Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komenatrzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...

Ta część jest o feriach zimowych i o tym, jak to one wszystkim miło upływały

Zaczęły się ferie świąteczne, a dwie Kiteski i jedna kumpela wróciły z poszukiwań w bibliotece ministerialnej, mocno zawiedzione. Wyszło na to, że dwóch – razem tak niebezpiecznych- książek nie można trzymać w jednej bibliotece. Andy, to bardzo odpowiadało, bo miała okazję wyciągnąć Snape'a do Polski, gdzie znajdował się główny dwór Deerów, no i oczywiście ich biblioteka.

Tymczasem Valerie pojechała na Święta do Nory, by jej nowy narzeczony mógł ją przedstawić rodzicom. Lupin pomagał Sammie w poszukiwaniach hogwarckich, których nie mogła skończyć ze względu na nadmiar pracy, a Alexis pojechała odwiedzić męża w Nowym Jorku.

Stół był zastawiony ogromnymi ilościami potraw. Od razu rzucało się w oczy, że Molly wzbogacona przez Syriusza popisała się w tym roku bardziej niż zwykle. Spaliła jednak struclę z jabłkami, bo tak się przejęła informacją swojego syna o jego zaręczynach.

Teraz również napięły jej się nerwy, gdy usłyszała stukanie do drzwi. Jednak za nim zdążyła zrobić cokolwiek, Fred i George wyrwali się by otworzyć.

Ach witaj braciszku i ty piękna istoto, na tyle głupia by się z nim zaręczyć! – zawył od progu Fred.

Niechaj na Święta Bóg uchowa was od waszej wzajemnej ślepoty miłosnej i obdarzy was potomkiem, jak najmniej do was podobnym! – zawtórował mu George.

Och, dziękujemy. I aby wam się dobrze wiodło, żebyście znaleźli idiotki, które was zechcą i abyście nie musieli zadowalać się własnym towarzystwem! – odpowiedział Bill z kurtuazyjnym ukłonem.

Czy ty coś sugerujesz? – spytał Fred z groźnie uniesioną brwią, a Valerie cicho zachichotała.

Bill tylko wzruszył ramionami i wszedł do środka.

Witaj mamo, Wesołych Świąt.

Wesołych Świąt.

Dzień dobry pani – mruknęła Red.

I tak zaczęła się uroczysta kolacja.

Przepraszam, że pytam, ale o ile lat jest pani starsza od naszego syna? – spytał niewinne Artur.

Jaka „pani" Arturze, przypominam ci, że jak chodziłam do szkoły, to miałeś u nas praktyki z Mugoloznawstwa i było bardzo miło – oznajmiła Red, a pan Weasley trochę się zarumienił na widok min swego syna i żony. – I dobrze wiesz, że jestem starsza o dziesięć lat.

Nie sądzicie, że to trochę za dużo? – spytała delikatnie Molly.

W świecie czarodziei nie bardzo – odparł stanowczo Bill.

A co z Syriuszem? – zapytała Ginny.

Syriusz to przeszłość – oznajmiła Valerie i czekała na dalsze przesłuchanie, przed którym ostrzegał ją Bill.

A co z naszym stałym klientem, Bazilem? – zainteresował się Fred.

On już się przyzwyczaił do coraz to nowych gachów.

Aha – oznajmił George.

Kolacja przebiegła we względnym spokoju, przynajmniej do momentu pożegnania.

Żegnaj braciszku – rzekł Fred, ściskając Billa prawie, że ze łzami w oczach.

Tak, żegnaj – poparł go George, który wykorzystywał opanowaną zdolność płakania na zawołanie. – Nie daj jej po raz kolejny owdowieć!

Jesteście paskudni – oznajmił Billy i odszedł ciężko urażony.

Jednak nie wszystkim przerwa świąteczna tak miło przebiegała. Co poniektórzy zostali zmuszeni do wyjazdu do Polski i obecnie stali w bogato zdobionym holu. Oczywiście wszystko było tu albo drewniane, albo srebrne, albo ciemnozielone, albo wszystko na raz.

