Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komentarzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...

Ta część mówi o tym, co kto ma robić i o tym, jak to robi...

Zostało jednak zwołane kolejne zebranie mające na celu sprawić by każdy wiedział, co ma robić i by nie robił tego, co mają zrobić inni i żeby nie było tak, że jest coś, co miało być zrobione, ale zrobione nie zostało, bo to coś miał robić ktoś, kto robił to coś, co robił też ktoś inny, który nie wiedział, że ktoś inny też będzie to robił i dlatego nie zrobił tego, co ten ktoś miał zrobić, a nie zrobił, bo robił to samo, co ten ktoś... Tak, czy owak zostało zwołane kolejne zebranie, na którym już tradycyjnie dowództwo przejęła Sammie.

Po pierwsze: podoba mi się teoria Deer, mówiąca o tym, że za Bramę Śmierci nie da się przejść żywym. Znaczy, że może uda nam się go wyciągnąć. Ja poszukam jakiś książek na ten temat w Hogwarcie. Artur w ministerialnej bibliotece…

Nie da rady – oznajmił Artur. – Tam można wejść tylko, jak się pracuje na wyższym szczeblu i nie jest skazańcem lub/i o coś podejrzanym, a jak wiesz za pewne minister za mną nie przepada. To wystarczy.

Kurde – mruknęła pani Karkarov.

Mogę poprosić Anne, to Śmierciożerczyni, ale dla Kitesek zdradzi. Zwłaszcza, że boi się o mężusia. Możemy ich też przekabacić – oznajmiła Deer.

Dobra. Zajmiesz się tym i przy okazji odnajdziesz też Kingę i Loafa.

Ja do końca wakacji znajdę Sowę, a Remus…

A może byś tak się przestała rządzić i wzięła pod uwagę, że mamy słuchać Dumbledore'a? – warknął Lunatyk bynajmniej nie miło, ale nikt go nie poparł, bo Molly nie było.

I to mówi Huncwot – burknął ktoś spod drzwi i wszyscy obejrzawszy się ujrzeli Severusa Snape'a w pełnej okazałości 1.

Witaj Smarkerusie – powitał go wilkołak wyraźnie w wojowniczym nastroju.

Te, bestia się nie wymądrzaj – warknęła Andy, którą nastrój Lupina zaczął irytować. – Severus nam pomoże, może poszukać u siebie w księgach, ma ich tyle, że…

Ty też. O ile wiem, dwór Deerów ma pokaźną bibliotekę, jedną z większych w Europie.

No widzisz, to mamy, gdzie pojechać na Święta, bo to pewnie krócej nie potrwa – oznajmiła Andy z uśmiechem.

Severus westchnął, a młode pokolenie zachichotało za co został im zaserwowany wzrok bazyliszka w wykonaniu Mistrza Eliksirów. Było, więc mniej petryfikujące, ale bardziej przerażające.

Ktoś musi odnaleźć Val i Alexis, bo ja nie zdążę – oznajmiła Sammie, patrząc z wyrzutem na Lunatyka, który sobie z jej wzroku nic nie robił, bo na drutach nie umiał.

Ja mogę poszukać tej Val, jak podacie mi jej dane – zaoferował się Bill, którego Fleur rzuciła.

A po Alexis wyśle się Sowę, jak się już ją znajdzie – dokończyła Rogaczka i tak pozostało.

Nowy Jork, jakiś blok, w jakimś blokowisku

Trzecia klatka od lewej

Godzina 12:32 p. m. – znaczy się popołudniu

Ks. Michael Loaf odnaleziony przez Andreę Deer został wysłany, aby odnaleźć Kingę Frog. Wziął urlop (macierzyński) i wędrował między budynkami, szukając właściwego budynku. Znalazł. Znalazł też klatkę i mieszkanie. Zapukał, jak to zwykle robią ludzie kulturalni (nauczył się na filmach).

Otworzyła mu jakaś miła murzynka z dredami i dziesięcioma kolczykami, na samej twarzy.

Wróżka przyjmuje tylko w soboty – oznajmiła.

Ale ja do niej prywatnie.

Dziwka przyjmuje tylko w piątki – odparła murzynka z uniesionymi brwiami, patrząc na koloratkę.

Powiedz jej, że przyszedł Michael Loaf i ma się zbierać, bo wraca do Anglii.

Murzynka cofnęła się do mieszkania. Po chwili wybiegła z niego Żaba i rzuciła się na szyję staremu kumplowi, na co on nie zareagował zbyt entuzjastycznie.

Chlebek!

