Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komentarzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...

Ta część opowiada o początkach, pomocy, planach i kłopotach sercowych.

15 września 1996

Hogsmeade,

Trzy miotły

Severus z uwagą czytał tekst, który podsunęła mu Andrea. Obok niego skupiły się wszystkie Kiteski, jeden ksiądz, jeden płaz i jeden ssak z dwoma żołądkami. Przynajmniej sądząc po przezwiskach. Normalnie uciekłby z takiego towarzystwa, jak najszybciej, ale z paru powodów tego nie zrobił. Primo: do Samanthy przez piętnaście dni w jednej pracy, zaczął się powoli przyzwyczajać i doszedł do wniosku, że jak nie ma napadów płaczu, pisków, śmiechu, czy innych niekontrolowanych uczuć, to da się z nią wytrzymać. Secundo: do Andy (ku jego ogromnemu zaskoczeniu) też się już chyba przyzwyczaił, a może po prostu ona trochę mniej się narzucała niż w szkole. Tertio: myśli Valerie (a zatem i jej chęci) były z dala od niego, a bliżej niejakiego rudego Billa, no i oczywiście Bazila, który od wczoraj na prędce przeniesiony, został uczniem Gryffindoru. Quarto: miło łechtała jego dumę informacja, że do niego zwracają się po pomoc. Quinto: widać było, że nie tylko jego głupota Sowy dobija. Sexto: wciąż był dumny z siebie, bo po tym, jak Andy zacytowała mu testament Blacka i doszedł do wniosku, że umie lepiej liczyć po łacinie.

Tak, więc zatopił się w lekturze, a gdy skończył spojrzał na zebrane wokół towarzystwo.

I co? – wyrwało się Andy, która nie mogła znieść napięcia. Albo po prostu chciała usłyszeć głos Snape'a.

Jeśli chodzi o zrozumienie teorii Gweentajla, to ją rozumiem, jednakże eliksir kordenficzny, który usytuowałby tu Blacka, wymaga sporej wiedzy z zakresu terfindii eliksirowej…

A po ludzkiemu? – wtrąciła Mucia.

Nie umie go zrobić – przetłumaczyła Samantha.

Nie to miałem na myśli – oznajmił z dumą. – Eliksir jest BARDZO trudny i długo należy go robić, a potem trzeba wykonać specjalny obrzęd przed bramą, ale problem nie leży w materii moich zdolności, choć nie mam pewności, czy udałoby mi się go uwarzyć…

To w czym problem? – przerwała wykład Val.

Nie ma przepisu.

To rzeczywiście stanowi pewien problem – przyznał uprzejmie Michael, który i tak gucio rozumiał.

Owszem. Gweentajl twierdzi, że opisał go dokładnie jego brat cioteczny Roontajl. Ze swej strony mogę jedynie zapewnić, że w bibliotekach Snape'ów nie ma tej książki. Pamiętałbym.

Może jest u Deerów? – zapytała Lockhart.

Może – przyznała Andy. – A skąd ja mam wiedzieć? Od urodzenia mam wstręt do naukowych książek. A teraz nie pojadę, bo Dumbledore chce coś ode mnie, a po za tym, teraz to w domu nikogo nie ma i dodatkowo dodam, że sama się przez te książki nie przekopię! Niech najpierw ktoś przeszuka bibliotekę ministerstwa!– Severus westchnął.

Pojedziesz z nią na przerwę świąteczną, jeśli Alex, Val i Anne nic nie znajdą? – spytała Sammie, a on smętnie pokiwał głową, bo go szczerze mówiąc poszukiwania wciągnęły.

Dyrektor Dumbledore zastukał sztućcem w swój kielich, wstając. Wszyscy spojrzeli na niego ciekawie. Jakby nie było ostatnim razem ogłosił przyjęcie do szkoły syna Syriusza Blacka. Kolejne szalone posunięcie staruszka intrygowało, więc całe szkolne społeczeństwo.

Chciałbym ogłosić, że wreszcie znalazłem odpowiednią nauczycielkę Mugoloznawstwa, od jutra zacznie nauczać tego przedmiotu Daria Lockhart.