Severus nie zdobył się jednak na obiektywną ocenę, gdyż wciąż był pod wpływem ogrodów, które mijali przed chwilą. Były duże i wspaniale zagospodarowane. Były w nich szklarnie, rośliny zwyczajne i zimnokwitne. I było tam tyle gatunków, że Longbottom umarłby z ekstazy. Severus się hamował, bo choć niektóre z roślin bardzo go interesowały (zwłaszcza te tak trujące, że ptak przelatujący nad nimi, spadał dziobem w dół), to tylko pod względem ich cięcia i gotowania. Mimo wszystko był pełen uznania dla pani Margaret Deer, czuwającej nad tymi ogrodami, które były jej wielką dumą. Zresztą, jak wyjawiła mu Andy, jej matka należała do ludzi, którzy mimo iż są obrzydliwie bogaci, to wciąż muszą wynajdować sobie zajęcia, bo to wręcz uwielbiają.

Obecnie, oddawszy płaszcze i kufry pod opiekę skrzatów, znaleźli panią Deer w kuchni. Była dość podobna do swej córki. O kilka centymetrów wyższa i trochę grubsza, ale nie dużo. Miała ciemnowiśniowe (farbowane), krótkie włosy i oczy bardzo podobne do swej córki. Obecnie zaś siedziała w eleganckim kostiumie od sławnego projektanta, przewiązanym fartuszkiem w groszki i paląc papierosa pilnowała, piekącej się szarlotki.

Cześć mamo – przywitała się młodsza Deer, zwracając uwagę swej rodzicielki na nowoprzybyłych.

Dzień dobry – wydukał Snape, którego cała sytuacja trochę przytłaczała.

Cześć – odparła Margaret D. – To ten, do którego wzdychasz od dwudziestu czterech lat? – mruknęła sceptycznie, patrząc na swoją córkę.

Niom – padła zdawkowa odpowiedź.

Na upartego może być – padł wyrok, po pół minucie taksującego spojrzenia. – Ale myślałam, że będzie fajniejszy.

Severusowi lekko szczęka opadła, ale nic nie powiedział.

Mamo, jeśli ktoś uważa za najfajniejszą istotę z Hogwartu Hagrida, to nie ma gustu za złamanego knuta – odparła zdecydowanie córka. – Zresztą ładny by mnie nie chciał.

Ale chciwy owszem, a poza tym, to ten też cię nie chce.

A może zechce?

To niech się pospieszy, bo za cztery lata w sylwestra tracisz prawo do swej części spadku, jeśli nie znajdziesz faceta i się nie zaręczysz – przypomniała bezlitośnie jej matka.

Dobra, dobra, w razie czego dam ogłoszenie do „Proroka" bogata, samotna poszukuje męża. Idę o zakład, że wielu się zgłosi.

Ej, Andy, Andy… Pokaż ty mu lepiej jego pokój i weźcie się za tą bibliotekę.

Jasne – mruknęła Andrea i wyszła, a Snape posłusznie podążył za nią.

Pokój dostał miły. Jakby nie było w dworze było ich sześćdziesiąt trzy, więc Deer mogła mu wybrać jakiś porządny.

Ten był w kolorystyce zielonej z ciemnobrązowymi elementami drewnianymi, co Severusowi bardzo odpowiadało. Łazienka, którą tez już obejrzał była urządzona podobnie, a dodatkowo dostał mały pokoik pełen sprzętu do eliksirów. Co prawda nic specjalistycznego, ale zdecydowanie wystarczało mu to, bo jak ostrzegł swoją współpracowniczkę, mimo ferii ma dużo eliksirów do zrobienia i musi mieć gdzie. Miło było wiedzieć, że Deer wzięła to pod uwagę.

