Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komentarzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...
Nikt tego nie napisał (bo nikt oprócz Shinigami tego nie skomentował), ale wiem, że może trochę razić język potoczny używany w narracji. Wbrew pozorom ja POTRAFIĘ się bez niego obyć, ale to opowiadanie musi pasować charakterem do bohaterek, a to uniemożliwia używanie pięknego języka literackiego. Poza tym... KOMENTUJCIE, BŁAGAM! Wystarczy mi taki komentarz, jak ostatnio dostałam do jednego z opowiadań "buahahaha" może nawet być "Merlinie, co to za kicz - - ' " Albo po prostu "kicz!". Na litość Merlina niech chociaż wiem, że jest gdzieś tam ktoś, kto to czyta... albo chociaż próbował... puk, puk, jest tam kto? I po co ja to piszę... ech...
Ta część opowiada o zmianach, jakie następują na trzecim roku, oraz o tym, jak się zaczęło to, co przez długi czas dręczyło bohaterów...
Rok szkolny 1974/75
1 września nie przyniósł żadnych niespodzianek. Huncwoci i Kiteski jechali wspólnie pociągiem by rozpocząć kolejny rok nauki i by ich mózgi (lub pusta przestrzeń) znów się trochę pomęczyły. Ku ogólnemu zdziwieniu mimo, że przedział wciąż był ośmioosobowy, a pasażerów było dziewięcioro, wszyscy się pomieścili. Może dlatego, że Val ciągle siedziała u jakiegoś faceta na kolanach.
To gdzie byliście na wakacjach? - zainteresowała się Sowa.
Ja w Szkocji i na kolonii. Na kolonii było zajcie! - wrzasnęła Alexis.
Zszokowane spojrzenia wbiły się w nią. Podejrzenia choroby psychicznej, które zapoczątkowało jej przywitanie (Yo, meny!) rozbudziły się z nowym płomieniem.
No co z wami ka, ziomale? Gdzie was wywiało ka na wakacjach?
Ja byłam w Polsce i we Francji. W pierwszym było nieźle w drugim beznadziejnie. Jedyne, co dobre mają w tej całej Francji, to amerykańska Cola – rzekła Andy, po czym wyszła. Po chwili ciszy powrócili do rozmowy.
A ja byłam w USA!
Nie w USA tylko w U.S.A. - poprawiła Samantha, Hiboux.
I...
KFC cię porwało - dokończył Remus, czym wzbudził ogólny śmiech.
NIE! Było fajnie a wujek Francek jest boski.
Sowa, czy tobie mógłby ci się kiedyś spodobać facet, który nie jest z tobą spokrewniony tudzież nie jest przyjacielem twojego ojca? - spytała z dezaprobatą Sam i w kolejnej martwej chwili ciszy weszła Andrea z małą buteleczką.
Wypij to - poleciła, podając ją Alexis. - Zapłaciłam za to sporo i lepiej żeby podziałało.
No ka nie ma problemu, malutka! Zajsty smaczek. Z procentami, laseczka?
Yeah - zapewniła Sam, która zrozumiała potrzebę wypicia... tego przez Alex i zmusiła ją do tego.
Po chwili White skrzywiła się, co nie pomogło jej urodzie 1. A po chwili była w stanie nadającym się do spożycia 2.
Kurczę, co się stało? I co to było?
Eliksir usuwający wpływy - wytłumaczyła blondynie, Black, która wreszcie zrozumiała. - Drogi?
Droższy od Val. Ceni się Severusek - oznajmiła Andy i spokojnie usiadła.
Potem powrócili do wnikliwej debaty o wakacjach i dojechali względnie bezpiecznie do celu swej podróży. Który może nie był tak upragniony, ale też nie tak znienawidzony, jak mógłby być.
Choć Syriusza trochę dobijał fakt, że naukę rozpoczynał jego młodszy brat Regulus.
