Disclaimer: Ta historia powstała dzięki pomocy Dark Rokusho mojego przyjaciela i beta testera. Co jest moje jest moje . Co jest jego jest jego. A co ani moje ani niego to czyjeś inne. Oczywiście nie robimy tego dla pieniędzy a teraz prolog:
-Nie wyczuwam tu żadnej magii,
Anita.-Powiedział Abaddon.-Ale...
-No
to chodźmy, Chodźmy, CHODŹMY!
-Poczekaj! Jeśli nie wyczuwam
magii, to nie znaczy, że jej tu nie ma !...Hej,
gdzie są
Krzyżowcy!
krzyżowcy stali przed wejściem,
bojąc się magii śmierci czającej się w
grobowcu. Abaddon
wnerwiony tym wyciągnął Czarny Sztylet i
uderzył się jego płazem w rękę.
Łukasz poczuł
ból łamanej kości na ręce, choć dłoń
pozostała cała. Ból wyciągnął go z osłupienia i
niechętnie z towarzyszem podążył za parą szaleńców w
głąb przeklętego grobowca. Po
przejściu kilku komnat znaleźli
się w sali grobowej. Sala ta była ozdobiona pięknymi,
złotymi
gobelinami, ale też 4-ma rzędami szkieletów dawnej Gwardii
Śmierci. Na samym
końcu komnaty stał na marmurowym podeście
sarkofag ze szczerego złota, a obok na
poduszce
leżał Miecz...
Miecz Władcy Nekromancji, Władcy
Śmierci...
Abaddon sięgnął po miecz i nagle szkielety ożyły,
a w komnacie rozległ się dźwięk
szalonego śmiechu. Anita od
razu rozpoznała śmiech...
-Rivia...