Mistrz eliksirów rozpakował znaczną część swoich rzeczy i odpoczął chwilę nad filiżanką dobrej herbaty, którą podał mu skrzat imieniem Tolkien. Potem zaś postanowił poszukać Deer i rozpocząć pracę, żeby szybciej ją zakończyć.

Z instrukcji Andrei wynikało, że jej pokój jest na końcu korytarza, na lewo. Idąc tymi wskazówkami Severus wkrótce dotarł do jasnobrązowych drzwi z tabliczką „Raj Andrei, nie wchodzić pod groźbą przerobienia na eliksir".

Zapukał.

Proszę! – doszedł go głos, więc wszedł.

Pokój był z białymi ścianami i pozostałymi elementami przeważnie niebieskimi. Po środku stało dość duże łóżko z baldachimem, a po lewej stronie biurko i klatka z Borysem. Oprócz tego w pokoju był regał na książki i kominek z ustawionymi na nim zdjęciami w różnorakich ramkach. Snape odruchem szpiegowskim przyjrzał im się uważniej, a miał czemu się przyglądać, bo było ich sporo. Na jednym rozpoznał Kiteski. Na kolejnym Andy w dniu otrzymania dyplomu w Hogwarcie. Na następnych trzech zdjęcia z dzieciństwa Deer, na których miała od około trzech do około sześciu lat. Na następnym Antoine'a, trzymającego na rękach swojego synka. Dalsze przedstawiały Andy z Darią; Andy z Sammie; Andy z Valerie i Alexis; Andy z Sammie i Darią; Alexis i Valerie; Andy z Loafem, Anne i Kingę. Rodziców Andrei w młodości. Kilka psów (każdy na innym zdjęciu). Andy z Borysem. Andy z Queen(usiem), którego Snape pamiętał jeszcze ze szkoły. Severusa, odbierającego dyplom ukończenia Hogwartu. Severusa z Lucjuszem, siedzących w pociągu. Severusa w szacie Śmierciożercy. Severusa nad kociołkiem. Severusa na balu. Severusa, tańczącego z Andy na balu i Severusa, bijącego się z Blackiem 1.

Cześć – mruknęła, wychodząc z łazienki.

Może byśmy dzisiaj zaczęli z tą biblioteką, to będziemy mieli więcej czasu – rzekł zgrabnie pomijając temat zdjęć i oprawionego wycinku z gazety, który właśnie zauważył 2.

Okey – Andy filozoficznie wzruszyła ramionami i poprowadziła dziedzica rodu Snape'ów ku bibliotece.

A było to miejsce bardziej godne podziwu niż ogrody pani Deer. Duża biblioteka z oknami sięgającymi od podłogi do sufitu, zastawiona była tyloma regałami, że już trzech bibliotekarzy, których chciała zatrudnić Margaret Deer, zaginęło w niej bez śladu.

Jednak nowoprzybyłych interesowały tylko regały z książkami naukowymi o eliksirach, a ich było jedynie osiem regałów, z czego na każdym było po tysiąc sto jedenaście ksiąg…

W Hogwarcie też się ludzie miło bawili. Remus wył do księżyca. Samantha tłumaczyła Hermionie zastosowanie wiązadeł Gerlinga w łapaniu Druzgotków. Ron ogrywał dyrektora w szachy. Harry rozprawiał z Darią o muzyce nowoczesnej. Casandra usiłowała się uczyć, a Bazil podrywał Ginny, która z niewyjaśnionych powodów była całkiem odporna na jego zaloty. Co oczywiście jedynie wzmocniło jego zmagania.

1 „Do tej pory nie wiem skąd ona tyle tych zdjęć zdobyła!" Dop. Severusa.

2 „Z proroka Dnia 17 sierpnia 1981 roku została złapana groźna przestępczyni – Maglody Nercks. (...) Skazano ją na dwadzieścia pięć lat więzienia bez możliwości wyjścia wcześniej i z dożywotnim zakazem przebywania na wolności na wyspach Brytyjskich" dop. Severusa. „Cytowane fragmenty były podkreślone na czerwono" dop. Severusa