Choć właściwie i tak udawali, że się nie znają. Regi był zamkniętym w sobie sadystycznym chłopcem, którego tiara wyjątkowo szybko skierowała do Slytherinu, i który nie trafił na listę Andrei.
Trzeci rok, to jak wiadomo rok ciekawy. Poznaje się nowych nauczycieli i w ogóle jest git. I dlatego też pierwsze ważne wydarzenie wydarzyło się (szokujące doprawdy) już we wtorek. A była to lekcja wróżbiarstwa. Posada nauczycielki tego przedmiotu owiana była tajemnicą, ale tych, którzy już ją poznali bynajmniej nie dręczyła po nocach. No może troszeczkę. Koszmary też się zdarzają.
Osobą tak drastycznie doświadczoną przez los i wystawioną na pierwszy ogień był nie kto inny, jak Samantha Black. Trzynastoletnia czarownica, która nie da sobie w kaszę dmuchać, więc nikt nie próbuje. Miała swą pierwszą lekcję przepowiadania przyszłości wraz z częścią własnego domu, bo akurat ten przedmiot był jednodomowy.
Sammie zaciekawiona głupimi wypowiedziami doświadczonych w tym kierunku huncwotów ruszyła na wróżbiarstwo. Nieliczni Krukoni, którzy normalnie gardzili tak mało przyziemnymi sprawami, jak wróżbiarstwo, mieli nadzieję, że nauczycielka naprawdę coś umie. Rozglądali się po sali. Była skromnie urządzona. Stało tam kilkanaście małych, okrągłych stolików, a naprzeciwko wejścia wisiała tablica. Po bokach były półki zastawione przyrządami i pomocami naukowymi, a wokół tablicy wisiały jakieś prace, które chyba z założenia miały ozdabiać klasę. Uczniowie pozajmowali powoli miejsca. Ku rozpaczy Sammie wraz z nią usiadł Michel Loaf, jeden z niewielu Krukonów, z jakimi pozostałe Kiteski rozmawiały.
Cześć Chlebek - mruknęła Sammie
Cześć, jak sądzisz będzie ciekawie?
Pożyjemy, zobaczymy 3 - odparła Black modląc się w duchu żeby nauczycielka już przyszła i przerwała tą "konwersację".
Dzień dobry, dzieci. - głos podobny do skrzeku albo nienaoliwionych drzwi sprawił, że wszelkie szepty umilkły. Wszyscy spojrzeli na "osobę", z której się wydobywał. Efekt prawie zwalił ich z krzeseł. Żadne z nich nie widziało jeszcze nauczycielki i teraz jednogłośnie stwierdzili, że nie ma, czego żałować.
W kącie stała drobna 4 postać ubrana w czerń5. Była bardzo niepiękna, jak to później określił jeden Krukon. Było to bardzo delikatne określenie. Jej wielkie, wręcz wyłupiaste oczy zdawały się w każdej chwili gotowe wypaść, lecz nie to było najgorsze. Gorsze były włosy. Czerwonawe, długie, sięgające za łopatki, rozpuszczone przywodziły na myśl stos chrustu albo sieć pająka. Straszna postać kontynuowała, a uczniowie nagle poczuli dziką chęć wyskoczenia przez okna lub drzwi. Jednak mimo otwartego okna na oścież (przez które wpadał lodowaty wiatr) (i trochę deszczu) był to jednak dom słynący z rozwagi i inteligencji, więc się powstrzymał 6
Nazywam się Anette Gryzelda Saffchoock, lecz zwracajcie się do mnie "madame Anette". Będę was uczyła przepowiadania przeszłości. Wiem, że wróżbiarstwo nie cieszy się zbytnim uznaniem wśród tzw. "prawdziwych czarodziei", jednak ja wiem, iż w przyszłości przestanie być lekceważone i stanie się najważniejszą z nauk. Bo cóż może być ważniejszego od poznania własnej przyszłości? - ziewnięcie któregoś z uczniów zepsuło nastrój jaki Saffchoockowa za wszelką cenę usiłowała zbudować - Otwórzcie swoje podręczniki na stronie 7 i wykonajcie zadania 1, 2, 4, 6, 7 , 8 i 9. Macie na to eee 18 i pół minuty - wzięła kredę i niezdarnie nabazgrała czas na tablicy - W razie, czego chętnie pomogę!