Cicho, Żaba. Wracasz ze mną do Anglii.

A po co? – spytała Kinga.

Ratować Blacka, walczyć z Voldemortem, spotkać Kiteski itd. Itp.

Aha... Zaczekaj spakuję się i napiszę notatkę mężowi, żeby sobie obiad odgrzał.

Siedem godzin później zdążyła spakować już rzeczy pierwszej potrzeby do podręcznych siedemnastu waliz i ruszyli na lotnisko. Pięcioma taksówkami.

12:32, WYSEPKA ACHU-ACHU,

TEMPERATURA 37 STOPNI C

Tydzień po wydaniu rozkazów

Bill Weasley doszedł po raz kolejny do wniosku, że się gotuje. Nie wypowiedział jednak tego na głos, gdyż tubylec, który go przewoził wyglądał, jakby nie pogardził smacznym kąskiem gotowanej ludzczyzny. Oczywiście Billa mama nauczyła go, że nie należy oceniać ludzi po pozorach. Tym razem jednak nie chciał się upewniać, czy jego przeczucie jest trafne.

Po za tym zaczęło go już trochę irytować, że wciąż nie może trafić na właściwą wyspę. Poszukiwania Valerie Red nie były tak proste, jak się początkowo wydawały. Była możliwość, że Val mieszka na jednej z pięciu wysp, leżących przy obrzeżach Afryki (Bara-Bara, Och-Och, More-Bejbe, Ichaaa, Har-Em i Achu-Achu) przy iście weasley'owskim farcie po odwiedzeniu czterech wysp nie trafił jeszcze na tą właściwą (Zaznaczając, że Har-Em odwiedził dwa razy, bo zabłądził). Miał ogromną nadzieję, że piąta wyspa okaże się tą właściwą i nie będzie musiał wracać z tym samym przewoźnikiem.

Ruszył mijając po drodze setki pół nagich mężczyzn i doszedł do wielkiej rezydencji pełnej luksusów, ogromnych okien, kwiatów, pięknych obrazów, drogich mebli i - co najważniejsze - tabunu skąpo ubranych mężczyzn wszelakich ras ludzkich.

Powolnym krokiem kierował się w kierunku największego tłumu, czyli nad ogromny basen z jasnoniebiesko wodą. Tuż przy nim na wygodnym leżaku leżała kobieta. Długie RUDE włosy spływały jej na ramiona, a Wyjątkowo-Bardzo skąpe bikini leżało na niej, jak ulał. Wokół tejże przedstawicielki płci żeńskiej roiło się od płci przeciwnej. Jeden z mężczyzn masował jej stopy, inny wachlował ją sporym liściem palmowym, jeszcze inny stał w odpowiedniej pozycji, aby światło nie świeciło rudowłosej w oczy, kolejny obierał jej winogrona i wydłubywał z nich pestki, a jeszcze inny ocierał jej twarz wilgotnym ręcznikiem.

W kobiecym raju na leżaczku spoczywała Valerie Red, która zdobyła jedną z największych fortun świata, wychodząc za mąż za wyjątkowo bogatego szejka arabskiego i dość szybko wdowiejąc. Nigdy nie miała wyrzutów sumienia, w końcu umierał szczęśliwy, a i tak nie wiedziałby, co zrobić z taką ilością pieniędzy. Prawda?

Teraz ta ponętna osóbka spojrzała z zaciekawieniem na nową postać, która ukazała się w zasięgu wzroku.

Ja cię nie znam – oznajmiła, a uwaga okolicznych mężczyzn skupiła się na nim.

Przysłały mnie pani dawne przyjaciółki, Kiteski.

Kiteski! Co u nich? – zawyła Valerie zrywając się z leżaczka i ciągnąc Billego do domu.

W ciągu pół godziny zgodziła się jechać z nim na koniec świat byle tylko odnaleźć starą, kochaną Alexis, no i ocalić Syriusza.

Co prawda przestał już ją interesować (znacznie bardziej zaczął Bill, który zdawał się nie zauważać różnicy wieku między nimi), ale miło by było gdyby Bazil poznał ojca, jak wróci ze szkoły.

10 września 1996

GODZINA ZDECYDOWANIE ZBYT PÓŹNA, JAK NA SIEDZENIE W BIBLIOTECE

NARODOWA BIBLIOTEKA MAGICZNEJ ANGLII

MINISTERSTWO MAGII

Andrea Deer ze strachu przed Sammie i radości, że wreszcie ma coś do roboty nie jęczała przez pierwsze kilka dni pracy. Anne wykołowała ją tak, że teraz biedna Rogaczka musiała tu siedzieć, a ks. Loaf wraz z Frog już dawno w Hogsmeade się zaaklimatyzowali. Po ponad trzech tygodniach Deer miała już dość. Zawsze kochała książki, ale przeglądanie setek tomów i akt jedynie po to, żeby uratować Blacka „lekko" działało jej na nerwy. W dodatku nie można było używać magii, bo księgozbiory się niszczą.