Daria, która wraz z resztą Kitesek była na kolacji, wstała i uśmiechnęła się kretyńsko.

Niestety nie wszystkie Kiteski udało mi się zatrudnić, ale z pewnym źródeł wiem, że tylko jedna z nich nie ma zajęcia przynajmniej do przerwy świątecznej. Doszedłem do wniosku, że – dyrektor mówił coraz ostrożniej. – profesorowi Snape'owi przyda się jakaś pomoc i…

Co? Nie! – jęknął Snape, a większość uczniów spojrzała na niego z zaskoczeniem. Snape jęczący, to było wydarzenie roku.

Andrea Deer będzie od tej pory nauczać klas jeden – trzy, włącznie – Andy uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, Severus jęknął ponownie, tym razem w akompaniamencie jęknięć klas cztery – siedem, włącznie.

Bazil Alden usiłował się zaaklimatyzować w nowej szkole. Trochę irytowała go ta zmiana. Nie tam jakoś specjalnie, ale… Z drugiej strony w poprzedniej szkole miał już nieźle przerąbane, a woźny prawie się nerwicy nabawił. No i poznał już wszystkie godne uwagi dziewczęta. Teraz otwierały się przed nim nowe możliwości.

W obecnym momencie stał przed lustrem w łazience dormitorium gryfońskich chłopców, roku trzeciego i czesząc się nasłuchiwał, jak piętro wyżej Harry Potter i paru jego błazeńskich kolegów biegało tak głośno, że u trzecioroczniaków chwilami tynk się sypał. Bazil skończył się czesać. Związał w kitkę swoje czarne włosy i spojrzawszy ostatni raz na swe niebieskie oczęta ruszył na podbój szkoły.

Ze szczególnym wskazaniem starszych koleżanek.

Valerie, Anne i Alexis wyjechały tego samego dnia, kiedy Andy po raz pierwszy wkroczyła do sali pełnej cichych i zaciekawiono-przerażonych uczniów klasy pierwszej Slytherin – Gryffindor.

Może i dobrze.

Casandra miała od urodzenia takie zboczenie, że przeważnie lubiła ludzi, których inni nie lubili. Tak było między innymi z nauczycielem od eliksirów i zarazem opiekunem jej domu.

Cas wiedziała, że jest inteligentny i wredny, i to jej odpowiadało. Teraz jednak miała ich uczyć nauczycielka, która była miła, ale inteligencji, to jej trochę brakowało. I to już Cas nie odpowiadało. Mimo wszystko była w mniejszości i mogła tylko swe ciemnobrązowe oczęta wznosić ku niebiosom i błagać je o łaskę.

Cześć – mruknęła Andrea podczas swojej pierwszej lekcji.

Dzień dobry, pani profesor – odpowiedział chórek.

Dobra, robimy tak, ja was chcę czegoś nauczyć, wy chcecie się dowiedzieć, a jak nie chcecie to wasz problem, ale z pewnością nie będziecie takie świnie, żeby nie sprawić mi przyjemności uczenia was. A jeśli będziecie, to pożałujecie, bo tak się składa, że jestem Ślizgonką i od dwudziestu czterech lat kocham się w Severusie Snape'ie, a to do czegoś zobowiązuje!

Dni mijały powoli. Valerie, Alexis i Anne przeszukiwały skrupulatnie bibliotekę ministerstwa. Samantha uczyła uczniów się bronić. Severus uczył uczniów się otruć. Andy pomagała Severusowi. Bazil podrywał dziewczyny, przeważnie. Casandra zaczęła chodzić na dodatkowe eliksiry u swego opiekuna, a Sowa dręczyła dzieci informacjami o MTV.

Jednak nie tylko Andrea miała kłopoty sercowe 1, tylko, że co poniektórzy udawali, że ich wcale nie mają. I tylko dyrektor, który umożliwiał Remusowi Lupinowi mieszkanie w Hogwarcie kiedy i jak długo chce, trochę sprawę komplikował.

Zwłaszcza, że Remusowi teraz łatwiej było na akcje wyruszać stąd. I mógł sprawdzić, co u Kitesek, czy Harry'ego. Choć oficjalnie wciąż był śmiertelnie obrażony. Na dyrektora też, bo pochwalił pomysł dziewczyn i jeszcze dodał, że jest z nich dumny.

