Disclaimer: Ta historia powstała dzięki pomocy Dark Rokusho mojego przyjaciela i beta testera. Co jest moje jest moje . Co jest jego jest jego. A co ani moje ani niego to czyjeś inne. Oczywiście nie robimy tego dla pieniędzy a teraz rozdział:
Krzyżowiec szedł przez miasto
wampirów, dopóki nie poczuł pięści na swej twarzy.
Upadł i obudził się pół Ri od obozu. Nad nim stała Anita
z wyciągniętą pięścią.
-Musiałaś być tak brutalna?-spytał
Mor'Gul
-Nie twoja sprawa.-odpowiedziała Anita z sadystycznym
uśmieszkiem na twarzy
-Spokój!-wtrącił się
Abaddon-Lepiej zobacz, co on ma na szyji Anita...
Anita spojrzała
na szyję Łukasza i zobaczyła 2 fioletowe kropki przy szyji
-Rivia!
Ugryzła go!
-Co teraz?-zapytał zaniepokojony Mor'Gul
Nagle
Leonheart znowu zasnął...
-Nie ma czasu!-krzyknął Abaddon-Wy
dwoje przywróćcie mu i przytrzymajcie go w przytomności. Ja
się zajmę resztą.
Nie czekając na pytania Czarny Paladyn
Wyciągnął swój Zaklęty Czarny Sztylet...
-Nadstawcie
ranę!
-Po co?-zapytał przerażony Michał
-NIE MA
CZASU!
Mniejszy Krzyżowiec przerażony spojrzeniem Paladyna
nadstawił mu ranę przyjaciela.
-NEM AHARKON DEMONUS AN! KAHOM
SHARADUM AN!
Krzycząc zaklęcie Abaddon wbił Czarny Sztylet w
ranę i przekręcił.
Z ust Łukasza wydał się okrzyk bólu
i nie tylko...
Z jego ust nagle buchnął czysty ogień, z którego
wyleciał palący się nietoperz
-NA PŁONĄCY LEGION, ZGIŃ
TOKSYCZNY POMIOCIE!
Abaddon wyciągnął przed siebie rękę i
nietoperz nagle eksplodował.
-Coś ty mu zrobił!- Zapytał
obnażając miecz Mor'gul
-Uratowałem przed życiem potępieńca!
Teraz pomóż mu wstać i zanieść go z powrotem do obozu!