Jasne... Mówcie mi Kluska...

W bibliotece zaległą grobowa cisza. Różniła się od zwykłej ciszy tym, że tak cicho było tylko w grobie. I to takim bez robaków i zombie. Nawet książki wyładowane magią przestały cicho szeleścić.

Gadam, jak sowa... muszę się leczyć... ale najpierw znaleźć tą przeklętą bramę.

Po czym powróciła do czytania tytułów rozdziałów i sprawdzania, czy jest tam coś o bramie do świata umarłych.

Jak przelecieć królika – nie ma bramy

Jak przelecieć krowę – chyba zmienię książkę

Zasłony i jak je cerować – nie ma bramy

Jak reanimować psa – hihihi nie ma bramy

Jak zabić nauczyciela- nie ma bramy

Jak zdobyć nauczyciela – nie ma bramy, ale później można postudiować

Jak wyjść ze świata szkolnego – nie ma bramy

Jak wyjść ze świata nauczycieli, żywym – nie ma bramy

Jak wyjść ze świata uczniów, żywym – nie ma bramy

Jak wyjść ze świata umarłych, gdy jest się żywym – nie ma... O FUCK!

ZNALAZŁAM! STRZEŻ SIĘ ŁAPA! NADCHODZIMY!

Pozornie entuzjazm mógł być przedwczesny, ale chociaż jakimś cudem udało jej się znaleźć właściwą książkę. A i tak nic z niej nie rozumiała, więc nie mogła się niczym martwić. Doszło do niej tylko coś o jakimś eliksirze, a to tylko polepszyło jej humor, bo Kiteski znały tylko jednego naprawdę zdolnego Mistrza Eliksirów.

10 września 1996

Dwie godziny po dokonaniu odkrycia przez Deer.

Biblioteka, stolik numer dwa, siedem kroków od okna, Hogwart.

Samantha Black siedziała nad jakimś ogromnym tomiskiem, które właśnie przeglądała i które prawie ją uśpiło. Obudził ją hałas, jaki spowodowała wpadająca sowa. Znała już nieco tą sowę i wiedziała, że jej nawet (przy całej swej miłości do zwierząt) Hagrid do końca by nie polubił. Musiała stwierdzić, że to najgłupszy ptak, jakiego kiedykolwiek widziała. Przewyższał nawet Darię. Sowa ta, imieniem Borys, była wyjątkowo logiczna. Pomijała tylko w swej logice niektóre szczegóły. Dla przykładu, według jej rozumowania, należało lądować na czymś, co jest właściwie duże i płaskie. Problem polega na tym, że Borys nie brał pod uwagę, jak to coś jest ustawione. Mógł, więc wylądować na podłodze, stole, czy biurku. Jednak mógł lądować też na ścianie, suficie, czy – jak w tym wypadku – regale na książki.

Karkarov powoli zbliżyła się do ptaka i podniosła go z podłogi za jedno skrzydło. Odwiązawszy od jego nóżki wiadomość, położyła zwierzę na stole, dziobem w dół. Borys nie przejął się tym za bardzo, gdyż właśnie zasnął. Sam właśnie zrozumiała teorię, że zwierzęta upodabniają się do właścicieli.

Skupiła się jednak na notce, jaką otrzymała.

ZNALAZŁAM! Nic z tego tekstu nie rozumiem, ale to na pewno to. Co prawda nie można wynosić książek z biblioteki ani ich kopiować, ale... nikt nie zauważy ubytku paru stron. Zresztą i tak przychodzę tu w nocy, żeby się na Anne nie wściekli. W każdym bądź razie, zrozumiałam tylko tyle, że chodzi o jakiś BARDZO trudny eliksir. Wracam do Hogwartu. Niedługo będę. Wyślij wiadomość do reszty.

Pozdr. Andy

PS. Przypilnuj Boryska, bo w drodze mogłoby mu się coś stać."

Sammie mimowolnie się uśmiechnęła i zaczęła skrobać listy do znajomych. Potem poszła do sowiarni, potrzebowała inteligentnej sowy.

1 Nie w takiej pełnej. W ubraniu był. Dop. Andy.