechem Black. – Od tego zwierzęcia nazywają cię Rogaczką.
-Niom, niby tak, ale nie tracę nadziei, że to jakieś inne rogate stworzenie.
-Może krowa, hę? – spytała z uśmiechem Anne Penguin. Ślizgonka z ich roku, która oddała teraz Deer jej książkę. W całym Hogwarcie znana była jako Mucia (Ślizgonka, nie książka). – O czym gadacie?
-O niczym – warknęła Samantha.
-Cicho bądź- warknęła Deer. – Z czym ci się kojarzy Glizdogon?
-Z Peterem – odparła szybko zapytana.
-A z jakim zwierzęciem? – zapytała Red, pojmując o co Deer chodzi.
-I Peter, i Glizdogon kojarzą mi się ze szczurem – odparła po chwili Anne.
Wśród ogólnego zaskoczenia i cichego przyznawania racji zabrała głos Hiboux.
-Czemu szczur?
-Bo on jest taki trochę szczurzy. I ma szczurzy ryj. Znaczy się twarz. No, a szczur ma ogon, jak glista, no nie?
-Owszem... – mruknęły zgodnie dziewczyny.
-To tak, jak z Blackiem...
-Co z nim? – zainteresowała się Samantha.
-Śmieje się, jakby pies szczekał.
-Hehehe – zauważyła Deer.
-Dobra muszę spadać, Loaf coś chciał ode mnie. Trzymajta się.
-Aha – mruknęła Andy.
-Łapa też mi się z psem kojarzy – mruknęła zamyślona (?) Daria.
-Podaj łapkę... hehehe – Andrei najwyraźniej spodobał się ten pomysł.
-Oj siedź cicho. A Lunatyk? – spytała Black.
-Może to po prostu od jego lunatykowania? Znika co miesiąc do skrzydła szpitalnego, może, żeby po szkole nie chodził? – zapytała Alexis.
-Hmmm... czysto książkowy przypadek lunatyzmu. Lunatykuje dokładnie TYLKO w pełnie – zauważyła Andrea.
-Co masz na myśli? – zainteresowała się Val.
-Większość lunatyków lunatykuje w pełnię, ale nie tylko i nie w każdą. A nasz Lupin lunatykuje co do dnia w każduśką pełnię.
-Może on nie jest lunatykiem? – spytała Alexis.
-A czym? – prychnęła Sammie.
-Wilkołakiem – stwierdziła Daria, wgryzając się w kanapkę.
Przez chwilę panowała cisza. Niezbyt przyjemna cisza, w czasie której każda z nich rozważała prawdopodobieństwo, że Remus naprawdę jest wilkołakiem.
-To by tłumaczyło animagów – mruknęła Black.
-Czemu? – zainteresowała się Alexis.
-Wilkołak nie jest dla nich groźny. Potrafi się opanować. Animagowie albo jakieś inne zwierzęta potrafią go okiełznać i nic im nie zrobi. Jednym słowem będą mu mogli towarzyszyć, jak się już nauczą być animagami.
-Trzeba to jeszcze sprawdzić – stwierdziła zamyślona Red.
-Chyba mam pomysł – mruknęła Samantha z szatańskim uśmiechem.- Kiedy jest pełnia?
-Jutro – odparła zgodnie z prawdą Hiboux, która w piątek miała astrologię. – A co?
-Przed pełnią powinien być wrażliwy na srebro – szatański uśmieszek się pogłębił.
Deer delikatnie nachyliła się nad Hiboux i szepnęła tak cicho, że tylko ona ją usłyszała.
-Zakład, że sobie zrobi srebrne blaszki do glanów i mu przykopie?
Hiboux wraz ze śmiechem wypluła sok, który właśnie miała w ustach, ale zakładu nie przyjęła.
Remus Lupin właśnie wychodził z biblioteki, gdy dogoniła go niejaka Samantha Black i przywitała się z nim, zrównując krok 1.
-Cześć Lunatyku – powiedziała z uśmiechem.
-Cześć, wy też już używacie tych ksywek? – spytał ze śmiechem.
-Chyba, jak cała szkoła! – Sammie udała zdziwienie.
-No niby tak, tylko nie wiem, czy słusznie – mruknął.
-Co masz na myśli? – szybko podchwyciła Sam, gdy skręcili w lewo, by podążyć na obiad do Wielkiej Sali.
-Nic, nic – odparł cicho.
Szli przez chwilę w milczeniu aż Samantha zauważyła posąg dwóch arabek z zasłoniętymi twarzami, które stały do siebie bokiem i na swych dwóch głowach, podtrzymując każda jedną ręką, trzymały wielki kosz. Wyglądał na pusty 2. Samantha udała, że potyka się o sznurówkę.
-Fuck! Zaczekaj chwilę – rzekła do Remusa i podała mu niesione przez nią do tej pory książki.
Potem uklękła i poświęciła się wiązaniu sznurówki, profilaktycznie nie patrząc na reakcję kolegi, gdy był zmuszony do trzymania dwóch grubych tomisk. Niby nic, tylko, że jeden z nich miał grzbiet ze... srebra. Drugi dorzuciła Deer – dla niepoznaki. Samantha nawet nie patrzyła, co to za książki.