Jednak jakoś nikt nie kwapił się, by ją o to poprosić. Możliwe, że zbyt obawiali się, iż postoi przy ich ławce dłużej niż potrzeba. Madame Anette jednak się tym nie zraziła i sunąc między ławkami (potykając się o wszelkiego rodzaju torby) wtrącała się co chwila w spokój pracy i ględziła o tym, co i jak mają robić. Była to bardzo ciężka godzina, podczas której poznali jedynie teorię i mglisty zarys praktyki, a na dodatek prawie każdy zarobił po piętnaście minusików (no niektórzy szesnaście). Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek wszyscy uczniowie pomimo kilometrowej pracy domowej, jaką im zadała wróżbitka, poczuli ulgę. Sammie właśnie miała wychodzić, gdy ten (już) znienawidzony głos przywołał ją do siebie.
Masz dar. Musisz go tylko rozwinąć. - Saffchoockowa gadała jak nawiedzona - Chodź na zaplecze. Taak. Usiądź tu, przed kulą. Patrz w nią.
Samantha po eksperymentach z sokiem 7 nie czuła się najlepiej. Właściwie była lekko wstawiona i marzyła o puszczeniu pawia na kulę i na nauczycielkę. Musiała się stąd jakoś wyrwać.
Widzę, widzę... - zaczęła, ale straciła wenę - kryształową kulę.
Patrz głębiej. Musisz zobaczyć. - po tych słowach Sam miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Postanowiła się zabawić. Udając skupienie, wyszeptała.
Widzę! Ciemna plama... coś na kształt domu- oczy nauczycielki zrobiły się niebezpiecznie duże, co spowodowało wzmożoną reakcję mdłości Sammie. - Tak to dom... DOM PUBLICZNY!
Hmmm, to ciekawe... Nie zmyślasz?
Ja? Psze pani, mogę go dokładnie opisać... - "Panią tam widziałam" dziewczyna miała to już na końcu języka, ale siłą woli się powstrzymała. - Czy mogę już iść?
Oczywiście moja droga.
Samantha wyszła z sali i idąc powoli korytarzem weszła do damskiej łazienki, gdzie wśród oparów dymu, który stworzyły starszoklasistki, wybuchła niepohamowanym i szaleńczym śmiechem. Usłyszała to pani Norris i przez tydzień miała koszmary.
Kolejną dodatkową lekcją, która zapowiadała się ciekawie i na którą miały się udać prawie wszystkie Kiteski była Numerologia.
Jak tam Wróżbiarstwo? - spytała Sammie pod salą od Numerologi.
Całkiem nieźle. Powiedziała, że mam dar. - odparła Val.
Mhm. Ciekawe, czy u Darii też znajdzie "dar".
Prędzej mózg. - wtrąciła Alexis
HĘ? - dziewczyny zwróciły uwagę na nietypową, nawet jak na możliwości Alex, bzdurę.
No... ona zwykła widzieć rzeczy, których nie ma...
Zgodny śmiech Sammie i Val wzbudził zainteresowanie speca od liczb.
Z czego się śmiejecie dziewczęta? - spytał z uśmiechem numer 5,3 i mrugnięciem 7,1 .
Nic, po prostu Alex udało się powiedzieć coś śmiesznego. - powiedziała płacząc ze śmiechu Val i weszła od klasy.
No wie pan. Zdarza się nawet najlepszym. - mruknęła Sammie i podążyła jej śladem.
Numerologia stała się ulubioną lekcją Alexis, a jej ulubionym "fragmentem" pan Darrius "Zarębiasty" Zarremba 8. Gdy wszyscy już władowali się do małej sali w południowej wieży Daruś rozpoczął pisanie jakiejś regułki na tablicy. Sala od Numerologi była ładna i schludna. Na ciemnoniebieskich ścianach złotym kolorem powypisywane były wszelakie cyfry i wzory 9. "Zarębiasty" odwrócił się od tablicy i zaczął mówić.