Jednakże Samantha, nie byłaby Samanthą, gdyby nie to, że nie lubiła takich sytuacji. A właściwie lubiła, ale jak się miała komu pozwierzać ze swych nieszczęść. Jednakże jedyną dostępną Kiteską, która chciała jej wysłuchać była Daria a jej rady miały pewne luki. Możliwe, że dlatego iż były dokładnym odzwierciedleniem tego, co sama osoba zwierzająca się chciała usłyszeć.

Co do Deer, to nie lubiła ona takich gadek. Albo z nim pogadać i do łóżka, albo tylko pogadać, albo postawić na nim krzyżyk i dać se spokój. Wybór należy do ciebie. Zresztą była zbyt zajęta pracą, by nie zawieść Severuska i tak trochę mało uważała, jak się ktoś jej smęcić zaczynał.

Jednak Sammie głupia nie była (wbrew pozorom) i miny Severusa, widzącego jej napady pisków i innych uczuciowych odruchów, dały jej jasno do zrozumienia, że coś z tą sytuacją trzeba zrobić. Gdy więc tylko kolejnym razem Remus pojawił się na horyzoncie, a dokładniej w swych komnatach, udała się do niego.

Zapukała nawet, bo podobnie, jak Loaf nauczyła się na filmach, jak zachowują się kulturalni ludzie.

Kto tam? –zapytał zmęczony głos z środka. Zdecydowanie Remusiasty.

Ja – powiedziała Samantha i weszła. – Musimy pomówić.

O czym? – burknął Lupin, wstając z sofy.

O tym, że jesteś obrażony. Daj temu spokój. Zrobiliśmy oboje dużo głupich rzeczy, możliwe, że ja znacznie więcej, ale swojego czasu miałam swoje powody. Wiem, odpada powrót do siebie, ale chyba moglibyśmy znów być kumplami? 2– wyrzuciła z siebie pani Karkarov.

Chyba tak – mruknął Remus i podszedł do okna.

Sammie zaś usiadła na fotelu, przy regale z książkami.

Właściwie, to tylko na początku, jak odeszłaś byłem zły, a nawet nie zły, po prostu…

Sammie wyciągnęła znajomą książkę („Wampiry i wilkołaki – mity i fakty"), którą sama mu kupiła na szesnaste urodziny.

Po prostu byłem zaskoczony. Wszystko się dobrze układało, a ty nagle uciekłaś i wyszłaś za mąż za Karkarova. Byłem w szoku!

Otworzyła książkę i przewróciła kilka stron, zatrzymała się zauważywszy dziwnego rodzaju zakładkę.

A potem wszystko potoczyło się tak szybko! Śmierć Lilki i Jamesa, aresztowanie Syriusza. A ja zostałem kompletnie sam. Wyrzuciłem wszystko, co mi się z tobą kojarzyło i wyjechałem.

Było to zdjęcie wycięte z gazety. Zdjęcie ze ślubu jej i Karkarova.

Teraz się trochę złościłem, bo pojawiłaś się bez zapowiedzi. Tak, jak znikłaś.

Remus odwrócił się od okna, a Sammie chwilę wcześniej schowała książkę wraz z zakładką, rozczulając się nad słodkością wilkołaka.

Jednak już się uspokoiłem i możemy znów być „kumplami" – uśmiechnął się do niej lekko.

Dziękuję – powiedziała również się uśmiechając i po chwili stanęła przed nim i lekko go uścisnęła. – Muszę już iść mam sporo kartkówek do sprawdzenia. Do zobaczenia.

Do zobaczenia Sam – odparł Lupin z uśmiechem, który spowodowało wspomnienie wielu bezsennych nocy… spędzonych przy sprawdzaniu kartkówek, oczywiście.

A Sammie wyszła.

1 „Choć tak się składa, że to ona spisuje kroniki, a więc ma święte prawo właśnie sobie najwięcej miejsca poświęcać!" Dop. Andy

2 „Tak bardzo chciałbym zostać kumplem twym!" dop. Andy