-Już. Idziemy? – powiedziała po chwili i ruszyła z przyjacielem do Wielkiej Sali, wcześniej odbierając książki i wrzucając je do swojej torby.
Gdy zaczęła jeść obiad do sali weszły jej cztery koleżanki i już nie mogła się doczekać, co jej zaraportują.
Obiad minął im wyjątkowo szybko, może, dlatego, że skończyły go zanim inni jeszcze dobrze zaczęli. Spotkały się w dormitorium Valerie i Alexis, gdzie dzięki sprytnemu czarowi założycieli Hogwartu, Huncwoci wejść nie mogli, a płeć piękna wybyła na obiad, gdzie wszystkiego odmawiała, bo była na diecie. Tak, czy owak zaczęła się rozmowa.
-Jak zareagował? – warknęła Samantha, jak tylko zamknęły się za nią drzwi.
-Syknął z bólu i się skrzywił, gdy dotknął srebra – zaraportowała Andrea, która wraz z Red były tymi arabkami, które nie siedziały w koszu.
-I się zarumienił, gdy zobaczył książkę od Deer – zaraportowała Valerie.
Samantha Black posłała mordercze spojrzenie Rogaczce i powoli zajrzała do swojej torby wyciągając z niej opasłe tomisko bez srebra. Przeczytała tytuł. Zarumieniła się i zaczęła okładać Deer po plecach, łbie i gdzie popadło tomem „Kamasutra dla magicznych". (Nie)stety Valerie ponownie je rozdzieliła wyrywając im książkę i zagłębiając się w lekturze.
-Dobra, wiemy, że Lupin jest wilkołakiem i co robimy z tym fantem? – spytała po chwili Deer, gdy już przestała jęczeć z bólu.
-Jak to, co? – niezrozumiała Alexis.
-Mówimy im, że wiemy, czy nie. To po pierwsze. Ja jestem na nie.
-Nie – powiedziała Samantha.
-Nie – poparła Hiboux.
-Nie – dodała Alexis.
-Zobaczcie, co on jej robi z tą różdżką – powiedziała Valerie, a Samantha zabrała jej książkę.
-Val? – spytała Andrea.
-Nie mówimy! To męskie szowinistyczne świnie! W ich paczce nie ma ANI JEDNEJ dziewczyny! – wyraziła dobitnie swe zdanie rudowłosa.
-Val? – zaczęła cicho Alexis. – U nas nie ma żadnego faceta.
-No i dobrze! Sprawiedliwość musi być!
-Val? – zaczęła cicho Samantha. – Nas jest pięć, a ich czterech.
-A kto powiedział, że sprawiedliwe, to ma być po równo! Sprawiedliwe to ma być tak, żebyśmy wygrały, bo kobiety są ważniejsze od mężczyzn!
-Albo jesteś lesbijką, albo feministką – stwierdziła Andrea, patrząc na Val.
-Hmmm... feministką! Musimy założyć własną bandę! – Red najwyraźniej dostała jakiegoś ataku.
-Razem? – Black wymownie spojrzała na Deer, która akurat wymownie patrzyła na nią, więc ich wymowne wzroki się spotkały i sobie pogadały.
-A będziemy się nazywać... – zaczęła Alexis, którą też już wzięło.
-...latawice! – wykrzyknęła Daria, którą też już porwało (i zażądało okupu).
-Kites – latawce – rzekła Samantha, która też dała się po(d)nieść.
-Kiteski – stwierdziła Andrea i tak jakoś zostało 3.
-Wiecie, co? – powiedziała Samantha w napadzie (niekoniecznie) twórczym. – Skoro my jesteśmy lepsze, wspanialsze, cudowniejsze, mądrzejsze itd., itp. To dlaczego to nie my zostaniemy animagami pierwsze?
-Hę? – spytała Hiboux.
-Dobrze powiedziane – zauważyła Deer.
Samantha rozejrzała się powoli po wpatrzonych w nią zszokowanych twarzach.
-Jeśli zaczniemy już w pierwszej klasie, to będziemy młodsze kiedy osiągniemy cel. A ja, Val i Deer nie jesteśmy takie tępe. Poduczymy się, a potem wam pomożemy. Oni też muszą pomagać Peterowi. Cudów nie ma. A my będziemy pomagać we trzy...
-... A jak Alexis załapie, co jest dosyć możliwe, to podszkolimy we cztery. Im więcej pomaga osób w pierwszej przemianie tym lepiej – dodała Valerie.
-Najlepiej, jakby pomógł nam jakiś już ukształtowany animag – mruknęła Deer.
-Ta, profesor McGonagall – Black znacząco popukała się w czoło.
-A znacie Ritę Skeeter z szóstej klasy Gryffindoru? – spytała Hiboux. – Widziałam ją, jak zmienia się w żuka.
-Nie może być legalna, by się o tym wiedziało, gadało... – mruknęła Val.
Mały szantażyk? – w oczach Deer błysnął Ślizgoński błysk.
1 Znaczy się szła równo z nim, a nie podciągnęła spodnie.
2 „Tylko wyglądał. Cztery arabki budziłyby zbytnie zainteresowanie." Dop. Valerie
3 „Jaka ta Andrea inteligentna, kiedy to ona spisuje kroniki" dop. Samanthy