Dzień dobry, nazywam się Darrius Zarremba- po tych słowach przystanął i puścił oczko do blondyny, która o mało nie zemdlała z wrażenia. - Dziś, żeby nie tracić lekcji nauczymy się, jak za pomocą prostego wzoru policzyć płatki śniegu, które spadną w Grudniu bieżącego roku.
Lekcja była bardzo fajna - luźna i jednocześnie wciągająca. Sammie, siedząca z Valerie usiłowała za pomocą wszystkich swych szarych komórek dojść do właściwego 10 wyniku. Po tym, jak minęło pół lekcji miała zapisane siedem stron zeszytu (A4), siedemnaście różnych wyników i zszarpane nerwy.
Eeeee chyba jeszcze tego nie opanowałam... - stwierdziła zezując na kolejny wynik.
Nie tylko ty - pocieszyła ją Val, patrząc na swój. - Nie ma co, prosty wzór 11.
Nie rozumiem - mruknęła z tyłu Alex, z którą usiadł Loaf.
Czego nie rozumiesz Alexiu? - Darrius pojawił się znikąd. Znaczy podszedł cicho.
Jednak nie zdołał tego wydusić z biednej dziewczyny, gdyż rozległo się pukanie i do sali wkroczył woźny, a za nim jego bratanek - Adam Filch. Woźny wykrzywił się w parodii uśmiechu, który miał zarezerwowany jedynie dla służalczych misji wśród nauczycieli.
Dzień dobry. Chciałbym chwilę z panem porozmawiać. - oznajmił i wskazał głową chłopaka.
Po lekcji - oznajmił Zarremba kategorycznie i woźny wraz z rodziną musiał się wycofać.
Jednak, gdy już wyszli wzrok Sam wciąż wbity był w drzwi, za którymi znikli.
Coś się stało? - spytała po chwili Val.
On jest śliczny - oznajmiła Samantha.
FILCH! - wrzasnęła Red unosząc brwi w sposób wyjątkowo Snape'owaty.
Nie! Ten drugi, Adaś.
Oh God - skomentował Loaf, a Black spojrzała na niego z mordem w oczach. - Mówiłem o zadaniu dziewiątym! - zapewnił wbijając wzrok w swój podręcznik.
I on jest taki piękny i uroczy, i miły, i zdolny, i pracowity, i słodziutki... - zwierzała się Sam.
I skete'owski - wtrąciła Alex, unosząc głowę nad pergaminem, po którym bazgroliła.
I kto to mówi - warknęła Samantha, po czym powróciła do rozmarzonego tonu. - I zgrabny, i utalentowany, i...
... jest debilem - wtrącił Lupin, który najwyraźniej miał dość przemowy. - Tego się nie da słuchać, idę się uczyć do Gryffindoru - oznajmił, po czym zabrał swe rzeczy i wyszedł z pokoju wspólnego Hufflepuffu.
Sam jesteś debil - skomentowała obrażona Black i wróciła spokojnie do przemowy. - I zgrabny, i...
Deer, która w przeciwieństwie do Val, Alex i Darii nie miała zbytnio litości zebrała swoje rzeczy i rzucając wszystkim krótkie cześć ruszyła do swych spokojnych lochów. Z dwojga złego już chyba wolała, jak Maglody mięła ozorem. Zawsze można było się na niej troszkę pomścić.
Jednak nawet problemy miłosne Samanthy Black nie przeszkodziły profesorowi Tomasowi Essentielowi w przeprowadzeniu pierwszej w historii Kitesek lekcji Starożytnych Run. A była to lekcja zaiste ciekawa. Prawie tak, jak sam pan profesor.
Tą lekcję Gryffindor miał wraz z Gryffindorem, co oznaczało, że Gryffindor i nauczyciel byli sami. Na szczęście klasa była nieliczna, więc profesorzyna jakoś przeżył.
Dzień dobry - zaczął kulturalnie. - Będę was uczył Starożytnych Run, czyli starożytnych języków magicznych, którymi dawniej zapisywano zaklęcia i niektóre z nich przetrwały do naszych czasów. Ktoś może wie, jakie na przykład są to zaklęcia? Dla podpowiedzi dodam, że nie chodzi o żadne, które powstało od łacińskich słów.
W klasie zaroiło się od rąk i ku ogólnemu zaskoczeniu niektórzy znali prawidłowe odpowiedzi i mówili całkiem sensownie 12. Wtem swą wymanikiurzoną dłoń podniosła Valerie Red. Pan Tomas, jak każdy facet od razu zwrócił się w jej kierunku i zapytał, co też ma do powiedzenia.
Zaklęcie Gluttureisuis - wymówiła płynnie.
Klasa spojrzała po sobie z dziwnymi minami, bo nikt nie zrozumiał. Pan Essentiel zrozumiał, zarumienił się i powrócił do prowadzenia lekcji w sposób bardziej konwencjonalny.
Tego samego dnia, gdy Val i Alex zmagały się ze Starożytnymi Runami 13 Daria Hiboux zmagała się ze słodkimi stworzonkami, zwanymi gumochłonami. Szło jej całkiem nieźle. A nawet nawiązała rodzaj przyjaźni z Jugemotem, czyli jedynym gumochłonem, który mógł żreć tyle ile mu się podstawiło i jeszcze nigdy nie miał dość. I jeszcze nigdy nie zdechł z przejedzenia.
Swój do swego.
Zaś następnego dnia, Andrea Isabella Deer (w przyszłości Snape) miała Mugoloznawstwo. Mało, kto z czystokrwistych rodzin chodził na te lekcje. Zwłaszcza w takich czasach. Jednak niektóre rodziny były tolerancyjne. A niektóre nie, ale ich dzieci lubiły im robić na złość. Chwała Merlinowi Syriusz był o rok wyżej i w innym domu, więc z Deer się nie zetknął. Mimo wszystko klasa Slytherinu była dość skromna.
Na pierwszej lekcji poznali profesor Teę Coffee, która ostrzegła, że jak ktoś się z niej będzie nabijał, to go wsadzi do mikrofalówki i będzie doń strzelać z UZI. Nikt w klasie nie wiedział, co to jest (ani jedno ani drugie), ale woleli nie sprawdzać na sobie.
Może na Gryfonach.
1 „Bo jej już nic nie pomoże" Dop. Samanthy
2 „Co nie znaczy, że ktoś próbował" Dop. Petera
3 Inna wersja maltretowana przez Valerie brzmi „Pożyjemy się zboczymy"
4 I płaska, ale nie bądźmy brutalni.
5„Przedrzeźnia mnie!" Dop. Samanthy
6 "Z Gryfonami było gorzej" Dop. Samanthy
7 Który usiłowała przemienić w coś, co zawiera promile.
8 „Ciekawe jaki był jej ulubiony fragment pana Zarębiastego" Dop. Severusa
9 Woźnemu się nudziło
10 Chociaż względnie
11 Jeżeli
x oznacza liczbę płatków w Grudniu na metr kwadratowy, x:31
średnią ilość dziennych spadających płatków na metr
kwadratowy. To zgodnie z twierdzeniem Grubbudego Graumana y –
oznacza temperaturę, j – wiatr, f – deszcz, h – podłoże na
które spada śnieg, a R – opór stawiany mu przez
napotkane przedmioty.
X y: (jf)
+ (hR
– y) : 3
12 Poza jednym uczniem – Hugo Gwooptaciem, który chciał tylko zapytać, czy może wyjść siusiu.
13Albo Runy z Val i Alex, zależy od punktu widzenia. (który zależy od punktu siedzenia) (albo stania).
